Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
32 osoby interesują się tą książką
Pierwsza z pięciu części przygód o niezwykłym aucie, pieszczotliwie nazywanym Szwendarrim.
Rodzina Majki wchodzi w posiadanie żółtego rozklekotanego auta, które okazuje się mieć nadprzyrodzone moce. Zamiast dowozić pasażerów do celu, samo podejmuje decyzje i jeździ, gdzie mu się żywnie podoba. A że najbardziej podobają mu się przygody, to życie Majki i jej rodziców wywraca się do góry nogami.
Zapnijcie pasy i wsiadajcie, mkniemy ku przygodzie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 15
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 0 godz. 28 min
Lektor: Joanna Pach-Żbikowska, Klementyna Umer, Aleksander Orsztynowicz-Czyż, Maciej Kowalik
PATRYCJAPOŁUDNIKIEWICZ-KĘDZIOR
SZWENDARRI 1
Niezwykłe spotkanie
Labreto
Cześć! Jestem Majka i niedawno skończyłam sześć lat, co mnie bardzo, ale to bardzo cieszy. Uważam, że nic lepszego nie mogło mi się w życiu przytrafić. Jestem już na tyle duża, żeby wiedzieć, co i jak z tym światem, i na tyle mała, żeby jeszcze niejedno odkryć.
Poznajcie moją rodzinę, zwyczajną taką. Tatę Tolka, co ma śmieszną zmarszczkę na czole i brwi jak krzaki, rzadko przycinane. Mamę Łucję, co najbardziej na świecie lubi gofry z bitą śmietaną i zimę bez pluchy. A przynajmniej lubiła – bo odkąd w brzuchu ma miniaturowego lokatora, czyli mojego brata, to wszystko jej się pokićkało z tym lubieniem i nielubieniem. I na deser zamiast gofrów z bitą śmietaną wcina (o zgrozo!) gofry z hummusem i ogórkiem kiszonym. W ogóle ostatnio mama ma dziwne zachciewajki. Wierzcie mi – gofry z ogórkiem kiszonym to jest pikuś przy tym, co wymyśla.
Ale wczoraj rano to już przeszła samą siebie. Nie to, że gdzieś szła, bo akurat siedziała przy stole w jadalni i wcinała śniadanie – a my razem z nią. Takie w miarę zwyczajne, wiecie: twarożek, tosty, rzodkiewka, ser żółty i trochę konfitur. Śliwkowych, moich ulubionych. Mama międli w ustach kanapkę, przegryza rzodkiewką z konfiturą i w dziwnym zamyśleniu gapi się w ścianę. Międli i międli, gapi się i gapi. A tata patrzy na mamę podejrzliwie. Chyba czuł, że coś się święci.
– Chciałabym, żeby ta ściana była różowa. Taka, wiecie, wściekle różowa – wypaliła jak gdyby nigdy nic, wskazując na ścianę nad kanapą, a tata zakrztusił się herbatą.
Nie wiedzieliśmy. Ale postanowiliśmy nie dyskutować. Odkąd mama wygląda, jakby połknęła piłkę plażową, to lepiej z nią nie dyskutować. Zamiast tego starać się zrozumieć i po prostu potakiwać. Dlatego, gdy już otrząsnęliśmy się z pierwszego szoku, przełknęliśmy kęs buły (ja) i odzyskaliśmy oddech (tata), zaczęliśmy ochoczo potakiwać. A przynajmniej się staraliśmy.
– Uhum, tak, ciekawe.
– Niespotykane!
– W sumie czemu nie?