Danie główne. Komisarz Piotr Tonder. Tom 1 - Marcin Radwański - ebook + audiobook

Danie główne. Komisarz Piotr Tonder. Tom 1 ebook i audiobook

Marcin Radwański

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Wczesne lato w Zielonej Górze, niewielkim mieście zachodniej Polski. Kucharz, znanej restauracji serwującej kuchnię francuską znajduje w zamrażarce rozczłonkowane ciało nieznanej kobiety. Za rozwikłanie tej sprawy bierze się Wydział Kryminalny Komendy Miejskiej, na czele z panią inspektor Agnieszką Wiertelak. Śledztwo jest skomplikowane, a podejrzanych coraz więcej. Czy zamieszany jest w to właściciel lokalu Michael Giroud i jego pracownicy? Kim jest sama ofiara? Czy starsza aspirant Anna Włodarczyk, marząca o awansie, poradzi sobie z zadaniami i poukłada przy okazji swoje życie osobiste? Do ekipy zostaje włączony komisarz Piotr Tonder, który po ostatnim śledztwie przebywa na zwolnieniu chorobowym. Rozpoczyna swoje prywatne dochodzenie, które ma pomóc w złapaniu bestialskiego mordercy. Czy danie główne będzie smakować rozwiązaniem zagadki?

To tom pierwszy o komisarzu Piotrze Tonderze. Marcin Radwański to pisarz urodzony w Zielonej Górze, gdzie nadal mieszka. Jest autorem powieści kryminalnych i zbioru opowiadań pt. „Skok w przepaść" (2015 r.).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 337

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 28 min

Lektor: Marcin Radwański
Oceny
3,9 (53 oceny)
16
22
11
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jarboj

Z braku laku…

Błędy psują przyjemność czytania książki.
00
Rubum

Dobrze spędzony czas

Taka sobie
00

Popularność




MarcinRadwański

Nowy polski kryminał

Danie główne

W każdej restauracji oczekiwanie na zamówione danie dłuży się tak samo jak w podrzędnym barze mlecznym.

Prolog

Wczoraj wieczorem znów do mnie zadzwoniła. Już myślałem, że dała sobie spokój. Nie odzywałem się do niej przez dwa tygodnie, dając jej do zrozumienia, że nie chcę tego kontynuować. Kiedy jednak zobaczyłem jej numer na wyświetlaczu, zrobiło mi się głupio i odebrałem.

To był błąd. Skończyło się tak, jak za każdym razem. Najpierw kawa w przypadkowej kawiarni i kilka miłych słów. Później parę drinków, jakaś knajpa z muzyką, wódka i taksówka do domu. Nie podobała mi się od początku, a seks zawsze był nieudany. Czego ona ode mnie chce?

Mam teraz wyrzuty sumienia, boli mnie głowa, a gardło pali niczym przy grypie. Nie mogę przełknąć nawet śliny, a mam przed sobą dwunastogodzinną zmianę. Muszę doprowadzić się do porządku i wziąć w garść. Nie mogę znów zawalić dnia.

Mateusz zjawił się w restauracji z niewielkim opóźnieniem. Gdy otwierał wielkie metalowe i odrapane drzwi, jego zegarek pokazywał kilka minut po dziewiątej. Na szczęście był czwartek i pozostali pracownicy, czyli Kaśka i Robert, przychodzili trochę później. Wiedział, że jeżeli się pośpieszy, to zdąży się przebrać i przygotować wszystko jak należy.

Wszedł na zaplecze i zaczął się przebierać. Poczuł, jak bolą go mięśnie karku, nóg i ramion. Był w złej formie i miał ochotę wskoczyć pod prysznic, a później przez cały dzień wylegiwać się w łóżku. W zamian roztaczała się przed nim perspektywa ciężkiego dnia w kuchni. Po ostatniej kampanii reklamowej w lokalnej gazecie i telewizji spodziewali się sporego obłożenia. Już wczoraj właściciel, Michel Giroud, przyjął sporo rezerwacji, a do tego sądził, że sprzyjająca pogoda zachęci mieszkańców Zielonej Góry do zjedzenia obiadu w najlepszym lokalu z francuską kuchnią w mieście.

