Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dr James Goodwin, profesor fizjologii, przekonuje, że kondycja umysłowa w dużym stopniu zależna jest nie od uwarunkowań genetycznych, a od naszych zachowań, tj.: sposobu odżywiania się, aktywności fizycznej, higieny snu, ekspozycji na stres, częstotliwości i jakości kontaktów towarzyskich czy zdolności odczuwania szczęścia.
Prezentuje innowacyjne metody stymulacji mózgu, w tym z wykorzystaniem medycyny regeneracyjnej, odwołując się do różnorodnych dziedzin medycznych: dietetyki, mikrobiologii czy psychologii, a także najnowszych badań naukowych. Książka zawiera szereg praktycznych porad oraz program treningowy dla mózgu do samodzielnego wykonania w domu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 496
First published as Supercharge Your Brain in 2021 by Bantam Press, an imprint of Transworld Publishers. Transworld Publishers is part of the Penguin Random House group of companies.
Tytuł oryginału: Supercharge Your Brain
Przekład: Dariusz Rossowski
Projekt okładki: Katarzyna Grabowska/&visual.pl
Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Marzena Kłos, Katarzyna Bajura/Słowne Babki
Copyright © James Goodwin 2021
© for the Polish translation by Dariusz Rossowski
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.
ISBN 978-83-287-2214-9
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Wszelka prawdziwa wiedza ma źródło w naturze. Przyroda ma własną logikę, własne prawa, nie zna skutku bez przyczyny ani wynalazku bez potrzeby.
LEONARDO DA VINCI
Gdybyś miał w głowie mózg, byłbyś równie dobrym człowiekiem jak każdy inny, a nawet lepszym od niektórych. Myślący mózg to jedyne, co warto mieć na tym świecie, czy jest się strachem na wróble, czy człowiekiem.
Czarnoksiężnik z krainy Oz
Lyman Frank Baum napisał Czarnoksiężnika z krainy Oz w 1900 roku, ale po upływie z górą stulecia pewne sprawy nie uległy zmianie. W symbolicznej „drodze wybrukowanej żółtą kostką” wciąż skupia się istota ludzkiego doświadczenia. Czyż nie motywuje nas wszystkich poszukiwanie doskonalszego życia i doskonalszych siebie samych? Na tej drodze Blaszany Drwal poszukiwał swego serca, Tchórzliwy Lew odwagi, a celem dążenia Stracha na Wróble – nieoczywistego protagonisty XXI-wiecznej nauki – był mózg.
Dojście do zrozumienia mózgu i rozszyfrowania jego tajemnic będzie wymagało od nauki przemierzenia długiej drogi, lecz niektóre „Jak?”, „Dlaczego?” i „Co?” znajdują już odpowiedzi dzięki dokonującym się odkryciom.
Można by twierdzić, że ta naukowa ekspedycja wyruszyła w 1848 roku w amerykańskim stanie Vermont, w którym dramatyczny wypadek przy budowie torów kolejowych wywrócił do góry nogami piętnaście wieków tradycyjnej wiedzy o mózgu. Phineas Gage był układnym i solidnym mężczyzną, cenionym brygadzistą na budowie linii kolejowej z Cavendish do Burlington. Rozproszony sprzeczką między dwoma pracownikami, toczącą się w czasie, gdy upychał proch w otworze w skale, stracił na moment koncentrację. Półtorametrowy pręt zbrojeniowy, wyrzucony siłą detonacji, przeszył mu głowę, wbijając się poniżej lewego oka, wylatując poprzez lewą stroną czaszki i lądując dziesięć metrów dalej. O dziwo, Gage uszedł z życiem z tego wypadku. Ale przestał być Gage’em. Ten dawniej trzeźwo myślący, zaradny i opanowany mężczyzna stał się porywczy, wulgarny, nieodpowiedzialny, podatny na napady furii i skory do przemocy. Zrodziła się szokująca w tamtych czasach wątpliwość: Czyżby uszkodzenie mózgu, którego doznał, mogło spowodować taką zmianę charakteru, osobowości i temperamentu? Jego lekarz Martyn Harlow w słynnym artykule naukowym The passage of an iron bar through the head („O przeniknięciu żelaznego pręta przez głowę”) w „Journal of the Massachusetts Medical Society” twierdził, że tak.
