Kolekcjoner. Komisarz Piotr Tonder. Tom 2 - Marcin Radwański - ebook + audiobook

Kolekcjoner. Komisarz Piotr Tonder. Tom 2 ebook i audiobook

Marcin Radwański

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zielona Góra. W wigilię Bożego Narodzenia zostają odnalezione zwłoki emerytowanej pani profesor. Wszystko wskazuje na uduszenie, ale jak się okazuje ciało zostaje pozbawione też języka. Do śledztwa zostaje przydzielony wydział kryminalny, na czele z komisarzem Piotrem Tonderem. Kilka dni później kryminalni odnajdują kolejną ofiarę z odciętym językiem. Śledczy dochodzą, iż obie ofiary były pochodzenia żydowskiego. Sprawa nabiera powagi i rozgłosu. Kto będzie kolejnym celem? Czy policjantom uda się ująć kolekcjonera i kto nim jest? Czyżby po Zielonej Górze grasował morderca - antysemita? Czy poradzą sobie ze skomplikowaną sprawą, zanim morderca zbierze swoje żniwo? „Kolekcjoner” to drugi tom, kontynuacja śledztw komisarza Tondera, znanych z opowieści „Danie główne”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 340

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 50 min

Lektor: Marcin Radwański
Oceny
3,6 (39 ocen)
7
14
14
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
izakaz14

Całkiem niezła

Rozkręca się i koniec książki
00

Popularność




MarcinRadwański

Nowy polski kryminał

Kolekcjoner

Dla Rodziców.

Można zwiedzić cały świat i nadal zauważać tylko czubki swoich butów.

Prolog

Tej nocy budził się wielokrotnie. Dręczyły go sny o byłej żonie i nienarodzonym dziecku. Rzucał się na łóżku i otwierał oczy, spoglądając przy tym na elektroniczny budzik stojący na nocnym stoliku. Zmęczony tym wszystkim, wstał już po czwartej rano.

Podreptał do łazienki i zapalił papierosa. Palił tam, odkąd na dworze zrobiło się zimno i nie chciało mu się wychodzić na balkon.

Później nastawił wodę na kawę i wziął się za robienie jajecznicy. Termometr zawieszony za kuchennym oknem wskazywał minus dwa stopnie Celsjusza. Nie jest źle jak na grudzień – pomyślał, przestawiając okienko na ściennym kalendarzu. Był dwudziesty czwarty grudnia. Wigilia Bożego Narodzenia.

Miał sporo czasu, aby przygotować się do wyjścia. Nie spieszył się więc. Wziął prysznic i starannie ogolił. Wybrał elegancką koszulę i dobrał do niej spodnie.

Kolejną godzinę spędził przy komputerze, sprawdzając najnowsze wiadomości i słuchając przy tym lokalnego radia. Spiker ogłosił brak śniegu w mieście aż do początku stycznia. Przez chwilę zastanawiał się, czy jest to dla niego dobra, czy zła informacja. „Mam to gdzieś” – wyszeptał w końcu cicho do siebie. Od kilku lat nie obchodził żadnych świąt, a celebrował tylko i wyłącznie swoje zwycięstwa w konkursach szachowych.

Odkąd wziął się za sportową rywalizację na poważnie, jego ranking wzrósł dwukrotnie. Udało mu się wystąpić na kilkunastu turniejach lokalnych i kilku krajowych. Nie był wybitnym graczem, ale posiadał spore umiejętności, które wciąż doskonalił.

Ćwiczył codziennie, niezależnie od wszystkiego, co robił w ciągu dnia. Gdy wybijała dwudziesta pierwsza, zasiadał do komputera i wykonywał wcześniej przygotowane zadania bądź zmagał się w wirtualnym pojedynku. Czasami dochodził do wniosku, że to jedyne zajęcie, które jeszcze motywuje go do życia.

Minęła szósta rano. Niespiesznie wyłączył komputer i przeszedł do przedpokoju. Zapakował do torby drugie śniadanie. Dziesięć minut później był już na przystanku autobusowym. Palił papierosa i przyglądał się oczekującym pasażerom.

Większość z nich emanowała radością i podnieceniem. W powietrzu unosił się melancholijny i świąteczny nastrój, który nie do końca mu się udzielał. Był na to obojętny, ale nie zacietrzewiony. Miał dystans do ludzi i siebie. Życie nauczyło go już wiele.

Przepuścił przy wejściu staruszki i zajął miejsce tuż za drzwiami, gdzie znajdował się grzejnik. Zacierał ręce z zimna i naciągnął czapkę. Uśmiechnął się w przestrzeń, nie patrząc na nikogo.

W firmie pojawił się kwadrans przed czasem, co było u niego normą. Przywitał się z szatniarzem, zarejestrował wejście kartą chipową i wskoczył do windy.

Od tygodnia w jego dziale panował chaos związany z brakami personalnymi. Kilka kobiet rozpoczęło właśnie urlopy macierzyńskie, a do tego posypały się zwolnienia chorobowe. Wyglądało na to, że rozpoczęte projekty nie będą zakończone w terminie, co negatywnie wpływało na panującą atmosferę.

Przygotował sobie kolejną kawę i usiadł przy biurku. Mimo wszystko humor mu dopisywał i po raz kolejny stwierdził w duchu, że lubi swoją pracę.

Programowaniem zajmował się od czasów młodości i nigdy nie sprawiało mu to większej trudności. Od zawsze wykazywał talent do cyfr i rozwiązywania problemów matematycznych. Już w szkole osiągał na tym polu sukcesy, będąc laureatem kilku krajowych olimpiad. Cały jego świat to liczby, które układał w sobie tylko znane wzory.

Kwadrans później w biurze pojawiła się jego współpracowniczka. Była to drobna kobieta w średnim wieku, wiecznie uśmiechnięta i emanująca serdecznością. Pracowali ze sobą już kilka lat i tak naprawdę kochał się w niej od pierwszego spotkania.

