Dobre bajki o tym, jak piękne są święta - Małgorzata Korbiel - ebook + audiobook

Dobre bajki o tym, jak piękne są święta ebook i audiobook

Korbiel Małgorzata

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Poczuj magię świąt dzięki książce „Dobre bajki o tym, jak piękne są święta”!

 

„Dobre bajki o tym, jak piękne są święta” to wyjątkowy zbiór opowieści, który wprowadzi młodych czytelników w niezwykły czas Bożego Narodzenia! Ta książka to idealna lektura na zimowe wieczory – zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Każdą z historii wypełniają humor oraz uniwersalne wartości, takie jak: miłość, przyjaźń, poczucie wspólnoty i bliskość.

 

Podczas lektury czytelnicy poznają sympatycznych bohaterów, w tym kotkę Krewetkę i psaCynamona, którzy swoją energią i pomysłami wprowadzają do domu Różańskich mnóstwo radości i śmiechu. Ta para zwierzaków, z właściwą sobie psotliwością, obserwuje przygotowania do świąt, dostarczając zabawnych nieporozumień, ale i chwil pełnych wzruszeń. W opowiadaniu „Święta na fali” czytelnicy poznają pingwina Antka, który po raz pierwszy spędza Boże Narodzenie w gorącej Australii, co staje się pretekstem do odkrywania różnorodnych świątecznych tradycji.

 

Książka „Dobre bajki o tym, jak piękne są święta” przypomina, że w tym szczególnym czasie najważniejsze są wspólnie spędzone chwile, miłość oraz dzielenie się radością z bliskimi. Opowieści pełne świątecznej atmosfery, bajkowych przygód i humoru sprawią, że każdy, bez względu na wiek, poczuje magię świąt. To doskonały prezent pod choinkę, który rozgrzeje serca całej rodziny!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 38

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 9 min

Lektor: Dominika Sell-Kukułka
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redaktorka prowadząca: Urszula Pitura

Wydawczyni: Natalia Galuchowska

Korekta: Jolanta Olejniczak-Kulan

Ilustracja okładkowa: Ewa Popławska

Liternictwo okładkowe: Agata Łuksza

Copyright © 2024 for the Polish edition by Świetlik, an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie I

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-725-8

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Plik przygotował Woblink

woblink.com

Przemówić ludzkim głosem

Rodzina Różańskich była całkiem spora. Zaliczali się do niej mama, tata, trzy siostry, brat, a także kotka Krewetka i pies Cynamon. Ze zwierzakami nigdy nie było nudy, za to zawsze było głośno i wesoło. Czasami Krewetka z Cynamonem wbiegali na siebie, wtedy przypominali zderzające się ze sobą dwie chmurki gradowe.

– Patrz, Cynamonku, zbliżają się święta – mruknęła pewnego dnia Krewetka.

Siedziała na parapecie i delikatnie ruszała ogonkiem. Było to jej ulubione miejsce, bo mogła obserwować z góry świat za oknem. Do tego było jej ciepło, bo pod parapetem znajdował się kaloryfer. Co prawda mama czasami stawiała na parapecie doniczki z kwiatkami, które zasłaniały kotce widok, ale to nie był problem. Wystarczyło pacnięcie łapką i trach! Miejsca znowu było w sam raz!

– Skąd wiesz? – zapytał pies. Stanął na tylnych łapach, a przednie oparł o krawędź parapetu. – O rany! Śnieg! Pada śnieg! – Cynamon opadł z powrotem na podłogę i zaczął biegać w kółko po salonie.

– Śnieg, śnieg, śnieg! – wołał wesoło, ale rodzeństwo, które wbiegło do pokoju, zaalarmowane głośnym szczekaniem, usłyszało jedynie: „Hau, hau! Hauuu! Wrrr, łuf!”.

– I z czego się tak cieszysz? – zapytała zdziwiona kotka.

– Bo Adelka już poszła po smycz! A to znaczy, że zaraz idę na spacer! Na śnieg! – wyjaśnił pies, merdając ogonem jak wiatraczkiem.

– No właśnie. Na zewnątrz jest zimno w łapki i mokro. Futro ci się pozlepia, mróz poszczypie w nos – mówiła Krewetka. – Nasi opiekunowie muszą cię nie lubić, skoro każą ci wychodzić w taką pogodę.

– Nieee, oni mnie bardzo lubią, dlatego zabierają mnie ze sobą. Będę aportował śnieżki i rzucał się w wielkie zaspy! – szczeknął Cynamon. – Będzie mnóstwo zabawy i śmiechu! To ciebie zostawiają tu samą, biedna Krewetko.

– Zostawiają w ciepłym i suchym miejscu, bo się o mnie troszczą – odparła kotka i zadarła nosek. Zamyśliła się, po czym z łobuzerskim uśmiechem dodała: – Tylko nie liż słupka od znaku drogowego!

Cynamon zastanowił się nad jej słowami. Dlaczego zabroniła mu lizać słupek? Skoro łapanie płatków śniegu do otwartego pyska jest takie fajne, to może i lizanie słupka też? On tak się ładnie skrzy w słońcu, kiedy jest zima. Krewetka na pewno chce mu zrobić na złość. A właśnie że poliże znak! To będzie prawdziwa frajda!

Po godzinie rodzeństwo wraz z Cynamonem wróciło ze spaceru. Ale zamiast się śmiać jak zawsze, dzieci łapały się za głowy i coś krzyczały do rodziców. Mama i tata podeszli do psa i zaczęli go uważnie oglądać. W końcu zajrzeli mu do pyska…

Kotka z tej całej sytuacji zrozumiała jedynie „ojojoj”, bo często słyszała je od opiekunów, gdy strącała doniczki z parapetu. Przewróciła tylko oczami. Przecież mówiła Cynamonowi, żeby nie lizał znaku. Oczywiście jej nie posłuchał i język mu przymarzł do metalowej rurki. Co za pies… Za to dostał trochę ciepłego bulionu rybnego na rozgrzanie.

– Wief co? – zaseplenił potem do Krewetki. – Miałaf rację.

– Zawsze mam rację – odparła kotka. – Popatrz na nich, przynieśli drzewko do domu. Po co, skoro jest ich tyle za oknem?

W pokoju zapachniało igliwiem i żywicą. Choinka sięgała niemal do sufitu. Najmłodsza z sióstr kucnęła przy zwierzakach. Zwróciła się do kotki, pokazała na zielone gałązki i pokiwała palcem wskazującym na boki. Dziewczynka coś mówiła, ale kotka nic nie zrozumiała. Po chwili pobiegła, podskakując wesoło, do pudełek z różnymi dziwnymi rzeczami, które przyniósł jej brat.

– Czy Monika chciała mi powiedzieć, że jak pacniemy w gałązkę, to ona się będzie kiwać na boki? – Krewetka przekręciła łebek, przypominając sobie jej palec.

– Chyba tak. To miło, że skoro nie wychodzisz z domu, przynieśli ci drzewko do środka – uznał pies.

– Popatrz, wieszają na nim piłeczki! – Oczy kotki zrobiły się wielkie i lśniące. – A więc to o to chodziło! Piłeczki! Dla mnie! Ale muszą mnie kochać! – Podeszła bliżej, żeby się przyjrzeć ozdobom. – Cynamonie, patrz! W tych piłkach są uwięzione małe Krewetki!

Pies nie uwierzył przyjaciółce, ale zaciekawiony podszedł i przyjrzał się wiszącym kulkom.

– Aaaaj! To ja! Ja w nich jestem! Małe Cynamonki z wielkimi nosami! Zaraz was uwolnię! – zapiszczał pies i rzucił się na choinkę. Ta zachwiała się niebezpiecznie, a kilka bombek roztrzaskało się na podłodze.

Do pokoju wbiegł przestraszony tata. Złapał drzewko, zanim się przewróciło, i coś krzyczał na psa, tupiąc nogą. Kilka ozdób poturlało się po dywanie. Krewetka zaczęła się nimi bawić.

– Wiesz co, Cynamonku? To jednak były tylko nasze odbicia w tych piłkach – miauknęła.

Tata zamiótł kawałki szkła i na wszelki wypadek przejechał kilka razy odkurzaczem po dywanie.

– Ratuj się kto może! – zawołała kotka i oba zwierzaki, przerażone, wybiegły z salonu.

Skierowały się w stronę kuchni. Tam na pewno ten potwór ich nie dopadnie! Zwierzaki wpadły prosto pod nogi mamy, która zachwiała się, a z trzymanej przez nią miski wysypała się mąka.

– Zobacz, Cynamonku, nawet śnieg dla mnie przynieśli – ucieszyła się kotka. – O, wcale nie jest zimny!

Krewetka przeszła po mące i trochę pogrzebała w niej łapkami. Nic a nic nie czuła zimna. Łapki jej nie zmarzły, ale za to zostawiała na czystej podłodze śmieszne białe ślady! Cynamon zbliżył się, aby powąchać mąkę. Tak go zakręciło w nosie, że kichnął! Psiak miał cały biały pysk.

Mama, widząc to wszystko, przewróciła oczami, a dzieci zaczęły się śmiać.

– To nie śnieg, Krewetko. To mąka. Opiekunowie coś tu pieką. Może dadzą nam spróbować? – zastanawiał się pies.

Kotka wskoczyła na stół. Na blaszce w równych rzędach leżały aniołki, dzwoneczki i ludziki, które miały bardzo intensywny korzenny zapach. Strasznie wiercił kotkę w nosie.

– To są takie chrupki dla ludzi – wyjaśniła Cynamonowi. – Wsadza się je do piekarnika, wyjmuje gorące, a potem gdy ostygną, robią się twarde. I zupełnie niesmaczne. – Krewetka aż się wzdrygnęła na samą myśl.

Kolejne dni upływały na lenistwie, wdychaniu pięknych zapachów, które rozchodziły się po mieszkaniu, i oczekiwaniu na coś wielkiego. Kotka i pies nie za bardzo pamiętali, co to ma być, ale czuli zmieniającą się atmosferę.

Robiło się coraz bardziej świątecznie i uroczyście. W salonie stanął duży stół nakryty białym obrusem, choinka rozbłysła światełkami, a pod nią leżało kilka kolorowych pudełek przewiązanych wstążkami. Wstążki bardzo kusiły Krewetkę, ale coś czuła, że lepiej ich nie ruszać. Dzieci co chwilę podchodziły do drzewka, zerkały pod nie i chichotały. Natomiast Cynamon spacerował koło piekarnika i delektował się ulatującym z niego zapachem ryby.

Gdy zapadł wieczór, tata połamał coś białego i płaskiego i każdemu dał po kawałku. Nawet Krewetce i Cynamonowi. To białe coś smakowało dosyć dziwnie, ale zwierzęta czuły, że nie powinny grymasić, bo dla opiekunów to była bardzo ważna sprawa.

Potem rodzina zjadła mnóstwo potraw, które nie zainteresowały Krewetki, bo nie pachniały szyneczką, dzieci odśpiewały kilka kolęd i otworzyły pudełka spod choinki. W jednym znajdowały się nowa myszka dla kotki i nowa obroża dla psa.

Kiedy dzieci bawiły się otrzymanymi prezentami, mama kucnęła przy psie i zmierzwiła mu sierść na głowie. Potem opiekunka pokazała palcem na zegar i coś powiedziała, ale Cynamon nie zrozumiał, o co chodzi. Znał kilka pojęć, na przykład „spacer”, „zostaw” i „aport”, ale tym razem kobieta nie użyła żadnego z tych zwrotów. Spojrzał na zegar, na choinkę i w końcu na panią Różalską.

– Krewetko, wiem! – Olśniło go nagle. – Dzisiaj jest Wigilia! Pamiętasz? Ten jeden dzień w roku, kiedy o północy możemy przemówić ludzkim głosem!

Zamerdał ogonem, a mama się zaśmiała. Krewetka, która drzemała koło stosu podartego papieru, uniosła jedno ucho. Dopiero po chwili dotarł do niej sens tej wiadomości. Zerwała się z miejsca i zaczęła chodzić dookoła ze szczęścia i podekscytowania.

– Tak, masz rację! – zamruczała nieco niezadowolona, bo rzadko zgadzała się w czymkolwiek z Cynamonem. – Ojej! Mamy mało czasu! Musimy pomyśleć, co możemy im powiedzieć.

– Ja wiem, ja wiem! – Pies zaczął biegać jak szalony po pokoju. – Powiem im, że to nie ja zjadłem parówki z hot dogów, wtedy gdy na chwilę zostawili je na stole w restauracji. To były wrony!

– Nieee, to mało ważne. Lepiej powiedzmy im, że wszystkie moje myszki utknęły pod lodówką. Nigdy jej nie odsuwają, a chyba jest ich tam ze dwanaście!

– Nie, to bez sensu. Dostałaś właśnie nową myszkę, po co ci stare – odparł Cynamon. – Powiedzmy, żeby wyrzucili wsysającego wszystko potwora! Strasznie dużo je i hałasuje.

– To niegłupie, ale pewnie będzie im smutno bez niego. Wypuszczają go co kilka dni, żeby się najadł, więc są pewnie do niego przywiązani – wyjaśniła Krewetka. – Lepiej powiedzieć, że ciężko mi się dostać do gumek do włosów, od kiedy są zamknięte w pudełku.

– Myślisz tylko o sobie! – zawył smutno Cynamon. – Może wyjaśnijmy, że ciocia Lucynka zawsze pachnie kiełbaską i dlatego się ślinię, gdy przyjeżdża.

– Nie, po co im to wiedzieć? – fuknęła.

– Ty to nigdy się ze mną nie zgadzasz!

– Bo masz niemądre pomysły!

– A ty za to myślisz, że jesteś taka mądra!

– A żebyś wiedział!

Dzieci podeszły do pupili i usiadły przed nimi. Rodzice przykucnęli obok. Każdy z rodziny uśmiechał się od ucha do ucha.

Zegar w oddali tykał tik-tak, tik-tak, aż w końcu wybił północ. Ale Cynamon i Krewetka tego nie słyszeli. Szczekali i miauczeli do siebie na całego.

– Krewetko? Cynamonku? Chcielibyście nam coś powiedzieć? – zapytała łagodnie mama.

– Czekajcie, nie słyszycie, że rozmawiamy? – zawarczał pies. Był zajęty kłótnią i nie zauważył, że właśnie dokładnie zrozumiał każde ludzkie słowo.

– Myślisz, że jak jesteś większy, to jesteś mądrzejszy? – zasyczała kotka.

– Tak! Bo to ja chodzę na spacery i widzę więcej.

– A ja słucham, jak mama czyta dzieciom książki!

– Ja pierwszy do nich przemówię!

– Dlaczego niby ty? Właśnie że ja! – zamiauczała Krewetka i zerknęła na zegar. – Och, Cynamonku…

Nagle zapadła zupełna cisza. Wskazówka się przesunęła i wskazała minutę po północy. Czas minął…

– Trzeba było po prostu powiedzieć, że ich kochamy – zamiau­czała smutno kotka. – Wszystko przez ciebie!

– Pokłócimy się później, Krewetko. Teraz chodźmy się do nich przytulić. W ten sposób pokażemy, że są dla nas najważniejsi na świecie.

Krewetka zadarła ogonek i zrobiła slalom między nogami rodziców. Parę razy dostała w nos merdającym wesoło ogonem psa, ale tym razem to zignorowała. Przytuliła się po kolei do wszystkich dzieci i przyjemnie mruczała. Zaczęło się wielkie głaskanie, małe rączki na zmianę mierzwiły sierść psa i kotki.

– To nic, że nie przemówiliśmy ludzkim głosem, może za rok się uda – stwierdziła pogodnie Krewetka.

– Ważne, że jesteśmy wszyscy razem, bardzo szczęśliwi – dodał Cynamon.

– Wesołych świąt, zwierzaki! – zawołał chłopiec i przytulił swoich pupili.

Żadne słowa nie były już potrzebne. Rodzina Różańskich tak naprawdę od zawsze wiedziała, jak bardzo kochają ją Krewetka i Cynamon. I Różańscy kochali zwierzaki równie mocno.

Dalsza część w wersji pełnej