Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ucieczka nie zawsze jest rozwiązaniem problemów, ale może być szansą na poznanie samej siebie.
Kiedy dwudziestoletnia Claire, przez problemy z ojcem, ucieka z domu jej życie diametralnie się zmienia.
Bezdomna tuła się po obcym mieście, do czasu aż los się do niej uśmiecha i otrzymuje pracę, a wraz z nią możliwość zamieszkania w małym mieszkanku nad barem. Niestety nie wszystko wygląda tak pięknie, jakby się mogło zdawać. Jej współlokatorem ma być arogancki, a do tego o dziewięć lat starszy Jared, który z jakiegoś powodu jej nienawidzi.
Co skrywa mężczyzna?
Czy istnieje choćby cień szansy na to, że dziewczyna uwolni się od ojca i będzie szczęśliwa?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 62
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
TYLKO MNIE KOCHAJ
KAMILA ŻYCZKOWSKA
Copyright: Kamila Życzkowska
Wrocław 2022
Wydanie pierwsze
Numer ISBN 978-83-965701-0-9
Zdjęcie na okładce: Unsplash
Projekt okładki: Zuzanna Kuniszyk-Wieczorek
Redakcja i korekta: Justyna Piotrowska
Skład do wersji elektronicznej: Marlena Sychowska ([email protected])
Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie tych materiałów w całości lub w części bez zgody autora jest zabronione.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci (żyjących obecnie albo w przeszłości) oraz miejsc czy zdarzeń losowych jest czysto przypadkowe.
Dla wszystkich, którzy wierzyli, że dam radę. Bez Was, bym nie dała.
Nowy Orlean – miasto, które od zawsze marzyłam zwiedzić. W końcu to marzenie się spełniło, jednak nie w takich okolicznościach, jakbym tego chciała.
Wysiadłam z autobusu, rozglądając się na lewo i prawo. Nie wiedziałam, gdzie pójść ani co zrobić. W pierwszej kolejności powinnam znaleźć jakieś mieszkanie, ale zamiast tego włączyłam w telefonie mapę i udałam się na dzielnicę francuską. W miejsce, w którym kiedyś mieszkała moja matka.
Spacerowałam po Bourbon Street, podziwiając architekturę, tak inną od tej, którą zostawiłam za sobą w Nowym Jorku.
Niskie, kolorowe budynki z ogromną ilością balkonów były przepiękne, a dorożki ciągnięte przez konie sprawiały, że czułam się niczym w innej epoce. Zastanawiałam się, czy tak wygląda Francja i dopisałam ją do mojej listy marzeń, choć w głębi siebie wiedziałam, że te marzenia nigdy się nie spełnią. Minie kilka dni, a może ledwie kilka godzin, kiedy ojciec dowie się, do którego autobusu wsiadłam i wyśle za mną swoich ludzi, a John ogrodnik, który pomógł mi wyjechać, srogo za wszystko zapłaci.
Byłam głodna i spragniona. Z nerwów nie jadłam nic przez cały dzień, ale teraz, kiedy znajdowałam się tak daleko od domu, mogłam w spokoju pozwolić sobie na jakiś posiłek. Zamiast zająć się załatwieniem noclegu, poszukałam w pobliżu wolnej ławki i wyjęłam z plecaka paczkę suszonej wołowiny oraz mini bułeczki, które udało mi się zabrać ze sobą z domu. Miałam naprawdę mało gotówki i nie mogłam sobie pozwolić na kupno pełnowartościowego posiłku, więc mimo mojej niechęci do takiego jedzenia, musiałam zadowolić się tym, co znajdowało się w plecaku.
Siedziałam tak przez kilka godzin, rozmyślając, aż promienie słońca straciły swoją intensywność, a temperatura powietrza gwałtownie spadła.
Powinnam była posłuchać Johna ogrodnika i wyruszyć w moją szaloną podróż o innej porze roku, mając w kieszeni zdecydowanie większą ilość gotówki, ale wiedziałam, że jeśli nie zrobię tego teraz, to nigdy się nie odważę.
Był styczeń i w miarę ciepłe dni wieczorami robiły się naprawdę mroźne. Włożyłam na siebie puchową kurtkę, a pieniądze i telefon schowałam do stanika. Większość dnia spędziłam na zwiedzaniu, przez co nie załatwiłam noclegu, który powinnam znaleźć od razu po przyjeździe i zostałam zmuszona do zwinięcia się w kulkę i spania na ławce w parku. Miałam tylko nadzieję, że nikt na mnie nie napadnie i nie zrobi mi krzywdy.
***
Obudził mnie huk. Zdezorientowana zerwałam się na nogi, gotowa, żeby krzyczeć we wniebogłosy, ale nikogo w pobliżu nie dostrzegłam. Przeczesałam ręką włosy i schyliłam się po plecak, który leżał na ziemi. To jego upadek musiał mnie wybudzić ze snu i tak mocno przestraszyć.
Wyjęłam małe lustereczko, uczesałam włosy i wypłukałam usta miętowym płynem, a po zakończeniu codziennych czynności, nauczona błędami z wczoraj, ruszyłam w poszukiwaniu mieszkania do wynajęcia. Po drodze zahaczyłam o bar szybkiej obsługi, żeby skorzystać z toalety i przy okazji zapytać o pracę. Pieniędzy miałam tak mało, że jeśli udałoby mi się coś wynająć, prawdopodobnie nie zostałoby mi nic na życie.
– Zamknięte! – krzyknęła dziewczyna zza lady, gdy tylko przekroczyłam próg.
W normalnych okolicznościach przytaknęłabym jej grzecznie i wyszła, ale mój pęcherz ledwo dawał radę i byłam niemal pewna, że nie uda mi się dojść choćby kilka metrów dalej. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, wzruszyłam ramionami i zamiast wyjść, pobiegłam w kierunku drzwi z napisem WC.
Słyszałam, jak krzyczała coś za mną, ale nie zwróciłam na to uwagi. Nie byłam w stanie myśleć o niczym innym niż załatwienie potrzeb fizjologicznych.
Po załatwieniu się wstałam z ulgą i z szerokim uśmiechem na twarzy wyszłam, wpadając prosto na wściekłą rudowłosą dziewczynę zza lady.
– Głucha jesteś czy głupia? – syknęła, blokując mi drogę. – Powiedziałam, że jest zamknięte.
– Przepraszam.
– Toaleta jest tylko dla gości, a skoro nim nie jesteś, musisz zapłacić! – Założyła ręce na biodra i uśmiechnęła się z wyższością.
– Co?
– Więc jednak głupia… – Pokręciła głową.
– Zostaw ją, Penny. – Obok nas stanęła kolejna pracownica i popatrzyła nieprzyjaźnie na koleżankę. Była piękna, miała na sobie długą sukienkę w kwiaty, a na głowie setki kolorowych warkoczyków. Uśmiechnęła się do mnie i w porównaniu do rudowłosej wyglądała na naprawdę miłą.
– Jak sobie chcesz, ale to ty będziesz tłumaczyć się szefowi. – Ruda odeszła, zostawiając mnie z nowoprzybyłą.
– Jestem Amy. – Podała mi rękę, szczerze się uśmiechając.
– Miło mi. – Ścisnęłam jej dłoń, nie przedstawiając się, co nie umknęło jej uwadze. Dziewczyna uniosła brew, ale na całe szczęście nie skomentowała mojego zachowania.
– Chodź, na pewno chce ci się pić. – Zmierzyła mnie wzrokiem, a w jej spojrzeniu dostrzegłam jakiś rodzaj litości. Czy to możliwe, że już po jednym dniu wyglądałam na bezdomną? A może Amy, była jakimś medium i widziała więcej niż na pierwszy rzut oka, było widać.
Poszłam za nią i usiadłam na wysokim krześle przy barze, które mi wskazała. Przyglądałam się alkoholom za jej plecami, a ona w tym czasie przyrządzała mi napój.
– Co to jest? – spytałam nieufnie, kiedy postawiła przede mną wysoką szklankę z nieznaną mi cieczą.
– Koktajl mojego przepisu. – Puściła mi oczko. – Spokojnie, jest bezalkoholowy.
Uniosłam napój do twarzy i powąchałam ukradkiem. Pachniało obłędnie, więc zaryzykowałam, przystawiłam naczynie do ust i upiłam łyk… to było znakomite. Niewiele myśląc, przechyliłam szklankę i wypiłam całą zawartość za jednym razem.
– Sama to zrobiłaś? – zapytałam pełna podziwu. – Musisz mi powiedzieć, co w tym jest.
– Wtedy musiałabym cię zabić – odpowiedziała poważnie, nachylając się w moją stronę, a kiedy dostrzegła przerażenie w moich oczach, wybuchła głośnym śmiechem.
– Nie jesteś stąd? – zagadała mnie, uważnie mi się przyglądając.
– Nie.
Nie chciałam pierwszej lepszej osobie opowiadać o swoim życiu, dlatego na każde pytanie Amy odpowiadałam ogólnikowo. Byłam jej wdzięczna za ratunek przed koleżanką, która cały czas rzucała mi pełne nienawiści spojrzenia, oraz za przyrządzenie koktajlu, ale to wszystko. Wiedziałam, że prędzej czy później, będę musiała się stąd wynieść, dlatego nie szukałam przyjaciół, tylko mieszkania i pracy.
Rozglądałam się powoli po pomieszczeniu, a mój wzrok zatrzymał się na rudowłosej Penny, która precyzyjnie wycierała każdy stolik. Nie chciałam mieć nic wspólnego z tą dziewczyną, ale jeśli będę wybrzydzać, nie pozostanie mi nic poza powrotem do domu i przyznaniem się ojcu do porażki, a wtedy już nigdy nie byłabym wolna. Musiałabym żyć pod dyktando ojca, przyjąć posadę w jego głupiej firmie a za kilka lat wyjść za mąż za mężczyznę, którego sam by mi wybrał.
– Szukacie może pracowników? – zapytałam, licząc, że skoro dziewczyna ewidentnie mnie polubiła, to w jakiś sposób mi pomoże, ale ona tylko wzruszyła ramionami i zajęła się wykładaniem alkoholu po drugiej stronie baru.
Dochodziło południe, a ponieważ nie chciałam spędzać kolejnej nocy na ławce, nie pozostało mi nic innego, jak podziękować i się pożegnać. Musiałam znaleźć coś do wynajęcia, a gdy będę tutaj siedzieć cały dzień, na pewno mi się to nie uda. Wstałam, podziękowałam za napój, ciesząc się, że nie każe mi za niego płacić i ruszyłam do wyjścia.
– Zaczekaj – zawołała mnie, gdy już dochodziłam do drzwi. Zatrzymałam się, a ona podbiegła i wręczyła mi butelkę wody. Naprawdę musiałam wyglądać na bezdomną i ten fakt nie bardzo mi się podobał.
– Przyjdź wieczorem. Co prawda, szef nie szuka pracowników, ale ma słabość do przybłęd – powiedziała, a następnie wróciła do pracy, a ja pełna nadziei z szerokim uśmiechem, wyszłam na piękną ulicę dzielnicy francuskiej.
Jednak nazwanie mnie przybłędą, nie dawało mi spokoju. To słowo co chwilę wracało i niechciane błąkało się w zakamarkach mojego umysłu. Czy tak już będzie zawsze? Gdziekolwiek pójdę, będę nazywana przybłędą? Dziewczyną bez domu i rodziny, tylko dlatego, że nie podobało mi się życie pod dyktandem despotycznego ojca? Cóż…z czasem przyjdzie mi się o tym przekonać.
***
Wieczorem, ulica, na której znajdował się bar, wyglądała zupełnie inaczej. O wiele bardziej przerażająco, a dźwięki dobiegające z budynku naprzeciwko sprawiały, że autentycznie zaczęłam się bać. Pośpiesznie weszłam do środka i od razu skierowałam się w stronę lady. Nie widziałam nigdzie Amy i nie wiedziałam, co powinnam zrobić i do kogo zwrócić się o pracę. Co, jeśli dziewczyna sobie ze mnie zakpiła? Czy wtedy nie pozostanie mi nic innego, jak kupić bilet i potulnie wrócić do domu ojca?
Przez większość dnia szukałam mieszkania albo chociaż pokoju, w którym mógłbym się zatrzymać, ale wszędzie wymagali kaucji, na którą zwyczajnie nie było mnie stać. Mogłam spędzić noc w motelu, ale musiałam znaleźć pracę, bo inaczej po kilku dniach zostałabym bez choćby centa.
Do baru przyszłam w sprawie pracy, jednak jedyne, czego pragnęłam, to odprężyć się i choć na chwilę zapomnieć o problemach. Potrzebowałam alkoholu, najlepiej dużej ilości alkoholu, dopiero później mogłam pomyśleć co dalej. Za ladą stał chłopak, który nawet nie zwrócił uwagi na to, że podeszłam, więc przesunęłam się odrobinę bliżej niego.
– Hej! – krzyknęłam, machając szaleńczo ręką, ale on tylko zerknął na mnie i wrócił do swojego zajęcia, którym było jakże ważne w tym momencie krojenie limonek.
Zrezygnowana już miałam odpuścić i wyjść, ale przypomniałam sobie zachowanie ojca, który wywyższając się, tak samo traktował innych ludzi. Jakby nikt nie był wart jego uwagi. Coś we mnie pękło. Poczułam ogarniający mnie gniew i zamiast jak zawsze potulnie się poddać, przeszłam pod deską odgradzającą bar i stanęłam naprzeciwko wysokiego chłopaka.
– Chcę złożyć zamówienie, więc łaskawie odłóż nóż i zajmij się tym, po co tu jesteś – warknęłam niezadowolona.
Chłopak a właściwie to mężczyzna, bo wyglądał na sporo ode mnie starszego, uniósł głowę, a gdy jego wzrok spotkał się z moim, cała odwaga, jaką jeszcze chwilę temu miałam, całkowicie wyparowała.
Zamarłam. Wszelkie słowa, które chciałam wypowiedzieć, opuściły mój umysł. Stałam tylko i jak zahipnotyzowana patrzyłam na niego. I to nie dlatego, że był najprzystojniejszym facetem, jakiego w życiu widziałam, ale dlatego, że przez złość i arogancję, które było widać na pierwszy rzut oka, przebijał się ogromny smutek. Dobrze znałam takie spojrzenie. Widziałam je codziennie, kiedy patrzyłam w lustro.
Przez chwilę zastanawiałam się, co takiego wydarzyło się w jego życiu, że tak bardzo cierpiał, a wtedy on złapał mnie za ramię i szarpnął w stronę wyjścia, mówiąc:
– Wyjdź stąd, zanim wyrzucę cię siłą!
Patrzył na mnie złowrogo, aż cofnęłam się o krok, ale nie wyszłam zza baru.
– DopieroDopiero kiedy przyjmiesz moje zamówienie. – Nie dawałam za wygraną.
Coś w nim pobudziło mnie do walki i z potulnej, ustępliwej Claire, stałam się pewną siebie kobietą, która nie pozwalała sobą pomiatać.
– Dobra, mów, co chcesz i spadaj stąd – spojrzał na mnie wyczekująco. – Cola, soczek czy może dziewczynka życzy sobie hamburgera? – zakpił.
– Piwo – wypaliłam, mimo to, że chęć na alkohol całkowicie mi przeszła.
– Piwo? – powtórzył po mnie, po czym wybuchnął głośnym, ale nieprzyjemnym śmiechem. – Dowód.
– Co?
– Znikaj stąd, zanim stracę cierpliwość.
Zacisnęłam pięści, wiedząc, że nic nie wskóram, bo do dwudziestych pierwszych urodzin brakowało mi ponad rok.
Westchnęłam zrezygnowana, a następnie odwróciłam się i ruszyłam w stronę wyjścia. Byłam wściekła, ale nie mogłam nic zrobić, żeby utrzeć nosa temu dupkowi, zresztą co by to dało. Odkąd tutaj przyjechałam, nic nie szło po mojej myśli i powoli zaczynałam przyznawać się do porażki. Ze spuszczoną głową, powłócząc nogami, doszłam do drzwi, ale zanim wyszłam, moim oczom ukazała się przyklejona do nich karteczka. Byłam pewna, że jeszcze rano jej tutaj nie było. Może to Amy zostawiła ją z myślą o mnie.
Szukamy pracowników.
Więcej informacji w środku.
Wróciłam do środka, rozglądając się za jakimś innym pracownikiem, aż mój wzrok padł na kelnerkę, przechodzącą obok mnie.
– Hej! Poczekaj… – zawołałam, bo dziewczyna już otwierała drzwi na zaplecze.
Zatrzymała się i wyczekująco zmierzyła mnie wzrokiem. Była wysoka i naprawdę ładna, przez co czułam się onieśmielona, ale mimo wszystko zapytałam.
– Szukacie pracowników?
– A na co to wygląda? – Wskazała na drzwi, na których wisiało ogłoszenie.
– Tak się składa, że szukam pracy. – Uśmiechnęłam się, ale ona nie odwzajemniła tego gestu.
– Chodź, przedstawię cię szefowi – powiedziała i nie czekając na mnie, odwróciła się i poszła na zaplecze, a ja niewiele myśląc pobiegłam za nią, modląc się w duchu, żebym została przyjęta.
***
Powoli wszystko zaczynało się układać i choć kolejną noc musiałam spędzić na ławce w parku, byłam optymistycznie nastawiona do życia.
Przez cały dzień przygotowywałam się do wieczornej zmiany. Wymyłam i przebrałam się w toalecie jednego z centrów handlowych, a nawet pozwoliłam sobie na zakup ciepłego śniadania. Dopisywał mi humor, bo w końcu sprawy zaczynały iść po mojej myśli i mogłam udowodnić ojcu, a przede wszystkim samej sobie, że nie potrzebowałam nikogo, kto musi prowadzić mnie przez życie za rączkę.
Mogłam sama o sobie decydować i choć osiemnaście lat skończyłam prawie dwa lata temu, to w końcu pierwszy raz w życiu czułam się dorosła.
Z uśmiechem weszłam do lokalu i od razu udałam się za bar, żeby zapytać, gdzie powinnam pójść i czym się zająć. Na szczęście nigdzie nie widziałam chłopaka z wczoraj ani rudowłosej złośnicy, której imienia nie pamiętałam. Ich wredne charaktery na pewno by mi przeszkadzały skupić się pierwszego dnia, a nie chciałam, aby szef miał powody, żeby mnie zwolnić.
W końcu zostałam zatrudniona na miesięczny okres próbny z możliwością przedłużenia na kolejne miesiące.
Z głośników leciała cicha muzyka i coraz więcej gości podchodziło do baru. Nie wiedziałam, na czym będzie polegać moja praca, dlatego poszłam na zaplecze, jak kazała mi jedna z pracownic, i tam znalazłam biuro szefa.
– Dopóki nie skończysz dwudziestu jeden lat, będziesz podawać tylko jedzenie i napoje bezalkoholowe – powiedział i uśmiechnął się krzywo. – Jak często możesz pracować i jak daleko stąd mieszkasz?
– Ja… – Zawahałam się przez moment, co nie umknęło uwadze szefa. Nie wiedziałam, co powiedzieć i nie chciałam zostać złamana na kłamstwie, więc zdecydowałam się na szczerość i szepnęłam zawstydzona. – Dopiero szukam mieszkania.
Przyjrzał mi się uważniej, a ja zobaczyłam moment, w którym podjął jakąś decyzję. Westchnął głośno i pokręcił głową.
– Na górze jest mieszkanie i jeden wolny pokój. Za jego wynajem będę potrącać ci pięćdziesiąt procent z wypłaty. Jak skończysz zmianę, zgłoś się do mnie po klucz.
Nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. W ciągu jednego dnia udało mi się załatwić mieszkanie i pracę. Zamrugałam, pozbywając się łez szczęścia i, uśmiechając szeroko, pobiegłam na bar, zająć się moją pierwszą w życiu pracą.