Na pewno zdawała sobie z tego sprawę, a może sama też coś do niego czuła. Była jednak szczęśliwą, spełnioną żoną i matką dwójki dzieci. Ich wzajemne uczucia były więc tylko platoniczne i niepozbawione dystansu, który ciągle między sobą utrzymywali.

Około południa wyszedł na zaplecze i wybrał w telefonie numer swojego starszego brata. Długo nikt się nie zgłaszał.

– Co tam? – usłyszał, gdy już miał zakończyć próbę połączenia.

Głos jak zwykle był podniesiony i nerwowy. Zaczerpnął powietrza i odezwał się spokojnie:

– Chciałbym potwierdzić, że będę dzisiaj u was na kolacji.

Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki krzyknął na kogoś.

– Dobrze, zaczynamy około osiemnastej. Muszę uciekać – powiedział po chwili, kończąc szybko rozmowę.

Odetchnął głęboko, wpatrując się jałowym wzrokiem w ekran. Nie był do końca przekonany, czy pomysł spędzenia kolacji wigilijnej w towarzystwie brata i jego żony był rozsądny. Od śmierci rodziców była to jednak jego najbliższa rodzina.

Mógł spędzić ten wieczór jak zwykle w pojedynkę, co wcale nie wydawało mu się przygnębiające. Przyzwyczaił się już do samotności i nie czuł się źle w swoim towarzystwie. Przekonał się, że większość ludzi go irytuje i czasami ciężej mu było przebywać wśród ludzi niż u siebie w mieszkaniu.

Teraz było już za późno. Był umówiony i nie mógł zmienić decyzji. Pocieszał się, że nie będzie źle i da radę wytrzymać te kilka godzin. Zresztą nie miał w zwyczaju zmieniać zdania w ostatnim momencie.

Po piętnastej zaczął szykować się do wyjścia.

Gdy wyszedł przed budynek, zaczęło mocno padać. Klął pod nosem, ponieważ akurat dzisiaj zapomniał wziąć ze sobą parasol. Wsiadł do powrotnego autobusu całkowicie przemoczony, co zepsuło mu humor.

Na miejsce dojechał po półgodzinie. Wbiegł do klatki, w strugach deszczu, zakrywając głowę teczką, co niewiele pomagało. Wszedł na drugie piętro i skierował się na prawo. Wyciągnął klucze. Nagle coś zwróciło jego uwagę. Zrozumiał, że w pośpiechu przeoczył ważny szczegół.

Zrobił dwa kroki w tył i stanął na środku korytarza. Drzwi naprzeciwko, gdzie mieszkała jego sąsiadka, były uchylone. To nie było normalne.

Podszedł powoli, nasłuchując, czy nie dobiega zza nich jakiś odgłos. Panowała jednak zupełna cisza. Zbliżył się jeszcze bardziej i delikatnie pchnął drzwi.

Przedpokój tonął w półmroku i wyglądało na to, że w mieszkaniu nikogo nie ma. Wydało mu się to niepokojące. Zrobił krok do przodu i wszedł do środka. Sprawdził najpierw kuchnię, następnie duży pokój i sypialnię. W końcu odwrócił się i wszedł do łazienki.

Leżała w wannie z zamkniętymi oczami. Na pierwszy rzut oka wyglądała, jakby spała.

Upadł na kolana. Złapał mocno za głowę i ramiona. Krzyczał, żeby się obudziła i otworzyła oczy. Potrząsał jej wiotkie, blade i nagie ciało, które było już martwe.

Po chwili zwolnił uścisk, a jej zwłoki zanurzyły się z powrotem w wodzie. Wydawało mu się, że śni jeden ze swoich największych koszmarów.

Rozdział 1

Komisarz Piotr Tonder od kilku dni przebywał na świątecznym urlopie, który musiał wykorzystać do końca roku. W pracy nic szczególnego się nie działo, a swoje bieżące śledztwa odłożył na początek stycznia. Postanowił spędzić trochę wolnego czasu z córką i swoimi rodzicami.

Do Sulechowa przyjechali jeszcze przed świętami i gościli się u dziadków, co na razie podobało im się niezmiernie. Magda była zachwycona nowym miejscem i tym, że spełniane są jej wszystkie zachcianki. Piotr odpoczywał psychicznie i zwiedzał miejsca swego dzieciństwa.

Miejscowość położona była zaledwie dwadzieścia minut drogi od Zielonej Góry, co na pewno było zaletą tego wyjazdu.

Ojciec i matka byli w życiu komisarza ważnymi osobami, ale od jakiegoś czasu trochę ich zaniedbywał. Na pewno składały się na to obowiązki służbowe, a także opieka nad córką. Zawsze jednak o nich pamiętał. Często kontaktował się telefonicznie i starał odwiedzać przynajmniej raz na dwa tygodnie.

Gdy żyła jego żona Małgorzata, nie było to normą. Na początku znajomości rodzice wspierali ich oboje i darzyli miłością, lecz z czasem się to zmieniło. Wpływ na to miała jej choroba alkoholowa i stosunek do ich syna. W pewnym momencie doszło do tego, że oficjalnie okazywali sobie wrogość i nienawiść. Piotr był zagubiony i postawiony w trudnej sytuacji. Wszyscy próbowali pomóc na swój sposób, ale i tak musiał sobie poradzić z tym problemem sam.

Od tamtej pory minęło już kilka lat. Sam wychowywał córkę i mógł śmiało powiedzieć, że mu się to udawało. Przeżyli kilka kryzysów, ale zawsze w końcu dochodzili do porozumienia. Jego praca w policji nie ułatwiała tego wszystkiego. Dlatego w trudnych momentach zwracał się do rodziców, którzy nigdy mu nie odmówili. Kochał ich za to wszystko.

Piętrowy dom rodziców był położony na skraju miasta, w niewielkim oddaleniu od lasu. Otaczał go nieduży, ale zadbany ogród, o który troszczyła się pani Anna. Na jego terenie znajdował się niewielki kurnik, skąd pochodziły ekologiczne jaja, które tak uwielbiał Piotr. Natomiast dumą pana Tadeusza był wysoki, własnoręcznie zbudowany gołębnik. Całość zabudowy sprawiała wrażenie zadbanej i prowadzonej z sercem.

Razem z Magdą obudzili się dzisiaj o brzasku poranka. Deszcz siąpił z nieba i dudnił rytmicznie o parapet okna. Zeszli z piętra na parter, słysząc nawoływania seniora rodu do śniadania.

Komisarz skusił się na jajecznicę na boczku, natomiast Magda jak zwykle poprosiła o swoje „magiczne” płatki kukurydziane. Jedli przy stole całą czwórką i rozmawiali o kolacji wigilijnej, która wypadała już dzisiaj wieczorem.

Dziadkowie nigdy nie byli zbyt mocno religijni, ale zawsze kultywowali święta katolickie. Można było ich zaliczyć do ludzi wierzących niepraktykujących. Chodzili do kościoła od święta, ale ich wiara przejawiała się na co dzień w czysto ludzkim zachowaniu.

Wczoraj wieczorem wspólnie z Magdą ubrali i przystroili choinkę, a później lepili pierogi z kapustą i grzybami. Pozostałe dania wigilijne mieli zamiar przygotować dopiero dzisiaj.

Tonder przełykał posiłek i stwierdził w myślach, że tutaj dni mijają mu zbyt szybko. Całkowicie odseparowany od miasta i pracy, zapominał o pędzie życia, śledztwach i złych ludziach, których miał zamiar wsadzić do więzienia. Dobrze wpływała na niego sielankowa atmosfera rodzinnego domu, w którym czuł się bezpiecznie i beztrosko jak nigdzie indziej. To samo zauważał u swojej córki, która teraz z uśmiechem szczebiotała ze swoją babcią o prezentach.

Po posiłku wziął kubek z kawą i wyszedł na werandę zapalić papierosa. Pomimo tego, że zaliczał się już do mężczyzn w średnim wieku, z tym nałogiem nie umiał sobie poradzić. Zawsze z końcem roku myślał o rzuceniu palenia, ale kończyło się jak zwykle – fiaskiem. Pocieszał się faktem, że przynajmniej podejmował próby, choć zdawał sobie sprawę, że było to dość słabe wytłumaczenie.

Na dworze powoli się rozpogadzało. Deszcz przestawał padać, a na horyzoncie pojawiła się gęsta mgła. Mogło to oznaczać, że w południe się rozpogodzi.

Zgasił niedopałek w doniczce z ziemią i wrócił do środka. Po toalecie postanowił przejechać się do marketu i zrobić zakupy.

Porozmawiał chwilę z ojcem o lokalnej polityce, a później sprawdził, co robi Magda. Była tak zaaferowana gotowaniem, że nawet nie zauważyła jego obecności w kuchni. Dał jej buziaka na pożegnanie i obiecał, że niedługo wróci. Zarzucił na ramiona ciemny płaszcz i poprawił zaczesane na bok włosy.

Samochód zapalił dopiero po kilku przekręceniach kluczyka. Zmartwił się tym, bo nie miał ochoty szukać mechanika w okresie świąt. Postanowił, że zajmie się tym jutro, gdy znajdzie kilka godzin wolnego czasu.

Wyjechał na główną drogę i skierował się w stronę centrum. Po kilku kilometrach utknął w korku, którego nie spodziewał się tutaj zastać. Samochody poruszały się w żółwim tempie. Sięgnął do schowka i wyjął płytę CD. W głośnikach rozbrzmiała trąbka Johna Coltrane’a.

Po kwadransie ciąg samochodów ruszył do przodu. Okazało się, że przy jednym z głównych skrzyżowań wydarzyła się stłuczka. Miał nadzieję, że nikomu nic się nie stało.

Na miejsce podjechał po kolejnych dziesięciu minutach. Parking przed sklepem był pełny. Zaparkował na trawniku, tuż przy wyjeździe. Wiedział, że naraża się na mandat bądź odholowanie, ale nie miał innego wyjścia. Miał nadzieję, że odpowiedzialne za to służby w tym szczególnym dniu będą bardziej pobłażliwe.

Podszedł do wejścia i zapalił kolejnego papierosa. Tłum ludzi przepychał się w poszukiwaniu koszyków na zakupy, których najwidoczniej zabrakło. Emerytowani ochroniarze próbowali zapanować nad sytuacją, ale nie wyglądało to dobrze.

Wszedł do środka, przeciskając się i potrącając kilka osób. Pomyślał, że robienie zakupów w ostatniej chwili to nie był dobry pomysł. Miał zamiar kupić tylko dwie butelki wina i trochę się rozerwać. Wyglądało jednak na to, że nie będzie to zbyt przyjemne.

Zatrzymał się w dziale z alkoholami i rozejrzał dokoła. Półki były opróżnione prawie do końca. Po chwili jednak znalazł w końcu coś, czego już kiedyś próbował. Złapał wino w ręce i skierował się w stronę kas, gdzie czekało go długie stanie w kolejce.

Obsługa sklepu nagle przypomniała sobie o świątecznym nastroju i z głośników poleciały kolędy. Ludzie tłoczyli się w niezbyt szerokich alejkach, klnąc pod nosem.

Komisarz postanowił zachować spokój. Wyobraził sobie wieczorną kolację, którą spędzi razem z córką i rodzicami, a także kilka wolnych dni, przez które nie będzie myślał o pracy. Ten luksus zdarzał mu się naprawdę rzadko, więc warto było go celebrować.