Gdy uruchomił wszystkie urządzenia, rozległ się odgłos otwieranych drzwi. Nie usłyszał przywitania, więc stwierdził, że to pewnie Robert. Pracowali ze sobą już ponad pół roku, ale wciąż nie mogli dojść do porozumienia. Niby nic do siebie nie mieli, jednak wciąż traktowali się ozięble i służbowo, pomimo że obydwaj byli mniej więcej w tym samym wieku. Mateusz mógł się tylko domyślać powodu tego zachowania. Nie był do końca pewny, ale podejrzewał, że to przez dziewczynę, z którą spotykał się jakiś czas temu. Byli ze sobą dość krótko i nie rozstali się w zgodzie. Któregoś wieczoru, spacerując po deptaku, spotkał ją w towarzystwie Roberta.

– Cześć chłopaki! – usłyszał od wejścia donośny głos Kaśki.

Czyli wszyscy dzisiaj na chodzie. Dobrze, że ja też nie zawaliłem – pomyślał, wycierając po raz kolejny chromowany blat. Musiał zrobić to kilkukrotnie, ponieważ Michel miał na tym punkcie bzika. Nie raz zdarzyło mu się zrobić o to awanturę, łącznie z potrąceniem dniówki i zakazem wychodzenia na papierosa.

– Wyjmij turbota. Dajemy go dzisiaj na danie główne – polecił Robert, wchodząc i włączając gazowe palniki.

Mateusz spojrzał w jego kierunku i zauważył na twarzy dobrze już mu znany grymas niezadowolenia. Co ja mu takiego zrobiłem? – przeszło mu przez myśl. Chciał coś odpowiedzieć, ale ostatecznie bez słowa poszedł w stronę zamrażarek. Nie miał zamiaru zaczynać dnia od kłótni.

Stanął przed ogromnym urządzeniem i podniósł pokrywę do góry. Gdy jego wzrok i umysł zarejestrowały to, co znajduje się w środku, zamarł z przerażenia.

Po chwili odsunął się z obrzydzeniem i schylił ku podłodze. Wymiotował na lśniącą czystością i pokrytą białymi kafelkami podłogę.

Rozdział 1

Uwielbiał takie poranki. Wiosenne słońce już od świtu wdzierało się do małego mieszkania, drażniąc mu twarz i zachęcając do otwarcia oczu. Przeciągał się długo, delektując chwilą, ze świadomością, że nie musi zrywać się zbyt szybko.

Od czterech miesięcy przebywał na zwolnieniu lekarskim, na które skierował go policyjny psychiatra. Na początku myślał, że to zbyt długi okres i nie był z tego zadowolony. Chciał jak najszybciej wrócić do służby i zająć się kolejną sprawą. Sądził, że taka długa przerwa podziała na niego depresyjnie i jeszcze bardziej pogrąży się w myślach, które wracały w bezsenne noce. Mylił się jednak, i to bardzo.

Pierwszy miesiąc bez obowiązków służbowych sprawił, że czuł się bezużyteczny. W ciągu dnia miał zbyt dużo wolnego czasu i nie umiał zupełnie go sobie zagospodarować. Pogrążony w apatii, przesiadywał przed telewizorem lub przesypiał dzień na kanapie.

Dopiero później odkrył, że życie nie składa się tylko z pracy. Zaczął codziennie rano wychodzić do piekarni po świeży chleb lub maślane bułki. Po zjedzeniu śniadania odprowadzał Magdę do szkoły, a później udawał się na długi spacer po mieście.

W końcu doprowadził mieszkanie do czystości i zrobił remont, który odkładał latami. Odmalował pokoje, kupił nowe meble i dywany. Przekonał się, że te czynności dają mu również zadowolenie i radość.

Wieczory spędzał razem z córką, pomagając jej w nauce lub po prostu bawiąc się z nią. Ten czas cenił sobie najbardziej. Zdał sobie sprawę, jak dużo stracił w ostatnich latach, gdy widywali się tylko w niektóre weekendy.

Poczuł się ojcem i był z tego dumny. Z wielką przyjemnością przyrządzał posiłki, które starali się jeść wspólnie. Dużo ze sobą rozmawiali i odbudowali ponownie więź, która jeszcze rok temu była cieniutka niczym nić.

W szkole został wybrany na przewodniczącego trójki klasowej, co owocowało częstymi kontaktami z pozostałymi rodzicami i wychowawcą. Inne środowisko podziałało na niego jak właściwie dobrane lekarstwo. Zrobił się bardziej wrażliwy, kulturalny i otwarty.

Poczuł, że jego życie ponownie nabiera sensu.

Wybiła siódma, a on ciągle przeciągał się na swoim nowym, ogromnym łóżku. Czuł się wyśmienicie i nie chciało mu się wstawać. Po kilku minutach podniósł się w końcu i wyskoczył z pościeli. Podreptał do kuchni, potem uchylił okno, przez które wpadło do środka ciepłe powietrze. Usmażył jajecznicę i poszedł obudzić Magdę.

Krótko przed ósmą wyszli z mieszkania. Skierowali się w stronę szkoły, która znajdowała się na sąsiednim osiedlu. Minęli market, pocztę i światła na głównej ulicy. Miasto ociężale budziło się do życia. Niebo przecinało zaledwie kilka chmur, a wśród nich żarzyło w całej okazałości słońce.

Na pożegnanie pocałował córkę w czoło. Z uśmiechem na ustach poszła w stronę wejścia, oglądając się w jego kierunku. Cieszył się, że jeszcze się tego nie wstydzi.

Stał dłuższy czas w miejscu i delektował się tą chwilą. Czymś tak ulotnym i w zasadzie zwyczajnym.

Gdy ostatnie spóźnione dzieciaki zniknęły za drzwiami budynku, odwrócił się na pięcie i zapalił pierwszego w tym dniu papierosa. Z tej słabości nie mógł się jeszcze wyleczyć. Palił jednak mniej i nie robił tego przy Magdzie.

Postanowił przejść się przez deptak i wstąpić do księgarni, gdzie kilka dni wcześniej widział wystawiony w witrynie kryminał Hakana Nessera. Uwielbiał jego książki i kupował każdy nowy tom, który ukazywał się na rynku.

Zapowiadał się kolejny piękny, spokojny dzień. Uśmiechnął się na samą myśl.

Rozdział 2

Jest niesamowicie przystojny. Wysoki, szczupły, ale niezbyt mocno. Ma czarne, lekko szpakowate włosy i twarz, która emanuje inteligencją. Wąski nos, wydatne kości policzkowe i zawsze dwudniowy zarost.

Zakochałam się już przy pierwszym spotkaniu, gdy wszedł pewnym krokiem do biura i podał mi na przywitanie dłoń. Uścisk był delikatny, ale zdecydowany. Wtedy też poczułam zapach jego wody kolońskiej, który skojarzył mi się z lasem.

W czasie naszego dwugodzinnego spotkania odezwał się tylko dwa razy, w kluczowych sytuacjach. Widziałam jednak, że patrzył na mnie z zainteresowaniem. Obserwowałam go przez cały czas i zastanawiałam się, co mam zrobić dalej.

Po spotkaniu, gdy znalazłam się już w pokoju hotelowym, moje myśli szalały. Wieczorem wysłałam mu maila. Tak zaczął się mój burzliwy romans.

Teraz siedzę w małym, dwupokojowym mieszkaniu, które wynajął kilka tygodni temu. To właśnie tutaj spotykamy się teraz w każdy weekend.

Gdy tylko obejmuje mnie swoim mocnym ramieniem i całuje w szyję, odpływam do zupełnie innej krainy. Czuję przy nim rozkosz, jakiej nie doznałam jeszcze nigdy z żadnym mężczyzną. Nie wiem, na czym to dokładnie polega. Wiem tylko, że mam tak po raz pierwszy w życiu i chcę coraz więcej, mocniej.

Spóźnia się już drugi kwadrans. Spoglądam na elektroniczny budzik, który stoi na dębowej komodzie. Nigdy to mu się nie zdarzało. Nie wiem, co mam robić. Dzwonić, czy zaczekać jeszcze kilka minut?

Podchodzę do okna, podciągam rolety i patrzę na parking. Kiedy pojawi się w końcu mój książę? Spoglądam na podjeżdżające samochody i wypatruję jego smukłej sylwetki wysuwającej się z fotela kierowcy.

Mija kolejny kwadrans. Zaczynam się niepokoić i chodzę w kółko po pokoju. W końcu wyciągam z torebki telefon i wybieram numer. Odczekuję kilka sygnałów, aż włącza się poczta głosowa. Gdzie jesteś? Coś się stało? – udaje mi się wydusić do nagrywającego automatu.