Przypadek Phineasa Gage’a i spowodowany przez niego przewrót koncepcyjny stanowiły przełomowy moment w rozumieniu przez nas mózgu. Nie można było dalej iść za przykładem starożytnych i bagatelizować tego organicznego substratu (istoty szarej) jako „podrobów głowowych”. W miarę jak w kolejnych dziesięcioleciach postęp metod empirycznych, technologii obrazowania oraz testowania hipotez owocował coraz większą liczbą publikacji naukowych, obraz sytuacji stawał się coraz jaśniejszy i dotarliśmy do nowoczesnego oglądu mózgu jako narządu o niebywałej złożoności. Po tym jak pseudonaukowa frenologia i mesmeryzm ustąpiły miejsca naukowej psychologii, neurobiologii i psychiatrii, mózg przestał być „duchem w maszynie”[a] – i to do tego stopnia, że kamieniem węgielnym neuronauk jest dziś aksjomat: „nie ma świadomości bez materii organicznej”.
W 2000 roku pewne znamienne wydarzenie stało się początkiem kolejnego wielkiego skoku wiedzy. W lipcu tego roku, myszkując w podziemiach Moray House School of Education, dwóch szkockich uczonych znalazło skrzynię pełną skarbów sprzed pół wieku. Były to zebrane i zarchiwizowane wyniki gigantycznej pracy wykonanej w ciągu jednego dnia w 1947 roku, gdy w Szkocji zrobiono coś, czego nie spróbowano w żadnym innym kraju: wykonano testy IQ (współczynnika inteligencji) u ponad siedemdziesięciu tysięcy dzieci. Badaniem objęto niemal całą krajową populację jedenastolatków. Jakiż osobliwy powód do tego skłonił? Podejrzewano, że w klasie robotniczej Szkocji rodzi się zbyt wiele dzieci i że zmniejsza to średnie IQ w kraju (nie zmniejszało). Dostęp do tych unikatowych danych stworzył wyjątkową okazję. Wychodząc od nich, naukowcy dodali informacje o dalszych losach tych ludzi – ich historię zdrowotną, przebieg pracy, przebyte schorzenia, styl życia, oddziaływania środowiskowe – a dzięki temu zdołali prześledzić ich biografie i zobaczyć, jak ich umiejętności umysłowe kształtowały się z czasem. Wykorzystano tę bezcenną szansę do zaprojektowania badania naukowego, które ujawniło receptę na moce mózgu.
To brawurowe przedsięwzięcie badawcze, zatytułowane The Disconnected Mind, trwa już nieprzerwanie od dwunastu lat. Dało nam informacje o wielu zmianach, jakich możemy oczekiwać w trakcie starzenia się:
• kto zachowuje świeżość umysłu, a kto nie;
• jaką rolę odgrywa ruch i aktywność;
• jakie są skutki picia alkoholu, palenia tytoniu i uprawiania seksu;
• jak ważne są przyjaźnie;
• jaki wpływ mają stres, ubóstwo i środowisko socjoekonomiczne.
Informacje te to nasza „droga brukowana żółtymi kostkami” – kolejne etapy poznawania sekretów zdrowego mózgu. Analizując wieloletni przebieg życia uczestników, badanie to jest obecnie w swojej trzeciej fazie, w której dokonuje się pomiarów i testów tzw. Kohorty Lothianu[b] z 1936 roku, osób będących obecnie po osiemdziesiątce.
Niektóre z uzyskanych wyników są wprost zdumiewające. Tak na przykład w artykule opublikowanym w „Nature” w 2012 roku rozstrzygnięto jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii w neuronaukach: Czy IQ jest determinowane przez naturę (genetykę), czy też kulturę (środowisko)? Okazuje się, że nasza inteligencja w wieku dorosłym jest w 50 procentach wyznaczona przez IQ z dzieciństwa (w wieku jedenastu lat). A jaki jest udział pozostałych czynników? Stwierdzono, że tylko jedna czwarta zmian IQ – naszej mocy mózgowej – w dorosłym życiu jest determinowana przez DNA. Aż o trzech czwartych tych zmian decydują środowisko i czynniki stylu życia, innymi słowy, to, w jaki sposób żyjemy.
Czego jeszcze nauka dowiaduje się o pracy mózgu? Badania neurobiologiczne i psychologiczne postępują w zawrotnym tempie. Pobieżne wyliczenie największych przełomów odnotowanych przez zaledwie kilka ostatnich lat pokaże, dlaczego tak uważam:
• Przekształcanie komórek in vivo, w którym stosuje się terapię genetyczną do przeprogramowania mózgowych komórek wspierających (glejowych) w zasadnicze komórki mózgowe.
• Koncepcja, że neurodegeneracyjnym chorobom mózgu, z których wiele jest nieuleczalnych, można zapobiegać, na przykład dzięki zmianom odżywiania się.
• Perspektywa zastosowania medycyny regeneracyjnej w przypadku mózgu dzięki przeszczepianiu odpowiednio zaprogramowanych komórek macierzystych.
• Odkrycie nowych powiązań między aktywnością fizyczną a zdolnościami poznawczymi (myśleniem).
• Poprawa pamięci dzięki elektrycznej stymulacji mózgu.
• Otwarcie – dzięki ultradźwiękom i mikropęcherzykom – możliwości dotarcia z interwencjami leczniczymi do rejonów mózgu, które były do tej pory niedostępne.
• Odkrycie, że częstotliwość stosunków seksualnych ma znaczenie dla poprawy zdolności poznawczych (to nie żart).
Jest jednak pewien problem. Otóż wnioski wypływające z tych nowych, rewolucyjnych odkryć naukowych nie docierają do społeczeństwa w wyważony i rzeczowy sposób. W mediach jest pełno krzykliwych nagłówków, nieporozumień i sprzeczności. Oto znakomity przykład tego ostatniego. W 2018 roku w badaniu relacjonowanym w „British Medical Journal” ustalono, że ryzyko otępienia jest większe u osób, które całkowicie zrezygnowały z alkoholu, oraz u tych, które wypijały ponad czternaście jednostek standardowych alkoholu tygodniowo. Innymi słowy, umiarkowane spożycie alkoholu przynosi korzyść. Wokół tego odkrycia zrobiło się bardzo głośno w środkach masowego przekazu, w tym w BBC i innych telewizyjnych serwisach informacyjnych. Niestety wiadomość, że umiarkowane korzystanie z alkoholu zmniejsza zagrożenie otępieniem, została podana w tym samym czasie, gdy podstawowa wykładnia biura Naczelnego Lekarza Kraju brzmiała, iż nie ma czegoś takiego jak „bezpieczny poziom spożycia alkoholu”. Można dyskutować z niuansami przeprowadzonego badania oraz z argumentacją stojącą za obydwoma przekazami, ale w tym miejscu chodzi mi o coś innego – mianowicie o to, że dla przeciętnego odbiorcy taki sygnał jest szalenie dezorientujący.
Taki chaos jest potęgowany przez liczne książki i inne publikacje, które są nastawione na wzbudzanie sensacji i prezentują wyolbrzymione, radykalne, osobiste poglądy autorów na tematy zdrowotne. Rynek jest zalany agresywnie promowanymi książkami zdrowotnymi, które są bardzo mało wiarygodne i wprowadzają w błąd. Szczególnie jaskrawo uwidocznia się to w odniesieniu do żywności i diety – w tym ich wpływu na mózg. Przyjrzyjmy się na przykład kwestii suplementów żywnościowych. W Stanach Zjednoczonych istnieje dziś 85 tysięcy suplementów zarejestrowanych przez Agencję Żywności i Leków; przychody z ich sprzedaży w 2018 roku wyniosły 40 miliardów dolarów. Podobna sytuacja jest w Wielkiej Brytanii, a wartość światowej sprzedaży środków tego typu w 2018 roku przekroczyła 121 miliardów dolarów. Miliony ludzi są głęboko przekonane, że suplementy stanowią środek zaradczy na ich niedomagania zdrowotne. Podobnie jak Dorotka i jej towarzysze, dajemy się niekiedy zwieść słowom czarnoksiężników, którzy rzekomo mają magiczne różdżki i gotowi są spełniać nasze pragnienia.
Dlaczego miałoby być inaczej? Korzystając ze szczypty językowej inwencji, producenci mogą nam w zasadzie mówić, co chcą, o ile tylko nie obiecują wyleczenia konkretnych schorzeń. Dobrym przykładem jest sprzedaż pewnej galaretki, na której słoiku czytamy: „Poprawia pamięć” (ponadto deklaruje się ona jako wegetariańska, co jest o tyle ciekawe, że jej aktywnym składnikiem jest produkt zwierzęcy – choć w ostatnich latach został sklonowany). Do wysoce wątpliwych stwierdzeń wyrażanych przez producentów należą: „wykazano kliniczną poprawę w łagodnych zaburzeniach pamięci związanych z wiekiem” albo „wspomaga zdrowszy mózg, bystrzejszy umysł i jaśniejsze myślenie”. Nie wierzę w żadne z tych zapewnień. A jako członek założyciel Światowej Rady Zdrowia Mózgu[1] mogę powiedzieć, że spotkały się one z drwinami, gdy Rada wzięła je pod lupę. Wielokrotnie będę powtarzał w tej książce, że gorąco zachęcam do sceptycyzmu w odniesieniu do wielu złudnych i bezpodstawnych twierdzeń pojawiających się na rynku na temat tego, co jest, a co nie jest skuteczne. Dane empiryczne są fałszowane, na porządku dziennym jest wyolbrzymianie określonych wątków, a wiarygodność jest do bólu nadwerężana – najczęściej w pogoni za ekonomicznymi zyskami kosztem łatwowiernych konsumentów. Rozwiązanie jest takie, aby bardzo, bardzo uważnie przyglądać się przesłankom, na których opierają się te twierdzenia: zarówno samemu materiałowi dowodowemu, jak i sposobom, w jakie został zebrany.
Jednocześnie publikuje się wielką liczbę skomplikowanych formalnie doniesień naukowych na temat mózgu. Teksty te są skomplikowane dlatego, że sam mózg jest taki – oraz coraz bardziej złożone są metody, którymi jest poddawany badaniom. Ogromna objętość tej literatury wynika zaś z szokującego tempa dokonywania odkryć w neuronaukach, psychologii i psychiatrii. Każdego dnia donosi się o nowych ustaleniach. Zadałem kiedyś pewnemu doświadczonemu bibliotekarzowi najprostsze w świecie (jak mi się wydawało) pytanie: „Ile artykułów naukowych publikuje się dziennie?”. Znalezienie odpowiedzi na nie wcale nie okazało się proste. Najlepiej przybliżona liczba, jaką możemy podać, wynosi trzy tysiące. Trzy tysiące doniesień naukowych dziennie. Od 1652 roku, kiedy ukazał się pierwszy numer „Philosophical Transactions of the Royal Society”, tempo wydawania artykułów zdwajało się średnio co dziewięć lat. Sama więc ich liczba przyprawia o zawrót głowy. Jeszcze ważniejsze jest jednak to, ile z nich ma bezpośrednie przełożenie na życie przeciętego człowieka oraz oczywiście, ile wynikających z nich wniosków w ogóle do nas dociera.
Jednym z najważniejszych odkryć, które pojawiły się w ostatnich dziesięcioleciach, jest to, że starzenie się jest procesem całożyciowym, który zaczyna się na bardzo wczesnym etapie (w wieku około jedenastu lat), a jego tempo jest zmienne i podlega naszej kontroli (DNA czy cechy dziedziczne odpowiadają za nie tylko w 25 procentach). Dzięki modyfikowaniu takich czynników jak sposób odżywiania się, ruch, sen, seks, spożycie alkoholu i kofeiny, stres, więzi społeczne oraz sposób korzystania z mózgu jesteśmy w stanie sprawować znaczącą kontrolę nad procesem starzenia się własnego mózgu, a wraz z tym nad jego kondycją.
To zaś prowadzi nas z powrotem do Stracha Na Wróble i drogi brukowanej żółtą kostką. Podobnie jak w Czarnoksiężniku z krainy Oz nie ma na świecie czarodzieja, który da nam upragnione skarby; nie ma jednego cudownego rozwiązania wszystkich problemów. Zamiast tego za kurtyną pracują zwykli śmiertelnicy – pociągający za sznurki naukowcy, którzy pomagają nam zrozumieć, jak wykorzystać w maksymalnym stopniu ludzki potencjał dzięki nowym, ekscytującym, rewolucyjnym ustaleniom na temat naszego organizmu.
Mała Dorotka tęskni do „miejsca, w którym nie ma żadnych kłopotów”. Nie znaleźliśmy jeszcze takiej metody, która pozwoliłaby na całkowite uwolnienie się od problemów mózgu, ale w trakcie odbywania swoich indywidualnych życiowych podróży natykamy się nie tylko na przeszkody i niebezpieczeństwa; są też życzliwi pomocnicy. Mam nadzieję, że ta książka będzie się zaliczać do takiej kategorii. Inspirowana moją pracą w Światowej Radzie ds. Zdrowia Mózgu, będzie oddzielać istotne treści od nieistotnych, fakty od mitów oraz to, co już nam wiadomo, od tego, co wciąż pozostaje do odkrycia. Powie ci, czego masz oczekiwać, ukaże ci wszechstronny obraz sytuacji i zaproponuje, jak ominąć zawirowania, których można się spodziewać w funkcjonowaniu mózgu w ciągu całego życia. Podpowie, jak unikać niektórych pułapek i przed czym należy się kryć w pierwszej kolejności (chodzi o takie sprawy, jak zaniedbywanie kondycji fizycznej, niedostateczne wysypianie się, otyłość, brak kontaktów towarzyskich). Pomoże ci zrozumieć, w jaki sposób możesz sprawić, by kondycja mózgu stała się najlepsza, podtrzymywać zdrowie mózgu i troszczyć się o nie; w jaki sposób zachować sprawność umysłową i pokonywać oznaki jej spadku w miarę przybywania nam lat. Wskaże ci metody utrzymania błyskotliwości intelektu i sprawowania kontroli nad kondycją mózgu. Wzmocni cię świadomością, że można przejść przez życie bez uszczerbku, minimalizując utratę efektywności mózgu; że dobrostan psychiczny poprawia się począwszy od wieku średniego, a zagrożenie schorzeniami, w tym otępieniem, można znacznie zmniejszać. Pozwoli ci także spojrzeć w przyszłość, na tajemnice doskonalenia mocy umysłowych odkrywane w najnowszych badaniach naukowych.
W 1953 roku dwaj uczeni z Laboratorium Cavandisha w Cambridge, James Watson i Francis Crick, odkryli kod genetyczny. Złożony z różnych sekwencji zaledwie sześćdziesięciu czterech par zasadowych wydał się on zwodniczo prosty. Trzeba było jednak niemal połowy stulecia, aby w całości poznać alfabet ludzkiego DNA – nasz genom. Zostało to dokonane w ramach badań tak zwanego Projektu Genomu Ludzkiego, które zaczęły się w 1990 roku, a skończyły w roku 2000, pochłaniając miliard dolarów. Ujawniły one, że każdy z nas dysponuje biblioteką instrukcji tego, jak tworzy się organizm, złożoną z 23 tysięcy genów w każdej komórce ciała i zawierającą trzy miliardy liter informacji genetycznych. Obecnie wiadomo, że oznacza to istnienie 23 tysięcy pojedynczych instrukcji. Każdy z genów może zawierać polecenia do budowy dziesiątków tysięcy białek, stanowiących podstawę życia komórek.
Jeżeli uważasz kod genetyczny za skomplikowany, zastanów się nad mózgiem człowieka – najbardziej złożoną strukturą znaną nauce. Tak złożoną, że większość neurobiologów nerwowo reaguje na wszelkie sugestie, iż ją rozumiemy. Chris Koch, prezes Instytutu Neuronaukowego Allena w Seattle mówi, że „nie rozumiemy nawet mózgu robaka”[1][c]. Robak, którego miał na myśli, Caenorhabditis elegans, ma zaledwie 302 komórki mózgowe i siedem tysięcy połączeń między nimi – wielkości niemal pomijalnie małe w porównaniu z odpowiednikami w mózgu ludzkim, który dysponuje 86 miliardami komórek mózgowych, każda z tysiącami połączeń. Dalecy jesteśmy nawet od określenia liczby, typów i funkcji wszystkich tych komórek.
Niemniej ważne jest tu dla nas nie to, czego nie wiemy, lecz to, co już wiemy. Od kiedy w 2007 roku do publicznego dyskursu trafiło pojęcie brain fitness (sprawności mózgowej), skala ustaleń naukowych dotyczących zdrowia mózgu stała się nadzwyczajna. Koncepcja ta opiera się przede wszystkim na odkryciu neuroplastyczności – utrzymującej się przez całe życie zdolności mózgu do tworzenia nowych połączeń w reakcji na urazy, choroby, nowe wymagania (takie jak uczenie się) oraz zmiany w otoczeniu. W dalszej części rozdziału będę pisał więcej na ten temat. Przekonujący materiał zebrany przez naukowców pokazuje, że tak jak genetyka, również styl życia ma kardynalne znaczenie dla kondycji mózgu. Te nowe ustalenia są iście wywrotowe. Ukazują, że mózg zaczyna się starzeć na wczesnym etapie życia, a tempo tego procesu jest powiązane z tempem ogólnego starzenia się organizmu. Równie przełomowe badania wykazały, że można przyhamować te zmiany, zachowując stan umysłowej młodości. Kondycję mózgu w wieku czterdziestu czy pięćdziesięciu kilku lat można znacznie poprawić dzięki podejmowaniu określonych aktywności w wieku dwudziestu kilku i trzydziestu kilku lat – czyli na długo, zanim większość ludzi zaczyna brać pod uwagę takie sprawy. Sama zaś myśl o tym, że można spowolnić te zmiany, byłaby wyśmiana na uniwersytetach dwie czy trzy dekady temu. Wyniki nowych badań ujawniły ponadto, że nigdy nie jest za późno na polepszanie zdrowia mózgu. Bez względu na to, ile liczysz sobie lat, masz znaczne szanse zachować sprawność umysłu.
Historia odkrywania roli mózgu układa się w całą epopeję. Zacznijmy tę opowieść od rewolucyjnego wydarzenia, które miało miejsce blisko pięćset lat temu.
Zmiana perspektywy
Było lato 1543 roku. Andreas Vesalius, który niebawem zostanie mianowany medykiem cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego, miał niemało na głowie. Wydawany przez niego traktat De humani corporis fabrica, pierwszy empiryczny atlas anatomii człowieka, miał przynieść przewrót w medycynie – nieoczekiwany przez autora i niosący dla niego spore zagrożenia w epoce, w której wszelkie odstępstwo od ortodoksji można było przypłacić głową. Jego atlas godził w sobie dwa pozornie sprzeczne żywioły: rzeczowy empiryzm naukowy z kreatywnością artystyczną. Poparte skrupulatnie zbieranymi danymi i ilustrowane prawdopodobnie przez Jana Stephena van Calcara, ucznia samego Tycjana, było to monumentalne dzieło geniusza. Pierwszy raz w historii ludzkości rysunki ciała człowieka nie były swobodnymi wytworami artysty. Opierały się na wynikach sekcji zwłok ludzkich – procedurze do tej pory potępianej przez Kościół, władze świeckie oraz zwyczajowo akceptowane treści medycyny Galena, która hołdowała greckiej tradycji zakazującej rozcinania ludzkiego ciała.
Niejako proroczym zrządzeniem losu w 1514 roku, gdy rodził się Vesalius, papież Leon X zabronił Leonardowi da Vinci dalszego wykonywania sekcji, co niejako otworzyło wrota wiekopomnemu dziełu Vesaliusa. Jego sukces był nie tylko owocem talentu autora, nowatorskiego podejścia do empirii oraz zaprzęgnięcia sztuki rysowniczej. Dużo zawdzięcza także szczęśliwemu zbiegowi zmian kulturowych, intelektualnym postępom w Europie i przemianom technologicznym, zwłaszcza działalności największego na kontynencie drukarza i drzeworytnika Johannesa Oporinusa. Dzięki Vesaliusowi rzeczywista budowa anatomiczna mózgu została w całej swej naturalnej chwale obnażona przed oczami świata. Zupełnie inną kwestię stanowiło jednak to, co mózg faktycznie robi. Choć lekarze byli od tej pory wtajemniczeni w zdumiewające piękno najdrobniejszych detali strukturalnych tego narządu, absolutnie nie rozumieli jego funkcji.
Po upływie kilkudziesięciu lat od opublikowania arcydzieła Vesaliusa kilkaset kilometrów dalej, w Stratford, wielki bard znad Avon pracował nad jednym ze swych najznamienitszych dramatów: Henrykiem IV, cz. 1. Cztery główne postacie w tej Szekspirowskiej sztuce są reprezentacjami błędnej koncepcji, zakorzenionej w wiedzy ludzkości od czasów starożytnych, zgodnie z którą charakter człowieka jest wytworem czterech „humorów” w jego ciele. Ta osobliwa myśl, wywodząca się od Arystotelesa i Hipokratesa, opierała się na wadliwym spostrzeżeniu, że w organizmie występują cztery płyny: czarna żółć, jasna żółć, krew i flegma. Wzajemnym oddziaływaniem tych substancji tłumaczono różnice wynikające z wieku, płci, emocji i temperamentu. Działanie humorów miało zmieniać się zgodnie z porami roku oraz doby, a także stadiami życia ludzkiego. Twierdzono, że gorąco pobudza do aktywności, zimno ją hamuje. Choleryczna żółć młodego wojownika dawała mu waleczność, flegma skutkowała tchórzostwem. Młodość cechowała się gorącem i wilgocią, starość chłodem i suchością. Płeć męską uważano za gorętszą i bardziej suchą niż kobieca. Myśl, że mózg miałby odgrywać jakąkolwiek rolę w charakterze człowieka byłaby uznana za śmiechu wartą – absurd, niedorzeczność.