Nagle ktoś trącił go w ramię i przerwał rozmyślania. Odwrócił się z nietęgą miną.

– Piotr Tonder? – zapytała kobieta stojąca tuż za nim.

Nie rozpoznał jej od razu. Miała zadbane blond włosy zaczesane w kok, czerwone usta i błękitne oczy, które uśmiechały się do niego. Ubrana w ciemny płaszcz, robiła wrażenie eleganckiej. Przez długi moment stał osłupiały.

– Naprawdę aż tak się zmieniłam? – powiedziała, tym razem z obawą w głosie.

Komisarz uśmiechnął się przepraszająco, jednocześnie popychany przez klienta stojącego przed nim.

– Przepraszam, Moniko, tak dawno cię nie widziałem. Wyglądasz olśniewająco – odpowiedział, wyciągając ku niej rękę.

Kobieta delikatnie uścisnęła mu dłoń, kłaniając się przy tym nieznacznie. Pomimo swojego uroku mogła uchodzić za nieśmiałą i niezbyt pewną siebie.

– Dziękuję – odparła. – Ty również prezentujesz się fantastycznie, zresztą jak zawsze – dodała po chwili.

To zdanie, wypowiedziane publicznie, trochę go zawstydziło. Spuścił wzrok i nie wiedział, co odpowiedzieć. Rzadko kiedy kobiety prawiły mu komplementy, choćby były one tylko uprzejmościami.

– Może zaczekasz na mnie chwilę i porozmawiamy na zewnątrz? – odezwała się ponownie.

Tonder kiwnął głową ze zrozumieniem i odwrócił się z powrotem w stronę kas. Czekała jeszcze spora kolejka.

Był skrępowany tym przypadkowym spotkaniem. Monika Pieprzyk była jego licealną miłością, a ich związek zakończył się katastrofą. Spotykali się przez ponad trzy lata i przez ten czas dobrze poznali. Niestety jego niedojrzałe podejście do życia sprawiło, że rozstali się po długich cierpieniach z obydwu stron.

Przed oczami stanął mu widok płaczącej z żalu młodej, pięknej dziewczyny, która ciska z bezsilności swoją torebką w jego głowę. Był wtedy nieopierzonym młokosem i wszystko to wydawało mu się dość zabawne. Związek zakończył się, gdy ona wyjechała do Wrocławia na studia, a on rozpoczął naukę w Zielonej Górze.

Zrozumiał, że ją kochał, dopiero kilka miesięcy później, spędzając samotnie długie miesiące. Wielokrotnie miał zamiar się z nią zobaczyć, ale brakowało mu odwagi nawet, żeby zadzwonić. W końcu pogodził się ze stratą, przeżywając coś podobnego do żałoby. Wyleczył się dopiero, gdy nawiązał romans z młodą nauczycielką, którą poznał na kursie języka angielskiego.

Teraz Monika z jego młodości stała tuż za nim w kolejce i chciała porozmawiać. Obawiał się tego, co powie i o co zapyta. Wyglądało na to, że nie była mu obojętna, bo nagle poczuł nerwowe ukłucie w żołądku. W duchu miał nadzieję, że nie będzie miała czasu na dłuższe pogawędki.

W końcu nadeszła jego kolej i zapłacił za alkohol. Odszedł kawałek dalej, odwrócił się i wypatrywał, gdzie znajduje się jego dawna dziewczyna.

Nie miała zbyt wielu zakupów i po chwili stała już obok, dotykając jedną ręką jego ramienia, jakby szukała kontaktu bądź upewniała się, czy to naprawdę on.

– Tuż za rogiem otworzyli nową kawiarnię, chodźmy tam – zadecydowała, ruszając pierwsza.

Wyszli z marketu i skręcili w lewo kilkanaście metrów dalej. W niewielkim budynku mieściła się kawiarnia połączona z piekarnią i cukiernią. Przy rozstawionych sosnowych stolikach nie było żadnego klienta. Wszyscy tłoczyli się przy kasach z pieczywem.

Udało im się poza kolejnością zamówić espresso. Usiedli przy oszklonej witrynie, mając widok na przebiegającą niedaleko ulicę.

Zapadła krępująca cisza. Żadne z nich nie miało śmiałości zacząć rozmowy. Nie widzieli się tyle lat i w tej chwili każde pytanie mogło wydać się idiotyczne. Piotr splótł ręce rozstawione na stoliku i odchrząknął, ale to ona odezwała się pierwsza.

– Na długo przyjechałeś?

Komisarz uśmiechnął się przyjacielsko i spojrzał jej w oczy, po czym szybko spuścił wzrok.

– Tylko na kilka dni. Muszę szybko wracać do pracy, a córka do szkoły – odparł.

Czekał, jak zareaguje. Czy coś więcej o mnie wie? – zastanawiał się w myślach.

– To miłe, że spędzasz ten czas z rodzicami. Widuję ich od czasu do czasu. Robimy zakupy w tych samych sklepach. Zresztą wiesz, jak żyje się w takim niewielkim mieście – powiedziała z nutą ironii.

Teraz już wiedział, że nie może kłamać, bo wyjdzie na totalnego dupka.

– Lubię wracać w te strony. Odpoczywam od szaleńczego zgiełku miasta i wymagającej pracy. Naprawdę cenię sobie ten czas – stwierdził i sięgnął po filiżankę.

Na twarzy kobiety odmalowała się nostalgia i smutek. Odwróciła głowę w kierunku okna i zamyśliła się.

– Chciałabym stąd uciec. Natychmiast i bezpowrotnie. Zapomnieć o wszystkim i żyć tylko przyszłością – odezwała się, wciąż patrząc za okno.

Obserwował jej idealny profil twarzy, który przywodził na myśl czas, gdy spędzali ze sobą każdą wolną chwilę.

– Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć – odparł.

Nerwowym ruchem obróciła ku niemu twarz. Wyglądała, jakby nagle obudziła się ze snu i nic nie pamiętała. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, jakby żałowała słów, które przed chwilą wypowiedziała.

– Przepraszam, ale muszę już wracać. Czekają na mnie w domu – powiedziała, wstając od stolika. – Dziękuję za kawę – dodała, kierując się szybko w stronę drzwi.

Tonder obserwował, jak wychodzi przed kawiarnię i wsiada do samochodu. Zastanawiał się, co to wszystko miało znaczyć. Czyżby Monika przechodziła kryzys? Był przekonany, że w jej życiu dzieje się coś niedobrego. Postanowił, że przy najbliższej okazji zapyta o nią swoich rodziców.

Wrócił do domu i zajął się przygotowaniami do kolacji. Siekał warzywa na sałatkę i razem z Magdą znów lepił pierogi. Zapomniał o wszystkich nurtujących go problemach i spędzał czas z najbliższymi, ciesząc się ich obecnością.

Po południu zjedli rosół z ryżem i udali się na drzemkę. Wszystkie potrawy były gotowe i pozostawało je tylko podgrzać przed podaniem.

Usypiał w swoim dawnym pokoju, przy dźwiękach radiowej Trójki, która puszczała kolędy. Przypomniały mu się czasy, gdy miał naście lat i dorastał w tym pachnącym lasem domu. To były chyba najpiękniejsze lata mojego życia – myślał, zamykając oczy.

Kwadrans później dobiegł go natarczywy odgłos komórki. Niechętnie otworzył oczy i spojrzał na wyświetlacz. Sięgnął ręką i odebrał.

– Jest Wigilia. Mam urlop i jestem zajęty – powiedział ze złością.

Mężczyzna po drugiej stronie zapowietrzył się, ale tylko przez moment.

– Mamy trupa. Kobieta w wannie. Znalazł ją godzinę temu sąsiad z bloku. Powiadomiłem już panią inspektor. Sprawa jest pilna. Musisz natychmiast przyjechać – powiedział jednym tchem do słuchawki.

Tonder westchnął głęboko, a na jego usta cisnęły się przekleństwa. Nie tak wyobrażał sobie świąteczny urlop.

– Prześlij mi adres SMS-em. Będę na miejscu za pół godziny – odpowiedział.

Rozmówca nie wyłączał się, jakby chciał jeszcze coś dodać.

– Coś jeszcze? – warknął Piotr.

– Przepraszam – usłyszał po chwili.

Komisarz wstał, rozbudzony i gotowy do działania. Wiedział, że nie może zbagatelizować i zaniedbać takiej sprawy. Był policjantem i musiał wykonywać swoje zadania, nawet kosztem własnej rodziny.

– To nie twoja wina. Jedź na miejsce i zadzwoń po Adamskiego. Bierzemy tę sprawę, choćby się paliło i waliło – odparł, kończąc połączenie.

Rozdział 2

Skończył dyżur tuż po północy. Noc w mieście okazała się wyjątkowo spokojna, choć miało miejsce kilka niewielkich incydentów. Komisarz Adamski zajmował się jednak czymś zupełnie innym. Od kilku godzin pracował przy bazie danych, nad identyfikacją zwłok znalezionych kilka dni temu w lesie przez przypadkowego przechodnia. Po sekcji zwłok okazało się, że denat zmarł z wyczerpania organizmu, ale jak dotąd nie ustalili jego tożsamości.

Udało mu się przeszukać dane z krajów Unii Europejskiej, ale od samego początku podejrzewał, że martwy mężczyzna pochodził z dawnego bloku socjalistycznego. Nie wiedział tego, ale tak podpowiadała mu intuicja, która nie pierwszy raz doprowadzała go do celu. Złościł się, że nie ma bezpośredniego dostępu do baz rosyjskich i będzie musiał wysyłać do nich oficjalną prośbę.

O wpół do pierwszej zdecydował, że ma dosyć na dzisiaj. Dopił zimną kawę z kubka, która smakowała okropnie, nałożył starą, zniszczoną kurtkę i wyszedł z biura. Na parterze, w dyżurce panowała wyjątkowa cisza. Otyły policjant z wąsem zarejestrował jego wyjście i życzył wesołych świąt.

Wsiadł do służbowego forda i zastanawiał się, czy ma w lodówce coś do jedzenia. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio robił zakupy. Włączył radio, a z głośników zaatakowały go świąteczne promocje telewizorów i białej kiełbasy. Postanowił pojechać do całodobowego marketu, choć tak naprawdę miał ochotę na zjedzenie normalnego, domowego obiadu.

Kupił gotowe dania chińskie, kiełbasę i kilka czeskich piw. Wiedział, że nie będzie miał ochoty gotować, a zbliżający się okres będzie dla niego trudny do zniesienia. Znienawidził święta, odkąd rozwiódł się z żoną, która wraz z córkami przeprowadziła się do Poznania. Miała nowego partnera, który teraz zajmował się wychowywaniem jego córek. Było to powodem frustracji i zgorzknienia, na które najlepszym antidotum okazała się praca zawodowa. Brał więc nadgodziny, weekendowe dyżury i pomimo tego, że był emerytem, wciąż czuł się potrzebny w wydziale. Liczono się z jego wieloletnim doświadczeniem, choć nie tryskał entuzjazmem i był człowiekiem raczej zamkniętym w sobie. Miał jednak policyjnego nosa, szczególnie jeśli chodziło o wyszukiwanie informacji – i tym głównie się zajmował.

Około pierwszej wrócił do swojego mieszkania. Było słabo umeblowane i pozbawione jakichkolwiek ozdób. W dużym pokoju przy oknie stało niepościelone, dość spore łóżko. Przy nim lampa podłogowa, a kawałek dalej stare biurko z komputerem. W rogu dwuskrzydłowa szafa z frontami oklejonymi tandetną fototapetą, która miała imitować drewno. Na parapecie leżała mosiężna popielniczka, a po podłodze walały się puste paczki po papierosach. Pośród tego wszystkiego był tam jeszcze niewielki telewizor podłączony do lokalnej kablówki.

Włożył jedno z kupionych dań do mikrofalówki i wrócił do pokoju. Usiadł na łóżku, otworzył piwo i zapalił papierosa. Poczuł się wykończony, stary i wymięty. Wiedział, że powinien w końcu dojść do siebie i wyjść z marazmu, który go opanował, ale chyba już nie miał do tego motywacji. Pozostawała tylko praca, a w okresie letnim działka ogrodnicza, do której miał tak zwaną rękę. Lubił sprowadzać oryginalne nasiona roślin i obserwować, jak wzrastają i kwitną. To było dziwne hobby jak na policjanta z wydziału kryminalnego, ale naprawdę dawało mu ukojenie i satysfakcję.

Ponad dwadzieścia lat służby odbiło się jednak na jego zdrowiu i całym życiu. Cierpiał na bezsenność, miał problemy z sercem i był wyczerpany psychicznie. Jego rodzina całkowicie się rozsypała, a dorosłe już córki nie chciały mieć z nim nic wspólnego. Gdyby nie leki przepisane przez psychiatrę, już dawno rozleciałby się na kawałki.

Zjadł posiłek i położył się na łóżku. Przymknął oczy, wiedząc, że sen i tak nie nadejdzie. Chciał jednak choć trochę odpocząć.

Nie mógł uspokoić myśli. Zaczęły atakować go obrazy z dzieciństwa, gdy dorastał wraz ze swoją starszą siostrą w jednej z najbiedniejszych dzielnic miasta. Przypominały mu się uliczne bójki z kolegami, drobne kradzieże i ciągła walka o byt. Zobaczył twarz ojca, którego nigdy przy nich nie było, i matkę ze zgarbioną sylwetką, uciemiężoną sprzątaniem i marnym losem. Pamiętał dokładnie każdy szczegół jej twarzy i ciała. Brązowe oczy, wąski nos, szorstkie i silne ręce. Głos, którym wciąż mu powtarzała, żeby był odpowiedzialny i brał się do nauki. Zawsze chciał, żeby była z niego dumna.

Otworzył oczy na kilka sekund, żeby odpędzić obrazy. Nie mógł się jednak uspokoić. Spojrzał na krucyfiks, który wisiał nad drzwiami. Nie chciał o niczym myśleć.

W końcu wstał i poszedł do kuchni. Z górnej szafki wyjął pudełko z lekarstwami. Znalazł opakowanie, o które mu chodziło. Połknął od razu podwójną dawkę. Wiedział, że bez tego dzisiaj sobie nie poradzi.

Wrócił do pokoju i ponownie się położył. Tym razem starał się myśleć tylko i wyłącznie o pracy. Wolał już obrazy trupów niż swoje wspomnienia. Zasnął po kwadransie.

Dzień Wigilii przywitał go bólem głowy. Przespał ponad pięć godzin, co w jego przypadku było nie lada wyczynem. Czuł się jednak okropnie. Nie miał nawet ochoty zapalić papierosa.

Rozebrał się do naga i poszedł do łazienki. Przesiedział w wannie prawie godzinę, co jednak pozwoliło mu poczuć się znośnie.

Na śniadanie zrobił sobie omlet z serem i czarną kawę. Z telewizora, który stał w pokoju, sypały się same dobre wiadomości. Piłkarze rozegrali charytatywny mecz, a jeden z aktorów wystawił na aukcję swój stary garnitur. Wszędzie zapalały się choinki, wokół których biegały po puszystym śniegu uśmiechnięte dzieci.

Usiadł przy biurku i włączył komputer. Sprawdził pocztę, gdzie czekało na niego ponad dwadzieścia nieprzeczytanych wiadomości. Rzucił na nie okiem. Jedna z nich przykuła jego uwagę. Kliknął w nią z uczuciem niepokoju, który ścisnął mu żołądek.

Razem z dziewczynkami przeprowadziliśmy się do Petera. Jesteśmy szczęśliwe. Zadzwonię, jak znajdę trochę wolnego czasu. Wesołych świąt. K.

To jednoznacznie oznaczało, że jego była żona wyjechała do Niemiec. Gdyby dotyczyło to tylko jej, wcale by mu nie zależało. Z wiadomości wynikało jednak, że wraz z nią pojechały jego dwie dorosłe już córki. Czyżby całkowicie zmieniły swoje życiowe plany? Wyglądało na to, że zupełnie nic o nich nie wiedział.

Podrapał się po głowie i próbował przypomnieć, kiedy ostatni raz z nimi rozmawiał. Chyba z początkiem jesieni, kilka miesięcy temu. Rzadko odbierały jego połączenie, a gdy to robiły, rozmawiały zdawkowo, tłumacząc się obowiązkami.

Co mam z tym wszystkim począć? – pomyślał zrezygnowany.

Spojrzał na zegarek. Był kwadrans po siódmej rano. Wziął do ręki telefon i wybrał numer młodszej z córek, z którą spędzał kiedyś najwięcej wolnego czasu. Drobna blondynka o pucołowatych policzkach i niebieskich oczach od zawsze była jego oczkiem w głowie.

Sygnał był wolny. Po chwili jednak zanikł i całkowicie się wyłączył. Przy ponownej próbie zaczęły trząść mu się ręce.

– Kurwa mać! – krzyknął w końcu, wstając na nogi i rzucając telefonem o podłogę.

Poczuł, że musi natychmiast wyjść z mieszkania. Narzucił na siebie kurtkę, nałożył buty i zebrał porozrzucane części telefonu. Nawet nie pamiętał, czy przekręcił klucz w zamku.

Wybiegł na zewnątrz, wsiadł do samochodu i ruszył przed siebie z impetem.

Jechał szybko i nieprzepisowo, co zdarzało mu się rzadko. Był wzburzony i rozgorączkowany. Pomimo upływającego czasu nie mógł się uspokoić.

Nie miał do kogo pojechać. Od dłuższego czasu z nikim nie utrzymywał bliskich kontaktów i nie miał osoby, z którą mógłby porozmawiać o swoich problemach. Nikomu się nie zwierzał, nie licząc psychiatry. Jednak ten nie był jego przyjacielem. Przepisywał mu tylko leki, które pomagały jako tako egzystować.

Po półgodzinie zaparkował przed komendą. Ociężale skierował się do wejścia, pokonując prowadzące do niego strome schody. Zameldował się u dyżurnego i skierował w stronę swojego biura.

– Nie masz czasem wolnego dnia? – usłyszał głos młodego Koopa, który wyłonił się z jednego z pomieszczeń i stanął tuż przed nim.

Komisarz spojrzał na niego z niechęcią. Nie lubił tego młodego i bystrego policjanta, który szybko awansował i często dochodził do trafnych wniosków. Czuł w nim zagrożenie dla swojej pozycji w wydziale, która, jak sądził, podupadała coraz bardziej.

– Muszę coś pilnie załatwić i zaraz stąd zmykam – odparł, próbując się uśmiechnąć.

Koop przyglądał mu się ze zdziwieniem. Był podejrzliwy z natury i zaczęło go ciekawić niespodziewane pojawienie się kolegi.

– Nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało? – zapytał.

Komisarz nie zdawał sobie sprawy, że jego psychiczny stan objawił się na zewnątrz. Jego twarz przybrała purpurowy odcień, a na czole pojawiły się krople potu. Był nerwowy i podminowany, co dało się zauważyć z daleka.

– To tylko kolejna nieprzespana noc. Wezmę coś z biura i wracam do domu – odpowiedział stanowczo, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty się tłumaczyć.

Koop przytaknął ze zrozumieniem i odszedł, nie mówiąc ani słowa. Nie miał zamiaru narzucać się starszemu stopniem i niezbyt sympatycznemu koledze z wydziału. Z plotek, które krążyły w wydziale, wiedział, że jest on obarczony problemami, w które nie zamierzał się wtrącać. Zresztą dzisiaj zaczynały się święta i jego myśli krążyły wokół wieczornej kolacji, którą miał spędzić z narzeczoną i jej rodzicami.

Adamski wkroczył do swojego biura i z ulgą opadł na krzesło. Oddychał ciężko, a z pragnienia paliło go w gardle. Sięgnął po kubek niedopitej kawy, który stał na biurku od wczorajszej nocy. Napój miał ohydny smak, ale na moment zaspokoił jego potrzebę.

Otworzył szufladę i zaczął szukać akt, które wczoraj posegregował. Zamierzał wziąć je do siebie i popracować nad nimi przez wolne dni. Po chwili wertowania papierów zauważył niewielką butelkę wódki, którą kiedyś schował na awaryjne sytuacje.

Wyjął ją i postawił na blat. Była ledwo napoczęta. Chyba nadeszła właśnie taka chwila – pomyślał i odkręcił nakrętkę. Wypił prawie całą zawartość, niczym nie popijając.

Po chwili poczuł rozlewające się po ciele ciepło i ukojenie. Przymknął na chwilę oczy, aż zakręciło mu się w głowie. W końcu wstał na nogi i podszedł do metalowej szafki, w której były przechowywane najważniejsze dokumenty i broń. Schował tam pustą butelkę i zamknął na klucz, który zawsze nosił przy sobie. Zabrał akta interesujących go spraw i wyszedł.

Na dworze było dość ciepło jak na tę porę roku. Padał lekki deszcz, a pogoda przypominała jesienną aurę. Wsiadł do samochodu i ruszył w stronę Starego Rynku. Już wiedział, gdzie spędzi dzisiejszy wieczór.

W Czerwonym kogucie pojawił się kwadrans później. W lokalu nie było ani jednego klienta, a jego znajomy barman przysypiał przy świątecznie przystrojonym barze. Z głośników w tle leciały kolędy wykonywane przez Krawczyka.

– Setkę wódki i coś na zagrychę – rzucił Adamski, wchodząc do środka.

Młody mężczyzna, który od kilku lat dorabiał tutaj na swoje studia z literatury, spojrzał na niego spode łba i nawet się nie przywitał. Od dwóch godzin nie pojawił się żaden klient i miał nadzieję, że szef wypuści go dzisiaj wcześniej z pracy. Widok znajomego policjanta zwiastował jednak pokrzyżowanie jego planów. Nalał alkohol do kieliszka i wziął się za przygotowywanie kanapek ze smalcem.

Policjant usadowił się na krześle przy barze, z idealnym widokiem na telewizor, który był zamontowany w rogu ściany. Na włączonym kanale dziennikarz relacjonował makabryczny wypadek samochodowy, w którym zginęła cała rodzina.

– Przełączyć panu na coś innego? – zapytał chłopak, spoglądając na niego z boku.

Policjant ironicznie wykrzywił usta w jego kierunku, co mogło wyglądać na niezdarny uśmiech.

– Nie, to bardzo ciekawe – odparł.

Młodzian spuścił wzrok na przygotowywaną kanapkę i pomyślał, że tak naprawdę nigdy nie przepadał za glinami.

Adamski zamówił kolejną wódkę i upijał się, oglądając telewizor z wyłączonym dźwiękiem. Więcej nie odezwał się do studenta, który w milczeniu znosił jego obecność, wykonując sumiennie każde zamówienie i snując przy tym w myślach plan powieści, którą zamierzał zacząć pisać tuż po zdaniu kolejnej sesji egzaminów.