Od tego wszystkiego czuję ogromne parcie na pęcherz. Biegnę szybko do toalety. Kaszlę przy tym, jakbym przeżywała ogromny stres. Przecież nic się takiego nie dzieje. Może utknął w korku, albo jeszcze nie wyjechał z pracy – próbuję się uspokajać.

Nie znam tego miasta, mieszkania i dzielnicy. Nie znam sąsiadów i nikogo innego. Na tę myśl czuję ból w żołądku. To strach.

Sięgam ponownie po telefon i przeglądam kontakty. Mogłabym spróbować skontaktować się z którymś z jego współpracowników. Narażę się wtedy na pewno na plotki, ale pewnie już całe biuro o nas wie.

Wybieram numer do wspólnika, który dzieli z nim biuro. Po kilku sygnałach odbiera. Spokojnym głosem informuje mnie, że mój kochany wyszedł z biura jakieś pół godziny temu. Pyta, z jaką sprawą dzwonię i oferuje swoją pomoc. Kłamię coś na poczekaniu i szybko się z nim żegnam.

Idę znowu do ubikacji, wybierając ponownie jego numer. Tym razem nie słyszę sygnału, tylko od razu włącza się poczta. Nie nagrywam się i ze złości rzucam aparatem o podłogę. Łzy bezsilności spływają mi po policzkach, psując pieczołowicie przygotowywany wcześniej makijaż.

Mam ochotę rzucić się na niego. Wydrapać mu te ładne oczka. Pieprzony skurwiel zupełnie mnie olał! – krzyczę w myślach.

Robi mi się gorąco. Płonę od twarzy do stóp. Ściągam więc z siebie bluzkę i spódnicę. W samej bieliźnie kładę się na łóżko, gdzie czuję chłodne podmuchy wiatru dolatujące z uchylonego okna. Ze złością wpatruję się w sufit. Mam sama spędzić tutaj noc? To jakiś koszmar.

Mijają kolejne dwie godziny. Na zewnątrz zapada zmierzch, a w okno zaczynają bębnić drobne krople deszczu. Leżę na łóżku z poczuciem bezsilności i strachu. Moje myśli, zacięte niczym stara winylowa płyta, krążą wokół niego. Mam ochotę go rozszarpać na kawałki i wiem, że zrobię to na pewno. Nie daruję mu tego.

Nagle słyszę powolne kroki eleganckich butów na opustoszałym korytarzu. Ktoś zatrzymuje się przy drzwiach mieszkania. Podnoszę się przestraszona i zdziwiona. Podbiegam do przedpokoju z nadzieją i staję nieruchomo, nasłuchując.

– To ty? – pytam dość głośno przez drzwi.

Nikt nie odpowiada, choć jestem pewna, że ktoś tam jest. Podchodzę bliżej i przykładam ucho do drewnianego skrzydła. Nic nie słyszę. Może mi się zdawało? Jestem zdenerwowana i przez to wszystko dostaję już fioła – stwierdzam po kilku minutach i wracam z powrotem na łóżko.

Deszcz zaczyna padać coraz mocniej, a ja wsłuchuję się w jego miarowy rytm. Zamykam oczy i płaczę wraz z nim.

Mijają długie minuty, a ja powoli zaczynam czuć się nieswojo. Jakiś impuls, który dochodzi do mojej głowy, zaczyna alarmować, że coś jest nie tak. Na początku dość słabo, ale po chwili dochodzi do samego jądra mózgu i wiem, że muszę otworzyć oczy. Robię to ze strachem i niepewnością.

U podnóża łóżka stoi zamaskowana postać, ubrana w ciemny kombinezon. Nie rozpoznaję rysów, zauważam tylko sylwetkę i okrągłą twarz. Wpatruję się w nią i czuję, że popuszczam w majtki. Otwieram usta i mam zamiar krzyczeć, ale w tym samym momencie napastnik podskakuje w moją stronę i zakrywa mi usta. Wpycha do mojego gardła zwinięty rulon gazet i sprawnie zakleja taśmą.

Moje ciało napręża się w odruchu przerażenia. Oczy wychodzą mi z orbit. Czuję ogromy lęk i słabość. Wiem, że nie mam z nim żadnych szans. Co on chce mi zrobić?

Rozdział 3

Z całych sił nienawidziła czuć się słabą i bezradną. Te dwa uczucia doprowadzały ją do rozpaczy i łez. Od wielu miesięcy chowała je w najodleglejszym zakamarku szuflady i pilnowała, aby nie wydostały się na zewnątrz.

Powróciły teraz, gdy w ubrudzonym uniformie stała na poboczu drogi i próbowała wymienić koło w samochodzie. Mogła zwyczajnie zadzwonić do któregoś z chłopaków, będących na służbie, ale zawzięła się i postanowiła zrobić to sama. To był zły pomysł.

Podeszła po raz kolejny do boku samochodu i ze złości kopnęła butem w oponę. Usłyszała trzask i zobaczyła złamany obcas swojego buta leżący na asfalcie.

– Kurwa mać! – krzyknęła, rzuciła kluczem i usiadła na fotelu kierowcy.

Sięgnęła do torebki i po długich poszukiwaniach wyjęła ziołowe tabletki uspokajające. Połknęła kilka sztuk i popiła wodą z butelki. Odchyliła głowę na zagłówek, zaczęła głęboko oddychać i głośno liczyć.

Tak źle nie czuła się od kilku tygodni, gdy po raz ostatni spotkała się na rozprawie sądowej ze swoim byłym mężem. Ich związek nie przetrwał kryzysu, i nie dochodząc do porozumienia, postanowili się rozwieść. Sądowa batalia odbyła się o prawa rodzicielskie i majątek. Nie było łatwo, ale Agnieszka wywalczyła stałą opiekę i część pieniędzy, które jej się należały. Była to dość znaczna suma i nie musiała martwić się teraz o przyszłość swoich dzieci. Jedyne, co straciła, to sam mąż i ukochany dom, w którego budowę i wystrój włożyła naprawdę dużo pracy. W końcu został on sprzedany, a ona wraz z dziećmi zamieszkała w nowym apartamentowcu usytuowanym w centrum miasta.

Serce zaczęło pracować jej w normalnym tempie. Spojrzała w lusterko wsteczne, wyjęła chusteczkę i zmyła do końca rozmazany przez łzy makijaż. Sięgnęła na fotel pasażera, gdzie leżał telefon. Wybrała numer.

– Adamski, słucham? – usłyszała znajomy, służbowy głos podwładnego.

– Jesteś już w komendzie? Miałam mały wypadek – wycedziła ostrożnie.

– Co się stało? – zapytał zdziwiony.

– Powiem ci, ale musisz obiecać, że nikomu o tym nie powiesz.

– Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi. Możesz mówić jaśniej?

– Jechałam do pracy od mamy z Łężyc i złapałam gumę. Chciałam wymienić koło sama, ale niestety nie udało mi się. Możesz przyjechać i mi pomóc?

W słuchawce rozległ się donośny śmiech. Wiertelak zmarszczyła ze złości czoło.

– Przyjedziesz, czy nie? – wypaliła.

– Będę za kwadrans. Na pewno cię zauważę.

– Pośpiesz się – powiedziała i zakończyła rozmowę.

Wiedziała, że tym telefonem wywoła śmiech swojego podwładnego i nie tylko jego. Na pewno nie pozostawi on tej informacji tylko dla siebie. Taki zabawny kąsek o szefowej rozejdzie się po komendzie bardzo szybko i będzie długo komentowany. Nie miała jednak wyjścia. Lepsze to, niż załamanie nerwowe, na które się zanosiło.

Po rozmowie trochę się uspokoiła. Rozsiadła w fotelu i włączyła radio na lokalną stację. Właśnie leciały informacje. Chwilowy spokój zakłócił jej dzwoniący telefon. Spojrzała na wyświetlacz.

– Też złapałeś gumę? – powiedziała do Adamskiego.

– Chyba nie zdążę ci pomóc.

– Żartujesz? Jedziesz do mnie, czy nie? – zapytała, czerwieniąc się ze złości.

– Odebrałem zgłoszenie. Jadę po ciebie, ale nie zdążymy teraz wymienić tej opony.

– Coś poważnego?

– Pół godziny temu kucharz z francuskiej restauracji znalazł w zamrażarce ciało kobiety.

– To ten lokal, który się tak mocno się ostatnio reklamuje? Chyba nosi nazwę jakiejś miejscowości? – dopytywała z ciekawością.

– Sprawdziłem, nosi nazwę „La Ciotat”. Właścicielem jest małżeństwo francusko-polskie.

