Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Demony przeszłości nigdy nie śpią
Mogłoby się wydawać, że Dominic i Francy najgorsze chwile mają już za sobą. Uporali się z traumami, jakie spowodował ich największy wróg, Bruce Norwood, i zaczynają budować swoje życie na nowo. Nie podejrzewają, że wkrótce ich spokój zostanie brutalnie zburzony…
Kiedy Dominic, teraz już wzięty prokurator, przyjeżdża na miejsce zbrodni i w ciele ofiary morderstwa rozpoznaje znajomą sprzed lat, czuje, że przeszłość znów go dopadła. Tym razem pod postacią Hansa Nordwooda – ojca Amelii i Bruce’a. Owładnięty żądzą zemsty mężczyzna nie cofnie się przed żadnym, nawet najbardziej okrutnym, czynem. Czy i tym razem Dominic i jego ukochana oszukają przeznaczenie?
Wierzę w to, że po śmierci nic nas nie czeka. Oszukałem już ją tak wiele razy, że nawet też w nią nie wierzyłem. Ale też do czasu, bo każdy ma swój limit. Ja go wyczerpałem dawno temu i teraz miałem za niego oddać wszystko, co posiadałem.
Hans Nordwood wyszedł z więzienia. A moja dziewczyna na nowo miała spotkać się z tymi oczami, które tak wiele razy ją skrzywdziły. Bo człowiek, który stracił córkę i syna, nie bał się już niczego. Nawet utraty samego siebie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 455
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jedersafe
Destiny moon
Dla moich czytelników.
Życzę wam takiej miłości,
jaką posiadają w sobie moi bohaterzy,
i rodziny, którą tworzą.
I dla samej siebie.
Bo zrobiłam coś, czego nigdy nie zakładałam.
A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?
(1 List do Koryntian 15,54 – 55)
Wierzę w to, że po śmierci nic nas nie czeka. Oszukałem już ją tak wiele razy, że nawet też w nią nie wierzyłem. Ale do czasu, bo każdy ma swój limit. Ja go wykończyłem dawno temu i teraz miałem za niego oddać wszystko, co posiadałem.
Hans Nordwood wyszedł z więzienia. A moja dziewczyna na nowo miała spotkać się z tymi oczami, które tak wiele razy ją skrzywdziły. Bo człowiek, który stracił córkę i syna, nie bał się już niczego. Nawet utraty samego siebie.
Bilet w jedną stronę
Boston, Massachusetts
Sześć lat później
Ciężkie i parne powietrze odbiło się od mojej twarzy, kiedy przekroczyłem próg mieszkania. Ręka samowolnie powędrowała mi w stronę nosa, który zacisnąłem palcami, by nie wdychać tego unoszącego się w pomieszczeniu odoru. Minąłem funkcjonariusza policji, odbierając od niego białą maskę ochronną. Założyłem ją od razu, dobrze dociskając wokół nosa, i przeszedłem do niewielkiego pokoju, w którym znajdowało się kilkanaście osób.
Spojrzałem na martwe ciało przede mną. Było w opłakanym stanie, choć to łagodnie powiedziane, bo dziewczyna nie przypominała samej siebie. Ciemnofioletowe włosy miała posklejane od krwi, a wargi w tym samym kolorze – spuchnięte i poprzecinane. Przesunąłem leniwo wzrokiem po sinych zwłokach, nawet już się nie krzywiąc. Z czarnej sukienki nie pozostało nic. Nic oprócz ciemnych strzępów, ledwie przysłaniających zakrwawione ciało dziewczyny. Kucnąłem przed białą taśmą i przyjrzałem się jej pustym oczom. W jej zielonych tęczówkach zobaczyłem siebie. I nie byłoby też nic zaskakującego, gdybym powiedział, że chciało mi się rzygać. Wstałem jednak, kiedy usłyszałem pewny siebie, kobiecy ton głosu:
– Zgon, piętnasty maja, siódma siedem wieczorem. Siedem ran ciętych w okolicy brzucha, klatki piersiowej i żeber. Zadrapania na dekolcie, twarzy oraz krtani. Widoczne ślady podduszenia. Prawdopodobnie przed zgonem zgwałcona, ale to będziemy wiedzieli dokładniej po całej sekcji. Wskazują na to ślady w okolicach podbrzusza. Nie jesteśmy pewni, czy zmarła na skutek rany ciętej, czy utraty krwi z potylicy. Uderzona tępym narzędziem. Na miejscu jednak brak jakiegokolwiek. Technicy obstawiają nóż, ale to też nie takie proste, bo spójrz… – Kobieta kucnęła i wskazała głębokie rozcięcie w okolicy mostka. – Jest za długie, jak na zwykły nóż. Musiało być to coś dłuższego i ostrzejszego. Rana jest zbyt głęboka.
– Wiem, kto to jest.
Hannah wstała i ściągnęła brwi. Przestała notować i uniosła głowę. Zsunęła z twarzy maskę, rozglądając się szybkim ruchem.
– Znałeś tę dziewczynę?
– Tak, ale nie osobiście – skłamałem. – Pola Evans. Dwudziestopięciolatka, była studentka muzyki filmowej. Poinformuj rodziców, zróbcie identyfikację. Jestem pewien, że to ona. Włosy to potwierdzają.
– Nie tylko ona ma fioletowe włosy w mieście, Dominic.
– Tu nie chodzi o kolor, ale o fryzurę – wyjaśniłem, pokazując na bok głowy ofiary. Hannah przeniosła na nią spojrzenie.
– Pola Evans miała tatuaż w tej okolicy. Hej, Travis – zwróciłem się do jednego z techników, który robił martwej dziewczynie zdjęcia.
– Tak, panie Brown?
– Odsłoń jej kość skroniową. Przesuń włosy – dodałem, kiedy ten popatrzył raz na mnie, a raz na Hannah.
Travis złapał jedną ręką aparat fotograficzny i kiedy zbliżył się do ciała, nachylił się, delikatnym ruchem przesuwając rękawiczką fioletowe kosmyki. Zastygł w miejscu, zasłaniając nam widok, i wyprostował plecy, zaczynając fotografować głowę Evans. Gdy skończył, wycofał się ostrożnie i ukazał to, o czym byłem przekonany. Na wygolonej skórze widniał tatuaż czarnej meduzy. Hannah przez jakiś czas się przypatrywała, a za chwilę na nowo zaczęła notować w swoim czarnym zeszycie. Nasunęła na nos maskę, spoglądając na mnie skupionym wzrokiem.
– Kto zawiadomił policję? – spytałem.
– Właściciel. Twierdził, że z piętra i pokoju wydobywały się hałasy i krzyki, które trwały przez kilka minut. Bardziej zaniepokoiła go ta cisza, która nastała po wszystkim, i poszedł to sprawdzić. Stawiamy na klienta. To pierwsza osoba podejrzana. Przesłuchiwany jest teraz właściciel motelu. Dostaniemy imię i nazwisko osoby wynajmującej pokój, to będziemy działać. Już to sprawdzili, ale to nie mundurowi decydują, ale ty. Przeszkodziliśmy ci w sobotni wieczór?
Rozejrzałem się po niewielkim pokoju, ale ten przypominał pobojowisko. Zmierzwiona pościel, odłamki szkła na materacu. Brudne, odkruszające się ściany i ten obrzydliwy zapach, który unosił się w powietrzu.
– Nie, skąd – odparłem ironicznie. – To tylko jeden z moich nudnych wieczorów. Czekałem, aż kogoś zabiją. A osoby przebywające obok? Te ściany są z tektury. Na pewno ktoś musiał coś słyszeć. Żadnych narkotyków przy sobie? W torebce? – dopytywałem, kiedy Hannah kręciła głową. – Ćpała.
– Nie możesz tego wiedzieć – zaoponowała, zaciskając palce na notatniku. – Spojówka i rogówka zmatowiała, zwiotczała gałka oczna, zapadająca się do oczodołu. Brak reakcji na bodźce świetlne. Rozszerzone źrenice są naturalne po śmierci.
– Ćpała – powtórzyłem, patrząc na kobietę z góry. – To była narkomanka i prostytutka. Chcę zdjęcia całego ciała przed sekcją i po niej. Protokół prospekcyjny chcę najdalej widzieć za dwa tygodnie. Resztą zajmę się ja.
– Ale na niego czeka się co najmniej…
– Dwa tygodnie – przerwałem jej, powtarzając te dwa słowa. – Nie mam czasu na długą zabawę tą sprawą. Gdzie jest ten właściciel?
– Na dole, przy recepcji. Idziesz go przesłuchać?
– Od żałosnych przesłuchań jest policja. Ja jestem od rozmowy. Jak już zabezpieczycie wszystko, zgarnijcie ją i niech zrobią sekcję najszybciej, jak się da. Do poniedziałku, Hannah Flanagan.
Odwróciłem się tyłem do kobiety, wychodząc z tego zaduchu na zewnątrz. Minąłem taśmy, zdjąłem z twarzy maskę i zaczerpnąłem świeżego powietrza. Z kieszeni kurtki wyciągnąłem paczkę papierosów i zapalniczkę. Odpaliłem jednego, kierując się w stronę schodów prowadzących do motelu, i kiedy już chciałem wyciągnąć telefon, żeby zadzwonić, powstrzymała mnie męska dłoń zaciskająca się na moim ramieniu.
– Jakaś odznaka? Tu nie wolno wchodzić. Technik? Kryminalistyk?
– Nie mam dziś za dobrego nastroju – odezwałem się nieuprzejmie. – Zabieraj więc łapę i nie każ mi się przedstawiać, bo stracisz pracę.
Mężczyzna opuścił dłoń i spojrzał na mnie przepraszająco.
– Przepraszam, panie Brown. Nie poznałem pana.
Minąłem go, zaciągając się papierosem i zszedłem po schodach. Dołączył do mnie wysoki i starszy ode mnie mężczyzna. Bez słowa wyciągnąłem ku niemu paczkę papierosów. Shade odmówił, kręcąc głową, więc nie naciskałem. Przystanąłem na ostatnim stopniu, obserwując dwóch policjantów wchodzących do małego pomieszczenia.
– Jak twój urlop we Włoszech? – spytał mnie mężczyzna, patrząc w ten sam punkt co ja. – Randka z dziewczyną zaliczona?
– Ta. Trochę tłoczno. Typowy Mediolan.
– Ale dziewczynie się podobało?
Uśmiechnąłem się do siebie. Shade poklepał mnie po plecach i pokręcił głową z dezaprobatą. Ten dwunasty papieros tego dnia zupełnie mi nie smakował. Zgasiłem go, przykładając do poręczy od schodów, i rzuciłem pod nogi.
– Widziałem, że Leonard cię wkurwia – zaczął Shade, a ja spojrzałem po chwili na piętro, na którym stał ten lizus, który mnie wcześniej zaczepił. – Całkiem sprytny z niego kutas. Powinien sam sobie walnąć kulkę w łeb. Po całym komisariacie chodzi i o tobie opowiada. Mówi, że jesteś prokuratorem tylko ze względu na nazwisko. Wiesz, jakie masz u niego pseudo?
– Jakie?
– Młody łebek.
– Ładne – odparłem. – Takiego jeszcze nie słyszałem, a trochę ich było. Mniejsza z tym, nie mam za dużo czasu. Muszę uśpić dziecko, a wcześniej dać mu jeść. Ostatnio marudzi.
– Ząbkuje? – spytał.
– Tak. Dzięki temu procesowi ja mam oślinione teczki i notatki. Zobaczymy się w poniedziałek – rzuciłem w stronę Shade’a, robiąc krok do przodu. Zatrzymałem się jednak i odwróciłem do funkcjonariusza. – Aha, Shade. Chciałbym zająć się tym sam. To dla mnie ważna sprawa.
Uniósł ręce w geście obronnym i łagodnie się uśmiechnął.
– To dlatego po ciebie zadzwoniliśmy, zamiast po prokuratora dyżurnego. Ty zajmiesz się tym lepiej. Jak na młodego łebka – dodał złośliwiej, poszerzając uśmiech.
Odwróciłem głowę i wywróciłem oczami, ale Shade nie mógł już tego zobaczyć.
Podszedłem do ciemnobrązowych drzwi i nie zdążyłem zapukać, bo te się otworzyły, a przez nie przeszło dwóch policjantów, których dobrze znałem. Wyglądali na równie apatycznych, co ja, ale to też mnie nie zdziwiło. Przepuściłem ich, następnie samemu wchodząc do środka. Łysy facet siedzący przy biurku popatrzył na mnie zakłopotany i chciał wstać, ale uspokoiłem go gestem ręki, każąc siadać. Przysunąłem sobie drugie krzesło, siadając naprzeciwko niego.
– Już rozmawiałem z policją – zaczął zdenerwowanym tonem. – Nie mam nic więcej do dodania. Podałem im wszystko, co chcieliście. Nic więcej panu nie powiem.
– Nie obchodzi mnie, co powiedziałeś policji. Mnie powiesz prawdę. Wiesz, co ci grozi za składanie fałszywych zeznań, co nie?
– Wiem, ale nie obowiązuje mnie to teraz, bo nie jestem aresztowany. Kim pan w ogóle jest?
– Brawo, odrobiłeś lekcje – powiedziałem beznamiętnym tonem, wypuszczając powietrze z płuc. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki notes, który wcześniej Hannah mi do niej wsunęła, i rzuciłem okiem na jej staranne notatki. – Nick Jenkis – przeczytałem na głos. – Spoko imię. Na mnie też tak kiedyś mówili, ale dorosłem. Nie bardzo już do mnie to pasuje. A więc, Nick, pytanie numer jeden, skup się. – Położyłem notatnik przed sobą, nachylając się w jego kierunku. Splotłem dłonie, obserwując twarz mężczyzny, która wyglądała na coraz bardziej zdenerwowaną. – Czemu prowadzisz burdel, Nick?
– Burdel? – Poderwał się z miejsca, ale szybko się zreflektował i usiadł z powrotem, poprawiając sobie nerwowym ruchem kołnierz od koszulki. – Proszę pana, ja prowadzę motel. To nie jest burdel. To mój drugi dom. Nie zbezcześciłbym go.
– To czemu pozwalasz na pieprzenie się młodych dziewczyn w tym twoim drugim domu? – zapytałem, patrząc w jego brązowe tęczówki. – Nie mów, że nic nie wiedziałeś. Nie bardzo ci wierzę, a nie powiedziałeś jeszcze nic sensownego. Pytanie numer dwa. Czy Pola Evans przebywała tu więcej niż raz?
– Kim pan jest? Kimś z sądu? Ma pan w ogóle prawo mnie przesłuchiwać?
– Nie przesłuchuję cię – skwitowałem ze spokojem, dezorientując tym właściciela motelu. Oparł się plecami o krzesło, przypatrując mi się uważniej. – Ja z tobą rozmawiam. Jak już cię będę przesłuchiwał, to nie będę tak miły, no i teraz nikt się naszym rozmowom nie przysłuchuje. To idzie na twoją korzyść. Tam, za szybami, będzie nieco inaczej. Będą notować każde twoje słowo. Rozmawiaj ze mną, Nick.
Nie odpowiedział mi. Trwało to jakiś czas, ale nie chciałem napierać. Opadłem na obicie krzesła, wyciągając nogi pod biurkiem, i cierpliwie czekałem, aż Jenkis coś powie. I stało się tak, ale musiałem czekać dwie długie minuty. Liczyłem. Na ścianie przede mną wisiał zegar.
– Pan jest kimś z prokuratury? – zapytał cichym tonem, przypatrując mi się.
– Nie dajesz za wygraną.
Westchnąłem, dość teatralnie i wyciągnąłem z kieszeni spodni dokument. Otworzyłem go i przesunąłem po drewnianym biurku w stronę Jenkisa. On pochylił się nad nim, a następnie uniósł wzrok na mnie, mrużąc oczy.
– Nie jest pan za młody na prokuratora? Ile pan ma lat?
Uderzyłem otwartą dłonią w blat, strasząc tym faceta przed sobą. Przysunąłem papierki do siebie i schowałem do kieszeni, bez przerwy patrząc na twarz Nicka.
– Nie zamieniamy się rolami. W dalszym ciągu ja zadaję pytania. Ponawiam ostatnie. Czy Pola Evans przebywała tu, nie licząc dzisiejszego dnia?
– Tak – odpowiedział mi od razu, chyba się poddając. – Widziałem ją kilka razy. Zapamiętałem ją przez charakterystyczne włosy. Nigdy jednak z nią nie rozmawiałem. Ona też mnie o nic nie pytała. Wiedziała, do którego pokoju ma iść.
– Zawsze spotykała się z tym samym facetem? Z tym, który był tu dzisiaj?
– Nie. Było ich kilku.
Otworzyłem notes, który obróciłem do góry nogami, przechodząc na ostatnią, pustą stronę. Złapałem długopis i zaraz sobie zapisałem bardzo ważną rzecz. „To ona proponowała miejsce spotkań”.
– Dasz mi później nazwiska osób meldujących się w tym czasie w pokoju, do którego wchodziła – poinformowałem go, a ten skinął głową. – Kamery? Masz tu kamery?
– Tak, ale one przechowują materiał tylko przez trzydzieści dni. Nie stać mnie na dłuższy okres.
– Opowiedz mi trochę – poprosiłem go, zapisując pojedyncze słowa w notatniku. – Zacznij od dzisiejszego typa.
– Nie widziałem go za dobrze, bo przyszedł tylko po klucz od mieszkania, zameldował się i wyszedł. Więcej go nie widziałem. – Przerwał, nie wiem, po co, ale kiedy zobaczył mój wzrok znad notesu, zaczął pośpiesznie kontynuować: – Był wysoki. Może taki jak pan. Ciemne włosy, mocne rysy twarzy i oczy czarne jak węgiel. Czarna bluza z kapturem, ona przysłaniała mu pół twarzy. Nie przyglądałem się mu, po co? Miałem dużo telefonów. Potem na papierosie widziałem ją, tę zamordowaną dziewczynę. Wchodziła do jego pokoju i tyle.
– Po jakim czasie dołączyła ofiara? Wiem, co powiesz. Że nie liczyłeś. Nie szkodzi, zobaczę to na kamerach, ale tak mniej więcej, Jenkis. Sprawdzam twoją orientację w czasie pracy – dodałem, kiedy on milczał.
– Naprawdę nie wiem. Wyszedłem na fajkę kilka minut później i ją widziałem. Słyszałem po jakichś dwudziestu minutach krzyki, ale nie interweniowałem. Dopiero kiedy ucichły, a godzina wynajmu się skończyła, poszedłem sprawdzić, co się stało. Wtedy zadzwoniłem po policję, a oni zajęli się resztą. Panie Lawrance, czy ja będę miał jakieś kłopoty? No wie pan – nachylił się nade mną, ściszając ton. – W moim motelu zamordowano kobietę. Będę miał przejebane, co nie?
Pominąłem jego błąd w moim nazwisku.
– Na jakiś czas musimy go zamknąć. Wątpię też, żeby ktoś chciał wynajmować pokój w motelu, w którym doszło do morderstwa. Na twoim miejscu szukałbym nowej lokalizacji. Boston jest duży, coś znajdziesz. W jakim wieku był ten mężczyzna?
– Na pewno starszy od pana. Był po czterdziestce i dlatego tak się zdziwiłem, kiedy ona dzisiaj tam weszła. Wie pan, ja się nie wtrącam. Ona wyglądała mi na pełnoletnią. Mogła robić, co chciała. Miałem też z tego większe pieniądze.
– Większe, to znaczy?
– No te chłopy, co rezerwowały pokój, płaciły mi dużo więcej – wyjaśnił.
– To był zawsze jeden i ten sam pokój? – spytałem.
– Tak. Zawsze piętnastka. Proponowałem inny, ale to była zawsze piętnastka. Sam nie wiem, czemu.
Od razu przyszła mi do głowy myśl związana z tym numerem, ale szybko ją rozgoniłem, patrząc na zegarek.
– Dziękuję. Na ten moment to wszystko. – Wstałem, odsunąłem krzesło na swoje miejsce i obróciłem się przodem do Jenkisa. – Spotkamy się już na komisariacie. Udanego wieczoru.
I wyszedłem, pragnąc już zdjąć soczewki, które niemiłosiernie paliły mi oczy.
***
Od pewnego czasu w moim domu rozbrzmiewał beztroski śmiech dziecka. Nie tylko zresztą to, bo równie jej nieudane próby mówienia, płacz i gaworzenie, przy którym zasypiałem. Za każdym razem, kiedy byłem w pracy, nie mogłem się doczekać, aż wrócę do domu. I to nie dlatego, że miałem dość śledztw, bo bardzo je lubiłem, ale zdecydowanie bardziej wolałem uspokajać płacz i odwzajemniać śmiech.
Gdy tylko przekroczyłem próg, przywitała mnie w salonie blondynka, trzymająca prawie dwuletniego dzieciaka. Ten, kiedy mnie zobaczył, wydał z siebie przeogromny pisk i zaczął wierzgać dziewczynie na rękach. Odłożyłem na kanapę aktówkę, ukucnąłem i wyciągnąłem ręce, zapraszając małą do siebie. Sara poprawiła jej kucyka, bo ten był całkiem zmierzwiony, i postawiła dziewczynkę na podłodze. Ona nie przestawała się uśmiechać, a zaraz popędziła w moim kierunku, wpadając mi w ramiona.
– Nie duś mnie tak, nie było mnie kilka godzin – szepnąłem do niej, unosząc ją sobie na rękach i wstając. Popatrzyłem na uśmiechniętą Sarę, która ze szczęściem w oczach spoglądała na mnie i Melanie. – Jadła?
– Tak, wykąpana i przebrana. Czekała na ciebie, nie chciała iść spać.
– Honey, czemu jeszcze nie śpisz? Nie chce ci się spać? – spytałem ją, głaszcząc rudą czuprynę.
Pokręciła głową, przecierając senne oczy.
– Z tobą – odpowiedziała mi zmęczonym głosem, opierając się zaraz o moje ramię. – Baję chcę.
– Dominic, ja muszę już jechać. Jestem spóźniona, mam dziś nockę. – Przesunąłem wzrokiem po blondynce, kiedy wkładała na siebie jeansową kurtkę, chwytając w dłoń torebkę. – Kocham Mel i mogłabym się zajmować nią całymi dniami, ale wiesz, że nie mogę.
– Poczekaj – poprosiłem Sarę, bo kierowała się już w stronę korytarza. – Tom jest w warsztacie, prawda? A był tu, kiedy mnie nie było?
– Był. Powiedział, że nie odbierasz od niego telefonów i pytał, czy nie zostaniesz z Mel do jedenastej, bo on ma ważny samochód do skończenia. Dominic, tak nie może być. Musisz z nim porozmawiać. – Sara zrobiła krok ku mnie, uśmiechając się blado do zerkającej na nią dziewczynki. – Tom przegina. Ostatnio w ogóle go wieczorami nie ma. Mel potrzebuje ojca.
– To co ma zrobić? – zapytałem nieuprzejmym tonem, chyba sprawiając jej tym przykrość. – Ma rzucić pracę? Trochę ostatnio się mu jej nawarstwiło, ale dla mnie opieka nad Melanie nie stanowi problemu. Poza tym ma ciebie, ciotkę. – Wskazałem na nią dłonią. – Opiekujesz się nią tak samo jak i ja. Nie jest łatwo być samotnym ojcem.
– Minęło już tyle czasu, a ja dalej mam palpitacje serca, kiedy myślę o tej lafiryndzie. Nienawidzę jej i wyrwałabym jej te czarne kłaki. Nie słuchaj cioci, skarbie. Jestem zdenerwowana. Śliczna jesteś, kocham cię i do zobaczenia jutro. – Sara pocałowała dziewczynkę w głowę, klepiąc mnie za chwilę po policzku. – Zjedz coś, słabo wyglądasz. Dobranoc.
– Dobranoc – odpowiedziałem, po czym zaraz zniknęła nam z oczu, zamykając za sobą drzwi.
Melanie była tego dnia markotna. Tom podrzucił mi ją około dziesiątej rano, więc spędziłem z nią czas, dopóki nie zadzwoniła po mnie Hannah. Dziewczynka marudziła o wszystko. Jedzenie nie to, picie nie takie. Ta bajka jest zła, książka za nudna. Płakała i rzucała się po kanapie, aż w końcu w południe zasnęła. Teraz było podobnie. Dochodziła prawie dziesiąta, a ona nie spała.
– Hej, Melanie. Chcesz pooglądać bajkę na dobranoc? Poczytam ci jutro.
– Tak – odpowiedziała markotnym tonem, przekręcając się buzią do mnie. – Chcę Auta. Włącz Auta.
– Oglądałaś to wczoraj. – Odsunąłem jej kilka opadających kosmyków z czoła, widząc, jak się delikatnie uśmiecha. – W porządku. To będą Auta. Tata niedługo przyjedzie, OK?
Nie odpowiedziała. Pokiwała główką, obejmując mi szyję rękami i zaczęła się po mnie wspinać jak mała małpa. Położyłem się z nią na kanapie i chwyciłem za pilot, próbując włączyć bajkę, którą oglądaliśmy już kilkanaście razy, ale Melanie mi go wyrwała, przysiadając obok mnie.
– Sama!
– Dobrze, to włącz sama. Nie tu, tu – poinstruowałem ją, bo poklikała jakieś randomowe przyciski. – Honey, nie tu. Tym czerwonym. Czerwony.
– Sama! – krzyknęła, wciąż walcząc z pilotem. – Nie działa!
– Działa. Spróbuj jeszcze raz.
– Wujek, nie działa! Nie działa no! – powtarzała i powtarzała, chcąc się rozpłakać. Podciągnąłem się, opierając plecy o kanapę, i podsadziłem małą bliżej siebie, łapiąc za rękę, w której trzymała pilot. – Nie działa no!
– Dlaczego tak się denerwujesz? Nie płacz, nic się nie dzieje. Włączymy tę bajkę razem, dobra? Chcesz, żeby wujek ci pomógł?
– Tak.
Mała Adison zasnęła po jakichś piętnastu minutach. Ja też czułem się zmęczony, ale nie na tyle, żeby spać. Zostawiłem ją na kanapie, otaczając dookoła poduszkami, bo podczas snu kręciła się i niejednokrotnie spadła mi z łóżka. Zgasiłem światło, bo tego nie lubiła najbardziej, a sam poszedłem do kuchni, rozkładając na stole wszystkie notatki, które tego wieczoru zrobiłem. Dostałem też na maila parę wiadomości od Hannah w sprawie Evans, ale one były mało znaczące. Najbardziej mnie zaintrygowało jedno zdjęcie, które mi przesłała przed wykonaniem sekcji i to na tyle, że wpatrywałem się w nie przez godzinę, próbując to jakoś wytłumaczyć. Ale już wtedy wiedziałem, że to nie był przypadek.
Zeszło mi tak długo, że nie zauważyłem wchodzącego do salonu Toma. Zerknąłem na niego, kiedy podrzucał sobie moje drugie klucze od domu, a następnie spojrzał na śpiącą córkę. Podszedł do niej, prawdopodobnie całując, i naciągnął na nią pościel, za chwilę idąc w moją stronę. Zlustrował dokumenty przede mną i ściągnął brwi, ale ja zamknąłem teczkę.
– Spóźniłeś się. Jest prawie pierwsza w nocy.
– Przepraszam – powiedział niemal szeptem, siadając naprzeciwko mnie. Tom przeciągnął palcami po zmęczonej twarzy, głośno wypuszczając powietrze z płuc. – Miałem kiepski dzień. To jeden z takich dni, kiedy nic się nie udaje. Sam dobrze wiesz, że takie są. Dzięki za przypilnowanie Melki. – Skinął głową w jej stronę. – Jutro mam wolne. Obiecałem jej, że pojedziemy do zoo.
To nie był Tom Adison, którego poznałem, mając zaledwie kilka lat. Zawsze wierzyłem, że gdy w jego życiu pojawi się dziecko, będzie przeszczęśliwy. Stało się na odwrót, ale nie przez samą Melanie, bo on ją kochał niewyobrażalnie mocno i nie wyobrażał sobie życia bez niej, ale przez jej matkę i jego ówczesną dziewczynę. Spotykał się z Trinity dwa lata, ale ta postanowiła go zostawić, gdy tylko zaszła w ciążę. To nie było najbardziej przykre w tej całej sytuacji, jednak to, że ona tego dziecka wcale nie chciała. Awanturowała się i przepłakała kilkanaście nocy, podczas których urodził się pomysł przerwania ciąży. Adison wcale tego nie chciał. Podejmował z nią wiele prób rozmowy, ona nie chciała z nim gadać. Doszło do tego, że postraszył ją prawnikiem, czyli mną. Trinity nie bardzo mi ufała, nie mieliśmy zbyt dobrych relacji. Krytykowała wszystko dookoła i była bardzo nieuprzejma, natomiast dobrze wiedziała, że dla Adisona zrobię, co będzie trzeba. Mój przyjaciel niejednokrotnie błagał ją na kolanach o to, żeby donosiła ciążę. I ona się zgodziła. Urodziła, a dwa dni po porodzie zrzekła się praw do córki. Miała ją na rękach tylko raz, a później pozbyła się jej z życia, jakby nigdy nie istniała. Nie chciała jej widzieć. Nie chciała patrzeć, jak dorasta i jak uczy się chodzić. Nie interesowało ją nic, co było z nią związane. Nawet sam Adison.
Mnie pękało za każdym razem serce, kiedy patrzyłem na samotnego Toma. I byłem też z niego przeogromnie dumny, bo radził sobie lepiej, niż zakładałem.
– O’Kelly o ciebie pytała – odezwałem się, opierając plecy o krzesło.
Tom uniósł wzrok. W jego oczach pojawiła się ta charakterystyczna iskra, jak zawsze kiedy wspominałem o tej dziewczynie. – A dokładnie o to, czy idziesz z kimś na ślub Taylora.
– Znowu była ci się żalić?
– Tom, jakie żalić? Po prostu zapytała. Dlaczego jej unikasz?
– Dominic, ja wiem, do czego zmierza ta rozmowa. I nie. Moja odpowiedź w dalszym ciągu będzie brzmiała „nie”. Nie zrobię jej tego.
– Ale czego? – Uśmiechnąłem się, słuchając tych bzdur.
– Tego. – Wskazał na swoją córkę. – Nie obarczę jej takim obowiązkiem. Ona ma dwadzieścia pięć lat, a ja trzydzieści jeden. Sądzisz, że chciałaby w tak młodym wieku mieć dziecko i to nie swoje?
– Stary, masz szansę na wspaniałą rodzinę, a ty to odrzucasz.
Tom przewrócił na to oczami, zdejmując ze mnie wzrok.
– Powiedziała ci, że cię kocha i że Melanie nie stanowi dla niej problemu, a ty ją odpychasz. Czemu? Ona ma swój rozum i niejednokrotnie ci pokazała, że jest bardzo odpowiedzialna. Wie, że masz dziecko, i jest gotowa się dla was poświęcić. Chcesz wychowywać ją sam?
– Mel nie jest sama. Ma ciebie.
Parsknąłem śmiechem, ale na tyle, żeby jej nie zbudzić.
– Mieć dwóch ojców to supersprawa, ale ona potrzebuje też matki. Ja naprawdę muszę ci to tłumaczyć? Rozmawialiśmy na ten temat nie raz. Melanie też ją uwielbia i jej ufa. Zresztą ty też kochasz Lizzie, a uparcie to przed sobą ukrywasz.
– I co miałbym powiedzieć swojej córce? – spytał ponuro, tak samo się uśmiechając. – Że to będzie jej nowa mama? Ona nawet pierwszej nie poznała. Nie chcę dać jej poczuć, jak to jest mieć matkę, a potem jej to odebrać, gdyby miało nam nie wyjść. Nie rozumiesz mnie, bo nie masz dzieci, Dominic.
– To idiotyczne – skomentowałem. – Nigdy nie będziesz miał żadnej kobiety? Czy dopiero wtedy, jak Melanie urośnie i będzie więcej rozumiała? Może i nie mam dzieci, ale wokół mnie jest ich pełno i nauczyłem się tego, że one rozumieją więcej, niż nam się może wydawać. Jasne, że Melanie jest jeszcze za mała, ale O’Kelly nie zniknie jej z życia, bo się z tobą przyjaźni. I właśnie tego ją naucz. Że dobrzy ludzie nie znikają.
– Zapytała mnie wczoraj, gdzie mama. I czy ona jako jedyna jej nie ma. – Tom oparł się łokciami o stół i przymknął oczy. – Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć. To trudne. Mnie jest trudno. Czuję, że ją zawodzę i że nie zbliżam się nawet do bycia takim ojcem, jakim zawsze chciałem być. To trudne. Wydaje się to banalnie proste, ale wcale takie nie jest.
– Zapominasz o tym, że nie jesteś tylko ojcem, ale jeszcze facetem – odezwałem się cicho. – Ja ci wierzę, Tom. Wierzę, że chcesz dla niej jak najlepiej, ale musisz pamiętać też o sobie. Spójrz na Vincenta. Jego córka ma już sześć lat i on przez ten czas ani razu o sobie nie zapomniał. Gilbert jest w wieku O’Kelly i świetnie sobie radzi. I co ma do tego wiek. Lizzie jest bardziej odpowiedzialna niż twoja siostra.
– Jestem zmęczony, Dominic. Zmęczony tym, że to jest takie trudne. Chcę tylko, żeby moja córka była szczęśliwa.
– Jeśli jej ojciec będzie szczęśliwy, to ona też.
Adison uniósł głowę, spoglądając na mnie smutnym spojrzeniem.
– To dziecko. Jesteś jej jedynym rodzicem i kocha cię prawdopodobnie bardziej, niż możesz myśleć. Jesteś najlepszym ojcem, jakiego Melanie może sobie wymarzyć. Ty zapewniasz jej wszystko, co trzeba. Zawsze chciałeś być dobrym tatą i ja ci w to uwierzyłem. Jesteś tylko trochę zagubiony. To nic, Tom. Ogarniesz to. W końcu jesteś Thomas Adison.
– Kurwa – przeklął pod nosem, przekręcając się bokiem na krześle, a za chwilę wbił wzrok w śpiącą dziewczynkę, do której dołączył Itachi. Przez kilkanaście sekund ugniatał poduszkę obok głowy Melanie, następnie położył się obok i ziewnął. – Jest idealna – szepnął. – Ona jest tak mądra, sprytna i inteligentna. Tak grzeczna, miła i taka dzielna.
– I jest twoja – dodałem, uśmiechając się, ale Tom tego nie widział. Zapatrzony był w swoją córkę.
– Ma tylko jedną wadę. – Tom odwrócił się do mnie, obdarowując mnie znaczącym uśmiechem. Wiedziałem, co powie i zacząłem się cicho śmiać, biorąc do ręki długopis. – Moja córka uwielbia samochody i wszystko, co z nimi związane. Nie zliczę, ile ma samochodzików w domu. Ciągle się o nie potykam. Co dziś oglądaliście? Pierwszą czy drugą część Aut?
– Pierwszą – skwitowałem rozbawiony. – Podobno często dzieciaki biorą przykład z ojca chrzestnego. Na urodziny kupię jej toyotę suprę. Postawi obok mercedesa.
Tommie roześmiał się, krzyżując ręce na piersi.
– To dlatego Lili lubi bić się z Mel? Bo Walker? – zapytał.
– Sądziłem, że to K1 wypadnie mu z głowy i nie będzie chciał się już bić, ale on wziął to na poważnie. Chodzi z takim obitym ryjem. – Pokręciłem do siebie głową, rysując wzorki po notatniku. – Ale idzie mu całkiem nieźle. Za tydzień też się bije. Idziemy?
– Jeżeli Sara zostanie z Mel, to tak. Przyda mi się wyjście. Muszę już jechać. Jest bardzo późno, a jak ją przeniosę, to się pewnie rozbudzi. Chciałem ci pogratulować, mój przyjacielu.
– Ta? – spytałem, zdziwiony. – A czego?
– Nie rzygasz już, kiedy ją przebierasz. To dla ciebie duże osiągnięcie.
– To jakoś samo tak wyszło – przyznałem, wzruszając ramionami.
Odpowiedział mi znikomym uśmiechem, podchodząc do córki. Wziął ją ostrożnie na ręce, by ta się nie zbudziła, i okrył ją kocem. Głowa opadła jej na ramię Toma, kiedy powiesił sobie na ramieniu torbę. Odwrócił się przodem do mnie, przytulając do siebie Melanie, i skinął głową w kierunku leżących przede mną dokumentów.
– Coś ciekawego?
– Nie – skłamałem. – Same bzdury.
– Dzięki. Za wszystko. Za pogadankę na temat Lizzie też. Pomyślę nad tym. Wyślę ci jutro zdjęcia z zoo. Mel będzie zachwycona.
– Jedź ostrożnie i napisz wiadomość, jak dojedziesz, OK?
– Jasne. Nie siedź za długo. Słabo wyglądasz. Brałeś leki?
– Ta. – Uśmiechnąłem się blado.
– Dobranoc.
– Dobranoc, Tom. Ucałuj ode mnie rano na dzień dobry Melanie.
Adison pokiwał głową i zostawił mnie samego. No, nie do końca samego. Był ze mną Itachi i nieustępujący ból głowy.
Początek uwikłań
Nie mogłem zasnąć. Leżałem w łóżku, wpatrując się w sufit przez czterdzieści minut. Początkowo ta głucha cisza mi nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie. Uspokajała mnie i wyciszała, jednak w krótkim czasie zaczęła niemiłosiernie irytować. Włączyłem sobie wtedy w pokoju cichą muzykę, powracając do oglądania ściany. Chciałem przeczytać jakąś książkę, żeby nie musieć o niczym myśleć, i nawet po jedną sięgnąłem, ale szybko rzuciłem ją na dywan, gasząc lampkę. Przekręciłem głowę, zauważając na pustej poduszce telefon. Chwyciłem go i bez zastanowienia napisałem wiadomość, nie zważając na późną godzinę.
Ja:
Miałem ciężki dzień. Głowa mi pęka i słabo się czuję. Dobranoc.
I chyba zasnąłem, chociaż to duże słowo. Miałem przymknięte oczy, ale natychmiast je otworzyłem, kiedy zza okna usłyszałem charakterystyczny dźwięk silnika. Zerwałem się do siadu, spoglądając przez szybę. Chwyciłem bluzę, bo nie chciałem wychodzić w samych dresach, i założyłem ją na siebie, zbiegając ze schodów. Na korytarzu zerknąłem w kamerę, a następnie podszedłem do drzwi wejściowych, otwierając je, zanim ona zdążyła zapukać. Spojrzałem w dół, spotykając się z tą ładną barwą tęczówek dziewczyny, na co moje usta mimowolnie wygięły się w delikatnym uśmiechu. Ciemnowłosa odwzajemniła gest i minęła mnie w drzwiach, wchodząc do środka. Zamknąłem je za sobą i skierowałem się w stronę salonu, w którym ona rzuciła torebkę na kanapę, zsuwając z głowy kaptur.
– Co ty tu robisz? – zacząłem pierwszy, opierając się barkiem o framugę.
Zrobiła parę kroków w przód, zadzierając głowę, by móc na mnie popatrzeć.
– Napisałeś mi, że słabo się czujesz. Jestem więc.
– Obudziłem cię tą wiadomością?
Dziewczyna pociągnęła mnie do siebie, spojrzała w moje zmęczone oczy, a po chwili uniosła rękę, gładząc mnie kciukiem po policzku. Jej dotyk momentalnie mnie ukoił. Przymknąłem oczy, nabierając powietrza, i położyłem dłonie na talii brunetki.
– Marzyłem o tym, żeby cię przytulić. Dziękuję, że przyjechałaś.
– Zawsze jestem – powiedziała, kiedy spojrzałem jej w oczy. – I to dlatego jesteś we mnie zakochany.
– Ja nie jestem w tobie zakochany. Ja cię kocham, Francy.
Anfrew pocałowała mnie w usta, wspinając się na palcach, po czym cofnęła się kilka kroków i ściągnęła z siebie bluzę.
– Nie spałeś? – zapytała, gdy zapaliłem światło w pokoju.
Pokręciłem przecząco głową, siadając na kanapie.
– A ty czemu nie śpisz o tej godzinie? – spytałem, głaskając kota, który spał na poduszce Melanie. – Wyglądasz, jakbyś miała bardzo intensywny dzień. Masz podkrążone oczy i jesteś blada. Coś się stało?
– Nie, jestem tylko zmęczona. – Anfrew położyła się obok mnie, kładąc mi głowę na kolanach i spojrzała na mnie z tą niezmienną czułością. – Do szóstej pracowałam, przedłużyło mi się. Robiłam też porządki w ogrodzie. No a potem pojechałam szybko wywołać te zdjęcia, o których ci wspominałam miesiąc temu. Teraz wywołałam też z Włoch. Wyszły super. Aha i wiesz, co jeszcze sobie wywołałam? – Uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem gest, kiwając głową.
– Zdjęcia z mojej aplikacji. Wiedziałem, że będziesz chciała to zrobić.
– Zapełniłam już trzeci album i zdałam sobie sprawę, że w nich jest więcej ciebie niż nas. Przestaję ci robić zdjęcia. Od dziś ty robisz mnie.
– Z przyjemnością, my love.
Musnąłem opuszkiem palca policzek brunetki, zaczesując też ciemne i opadające kosmyki jej włosów na czoło. Przesunąłem kciukiem po pełnych ustach Francy, po chwili mocno się pochylając i ją całując. Nie trwało to długo, bo złożyłem na nich zaledwie kilka pocałunków, jednak to starczyło, bym poczuł się trochę lepiej.
– Oddajesz w poniedziałek samochód do Adriana na to przyciemnienie szyb? Nie jesteś chyba do końca zadowolony ze zmiany samochodu, co nie?
– Jestem, ale jakoś ciężko mi się przestawić. Do tamtego miałem sentyment i był już przeze mnie wyjeżdżony.
Francy ostatni raz się uśmiechnęła, a zaraz wstała, wiążąc sobie włosy w długiego kucyka. Wpatrywałem się w dziewczynę, kiedy przysiadła na jednym z krzeseł w kuchni i zaczęła przeszukiwać torebkę.
Przez te kilka lat Anfrew bardzo się zmieniła. Co prawda nie urosła i w dalszym ciągu miała metr sześćdziesiąt cztery, a przy mnie wyglądała jak mały krasnal, ale jej rysy twarzy uległy znacznej zmianie. Nie była już dziewiętnastolatką, tylko dwudziestopięcioletnią kobietą, która z dnia na dzień robiła się coraz piękniejsza. Nie zrezygnowała z czarnych włosów ani z ich długości. W dalszym ciągu farbowała je na ciemny kolor i przycinała tylko końcówki, pozostawiając kosmyki sięgające jej do pasa. Dalej malowała paznokcie na czarno i robiła na oczach kreski podkreślające czekoladową barwę tęczówek dziewczyny. Wieczorami nosiła dresy, a w ciągu dnia chodziła w ładnych sukienkach, które zgrywały się z moimi koszulami. W południe dla dzieciaków, którym poświęcała czas na naukę gry na fortepianie oraz na uczelni, była panią Anfrew, a dla mnie nocami i wieczorami małą Francy, monkey i my love, którą niewyobrażalnie mocno kochałem. A ona kochała mnie.
Nie zmieniło się prawie nic, a jednak tak dużo. Moja dziewczyna dalej mnie onieśmielała. Wciąż się stresowałem spotkaniami z nią. Niezmiennie czułem tę ekscytację, kiedy mieliśmy razem wyjść i mimo tego, że przez ten czas razem byliśmy chyba w dwunastu krajach, ja dalej byłem zestresowany obecnością Francy. Wątpiłem, że to się szybko zmieni. Każdego dnia mnie sobą fascynowała, zaskakiwała i trwała przy mnie, kiedy było źle. Zawdzięczałem jej naprawdę wiele. Był taki okres, że codziennie przynosiłem Anfrew kwiaty, żeby zaspokoić poczucie ulgi, ale zabroniła mi to robić, kiedy w jej pokoju nie było już miejsca.
– Dominic, co to jest?
Z zamyślenia wyrwał mnie jej głos. Całkiem zapomniałem o tym, że zostawiłem te pierdolone notatki na stole. Francy trzymała w rękach zdjęcie martwej Evans i akurat musiała wziąć to najbardziej drastyczne. Nawet na mnie nie patrzyła. Przestraszonym wzrokiem wpatrywała się w fotografię, nie powstrzymując drżących dłoni. Zerwałem się z miejsca i chciałem odebrać jej zdjęcie, ale ona mi na to nie pozwoliła. Kurczowo zacisnęła na nim palce, bardzo powoli unosząc głowę, a następnie spojrzała mi w oczy.
– My love, posłuchaj…
– To jest Pola? Pola nie żyje? To tym dziś się zajmowałeś, kiedy prosiłeś Sarę o pomoc nad Melką? Ona nie żyje? Żartujesz chyba. O Boże.
Przysiadła na krześle, oczami przeszukując resztę dokumentów, na co jej pozwoliłem, ale tylko przez chwilę. Przykucnąłem obok niej i zamknąłem teczkę, obserwując twarz wystraszonej Francy. W jej oczach dostrzegłem łzy.
– Chciałem ci o tym powiedzieć, ale nie tej nocy – zacząłem cicho, ściągając na siebie wzrok brunetki. Złapałem ją za dłonie, przystawiając je sobie do ust. – A w zasadzie nie wiem, co mam ci powiedzieć, bo jeszcze sam nic nie zdążyłem się dowiedzieć. Porozmawiamy?
– Ale co się tam stało? Dominic, j-jej ciało wygląda jak… – przerwała, próbując znaleźć w głowie odpowiednie słowo, i wskazała dłonią na dokumenty. – Co tam się stało?
– Nie możesz nikomu o tym powiedzieć, nawet dziewczynom – zastrzegłem, na co Anfrew skinęła głową. – Wiedziałaś o tym, że Evans spotykała się z facetami za kasę?
Ona cofnęła głowę, delikatnie ściągając przy tym brwi.
– Jakieś tam plotki chodziły, ale nie bardzo w nie wierzyłam, bo Pola zawsze wolała towarzystwo mężczyzn od kobiet. Gdzie wy ją znaleźliście?
– W motelu. W jednym z pokoi. Właściciel ją znalazł. Gadałem z nim. Ona bywała tam wiele razy i za każdym razem z innym facetem. Nie wiem, czy trafiła przypadkiem na psychopatę, czy to było zaplanowane, ale się dowiem.
– Zabił ją jakiś typ, z którym się umówiła na seks za pieniądze? O co chodzi?
– Francy, ja też chciałbym wiedzieć – odpowiedziałem jej, kiedy na mnie już nie patrzyła. – Nie widziałaś nikogo przy niej? Mam na myśli jakiegoś czterdziestolatka. Tak na oko. Nikogo?
– Nikogo przy niej nie widziałam. Ale, Dominic, coś tu nie gra, bo to wyglądało, jakby się ktoś nad nią znęcał. Zwykłe morderstwo chyba tak nie wygląda, co nie?
– Mnie też coś w tym nie pasuje. Uważam, że to było zaplanowane. W poniedziałek się dowiem więcej.
– Dominic, ale co, jeśli ten typ sobie teraz chodzi po ulicach i, i, i co? – zaczęła się jąkać. – Teraz się umówił z nią, a zaraz może zaatakować wracającą wieczorem dziewczynę? P-przecież ona na tym zdjęciu nie przypominała siebie i…
Przerwałem jej, kiedy zauważyłem, jak zaczyna się denerwować i wiercić.
– Hej, hej, Francy, popatrz na mnie – poprosiłem, dotykając jej ramienia. – Ja wiem, ale nie bój się, dobra? Po prostu uważaj i nie wracaj sama po nocach. Zadzwoń do mnie, to po ciebie przyjadę. Nie bój się – powtórzyłem, muskając palcami policzek brunetki.
– Powiesz mi, jeśli już coś będziesz wiedział? – zapytała cicho.
– Tak, ale ty nikomu o tym nie mów i udawaj, że nic nie wiedziałaś. Nawet przed dziewczynami, to bardzo ważne. W ogóle nie powinienem ci o tym mówić.
– Wiem. Nikomu nie powiem. Muszę się napić drinka, żeby pozbyć się tych obrazów z głowy.
– Jasne, zrobię ci.
Uśmiechnąłem się w jej stronę, maskując pod tym gestem to, jak bardzo się o nią bałem. I nie wspomniałem o tym, że Pola Evans została potraktowana nożem pod żebra tak samo, jak ona cztery lata temu.
Nie siedzieliśmy długo na dole, tylko przenieśliśmy się na górę do mojej sypialni. Itachi gdy tylko zobaczył, że ewakuujemy się na piętro, od razu podążył za nami.
Odkąd zdiagnozowali u mnie niedoczynność tarczycy, przestałem pić. Nie było to dla mnie jakoś specjalnie trudne, bo traktowałem alkohol jako mały dodatek do wieczoru, ale ten nie był mi niezbędny. Wyjaśniły się też moje problemy z bólami głowy. Zanim poszedłem do lekarza, spodziewałem się najgorszego. Jakiegoś pierdolonego guza mózgu czy poważniejszych diagnoz. Długo się opierałem, żeby do niego pójść, ale Anfrew zagroziła, że jeśli tego nie zrobię, to pożałuję. Zaufałem im, bo moja dziewczyna w składzie z moim przyjacielem to coś, z czym nie miałem odwagi walczyć w pojedynkę.
W nowym roku postanowiłem więc zadbać trochę o zdrowie. Zacząłem brać leki na tarczycę, a przy okazji poszedłem zbadać wzrok. Trochę się rozczarowałem, bo ten zamiast się w minimalnym stopniu poprawiać, pogorszył się. I tak z minus dwa i pół dioptrii na jednym oku, zrobiło mi się pełne trzy. Pasowało do drugiego. Ślepłem w wieku trzydziestu jeden lat. Nieodpowiednie soczewki i okulary, które nosiłem przed wizytą u lekarza, powodowały bóle mojego chorego łba. Trochę się na mnie tego nałożyło, ale dzięki lekom odczuwałem ból nieco słabiej i rzadziej.
Aha, zapomniałem dodać, że od dwóch lat nie paliłem zioła i to było dla mnie najtrudniejsze. Byłem przez to markotny, nie miałem ochoty na seks, nie chciało mi się jeść i całe moje życie wtedy wydawało mi się być do dupy. Każdy wieczór mnie nudził, bo spędzałem go bez jarania. Nie bawił mnie żaden film ani nie interesował żaden serial. Na krótki okres straciłem też pewność siebie. Uwierzyłem wtedy, że jestem bez tego nudny i monotonny. Niewiele osób lubiło mnie już wtedy, kiedy nałogowo paliłem, ale w chwili kiedy przestałem, nie lubił mnie nikt. Nie spodziewałem się, że odstawienie używki, będzie dla mnie aż tak dużym wyzwaniem. Chciałem poddać się już wiele razy i sięgnąć po skręta nie raz, ale wtedy przypominałem sobie, dlaczego to robię. Bo głównym powodem nie była tarczyca.
Nie byłem bezpłodny. Jeszcze nigdy nie trzęsły mi się ręce jak wtedy, kiedy otwierałem kopertę z wynikami. Nie dowierzałem w to tak bardzo, że zrobiłem badanie jeszcze dwa razy. I nie wierzyłem nawet lekarzowi, u którego byłem, a ten powiedział mi dokładnie to samo, co widziałem na papierku przed oczami. Płakałem. Siedziałem na kanapie w salonie w objęciach Francy i płakałem ze szczęścia.
Anfrew zakończyła terapię, która trwała naprawdę długo. Wzajemnie siebie motywowaliśmy, przez co ona też przestała popijać po kryjomu alkohol i wzięła się za siebie, mocno pracując nad zdrowiem psychicznym. Nie zawsze szło to tak, jak tego oczekiwała, ale nie miała prawa oczekiwać efektów po tak krótkim okresie przyjmowania regularnie leków i rozmów. Cała jej droga trwała cztery lata, licząc czas, w którym na poważnie do tego podeszła. A ja byłem z niej przeogromnie dumny, bo zrobiła duże postępy. Nie była już zagubioną w sobie dziewczyną. Była pewną siebie i silną kobietą, która się tą siłą ze mną każdego dnia dzieliła. Wierzyłem też, że nasze życie zaczęło powoli się układać. No i jak zwykle się pomyliłem.
Zrobiłem Anfrew drinka i włączyliśmy jakiś serial dokumentalny, który ona z ciekawością oglądała. Oparłem głowę o dłonie, bez przerwy wpatrując się w dziewczynę. Francy co jakiś czas na mnie zerkała i ładnie uśmiechała, zakładając kosmyk ciemnych włosów za ucho, który nieustannie jej opadał. Po dłuższej chwili chyba ją zaniepokoiłem. A ja tak na nią patrzyłem i czułem coraz większe zdenerwowanie pomieszane z ekscytacją. Pomrugałem w końcu powoli, nieprzerwanie obserwując brązowe tęczówki dziewczyny. Potem pewny siebie wypowiedziałem te słowa, które już dawno chciałem, by opuściły moje gardło:
– Pobierzmy się.
Dziewczyna początkowo wyglądała, jakby nie zrozumiała. Zawiesiła na mnie spojrzenie, minimalnie rozchylając wargi i miałem wrażenie, że trochę zbladła. Wstałem od biurka, kiedy nie odpowiadała, i podszedłem do niej, przysiadając na skraju łóżka, łapiąc dłonią jej zimne i smukłe palce. Pociągnąłem Francy do siebie, ale ta wciąż sprawiała wrażenie, jakby się przesłyszała. I chyba też nie oddychała.
– Co? – szept opuścił jej gardło, powodując u mnie jeszcze intensywniejszy stres. Nie przeszkadzał mi jednak na tyle, by się przed tym powstrzymać.
– Wyjdź za mnie.
– Ty żartujesz teraz, co nie? – spytała, bardzo nerwowo się uśmiechając.
Ja gestu nie odwzajemniłem. Im dłużej spoglądałem Anfrew w oczy, tym bardziej byłem pewien swojej decyzji. Pocałowałem ją w dłoń, obserwując różowe plamki na policzkach ukochanej i święcące się oczy.
– Nie. Już dawno chciałem to zrobić. Kombinowałem kilka razy, by to wyszło w najbardziej odpowiedniej chwili. Próbowałem na kolacji w Grecji, podczas spaceru w Japonii i teraz we Włoszech, ale ciągle mi czegoś brakowało. Zdałem sobie sprawę, że to są nasze najlepsze momenty. Noc, gry na konsoli, oglądanie seriali, dresy i nasz kot, to najprzyjemniejszy dla naszej dwójki czas. To jest ten odpowiedni moment. Ty nigdy nie chciałaś zaręczyn z kwiatami, winem i innych bzdur. Ja też tego nie chciałem. Dla mnie to intymny moment i wiem, że dla ciebie też.
– Dominic, ale… – wypowiedziała szeptem, nie powstrzymując łzy spływającej jej po policzku. – Ty mi się teraz oświadczasz?
– Tak. Jest trzecia w nocy, jesteśmy w łóżku, mamy odpalony serial, jesteś w piżamie, a ja ci proponuję małżeństwo. Pobierzmy się na Fuerteventurze na plaży. Chcę, żebyś została moją żoną.
Nie dałem jej odpowiedzieć, bo pochyliłem się nad nią i otworzyłem szufladę, z której wyciągnąłem czarne, kwadratowe pudełko. Dziewczyna wyglądała, jakby miała zaraz dostać wylewu, ale tego się spodziewałem. Wodziła za mną wzrokiem, podczas gdy ja wracałem na swoje miejsce, kładąc sobie pudełko na kolanach. Chwyciłem Francy za drżącą rękę, na której nosiła pierścionek, który podarowałem jej w Sheffield kilka lat temu. Uniosłem głowę, patrząc jej w oczy, a za chwilę zdjąłem go z palca dziewczyny, kładąc na białej pościeli.
Serce biło mi przeraźliwie szybko, miałem wrażenie, że zaraz przestanie. Ale nawet to mnie przed tym nie powstrzymało, bo tak kurewsko byłem tego pewny. To był mój bilet w jedną stronę, którego pragnąłem całym sobą. Zacząłem powoli zsuwać się z łóżka, nieustannie wymieniając się z Francy wzrokiem, przyklęknąłem na jedno kolano. Puściłem jej dłoń, łapiąc już tą drugą, a jej oczy już całkiem wypełniły się łzami. Przystawiła sobie dłoń do ust, jakby wierzyła, że to pomoże jej w powstrzymaniu emocji, i spojrzała na zawartość pudełka, które otworzyłem. Wymówiłem jej imię niemal szeptem, tonąc w tęczówkach dziewczyny:
– Francy, wyjdziesz za mnie?
Ona w odpowiedzi zaczęła płakać, raz patrząc na mnie, a raz na pierścionek, choć tak naprawdę wiedziałem, że dziewczyna go nie widzi przez ilość łez, jaka zebrała się w jej oczach. A ja im dłużej czekałem na jej odpowiedź, tym bardziej wariowałem od natłoku emocji, które we mnie w tamtym momencie buzowały. Ale to były emocje, których oczekiwałem, i ani trochę mnie nie zawiodły.
Jedno słowo
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Nakładem Wydawnictwa Amare ukazały się również:
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Flame Moon
ISBN: 978-83-8373-117-9
© Jedersafe i Wydawnictwo Amare 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Marta Grochowska
KOREKTA: Anna Grabarczyk
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek