Brokat. Gra świateł. Tom 1 - Angelika Waszkiewicz - ebook
NOWOŚĆ

Brokat. Gra świateł. Tom 1 ebook

Waszkiewicz Angelika

4,6

357 osób interesuje się tą książką

Opis

Nienawiść i miłość dzieli cienka granica

Rey, córka słynnej gwiazdy popu, od zawsze żyje w cieniu matki. Choć sama kocha muzykę, jest zdeterminowana, by nie poddać się blaskom oraz cieniom świata show-biznesu, dlatego unika ścieżki, którą narzucił jej świat.

Nicolas, zdominowany przez despotycznego ojca, od zawsze miał zaplanowaną przyszłość. Jak każdy najstarszy syn w rodzinie miał ukończyć prawo, pracować w rodzinnej kancelarii, ożenić się z „odpowiednią” dziewczyną, a w okolicach trzydziestki wejść do polityki.

Pozornie Ray i Nicolas nie mogliby bardziej się od siebie różnić. Najchętniej trzymaliby się od siebie z daleka, jednak kiedy jej przyjaciółka i jego przyjaciel zakochują się w sobie, zostają zmuszeni do spędzania ze sobą coraz więcej czasu. Razem knują plan, by sabotować związek przyjaciół – licząc, że to przyniesie im upragnioną wolność. Jednak w trakcie realizacji planu zaczynają dostrzegać, że ich własne uczucia wymykają się spod kontroli.

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 468

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (176 ocen)
125
40
11
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aaagus

Całkiem niezła

Całkiem niezła, temat ma potencjał. Początek jest super, dużo się dzieje i ma fajną energię. Ale z czasem robi się trochę nudno. Czułam się jakby koniec tej historii był już trochę pisany na szybko. Pierwsza połowa jest bardziej dopracowana. Może chodzi o to, że to jednak jest young adult i za dużo wymagam. W każdym razie, zdecydowanie wolę wcześniejsze książki autorki. A Rekompensata jest jedną z moich ulubionych książek ever.
20
maltal

Nie oderwiesz się od lektury

Ciężko się oderwać, mimo przewidywalności i i niedojrzalosci bohaterów. Oceniam książkę jako dość intrygujący romans new adoult. Przyjemnie jest czasem zanurzyć się w infantylnych dramach pierwszych miłości. Odrywa mnie to totalnie od rzeczywistości i poprawia humor. W tej historii jest ciekawie, jest troszkę wzruszająco i bardzo podoba mi się wątek Rey, jako córki gwiazdy. Kibicuje tym młodym bohaterom, by odnaleźli drogę do siebie. Czekam na drugi tom.
10
Asiakunegunda

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa książka opowiada historie jak to się żyje w świecie celebrytów i polityków.
00
Gosia8331

Nie oderwiesz się od lektury

polecam ❤️
00
margola25

Dobrze spędzony czas

Polecam
00

Popularność




Karta tytułowa

Dla tych wszystkich, którzy krzyczą najgłośniej, jak potrafią.

1

Zgasły wszelkie światła na sali. Gwar rozmów zamilkł. Rozległy się pierwsze gitarowe riffy, a po chwili kolorowe oświetlenie rozbłysło. Oczy wszystkich zwróciły się na blondynkę, która w rytm muzyki szła przez scenę. Miała na sobie złote body wyszywane mieniącymi się kamieniami Swarovskiego. Górną część kostiumu tworzył gorset uwypuklający biust. Złote sandałki na wysokich szpilkach uzupełniały seksowną stylizację, podkreślającą zgrabne, wypracowane na siłowni ciało.

Blondynka przysunęła mikrofon do ust i poczęstowała publiczność wyćwiczonym sopranem.

Lubiłam ten utwór. Stanowił mieszankę popu z delikatną nutą rocka. Opowiadał o kobiecie w purpurowej sukni, wyczekującej kochanka, który przemierzał świat od Los Angeles po Tokio.

Muzyka ożywiła atmosferę, zwłaszcza że występ poprzedził koncert nużącego wiolonczelisty. Energia bijąca od kobiety sprawiła, że sztywne przyjęcie nabrało dynamicznego charakteru.

Przesunęłam wzrokiem po siedzących w pierwszym rzędzie, elegancko ubranych uczestnikach koncertu. Zatrzymałam się na siwowłosym siedemdziesięciolatku, który z fascynacją wpatrywał się w scenę. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a oczy uważnie śledziły zmysłowo poruszającą się wokalistkę. Wszystko wskazywało na to, że bawił się wyśmienicie, a właśnie na jego opinii zależało obecnym.

Towarzyszący mu mężczyźni byli innego zdania. Starali się zachować pokerowe twarze, lecz zdradzały ich spojrzenia. Dostrzegłam w nich zniesmaczenie i oburzenie. Uśmiechnęłam się. Taka właśnie była Emma Reed, kochało się ją lub jej nienawidziło, nie było nic pomiędzy. Nagrodzona wieloma statuetkami Grammy, od dwudziestu lat na scenie, z czternastoma płytami na koncie – nikt nie mógł zaprzeczyć jej osiągnięciom. Wzbudzała kontrowersje niczym Madonna, a jednocześnie doceniano jej skalę głosu i porównywano z takimi artystkami jak Céline Dion czy Christina Aguilera. Emma Reed była niezaprzeczalną ikoną.

– Gdyby pytała, powiedz, że zostałam do końca – wyszeptałam do stojącego obok mnie mężczyzny.

– Mam kłamać? – Popatrzył na mnie opanowanym wzrokiem.

– Nie pierwszy raz, Lionel. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Mama to na pewno doceni. – Poklepałam go po ramieniu.

Mężczyzna starał się zachować kamienną twarz, aby wpasować się w sztywne towarzystwo – jakby najmniejsza oznaka swobody groziła natychmiastowym więzieniem. Nie chciał odstawać, więc zamiast jednego ze swoich barwnych garniturów za tysiące dolarów włożył czarny smoking. Spokojnie mógł iść do pierwszego rzędu i konkurować o tytuł największego sztywniaka imprezy. Ale i tak go uwielbiałam.

– Do zobaczenia. – Zasalutowałam i starając się zachować dyskrecję, ruszyłam do wyjścia z sali.

Rozległ się kolejny utwór, pełen energicznych dźwięków.

– Mogłaby chociaż zakryć tyłek. Występuje przed prezydentem – wyszeptała jedna z kobiet w drugim rzędzie.

– To gwiazda. Myśli, że wszystko jej można – odparła druga, nie siląc się na dyskrecję.

Stare próchna.

Wyjęłam telefon z przewieszonej przez ramię małej torebki.

Byłam spóźniona, więc wchodząc do holu, zaczęłam pisać do przyjaciółki czekającej na mnie w barze. Uprzedziłam ją o możliwym poślizgu czasowym, ale wolałam się śpieszyć. Znudzona Harper miewała dziwne pomysły.

Niespodziewanie zderzyłam się z czymś, a raczej z kimś. Pochłonięta pisaniem wiadomości, nie zauważyłam mężczyzny nadchodzącego z naprzeciwka – choć z mojej perspektywy pojawił się znikąd. Siła zderzenia naszych ramion była ogromna. Odrzuciło mnie na ścianę, a telefon wypadł mi z rąk. Przez kilka sekund miałam ciemność przed oczami.

– Serio? Uważaj trochę – usłyszałam męski głos przepełniony irytacją.

Zamrugałam, po czym przyjrzałam się wysokiemu mężczyźnie. Najpierw skupiłam się na zdecydowanym i pewnym siebie spojrzeniu niebieskich oczu. Wpatrywały się we mnie niczym w robala, którego należało rozdeptać. Dopiero później zwróciłam uwagę, że był całkiem przystojny. Jego uroda łączyła ze sobą dwie skrajności. Łagodne rysy twarzy sprawiały, że był przyjemny dla oka, a kwadratową szczękę pokrywał lekki zarost. Jasne, lekko falujące włosy miał zaczesane do tyłu. Twarz mężczyzny sugerowała, że był niewiele ode mnie starszy. Dawałam mu maksymalnie dwadzieścia trzy lata. Niestety nieprzyjemny wzrok, jakim się we mnie wpatrywał, niszczył cały efekt.

– Przepraszam – powiedziałam pokornie. Byłam świadoma, że w naszym zderzeniu spora część winy leżała po mojej stronie.

– Może zamiast patrzeć w telefon, warto byłoby się rozejrzeć? Nie jesteś sama na tym świecie – rzucił.

– Przeprosiłam.

Miałam do czynienia z rasowym dupkiem. Przeprosiłam go, a on nadal pragnął uświadomić mi, jak bardzo jestem głupia.

– Przeprosinami świata nie zmienisz.

– Nie zamierzam zmieniać świata. – Z mojego głosu zniknęła pokora. Wyprostowałam się i zbliżyłam do niego, zadzierając głowę. – Choć bardzo chciałabym usunąć z niego takich dupków jak ty.

Nikt nie mógł mi zarzucić tego, że to ja zaczęłam. On potraktował mnie ofensywnie, jakbym co najmniej go okradła.

– Skoro ja jestem dupkiem, to ty głupią dziewuchą, która najwyraźniej zabłądziła. – Przesunął wzrokiem po mojej sylwetce, a potem ostentacyjnie wykrzywił usta.

Nie do takiego werdyktu przywykłam.

Może nie miałam na sobie eleganckiej sukni, ale nikt nie powiedział, że każda kobieta na przyjęciu powinna wyglądać identycznie. Zamiast wytwornej kreacji od projektanta wybrałam prostą, czarną sukienkę sięgającą do połowy ud oraz botki na słupku. Na wierzch narzuciłam skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Za to on miał na sobie smoking jak większość mężczyzn obecnych na bankiecie.

Blondyn chwilę dłużej przytrzymał się wzrokiem w miejscu, gdzie kończył się materiał sukienki, odsłaniający uda.

– Oczy mam wyżej – zauważyłam z satysfakcją, bo mogłam go zawstydzić.

– Nie schlebiaj sobie – rzucił z pogardą. – Nie zadaję się z personelem.

Potrafiłam być bezczelna, lecz on bił mnie w tym na głowę.

– Uważaj, bo gdyby nie ten personel, nie miałbyś czym podetrzeć dupy. – Nie wyprowadziłam go z błędu.

Prychnął sucho.

– Nie zamierzam marnować więcej czasu na kogoś takiego. – Posłał mi spojrzenie przepełnione wyższością. – Patrz, jak łazisz. – Minął mnie, idąc w kierunku sali, z której wyszłam chwilę wcześniej.

– Kutas…

– Słyszałem.

– I o to chodziło. – Ukucnęłam, podnosząc z podłogi telefon.

Usłyszałam ostentacyjne trzaśnięcie drzwiami. Mężczyzna zniknął z mojego pola widzenia.

Wychowywałam się w świecie, gdzie kultura osobista czy uprzejmość nie szły w parze z wysokim statusem materialnym. Przyzwyczaiłam się do tego typu dupków, więc nasza krótka rozmowa nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Choć musiałam przyznać, że miałam ochotę utrzeć mu nosa. Zrobić coś, co sprawi, że z jego spojrzenia zniknie poczucie wyższości. Jednak nie miałam na to czasu, poza tym impreza urodzinowa prezydenta Stanów Zjednoczonych nie była najlepszym miejscem na wyskoki w stylu Rey Reed.

Pośpiesznie udałam się w kierunku wyjścia z hotelu. Nie uniknęłam nachalnych paparazzich, którzy wyczekiwali na spóźnionych gości lub tych opuszczających przyjęcie przedwcześnie. Na szczęście byłam tylko córką Emmy Reed – choć dla niektórych aż – więc pstryknięto mi kilka zdjęć, po czym pozwolono wsiąść do taksówki.

Kwadrans później wchodziłam do jednego z barów w Soho. Różowe włosy przyjaciółki rozpoznałam z daleka. Tym razem znudzona Harper podrywała dwa razy starszego od siebie harleyowca, który zdecydowanie nie był w jej typie, choć jemu zapewne wydawało się, że jest inaczej.

– Cześć, kochanie. Przepraszam za spóźnienie. – Cmoknęłam przyjaciółkę w usta. – Czy powinnam się niepokoić? – Odegrałam rolę zazdrosnej dziewczyny, co spłoszyło mężczyznę. Spojrzał na mnie, jakby patrzył na czarownicę, którą chciałby spalić na stosie. Na szczęście odszedł bez słowa.

– Jak tam bankiet? – zapytała Harper.

Usiadłam na barowym stołku i od razu zamówiłam dwa kieliszki tequili.

– Nudy. Nudy. Nudy. Ale przynajmniej nie musiałam unikać naćpanych typów, którym wydawało się, że skoro mają dom w Malibu, to każda laska tylko czeka, aby rozłożyć przed nimi nogi. Średnia wieku to sześćdziesiąt lat.

Gdy tylko barman postawił przede mną alkohol, sięgnęłam po pierwszy kieliszek i opróżniłam go na raz, zagryzając limonką.

– Nie zazdroszczę. – Harper sięgnęła po swój kieliszek. – Idziemy jutro do Four Seasons? Impreza na ponad dwieście gości, córka jakiegoś faceta od firmy transportowej, a pan młody to totalnie nikt. Zero ochrony.

Uśmiechnęłam się.

Miałyśmy z Harper swoje małe dziwactwo, którym było wpraszanie się na wesela obcych ludzi. Nie potrafiłam sensownie wyjaśnić, dlaczego to robiłyśmy. Może chodziło o adrenalinę, by nie zostać przyłapaną, albo o wcielanie się w różne postacie, ponieważ nigdy nie podawałyśmy swoich prawdziwych imion i zakładałyśmy peruki. Na kilka godzin traciłyśmy tożsamość i mogłyśmy stać się, kimkolwiek tylko chciałyśmy. Przy kilkusetosobowych imprezach nie było szans, aby państwo młodzi lub ich rodzice znali wszystkich gości. Pojawiałyśmy się kilka godzin po rozpoczęciu uroczystości, gdy już nikt nie zadawał zbędnych pytań.

– Idziemy – odparłam ochoczo.

Z głośników zamontowanych nad barem popłynęło ostre, rockowe brzmienie.

– Jak egzaminy? – zapytałam.

– Został mi już ostatni, a później oficjalnie będę mogła powiedzieć, że pierwszy rok mam za sobą. A ty zamierzasz wrócić na studia?

– I ty, Brutusie, przeciwko mnie…? – Zmrużyłam oczy, posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie.

Harper wiedziała, że zaczęła temat, o którym nie lubiłam rozmawiać.

– Tylko pytam. – Uniosła ręce w geście poddania.

– Na razie nigdzie się nie wybieram. Nie chcę zaczynać kolejnego kierunku, który rzucę po kilku miesiącach. Dopiero skończyłam dziewiętnaście lat, więc mam czas.

Jakbym rozmawiała z Lionelem, który – gdy tylko usłyszał, że rzuciłam studia – namawiał mnie, abym na nie wróciła. Był tylko managerem mojej matki, a czasami zachowywał się jak ojciec.

– Nie zamierzam o tym rozmawiać w piątkowy wieczór. – Definitywnie zakończyłam temat. – Zdecydowanie wolę coś przyjemniejszego, jak na przykład… – przesunęłam wzrokiem po barze, zatrzymując się na czteroosobowej grupie mężczyzn grających w rzutki – oni. Jeszcze jeden kieliszek i zarzucamy wędkę.

Pięć godzin po powrocie do mieszkania, z lekkim kacem, wpatrywałam się w telewizor, gdzie jakiś staruch obrażał moją matkę. Na ekranie pojawiały się zdjęcia z jej wczorajszego występu komentowane przez tego właśnie mężczyznę. Redaktor prowadzący rozmowę nazywał go „senatorem”, chociaż ja pierwszy raz widziałam tę twarz. W końcu pojawił się podpis „Theodore William Carlton”. Nadal nic mi to nie mówiło, bo kompletnie nie interesowałam się polityką, więc poza prezydentem i wiceprezydentem nie kojarzyłam nikogo z Waszyngtonu.

Nie podobało mi się, z jakim lekceważeniem szanowny pan senator mówił o mojej matce. Nazwał jej występ obrazą urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Narzekał na rzekomo wyuzdany strój oraz taneczne ruchy gorszące gości przyjęcia.

– Zdjęcia pokazują, że prezydent bawił się dobrze – powiedział dziennikarz.

Wyświetlono kilkusekundowy film, na którym prezydent klaskał i uśmiechał się szeroko, wpatrując się wprost w Emmę śpiewającą jeden ze swoich przebojów.

– Prezydent w przeciwieństwie do pani Reed starał się okazać jej szacunek. W ten sposób tylko potwierdził, że jest kulturalnym człowiekiem. Nie sądzę, aby czuł się komfortowo, gdy kilka metrów przed nim obca, półnaga kobieta zachowywała się w prowokacyjny sposób – oświadczył oburzony polityk.

Skrzywiłam się.

Jak wielkim sztywniakiem trzeba być, aby wygadywać podobne głupoty w telewizji?

– Jestem zaskoczony zachowaniem pani Reed, szczególnie że nie jest ona dwudziestoletnią, początkującą piosenkarką – ciągnął swój umoralniający wywód. – Pani Reed to dojrzała kobieta, więc powinna wiedzieć, co jej wypada, a co nie.

Miałam ochotę rzucić jabłkiem, które jadłam, w wielką gębę starucha.

Nie musiałam googlować tego człowieka, aby wiedzieć, że jego żoną z pewnością była jakaś konserwatywna kura domowa z trwałą, nosząca garsonki, grube rajstopy i trzycentymetrowe czółenka. Dzieci na pewno posłał do katolickiej szkoły i uczynił z nich swoje wierne kopie.

– Chyba wszystkie gazety i portale o mnie piszą. – Emma weszła do kuchni. Pod oczami miała płatki na opuchliznę. – Jestem na głównej stronie „New York Timesa”, „Washington Post” i „Vogue’a”. – Ostatni tytuł wypowiedziała z zadowoleniem.

Nie wyglądała na przejętą.

– Na TikToku, Instagramie i Twitterze również są filmiki z występu, ale znacznie przychylniejsze – powiedziałam, bo miałam już za sobą poranny przegląd mediów społecznościowych.

Emma była przykładem, że nie tylko Latynoski i Azjatki starzały się w zwolnionym tempie. Owszem, w sporej mierze zawdzięczała to osiągnięciom medycyny estetycznej, ale geny również miały tu coś do powiedzenia.

– Ten Carlton to w ogóle był na przyjęciu? – zapytałam.

– Tak. Siedział w pierwszym rzędzie. Co za menda…

– Staruch z kijem w dupie – dodałam.

– Stary piernik.

Mogłyśmy tak godzinami.

– Zmieniając temat, pożyczę dziś na wieczór dwie peruki. Tę w kolorze platynowego blondu z grzywką i czarną – powiedziałam.

– Bierz. Dzisiaj i tak siedzę w domu.

Emma miała całą szafę peruk. Uwielbiała zmieniać wizerunek. W piątek szła na nagrania do talk-show jako ostoja elegancji niczym Jacqueline Kennedy, a kolejnego dnia paradowała po Piątej Alei w czarnej peruce, skórzanych spodniach i motocyklowej kurtce.

Harper pojawiła się u mnie o piątej po południu. Wskoczyłyśmy w idealne sukienki, pożyczone z garderoby mamy. Choć pastelowe kolory nie należały do naszych ulubionych, musiałyśmy wtopić się w tłum na weselu. Ja wybrałam prostą, błękitną suknię z satyny na ramiączkach, sięgającą do kostek. Harper postawiła na lawendową kreację od Diora z delikatnymi koronkowymi rękawami.

Przed dwudziestą pojechałyśmy do hotelu.

Znalezienie właściwej sali weselnej nie stanowiło większego wyzwania. Już w hotelowym lobby widniała instrukcja objaśniająca, w którym kierunku należało się udać, aby dotrzeć na uroczystość Parkerów. Dzięki temu kilka minut później przeszłyśmy przez drewniane drzwi. Już na pierwszy rzut oka było widać, że motywem przewodnim przyjęcia były herbaciane róże. Zdobiły one wazony na okrągłych stołach, a także pokrywały jedną ze ścian jako dekoracja. Nawet obrusy idealnie wpisywały się w ten motyw.

Rozejrzałyśmy się po sali w poszukiwaniu rozrywki. Wszyscy goście wydawali się nienaturalnie spięci, jakby zamiast na weselu spędzali sobotni wieczór na stypie. Jedynie trzy pary tańczyły do spokojnej jazzowej muzyki. Wszystkie młode osoby zebrały się przy stołach, z wyraźnie nietęgimi minami.

– Chyba nie zabawimy tu długo – powiedziała Harper, sięgając po dwa kieliszki szampana z tacy kelnera. Jeden trafił w moje ręce. – Już na pogrzebie mojego stryja było weselej.

Podeszłyśmy do jednego ze stolików koktajlowych, aby za bardzo nie rzucać się w oczy.

– Ma na sobie Verę Wang. – Wskazałam głową na pannę młodą, która z nienaturalnym uśmiechem szczerzyła się do obiektywu otoczona dziewięcioma osobami.

Główna bohaterka przyjęcia nie tylko nie sprawiała wrażenia szczególnie szczęśliwej, ale i jej kreacja pozostawiała wiele do życzenia. Była drobnej postury, a obszerna, księżniczkowa suknia wręcz ją przytłaczała, sprawiając, że wyglądała jak mała dziewczynka zagubiona w warstwach śnieżnobiałego materiału.

Zespół muzyczny ustawiony na końcu sali zaczął grać Thinking Out Loud.

– To wesele bardziej przypomina kółko dyskusyjne – skomentowałam, obserwując ludzi w różnym wieku, którzy nawet nie kwapili się odejść od stołów.

– Ten jest całkiem przystojny. – Harper wskazała na stosunkowo młodego szatyna w okularach, prowadzącego zagorzałą dyskusję ze starszym mężczyzną.

Zauważyłam, że jego dłoń spoczywająca na udzie dyskretnie wybijała rytm muzyki roznoszącej się po sali.

– Podobny do Timothée Chalameta – zauważyła.

Początkowo trudno było mi się z tym zgodzić, ale gdy przymknęłam jedno oko, mogłam przyznać Harper rację. Choć moim zdaniem podobizna zaczynała się i kończyła na uroczo kręcących się włosach, smukłej oraz wysokiej sylwetce. Po dłuższej chwili zauważyłam, że również łączyły go z aktorem chłopięce rysy twarzy.

– Pójdę go zaczepić, bo inaczej umrę z nudów. Idziesz? – spytała przyjaciółka.

– Później dołączę. Facet nie wygląda na duszę towarzystwa, więc jak zaatakujemy go we dwie, może się wystraszyć – zauważyłam.

Harper poprawiła lawendową sukienkę, pogłębiając dekolt, po czym ruszyła w kierunku stolika, przy którym siedział mężczyzna. Bez skrępowania zaczepiła szatyna, nie zważając na to, że był zajęty rozmową. Nie pierwszy raz obserwowałam podobną scenę, więc przesunęłam wzrokiem po drugiej części sali, natrafiając na kilka osób gapiących się w ekrany swoich telefonów, starsze kobiety pochłonięte wypełnianiem swoich talerzy słodyczami z bufetu czy parę czterdziestolatków kłócącą się w mało dyskretny sposób. Między nimi przemykało dwóch fotografów uwieczniających gości wesela na zdjęciach.

Ku mojemu zaskoczeniu dostrzegłam mężczyznę, na którego przypadkowo wpadłam poprzedniego wieczoru na hotelowym korytarzu. Mówiąc inaczej: aroganckiego dupka. Rozmawiał z blondynką o figurze modelki z nogami po sufit. Stali dość blisko siebie. W jego spojrzeniu widziałam raczej obojętność, choć nie umknęło mi, jak ukradkowo zerkał w jej dekolt. Mężczyzna zdecydowanie był z tych sztywnych. Stał przesadnie wyprostowany, co jeszcze bardziej podkreślało jego wysoką sylwetkę. Nawet idealnie leżący na nim garnitur nie był w stanie sprawić, abym popatrzyła na niego łagodniejszym okiem. Wkurzał mnie, choć nawet na mnie nie patrzył. To był ten typ, który uważał się za lepszego od innych tylko dlatego, że miał ładną buzię i pieniądze – o tym drugim świadczyła omega na nadgarstku. Miałam ochotę utrzeć mu nosa i właśnie to zamierzałam uczynić.

Odeszłam od stolika i spokojnym krokiem podeszłam do rozmawiającej pary.

– Kotku, tu jesteś – odezwałam się, zanim jeszcze mnie zauważyli. – Przepraszam za spóźnienie – mówiłam przesadnie słodkim głosem.

Mina mężczyzny była warta każdego dolara. Wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami, w których widziałam wyłącznie dezorientację. Jakże miła odmiana po tym, co zaserwował mi poprzedniego wieczoru.

2

Patrzyłem na nieznajomą, nie mając pojęcia, kim jest. Próbowałem w mig zebrać myśli i przypomnieć sobie, skąd mogliśmy się znać. Moje spojrzenie szukało wskazówek na jej twarzy. Była ładna, a ja szybko nie zapominałem o takich kobietach. Podobały mi się jej duże, brązowe oczy, w których dostrzegłem przesadną śmiałość.

– Jak się bawisz? – Położyła mi dłoń na ramieniu.

– Pomyliłaś mnie z kimś – powiedziałem, nie mogąc wydobyć jej twarzy z pamięci.

– Nie sądzę. Tak szybko zapomniałeś o naszej ostatniej nocy? – Posłała mi figlarne spojrzenie.

Co ona bredziła?

Laura odkaszlnęła ostentacyjnie, przypominając o swojej obecności. Gdy tylko na nią popatrzyłem, poczęstowała mnie gorzkim spojrzeniem przepełnionym wyrzutami. Nie dość, że siliłem się na podtrzymanie rozmowy, w której co trzecie słowo brzmiało „zakupy” lub „Chanel”, to teraz musiałem znosić jej pretensje. Zabrałem Laurę na wesele wyłącznie ze względu na ojca, który prosił – raczej zażądał – aby towarzyszyła mi córka jego przyjaciela. Od początku za dużo sobie wyobrażała. Zapewne już w jej uszach rozbrzmiewały weselne dzwony jak każdej idiotce tego typu.

– Ostatniej nocy Nicolas był na przyjęciu, na które raczej cię nie zaproszono. – Laura wtrąciła się niczym mój adwokat, którego nie potrzebowałem. Potrafiłem sobie radzić z wariatkami. – Zdecydowanie musiałaś go z kimś pomylić.

Kącik ust nieznajomej poszybował w górę. Nadal wydawała się pewna swego.

– W Ritzu potrafi być miło – powiedziała z wypisaną na twarzy satysfakcją.

Laura rozdziawiła usta, przez co wyglądała dość komicznie. Mnie też niewiele brakowało, by zareagować podobnie, ale byłem mistrzem pokerowej twarzy – lata praktyki w roli syna swojego ojca zrobiły swoje.

Poprzedni wieczór rzeczywiście spędziłem w Ritzu na niesamowicie nudnym przyjęciu urodzinowym prezydenta. Laura o tym wiedziała, gdyż jej rodzice również zostali na nie zaproszeni. A to sprawiło, że wersja kobiety brzmiała wiarygodnie, lecz nie dla mnie.

– Nicolas…? – odezwała się Laura z wyrzutem, jakbyśmy byli parą, a ona przyłapała mnie na zdradzie.

Miałbym to gdzieś, co o tym myślała, gdyby nie fakt, że zapewne zamierzała poskarżyć się swojemu ojcu, a ten na pewno doniósłby mojemu. Już słyszałem ten karcący, pełen pretensji ton, który przypominał dźwięk wiertła wgryzającego się w grubą ścianę.

– Och… przepraszam. – Nieznajoma udawała przejętą. – Jesteście razem? – Wskazała na mnie i Laurę. – Nie wiedziałam.

Kim, do cholery, była ta kobieta?

Początkowo myślałem, że rzeczywiście mnie z kimś pomyliła, ale im dłużej trwała ta pełna absurdu sytuacja, tym większego przekonania nabierałem, że w coś ze mną pogrywała. Próbowała się maskować, lecz jej oczy przepełniało triumfalne zadowolenie, jakby wygrywała jakąś rywalizację między nami.

Za to twarz Laury nabierała czerwieni i złości. Udawała opanowaną – jak na damę, którą w swoim mniemaniu była – jednak ciało ją zdradzało.

– Gdybyś mi powiedział, uniknęlibyśmy niezręcznej sytuacji – ciągnęła nieznajoma, bawiąc się przy tym wybornie.

Miałem tego dość.

– Nie znam jej – powiedziałem do Laury. – Widzę ją pierwszy raz na oczy.

– Nie kłam, Nicolasie. – Kobieta zaakcentowała moje imię. – Wczoraj w Ritzu byłeś mniej spięty. Dobrze się razem bawiliśmy.

– Nie zamierzam dłużej tego słuchać – oświadczyła wkurzona Laura. – Wychodzę. – Obrażona ruszyła w kierunku wyjścia z sali.

Przeszło mi przez myśl, aby pójść za nią, lecz rozbawiona twarz nieznajomej zadziałała na mnie jak płachta na byka. Musiałem spacyfikować tę kobietę, a później zająć się Laurą, by zminimalizować straty.

– Spłoszyłam twoją dziewczynę – rzuciła.

– Kim ty, kurwa, jesteś? – Pochyliłem się nad blondynką, która nawet w szpilkach była sporo ode mnie niższa. Zawisłem nad jej twarzą, chcąc z bliska pokazać, że zadarła z niewłaściwą osobą.

– Uważaj, przystojniaku, bo zwracasz na siebie uwagę. – Położyła dłoń na mojej piersi, odsuwając mnie od siebie.

Irytowała mnie jej przesadna śmiałość, podczas gdy ja – jak rzadko – nie panowałem nad sytuacją.

Obejrzałem się w prawo, gdzie przyglądała się nam jakaś starsza para. Kobieta z dezaprobatą kręciła głową. Jeszcze tego mi brakowało, aby wzięli mnie za pierdolonego przemocowca.

– Musimy pogadać. – Chwyciłem ją mocno za nadgarstek, tak aby mi się nie wyrwała.

Chciałem jak najszybciej zakończyć przedstawienie, więc wyciągnąłem kobietę z sali. Wściekły poprowadziłem ją korytarzem w kierunku przeciwnym do lobby. Szukałem miejsca, w którym nikt nie będzie nas słyszał, widział, a tym samym osądzał. Kierował mną gniew. Musiałem prędko wyjaśnić tę niedorzeczną sytuację. Miałem tylko nadzieję, że nie trafiłem na psycholkę, która będzie mnie po tym prześladować.

Znalazłem wnękę prowadzącą do zaciemnionego korytarza.

– Kim jesteś? I co odpierdalasz? – zapytałem ostro, starając się zachować kontrolę nad gniewem. Puściłem jej nadgarstek.

W odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami. Przyglądała mi się ze znudzeniem, co tylko jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.

Zrobiłem krok w jej kierunku, a po nim kolejny, przez co zmusiłem ją, aby wycofała się pod ścianę.

W końcu coś w jej spojrzeniu drgnęło. Zniknęło rozbawienie, bo chyba zdała sobie sprawę z tego, że sytuacja przestała być zabawna. Oparłem lewą rękę o ścianę tuż przy jej głowie. Pochyliłem się, ukazując z bliska tornado wściekłości szalejące w moim spojrzeniu.

Wpatrywałem się w jej wielkie sarnie oczy, które z równą intensywnością odwzajemniały moje spojrzenie. Mimo że byłem rozwścieczony, nie mogłem nie zauważyć jej dziewczęcej urody. Subtelnie zaokrąglone policzki i pełne różowe usta od razu przyciągnęły moją uwagę – miałem ochotę przesunąć po nich językiem i poczuć ich smak. Jednak to oczy, w odcieniu głębokiego brązu, były prawdziwą wisienką na torcie. Zdawało się, że przenikają przez moją złość, starając się ją osłabić, a ich tajemniczość powoli tłumiła narastającą we mnie wściekłość.

– Mówiłam, że spotkaliśmy się wczoraj w Ritzu – odparła cicho.

Do nosa wdarł mi się zapach jej perfum stanowiący mieszankę kwiatowych i orientalnych aromatów.

– Nie kłam.

Mój wzrok przesunął się po jej platynowych włosach, które zupełnie nie współgrały z ciemną oprawą oczu. Wyglądały nienaturalnie, zwłaszcza że z bliska dostrzegłem suchą teksturę niektórych kosmyków.

Olśniło mnie. Chwyciłem za jej włosy i pociągnąłem, licząc, że przeczucie mnie nie myliło.

– Co ty… – jęknęła, gdy zorientowała się, co się działo.

Nie byłem delikatny, więc kobieta ciężko sapnęła, gdy platynowe włosy zostały w moich rękach. Miała na sobie perukę, a pod nią czekoladowobrązowe włosy upięte w ciasny kok. Kilka kosmyków uwolniło się przez moje szarpnięcie.

– Oddawaj! – warknęła, sięgając po perukę, lecz schowałem ją za siebie.

Nie było jej już do śmiechu.

Przesunęła palcami po włosach, jakby sprawdzała, czy wszystkie zostały na głowie. Następnie poprawiła grzywkę zakrywającą czoło.

– To ty! – Wymierzyłem w nią palec, gdy uświadomiłem sobie, że była dziewczyną, która wpadła na mnie poprzedniego wieczora w korytarzu w Ritzie.

Posłała mi zaczepne spojrzenie.

Już przy naszym pierwszym spotkaniu zauważyłem, że była ładna, ale wtedy też szybko wkurzyła mnie swoim głupim zachowaniem. Przesunąłem wzrokiem po jej sylwetce. Miała na sobie długą, błękitną sukienkę, która tym razem zasłoniła zgrabne nogi. Przynajmniej wyglądała odpowiednio do sytuacji, a nie jakby zmierzała na rockowy koncert.

– Skoro już sobie to wyjaśniliśmy, pójdę – powiedziała.

– Nie tak szybko. – Z powrotem popchnąłem ją na ścianę. Rzuciłem perukę na podłogę, co ewidentnie jej się nie spodobało. Oparłem obie ręce tuż obok głowy szatynki, zamykając ją w potrzasku. – Po co ta szopka?

– Zasłużyłeś – odparła hardo.

– To ty zachowałaś się wczoraj jak smarkula, która nie widzi świata poza telefonem. Nazwałaś mnie dupkiem.

Nie mogłem oderwać wzroku od jej twarzy. Wyglądała niezwykle delikatnie, aż miałem ochotę jej dotknąć, by przekonać się, czy rzeczywiście jest tak miękka, jak się wydaje, ale musiałem zachować nad sobą kontrolę.

– Pan ważniak… – Przewróciła oczami. – Nikt nie może wejść mu w drogę. – Mówiła nienaturalnie niskim głosem. – Przeprosiłam cię, a ty zachowałeś się jak dupek, więc tak cię nazwałam.

Poprzedni wieczór nie należał do najlepszych. Najpierw musiałem wysłuchać długiego kazania ojca o tym, jakie znaczenie ma nasze nazwisko – mogłem się wcześniej ugryźć w język i nie wspominać o powrocie do gry w hokeja. Potem zmusił mnie, żebym zabrał Laurę na to przeklęte wesele. Na koniec czekało mnie jeszcze przyjęcie, na którym musiałem grać idealnego syna, co oznaczało godziny sztucznego uśmiechu i odgrywania fałszywych scenek. Dlatego, gdy ta dziewczyna na mnie wpadła – choć może trochę przesadziłem z tą „smarkulą” – wyładowałem na niej swoją frustrację.

– Nie wiesz, że starszym należy się szacunek? – Zabrzmiałem jak ojciec.

– Starszym? Jesteś ode mnie starszy może z cztery lata. To, że nosisz na sobie garnitur za kilka tysięcy, nie czyni z ciebie poważanego i elokwentnego człowieka.

Nie wyglądała na więcej niż dwadzieścia lat, więc w sumie zgadła.

– Jesteś pyskata. – Zbliżyłem swoją twarz do jej, bo coś mnie do niej przyciągało. Była dla mnie intrygująca w sposób, który wydawał się niemal niezdrowy.

Spotkałem na swojej drodze wiele pięknych kobiet, a przy tym milszych i bardziej uległych. Uśmiechały się, przytakiwały, nie sprawiały problemów, ale nie miały w sobie tego czegoś, co ona.

– A ty jesteś D-U-P-K-I-E-M. – Odważnie zatrzymała usta niemal na moich. Testowała mnie.

Ta dziewczyna niosła ze sobą kłopoty, więc powinienem trzymać się od niej z daleka. Była niczym syrena kusząca rybaków, którzy zachwyceni jej urodą i głosem ginęli w morskich wodach.

Odsunąłem się, pogłębiając dystans.

– Kiedyś sparzysz się przez ten długi język – powiedziałem.

– No tak… bo kobieta powinna odzywać się tylko wtedy, gdy otrzyma zgodę.

Zdecydowanie nie wiedziała, kiedy zamilknąć.

– Niech ci będzie… Skoro zabawiłaś się moim kosztem, jesteśmy kwita – oznajmiłem, chcąc zakończyć rozmowę. – Teraz niech każde z nas odejdzie w swoją stronę.

Zmrużyła lekko oczy, jakby wietrzyła podstęp w mojej propozycji.

Wciąż korciło mnie, aby przesunąć palcami po jej policzkach, szyi i dotrzeć do głębokiego dekoltu. Mój kutas drgnął, gdy tylko ta wizja stanęła mi przed oczami.

– Potraktuj to jak nauczkę. – Odsunęła się od ściany. Pochyliła się po perukę, po czym minęła mnie, trącając ramieniem.

– Słucham?

Nauczkę?

– Dobrze słyszałeś, Nicolasie. – Nie odwróciła się, tylko równym krokiem szła korytarzem w kierunku lobby.

Otworzyłem usta, aby posłać jej ripostę, lecz zamilkłem. Nie zamierzałem strzępić na nią języka. Popatrzyłem tylko na jej zgrabny tyłek, którym poruszała z niezwykłą gracją.

Teraz musiałem zająć się Laurą i piekłem, które zamierzała mi zgotować. Wyciągnąłem telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki. Wybrałem numer kobiety, choć bardzo liczyłem, że nie odbierze. Jednak już po pierwszym sygnale usłyszałem jej głos.

– Nicolas…

– Laura, przepraszam cię. Wyjaśnię ci wszystko. Gdzie jesteś?

– Jadę do domu.

– Zawróć, proszę. Wynajmę pokój i porozmawiamy na spokojnie.

Nastała cisza, ale byłem przekonany, że jej usta ułożyły się w triumfalny uśmiech.

– No nie wiem… – Udawała wahanie, lecz na pewno kierowca już zawracał.

– Zamówię dobrego szampana i coś do jedzenia… – przekonywałem ją, starając się wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu.

– Dobrze. Będę za kwadrans.

– Cieszę się.

Rozłączyliśmy się, a ja w głębi duszy chciałem, aby odmówiła. Wtedy wiedziałbym, że zrobiłem wszystko, a konfrontacja z ojcem byłaby koniecznością. Teraz będę musiał sprzedać część swojej duszy diabłu – nie pierwszy raz. Pytanie tylko, jak wiele mi jej zostało.

3

Dwa tygodnie później

– Jest przystojny, troskliwy, uroczy. Mówiłam ci, że wysłał mi wielki bukiet róż zaraz po naszej pierwszej randce?

Starałam się wznieść na wyżyny cierpliwości. Zagryzłam język i pozwoliłam Harper trajkotać całą drogę o tym, jaki cudowny był jej nowy facet. Chodzący ideał, którego spotkała na pamiętnym weselu w Four Seasons. W czasie, kiedy ja toczyłam pojedynek z dupkiem, ona flirtowała z Timothéem Chalametem 2.0, aż zaprosił ją na kolację, i od tego się zaczęło.

– Gdy tylko go poznasz, od razu go polubisz. – Uśmiech nie schodził z jej twarzy.

Pokiwałam głową.

Nie chciałam torpedować jej nowego zauroczenia, ale dawałam im maksymalnie miesiąc. Nie byłam złą przyjaciółką czy pesymistką. Zbyt dobrze znałam Harper, aby wiedzieć, że po pierwszym etapie przesadnej euforii szybko przychodził moment wypalenia. Zbyt dużo emocji poświęcała na początku, przez co traciła energię, a entuzjazm stopniowo spadał do zera. Wszystko zapowiadało, że i tym razem miało być podobnie.

Taksówka zatrzymała się pod hotelem Mandarin Oriental.

– Dlaczego tutaj? – Popatrzyłam na przyjaciółkę zaskoczona. – Myślałam, że jedziemy do jakiegoś baru w Hell’s Kitchen.

– Idziemy do baru, ale w Mandarin Oriental – rzuciła, po czym wysiadła z samochodu.

Również opuściłam taksówkę. Uniosłam głowę, aby spojrzeć na wysoki budynek, przed którym się znajdowałyśmy.

– Od kiedy lubimy hotelowe bary? – zapytałam, krzywiąc się.

– Od kiedy Felix zarezerwował tu stolik.

Przyjrzałam się przyjaciółce zaniepokojona jej zachowaniem. Nie lubiłyśmy nadętych lokali, ani też nie ubierałyśmy się przesadnie elegancko na wieczorne wyjścia. Jednak tym razem Harper spędziła godzinę przed szafą, aż wybrała białą, przylegającą do ciała sukienkę, kończącą się w połowie ud. Ja postawiłam na coś w zupełnie innym stylu: skórzane spodnie i kremowy top z krótkim rękawem odsłaniający kilka centymetrów brzucha.

– Chodźmy, bo jesteśmy spóźnione – powiedziała i ruszyła w kierunku wejścia do hotelu.

Harper była ostatnią osobą, która dbała o punktualność. Znałyśmy się już kilka lat, podczas których starałam się nauczyć ją, aby zjawiała się na czas, ale zawsze wtedy otrzymywałam komentarz w stylu: „Szczęśliwi czasu nie liczą”. Aż pojawił się Felix – swoją drogą, to imię bardziej pasowało do psa lub osiemdziesięcioletniego staruszka.

Do hotelowego baru musiałyśmy się dostać windą.

Tak, jak się spodziewałam. Bar w hotelu Mandarin Oriental był oazą snobów o sztywnej atmosferze. Wnętrze wypełniały designerskie meble i dekoracje. Dominującą kolorystyką były beże i brązy. Momentalnie poczułam się, jakbym zyskała dodatkowe dwadzieścia lat. Luksus i elegancja wprost biły po oczach. W tle grała spokojna muzyka pozwalająca na swobodne rozmowy. Oszałamiający widok na majestatyczny krajobraz Nowego Jorku był jedynym elementem, na którym dłużej zatrzymałam wzrok.

Manager sali ubrany w trzyczęściowy garnitur poprowadził nas do stolika zarezerwowanego przez „pana Bishopa”.

Z oddali dostrzegłam ciemnobrązowe, lekko kręcone włosy Feliksa. Towarzyszył mu drugi mężczyzna, lecz gdy zobaczyłam jego twarz, stanęłam jak wryta, chwytając Harper za rękę.

– Kto to jest? – odezwałam się mało dyskretnie, przyciągając do siebie przyjaciółkę.

– Aua… to boli. – Skrzywiła się.

Puściłam jej rękę, ale cały czas wpatrywałam się w mężczyznę przy stoliku Feliksa. Dzieliło nas jeszcze kilka dobrych metrów, ale nie miałam wątpliwości, że patrzyłam na Nicolasa, czyli dupka z prezydenckiego bankietu w Ritzie i przyjęcia weselnego w Four Seasons.

– Masz na myśli tego blondyna obok Feliksa? – zapytała, rozmasowując nadgarstek.

Pokiwałam głową.

Mój umysł wyciągnął wspomnienia naszego ostatniego spotkania, gdy błękitne oczy wpatrywały się we mnie z gniewem. Nie żałowałam tego, jak się zachowałam, ale nie spodziewałam się, że wywlecze mnie z sali pełnej ludzi i niemal siłą zmusi do rozmowy. Postrzegałam go raczej jako typowego białego kołnierzyka, który potrafił być mocny tylko w słowach.

– Przecież mówiłam ci, że będzie z przyjacielem.

– To ten facet z wesela – powiedziałam spanikowana.

Harper wybałuszyła oczy. Jej spojrzenie przeskakiwało między mną a blondynem.

– Ten, którego dziewczynie zasugerowałaś, że spaliście ze sobą?

Przyjaciółka otrzymała ode mnie szczegółowe sprawozdanie z tego, co wydarzyło się między nami.

– Akurat to musiałaś z tej historii zapamiętać? To nie ja byłam jędzą. On zaczął.

– Spokojnie… Usiądziemy i zachowamy się jak cywilizowani ludzie.

– Nie ma mowy – zaznaczyłam stanowczo. – Ja stąd wychodzę. Nie zamierzam spędzać wieczoru w towarzystwie tego człowieka. – Skrzyżowałam ramiona na piersi.

Nie obawiałam się go, ani też nie miałam wyrzutów sumienia przez swoje zachowanie. Po prostu czułam od niego dziwną, przytłaczającą energię. Jakby chciał mnie zdominować i sprawić, bym się przed nim ugięła.

– Wychodzę – oświadczyłam.

– Nie. – Teraz to Harper złapała mnie mocno za rękę.

– Tak. – Szarpnęłam się, próbując się jej wyrwać.

– Proszę. – Naciskała spojrzeniem.

– Nie ma mowy.

Udało mi się uwolnić dłoń, lecz użyłam do tego zbyt wiele siły. Harper zachwiało, a moja ręka uciekła do tyłu, uderzając łokciem w coś miękkiego. Zanim się zorientowałam, co to było, usłyszałam zduszony jęk, a po chwili dźwięk tłuczonego szkła. Odwróciłam się za siebie, gdzie dostrzegłam zgiętego wpół kelnera, a wokół niego na podłodze potłuczone szklanki i rozlane płyny.

Z łokcia uderzyłam mężczyznę w brzuch.

– Przepraszam! – krzyknęłam przejęta.

Wszystkie oczy w lokalu zwróciły się na nas. Słychać było wyłącznie subtelną muzykę, gdyż rozmowy zamilkły. Mój żołądek skurczył się od wstydu i ciężaru wszystkich spojrzeń.

– Bardzo pana przepraszam. Czy mogę jakoś pomóc? – dopytywałam niepewnie.

Mężczyzna z trudem wyprostował się, trzymając za brzuch. Jego mina była mieszanką bólu i zdziwienia.

– Nic się nie stało. – Podszedł do nas inny mężczyzna z personelu. – To było tylko lekkie zderzenie. Prawda, Mitchell? – Popatrzył sugerująco na kelnera.

– Harper?

Jakby tego było mało, dołączył do nas również Felix odstawiony niczym na biznesowe spotkanie na najwyższym szczeblu. Brakowało mu wyłącznie krawata pod szyją. Chociaż w burgundowym garniturze pasował do odstrzelonej w elegancką sukienkę Harper.

– Tak. Nic się nie stało. To moja wina – odezwał się kelner ze skruszoną miną.

– Absolutnie nie! To ja pana uderzyłam. – Odruchowo przyłożyłam dłoń do piersi.

– Zapraszam panią do stolika. – Mężczyzna z obsługi stanął pomiędzy mną a kelnerem. – Otrzymają państwo butelkę szampana na nasz koszt.

– Nie ma… – urwałam, czując na sobie ramię Harper, które pociągnęło mnie za sobą.

– Dziękujemy. – Zakończyła dyskusję.

Zżerało mnie poczucie winy.

Dałam się prowadzić Harper, bo nie potrafiłam skupić się na niczym innym niż na tym, że uderzyłam Bogu ducha winnego człowieka.

Zostałam posadzona na miękkiej sofie. Gdy uniosłam wzrok, dostrzegłam naprzeciwko siebie blondyna, który wpatrywał się we mnie z cichą satysfakcją.

– Szampan dla państwa. – Przy stoliku pojawił się inny kelner z butelką oraz wiaderkiem lodu.

– Nie możemy… – zaczęłam, ale nie pozwolono mi skończyć.

– Proszę rozlać – oświadczył Nicolas władczym tonem.

Milczeliśmy, gdy kelner napełniał cztery kieliszki bąbelkami. Pierwszy stanął przede mną, a ja popatrzyłam na szkło z jeszcze większymi wyrzutami sumienia.

– Rey, czy nic ci się nie stało? – zapytał Felix.

– Nie… – odparłam oszołomiona.

Za dużo działo się naraz. Jeszcze nie przetrawiłam tego, co się wydarzyło, a już musiałam zmierzyć się z siedzącym naprzeciwko blondynem.

– Nicolas wspomniał, że się znacie. – Felix nie zamierzał dać mi nawet chwili wytchnienia.

– Wiedziałeś, że ja to ja? – zwróciłam się do dupka.

– Rozpoznałem cię, gdy urządziłaś to małe zamieszanie z kelnerem. Opowiedziałem Feliksowi o naszych wcześniejszych spotkaniach.

Sięgnęłam po kieliszek i na raz upiłam połowę jego zawartości.

– Co dokładnie ci powiedział? – Popatrzyłam na Feliksa.

Poczułam uderzenie w stopę pochodzące od siedzącej obok mnie Harper. Oznaczało jedno: miałam powściągnąć język.

– Wszystko – odpowiedział za przyjaciela Nicolas. – Ale do dziś nie znałem twojego imienia. Rey, od czego to skrót?

– Reyni… – Harper zaczęła, ale nie pozwoliłam jej dokończyć.

– To nie jest istotne. Dla ciebie wystarczy Rey.

Atmosfera przy stoliku była gęsta. Czułam złowrogie napięcie między mną a Nicolasem. Nie umknęły mi pełne rezerwy spojrzenia Harper i Feliksa, którzy nie wiedzieli, jak powinni się zachować.

– Felix mówił, że lubicie wpadać niezaproszone na wesela. – To miał być przytyk w wykonaniu blondyna.

– Nicolas… – skarcił go przyjaciel.

Najwyraźniej sekret, który miał pozostać między mną a Harper, zawędrował daleko poza zaufany krąg. Spojrzałam na przyjaciółkę, która w tej chwili unikała mojego wzroku, gdyż zdawała sobie sprawę, że postąpiła źle. Miałam ochotę pociągnąć ją za różowe włosy i zniszczyć tę misterną harmonię, nad którą musiała długo pracować.

– To nie twoja sprawa – syknęłam. – Ale spokojnie, nie wpadnę na twoje z blondyną.

– Z kim? – dopytywał skonsternowany szatyn.

– Dzięki, jestem spokojniejszy – rzucił zgryźliwie.

– Rey, również studiujesz na NYU? – wtrącił się Felix.

Doceniłam, że próbował zniwelować napięcie, ale mu się nie udało.

– Nie. Studiowałam kilka miesięcy sinologię, a później marketing, ale stwierdziłam, że to nie dla mnie.

Zauważyłam, jak Nicolas mało dyskretnie przewrócił oczami.

– Rozumiem. Nie ma nic gorszego niż studiowanie tego, co cię kompletnie nie interesuje. Ja od zawsze wiedziałem, że chcę zająć się prawem, i nie wyobrażałem sobie innej drogi. – Głos Feliksa był bardzo uprzejmy i spokojny. Miał też naturalnie melodyjną barwę, przyjemną dla ucha. – Został mi ostatni rok, więc jestem blisko osiągnięcia celu.

– Jest coś gorszego. Brak wykształcenia. – Nicolas musiał, oczywiście, dodać coś od siebie.

Opróżniłam kieliszek, po czym sama sięgnęłam po butelkę i ponownie wypełniłam go alkoholem. Miałam gdzieś, że w takich kręgach kobiecie nie wypadało nalewać sobie samej alkoholu. Miałam gdzieś również to, aby zachowywać się powściągliwie. W tamtym momencie jedyne, czego pragnęłam, to znaleźć sposób, by odciąć się od obecności tego aroganckiego dupka.

– Moim zdaniem gorsze jest zachowywanie się jak egocentryczny kutas, który uważa się za lepszego od wszystkich – powiedziałam na tyle głośno, że ludzie z sąsiedniego stolika popatrzyli w naszą stronę.

Oficjalnie Nicolas znalazł się na szczycie listy znienawidzonych przeze mnie ludzi. Nie była długa, więc mocno się napracował, aby na nią trafić.

Widziałam, jak palce mężczyzny zacisnęły się mocno wokół nóżki kieliszka.

– To był kiepski pomysł. – Mężczyzna podniósł się z sofy. – Lepiej będzie, kiedy opuszczę to towarzystwo.

– Nicolas… – Felix chciał go zatrzymać.

– Też tak uważam. – Rozsiadłam się wygodnie.

But Harper z dużą siłą ponownie wylądował na mojej stopie.

– Przynajmniej zgadzamy się co do jednego. – Posłał mi ostatnie gniewne spojrzenie. Rzucił studolarowy banknot na stół, po czym odszedł.

Nie płakałam za nim, lecz zdawałam sobie sprawę, że cała sytuacja została źle rozegrana. Spojrzałam na przyjaciółkę, na której twarzy malował się zawód. Nie chciałam, aby przeze mnie poczuła się źle, jednak ten człowiek doprowadził mnie do granicy wytrzymałości.

– Przepraszam za Nicolasa. Bywa trudny – powiedział Felix.

– Nie musisz za niego przepraszać. Zostawię was samych. Może uda się uratować ten wieczór. – Wykrzesałam z siebie trochę uśmiechu. – Miło było cię poznać, Felix. – Nachyliłam się i pocałowałam Harper w policzek. – Przepraszam. – Wyszeptałam jej do ucha.

Wstałam i odeszłam od stolika.

Emocje opadły, a ja czułam się coraz gorzej z tym, co się wydarzyło.

W windzie zrobiłam sobie zdjęcie ze smutną miną i wysłałam je do przyjaciółki z ponownymi przeprosinami. Nie odpisała. Rozwodu z tego nie będzie, ale przeprosinowa wycieczka do jej ulubionej cukierni na drugi koniec Manhattanu już tak.

Wracając do domu, przeglądałam TikToka. Od kilku dni krążącym po sieci viralem było nagranie mojej mamy, która w kilku słowach odpowiedziała na wywiad udzielony przez senatora Theodore’a Williama Carltona. Nazwała go mizoginem, którego razi kawałek kobiecego ciała, bo sam dawno takiego nie widział. Dodała, że właśnie przez ludzi jego pokroju kobiety mają problem z godną akceptacją swojego wieku. Tym samym rozpętała się burza oraz lincz na Carltonie. Rozpowszechnił się hashtag #OldCarltonHadAFarm, sugerujący, że tacy ludzie jak on powinni odejść na emeryturę. Sporo działo się w tym wątku zarówno na portalach społecznościowych, jak i w tradycyjnych mediach, gdyż włączyły się w to również aktywistki, a po stronie senatora jego koledzy z partii.

– Co tak wcześnie? – zapytał portier w naszym apartamentowcu. Zazwyczaj widywał mnie wracającą do domu nad ranem, szczególnie w weekendy.

– Szkoda gadać. – Machnęłam ręką.

Gdy weszłam do mieszkania, światła były już przygaszone. Zajrzałam do sypialni Emmy, gdzie zastałam ją pogrążoną we śnie. Na szafce nocnej, jak zwykle, panował lekki chaos. Ładowały się dwa telefony, obok których leżały karteczki z przypomnieniami o najważniejszych sprawach na kolejny dzień, a także fiolka tabletek nasennych. Te ostatnie były dla niej nieodzowne, niemal tak ważne jak powietrze.

Przeszłam do swojej sypialni umiejscowionej po przeciwnej części apartamentu. Rzuciłam torebkę na łóżko, a sama usiadłam na dużym, białym fotelu ulokowanym przy przeszklonej ścianie. Wpatrywałam się w miasto, które choć spowite nocą, wciąż tętniło życiem – w końcu Nowy Jork nigdy nie zasypia.

Niespostrzeżenie zasnęłam. Obudziłam się po kilku godzinach i przeniosłam do łóżka.

Kolejny poranek przywitał mnie odgłosami krzątaniny kilku osób po mieszkaniu. Wyszłam do nich dopiero po solidnym prysznicu i porządnym ogarnięciu się.

– Cześć – rzuciłam do fryzjera, który rozkładał akcesoria w salonie.

Gdzieś w tle słyszałam głos Lionela z brytyjskim akcentem oraz kobiece śmiechy.

– Co dzisiaj? – zapytałam.

– Jimmy Kimmel – odparł fryzjer, który zdecydowanie przesadził z zabiegami medycyny estetycznej. – Wasz kucharz jest obłędny. – Wskazał na stół zastawiony przekąskami.

Zajrzałam do pokoju, w którym Emma zawsze przygotowywała się do wszelkich oficjalnych wyjść. To tam zawsze wokół niej krzątali się styliści, fryzjerzy, makijażystki, a krawcowe zdejmowały wymiary – właśnie po to ulokowano w nim niewielki podest.

– Cześć. – Pomachałam do niej, jedynie wsadzając głowę między drzwi a futrynę.

Mama leżała na stole do masażu, a nad nią pochylała się drobna Tajka.

– Cześć, skarbie. Jeżeli masz dzisiaj zaplanowane jakieś wyjście, Esme może cię pomalować. – Wskazała na drugą kobietę przy toaletce.

– Nie ma potrzeby. Dzisiaj raczej zostanę w domu.

Harper zamierzała gniewać się do kolejnego południa – tak zawsze wyglądało karanie mnie w jej wykonaniu. Trochę ponad doba milczenia miała zmusić mnie do refleksji.

– Będziecie rozmawiać z Kimmelem o Carltonie? – zapytałam.

– Dostałam kilka pytań w tej kwestii.

– To skop mu te stare dupsko – rzuciłam i wyszłam z pokoju.

Przeszłam do drugiego salonu, w którym dało się zasunąć drzwi. Co prawda były przeszklone, lecz mogłam również zasłonić kotary. Usiadłam przy białym fortepianie i jak zawsze z nudów zaczęłam grać. Tym razem padło na lovely w oryginale wykonywane przez Billie Eilish i Khalida. Początkowe dźwięki były subtelne i nostalgiczne. Stopniowo zaczynałam zagłębiać się w melodię, podążając za emocjami ukrytymi w tym utworze. Palce delikatnie przesuwały się po klawiszach, starając się oddać głęboki, melancholijny ton utworu. Nieśmiało wyśpiewywałam tekst piosenki, co chwilę zerkając w stronę drzwi, aby zamilknąć, gdyby ktoś chciał mi przeszkodzić.

Gdy doszłam do refrenu, dźwięki nabrały intensywności, a linia melodyczna się wzniosła. To był moment, w którym muzyka stała się bardziej ekspresyjna, a ja poczułam, jak melodia przenikała przeze mnie. Gra na fortepianie stanowiła dla mnie swoistą medytację. W ten sposób oczyszczałam umysł. Nie myślałam o nikim ani niczym. Przez kilka minut istnieliśmy tylko ja i dźwięki instrumentu.

4

– I jak? – Harper wpatrywała się we mnie figlarnie, podrzucając włosami, które wyglądały inaczej niż zaledwie kilka dni temu.

Nie widziałyśmy się trzy dni, a ja miałam wrażenie, że minął co najmniej rok.

Przetarłam oczy, bo nie byłam pewna, czy patrzyłam na przyjaciółkę. Jasnoróżowe włosy przefarbowała na blond i ścięła – zamiast za łopatki sięgały jej do ramion. Zniknął intensywny makijaż i drapieżny pazur, który wcześniej królował w jej wyglądzie. Szłyśmy do klubu, a moja przyjaciółka miała na sobie grzeczną, beżową sukienkę, lekko rozkloszowaną od talii, oraz sandałki na szpilce. Brakowało jej tylko toczka na głowie i mogłaby wtopić się w tłum nadętego towarzystwa zasiadającego w loży VIP na wyścigach konnych.

Wyglądała ładnie, ale nie jak ona.

– Ciekawie – odparłam, nie wiedząc, co powiedzieć. Sporo słów cisnęło mi się na usta, ale żadne nie było komplementem.

– Też się sobie podobam. Wczoraj byliśmy z Feliksem na balecie. Nie rozumiałam, o co chodziło, ale trzy godziny minęły całkiem szybko. Chyba polubię tego rodzaju rozrywkę.

Gdzie jest moja przyjaciółka?

– A ty jesteś gotowa? – Przesunęła wzrokiem po mojej sylwetce, jakby czegoś mi zabrakło.

– Tak – syknęłam. Chwyciłam torebkę i ruszyłam do wyjścia.

Powtarzałam sobie w myślach, że to potrwa jeszcze tylko kilka tygodni. Niedługo odzyskam Harper, a ona ponownie nada swoim włosom kolor daleki od określenia „normalny”. Przestanie też wymieniać mi kolejne restauracje, do których zabiera ją Felix, i nazwy potraw brzmiące jak zagraniczne imiona. Musiałam tylko uzbroić się w cierpliwość.

– Emma daje czadu w starciu z Carltonem – powiedziała, gdy wsiadłyśmy do windy.

– Myślałam, że to potrwa raptem kilka dni, ale dziad odbija piłeczkę.

– Zaangażowały się w to media, politycy i celebryci, więc pewnie chce wyjść z tego z twarzą. Słyszałam, że jego rodzina od pokoleń siedzi w polityce. Carltonowie to tacy współcześni Kennedy.

– Zaczęłaś interesować się polityką? – Zdziwiłam się.

– Poszerzam horyzonty – odparła dumnie.

Gdzie się podziało stwierdzenie, które zawsze wychodziło z jej ust przy tematach politycznych: „Polityka jest dla nudziarzy”?

Wyszłyśmy z budynku i wsiadłyśmy do czekającej na nas taksówki.

– Właścicielem klubu jest znajomy Feliksa. Dopiero w weekend będzie oficjalne otwarcie, a dziś jest impreza dla VIP-ów. – W jej głosie dało się słyszeć dumę. – Może masz ochotę iść z nami jutro na wystawę europejskiej fotografii wojennej?

Bałam się o nią.

Nie znałam dobrze Feliksa, ale Harper zmieniała się przy nim w kompletnie inną osobę. Rozumiałam „poszerzanie horyzontów”, ale jeszcze trochę i otrzymam żonę ze Stepford, która będzie planowała ślub, dom pod miastem i gromadkę dzieci.

– Dziękuję za zaproszenie, ale europejska fotografia wojenna nie leży w kręgu moich zainteresowań.

– Szkoda. – Złączyła kolana, opierając o nie dłonie.

Nastąpiła krótka cisza. Pierwszy raz od kilku godzin Harper nie zachwycała się swoim idealnym chłopakiem, więc postanowiłam wykorzystać moment, aby poruszyć temat trapiący mnie od jakiegoś czasu.

– Dostałam się na Juilliard oraz Królewską Akademię Muzyczną w Londynie – wymamrotałam nieśmiało.

– Wow! Gratulacje! Mówiłaś, że na razie nie zamierzasz wrócić na studia.

– Bo jeszcze nie wiem, czy wrócę. Chciałam na razie zobaczyć, czy mam szansę. – Nerwowo bawiłam się palcami.

Nie potrafiłam wyobrazić sobie siebie na zajęciach w szkole muzycznej. Przesłuchania kosztowały mnie wiele stresu. Gdyby nie Lionel i jego siła perswazji, nigdy nie dotarłabym na te w Londynie. Wolałam przejść się nago po Times Square niż kilka razy w tygodniu występować przed publicznością.

– Mam nadzieję, że nie zostawisz mnie i nie wyjedziesz do Anglii? – Zmrużyła oczy.

– Raczej nie.

Felix czekał na nas przed klubem. Wystarczyło, aby podał swoje nazwisko, a ochrona wpuściła nas bez kolejki. Było kilka minut po dwudziestej trzeciej, więc lokal wypełnił się gośćmi niemal w całości. Tłum utrudniał przyjrzenie się szczegółom aranżacji przestrzeni. Udało mi się zauważyć jedynie dominującą kolorystykę w postaci bieli i czerni oraz dekoracje w formie figur szachowych.

Felix zaprowadził nas na antresolę, gdzie wskazał lożę, którą mieliśmy zająć. Od razu dostrzegłam Nicolasa z rozpostartymi ramionami na oparciu czarnej sofy. Pytałam Harper, czy się pojawi, ale zbywała mnie, mówiąc, że z nim nigdy nic nie wiadomo. Postanowiłam ignorować mężczyznę, choć było to trudne, ponieważ znów posadzono nas naprzeciwko siebie. Na szczęście on był zajęty brunetką w czerwonej sukience podkreślającej wszystkie atuty jej zgrabnego ciała.

Felix objął Harper ramieniem, a ta wtuliła się w niego, jakby spędzali wieczór sami na sofie przed kominkiem.

– Layla – przedstawiła mi się brunetka. Dzielił nas jedynie stół.

– Rey – powiedziałam.

– Layla studiuje z nami – dodał Felix.

Nie potrzebowałam tej informacji.

Na chwilę spotkałam się ze spojrzeniem blondyna, ale dostrzegłam w nim jedynie obojętność. Najwyraźniej przyjaciel musiał odbyć z Nicolasem podobną rozmowę, co Harper ze mną. Słuchałam jej godzinnego monologu o tym, że jesteśmy dorośli i zagrywki rodem z licealnego korytarza powinniśmy pozostawić za sobą. Zachowała się niczym rodzic, który chciał przelać na dziecko swoje życiowe mądrości – nigdy tego nie doświadczyłam. Wspomniała również, że zależy jej na Bishopie, więc nie chce go stracić przez tak błahy powód, a Nicolas jest mu bardzo bliski. Nigdy w życiu nie spodziewałam się umoralniającej pogadanki w wykonaniu Harper Milligan. To ona była inicjatorką włamania się na szkolny basen. To ona prowadziła auto bez prawka i zdobyła nam fałszywe dokumenty. To ona odbiła chłopaka Jennifer Vogh, bo uważała, że do siebie nie pasują.

– Rey, czy mogłam gdzieś cię wcześniej widzieć? Mam wrażenie, że skądś cię kojarzę. – Layla przyglądała mi się intensywnie.

Nieraz słyszałam podobne pytanie od nowo poznanych osób. Jako córka Emmy Reed pojawiłam się w kilku magazynach, a dwa lata temu zaliczyłam pokazy mody dla znanych projektantów, bo Emma zmusiła mnie, abym spróbowała różnych sposobów na życie. Pomysł zostania modelką odrzuciłam jednak dość szybko.

– Raczej nie – odparłam naturalnie. – Może jestem do kogoś podobna.

Nie chciałam, aby dowiedziała się, kim jest moja matka.

– Możliwe. – Uśmiechnęła się lekko.

– Pójdziemy potańczyć? – zaproponowała Harper. Wiedziała, kiedy zainterweniować.

Pokiwałam głową i już po chwili obie bawiłyśmy się na parkiecie. Na kilka piosenek dołączyła do nas również Layla, ale szybko gdzieś się ulotniła. Znów byłyśmy tylko we dwie jak zawsze. Harper była jedyną osobą, którą wpuściłam do swojego skomplikowanego świata. Opowiadałam jej, jak wyglądało życie z matką światowej sławy piosenkarką, co czułam, gdy w czasach jej największej popularności nie mogłam wyjść ze szkoły, bo paparazzi walczyli o moje zdjęcia. Wiedziała o tych wszystkich mężczyznach wykradających się z sypialni Emmy o poranku i imprezach pełnych alkoholu, prochów i obcych ludzi. Znała blaski i cienie milionów na koncie, a wszystko to dlatego, że sama była bardzo daleko od tego świata.

Na moment wróciłam do stolika napić się wody, ale gdy szłam ponownie na parkiet, dostrzegłam, że Harper tańczyła z Feliksem. Nie chciałam im przeszkadzać. Zostałam więc na antresoli, gdzie stanęłam przy przeszklonej barierce, przyglądając się im z góry.

Rozległy się pierwsze dźwięki 2 Be Loved Lizzo, jednej z ulubionych piosenek Harper. Widziałam, jak z jej ust wydobył się pisk zadowolenia, po czym rzuciła się szatynowi na szyję.

– Ładnie razem wyglądają. – Nicolas stanął obok mnie.

Nie spodziewałam się, że w jego słowach tkwiło choć źdźbło szczerości. Słyszałam jedynie spore pokłady cynizmu.

– Co się stało z różowymi włosami twojej przyjaciółki? – ciągnął, jakby usilnie chciał włączyć mnie w rozmowę.

Przeniosłam spojrzenie na mężczyznę ubranego w granatowe garniturowe spodnie, białą koszulę z podwiniętymi rękawami i rozpiętymi dwoma guzikami pod szyją. Całości dopełniały eleganckie, skórzane buty oraz rolex na nadgarstku.

– Czego chcesz? – Nie siliłam się na bycie uprzejmą.

– Niczego. Po prostu zauważyłem, że nasi przyjaciele ładnie ze sobą wyglądają – powiedział z fałszywym uśmiechem. – Harper w końcu pozbyła się tego gówna z włosów i ubrała się w coś za więcej niż dwadzieścia dolarów.

Nie mógł sobie darować złośliwości. W końcu nie byłby sobą.

– No tak… Bo przecież to, ile kasy mamy na sobie, determinuje, jakimi jesteśmy ludźmi – stwierdziłam z ironią. – Zdradzę ci coś, nawet gdybyś pozbył się bijącego po oczach rolexa i włożył dresy z Primarka, nadal byłbyś dupkiem.

Mężczyzna uśmiechnął się i – co było dziwne – zrobił to chyba szczerze.

– Mówi to dziewczyna, która sama ma na sobie kilka tysięcy dolarów.

– I co z tego? – Żałowałam, że dałam się wciągnąć w tę dyskusję. – Ja przynajmniej nie oceniam ludzi po wyglądzie.

– Mam na myśli to, że Felix i Harper są z dwóch innych światów. Ładnie razem wyglądają, lecz dzieli ich przepaść. – Głos mężczyzny był podejrzanie spokojny. – Początkowo oboje będą uginać się dla siebie, dokonywać ciągłych kompromisów, ale im dalej, tym rozstanie bardziej zaboli. Bo jest nieuniknione.

Choć nie powiedziałam tego na głos, wiedziałam, że ma rację. Harper i Felix byli od siebie bardzo różni. Wiele ich dzieliło, więc nie miałam pojęcia, co mogło łączyć. Obserwowałam, jak z dnia na dzień moja przyjaciółka przesadnie angażowała się w tę znajomość, a co gorsza zachodziły w niej duże zmiany.

Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji

5

Rozdział dostępny w pełnej wersji

6

Rozdział dostępny w pełnej wersji

7

Rozdział dostępny w pełnej wersji

8

Rozdział dostępny w pełnej wersji

9

Rozdział dostępny w pełnej wersji

10

Rozdział dostępny w pełnej wersji

11

Rozdział dostępny w pełnej wersji

12

Rozdział dostępny w pełnej wersji

13

Rozdział dostępny w pełnej wersji

14

Rozdział dostępny w pełnej wersji

15

Rozdział dostępny w pełnej wersji

16

Rozdział dostępny w pełnej wersji

17

Rozdział dostępny w pełnej wersji

18

Rozdział dostępny w pełnej wersji

19

Rozdział dostępny w pełnej wersji

20

Rozdział dostępny w pełnej wersji

21

Rozdział dostępny w pełnej wersji

22

Rozdział dostępny w pełnej wersji

23

Rozdział dostępny w pełnej wersji

24

Rozdział dostępny w pełnej wersji

25

Rozdział dostępny w pełnej wersji

26

Rozdział dostępny w pełnej wersji

27

Rozdział dostępny w pełnej wersji

28

Rozdział dostępny w pełnej wersji

29

Rozdział dostępny w pełnej wersji

30

Rozdział dostępny w pełnej wersji

31

Rozdział dostępny w pełnej wersji

32

Rozdział dostępny w pełnej wersji

33

Rozdział dostępny w pełnej wersji

34

Rozdział dostępny w pełnej wersji

35

Rozdział dostępny w pełnej wersji

36

Rozdział dostępny w pełnej wersji

37

Rozdział dostępny w pełnej wersji

EPILOG

Kilka dni wcześniej

– Zabierzesz ją – powtórzył ze stoickim spokojem. – To zaprzeczy ewentualnym plotkom, że widziano cię w towarzystwie córki tej piosenkarki.

Miałem ochotę uderzyć głową w ścianę.

Zastanawiałem się, ile jeszcze starczy mi sił, aby przytakiwać ojcu. Obawiałem się, że któregoś dnia obudzi się we mnie potwór, który zniszczy wszystko wokół, w tym również mnie.

– Zobaczymy – mruknąłem.

Nie mogłem pojawić się na weselu z Laurą. Mieliśmy być tam razem z Rey, nawet jeżeli nie złapiemy się publicznie za ręce czy nie zatańczymy razem.

– Zadecydowałem – oświadczył stanowczo, po czym zostawił mnie samego w jadalni.

Zawsze miał ostatnie słowo.

– Nicolasie… – Niespodziewanie zawrócił. – Gdybyś miał wątpliwości co do zakończenia znajomości z córką Emmy Reed, chciałbym, abyś wiedział, że jeśli tego nie zrobisz, zniszczę ją oraz jej matkę. Nie tylko podważę autorytet tej pseudo gwiazdy, ale też pozbawię ją wszelkich środków do życia.

Patrzyłem na potwora, który potrafił zatruć swoim jadem najczystsze piękno. Ojciec karmił się nieszczęściem innych. Uwielbiał patrzeć, jak ludzie skręcali się od zadanego przez niego bólu. Miał naturę sadysty.

– Chodź ze mną – wydał mi polecenie.

Udaliśmy się do gabinetu, gdzie kazał mi zamknąć za sobą drzwi. Nienawidziłem tego miejsca. Stanowiło centrum dowodzenia złem.

– Popatrz na tę teczkę. – Wskazał na biurko, gdzie leżała. – Jest dość gruba. Wszystko to haki, które odnalazłem na obie panie Reed. – Otworzył teczkę i chwycił pierwszą kartkę. – Sześć lat temu Emma Reed spotykała się z mężczyzną, którego później oskarżono o handel dziećmi z Afryki i Azji. Nie sądzę, aby miała z tym coś wspólnego, ale zawsze można coś podszepnąć mediom oraz FBI, szczególnie że mężczyzna uciekł z kraju.

Czułem tylko bezradność. Z niedowierzaniem wpatrywałem się w ojca, mając wrażenie, że każde słowo wychodzące z jego ust otaczało mnie murem. Chciał mnie za nim zamknąć, o ile wcześniej już tego nie zrobił.

– Możemy też podrzucić kilka gramów kokainy Reynisfjarze – powiedział z przerażającym spokojem. – Ma za sobą uzależnienie i odwyk. Co prawda, w rzeczywistości tyczy się to jej matki, ale media zrobiły swoje. Muszę przyznać, że ta kobieta ma przy sobie całkiem sprytnych ludzi, choć nie do końca przemyśleli swój plan.

– Wiesz o tym, że to nie Rey była na odwyku? – zapytałem zaskoczony.

– Wiem o nich wszystko, synu. Nawet o bliźnie na łopatce dziewczyny, która została jej po tym, jak były partner jej matki zaatakował ją nożem.

O tym nawet ja nie wiedziałem.

– Nicolasie, znasz mnie, więc wiesz, że nie blefuję. Zniszczę te kobiety. Doprowadzę Emmę Reed do obłędu, aż w końcu ponownie wyląduje na odwyku lub popełni samobójstwo. Chyba że zgodzisz się współpracować. – Z czystą perfidią patrzył mi w oczy.

Groźby ojca były jak lodowaty wiatr przeszywający mnie na wylot. W jego oczach widziałem determinację, ale i coś, co napawało mnie strachem. Był gotowy skrzywdzić Rey i Emmę. Wiedziałem, że nie odpuści, aż nie ujrzy ich całkowitego upadku. Nie miałem wyboru. Musiałem poddać się jego woli. Nie mogłem pozwolić, aby zniszczył Rey.

– Wszystko mamy ustalone. Powiadom Laurę, że idzie z tobą na wesele Bishopów – oświadczył.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Ida Świerkocka

>Korekta: Anita Keler

Projekt okładki: Ewa Popławska

Zdjęcie na okładce: © Ron Dale / Stock.Adobe.com

Zdjęcia wykorzystane w książce: © Archara; © Introvertia / Stock.Adobe.com

Copyright © 2025 by Angelika Waszkiewicz

Copyright © 2025, Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8371-815-6

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

   

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik