Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
133 osoby interesują się tą książką
Jestem najstarszą córką Romea i Julii. Tak, tych Romea i Julii. Nie, wcale nie zmarli. Żyją, mają się dobrze i mieszkają w pięknej Weronie z siedmiorgiem niezwykle porywczych dzieci. A ja jestem ich dziewiętnastoletnią córką Rosaline…
Dawno temu młoda para poznała się i zakochała w sobie. Prawdopodobnie znacie tę historię i jej zakończenie (wskazówka: mylicie się). Rzecz w tym, że wcale nie tak to się skończyło. Romeo i Julia żyją i mają się dobrze.
Jestem najstarszą, z naciskiem na „stara” – panną i cieszę się, że tak zostało. Nie jest łatwo zachować zamiłowanie do romansów z rodzicami takimi jak moi. Wyobraźcie sobie to – ciągłe monologi, namiętne deklaracje, kłótnie, obściskiwanie się… to wyczerpujące. Za każdym razem, gdy proponowano mi zaręczyny, robiłam wszystko by do tego nie dopuścić. Teraz trafił się Stephano – rozpustnik, który miał już trzy żony, a każdą z nich spotkał niefortunny koniec.
Na naszym balu zaręczynowym – gdzie całkiem przypadkowo spotykam pięknego młodzieńca, który sprawia, że zaczynam zastanawiać się, czy może jest w nim coś, co można pokochać od pierwszego wejrzenia – Stephano zostaje znaleziony ze sztyletem w piersi. Ale kto go zabił? Połowa Werony miała motyw. Wiem, że to ja muszę odkryć zabójcę…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 355
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Arwen,
córki Scotta i Christiny,
pełnej szczodrości i wsparcia.
Dziękuję za Twoją błyskotliwość i dobroduszność.
Niech Twoje dni będą długie i błogosławione słońcem
PODZIĘKOWANIA
Na wstępie chciałabym podziękować wszystkim w Kensington:
Johnowi Scognamiglio za wizję i śmiałość.
Lynn Cully, wiceprezesce działu handlowego.
Jackie Dinas, wydawczyni i opiekunce praw pokrewnych.
Vidzie Engstrand, szefowej komunikacji, i Jane Nutter, wydawczyni, która stworzyła wspaniałą kampanię reklamową prezentującą Córkę z Werony czytelnikom z poczuciem humoru. Dziękuję Szekspirowi, tajemnicom i historii.
Krisowi Noble, który zaproponował radosną i działającą na wyobraźnię okładkę, będącą inspiracją do powstania strony internetowej: DaughterofMontague.com i przyciągnęła uwagę tak wielu czytelników.
Dziękuję także:
Autorkom Susan Elizabeth Phillips i Jayne Krentz za śmiech i zachętę.
Autorkom Connie Brockway i Susan Kay Law za niesamowitą burzę mózgów.
Naukowczyni zajmującej się Szekspirem, Mary Bly, czyli autorce Eloisie James, za upór przy tym, byśmy spotykały się na Zoomie i pisały, wykorzystując metodę Pomodoro, oraz za to, że użyczyła mi swojego cytatu.
Agentce Annelise Robey za niekończącą się wiarę i upór oraz pilnowanie, abym zupełnie nie odleciała podczas pisania.
Dziękuję Mężowi za cierpliwe oglądanie ze mną:
Ken Alba, Food: A History
Shakespeare Uncovered
In Search of Shakespeare Michaela Wooda
A także licznych wersji Romea i Julii i innych sztuk Szekspira, które każdy powinien obejrzeć na przestrzeni kilku miesięcy.
I za to, że wyjechał ze mną do Werony, gdzie świętowaliśmy naszą Niesamowicie Dużą i Znaczącą Rocznicę Ślubu i spędziliśmy cudowne chwile.
Dziękuję Jeannie Huffman za „canoodle”[1].
Dziękuję także Williamowi Szekspirowi za stworzenie sztuki o młodych kochankach, wielkiej tragedii i niesnaskach rodzinnych, która przetrwała przez wieki i została tak wspaniale odegrana w różnych sceneriach i przez wielu aktorów. Język śpiewał w Twojej duszy. Dziękuję, mistrzu.
ROZDZIAŁ 1
W pięknej Weronie, gdzie rozgrywa się ta scena
Mam na imię Rosie, Rosalina, kiedy sobie nagrabię, i jestem córką Romea i Julii.
Tak, tego Romea i tej Julii.
Nie, nie umarli w grobowcu. Przygotujcie się na skrót wydarzeń i niczym się nie martwcie. To ciekawa historia i nieraz zapytacie: O Boże, chyba sobie żartujesz?
Moja mama pochodziła z rodziny Kapuletich. Mój tata z Montekich. Z jakiegoś powodu, dawno zapomnianego w odmętach czasu, ich rodziny były zaciekłymi wrogami. A mimo to moi starzy spotkali się na balu, natychmiast się w sobie zakochali – nie ma nic złego w miłości od pierwszego wejrzenia, prawda? – i w tajemnicy wzięli ślub. Tego samego popołudnia tata zabił kuzyna mamy w pojedynku na miecze, a mama nienawidziła taty przez pięć naprawdę głośnych i pełnych lamentu chwil, a potem równie głośno mu przebaczyła. Wskoczyli do łóżka i, o ile mi wiadomo, spędzili noc, uprawiając horyzontalny bassa danza[2]. Tata został wygnany na skutek swojego czynu (zadekował się w mieście oddalonym o kilka godzin galopu), a mama zaczęła podupadać na duchu. Żeby ją rozweselić, dziadkowie postanowili wydać ją za mąż. Ponieważ w moim świecie jedyne, czego potrzeba kobiecie do szczęścia, to mąż.
Czy jakikolwiek werończyk choć raz sprawdził stan małżeństw w mieście?
Z typowym dla Julii melodramatyzmem mama postanowiła się zabić. Spowiednik rodziny przekonał ją, by zażyła miksturę, która miała ją uśpić w sposób, by uchodziła za martwą.
Wiem, co sobie myślicie: – No nie! Nie ma takiej mikstury!
Przysięgam, że jest. Pracuję u ojca Laurentego, franciszkańskiego mnicha i aptekarza, który ją dla niej stworzył. Opowiem o tym później.
Mama zażyła eliksir i popadła w stan podobny do śmierci, miała wyczesany pogrzeb, z lamentami i zawodzeniem, do którego zdolna jest jej rodzina – a musicie mi uwierzyć, że ich płacz i zawodzenie robią ogromne wrażenie – i została umieszczona w grobowcu rodziny Kapuletich.
Miała trzynaście lat i według relacji była uroczym trupem.
Będąc na wygnaniu, tata otrzymał wiadomość o losie swojej nowej żony, która nagle i w niewyjaśnionych okolicznościach kopnęła w kalendarz. Będąc równie dramatyczny co ona, nabył prawdziwą truciznę i pędem pognał do Werony, włamał się do grobowca, zabił narzeczonego mamy – mój ojciec wspaniale włada mieczem, co ma swoje dobre strony, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, ile osób potrafi obrazić w ciągu jednego dnia – rzucił się na ciało mamy i zażył prawdziwą truciznę, ponieważ uznał, że nie warto bez niej żyć.
Sam miał wtedy szesnaście lat. Według moich obserwacji szesnastoletni chłopcy są idiotami. Ale co ja tam mogę wiedzieć?
A zatem tata leży na, jak zakłada, martwym ciele mamy, i wtedy ona się budzi i go zauważa. Potraficie sobie wyobrazić potencjał teatralny w tej scenie?
Ja nie. Chyba że ktoś się im przygląda, bo inaczej nie ma sensu inscenizować czegoś takiego.
No ale oddaliłam się od historii, którą słyszałam niezliczoną ilość razy w swoim życiu podczas rozmów prowadzonych przy śniadaniu.
Mama wyjęła nóż ojca i się nim dźgnęła. Było dużo krwi, straciła przytomność, ale przede wszystkim ucierpiał złoty wisiorek, w którym pochowała ją rodzina, ostrze zeszło na bok, więc rozcięła sobie skórę na piersi. Wciąż ma bliznę i kiedy przewracam oczami, chce mi ją pokazywać.
Gdy zobaczyła tyle krwi, zemdlała. Kiedy się ocknęła, wciąż żyła, wyczołgała się z grobowca, szlochając nad martwym ojcem, i planowała dźgnąć się po raz drugi. Właśnie w tej chwili tata usiadł, przechylił się nad krawędzią grobu i zwymiotował na podłogę.
To ogólnie znany fakt, że nigdy nie można ufać nieznajomemu aptekarzowi w kwestii zaopatrzenia w działającą truciznę.
Mama natychmiast uświadomiła sobie następującą rzecz: tata żył i haftował lazanią po całym grobowcu. W szale radości i solidarności ona również pozbyła się resztek jedzenia zalegających jej w żołądku.
Można by się zastanowić, czy wymiotowała dlatego, że jest to czynność zaraźliwa... Czy może to ja zapowiadałam swoją obecność na świecie. Ponieważ dziewięć miesięcy później pojawiłam się w domostwie Montekich.
Nadążacie? Wiem, wiem. Ale szczerze mówiąc, tak to właśnie wyglądało, gdy pozbawimy tę historię melodramatycznych treści.
Możecie się zastanawiać, dlaczego ta dziewczyna, Rosie, jest taka sarkastyczna w stosunku do miłości i namiętności?
Pozwólcie, że wyjaśnię wam kilka rzeczy.
1. Kiedy każdego dnia podtyka wam się pod nos prawdziwą miłość, dziką namiętność i złamane serca zarówno ze strony rodziny matki, babci ojca i własnych rodziców, którzy nieustannie się kłócą i godzą, coś obwieszczają i monologują, idą do łóżka i uprawiają seks tak głośno, że nikt nie może zmrużyć oka... miłość i namiętność tracą swój urok. W zasadzie cały ten temat mnie odrzuca. Ponadto mam sześcioro młodszego rodzeństwa i ktoś obdarzony odrobiną rozsądku musi się nimi opiekować. Kto, oprócz mnie, mógłby to robić w tej szalenie romantycznej rodzinie?
2. W zasadzie nie jestem młoda. Moi rodzice próbowali wydać mnie za jakiegoś szlachcica, odkąd skończyłam trzynaście lat. Jak przystoi dobrze wychowanej córce, dygam i im dziękuję, a potem zabieram się do pracy i szukam żon dla tych dżentelmenów, w których ci natychmiast się zakochują i adorują je po wsze czasy. Szczycę się swoją umiejętnością swatania arystokratów Werony z ich bratnimi duszami, jednocześnie oszczędzając sobie parodii miłości i namiętności, całego tego trzeszczenia materaca, jęków, drapania i... Sami wiecie. Dlatego też jestem stara i mam prawie dwadzieścia lat. Uchodzę za starą pannę słynącą z pecha, która ciągle jest porzucana i skazana na mieszkanie w domu rodziców do czasu, aż jej młodszy braciszek podrośnie, ożeni się i zastąpi ojca w roli głowy rodziny.
Ma sześć lat. Posiadłam wszelkie umiejętności, by pozostać panną, i mam przed sobą mnóstwo czasu...
Ale pewnego dnia zostałam wezwana do komnaty rodziców i usłyszałam słowa matki:
– Twój ojciec i ja mamy dla ciebie cudowne wieści.
ROZDZIAŁ 2
Ścisnęło mnie w żołądku. Już cztery razy słyszałam taki początek rozmowy. Chociaż ostatni raz dwa lata temu.
Mimo to moi rodzice ponownie powrócili do tematu, niczym kot, który nieustannie przynosi do domu na wpół zamęczonego szczura. Na wpół zamęczonego szczura, który powinien zostać zabity raz i na zawsze.
Udzieliłam odpowiedniej odpowiedzi.
– Droga matko, zmieniam się w słuch.
– Znaleźliśmy ci męża. – Siódemka dzieci sprawiła, że Julia rozrosła się w biodrach i zaokrągliła w pasie, ale w Weronie jej ciemne oczy były uosobieniem miłości. Opiewali je poeci... i nadziewali się na miecz Romea.
Teraz rozumiem, że problem polega na tym, że mam oczy swojej matki.
Znowu się zaczyna. Dygnęłam.
– Z radością czekam na wasze instrukcje, drodzy Strażnicy Mojego Serca.
– Książę Leir Stefano z domu Creppa poprosił o twoją rękę – oświadczył z rozmachem ojciec.
Moje ugięte kolano zaczęło drżeć i niemal upadłam.
– Książę Stefano? Dwa tygodnie temu pochował trzecią żonę!
– To prawda, miał pecha – zgodził się tatko.
– Pecha? – zapytałam podniesionym głosem. Ostatecznie jestem z rodu Montekich. Mam donośny głos i wiem, jak go używać. – Titania jeszcze nie ostygła w grobie po tym, jak zjadła zatrute węgorze!
– Nie były zatrute. Zaufała złemu sprzedawcy ryb i obżerała się jak głupia. – Mama w to uwierzyła albo udawała, że wierzy. – Wiem, że była twoją przyjaciółką, ale popadła w grzech nieumiarkowania w jedzeniu. Poza tym nie rozumiem, jak można w ogóle jeść węgorze. Ta konsystencja! – Udawała, że wymiotuje.
– Zawsze miałem wrażenie, że Titania ma w sobie coś z wilka – powiedział tata po namyśle. – Prawie tu mieszkała przez lata.
Przypomniałam mu:
– Jej rodzice są...
– Znam jej rodziców! Fabian i Gertrude z domu Brambilia. Żałośni ludzie niefortunnie połączeni węzłem małżeńskim, których pragnieniem jest, by wszyscy wokół nich byli równie żałośni. Dlaczego według ciebie znosiłem Titanię, nawet kiedy... – Zawiesił głos i stał nieruchomo niczym zając na czatach.
– Kiedy co? – Wyczułam tu jakąś opowieść.
Wtrąciła się mama.
– Zakochała się w moim Romeo, co wcale mnie nie dziwi. Jest przystojny i uroczy, więc spodobał się dziewczynie z takiej nieszczęśliwej rodziny. Musiałam z nią porozmawiać i cóż... nie przyjęła tego dobrze.
Nie podobało mi się to, co mówiła.
– Jak niedobrze to przyjęła?
– Nie umiała z wdziękiem przyjąć rozczarowania. – Mama najwyraźniej nie czuła się z tym komfortowo. – Groziła mi.
– Tobie? G-groziła? – Zaczęłam się jąkać. – Przecież jesteś Julią!
– Uderzyła pięścią w stół i przemawiała z nieprzystającą kobiecie pasją, i chociaż nie wygnałam jej z domu Montekich, bo była bardzo młoda i zaniedbana przez rodziców, ograniczyłam jej czas, jaki mogła spędzać z moimi dziećmi. Choć była naszym gościem, nieustannie miałam ją na oku.
– Na szczęście przeniosła swoje uczucia na księcia Stefano i zapomniała o mnie. – Tata odetchnął z ulgą.
– Nie wiedziałam o tym. Przykro mi, tatku. – Ta cała dyskusja sprawiała, że zaczęłam się wiercić. – Titania nie była taka jak ja. Smutek, który wyniosła z domu, zdawał się przejawiać w chwilach zamyślenia i melancholii. A do tego jej obsesja na punkcie tego złego człowieka! Rozumiem, że zakochała się w tatku, wszystkie kobiety się w nim zakochują, ale nie pojmuję, jak mogła przenieść swoje uczucia na księcia Stefano? Mężczyznę, który słynie z obojętności w stosunku do własnej rodziny, który nigdy nikogo nie kochał oprócz samego siebie?
– Biedna mała dziewczynka. – Czułe serce mamy najwidoczniej litowało się nad Titanią. – Żeby tak umrzeć, nie zaznawszy miłości.
– Zaznała miłości. Dawała miłość. – Pamiętałam to doskonale. – Miałam wrażenie, że Titania od zawsze była zauroczona księciem. Zawsze o nim mówiła i ciągle miała na niego oko. W tajemnicy go śledziła.
– Czyżbyś udzielała jej rad? – zapytał tata.
Skrzywiłam się.
– Znasz mnie, tatku. Jeśli mam jakąś opinię, każdy ma prawo jej wysłuchać.
– Ale zdradzasz ją tylko wtedy, gdy sądzisz, że może pomóc – wtrąciła mama uprzejmie.
Tata nie był przekonany.
– To jedna z twoich najbardziej irytujących cech, Rosie. Zwłaszcza kiedy masz rację.
– Ale jej oddanie w stosunku do księcia Stefano nie dawało mu prawa, by ją otruć! – Pomyślałam o niewinnej, roześmianej, oddanej pannie młodej, którą widziałam na weselu rok wcześniej. Podniosłam głos. – Podobnie jak pierwszej żony, która umarła w tajemniczych okolicznościach po dziesięciu latach małżeństwa.
– Jego postępowanie było dla mnie zaskoczeniem. Sądziłam, że ją kochał. Na tyle, na ile może kochać taki okropny człowiek. – Mama nieopatrznie powiedziała, co naprawdę myślała.
– Została otruta! – wykrzyknęłam głośniej niż wcześniej. – A potem kolejna żona także umarła na skutek działania trucizny. A potem jeszcze Titania. Wszystkie trzy młodsze od niego. Wszystkie bogate. Zabiera im posag i ponownie się żeni.
– Nie krzycz na mnie, młoda damo! – Tata też podniósł głos. – Historyjki na temat jego rozrzutności, wizyt w burdelach i tego, co stało się z jego kochanką, są jedynie ploteczkami przekazywanymi w towarzystwie.
Mama rozłożyła wachlarz i powachlowała nim rozpaloną twarz.
– Co stało się jego kochance?
– Nic – odpowiedział ojciec zbyt szybko.
– Zapewniałeś mnie, że książę Stefano nie jest taki, jak jego reputacja. – Matka była z rodu Kapuletich i wyrażała się delikatnie, jak przystało kobiecie o jej pozycji. Naszej pozycji. Nieważne. Teraz jednak jej ton był twardy jak stal.
– Może nie jest idealnym mężczyzną, ale... Spójrz na Rosie! – Tatko wyciągnął dłoń w moją stronę. – Tego lata skończy dwadzieścia lat. Dwadzieścia lat i wciąż jest dziewicą!
– To twoja wina, Romeo. – Matka rzadko zwracała się do niego ostrym tonem, chyba że była mowa na ten temat. – To ty upierałeś się, żeby dać jej na imię Rosalina na cześć twojej pierwszej miłości. Rosalina, która przyrzekła być czystą, więc teraz mamy niepokalaną córkę. To przepowiednia! Co wtedy sobie myślałeś?
– Wiem, wiem. – Tatko słyszał to już wcześniej.
Zerknęłam na niego.
Wiedział, o co mi chodzi.
– Tamta Rosalina nie była moją prawdziwą miłością, a jedynie głupim zauroczeniem młodzieńca. Mam tylko jedną prawdziwą miłość, moją Julię.
Skinęłam głową. Lepiej.
Oczywiście nie potrafił na tym poprzestać.
– Rosalina długo nie pozostała dziewicą, więc podejrzewam, że dość szybko się otrząsnęła po rozstaniu ze mną. – Najwidoczniej to go irytowało.
– Wyszła za mąż, gdy miała dwadzieścia jeden lat – zauważyła mama. – Była zasuszoną, starą...
– Równie dobrze mogłaby nie żyć. – Nie no. Za nieco ponad rok też będę miała dwadzieścia jeden lat, i całkiem dobrze się czuję, dziękuję za troskę.
Moja pełna zgorzknienia obserwacja ściągnęła na mnie ich spojrzenia. Nigdy nie potrafiłam trzymać gęby na kłódkę. Spróbowałam odwrócić ich uwagę.
– Tatku, dlaczego nazwałeś mnie imieniem swojej dziewczyny?
Jego oblicze złagodniało i zrobił się sentymentalny.
– Byłaś taka malutka i mięciutka, przez większość czasu ładnie pachniałaś, no chyba że akurat nie, i nawet wtedy wiedziałem, że staniesz się równie piękna jak twoja matka. Twoje duże brązowe oczy... I te rzęsy! Jedyne, o czym mogłem myśleć, to ci wszyscy mężczyźni, którzy chcieliby... – Zderzył ze sobą zaciśnięte w pięści dłonie. – Więc nazwałem cię po cnotliwej Rosalinie. Wówczas wydawało mi się to dobrym pomysłem. Droga Julio, nawet ty się zgodziłaś!
Ona jednak zrzuciła winę na niego.
– Byłam tak zauroczona moim młodym mężem, że zgodziłabym się na wszystko.
W oczach ojca pojawiło się spojrzenie pełne miłości.
– Nadal jesteś taka zauroczona? Czym jest światło, jeśli Julia...
O nie. Znowu się zaczyna. Prychnęłam.
– Poezja! Co za nuda. Gdzie jakiś temat? Gdzie jakaś akcja? Przejdź do meritum!
– Córko, poezja jest duszą natury ubraną w słowa! – zaoponował tata.
– Och, Romeo, Romeo. – Mama położyła dłoń na jego dłoni. – Nie mówimy teraz o naszej miłości. Pomówmy o małżeństwie, długo wyczekanym małżeństwie Rosaliny, które będziemy celebrować w nadziei i wierze.
– Rosalino, zawsze nam mącisz w głowach – poskarżył się tata. – Gdybym cię nie znał, uznałbym, że robisz to celowo.
– Dlaczego? – wymamrotałam. – Mącenie wam w głowach nie prowadzi do niczego dobrego.
– Dwie z twoich młodszych sióstr już wyszły za mąż. – Ojciec znowu wrócił na właściwe tory. – Jak to możliwe?
To możliwe, ponieważ moi rodzice zaaranżowali poprzednie małżeństwa, a ja pokierowałam moje piękne, romantyczne, uzdolnione, młodsze siostry w ramiona amantów, a sama zostałam odrzucona. Tańczyłam na ich weselach, z zadowoleniem myśląc o tym, jak wywiodłam ich w pole. A teraz coś takiego?
Moje spojrzenie rzucało w niego sztyletami urazy i złości.
– Tatku, ile mu zaoferowałeś za ślub ze mną?
– Nic. Wyjdziesz za niego bez posagu. Kiedy zaproponował ślub, powiedziałem mu, że mamy zbyt wiele córek, aby wydawać pieniądze na posag dla tej podstarzałej. – Uśmiechnął się do mnie konspiracyjnie. – W takich okolicznościach trzeba zaniżać wartość towaru.
Byłoby to zabawne, ale cała ta szalona seria wydarzeń nie miała żadnego sensu.
– To dlaczego mnie chce? – Zauważyłam, że ojciec zerka w bok, i w końcu zrozumiałam. Przynajmniej wydawało mi się, że rozumiem. – Och. On mnie pożąda. Pragnie mnie.
– Rosie. Córko. – Tata z miłością objął moją twarz. – Wiesz, że cię kocham.
– Tak. – Wiedziałam. Był dobrym ojcem, który chciał dla mnie jak najlepiej. Kłopot polegał na tym, że... to, co było najlepsze dla każdej innej kobiety, nie było najlepsze dla mnie, a on nie potrafił tego zrozumieć.
Pogładził mnie kciukiem po policzku.
– Jesteś piękna. Twoja skóra nie nosi śladów po ospie, kiedy patrzę na zarys twojego policzka i twoje różowe usta, widzę twoją matkę, słońce, księżyc i gwiazdy jednocześnie lśniące na firmamencie.
Tata sądzi, że jestem piękna, ponieważ przypominam matkę, i na tym polega problem z moimi rodzicami. Wmawiam sobie, że są największymi oszustami w dziedzinie romansu, a potem tata recytuje sonet miłosny na cześć urody Julii, a ona uśmiecha się do niego nieśmiało jak dziewica, a ich miłość płonie pomiędzy nimi niczym ogień ogrzewający moje serce.
Niech to szlag. Byłoby o wiele łatwiej być zgorzkniałą starą panną, gdyby okazali się oszustami. Mam jedynie nadzieję, że ja też... Ale nie, są jedyną parą, jaką znam, obdarzoną szaloną, prawdziwą, niezachwianą i wieczną miłością. Cała reszta świata jest mrzonką.
– Rosie ma twoje brwi, Romeo. – Moja dobrze wychowana matka powiedziała to z rozbawieniem. – Brwi Szatana.
Mężczyźni pisali sonety na temat mojej matki. Niczego niespodziewające się kobiety gapiły się na mojego ojca. Był jednym z tych facetów, którzy wszystko mają na właściwym miejscu: jego włosy, twarz i ciało sprawiały, że kobiety aż się śliniły. Tylko jedna rzecz powodowała, że nie był skończonym przystojniakiem – brwi. I właśnie ja je odziedziczyłam. Moje brwi wznosiły się prostą linią od kącika oka w stronę włosów, bez żadnego zaokrąglenia, i byłam jedynym dzieckiem, które je dziedziczyło. Nie chciałam zawracać sobie nimi głowy i zastanawiać się nad znaczeniem tej cechy...
Matka ciągnęła:
– Kochany Romeo, twoje brwi są tym, co mnie do ciebie przyciągnęło. Sądziłam, że będziesz ładnie śpiewał.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się uwodzicielsko.
– Czy spełniłem twoje marzenie? – Tata spojrzał na nią zalotnie.
– Później będziesz musiał udowodnić to jeszcze raz. – Kusiła go swoimi słowami.
Tłumiąc wybuch zniecierpliwienia, powiedziałam:
– Czy wreszcie przestaniecie? Jestem waszą córką i stoję tu przed wami!
Tata opuścił ręce, niewątpliwie po to, by trzymać je z daleka od ukochanej Julii, i wrócił do bieżącego tematu.
– Książę Stefano jest wpływowym człowiekiem.
W tych słowach rozciągał się ogrom bólu i w końcu zrozumiałam.
– Wpływowym i pozbawionym honoru człowiekiem, którego należy się obawiać. Nie tylko ze względu na jego żony. Nie śmiałeś mu odmówić.
– Nie.
– A więc mam zaplanować własny pogrzeb przy okazji organizacji balu zaręczynowego? – W moich słowach rozciągał się ogrom zgorzknienia.
– Nie wspominaj o pogrzebie. Wciąż jest nadzieja. Nie traćmy jej. – Mimo to broda mamy zadrżała.
– Dlaczego? – Być może zabrzmiałam tak, jakbym się poddała, ale wciąż byłam zła.
– Córko, możesz udawać przed nami, ale nie jesteś w stanie ukryć prawdy. Wiemy, że jesteś... – tata wyartykułował to w taki sposób, jakby samo wypowiedzenie tego słowa było dla niego bolesne –...inteligentna.
Spojrzałam na matkę. Ze smutkiem skinęła głową.
– Rozumiesz matematykę.
– Przykro mi, mamo. – Była to kość niezgody. – Potrzebuję matematyki, jeśli mam prowadzić gospodarstwo domowe.
– To prawda, gwiazdo przewodnia mojego serca. Istotnie. – Tata skinął głową do mamy. – Ojciec Laurenty powiedział mi, że jest niezwykle utalentowana. Nawet bardziej niż nasz syn.
Mama wachlowała się jeszcze szybciej.
Tatko zwrócił się do mnie:
– Twoja matka i ja rozmawialiśmy o tym małżeństwie. Przyjrzeliśmy mu się pod każdym kątem. Nie mamy wyboru. Musimy zaakceptować ofertę. Książę Stefano zasugerował, że jeśli odmówimy, może mnie spotkać coś złego. Nas. Moją rodzinę. To, co powiedział, sprawiło, że zacząłem się bać. Nie jestem w stanie zawsze wszystkich was chronić. Ale wiemy... – Ujął moją dłoń. – Wiemy, że możemy na tobie polegać. Wiemy, że jakoś się tym zajmiesz.
– Zajmę się. Balem zaręczynowym?
– Tym też.
– Oczywiście. Kiedy ma się odbyć?
– Za dwa dni.
Przez zaciśnięte zęby powiedziałam:
– Chyba nieco przesadnie uwierzyliście w moje zdolności organizacyjne.
– Księciu Stefano zależy ta tym, aby do zaręczyn doszło jak najszybciej.
– Pomogę ci – zaproponowała matka radośnie. – Wiesz, że lubię organizować bale!
Rzeczywiście lubiła. Nie umiała tego robić, ale to uwielbiała.
– Tak, droga matko. Liczę na to, że ułożysz kwiaty. Być może zdecydujemy się na białe lilie.
– Lilie? Nie, one nie są odpowiednie na bal zaręczynowy. Nadają się na...
Pogrzeb. Słowo zawisło w powietrzu.
Tata ponownie próbował powrócić do tematu rozmowy.
– Miałem na myśli to, że polegamy na tobie... Żebyś zajęła się nieprzyjemnymi szczegółami dotyczącymi księcia Stefano.
Co według niego mogłam zrobić? Zabić go?
– Bo nikt inny tego nie potrafi.
Tata spojrzał w dół, wstydząc się za siebie.
– Tak.
Nie chciałam patrzeć na wstyd związany z tym, co musiał zrobić. Jestem praktyczną osobą i w zasadzie go rozumiałam. Jesteśmy Montekimi. Ważnymi ludźmi w Weronie. Zamożnymi właścicielami winnic i producentami najlepszych win w mieście. Ale jesteśmy tak płodni – nie tylko Romeo i Julia, lecz także moje ciotki, wujkowie, ich mężowie i żony i ich dzieci – że bogactwa nie starcza dla wszystkich. Nawet on, Romeo Monteki, najbardziej romantyczny i najmniej pruderyjny człowiek w Weronie, musiał podjąć decyzję w oparciu o zdrowy rozsądek i dla dobra reszty swoich dzieci.
– Może książę Stefano weźmie mnie pod przymusem, więc wyzwiesz go na pojedynek i zabijesz – zaproponowałam.
– Córko, on nie gra zgodnie z zasadami. Nigdy nie stoczy ze mną uczciwej walki. – Tatko się rozchmurzył. – Mógłbym zorganizować zamach na niego.
– Mógłbyś. Ale to typowe dla niego wbijać komuś nóż w plecy, nie dla ciebie.
– Dla twojego dobra...
Zawsze praktyczna część mnie odpowiedziała:
– Dziękuję, tato, ale obawiam się, że to tylko dałoby przyczynek kolejnej wojnie rodów i wrócilibyśmy do początku romansu twojego i mamy. Tym razem ktoś naprawdę mógłby umrzeć w grobie, i to mogłabym być ja. Nie byłoby wtedy szczęśliwej rodzinki.
Mama zaszlochała.
Tata się załamał. A potem, ponieważ jest mężczyzną i nieszczęśliwe, płaczące kobiety sprawiają, że czuje się niekomfortowo, uniósł nogę i puścił bąka.
– Romeo! – Mama wyjęła chusteczkę i pomachała nią przed swoją twarzą.
– Tato! Serio? – Pospiesznie otworzyłam szeroko okno.
Dumnie powiedział:
– Ojciec Laurenty mówi, że zdrowa osoba wypuszcza gazy dziesięć razy dziennie. – Po czym zrobił to ponownie.
– A iloma osobami jesteś, tato? – Ewakuowałam się z pokoju, zostawiając go z jego pierdami i śmiejącą się w chusteczkę matką. O to właśnie chodziło; podobnie jak ojciec nie lubiłam patrzeć, jak matka płacze.
Ale gdy znalazłam się w swoim pokoju, odprawiłam moją zaniepokojoną opiekunkę, która nas podsłuchiwała, tak jak wszyscy domownicy, i wyszłam na balkon.
Z tyłu domu Montekich ogród zmienił się w gąszcz składający się z pnących róż, wysokich drzew, wypolerowanych kamiennych ławek i szerokiej huśtawki. Starsi i młodsi lubili ogród, a ja znajdowałam szczególną rozkosz w dbaniu o to, by pozostał miejscem pełnym słodkich zapachów i radosnych zabaw. Granice naszej posiadłości chronił wysoki granitowy mur, a kiedy zapuszczał się tu jakiś złodziej lub chuligan, żeby naruszyć nasz spokój, drogę zagradzał mu gęsty żywopłot z głogu.
Patrzyłam na jasny, osłoneczniony ogród z wijącymi się ścieżkami, topolami, wysokimi kolumnami zielonych spiczastych cyprysów oraz na potężne drzewo orzechowca tuż za oknem. Muszę poinstruować ogrodnika, żeby spryskał róże przeciw mszycom – powinien wystarczyć słaby roztwór mydła i wody – i przyciął wysoki kolczasty żywopłot ciągnący się wzdłuż muru. Z westchnieniem oparłam łokcie na kamiennej balustradzie.
Ale zanim zajmę się ogrodem, powinnam zorganizować mój własny bal zaręczynowy z okrutnym i pożądliwym księciem Stefano.
PRZYPISY