Około południa w lokalu pojawił się właściciel. Komisarz był już w tym momencie dość mocno pijany i nawet nie zwrócił na to uwagi. Mężczyźni zamknęli się na zapleczu i dyskutowali o tym, jak pozbyć się jego osoby.

Gdy ponownie pojawili się za barem, zamówił kolejną wódkę i powiedział, że idzie do toalety. Wstał z krzesła i ledwo złapał równowagę. Gdy wyszedł na korytarz, przewrócił się na progu, ale po chwili wstał i brnął dalej. Dotarł w końcu do drzwi i wpadł na nie z impetem. Lśniąco czysta posadzka na podłodze okazała się jednak zbyt śliska.

Po kilku sekundach zakręciło mu się w głowie i runął na podłogę, tracąc świadomość.

Rozdział 3

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Polecamy również

NOWE POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały Warszawskie

Wojciech Kulawski

Lista sześciu. Tom 1. 

Między udręką miłości a rozkoszą nienawiści. Tom 2.

Zamknięci. Tom 3

Poza granicą szaleństwa. Tom 4

Komisarz Ireneusz Waróg

Stefan Górawski

Sekret włoskiego orzecha. Tom 1

W cieniu włoskiego orzecha. Tom 2

Kapitan Jan Jedyna

Igor Frender

Człowiek Jatka - Mroczna twarz dwulicowa. Tom 1

Mordercza proteza. Tom 2

Tim Mayer

Wojciech Kulawski

Syryjska legenda. Tom 1

Meksykańska hekatomba. Tom 2

KLASYKI POLSKIE KRYMINAŁY

Kryminały przedwojennej Warszawy

Marek Romański

, Mord na Placu Trzech Krzyży. Tom 1

Stanisław Antoni Wotowski

, Demon wyścigów. Powieść sensacyjna zza kulis życia Warszawy. Tom 2

Stanisław Antoni Wotowski

, Tajemniczy wróg przy Alejach Ujazdowskich. Tom 3

Stanisław Antoni Wotowski

, Upiorny dom w Pobereżu. Tom 4

Marek Romański

, W walce z Arsène Lupin. Tom 5

Marek Romański

, Mister X. Tom 6

Marek Romański

, Miss o szkarłatnym spojrzeniu. Tom 7

Marek Romański

, Szpieg z Falklandów. Tom 8

Marek Romański

, Tajemnica kanału La Manche. Tom 9

Marek Romański

, Pająk. Tom 10

Marek Romański

, Znak zapytania. Tom 11

Marek Romański,

Prokurator Garda. Tom 12

Marek Romański,

Złote sidła, pierwsza część. Tom 13

Marek Romański,

Defraudant, druga część. Tom 13

Marek Romański

, Małżeństwo Neili Forster. Tom 14

Marek Romański,

Serca szpiegów, pierwsza część. Tom 15

Marek Romański

, Salwa o świcie, druga część. Tom 15

Marek Romański

, Zycie i śmierć Axela Branda. Tom 16

Kazimierz Laskowski,

Agent policyjny. Papiery po Hektorze Blau. Tom 17

Walery Przyborowski

, Czerwona skrzynia. Tom 18

Walery Przyborowski

, Widmo na kanonii (pierwsza i druga część). Tom 19

Antoni Hram

, Upiór podziemi. Tom 20

Inspektor Bernard Żbik

Adam Nasielski

Alibi. Tom 1

Opera śmierci. Tom 2

Człowiek z Kimberley. Tom 3

Dom tajemnic w Wilanowie. Tom 4

Grobowiec Ozyrysa. Tom 5

Skok w otchłań. Tom 6

Puama E. Tom 7

As Pik. Tom 8

Koralowy sztylet i inne opowiadania. Tom 9

Najciekawsze kryminały PRL

Tadeusz Starostecki

, Plan Wilka. Tom 1

Zuzanna Śliwa

, Bardzo niecierpliwy morderca. Tom 2 

Janusz Faber

, Ślady prowadzą w noc. Tom 3

Kazimierz Kłoś

, Listy przyniosły śmierć. Tom 4

Janusz Roy

, Czarny koń zabija nocą. Tom 5

Zuzanna Śliwa

, Teodozja i cień zabójcy. Tom 6

Jerzy Żukowski

, Martwy punkt. Tom 7

Jerzy Marian Mech

, Szyfr zbrodni. Tom 8

G.R Tarnawa

, Zakręt samobójców. Tom 9

I. Cuculescu (pseud.)/Iwona Szynik

, Trucizna działa. Tom 10

Klasyka angielskiego kryminału

Edgar Wallace

Tajemnica szpilki. Tom 1

Czerwony Krąg. Tom 2

Bractwo Wielkiej Żaby. Tom 3

Szajka Zgrozy. Tom 4

Kwadratowy szmaragd. Tom 5

Numer Szósty. Tom 6

Spłacony dług. Tom 7

Łowca głów. Tom 8

Detektyw Asbjørn Krag

Sven Elvestad

Człowiek z niebieskim szalem. Tom 1

Czarna Gwiazda. Tom 2

Tajemnica torpedy. Tom 3

Pokój zmarłego. Tom 4

www.lindco.se

e-mail: [email protected]

lindcopl (facebook & instagram)

Tytuł oryginału:

Marcin Radwański

Kolekcjoner Tom 2: Piotr Tonder

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Lind&Co.

Wydanie I, 2021

Wspołpraca: Wydawnictwo CM, Warszawa

Projekt okładki: Studio Karandasz

Zdjęcia na okładce: auremar/AdobeStock, fox17/AdobeStock, portokalis/AdobeStock

Copyright © dla tej edycji: Wydawnictwo Lind & Co, Stockholm, 2021

ISBN 978-91-8019-032-9

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek