Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dzieci, przedstawiam Wam ciszki. To istoty mieszkające w Izdebce Ciszy pod naszą podłogą. Lubią ciszę, przychodzą, kiedy się wyciszamy, zwłaszcza gdy śpimy. Lubią spać w naszych poduszkach albo w kieszonkach naszych piżam. Ciszki bronią nas przed złymi snami.
Ciszka to historia o tym, że nie będąc wystarczająco uważnym, można przegapić małe stworzenia, które pomagają nam przesypiać spokojnie noce i kradną złe sny. Bohaterami jest rodzina Papillon mieszkająca w malowniczym miasteczku Dinant w południowej Belgii. Nie da się nie pokochać tej cudownej rodziny!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 33
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta historia mogłaby wydarzyć się w każdym miejscu na ziemi. Wszędzie tam, gdzie mieszkają dzieci, zwłaszcza te, które mają tyle samo lat co Ty. Mogłaby zaistnieć na przykład w Polsce, w dużym albo całkiem malutkim miasteczku. Mogłaby w Afryce, gdzie jest wyjątkowo gorąco, albo na Syberii, gdzie bywa naprawdę zimno. Jednak rozegrała się w malowniczym miasteczku w południowej Belgii.
Dinant to miejscowość położona nad piękną rzeką Mozą. Niektórzy twierdzą, że nazwa ta oznacza jadalnię, zwłaszcza w tłumaczeniu z języka francuskiego. Od wielu lat większość kojarzy ją jednak z Adolfem Saxem — najwybitniejszym mieszkańcem miasta. Był twórcą saksofonu. Mnie natomiast Dinant przywodzi na myśl cudowne ciastka — couque. Są bardzo twarde, ale wprost wyborne. Dziadkowie głównych bohaterów powiadali, że aby zjeść ciasteczka w całości, trzeba najpierw połamać je na malutkie kawałki, po czym trzymać cierpliwie w buzi, aż się rozpuszczą, a wtedy będzie można rozkoszować się najcudowniejszym smakiem.
Podobno couque robi się z miodu i mąki pszennej, a piecze w nader wysokiej temperaturze. Urocze Dinant niestety nie jest zbudowane z tych ciastek — wielka szkoda! Mimo to wygląda wspaniale. Najpiękniejsze są tutaj kamienne budynki i drogi, nad którymi górują niesamowite wzgórza, oraz oczywiście historia, która wydarzyła się kilka lat temu. Czy jesteś jej ciekaw? Zapraszam Cię, Kochany Czytelniku, na krótki spacer ulicami Dinant, do uroczego domku tuż przy Mozie. To właśnie w nim miałam przyjemność poznać niezwykłe istoty. Usiądź wygodnie. Mam nadzieję, że coś zjadłeś i w trakcie czytania nie będziesz głodny.
Cudownie! Zatem zaczynamy!
Nasza opowieść rozgrywa się w urzekającej miejscowości Dinant, a dokładniej na ulicy Rue du Pont Cajot, nieopodal rzeki Mozy. Wśród niewielkich domków w oddali widać jeden bardzo wyjątkowy. Jest zbudowany z kamienia. Od strony północnej dom porasta bluszcz, który w chłodniejsze dni chroni budynek przed podmuchami mroźnego wiatru. To właśnie za zasłoną bluszczu mieszkała od niedawna pewna zacna rodzina. Rodzina Papillon, z francuskiego "motyl", to: François — tata, Emilie — mama, Sophie i Bruno — dzieci. Należał do niej także rudy pies o imieniu Grand, co oznacza ,,wielki''. Był syberyjskim husky. Miał jedno niebieskie oko, a drugie brązowe. Słusznie więc różnobarwne tęczówki wyróżniały Granda w gronie innych czworonogów.
Każde z dzieci miało niewielki pokoik na piętrze. Sophie była uroczą dziewczynką o niebieskich oczach i krótkich, lekko kręconych blond włosach. Zawsze uśmiechnięta i radosna, każdy dzień zaczynała od przejażdżki na grzbiecie Granda, który uwielbiał nocować w jej pokoju. Sophie była najmłodsza z całej rodziny Papillon. Miała pięć lat. Bruno był od niej nieco starszy. Jego pokój znajdował się po drugiej stronie schodów. Kiedy chłopiec wychylał się przez okno, na wyciągnięcie ręki miał gałęzie rosnącego tuż przy ulicy dębu. Ośmioletni Bruno był szczupłym młokosem o ciemnych oczach i tak samo ciemnych włosach. Uwielbiał spędzać czas na dworze z kolegami, zwłaszcza wówczas, kiedy mogli pograć w piłkę. Często do zabawy włączał się tata François — niezwykle przystojny mężczyzna. Wysoki i wysportowany. Wielce kochał swą rodzinę, był wspaniałym mężem i ojcem. Emilie uwielbiała, kiedy głośno się śmiał. Jego blond włosy pod wpływem deszczu kręciły się na czubku głowy. Sophie odziedziczyła urocze loczki właśnie po tacie. Mama Emilie była istotą niskiego wzrostu o długich, brązowych włosach i orzechowych oczach. Dziewczęcego uroku dodawała jej modna we Francji krótka grzywka. Emilie lubiła eleganckie ubrania, choć najwięcej radości sprawiało jej pieczenie dla dzieci słynnych couque — ukochanych ciastek. François z wykształcenia był architektem ogrodów, a Emilie pracowała kiedyś w cukierni. Teraz zajmowała się małą Sophie, która nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie pójdzie do szkoły tak jak jej starszy brat.
Rodzina Papillon uwielbiała spędzać czas na świeżym powietrzu, zwłaszcza zaś w przydomowym ogrodzie, który zaprojektował François. Ogród był wprost niezwykły. Rosły w nim wspaniale kwitnące krzewy radujące oczy aż do późnej jesieni. Jednym z ulubionych miejsc Sophie i Emilie był tak zwany kobiecy zakątek. François urządził go w prezencie dla żony, kiedy dowiedział się, że ta wyda na świat dziewczynkę. Gdy tuż po narodzinach Sophie młoda mama przyjechała z małą do domu, François wraz z trzyletnim wówczas Brunonem czekali przy wejściu do ogrodu z ogromnym bukietem najprzedniejszych kwiatów. To był niezwykły czas.