– Wiemy coś więcej na temat ciała?

– Z tego co wiem, zostało rozczłonkowane i zamrożone…

– Dzwonię do Kwiatkowskiego, żeby natychmiast przyjechał. Ty masz być u mnie góra za dziesięć minut z zegarkiem w ręku.

– Mam zadzwonić do Anny?

– Daj jej na razie spokój. Niech zajmuje się tym, co jej zleciłam.

– Ruszam! – krzyknął policjant na koniec i wyłączył się.

Wiertelak zrobiła głęboki wdech i wysiadła z samochodu. Stanęła na poboczu i spojrzała na biegnący przy ulicy las. Znów się zaczęło – myślała. – Przez kilka miesięcy było dość spokojnie, a teraz znów zanosi się na coś dużego. Szkoda, że nie ma z nami Tondera. Mam nadzieję, że nowy skład poradzi sobie z tą sprawą.

Wyciągnęła telefon i wybrała numer prokuratora Kwiatkowskiego, który, o dziwo, był w swoim biurze. Obiecał, że pojawi się na miejscu zdarzenia najpóźniej za kwadrans.

Rozdział 4

Wielogodzinne przeglądanie zapisów monitoringu z przemysłowych kamer nie było ulubionym zajęciem starszej aspirant Anny Włodarczyk. Mijała już czwarta godzina odkąd zabrała się za to w towarzystwie nowego kolegi Krzysztofa Buczyńskiego. Myślała, że będzie dość miło i zabawnie, ale było całkowicie odwrotnie.

Buczyński był dość młodym mężczyzną, tuż przed trzydziestką, ale według Anny nadal zachowywał się jak nastolatek. Na początek zaserwował jej kilka świńskich, seksistowskich kawałów. Nie odzywała się, więc zaczął przechwalać się swoim nowo zakupionym motorem. Gdy zaczęła pytać go o pracę i doświadczenie w prowadzonych śledztwach, ulotnił się po jedzenie. Wrócił z dwoma hamburgerami, przy jedzeniu których mlaskał niemiłosiernie.

Anna gotowała się ze złości, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Uśmiechała się równie głupio, co przydzielony jej partner, i wpatrywała w ekran komputera.

Pracowali nad sprawą brutalnych napadów w parkach, które ostatnio były plagą w mieście. Podejrzewali, że robią to wciąż te same osoby i musieli wykonać ich portrety pamięciowe na podstawie zapisu kamer. Była to dość trudna sprawa, ponieważ obraz z reguły był słabej jakości, co powodowało, że twarze sprawców pozostawały niewyraźne. Zdecydowali się więc zgrać najbardziej obiecujące fragmenty i przekazać je dalej technikom komputerowym.

Przynajmniej w tym kolega okazał się dość błyskotliwy i wiedział, jak się do tego zabrać od strony technicznej. Choć w tym jednym aspekcie zaskoczył Annę pozytywnie.

Właściwie od wczoraj i tak była nieobecna myślami, a to zajęcie potęgowało jej wędrówkę wewnętrzną. Po kłótni telefonicznej ze swoim partnerem zrobiła sobie test ciążowy. Był pozytywny. Popłakała się, siedząc na klozecie. Nie miała odwagi nikomu o tym powiedzieć. Najchętniej zadzwoniłaby do matki, ale wiedziała, że ta aktualnie jest na urlopie ze swoim nowym kochankiem. Zresztą dobrze wiedziała, co tamta by odpowiedziała. To nie miało sensu. Okazało się, że nie ma z kim podzielić się wiadomością, co było podwójnie ciężkie do zniesienia.

W końcu zakończyła wieczór u sąsiadki z niższego piętra, której od czasu do czasu pilnowała kota. Ta przynajmniej wysłuchała jej i nie udzielała rad. Do tego wyciągnęła butelkę słodkiego czerwonego wina, którą opróżniły do samego końca.

Musiała poradzić sobie z tym sama. Przemyśleć sytuację na spokojnie. Najtrudniejszą sprawą jak zwykle okazało się poinformowanie o tym przyszłego ojca. Jego reakcji bała się najmocniej, tym bardziej, że w ostatnich tygodniach ich związek przeżywał dość spory kryzys. Nie zamierzała usunąć tego dziecka. To wiedziała na pewno.

– Cofnij jeszcze sekundę – powiedziała, wskazując na ekran.

– Przywidziało ci się.

– Cofnij i zgraj te kilka klatek.

– Chyba zaszkodził ci sos z hamburgera.

Spojrzała na kolegę z szyderczym uśmiechem.

– Mam nadzieję, że nie pijesz do mojej sylwetki?

– Coś innego miałem na myśli.

– Mam nadzieję – skwitowała.

Z robotą uporali się do obiadu i rozeszli do swoich biur. Anna zajmowała stary gabinet komisarza Piotra Tondera, z którym zaczynała swoją karierę w wydziale kryminalnym. Po jego odejściu na chorobowe, wzięła się za porządkowanie pomieszczenia. Teraz w końcu przypominało miejsce do pracy. Równo poukładane i uporządkowane segregatory, lśniące czystością wiekowe komputery i biurka. Umyte pierwszy raz od niepamiętnych czasów okna i wyprane firanki. Dodatkowo ustawiła na parapecie dwa doniczkowe kwiaty, które przyniosła z domu. Wciąż miała nadzieję, że komisarz wróci, a nowe oblicze jego biura zrobi na nim pozytywne wrażenie.

Wykonała telefon do informatyków i umówiła się z nimi za parę minut. Upiła kilka łyków niegazowanej wody i spojrzała przez okno, za którym pięknie świeciło słońce. Miała ochotę wyjść z budynku i przespacerować się gdziekolwiek, żeby tylko poczuć ciepłe promienie na swojej twarzy. Nie było jednak na to szans, ponieważ do końca służby zapowiadała się przed nią typowo biurowa, mozolna praca.

Wyszła na korytarz i skierowała się w stronę schodów, które prowadziły na wyższe piętro. Po drodze przywitała się z kilkoma kolegami. Gdy już miała wchodzić po stopniach, zakręciło jej się w głowie. Przystanęła na chwilę. Zrobiło jej się słabo, a przed oczami pojawiły się dziwne mroczki. Straciła całkowicie ostrość wzroku. Zachwiała się na nogach.

– Uważaj! – usłyszała za swoimi plecami.

Mocne ręce otoczyły jej ramiona i nie pozwoliły utracić równowagi. Ukucnęła i starała się dojść do siebie.

– Dobrze się czujesz? Może podwieźć cię do lekarza? – usłyszała jakby z daleka.

Ocknęła się dopiero po kilku minutach. Siedziała wygodnie na krześle przy ogromnym biurku, którego nie poznawała.

Nagle otworzyły się drzwi i do środka wszedł uśmiechnięty szczupły blondyn o sympatycznej twarzy. Znała go z widzenia, ale nie miała pojęcia, w jakim wydziale pracuje.

– Lepiej się już czujesz? – zapytał, jednocześnie nastawiając czajnik z wodą stojący na niewielkiej, metalowej szafce. Spojrzała w jego kierunku i zawstydziła, lekko przy tym czerwieniejąc.

– Dziękuję, już w porządku – odparła cicho, spuszczając wzrok.

Mężczyzna podszedł w jej kierunku i wyciągnął dłoń.

– Szymon Bezaniuk, wydział przestępstw gospodarczych – przedstawił się.

– Anna Włodarczyk, kryminalny – powiedziała i ścisnęła lekko jego dłoń, nie wstając z krzesła.

– Napijesz się herbaty?

Pomimo że pytanie było zwyczajne i uprzejme, poczuła się nieswojo. Bezaniuk był bardzo przystojny i czuła się skrępowana.

– Muszę coś pilnie załatwić. Dziękuję za pomoc, ale muszę już iść – odpowiedziała, wstając i kierując się ku wyjściu.

– Może powinnaś pójść do lekarza? – usłyszała za swoimi plecami, gdy opuszczała biuro.

Rozdział 5

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Polecamy również

NOWE POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały Warszawskie

Wojciech Kulawski

Lista sześciu. Tom 1. 

Między udręką miłości a rozkoszą nienawiści. Tom 2.

Zamknięci. Tom 3

Poza granicą szaleństwa. Tom 4

Komisarz Ireneusz Waróg

Stefan Górawski

Sekret włoskiego orzecha. Tom 1

W cieniu włoskiego orzecha. Tom 2

Kapitan Jan Jedyna

Igor Frender

Człowiek Jatka - Mroczna twarz dwulicowa. Tom 1

Mordercza proteza. Tom 2

Tim Mayer

Wojciech Kulawski

Syryjska legenda. Tom 1

Meksykańska hekatomba. Tom 2

KLASYKI POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały przedwojennej Warszawy

Marek Romański

, Mord na Placu Trzech Krzyży. Tom 1

Stanisław Antoni Wotowski

, Demon wyścigów. Powieść sensacyjna zza kulis życia Warszawy. Tom 2

Stanisław Antoni Wotowski

, Tajemniczy wróg przy Alejach Ujazdowskich. Tom 3

Stanisław Antoni Wotowski

, Upiorny dom w Pobereżu. Tom 4

Marek Romański

, W walce z Arsène Lupin. Tom 5

Marek Romański

, Mister X. Tom 6

Marek Romański

, Miss o szkarłatnym spojrzeniu. Tom 7

Marek Romański

, Szpieg z Falklandów. Tom 8

Marek Romański

, Tajemnica kanału La Manche. Tom 9

Marek Romański

, Pająk. Tom 10

Marek Romański

, Znak zapytania. Tom 11

Marek Romański,

Prokurator Garda. Tom 12

Marek Romański,

Złote sidła, pierwsza część. Tom 13

Marek Romański,

Defraudant, druga część. Tom 13

Marek Romański

, Małżeństwo Neili Forster. Tom 14

Marek Romański,

Serca szpiegów, pierwsza część. Tom 15

Marek Romański

, Salwa o świcie, druga część. Tom 15

Marek Romański

, Zycie i śmierć Axela Branda. Tom 16

Kazimierz Laskowski,

Agent policyjny. Papiery po Hektorze Blau. Tom 17

Walery Przyborowski

, Czerwona skrzynia. Tom 18

Walery Przyborowski

, Widmo na kanonii (pierwsza i druga część). Tom 19

Antoni Hram

, Upiór podziemi. Tom 20

Inspektor Bernard Żbik

Adam Nasielski

Alibi. Tom 1

Opera śmierci. Tom 2

Człowiek z Kimberley. Tom 3

Dom tajemnic w Wilanowie. Tom 4

Grobowiec Ozyrysa. Tom 5

Skok w otchłań. Tom 6

Puama E. Tom 7

As Pik. Tom 8

Koralowy sztylet i inne opowiadania. Tom 9

Najciekawsze kryminały PRL

Tadeusz Starostecki

, Plan Wilka. Tom 1

Zuzanna Śliwa

, Bardzo niecierpliwy morderca. Tom 2 

Janusz Faber

, Ślady prowadzą w noc. Tom 3

Kazimierz Kłoś

, Listy przyniosły śmierć. Tom 4

Janusz Roy

, Czarny koń zabija nocą. Tom 5

Zuzanna Śliwa

, Teodozja i cień zabójcy. Tom 6

Jerzy Żukowski

, Martwy punkt. Tom 7

Jerzy Marian Mech

, Szyfr zbrodni. Tom 8

G.R Tarnawa

, Zakręt samobójców. Tom 9

I. Cuculescu (pseud.)/Iwona Szynik

, Trucizna działa. Tom 10

Klasyka angielskiego kryminału

Edgar Wallace

Tajemnica szpilki. Tom 1

Czerwony Krąg. Tom 2

Bractwo Wielkiej Żaby. Tom 3

Szajka Zgrozy. Tom 4

Kwadratowy szmaragd. Tom 5

Numer Szósty. Tom 6

Spłacony dług. Tom 7

Łowca głów. Tom 8

Detektyw Asbjørn Krag

Sven Elvestad

Człowiek z niebieskim szalem. Tom 1

Czarna Gwiazda. Tom 2

Tajemnica torpedy. Tom 3

Pokój zmarłego. Tom 4

www.lindco.se

e-mail: [email protected]

lindcopl (facebook & instagram)

Tytuł oryginału:

Marcin Radwański

Danie główne Tom 1: Piotr Tonder

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Lind&Co.

Wydanie I, 2021

Wspołpraca: Wydawnictwo CM, Warszawa

Projekt okładki: Studio Karandasz

Zdjęcia na okładce: SecondSide, snapshot, kwanchaift / Adobe Stock

Copyright © dla tej edycji: Wydawnictwo Lind & Co, Stockholm, 2021

ISBN 978-91-8019-031-2

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek