Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ile mniej lub bardziej nieudanych, choć namiętnych i gorących, związków trzeba przeżyć, żeby stwierdzić, że miłość jest przereklamowana? Na szczęście śliczna jak obrazek Wiktoria, zwana przez wszystkich Cukiereczkiem, aż do takich drastycznych wniosków nie dochodzi. Zachowuje optymizm i nadzieję, bo… Bo te szarozielone oczy, które gdzieś, kiedyś musiała widzieć, teraz pojawiają się w jej snach i tak wiele obiecują… Do kogo należą? Tego Wiktoria nie wie, ale wie, że marzenia są nieśmiertelne, a na razie może odkrywać w sobie nowe zdolności (nawet nauczyć się piec ciasta), wraz z przyjaciółką rozwijać biznes i opiekować się przygarniętą w dalekiej Grecji niezbyt piękną, lecz bardzo sympatyczną psicą. A fale Bałtyku, chociaż zwykle zimniejsze, szumią równie pięknie jak te w południowych morzach.
Opowieść o różnych obliczach miłości. Doświadczenia, które budują bohaterów, mogą być dla nas świetną lekcją. Polecam każdemu, kto chociaż raz zwątpił w prawdziwość uczuć, bo te mogą pojawić się w najmniej spodziewanym momencie. Karolina Wilchowska (pisarka)
Czy lawirując między nieudanymi związkami i próbując poradzić sobie z trudną przeszłością, można znaleźć w końcu szczęśliwą przystań? Dowiecie się, czytając o losach ślicznej Wiktorii. I, jak to zwykle w książkach Basi Mikulskiej bywa, dostaniecie mocną dawkę optymizmu (tym razem także… namiętności), a do tego szum morskich fal. Polecam bardzo. Iza Grabda (pisarka)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 285
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Maria i Jan Mielczarek mieli tylko jedno dziecko, Wiktorię. Urodziła się niemal dokładnie w połowie jesieni, trzynastego listopada. Może dlatego tak bardzo lubiła tę porę roku, choć wiele późniejszych doświadczeń sprawiło, że dostrzegała nie tylko złociste konfetti liści czy czerwone korale jarzębiny, ale także płaczące deszczem nagrobki, milczące parki i skwery, jak również zwarzone pierwszym mrozem kwiaty.
Rodzice kochali ją nieprzytomnie i rozpieszczali, jak tylko mogli, tym bardziej że dziewczynka była prześliczna niczym aniołek z obrazka. Obcy ludzie zaczepiali czasem panią Mielczarek, przeszkadzając zachwytami w zakupach bądź w zwyczajnym spacerze. Mama czerpała z tego niewysłowioną radość, ale ojciec zachował rozsądek i starał się tłumaczyć żonie, iż uroda nie jest najważniejszą rzeczą w życiu człowieka. I w ten sposób rozmawiał ze swoim Cukiereczkiem. Miało to dobry wpływ na rozwój Wiki, bo choć wiedziała, że jest „najpiękniejsza na świecie”, to musi też wielu rzeczy się nauczyć, a ponieważ z natury była spokojnym i zrównoważonym dzieckiem, nie sprawiało jej to specjalnych problemów. Szybko posiadła umiejętność czytania i odkryła książki, które stały się dla niej źródłem niewyczerpanej radości, uznała więc naukę za rzecz fantastyczną. Jej zapał zdecydowanie osłabł, gdy została posłana do szkoły, a tam okazało się, że jest także matematyka, a potem w kolejnych latach doszły jeszcze fizyka i chemia. Z wszelkich nauk humanistycznych miała zawsze bardzo dobre oceny, ze ścisłych ledwie prześlizgiwała się z klasy do klasy. Cierpiała z tego powodu ogromnie.
Ale już wkrótce za pocieszanie małej Wiki wzięła się siostra Marii, pani Jadwiga Kucharska. Opowiadała dziewczynce, że nie musi się tak bardzo przejmować nauką, bo jak tylko osiągnie odpowiedni wiek, ciocia poszuka jej męża.
– Z twoją urodą, dziecko – mówiła, lustrując wijące się blond loki, oczy o niezwykłym chabrowym kolorze okolone ciemnymi i gęstymi rzęsami, zgrabny nosek i pełne usteczka, które aż zachęcały, by skraść im całusa – będziemy mogły przebierać i wybierać w kandydatach. Cała Bydgoszcz, a może i cała Polska legnie u twych stóp!
– Oj, Jadziu, głupie żarty trzymają się ciebie – próbowała powstrzymać siostrę Maria. – Poza tym to jeszcze dziecko, po co jej mącisz w głowie? Zresztą czasy swatania dawno minęły.
– Wcale nie dawno i wcale nie minęły – oburzyła się pani Kucharska. – Durne baby ulegają porywom serca, mądre kierują się rozumem.
– A miłość? – spytała nastoletnia wówczas Wika.
– Miłość, moje dziecko – odpowiedziała ciotka – jest wymysłem grupy kretynek, które piszą o niej, żeby zarobić na nowe gacie i kotleta.
– Ale ja widziałam taki film… – chciała wtrącić dziewczynka, którą powstrzymała zdenerwowana matka, pokazując, że nie powinna się odzywać.
– A filmy to kręcą mądrzy faceci, którzy wyczuwają interes na odległość. Zwęszyli, że na takich idiotkach, co to wierzą w miłość do grobowej deski, najłatwiej zarobić kasę.
– Oj, przesadzasz chyba, Jadwigo! – Maria próbowała nieco złagodzić wypowiedzi siostry.
– Nie przesadzam, ja to wiem. I wiesz, co jest w tym najgorszego? – zadała pytanie, ale wcale nie czekała na odpowiedź. – Nie to, że takie produkcje powstają, bo wielu ludzi ma z tego niezłe pieniądze, ale to, że banda niedorosłych dziewuch naogląda się tego badziewia, a potem życzy sobie, rozumiesz?, życzy sobie na śniadanie Leonardo di Caprio albo innego Brosnana, coby z nimi śmigać jakimś jachtem albo innym porszakiem. A to wierutna bzdura! Takich facetów nie ma: chłop wraca z roboty, to chce mieć w domu spokój, dzieciaki ogarnięte, obiad podany, a w nocy… – Tu ciocia zreflektowała się, że dyskusji przysłuchuje się dziecko, więc skończyła nieco inaczej niż zamierzała – a w nocy to on się chce wyspać, a nie serenady pod oknem wyć.
– Boże, jesteś okropna! – oburzyła się Maria. – Cukiereczku, idź się pobawić albo poczytać, bo ciocia ma dziś chyba zły humor.
– A pewnie – poparła siostrę Jadwiga. – Idź, poczytaj, bo życie to nie bajka i potrafi dokopać.
Kiedy Wiktoria opuściła panie, starsza siostra wystawiła na stół kieliszki i karafkę domowej naleweczki na dereniu. Za oknem wiatr urządzał zawody, które drzewo szybciej ogołoci z liści. Szarpał gałęzie, przyginał je do ziemi i układał złocisto-czerwone patchworki na brudnych ulicach, by potem jednym podmuchem poderwać je do tańca i zmienić na chwilę w wirujące baletnice. Kręciły więc piruety, składały ukłony, aż wreszcie padały zmęczone, zszargane, tonąc w kałużach i błocie. Nieliczni przechodnie próbowali chronić się przed deszczem, ale wtedy złośliwe wietrzysko pokazywało, kto tu rządzi, wyrywając im z dłoni parasole. Ludzie stawiali kołnierze, wciskali głowę w ramiona i truchcikiem uciekali do domów, by rozgrzać ciało i duszę ciepłą obecnością kogoś bliskiego i herbatą z sokiem malinowym i cytryną.
– No to teraz mów, co cię gnębi – zarządziła Maria.
– Ten skurwysyn, Jerzy, znowu sobie znalazł jakąś zdzirę – wypaliła całkiem głośno Jadzia.
– Cii! – Maria zerknęła niespokojnie na drzwi, za którymi zniknęła przed chwilą córka. – Skąd wiesz?
– Ja zawsze wiem.
– Tak? To oświeć mnie, bo może i mnie się kiedyś taka wiedza przyda.
– Kpij sobie, kpij, możesz, bo ten twój pantoflarz przypisany do ciebie jak pies do łańcucha.
– No wiesz – oburzyła się Maria – tyle się teraz mówi o tym, żeby nie trzymać psów na uwięzi, a ty mojego Janka chcesz jeszcze…
– Weź przestań, przecież wiesz, o co mi chodzi.
– Wiem, wiem, nie złość się. No dobra, mów dalej.
– Jeśli facet co drugą noc domaga się od ciebie spełniania obowiązków małżeńskich, to masz pewność, no prawie pewność – poprawiła się zaraz – że nie istnieje nikt na boku. Ale jeśli ten sam facet przez tydzień cię nie dotyka, to zyskujesz pewność, tylko w tę drugą stronę.
– Jadziu, może przesadzasz? Może Jurek ma jakieś problemy? – próbowała pocieszać Maria.
– Jasne, jego problem ma dwadzieścia cztery lata, nosi spodnie porwane na kolanach i tatuaże na cyckach. Widziałam ich.
Przy stole zapadła cisza przerywana jedynie stukaniem paznokci Jadzi o kieliszek.
– Co zrobisz? – spytała Maria.
– To, co zwykle, przeczekam tę ździrę – wyszeptała kobieta i wytarła łzy z kącika oczu, delikatnie, żeby nie rozmazać makijażu.
– Dziunia, po co ci to? Przecież on to zrobi kolejny raz: pokaja się, przeprosi, a za miesiąc albo za pół roku znowu pójdzie w cug. Po co się tak z nim szarpiesz?
– Bo go, kurwa, kocham, siostra.
Maria przytuliła Jadwigę, która dzielnie próbowała walczyć z płaczem.
– Jadziu, wiesz, że jakby co, to masz w nas oparcie. Wal jak w dym, kiedy tylko poczujesz, że masz dość. Nie zabraknie dla ciebie ani kąta do spania, ani żarcia. Pamiętaj, siostra!
– I vis a vis – odpowiedziała Jadwiga ich starym żarcikiem. – I dla was, i dla Cukiereczka.
Obie siostry nawet nie wiedziały, jak szybko jedna z nich będzie musiała wywiązać się z obietnicy.
***
Ten jesienny dzień Wiktoria zapamiętała na całe życie. Za oknem mżyło, drzewa smętnie powiewały niemal bezlistnymi gałęziami, a błotniste kałuże rozlewały się po nierównych chodnikach. W klasie było duszno, bo już włączono kaloryfery, i nerwowo, bo pani szykowała się do wyrywania do tablicy kolejnego delikwenta. Wika drżała ze strachu, że będzie następna, ale to nie przepytywanie sprawiło, że matematykę znienawidziła jeszcze bardziej. Tę chwilę, kiedy do sali wkroczyła pani dyrektor, zapamiętała z niezwykłą dokładnością. W jej mózg wdrukowały się nawet całkiem nieistotne szczegóły, jak na przykład to, że pani Starskiej rozpiął się guzik w bluzce i przez ten powiększony dekolt widać było jasnoróżowy biustonosz. Albo to, że Kaśka zamiast kończyć zadanie, pisała jakąś sprośną karteczkę do Mateusza, robiąc przy tym śmieszne grymasy.
Kiedy otworzyły się drzwi, nauczycielka uniosła głowę znad dziennika.
– Przepraszam, że przeszkadzam w lekcji – powiedziała dyrektorka i odwróciła się w stronę klasy. Na jej zwykle uśmiechniętej twarzy malował się smutek. – Wiktorio, chodź, proszę, do mojego gabinetu.
Dziewczynka opuściła posłusznie ławkę i lekko zaskoczona podążyła za kobietą. Na pytające spojrzenia koleżanek odpowiedziała wzruszeniem ramion. Nie miała pojęcia, dlaczego została wezwana na dywanik. Może ktoś zobaczył, jak z Hanką i Mirką próbowały papierosów w parku za szkołą?
W gabinecie dyrektorki czekała na nią ciocia Jadzia. Na jej twarzy po zwykle nienagannym makijażu nie został nawet ślad i dlatego Wika od razu wiedziała, że stało się coś bardzo, bardzo złego.
– Cukiereczku! – Ciocia przyciągnęła Wiktorię i otuliła ramionami, jakby chciała odgrodzić ją od świata. – Dziś rano twoi rodzice… Miałam dyżur w szpitalu, przywieźli ich, ale… Nic się nie dało zrobić. Nawet nie zdążyłam pożegnać się z Marią…
– Co ty opowiadasz, ciociu? – Wiktoria wyrwała się z opiekuńczych objęć. – Oni pojechali tylko… bo ja chciałam rower… taki…
– No właśnie, Cukiereczku. Zginęli oboje w wypadku.
Wiktoria patrzyła oniemiała to na ciotkę, to na dyrektorkę, ale nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Kręciła tylko z uporem głową i cofała się za każdym razem, gdy ciotka chciała ją przytulić.
– Uwierz mi, Cukiereczku, przecież nie mogłabym cię oszukać. Wezwali mnie na salę operacyjną, miałam znieczulić jakąś kobietę… twoją mamę… Tylko że było już za późno…
– A tata? – spytała cicho Wiktoria.
– Janek zginął na miejscu. Ta ciężarówka niemal go zmiażdż… – Jadwiga zamilkła nagle, zdając sobie sprawę, że takie drastyczne szczegóły nie są dziecku potrzebne.
– Nie – szepnęła najpierw Wika. – Nie! Nie! Nie! – wykrzyczała wreszcie, a potem zemdlała.
Rok szkolny zaliczyła tylko i wyłącznie dzięki dobrej woli nauczycieli. Ciocia Jadzia zabrała ją do siebie, ale dziewczynce trudno było się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Zdarzało się, że w nocy budziła się z płaczem, czasem w ciągu dnia wydawało się jej, że słyszy głos taty albo śmiech mamy. Wyła wtedy godzinami, dopóki nie zjawił się ktoś z domowników. Na dodatek ubzdurała sobie, że to jej wina. Rodzice jechali wtedy po rower dla niej do jakiegoś sportowego sklepu na drugim końcu Bydgoszczy. Może gdyby nie wierciła im dziury w brzuchu… Wreszcie Jadwiga doszła do wniosku, że trzeba jej pomóc i umówiła dziewczynkę ze znajomym psychologiem. Kilkanaście wizyt, parę szczerych rozmów pomogło nieco, a przynajmniej zmniejszyło poczucie winy. Kiedy zaś nadeszły wakacje i wyjechali we trójkę do Grecji, opiekunowie Wiktorii mogli odetchnąć. Tym bardziej że w ośrodku znalazł się jeden przystojny młody Anglik, który mocno zainteresował się śliczną Polką. Sporo było kłopotów z dogadywaniem się, ale przecież znaleźli w końcu uniwersalny język, który przypadł obojgu do gustu. Nad brzegiem błękitnego morza Cukiereczek poznała smak pocałunków, tylko na to sobie pozwoliła, choć rozbiegane dłonie jej przyjaciela obiecywały zdecydowanie więcej.
Niestety, pobyt trwał jedynie dwa tygodnie i młodzi musieli się rozstać. Zapewniali się wzajemnie, że będą do siebie dzwonić, mailować i esemesować, ale nawet siła gorącego uczucia nie była w stanie pokonać dzielącej ich odległości. Wkrótce miłość spokojnie wygasła. Jednak ta przygoda wywarła zbawienny wpływ na Wiktorię i dzięki temu naukę w ósmej klasie podjęła już całkiem świadomie i chętnie. Bo nagle się okazało, że w szkole są całkiem sympatyczni chłopcy.
Minął rok od wypadku. Jeszcze tylko niekiedy, całkiem znienacka odzywał się ból i tęsknota za rodzicami, ale uczucia te nie były już tak dotkliwie piekące. Powoli sylwetki mamy i taty wkraczały do krainy wspomnień. A dorastającej Wiktorii bardzo przydawała się sarkastyczna i praktyczna Jadwiga. Ratowała siostrzenicę od popadania w otchłań rozpaczy po kolejnej zawiedzionej miłości, ustawiała ją frontem do problemów i popychała do przodu.
– Pamiętaj, Cukiereczku – mówiła, szczególnie wtedy, gdy podkurzył ją mąż – my kobiety tylko z pozoru możemy być słabe. Możesz mdleć, gdy w pobliżu jest jakieś silne męskie ramię, o które chcesz się oprzeć, możesz lać łzy, gdy widzisz macho z chusteczką do ich wycierania. Ale tak naprawdę każda z nas musi mieć wrażliwość głazu, miękkość betonu i szczerość telewizji. Bo wiesz, inaczej wykończą nas ci faceci.
Kiedy wujek przeżywał zauroczenie kolejną młodą siksą, ciotka zaciskała zęby, brała niezliczoną ilość dyżurów i starała się przeczekać. Wtedy w domu była tylko gościem, zresztą podobnie jak wujek, a Wika musiała sobie radzić niemal sama. Obiady wykupowała w szkolnej stołówce, prała i prasowała swoje rzeczy, a przede wszystkim starała się przed nikim nie wyżalać. W końcu kryzys, poprzedzony kajaniem się wujka i wyklinaniem ciotki, mijał, a oni świergolili niczym ptaszęta na wiosnę.
Którejś nocy coś obudziło Wiktorię. Podniosła się z łóżka i powędrowała najpierw do łazienki, a potem do kuchni napić się wody. Po drodze zobaczyła smugę światła, która docierała na korytarz przez uchylone drzwi od sypialni wujostwa. Wiki nie pojmowała, co nią kierowało, ale podkradła się na paluszkach i zajrzała. Dziewczyna wiedziała już od dawna, co to seks. Szkoła, koleżanki i Internet dostarczały wielu informacji na ten temat, co innego jednak wiedzieć, a co innego zobaczyć. Cała sytuacja była krępująca, dziewczyna czuła się trochę głupio, ale jednocześnie nie potrafiła oderwać wzroku od kotłującej się w łóżku pary. Na dodatek widok dostarczył jej wrażeń, jakich do tej pory nie zaznała. To, co działo się z jej ciałem, było jednocześnie i straszne, i fascynujące. Pełna napięcia obserwowała rytmicznie poruszające się pośladki wujka, wsłuchiwała się w ciche pojękiwania ciotki i poczuła dziwną chęć, by wsunąć dłoń między uda i pogładzić pulsujące gorącem miejsce. Opuściła rękę i podążyła w dół brzucha, ale nie zdążyła zrealizować zamiaru, bo mężczyzna wyprężył się, wydał z siebie przeciągły jęk i uniósł głowę. Ich spojrzenia skrzyżowały się w lustrze na toaletce ciotki.
Uciekła wtedy do pokoju i zamknęła drzwi na klucz, bo to, co ujrzała w oczach wujka, przeraziło ją nie na żarty. Od tamtej pory unikała sytuacji, gdy mogło się zdarzyć, że zostaliby w domu sam na sam. Wkrótce zresztą przekonała się, że nie był to wytwór jej wyobraźni. Jedli we trójkę obiad, akurat ciocia zaserwowała im rosół, gdy zadzwonił jej służbowy telefon. Kobieta podniosła się od stołu i wyszła z pokoju. Nie było jej dosłownie chwilę. Chwilę, którą wykorzystał wujek.
– Oj, Cukiereczku, jakaś ty nieuważna. Masz kluski na bluzce.
Wiktoria nie zdążyła zareagować, kiedy poczuła jego dłoń. Zdrętwiała, bo objął jej pierś i ścisnął kilka razy, zanim zerwała się z krzesła.
– Nie mów, że ci się nie podobało, mała podglądaczko – wyszeptał, wpatrując się intensywnie w jej oczy. – Widziałem, do czego zmierzałaś, Cukiereczku. Jak będziesz grzeczna, to wujcio zrobi ci tak dobrze, że długo będziesz pamiętać.
Na szczęście wróciła ciotka i Wiktoria nie musiała nic odpowiadać. Jadwigę pilnie wzywano na oddział, a Wika w tym samym momencie zrozumiała, że nie może zostać w domu. Wyszły razem, dziewczyna mówiąc, że musi wpaść do koleżanki, pouczyć się do jakiejś klasówki. Wałęsała się po ulicach do czasu powrotu ciotki
Od tamtej pory zaczęły się dla dziewczyny nerwowe czasy. Zamykała się w pokoju, a na dodatek podstawiała krzesło pod klamkę. Kiedy tylko ciotka zapowiadała, że ma po południu dyżur, Wiktoria ewakuowała się z mieszkania. Na szczęście wujek spotkał kolejną miłość swojego życia, a Wika wpadła na pomysł, jak się wymiksować od wspólnego życia. Zadziałał przypadek: w Łodzi powstało liceum rzemiosła artystycznego i ogłaszali nabór. Wymagania były spore, lecz Wiktoria zacisnęła zęby i zaparła się, że musi się tam dostać. Z przekonaniem ciotki nie było specjalnych problemów, bo ona od zawsze uważała, że jej Cukiereczek jest uzdolniony manualnie i należałoby to wykorzystać. Sugestie dotyczyły przede wszystkim szkoły plastycznej, ale tu sama Wiktoria zaprotestowała, że jej umiejętności są zbyt mizerne. Rękodzieło byłoby doskonałe, tylko należało zdecydowanie podwyższyć średnią; wymagano co najmniej cztery i pół. Samozaparcie i korepetycje pozwoliły osiągnąć to minimum, a nawet trochę więcej. Wiktoria została przyjęta do szkoły z internatem i po wakacjach miała rozpocząć nowe życie. Z daleka od Bydgoszczy, a przede wszystkim od wujaszka.
Redakcja:
Joanna Czarkowska
Korekta:
Paweł Czarkowski
Projekt okładki:
Katarzyna Sadowska
Skład wersji elektronicznej:
Paweł Czarkowski
Wydanie I, Warszawa 2024
ISBN 978-83-66767-62-1
Copyright © Barbara M. Mikulska, Laski 2024
Copyright © for all editions Wydawnictwo Alegoria sp. z o.o. Warszawa 2024
Na okładce wykorzystano materiały z serwisu pixabay.com
Wydawnictwo Alegoria sp. z o.o.
Tel. 600 762 716
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwo-alegoria.pl