Tak wielka była siła tych przekonań, że Szekspir mógł odwołać się do powszechnie rozumianego i akceptowanego systemu humorów w konstrukcji czterech bohaterów Henryka IV – po równo rozdzielając nawet ilość tekstu padającego z ust flegmatycznego Falstaffa, sangwinicznego księcia Hala, cholerycznego Hotspura i melancholicznego króla. Publiczność była zachwycona przeplataniem się tych postaci i reprezentowanych przez nie koncepcji – koncepcji, które przez ponad piętnaście wieków trzymały w okowach umysł ludzki, społeczeństwo, naukę (jaka by nie była) i medycynę. Aż do 1848 roku, gdy wypadek na budowie linii kolejowej w Vermont przeszył je na wylot żelaznym prętem.
Przytoczyłem już we wstępie historię Phineasa Gage’a. Makabryczny incydent stał się jednocześnie punktem zwrotnym, w którym nauka została zmuszona do konfrontacji z gorzką do przełknięcia prawdą. Tradycyjnie przyjmowana mądrość medyczna, pochodząca sprzed mniej więcej półtora milenium, była od początku do końca fikcją. Po raz pierwszy pojawił się niepodważalny dowód, że siedliskiem osobowości jest mózg – nie serce, nie dusza i z pewnością nie cztery płyny cielesne. Podobne przypadki wielekroć przysłużyły się nauce. Thomas S. Kuhn, profesor Uniwersytetu Harvarda, wyjaśniał przydatność takich zdarzeń w swej książce z 1962 roku Struktura rewolucji naukowych. Pisze w niej, że nauka, wykazująca z natury postawę konserwatywną, trwa na swoich pozycjach, dopóki świadectwa przemawiające za przeciwnym poglądem nie osiągną masy krytycznej, a wówczas następuje przejście na nowe pozycje. Kuhn nazwał ten moment „zmianą paradygmatu”. Zainicjowany wypadkiem Phineasa Gage’a przewrót w myśleniu o naturze ludzkiego mózgu można niewątpliwie uznać za taką zmianę paradygmatu. Artykuł napisany w 1848 roku przez Martyna Harlowa, lekarza Gage’a, był czymś więcej niż tylko informacją dla środowiska lekarskiego o makabrycznym przypadku traumatologicznym – uruchomił on proces fundamentalnej zmiany naszego rozumienia czynności mózgu. Do dzisiaj większość podręczników akademickich wprowadzających do psychologii zawiera odniesienia do Phineasa Gage’a. A jako trwałe świadectwo jego roli, czaszka poszkodowanego i żelazny pręt należą do ekspozycji stałej w Szkole Medycznej Uniwersytetu Harvarda.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wstęp
1 Światowa Rada ds. Zdrowia Mózgu (ŚRZM) jest niezależnym forum współpracy naukowców, pracowników opieki zdrowotnej, humanistów oraz specjalistów prawa i polityki społecznej z całego świata, którzy mają w swojej działalności do czynienia ze zdrowiem mózgu w kontekście zdolności poznawczych. ŚRZM ma swoją siedzibę w Waszyngtonie i jest finansowana przez AARP, czołowe stowarzyszenie dla osób w wieku powyżej 50 lat w Stanach Zjednoczonych.
Rozdział 1
1 Five unsolved mysteries about the brain, Seattle, Allen Institute for Brain Science, 14 marca 2019, https://alleninstitute.org/what-we-do/brain-science/news-press/articles/5-unsolved-mysteries-about-brain.
[a] Ghost in the machine – sformułowanie ukute przez XX-wiecznego angielskiego filozofa Gilberta Ryle’a w odniesieniu do kartezjańskiego dualizmu umysł-ciało (przyp. tłum.).
[b] Lothian – region Szkocji, którego głównym ośrodkiem miejskim jest Edynburg (przyp. tłum.).
[c] Wszystkie przypisy znajdują się na końcu książki.
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz