Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Na wieść o zaaranżowanym małżeństwie Layla ucieka z domu, by wyzwolić się spod władzy despotycznego ojca, który dokładnie zaplanował jej przyszłość. W drodze ku samodzielności poznaje właściciela baru, Nixona. Chłopak chce jej pomóc, jednak Layla, uprzedzona do niego i jego bliskich, traktuje go z rezerwą i bez szacunku. Nowe życie zdaje się dla dziewczynie trudniejsze, niż początkowo myślała, ale wie, że powrót do rodzinnego domu jest ostatnim, co powinna zrobić. Layla za wszelką cenę pragnie zemścić się na ojcu, nawet kosztem chłopaka próbującego ją wspierać. Nixon ma jednak swoje sekrety, ale one wyjdą na jaw w najmniej oczekiwanym momencie…
Czy tych dwoje ma szansę na miłość? A może tajemnice i uprzedzenia wezmą górę nad rodzącym się uczuciem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 128
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
1. Layla
2. Nixon
3. Layla
4. Nixon
5. Layla
6. Nixon
7. Layla
8. Nixon
9. Layla
10. Nixon
11. Layla
12. Nixon
13. Layla
14. Nixon
15. Layla
16. Nixon
17. Layla
18. Nixon
19. Layla
20. Nixon
21. Layla
22. Nixon
23. Layla
24. Nixon
25. Layla
26. Nixon
27. Layla
28. Nixon
29. Layla
30. Nixon
31. Layla
32. Nixon
33. Layla
–Layla! – Krzyk taty zmusił mnie do wciśnięcia spacji, by przerwać oglądanie kolejnego odcinka ulubionego serialu.
Ojciec nie lubił czekać, o czym wiedzieli wszyscy, którzy z nim obcowali. Sam się nie spóźniał i wymagał punktualności od innych. Nawet w rodzinnych relacjach łączących z nim mnie, moich braci oraz mamę nigdy nie odpuszczał i żądał od nas tego samego, co od swoich współpracowników. Dyscyplina i ambicja należały chyba do jego ulubionych słów, choć to drugie nijak się miało do rozpieszczonych dzieci bogatego taty, którymi byliśmy.
Niechętnie zbiegłam na parter, gdzie w salonie czekał ojciec. Siedząca obok niego mama wyglądała jak zawsze na gotową, by spełniać życzenia męża. Te proste, bo do trudnych zatrudniali cały sztab ludzi.
– Usiądź! – Wskazano mi miejsce na sofie.
– Nie chce mi się siedzieć – burknęłam i skrzyżowałam ramiona na piersi, zła, że przerwano mi seans ulubionego serialu.
– Może to nawet lepiej. – Ojciec wstał, by do mnie podejść. – Przygotuj się, za dwie godziny przyjedzie do nas O’Brian.
Dobrze znałam nazwisko drugiego spośród najbogatszych ludzi w Teksasie. Pierwsze należało do mnie, a w zasadzie do mojego ojca, zaś drugie nosił Asher O’Brian, właściciel połowy nieruchomości w naszym stanie.
– Nie lubię waszych biznesowych rozmów, ojcze. Przywitam się, ale nie zmuszaj mnie do uśmiechania się i udawania, że wiem, o co chodzi.
Zdawałam sobie sprawę, iż ojciec pokładał we mnie spore nadzieje na przejęcie rodzinnych biznesów. Od małego szkolił mnie w tym kierunku, tłumaczył co i jak, powtarzając, że kiedyś to ja będę zarządzać firmą.
– Nie rozumiesz, Laylo… Asher przyjdzie z Lucasem, twoim przyszłym mężem – stwierdził spokojnie ojciec, a ja się roześmiałam.
Dopiero srogi wzrok taty sprawił, że przestałam się śmiać. On… mówił poważnie.
– Moim co?
– Twoim kim, kochanie – poprawiła mnie mama, siedząca wciąż w tej samej pozycji.
Popatrzyłam na nią, lecz zajęła się oglądaniem pomalowanych paznokci, by uniknąć konfrontacji wzrokowej ze mną. Niby byłyśmy podobne, a jednak tak bardzo różne. Pod względem charakteru wrodziłam się w ojca, za co dziękowałam losowi. Z dwojga złego wolałam odziedziczyć po mamie wygląd, ten jej dawny, przed operacjami plastycznymi, botoksami i zabiegami w centrach medycyny estetycznej, tymi mniej inwazyjnymi niż operacje pod narkozą.
– Lucas i ty weźmiecie ślub, a my z Asherem połączymy nasze siły w budowaniu jednego wielkiego imperium. – Na twarzy taty pojawił się szeroki uśmiech, który mnie przeraził.
– Nie ma mowy! Nie zgadzam się! – powiedziałam głośno i dobitnie.
Ojciec odruchowo spuścił wzrok, jakby tylko czekał, aż zacznę tupać jak rozkapryszona dziewczynka, z czego ostatecznie zrezygnowałam, żeby mnie nie wyśmiał.
– Cieszę się, że podzieliłaś się z nami swoim zdaniem, córeczko – pochwalił mnie, a ja odetchnęłam z ulgą. – Ale to już postanowione. Ty i Lucas za trzy miesiące weźmiecie ślub. Tyle chyba wystarczy na zorganizowanie wesela jak z bajki? – Ostatnie słowa rzucił w stronę mamy.
– Wystarczą nawet dwa, ale bezpieczniej dać im jeden miesiąc narzeczeństwa więcej, aby ludzie nie gadali, że zaliczyli wpadkę – zauważyła mama.
Wpadka… Jakże idealnie opisywało się to w sytuację, choć nie o to dokładnie chodziło rodzicom. Nie wierzyłam, że jakiś tam Lucas tak łatwo zgodził się na ten szalony pomysł, bo nikt przy zdrowych zmysłach by na to nie przystał. Wniosek był jeden – Lucas nie mógł należeć do ludzi określanych mianem „normalny”.
– Po moim trupie! Czemu nie uweźmiecie się na nich?! – warknęłam, wskazując głową moich braci, którzy pojawili się w korytarzu.
Xavier i Bryson zatrzymali się tuż przed drzwiami wyjściowymi. Pewnie wybierali się na kolejną imprezę, by zaliczyć lecące na kasę ojca panienki, kiedy on i matka planowali ułożyć mi życie wbrew mojej woli.
– Layla… – Ojciec pogładził moje blond włosy. – Czasem trzeba się poświęcić i ty to właśnie zrobisz, dlatego idź do siebie i się przygotuj – rozkazał. – I popraw te włosy, nie wiem, wyprostuj czy jak… – Po delikatnym gładzeniu nie było śladu, bo tata podrzucił niedbałym ruchem moje niesforne loki. – Dobrze, że przynajmniej nie jesteś ruda, bo wtedy już w ogóle musielibyśmy przełożyć zaręczyny. Kto chciałby się żenić z rudzielcem z takim bałaganem na głowie?
Urażona słowami ojca postanowiłam uciec do pokoju. Kilka łez bez mojej kontroli popłynęło po policzkach, kiedy biegłam po schodach. Byłam wściekła na ojca, matkę i na braci, których życie wyglądało zupełnie inaczej niż moje. Owszem, mogłam się wyszaleć, nie zamknięto mnie w złotej klatce, ale dbano, bym nie uwikłała się w afery, jakie w przyszłości mogłyby mnie postawić w złym świetle. Miałam w końcu zarządzać potężną firmą, czego nie chciałam, lecz rozumiałam, że bracia się do tego nie nadawali, więc wypadło na mnie.
– Bałagan na głowie – przedrzeźniałam ojca, stojąc przed lustrem i przeczesując włosy. – Szkoda, że zawsze ja muszę cierpieć. Kontrolowanie, firma, a teraz pieprzone małżeństwo dla jeszcze większych zysków.
Odbicie w lustrze nie było w stanie ciągnąć rozmowy, jednak patrząc na kolejną spływającą po policzku łzę, wpadłam na genialny plan. Jedyny możliwy plan…
Wyciągnęłam z szafy plecak i zaczęłam ładować do niego ubrania. Z szuflady toaletki wyjęłam portfel z odłożonymi pieniędzmi, który schowałam do kieszeni, po czym włożyłam kurtkę. Podeszłam do drzwi, by dyskretnie posłuchać odgłosów domu. Cisza zwiastowała, że rodzice szykują się do zaręczynowej kolacji, więc miałam szansę. Jedną jedyną, bo błąd mógł mnie wiele kosztować.
Włożyłam ulubione trampki za kostkę, wiedząc, że mnie nie obetrą, otworzyłam cicho okno i, oceniając wysokość, postanowiłam skoczyć, jak kiedyś, gdy byłam młodsza i wykradałam się na spotkania z przyjaciółmi. Rodzice zabraniali mi się z nimi widywać, bo podobno byli nieodpowiednim towarzystwem dla mnie.
Szczęśliwie wylądowałam na nogach, ciesząc się z miękkiej trawy pod stopami. Jeszcze raz zerknęłam w stronę domu i w oknie zobaczyłam matkę wtuloną w ojca, a raczej w swoją skarbonkę, bo miłość pomiędzy nimi dawno się wypaliła. A może nawet nigdy ich nie łączyła, a ja nie chciałam tak żyć. Dlatego musiałam uciec i właśnie to zrobiłam…
Uwielbiałem chwile takie jak ta, gdy zostawiałem wszystko, porzucałem zmartwienia, wsiadałem na motocykl i po prostu jechałem przed siebie. Bez rozmyślania, bez zastanawiania się, co musiałem zrobić, bez oczekiwań. Nigdy nie planowałem, dokąd wyruszę, pozwalałem, by prowadziła mnie droga. Wyszkoliłem świetnych pracowników i mogłem dzięki nim pozwolić sobie na takie wyjazdy raz w tygodniu. Tylko ja, motocykl, plecak i szosa przede mną.
Tym razem wylądowałem w Houston, u starych znajomych, z którymi nie widziałem się całe wieki. Z ich pomocą odnalazłem się w życiu i nie zrobiłem czegoś naprawdę głupiego. Dla większości ludzi Jax wyglądał jak zwykły kryminalista – długie włosy, broda, zawsze w skórzanej kamizelce klubu motocyklowego, do którego należał. Jednak przyjaciele wiedzieli, że był świetnym i lojalnym facetem, do tego całkowicie zakochanym w swojej żonie, Natalie. Zawsze gdy się spotykaliśmy, nachodziła mnie myśl, że skoro nawet Jax miał kogoś, kto szedł z nim ramię w ramię i nie próbował go zmienić, to niewykluczone, iż i dla mnie była nadzieja.
– Musisz nas częściej odwiedzać, Nixon – powiedziała Nat i przytuliła mnie na pożegnanie.
– Liczę, że gdy następnym razem tu przyjadę, mały Jaxon będzie już na świecie – odpowiedziałem, wskazując brodą na jej ciążowy brzuch.
Mój przyjaciel, jedyna osoba na świecie, której powierzyłbym swoje życie, zostanie ojcem. Być może właśnie dlatego dziś tutaj trafiłem: by spotkać się z nimi i osobiście im pogratulować.
– Czyli wpadniesz dopiero za kilka miesięcy? No daj spokój, Nix, musisz przyjechać wcześniej i pomóc mi z meblami dla dziecka – ze śmiechem rzucił Jax.
Wciąż pamiętałem, jak skończyło się poprzednie skręcanie przez niego nowych mebli zamówionych przez Natalie. Pękaliśmy wtedy ze śmiechu, kiedy Jax nie potrafił poradzić sobie z tymi wszystkimi śrubkami. Na koniec rzucił to w cholerę, a potem powiedział Nat, że ją kocha, ale potrzebuje ochłonąć, nim wywali te graty przez okno. I wyszedł. Gdy go nie było, uporaliśmy się z Nat ze skręcaniem, a z wdzięczności Jax podarował mi butelkę naprawdę drogiej whisky.
– Raczej chcesz, żebym zrobił to za ciebie.
Uścisnąłem ich na pożegnanie i wsiadłem na motor, by ruszyć z powrotem do Austin. Taki jednodniowy wypad był wszystkim, czego pragnąłem, by oczyścić głowę i z przyjemnością wrócić do pracy.
Ledwo wyjechałem z Houston, a na drodze spotkała mnie niespodzianka. A raczej przy drodze… Widziałem, że samochody mijają stojący na poboczu pojazd, ale ja nie potrafiłem zostawić człowieka w potrzebie. Zatrzymałem się za wypasionym porsche, zsiadłem z motoru i przyjrzałem się kopiącej w oponę kobiecie.
– Tak go raczej nie naprawisz – odezwałem się ze śmiechem.
