Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ostatnia część przygód o niezwykłym aucie, pieszczotliwie nazywanym Szwendarrim.
Rodzina Majki pakuje manatki i wybiera się na grzybobranie. Pełni zapału i nadziei ruszają w las. Szybko jednak okazuje się, że grzybów nie ma, jednak zapał pozostał. I tutaj do akcji wkracza Szwendarri wraz z panią Stefanią. Gdzie wylądują, jak to się stanie, że nauczą się dziergać wełniane majtadasy i… gdzie ZNIKNĄŁ Szwendarri?
Zapnijcie pasy i wsiadajcie, mkniemy ku przygodzie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 16
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
PATRYCJAPOŁUDNIKIEWICZ-KĘDZIOR
SZWENDARRI 5
Leśna niespodzianka
Labreto
– Gi-gi, gu-gu! Upa-upa, gu-gu, ga-ga!
Mój brat ma rację. Ale się u nas ostatnio działo! No nie uwierzycie. A może jednak uwierzycie, jeśli trochę już poznaliście Szwendarriego i wiecie, że nasze życie wywróciło się do góry nogami, odkąd to żółciutkie auto jest w naszej rodzinie. I jeździ, gdzie chce! A my razem z nim – czy chcemy, czy nie.
Muszę wam to wszystko opowiedzieć od samiuśkiego początku. A początki, jak wiecie, czasami bywają trudne. Na szczęście Oluś coraz więcej mówi i to, czego ja zapomnę albo co przekręcę, to on dopowie.
Wszystko zaczęło się od tego, że tata pewnego jesiennego, dość słonecznego poranka siedział z nosem w telefonie, siorbał herbatę z cytryną i wcinał jajecznicę, pomlaskując przy tym, że hej! Aż tu nagle zakrzyknął:
– Są grzyby!
Mama puściła tę uwagę mimo uszu, lecz nie puściła tacie płazem tego, że znowu patrzy w telefon zamiast jej głęboko w oczy.
– Czy moglibyśmy choć raz zjeść śniadanie w spokoju, bez gapienia się w komórkę? Czy to takie trudne popatrzeć sobie w oczy?
– A tak, tak…
Tata od dawna już próbował, ale kiepsko mu wychodziło. Mówiąc szczerze, trudno było przygotowywać sobie kanapki lub nalewać herbatę, patrząc komuś głęboko w oczy. Moim skromnym zdaniem lepiej patrzeć, co się robi, ale co ja tam wiem.
– Ale zobacz tylko. – Podsunął mamie pod nos telefon, który ta już chciała wyrzucić, prawdopodobnie przez okno, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała i krzyknęła:
– Są grzyby!
W jej oczach dostrzegłam dozę szaleństwa – jak wtedy gdy chciała pomalować ścianę w salonie we wściekle kolorową tęczę. Przełknęła ostatni kęs jajecznicy i zaczęła sprzątać ze stołu, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że niektórzy, w tym ja, Oluś i tata, jeszcze nie dojedli. Zgarnęła wszystko za jednym zamachem, nawet odezwać się nie zdążyliśmy. I wtedy zakrzyknęła po raz drugi:
– Jedziemy!