20,00 zł
Bettina, piękna śpiewaczka operowa zakochana w baronie Steinbergu, porzuca dla niego scenę i zamieszkuje w jego wiejskiej posiadłości we Włoszech.
Do pałacu przybywa Rejent, który ma spisać kontrakt małżeński, nie zastaje jednak pana domu. Baron o świcie udał się na polowanie: w przeciwieństwie do Bettiny, nie zamierza rezygnować ze swoich pasji. Niestety jedną z nich jest gra w karty u mieszkającej po sąsiedzku księżnej. Wierny służący Calabrio bezskutecznie usiłuje go odwodzić od sprawiających przykrość Bettinie całodniowych wizyt u sąsiadki. Steinberg trwoni w grze większość swego majątku i uświadamia sobie, że nie będzie stać go na utrzymywanie żony, a nie potrafi dopuścić myśli, by wróciła na scenę. Postanawia jeszcze tego samego wieczora się odegrać. Tymczasem w pałacu pojawia się margrabia Stefani, dawny wielbiciel Bettiny…
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
Alfred de Musset
Bettina
tłum. Tadeusz Boy-Żeleński
Epoka: Romantyzm Rodzaj: Dramat Gatunek: Komedia
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 59
tłum. Tadeusz Boy-Żeleński
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN-978-83-288-3563-4
Tędy, panie rejencie; tędy, panie Capsucefalo. Chciej pan wejść do saloniku.
Gdzież młoda para?
Musi pan chwilę zaczekać, jeśli łaska. Życzy się pan czym ochłodzić? Z miasta niedaleko wprawdzie, ale upał.
Tak, i przybyłem pieszo w najgorszy skwar. Ale nie widzę młodej pary.
Pani jeszcze nie wstała.
Jak to! Toć1 już południe minęło.
Zatem lada chwila się zjawi.
A pan baron, też jeszcze nie wstał?
Jest na polowaniu.
Na polowaniu! Doprawdy, osobliwy sposób gotowania się2 do małżeństwa. Każą mi ułożyć kontrakt3, zamawiają na oznaczoną godzinę, i kiedy się zjawiam, pani śpi, a pan ugania po polach. Przyznasz, drogi panie Calabro...
Musi to pan zrozumieć, drogi panie Capsucefalo, że my nie żyjemy tak jak wszyscy ludzie. Wiadomo panu, pani jest artystką.
Tak, wielką artystką; śpiewa wspaniale. Nigdy nie słyszałem jej sam, ale słyszałem ze słyszenia, rozumiesz?
Otóż to: i właśnie tej nocy śpiewała do trzeciej rano. Lubi pan muzykę, panie Capsucefalo?
Oczywiście, panie Calabro, o ile mi mój zawód pozwala. Mieliście zatem w domu wielkie przyjęcie, dużo ludzi?
Nie; tylko sami państwo, pani i pan baron; wyprawili sobie wielki koncert w cztery oczy. To nie pierwszy raz. Pani nabrała tego zwyczaju, od czasu jak porzuciła teatr. Nie może zasnąć, jeśli się nie wyśpiewa. O świcie położyła się, a pan wyszedł ze strzelbą.
Gadaj pan, co chcesz, to trąci szaleństwem. Polowanie i muzyka to piękne rzeczy; ale, kiedy się kto żeni, panie Calabro, to się żeni. A świadkowie?
Pan powiedział, że ich sprowadzi. Chwilę cierpliwości. Co to takiego?
List od księżnej, proszę pana.
Dobrze. Wiesz, że pana nie ma.
Człowiek przyjechał konno.
Niech czeka. A, oto pan baron.
Jeszcze nie wstała! A, to już lenistwo. Dzień dobry, Calabro, jesteś punktualny, i ja także, jak widzisz; ale signora4!
Oto kontrakt, panie baronie, w tej teczce. Gdyby pan zechciał tymczasem rzucić okiem...
W tej chwili. Co to za list?
Od księżnej, proszę pana.
Zobaczmyż5.
Nie przeszkadzam; będę czekał pańskich rozkazów.
Jeżeli to znów jakieś zaproszenie, jakaś wycieczka, będziemy mieli burzę.
Co ty tam mamroczesz pod nosem?
Ja, proszę pana? Nie rzekłem ni słowa.
Wtrącasz się do wielu rzeczy, mości Calabro; pod pozorem dyskrecji przybierasz ważne miny, które mi się nie podobają, ostrzegam.
Jeżeli dyskrecja jest wadą...
Z pewnością, kiedy jest dwuznaczna; kiedy milcząc, daje ktoś do zrozumienia, że mógłby niejedno powiedzieć.
Och! o kimż miałbym mówić, proszę pana? Czy to moja wina, jeżeli księżna...
Cóż? Co takiego? Co chcesz powiedzieć? Wciąż ta księżna! Cóż wreszcie? Mieszkamy w tym domu od miesiąca. Księżna jest naszą sąsiadką; pałac jej jest o dwa kroki. Cóż w tym dziwnego, cóż osobliwego, że istnieją między nami dobre stosunki sąsiedzkie, a nawet przyjacielskie, jeśli kto woli? Nie jesteśmy we Francji, gdzie ludzie, którzy mieszkają dziesięć lat na tym samym piętrze, mijają się bez pozdrowienia; ani w Anglii, gdzie nikt nie ostrzeże sąsiada, że mu sakiewka wypadła z kieszeni, o ile nie był mu przedstawiony po wszelkiej formie6. Jesteśmy we Włoszech, gdzie obyczaje są swobodne, szczere, wolne od tej sztywności wymyślonej przez nieśmiałość i dumę na tym większą chwałę nudy; jesteśmy w kraju uroczej, miłej, zacnej i gościnnej swobody, pod tym pięknym słońcem, gdzie cień człowieka nigdy nie zawadza drugiemu człowiekowi, gdzie zawiera się przyjaźń, pytając kogoś o drogę, gdzie wreszcie zły humor jest równie nieznany jak brzydka pogoda.
Pan baron bierze rzeczy bardzo gorąco. Przepraszam tedy7 pana; ot, myśli takiego nieboraka jak ja nie warte są, aby się nimi zaprzątać.
Co za myśli? Chcę wiedzieć. Mów, życzę sobie.
Och! Boże! drobiazg. Tyle tylko, że kiedy pan baron idzie tak sobie na cały dzień do księżnej, zdawało mi się niekiedy, że pani jest smutna.
To wszystko?
Nic więcej nie wiem; ale przyznam się...
Co?
Nic, proszę pana; nie mam nic do powiedzenia.
Będziesz gadał, kiedy ci każę?
A więc, aby rzec prawdę, powiem panu, że mi to przykro. Ona pana tak kocha.
Tak mnie kocha!
Och, tak, proszę pana, prawie tyle co ja. Gdyby pan wiedział, kiedy pana nie ma, ile ona pytań mi zadaje, jak często wsuwa mi coś w łapę, aby dowiedzieć się, co pan mówi, co pan myśli, czy pan ją zawsze kocha, czy pan jest jej wierny... Pan mi zarzuca, że jestem gaduła... Więc dobrze! niech się pan jej spyta, w jaki sposób mówię o swoim panu i czy kiedy najlżejszym słówkiem... Oto dlaczego śmiem rzec, że mi to robi przykrość, kiedy wiem, że pani ma przykrość, tak, proszę pana, i kiedy płacze... Ale ostatecznie, skoro pan ma ją zaślubić...
Calabro! Mój poczciwy stary Calabro!
Słucham pana?
To małżeństwo...
Cóż takiego?
No, tak, wiem, dałem słowo. Nie zastanowiłem się, nie chciałem sobie zostawić czasu na zastanowienie, dałem się porwać lub, aby rzec lepiej, oszukałem samego siebie. Uległem, zaślepiłem się mą miłością.
Niech pan raczy darować, ale...
Słuchaj mnie. Bettina jest urocza. Przy swoim talencie, sławie, pośród wszystkich uciech, pokus, jakie otaczają i oblegają modną aktorkę, umiała żyć w taki sposób, że nawet sama potwarz nie odważyła się do niej zbliżyć. Uczciwość jej serca jest równie widoczna jak czysta jasność jej oczu. To pewna8, gdyby nic nie stało na przeszkodzie, nikt bardziej niż ona nie byłby zdolny zapewnić szczęścia mężowi, ale...
Zatem, proszę pana, skoro tak jest... dlaczegóż...?
Pytasz się? Ha! czy ty wiesz, co to jest zaślubić śpiewaczkę?
Nie, na honor, nie mam pojęcia. Zdaje mi się wszelako9...
Co?
Że gdyby się pan ożenił z naszą panią, nie byłoby w tym nic złego. Zdaje mi się, że mamy dosyć przykładów... Jest młoda i ładna; reputację, jak sam pan powiada, ma wyborną. Jest bogata... pan także.
Jesteś tego pewny?
Taki pan hojny!
Dowód więcej, że nie jestem bogaty. Byłem, ale już nie jestem.
Czy podobna?