Była niezbyt wysoka, ale bardzo zgrabna, z burzą blond włosów, które od razu zwróciły moją uwagę. Jej strój, czyli obcisłe dżinsy, koszulka i trampki, nie sugerowały, że miała kasę, lecz ten samochód na pewno sporo kosztował, podobnie jak bransoletka i zegarek. Dziewczyna była bogata, a przy tym zupełnie sama na obrzeżach miasta.
– Dzięki, tak jakbym tego nie wiedziała – mruknęła. – Cholerstwo się zepsuło, a ja naprawdę muszę stąd zniknąć.
Wyglądała, jakby miała się rozpłakać, ale jednocześnie w jej oczach było widać ogień, tę zadziorność zwiastującą kłopoty i świetną zabawę.
– Podwieźć cię gdzieś? – palnąłem, nie zastanawiając się nad tym, co wychodziło z moich ust.
Ona jednak w odpowiedzi parsknęła śmiechem, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Wkurwiłem się, bo ja oferowałem jej pomoc, a ona nie potrafiła nawet udawać, że nie uważa się za lepszą od całego świata.
– Słuchaj, księżniczko, dla mnie to wygląda tak, że albo wsiadasz ze mną na motor i ja zawożę cię w bezpieczne miejsce, albo zostajesz tutaj i liczysz na cud.
– A ty dokąd jedziesz? – zapytała.
– Do Austin, a ty, księżniczko?
Nie spodziewałem się odpowiedzi, której mi udzieliła.
– Byle dalej stąd – westchnęła i w końcu na mnie spojrzała. – Czy możemy zacząć od nowa? Jestem Layla, dziękuję, że się zatrzymałeś, by sprawdzić, czy potrzebuję pomocy.
Uśmiechnąłem się do niej i przyjąłem wyciągniętą dłoń.
– Nixon, cała przyjemność po mojej stronie. Więc jak, potrzebujesz podwózki?
– Jeśli zabierzesz mnie ze sobą do Austin. – Uśmiechnęła się.
Była piękna, musiałem to przyznać. W taki nieoczywisty sposób wyróżniała się i z przyjemnością chciałbym ją poznać. Bliżej. Dogłębnie…
– To wskakuj – powiedziałem i wskazałem na motor.
Myślałem, że zacznie marudzić, kręcić nosem, lecz zamiast tego wyjęła plecak, a kluczyki rzuciła na siedzenie.
– Nie zamykasz samochodu? Ktoś go ukradnie.
– Na to liczę. Ma GPS, więc jeśli ktoś go zawinie, będą szukać auta, nie mnie.
Chciałem dopytać, o co jej chodziło, ale zamiast tego zamilkłem, bo to nie była moja sprawa. Spojrzałem na nią i westchnąłem, bo nie przemyślałem tej propozycji. Jej ubiór nie nadawał się do jazdy na motorze. Ściągnąłem kurtkę i podałem ją dziewczynie.
– Załóż, będzie ci cieplej.
– Ale ty zmarzniesz. Już i tak oferujesz mi podwózkę…
Zarzuciłem jej okrycie na ramiona, przerywając dyskusję. Uśmiechnęła się delikatnie i gdy wsiadłem na motor, powąchała kurtkę. Chciałem coś powiedzieć, jednak wtedy zauważyłaby, że nie była tak dyskretna, jak jej się wydawało. Gdy usiadła za mną, dałem jej kilka wskazówek i ruszyliśmy w drogę.
Próbowałem skupić się na jeździe, ignorując jej dłonie na moim brzuchu czy jej piersi wtulone w moje plecy, ale byłem tylko człowiekiem. Niewiele rzeczy mogło się równać z jazdą na motorze z kobietą. A wszystkie były naprawdę nieprzyzwoite i wymagały zrzucenia z siebie ubrań.
– Jesteśmy – powiedziałem, kiedy zatrzymaliśmy się przed moim barem.
Zdziwiłem się, że nie prosiła o przerwy, a raczej nie była przyzwyczajona do dwugodzinnej jazdy na motorze.
– Dzięki Bogu, tyłka już nie czuję – odpowiedziała, a ja wybuchnąłem śmiechem.
– Takie słowa z ust księżniczki? Nieładnie.
Pokazała mi wulgarny gest, udowadniając, że jednak nie była taka delikatna, za jaką ją w pierwszej chwili wziąłem.
– To gdzie teraz, księżniczko?
– Nie nazywaj mnie tak! – warknęła. – I nie mam pojęcia.
W moim mózgu musiało zrobić się zwarcie, bo zaproponowałem:
– To może zostaniesz u mnie?
Sapnęła zaskoczona, ale się zgodziła.
– Mam nadzieję, że spodoba ci się w Sinner. – Wskazałem na budynek za moimi plecami. – To mój bar, nad nim jest mieszkanie.
Weszliśmy do środka, a ja skierowałem ją do klatki schodowej na tyłach budynku.
– Witaj w moich skromnych progach – powiedziałem, otwierając drzwi na piętrze. – Tam jest łazienka, a tu pokój gościnny, cały twój.
Nie miałem pojęcia, co mi przyszło do głowy, że zaprosiłem zupełnie obcą osobę do własnego domu.
– Dzięki, Nixon. Powiesz mi, gdzie tu jest jakiś sklep? Muszę coś kupić.
Zamiast tłumaczyć, zaproponowałem, że ją tam zaprowadzę. Dla mnie to była okazja, by lepiej poznać Laylę i dowiedzieć się, co ukrywała.
Warte ponad sto tysięcy dolarów porsche nawaliło, gdy potrzebowałam go najbardziej. Chciałam zwiać jak najdalej od Houston, a nawet całego Teksasu, byle tylko nie dopuścić, by rodzice spieprzyli mi życie. Wystarczająco mnie ograniczali w wyborze hobby czy studiów, bym teraz miała im oddać coś najważniejszego. Całą siebie. Jakbym była zabawką, a nie ich córką.
Pewnie kopałabym jeszcze godzinę w przeklęte opony, gdyby nie zatrzymał się gość na motorze. Całkiem przystojny brunet w podartych spodniach i skórzanej motocyklowej kurtce. Jego propozycja podwiezienia do Austin brzmiała jak wybawienie, a myśl o tym, że ktoś ukradnie porsche i zwieje nim gdzieś za horyzont, dawała nadzieję, że jeszcze bardziej wkurzę rodziców.
Wyprawa z nieznajomym, który przedstawił się jako Nixon, przebiegła w miarę spokojnie. Prócz obolałych pośladków zbytnio nie ucierpiałam, choć pierwszy raz siedziałam na motorze. Początkowo wtulona w plecy obcego gościa, zamykałam oczy na każdym zakręcie w obawie przed wywrotką. Potem uznałam jednak, że chłopak wie, co robi.
Widok baru przez Nixona określonego mianem „mój” zupełnie nie pasował mi do stworzonej przeze mnie charakterystyki wybawiciela. Uważałam raczej, że jedyną cenną zdobyczą w jego życiu jest harley i skórzana kurtka, bo tak kojarzyli mi się motocykliści. Ludzie z kasą woleli wozić się superszybkimi i tuningowanymi megadrogimi autami, jak moje porzucone porsche.
Wdzięczna za lokum, zapytałam Nixona o sklep, bo musiałam zrobić jeszcze jedną rzecz, która przyszła mi do głowy, gdy wtulałam się w plecy chłopaka.
– Jesteśmy – poinformował mnie przed sklepem, jakbym sama nie mogła dojść do tego wniosku na widok półek z produktami i kas. – Ja skoczę poszukać czegoś na kolację, a ty kup, co tam chciałaś kupić.
– Spoko, nie zajmie mi to dużo czasu – odpowiedziałam, dobrze wiedząc, gdzie się udać.
Nixon oddalił się, po czym wrócił zdziwiony, że wciąż stałam w tym samym miejscu.
– Masz na coś uczulenie? Żebym nie zaliczył wtopy, księżniczko. – Zaskoczył mnie tym pytaniem świadczącym o jego opiekuńczości.
– Tak. – Mój stanowczy głos sprawił, że z twarzy chłopaka zniknął uśmiech. – Po pierwsze, mówiłam ci, żebyś nie nazywał mnie księżniczką, a po drugie, jedyne, na co mam alergię, to mój ojciec. Więc śmiało, nie ograniczaj się.
– Okeeej. – Przeciągnął swoją wypowiedź tak, że poczułam, iż nie traktuje mnie poważnie. –Kumam, że coś w raju poszło nie tak i nie będę pytał o szczegóły, ale przypominam ci, że aby nie spędzić tu dużo czasu, to musisz się ruszyć.
Towarzyszące temu stwierdzeniu rozbawienie wpłynęło na mnie, o dziwo, pozytywnie. Pozostawiając Nixona, udałam się na poszukiwanie interesującego mnie działu, co okazało się banalnie proste. Kolorowe pudełka z charakterystycznymi zdjęciami rzucały się w oczy, a ja oczywiście zgarnęłam to, które sprawiło, że poczułam przyjemne ciepło na sercu. Ciepło wywołane miną ojca, jaka momentalnie pojawiła się w mojej wyobraźni.
Zapłaciłam za zakup i schowałam pudełko do kieszeni kurtki. Nixon jeszcze kilka minut szwendał się po sklepie, aż w końcu z pełnym koszykiem podszedł do kasy.
– Zaprosiłeś na kolację armię?
– Tylko jednego żołnierza nieprzypominającego żarłoka, ale wygląd bywa zwodniczy, o czym przekonałem się już nieraz.
Uniosłam brwi, bo nie wiedziałam, co miał na myśli.
– Skoro nie jesteś księżniczką wożącą tyłek porsche, to może i w tym wypadku mnie zaskoczysz. – Wzruszył ramionami, a ja udałam, że strzelam focha, bo wkurzył mnie ocenianiem w tak płytki sposób.
Od zawsze byłam bogata i nawet nie wiedziałam, jak to jest żyć inaczej. Drogie ubrania, samochody, torebki i biżuteria to coś, co znałam od dziecka, i nawet mój mało elegancki ubiór, w którym zwiałam z domu, kosztował pewnie tyle samo, co motor Nixona, lub nawet więcej. Tylko taki świat znałam, lecz nie bałam się poznać innego. Wręcz przeciwnie, zaczynał mnie on fascynować, bo w końcu poczułam się wolna.
– Pozory mylą, ty też nie wyglądasz na gościa potrafiącego gotować. – Wskazałam głową na jego zakupy, bo bardziej spodziewałam się gotowej pizzy czy lasagne niż warzyw, mięsa i makaronu.
– A kto powiedział, że ja będę gotował?
Przez chwilę pomyślałam, że mówi poważnie. Przestraszyłam się, bo moje kulinarne zdolności można było śmiało określić mianem „żadne”. Od gotowania mieliśmy Stellę, każdego dnia dbającą o zaspokojenie wymagań kubków smakowych całej rodziny.
– Chyba trafiłem na czyjąś piętę Achillesa. – Zauważył, że się zestresowałam. – Jeden zero dla mnie. – Puścił oczko i zapłacił za zakupy.
„Jakie jeden zero?” – zastanawiałam się nerwowo, czując, że Nixon rzucił mi wyzwanie.
– Żebyś się jeszcze nie zdziwił – burknęłam, kierując się do wyjścia.
– Czekam. – Wyraźnie mnie podpuszczał.
Wróciliśmy do jego mieszkania, gdzie od razu zamknęłam się w łazience, aby wcielić w życie swój plan. Przeczytałam na szybko ulotkę znajdującą się w zakupionym pudełku, szacując, że to nie powinno być trudne, i zabrałam się do działania.
– Żyjesz tam czy robić kolację tylko dla siebie? – Nixon po prawie godzinie zaczął dobijać się do łazienki.
Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze, czując ekscytację i przerażenie. Nie poznawałam siebie i nie wiedziałam, czy to dobrze, czy źle. Było inaczej, dlatego postanowiłam zmierzyć się z opinią innych, na początek testując Nixona.
– O kurwa! – Podskoczył na mój widok. – Dałbym sobie jaja uciąć, że pakowałem na motor blondynkę.
– Jest aż tak źle? – zapytałam zaskoczona, że liczy się dla mnie jego zdanie.
Nixon delikatnie złapał kosmyk moich włosów.
– Jest zajebiście, tak ogniście! – podsumował, a ja się uśmiechnęłam.
Wkilkanaście minut z pięknej blondynki Layla zmieniła się w gorącego rudzielca. I ten kolor włosów pasował jej zdecydowanie bardziej niż zwyczajny blond.
– Wybrudziłam ci z pół łazienki i jeden ręcznik zdecydowanie nie będzie się nadawał do użytku – powiedziała lekko zawstydzona. – Jeśli pokażesz mi, gdzie trzymasz rzeczy do sprzątania, zaraz tam ogarnę.
– Wszystko jest w schowku – rzuciłem, otwierając drzwi tuż obok łazienki.
To tam przechowywałem odkurzacz, żelazko i środki czystości. Upchałem tam też maszynę do szycia, pozostałość po krótkich odwiedzinach Natalie, która kiedyś dekorowała mój salon. A raczej próbowała, bo niewiele udało jej się zdziałać.
Byłem pod wrażeniem, że jeszcze przed kolacją Layla ogarnęła bałagan w łazience, bo podejrzewałem, iż nigdy w życiu nie sprzątała. Doskonale znałem dziewczyny z jej kręgów, wiedziałem, w jaki sposób je wychowywano, czego uczono i czego się od nich oczekiwało. Miały ładnie wyglądać, miło się uśmiechać i stanowić ozdobę mężczyzny, na którego ramieniu będą wisiały do końca życia. Atrakcyjne chodzące lalki bez własnego zdania czy marzeń. Jednak Layla zdawała się wymykać z tych schematów, jakby pragnęła czegoś więcej.
Usiadła przy stole, a mnie nawet nie przeszkadzało, że nie zaoferowała pomocy. Z uśmiechem przyglądałem się, jak bawiła się włosami.
– Naprawdę pasuje ci ten kolor, wyglądasz przepięknie – powiedziałem, stawiając przed nią talerz.
Na środku stołu wylądowało naczynie z zapiekanką makaronową oraz miska z sałatką ze świeżych warzyw.
– Mój ojciec twierdził coś innego. Nie znosił moich kręconych włosów i wiecznie dorzucał komentarze w stylu: „dobrze, że nie jesteś ruda, bo nikt by cię nie zechciał”, więc zrobiłam mu na złość.
Zaśmiałem się, bo księżniczka miała w sobie trochę woli walki.
– Ciesz się, że naprawdę dobrze w nich wyglądasz. Wyobraź sobie, jakbyś się poczuła, gdybyś zobaczyła w lustrze rudą czarownicę. – Puściłem jej oczko. – Nałóż sobie jedzenie, księżniczko, nim zapiekanka wystygnie.
– Nie otruję się?
Widziałem, że się ze mną droczy, więc postanowiłem kontynuować jej grę.
– Nie, wolę inne sposoby na mordowanie urodziwych kobiet.
Zachowałem powagę, a ona na moment dała się nabrać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że znalazła się w obcym mieście, w dodatku w mieszkaniu obcego gościa. Kobieta nie powinna iść do nowo poznanego kolesia, zwłaszcza gdy nie znała choćby jego nazwiska.
– Teraz do ciebie dotarło, w jakich jesteś tarapatach, księżniczko? – Uśmiechnąłem się do niej łobuzersko.
– Dotarło do mnie, że nawet nie wiem, jak się nazywasz, nie mam przy sobie komórki, porzuciłam swój samochód i zwiałam z domu. Możesz być seryjnym mordercą, a ja twoją kolejną ofiarą.
Zaśmiałem się, bo faktycznie mógłbym być jakimś psycholem, który by ją wykorzystał. Podniosłem się ze swojego krzesła i nałożyłem na jej talerz zapiekankę i sałatkę. Postawiłem obok butelkę z piwem i wodę, bo nie wiedziałem, co wybierze.
– Zacznijmy więc od początku. Nazywam się Nixon Cartier, mam dwadzieścia pięć lat i jestem właścicielem tego budynku – zacząłem. – Wracałem od przyjaciół z Houston, gdy na drodze spotkałem księżniczkę, która w mojej łazience przeistoczyła się w gorącą królową – dokończyłem i puściłem jej oczko.
Zabrałem się za jedzenie, licząc, że ona zrobi to samo. Skoro chciała się zatrzymać w moim mieszkaniu, musiała darować sobie wszystkie diety.
– Wiesz już, jakie noszę imię, więc dodam, że mam dwadzieścia trzy lata i zostałam dziś uratowana przez przystojniaka na motorze.
– Przystojniaka? – Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – No popatrz, księżniczko, czyżbyś właśnie powiedziała mi komplement?
– Raczej stwierdziłam fakt, przecież masz lustro i wiesz, jak wyglądasz – mruknęła.
Upiłem piwa z butelki. Znajomość z Laylą zapowiadała się naprawdę interesująco. Choć zadzierała nosa, nie znała prawdziwego życia i nie chciała powiedzieć, jak ma na nazwisko, to jednak mnie do siebie przyciągała.
Gdy zjedliśmy, pozbierałem talerze i włożyłem je do zmywarki.
– Chodź, księżniczko, pokażę ci twój pokój i dam ci świeżą pościel.
Zaprowadziłem Laylę do sypialni dla gości. Chciałem, by poczuła się komfortowo. Musiałem zejść do baru, jednak nie czułem się zbyt pewnie, zostawiając ją tu samą.
– Muszę na chwilę iść na dół. Gdybyś czegoś potrzebowała, zejdź i mnie znajdź. A jeśli pójdziesz spać, to słodkich snów, księżniczko, i do zobaczenia rano.
Wyszedłem szybko z sypialni, nim zrobiłbym coś głupiego. Jak pocałowanie jej i rzucenie na łóżko, zerwanie z niej ubrań i zatopienie się w jej ciele. Tak głupiego…
– Cześć, Nixon, już sądziłam, że dziś nie przyjdziesz – powiedziała Tasha, barmanka i ktoś w rodzaju mojej prawej ręki.
– Obiecałem przecież, że zostanę do zamknięcia i pomogę ci podliczyć utarg.
Wiedziałem, że Tasha dałaby sobie radę, jednak nie lubiłem, kiedy damska część mojego personelu zostawała do późna i sama wychodziła z baru po skończeniu pracy. Dlatego starałem się być tutaj każdego dnia, gdy zamykaliśmy, i pilnowałem, by dziewczyny bezpiecznie trafiały do swoich samochodów lub do zamówionych taksówek.
– Cieszę się, że jesteś, bo mogę dziś potrzebować podwózki do domu. Jack mnie wystawił i pojechał z kumplami na jakiś mecz.
Nienawidziłem brata Tashy i gdybym tylko mógł, rozszarpałbym go gołymi rękami. Nie rozumiałem, jak mogła z nim mieszkać i utrzymywać jego leniwy tyłek. Zbyt wiele razy rozmawialiśmy na jego temat i nie zamierzałem się powtarzać.
– Nie ma problemu, przecież wiesz. – Uśmiechnąłem się do niej i zabrałem do pracy.
Mieliśmy spory ruch, więc pomagałem Tashy, nalewając piwo i robiąc drinki. Sinner było moim oczkiem w głowie, cieszyłem się, że bar stał się popularny i mogłem zatrudniać sporo ludzi. Nim się obejrzałem, minęła druga w nocy, mogliśmy więc zamknąć drzwi za ostatnim klientem.
– Umieram dziś – powiedziała Tasha, pocierając kark. – Jesteś pewien, że mnie podrzucisz? Mogę wezwać taksówkę…
– Powiozę cię, mam tylko nadzieję, że nie spadniesz mi z motoru – powiedziałem, chowając utarg do sejfu.
– Będę się mocno trzymać, słowo harcerki.
Parsknąłem śmiechem, bo doskonale wiedziałem, że Tasha nigdy nie była harcerką.
Skoczyłem do mieszkania po kurtkę, starając się być cicho, by nie obudzić Layli. Wróciłem na dół, zamknąłem bar i włączyłem alarm, po czym odwiozłem Tashę do domu.
– Jesteś najlepszy, Nixon – powiedziała i cmoknęła mnie w policzek. – Do zobaczenia wieczorem.
– Do zobaczenia – odpowiedziałem i ruszyłem w drogę powrotną.
Byłem podekscytowany myślą, że w mieszkaniu czekał na mnie gorący rudzielec, o którym miałem zamiar fantazjować tej nocy.
Dwie bajki
Copyright © Ewelina Nawara & Małgorzata Falkowska
Copyright © Wydawnictwo Inanna
Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak
Copyright © for the cover photo by LIGHTFIELD STUDIOS/Adobe Stock
Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Wydanie drugie, Bydgoszcz 2024r.
Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski
Redakcja: Anna Seweryn
Korekta: Paulina Kalinowska
Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski
Projekt okładki: Ewelina Nawara
Skład i typografia: www.proAutor.pl
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.
MORGANA Katarzyna Wolszczak
ul. Kormoranów 126/31
85-432 Bydgoszcz
www.inanna.pl
Książkę i ebook najtaniej kupisz na www.inanna.pl