Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czasem łatwiej uciec przed śmiercią niż przed miłością
Luksusowy apartament w centrum Manhattanu, drogi samochód i kolekcja szpilek na każdą okazję...
Dwudziestosześcioletnia Meghan ma to wszystko, ale cena, jaką płaci za życie w luksusie, jest wysoka. Pozbawiona moralności prawniczka współpracuje z największymi gangsterami Nowego Jorku, nie dbając o konsekwencje swoich decyzji. Do czasu. Ryzykowna sprawa, której się podejmuje, budzi w niej traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, a jej poczucie wartości zostaje zachwiane.
Z pomocą przychodzi jej Brian - mężczyzna, który dostrzega wewnętrzne zmagania Meghan i za wszelką cenę próbuje przebić się przez mur, który wokół siebie zbudowała. Okazuje się jednak, że on również skrywa swoje tajemnice, a wydarzenia z przeszłości mogą pozbawić go szans na zbliżenie się do Meghan. Niebezpieczeństwo, w którym oboje się znajdują, zmusza ich do konfrontacji z narastającymi w nich uczuciami. Ale czy kobieta, która nie wierzy w miłość, będzie w stanie kogoś pokochać?
Pierwszy raz znalazła się w sytuacji, kiedy to ona musiała się wycofać. Zrobiła mały krok w tył, a gdy już miała opuścić rękę, mężczyzna złapał ją za dłoń i lekko uścisnął.
– Brian – wyszeptał ochrypłym głosem, a ją przeszył niespodziewany dreszcz.
Ten seksowny głos, ciepło jego dłoni i zapach perfum zadziałały na nią ze zdwojoną siłą. A to, że od ponad miesiąca nie uprawiała z nikim seksu, sprawiło, że chciała się rzucić na niego tu i teraz. Zamknęła oczy. Zdawała sobie sprawę z tego, jak w tej chwili musiała wyglądać, ale pożądanie, które czuła, gdy on kciukiem zataczał koła na aksamitnej skórze jej dłoni, było tak silne, że przyćmiło wszelkie rozsądne myśli.
Mężczyzna przyłożył palec do miejsca, w którym dało wyczuć się jej puls. Z podniecenia, a może również ze strachu, który zdawał się wypisany na jej twarzy, był on przyśpieszony.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 280
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
K.E. December
Chaos
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo postaci i zdarzeń opisanych w książce do rzeczywistych osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Książkę tę dedykuję mojemu mężowi za to, że dzielnie znosi moje wszystkie fanaberie związane z pisaniem.
Dziękuję!
Każdego dnia mamy wizje i marzenia, które kształtują nasze życie. Często pragniemy czegoś ze wszystkich sił, ale los sprawia, że nasza droga do celu jest kręta i pełna przeszkód. Niejednokrotnie musimy zmagać się z trudnościami po to, aby ostatecznie osiągnąć to, czego chcemy.
Bywa też, że mimo naszej ciężkiej pracy i poświęceń nie osiągamy zamierzonego celu. Wtedy musimy zastanowić się nad swoim życiem i zrozumieć, że czasem to, czego naprawdę potrzebujemy, jest zupełnie inne od tego, czego chcieliśmy na początku.
Pamiętajmy, że każda trudność może stać się dla nas okazją do rozwoju i poznania samego siebie. Z chaosu można wyciągnąć cenne lekcje, które pozwolą nam stać się silniejszymi i bardziej wytrwałymi w dążeniu do własnego szczęścia.
Na kilka tygodni przed Dniem Świętego Patryka cała dzielnica Hell’s Kitchen wyglądała niemal jak Irlandia. Wszędzie zrobiło się bardzo zielono i świątecznie, dlatego dzisiejsza niedziela była dla przyjaciółek dobrą okazją do podziwiania przystrojonych na zielono pubów i witryn sklepowych. Szczególną atrakcją był zaplanowany wypad na pchli targ o wdzięcznej nazwie „Hell’s Kitchen Flea Market”, który co prawda odbywał się co niedzielę, ale prócz Adeline żadna z dziewczyn nie mieszkała już w tej części Nowego Jorku.
Pogoda, pomimo lekkiego mrozu, była bardzo przyjemna i w powietrzu można już było wyczuć zapach zbliżającej się wiosny. Dziewczyny bardzo rzadko miały okazję się spotkać we trójkę, dlatego każda czekała z niecierpliwością na ten dzień. W pierwszej kolejności umówiły się na lunch w Twins Irish Pub, który znajdował się przy Dziewiątej Alei. Zdaniem Emmy był to najfajniejszy bar w Hell’s, a można jej było uwierzyć na słowo, ponieważ imprezowała we wszystkich możliwych knajpach w ich dzielnicy i tylko ten pub dawał jej radę, bo zaliczyła w nim niejeden nokaut. Pub serwował tradycyjną irlandzką kuchnię oraz mógł się pochwalić bogatym menu piw na czele z osławionym guinnessem. Ciemne irlandzkie piwo było trunkiem uwielbianym przez Meghan, która w dniu swoich osiemnastych urodzin, używając podrobionego prawa jazdy, wygrała organizowane raz w roku zawody w piciu guinnessa na czas. Rekord świata w wypiciu jednego litra wynosił sekundę i trzy dziesiąte, a ona wypiła litr piwa w trzy i dwie dziesiąte sekundy. Oczywiście kilkanaście razy poprawiała rekord, w wyniku czego dziewczyny musiały wynieść ją z baru.
Meghan dotarła do pubu przed dziewczynami i zajęła ich zwyczajowe miejsce przy drzwiach. Co prawda dzielnica zmieniła się przez lata, ale ostrożności nigdy za wiele, dlatego za każdym razem wybierały stolik najbliżej wyjścia. Niektóre nawyki z trudnego dzieciństwa zostaną z nimi na zawsze, a możliwość szybkiej ucieczki w wielu momentach mogła być kluczowa dla ich bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się na widok Emmy i wstała, żeby przywitać przyjaciółkę, w tym samym momencie zauważyła wchodzącą do pubu Tiny, która na twarzy miała delikatne rumieńce i uśmiechała się szeroko.
– I oto ona! Nasza Tiny! – krzyknęła Emma, tuląc do siebie Adeline.
Adeline zamrugała, próbując ukryć łzy.
– Boże, zaraz chyba spłonę! – Usiadła na krzesło, kiedy już wyściskała i wycałowała się z przyjaciółkami.
– A czemu to płoniesz? – spytała Emma, szczerząc się do niej.
Z twarzy Meghan również nie schodził uśmiech, a widok roztrzęsionej Adeline i jej rumieńców lekko ją bawił. Musiało spotkać ją coś naprawdę ciekawego, że doprowadziło tę na co dzień opanowaną kobietę do takiego stanu.
– Miałam wypadek
– Jaki, kurwa, wypadek? – Meghan popatrzyła na Adeline jak na wariatkę. Jako prawniczka zawsze interesowała się konkretami, nie lubiła czczej paplaniny.
– Możliwe, że potrąciłam mężczyznę. – Adeline spojrzała na zszokowane przyjaciółki.
– Tiny, co ty pierdolisz? – zniżyła konspiracyjnie głos Emma i rozejrzała się po pubie.
– A ty co? Chcesz na mnie donieść? – wypaliła roztrzęsiona Adeline. – Zachowujesz się, jakbyś była z policji.
– Gorzej, ona jest z FBI i będzie cię mogła ścigać po wszystkich stanach – odparła Meghan i pokazała język siedzącej obok pani analityk.
Adeline zrobiła duże oczy i uśmiechnęła się do Meghan, myślami wciąż uciekając do wydarzenia sprzed chwili.
– Jak to się stało i co to za mężczyzna? – zapytała Emma, ignorując docinki przyjaciółek. Znały się od dawna i wiedziały, że cokolwiek by się wydarzyło, to zawsze stanęłaby po ich stronie. Nawet gdyby się okazało, że mają w szafach tuziny trupów.
– Całkiem przystojny mężczyzna – szepnęła, rumieniąc się, po czym podniosła dłoń, zatrzymując tym lawinę pytań, które już cisnęły im się na język.
– No dobra… Powiesz w końcu, kim on był?
– Mów, dziecko! – Ponagliła ją machnięciem ręki Meghan. Zawsze w poważnych sytuacjach nazywała ją dzieckiem, ponieważ była najmłodsza z nich, a do tego najbardziej delikatna, a przynajmniej takie stwarzała wrażenie.
– Nie wiem, i w tym problem, bo był naprawdę przystojnym mężczyzną.
– W twoich oczach jest błysk, którego dotąd nie widziałam. On naprawdę musiał ci się spodobać – prawie krzyknęła Meghan, wytrzeszczając oczy. Adeline zawsze stroniła od mężczyzn, dlatego dzisiejsze zachowanie tak bardzo zdziwiło przyjaciółki.
Zapadła cisza, którą po jakimś czasie przerwała prawniczka.
– Chcesz powiedzieć, że chwilę temu prawie zabiłaś jedynego mężczyznę w Nowym Jorku, na którego zwróciłaś uwagę?
– Tylko go potrąciłam – broniła się Tiny.
– To brzmi jak materiał na naprawdę dobry romans – wtrąciła Emma i cicho zachichotała.
– Jeśli już mowa o romansach, to potrzebuję mężczyzny, na już – odezwała się Meghan, spoglądając na śmiejące się przyjaciółki. Zmieniła temat, bo widziała, że ta rozmowa jest niekomfortowa dla Tiny i mogła odnieść odwrotny skutek. Zamiast zachęcić ją do randki z nowo poznanym mężczyzną, mogły spowodować, że nieśmiała Adeline ucieknie gdzie pieprz rośnie.
– Powinnaś znaleźć kogoś na stałe – poradziła jej blondwłosa przyjaciółka, na co prawniczka wybuchła głośnym śmiechem, zwracając tym uwagę przechodzących obok nich mężczyzn. – Twój styl życia jest…
– Jeśli nie chcesz mnie obrazić, to lepiej nie kończ – przerwała na wpół poważnie, mrużąc perfekcyjnie pomalowane oczy. Zdawała sobie sprawę, że jej preferencje nie każdemu mogą się podobać, ale nie dbała o to. Jednak usłyszeć coś takiego z ust przyjaciółki mogło zaboleć.
– Nie mam na myśli nic złego, po prostu…
– Mam wystarczająco dużo problemów na głowie, żeby brać sobie kolejny – przerwała ponownie Meghan, po czym odwróciła się i zamyślona spojrzała w okno. Przyjaciółki wciąż rozmawiały o swoich sprawach, ale ona zdawała się ich nie słyszeć. Pogrążona we wspomnieniach z dzieciństwa, rozmyślała nad perspektywą znalezienia kogoś na dłużej, jednak po chwili zrozumiała, że w tym temacie nic się nie zmieniło i stały związek nie jest dla niej.
Nigdy nie będzie jak jej matka, która zaślepiona miłością, dawała sobą pomiatać i się wykorzystywać. Nigdy się nie zakocha, bo miłość to słabość, a ona ciężką pracą osiągnęła sukces i nie pozwoli, żeby ktoś zniszczył jej idealnie poukładane życie. Nie potrzebowała mężczyzny, który uważa się za lepszego tylko dlatego, że ma jaja. Ona miała zdecydowanie większe. Stała się znaną i cenioną panią prawnik, a zarobki pozwalały jej na apartament w najlepszej części Manhattanu, drogi samochód i szafę pełną markowych ubrań. Mężczyzn potrzebowała tylko do jednego, i to się nigdy nie zmieni.
– Widzicie tego typa przy barze? – Wskazała przyjaciółkom samotnego mężczyznę w garniturze. Swoim wyglądem zupełnie nie pasował do tego miejsca, ale za to był idealnym wyborem na dzisiejszą noc. – To moja dzisiejsza seksrandka. – Uśmiechnęła się.
– Wygląda, jakby czekał na kogoś. Może na kobietę – wtrąciła Adeline.
– A czy to jakiś problem? – Pokręciła głową. – Przecież wiesz, jak bardzo lubię wyzwania.
– Wiem, dlatego zawsze ci je rzucam – odpowiedziała przyjaciółka, a Meghan roześmiała się ponownie. W jej głowie od razu zaczął się formować plan wyrwania przystojniaka na dzisiejszą noc.
Rozbawiona rozmową, zawołała kelnera, poprosiła o następną kolejkę piw i spojrzała na Emmę, która była pogrążona we własnych myślach. Życie od zawsze dawało jej w kość, ale teraz miała wrażenie, że wydarzyło się coś więcej. Musiała to również dostrzec Adeline, ponieważ złapała Emmę za rękę i delikatnie ścisnęła.
– Emma? Coś nie tak? Jesteś dzisiaj jakaś nieobecna.
– Nawet nie wypiłaś piwa – dodała Meghan, patrząc na przyjaciółkę z troską.
Widziały, że szukała w głowie wymówek, ale po namyśle zdecydowała się na powiedzenie prawdy.
– Dziewczyny… – zaczęła nieśmiało, co było do niej niepodobne. – Schrzaniłam sprawę.
Te słowa nie wróżyły nic dobrego, dlatego Meghan odłożyła na bok kufel z piwem i żeby dodać jej otuchy, ścisnęła za drugą dłoń.
– Co odjebałaś, Emma? – rzuciła poruszona Tiny.
– Tylko nie mów, że przespałaś się z tym seksownym agentem? – zapytała Meghan.
– Nie – prychnęła. – Zupełnie nie o to chodzi… – Wypuściła ich dłonie, upiła spory łyk piwa i dopiero potem westchnęła i powiedziała: – Rzecz w tym, że przez tego agenta dostałam awans i prawdopodobnie będę musiała wyjechać na parę lat, a przecież wiecie, jak bardzo kocham Nowy Jork.
– Kurwa! – krzyknęły równocześnie kobiety, co w innej sytuacji byłoby zabawne, ale tym razem nie było do śmiechu żadnej z nich.
Ten dzień miał być miłą odskocznią od problemów, jednak okazał się być początkiem kolejnych, i to znacznie większych kłopotów. A koszmar Meghan miał się dopiero rozpocząć.
Na początku był chaos…
Hezjod
Meghan kolejny raz z rzędu przejrzała akta Johna, upewniając się, że nic jej nie umknęło i ten dupek jeszcze dzisiaj usłyszy zarzuty usiłowania morderstwa swojej żony.
Była zmęczona natłokiem spraw, które prowadziła, ale za nic w świecie nie zmieniłaby swojego życia. Nie odpuściłaby żadnej sprawy, szczególnie takiej, która przynosiła jej czystą satysfakcję.
Praca dawała jej ukojenie, a przyczynienie się do zamknięcia gnoja, który przez lata znęcał się nad żoną, aż w końcu prawie udusił ją własnymi rękoma, w pewien sposób rekompensowało inne, niezbyt legalne sprawy, którymi się na co dzień zajmowała. Dopilnowanie, żeby następne lata spędził w więzieniu, było dla niej niezwykle ważne. Zwykłe sprawy były niczym mały odważnik postawiony na wadze jej zachwianej moralności, który pilnował, żeby nie upadła jeszcze niżej. Odważnik, który wyrównywał dobro ze złem i dawał jej złudne poczucie wartości.
Po kilku godzinach pracy wyłączyła laptop i schowała go do sejfu, który znajdował się za ogromnym obrazem w jej biurze. Nie miała już czasu, aby zanieść sprzętu do domu, a pozostawienie komputera na widoku jej wścibskiego wspólnika byłoby zbyt niebezpieczne. Wiedziała, że próbowałby wykorzystać przeciwko niej dane, które się w nim znajdowały, a tego chciała za wszelką cenę uniknąć. Nie od dzisiaj było wiadomo, że Matthew zrobiłby wszystko, żeby przejąć jej część firmy, a ona nie miała zamiaru mu tego ułatwiać. Dzięki ciężkiej pracy znalazła się w miejscu, w którym teraz była, i nie pozwoli, żeby ktoś jej to odebrał.
Po upewnieniu się, że wszystko znajdowało się na swoim miejscu, poprawiła makijaż, zgasiła światła i włączyła alarm w kancelarii. W końcu mogła pozwolić sobie na upragniony weekend. Na wyjście i odprężenie się po tylu dniach nieustannej pracy.
Dziesięć minut później przeszła przez szklane drzwi hotelu The Ritz-Carlton, który mieścił się w popularnej dzielnicy Midtown, i ruszyła prosto do windy. Stukot jej szpilek odbijał się echem po holu, zwracając uwagę pracowników, a także nadzianych gości. Uśmiechnęła się pod nosem z zadowolenia. Uwielbiała być w centrum uwagi, szczególnie wtedy, gdy chodziło o przystojnych mężczyzn, którzy na jej widok ślinili się niczym obleśne mopsy i byli gotowi jeść jej z ręki. Uwielbiała mieć władzę nad wszystkim i zazwyczaj tak właśnie było.
Pomyślała o przyjaciółkach, z którymi była umówiona, i jej uśmiech lekko przygasł, dlatego, kiedy zatrzymała się przy drzwiach windy, wyjęła z małej torebki Michaela Korsa komórkę i napisała szybką zbiorową wiadomość, informując je o odwołaniu dzisiejszego spotkania.
Meghan: Nie będzie mnie, mam randkę.
Odpowiedzi przyszły niemal natychmiast, a ich treść była dosyć zabawna. Emma i Adeline znały ją jak mało kto i zawsze mogła na nie liczyć. Gdziekolwiek była i cokolwiek robiła, przyjaciółki stanowiły dla niej wsparcie. Znały się od dziecka, wychowywały razem i nawet w dorosłym życiu, gdy każda z nich poszła swoją drogą, były dla siebie prawdziwym wsparciem.
Adeline: Ty i randka? Nie wierzę.
Emma: Masz na myśli gorący jednorazowy seks z kolejnym naiwniakiem? Nic nowego.
Meghan: Brzmisz, jakby to było coś złego… ;) Odezwę się później.
Z uśmiechem na twarzy pokręciła głową, schowała telefon do torebki i niecierpliwie nacisnęła przycisk przywołujący windę. Cholerstwo musiało się zaciąć, bo od dłuższego czasu stało na drugim piętrze – Meghan, nie chcąc już dłużej czekać, ruszyła w stronę schodów ewakuacyjnych znajdujących się tuż obok. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka jej telefonu. Przewróciła oczami, śmiejąc się, że dziewczyny tak szybko jej nie odpuszczą, i nie zwracając uwagi na numer, który wyświetlił się na ekranie, przyłożyła aparat do ucha. Prywatny numer miała zarezerwowany tylko dla kilku osób, więc nie przypuszczała, że przez przypadek może odebrać telefon od któregoś ze swoich klientów.
– Nie mogę teraz rozmawiać, ale z chęcią opowiem wam o Gregorym i jego wielkim kutasie, kiedy już wrócę ze spotkania – zaczęła, ale przerwał jej twardy głos Karla.
– Miło mi słyszeć, że nie próżnujesz, ale wielki kutas Gregory’ego będzie musiał poczekać. Potrzebuję cię tutaj w tej chwili. – W jego głosie dało się wyczuć rozdrażnienie, jakby wzmianka o wyskokach kobiety nie do końca mu się podobała, jednak Meghan nie dbała o jego samopoczucie. Był tylko klientem. Nikim więcej. Nieważne, że priorytetowym. Jej rozwiązły styl życia nie powinien interesować nikogo, tym bardziej jego.
– Nie ma mnie w mieście – skłamała, wiedząc, że i tak nie uda jej się wykręcić od tego spotkania. Po prostu nie podobał jej się jego władczy ton głosu. Co prawda była jego prawniczką, ale nie własnością, o czym mężczyzna coraz częściej zapominał i przy każdej ich rozmowie musiała mu to przypominać.
– Odwołaj swoją seksrandkę, Meghan. Zapłacę ci podwójnie, to naprawdę ważne.
Karl Jackman był jej najlepszym klientem. To dzięki niemu mogła wynajmować apartament w samym centrum Manhattanu i kupić żółte porsche, którym jeździła. Mężczyzna był również szefem nowojorskiego gangu, który skutecznie zaopatrywał Manhattan w narkotyki, a do tego właścicielem kilku małych knajpek. Jego wpływy nie były ogromne, ale dla kogoś takiego jak ona zadzieranie z nim mogło się źle skończyć. Poza tym podsyłał jej klientów, dzięki czemu nie narzekała na brak pracy.
– Wyślij mi wszystkie dane, zaraz tam będę – odparła i niezadowolona odwróciła się w kierunku wyjścia.
W pokoju dwieście trzydzieści trzy czekał na nią przystojny biznesmen, z którym miała spędzić namiętny wieczór, jednak telefon od Karla jak zwykle pokrzyżował jej plany. Wyszła na zewnątrz, rozglądając się za boyem hotelowym, a kiedy go dostrzegła, zniecierpliwiona machnęła ręką i czekając na samochód, odczytywała wiadomości w komórce. Sprawa, którą otrzymała, wydawała się banalna, zbyt prosta, żeby to o nią tak naprawdę chodziło, ale skoro tego chciał Karl i płacił podwójną stawkę, to miała zamiar ją wziąć. Pośpiesznie wsiadała do auta i z piskiem opon odjechała spod hotelu, zostawiając swojego kochanka bez żadnej informacji. Może jeśli uda jej się załatwić sprawy szybko, znajdzie chociaż chwilę na spotkanie z przyjaciółkami i nie zmarnuje doszczętnie wieczoru, który zapowiadał się naprawdę dobrze.
Pół godziny później podjechała pod ogromny biały dom Jackmana. Jak zawsze przywitały ją dwie czarne bestie, biegające bez nadzoru po ogrodzie. Czarna sierść lśniła na ich umięśnionych ciałach, a obroże z kolcami sprawiały, że dobermany wydawały się jeszcze groźniejsze, niż były. Ślina kapała z ich pysków, kiedy pokazywały białe, błyszczące kły. Nie lubiła tych psów, a właściwie to trochę się ich bała i miała dziwne wrażenie, że one również nie pałały do niej sympatią, ale nie mogła przecież okazać przy nich strachu. Wyczułyby to, tak samo jak ich właściciel wyczuwał wszelkie kłamstwo dookoła siebie. Był na tym punkcie przewrażliwiony. Wszędzie doszukiwał się wrogów. Otaczał się niewielką liczbą osób, a ufał jeszcze mniejszej grupie. Meghan nie wiedziała, gdzie w tym wszystkim znajdowała się ona, ale dopóki dobrze jej płacił, trzymała się go z czystej wygody.
Wysiadła, trzymając pod pachą teczkę z dokumentami i ruszyła do drzwi. Nie zapukała. Od razu weszła do środka, bo wiedziała, że właściciel rezydencji przez kamery obserwował każdy jej ruch. Miała niebywałą ochotę pokazać mu środkowy palec, jednak pohamowała się i ze sztucznym uśmiechem udała prosto do jego gabinetu, znajdującego się na końcu pokaźnych rozmiarów korytarza. Zapukała, a gdy rozległ się głos nakazujący wejście, zawahała się. W towarzystwie tego mężczyzny zawsze czuła niepokój, a dzisiaj to uczucie było silniejsze niż zwykle. Nie wiedziała, dlaczego tak jest i nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Powoli, czując, jak szybko biło jej serce, nacisnęła na klamkę i weszła do środka.
– Dzień dobry, kwiatuszku – przywitał się Karl swoim zwyczajnym oschłym tonem, po czym zmierzył ją pełnym uwielbienia wzrokiem. – Długo kazałaś nam na siebie czekać.
– To przez korki – odparła i dopiero wtedy dostrzegła, że w pomieszczeniu znajdował się ktoś jeszcze. Dziwne, bo na co dzień spotykała się z Jackmanem tylko na osobności, szczególnie wtedy, kiedy omawiali ważne interesy.
Mężczyzna około trzydziestki stał oparty o biurko z rękoma założonymi na piersi i przyglądał się kobiecie z zaciekawieniem. Spod kołnierzyka białej koszuli wystawał mu tatuaż, który zdobił szyję i kończył się dopiero za uchem.
Meghan odwróciła wzrok, ale po chwili ponownie skierowała go na nieznajomego. Miał w sobie coś takiego, że wypełniał całe pomieszczenie. Emanował pewnością siebie i siłą. Wysoki, dobrze umięśniony blondyn i do tego tatuaże, do których miała słabość. Kiedyś już go widziała, ale zawsze z daleka, dlatego nie miała okazji przyjrzeć mu się wyraźnie.
Nawet przystojny – pomyślała pani prawnik, mierząc go wzrokiem, jednak takie myśli nie były w tej chwili odpowiednie. Przyszła tutaj dla interesów, nie dla przyjemności, a przecież nigdy nie łączyła jednego z drugim. To była jedna z jej najważniejszych życiowych zasad, których nigdy nie łamała.
– Wszystko załatwiłam – zwróciła się ponownie do Karla, nieufnie zerkając na drugiego mężczyznę. Nie znała go, dlatego nie wiedziała, co mogła przy nim ujawnić, nie umknęło to Jackmanowi, który z dumą uśmiechnął się do niej.
– Spokojnie, kwiatuszku, Brian jest przyjacielem i nie musisz przejmować się jego obecnością. Co z młodym?
– Wpłacisz dziesięć kawałków i będzie wolny. Prawdopodobnie nie postawią mu żadnych zarzutów, bo nie mają na czym ich oprzeć, ale nawet jeśli by to zrobili, to bez problemu mogę go wybronić. – Zastanawiała się przez chwilę, aż w końcu zdecydowała się zapytać wprost. Od początku coś jej w tej sprawie nie pasowało i nie myliła się. – To nie w tej sprawie mnie wezwałeś, prawda?
– Jak zawsze spostrzegawcza. – Mężczyzna zaklaskał zadowolony, jakby wygrał pieprzony los na loterii, po czym podszedł do sejfu i wyjął z niego grubą, brązową teczkę.
Meghan się spięła. Miała dziwne przeczucie, które dotąd prawie nigdy jej nie zawiodło. To właśnie dzięki swojej intuicji była tak dobrą prawniczką.
– Usiądź. – Wskazał na krzesło.
Niechętnie wykonała jego polecenie i usiadła na jedynym wolnym krześle, przez co towarzysz Karla znalazł się dokładnie za jej plecami, co w ogóle jej się nie podobało. W jego oczach był jakiś dziwny błysk – kiedy na nią patrzył, miała wrażenie, jakby próbował prześwietlić ją na wylot. Takiego mężczyzny nie można było spuścić z oczu nawet na chwilę. Przesunęła się lekko, żeby chociaż kątem oka móc widzieć, co robi, i spojrzała na swojego klienta.
– Ekhm – odkaszlnęła. – Co to jest? – Wskazała głową na teczkę w jego dłoni.
– To jest prawdziwa sprawa, dla której cię tutaj ściągnąłem – odparł i położył przed nią dokumenty.
Przez chwilę się wahała. Wiedziała, że jak już pozna zawartość owej teczki, nie będzie odwrotu. Będzie musiała przyjąć zlecenie, jakiekolwiek by nie było. Czy czuła się na to gotowa? Nie, ale kwota, którą zaproponował, a także ciekawość, która zaprowadzi ją kiedyś do grobu, wygrały. Lekko drżącą ręką otworzyła teczkę i przejrzała znajdujące się w niej dokumenty. Na przemian robiło jej się gorąco i zimno. Jej oddech przyspieszył, a serce waliło jak szalone, ale starała się za nic nie pokazać, jak te papiery na nią wpłynęły. Czytała uważnie, a kiedy ze wszystkim się dokładnie zapoznała, odsunęła dokumenty i powoli uniosła wzrok. Karl przyglądał jej się z napięciem. Zastanawiał się, jak zareaguje na to zlecenie. Wiedział, że nie może odmówić. Po pierwszej sprawie, którą dla niego wygrała, wyraził się jasno. Należała do niego, czy jej się to podobało, czy nie.
– Biorę, ale stawka będzie czterokrotna – odezwała się wypranym z emocji głosem, choć w głębi niej kłębiło się ogromne poczucie winy.
Zapanowała grobowa cisza, przerywana jedynie urywanym oddechem Meghan. Kobieta wciągnęła głośno powietrze i zatrzymała je w płucach, bo bała się, że mężczyźni dostrzegą jej zdenerwowanie. Przełknęła gromadzącą się w ustach ślinę. Cisza się przedłużała, a jej nerwy były napięte do ostateczności. Słuchała dźwięku serca obijającego się o żebra i czekała, minutę, dwie, trzy… Kiedy już miała odezwać się ponownie, Jackman w końcu odpowiedział:
– Dobrze – zgodził się. – Ale nie zawiedź mnie, Meghan. Ten człowiek jest dla mnie ważniejszy niż wszystko inne. – Odwrócił się i tym razem wyjął z sejfu brązową kopertę. – Nie byłem przygotowany na taką kwotę, dlatego resztę dostaniesz po zakończeniu sprawy. – Rzucił pakunek na biurko i bez słowa wyjaśnienia wyszedł z gabinetu, zostawiając ją samą.
Nie, nie samą. Zupełnie zapomniała o tym, że poza nią w gabinecie znajdował się ktoś jeszcze.
– Nie zostaliśmy sobie oficjalnie przedstawieni. – Odwróciła się, uśmiechając do mężczyzny. – Jestem Meghan. – Wyciągnęła dłoń, ale poczuła się nieswojo, gdy jej towarzysz nie ujął jej i nawet się nie przedstawił.
Stał tylko i przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Meghan była ładną kobietą. Meksykańskie korzenie, odziedziczone po ojcu, nadawały jej skórze oliwkowy odcień, do tego miała duże zielone oczy i długie, gęste włosy, za które zabiłaby niejedna kobieta. Praca, którą wykonywała, dawała jej możliwość zakupów w najlepszych butikach w mieście – to powodowało, że była jeszcze bardziej pewna siebie, a mężczyźni niemal jedli jej z ręki. Nawet Karl ślinił się na jej widok i gdyby tylko mu pozwoliła, ich znajomość zmieniłaby się w prywatną.
Do tej pory nie znalazł się taki, który odmówiłby namiętnej randki z nią, chyba że był gejem lub miał żonę, choć to drugie nie zawsze stanowiło problem. Skonsternowana patrzyła na mężczyznę, nie wiedząc, co powinna zrobić. Pierwszy raz znalazła się w sytuacji, kiedy to ona musiała się wycofać. Zrobiła mały krok w tył, a gdy już miała opuścić rękę, mężczyzna złapał ją za dłoń i lekko uścisnął.
– Brian – wyszeptał ochrypłym głosem, a ją przeszył niespodziewany dreszcz.
Ten seksowny głos, ciepło jego dłoni i zapach perfum zadziałały na nią ze zdwojoną siłą. A to, że od ponad miesiąca nie uprawiała z nikim seksu, sprawiło, że chciała się rzucić na niego tu i teraz. Zamknęła oczy. Zdawała sobie sprawę z tego, jak w tej chwili musiała wyglądać, ale pożądanie, które czuła, gdy on kciukiem zataczał koła na aksamitnej skórze jej dłoni, było tak silne, że przyćmiło wszelkie rozsądne myśli.
Mężczyzna przyłożył palec do miejsca, w którym dało wyczuć się jej puls. Z podniecenia, a może również ze strachu, który zdawał się wypisany na jej twarzy, był on przyśpieszony.
Uścisnął lekko to miejsce, a ona niemal jęknęła z pożądania. Czuła się żałośnie, ale napięcie, które od kilku dni gromadziło się w niej, groziło wybuchem, i tylko seks mógł pomóc je rozładować. Zagryzła wargę, zastanawiając się, czy Gregory zgodzi się, żeby jeszcze dzisiaj się spotkać, ale prawdę powiedziawszy, to nie z nim miała ochotę się przespać. Spojrzała Brianowi w oczy, ale on pośpiesznie opuścił wzrok. Czuł się zagubiony. Pragnął jej. Jego penis drgnął niecierpliwie w spodniach, gotowy na jakikolwiek ruch, ale musiał się powstrzymać. To nie był odpowiedni czas, a ona nie była odpowiednią kobietą. Nie mógł sobie pozwolić na niepotrzebne rozproszenie uwagi. Musiał mieć oczy i uszy dookoła głowy, a w tej chwili widział i słyszał jedynie Meghan Wilson – kobietę o pięknych zielonych oczach, w których tliło się pożądanie.
Odchrząknął i cofnął się o krok, wypuszczając jej dłoń, po czym spojrzał na nią z góry z kpiącym uśmiechem.
– Wszystko w porządku? Zbladłaś – powiedział, choć jej policzki tak naprawdę pokrywały ciemne rumieńce. Widział moment, w którym otrząsnęła się z szoku wywołanego tym zwykłym dotykiem, bo na jej twarzy pojawiła się nieskrywana złość.
Nie odpowiedziała mu, bo cóż miałaby powiedzieć. Spragniona fizycznego kontaktu, niemal rzuciła się na obcego mężczyznę, w dodatku w domu swojego klienta. Bezsprzecznie potrzebowała seksu. Stres związany z pracą dawał jej się we znaki. Musiała zachować trzeźwy umysł. Przy jej pracy najmniejszy błąd mógł kosztować ją karierę, a nawet wolność. Westchnęła i odsunęła się od niego na bezpieczną odległość kilku metrów.
– Gdy wróci Karl, powiedz mu, że będziemy w kontakcie. Mam bardzo ważne sprawy do załatwienia – oznajmiła, a następnie złapała za teczkę z dokumentami oraz kopertę i bez słowa pożegnania odwróciła się i wyszła z gabinetu, zostawiając go samego ze sztywnym członkiem i myślami, które nigdy nie powinny się pojawić w jego głowie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Chaos
ISBN: 978-83-8373-099-8
© K.E. December i Wydawnictwo Amare 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Weronika May
KOREKTA: Anna Grabarczyk
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek