Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
„Zimowy pocałunek” to pełna emocji opowieść, która udowadnia, że nawet najchłodniejsza pora roku może rozpalić serca.
Elsa, w końcu gotowa przejąć obowiązki po zmarłych rodzicach, staje przed licznymi wyzwaniami. W trudnych chwilach wspiera ją siostra. Anna wierzy bowiem, że Elsa zdoła odnaleźć własną drogę i że nie będzie ona zbyt kręta. Jednak gdy na horyzoncie pojawia się Christopher, uczucia zaczynają komplikować dotychczasowy porządek. Siostry wiedzą, co powinny zrobić, ale serce nie zawsze podąża za rozumem – szczególnie kiedy miłość igra z ogniem.
Jak potoczą się losy miłosnego trójkąta, w który zostały uwikłane kobiety? Czy jedno spotkanie może odmienić ich życie, przynosząc nie tylko zimowy pocałunek… ale i coś więcej?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 127
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to działo się naprawdę!
Wstałam o wiele wcześniej niż zazwyczaj, podekscytowana i gotowa na nową przygodę. A nawet bardziej niż gotowa. Po ponad trzech latach od śmierci rodziców w naszej rezydenci w końcu miało ponownie zagościć życie. No dobra, może trochę przesadzałam, ale od dnia wypadku nic nie było takie, jakie być powinno.
Ale nareszcie dziś moja siostra oficjalnie przejmie obowiązki księżnej Hartham. Cieszyłam się, że to ona, jako pierworodna córka, otrzymuje oficjalny tytuł, a co za tym idzie, bierze na siebie wszystkie zobowiązania.
Kochałam Hartham, to niezbyt duże miasto w bliskim sąsiedztwie Szkocji, choć nie było tutaj zbyt wiele do roboty. Uwielbiałam rozległe zielone tereny, na których mogłam odpoczywać i cieszyć się świeżym powietrzem i przestrzenią. Kochałam spacerować po brukowanych uliczkach naszego miasteczka, zaglądać do sklepików, zwłaszcza tych z czekoladkami. Jednak od śmierci rodziców Hartham wymierało, coraz mniej ludzi chciało tu mieszkać, nie było inwestycji, nie było… zmian. Wierzyłam, że teraz, gdy miasteczkiem oficjalnie zacznie zarządzać moja siostra, sytuacja się poprawi. Wiedziałam, że miała plany, kiedyś obie snułyśmy opowieści o tym, co mogłoby się zmienić w Hartham. Czego nam brakowało, co przydałoby się sprowadzić. Liczyłam, że pomimo wszystkich różnic i dystansu, z jakim ostatnio do mnie podchodziła, te marzenia pozostawały aktualne.
– Dzień dobry, panienko, dokąd to biegniesz bez śniadania? – krzyknęła za mną pani Groves.
– Złapię coś w miasteczku, lecę zobaczyć, jak idą przygotowania do przyjęcia – odkrzyknęłam, chichocząc.
Byłam bardzo podekscytowana gośćmi, którzy od samego rana zaczęli zjeżdżać się do Hartham, kilkoro z nich miało zatrzymać się w Harts Manor, w moim domu. Być może kiedyś, w innym życiu, mogłabym tych ludzi nazywać przyjaciółmi, częściej spotykalibyśmy się na przyjęciach. W końcu tytuł, który posiadali nasi rodzice, uprawniał do udziału we wszelakich uroczystościach. I być może, gdyby moje życie okazało się mniej pechowe, miałabym już narzeczonego, który obiecałby mi wieczną miłość, podarowując pierścionek.
Jednak moje życie było dalekie od ideału. Kiedy osiągnęłyśmy z siostrą wiek szkolny, rodzice posłali nas do prywatnej placówki, w której uczyły się jedynie dzieci ludzi z wyższych sfer. Uwielbiałam to miejsce, moje koleżanki, wszystkie małe psoty, na które wspólnie się umawialiśmy. Jednak moja siostra… Ona nie radziła sobie zbyt dobrze. Zaledwie semestr przed zakończeniem pierwszej klasy rodzice wypisali nas ze szkoły, wybierając nauczanie domowe. Gdy zabierałam swoje rzeczy i z oczami pełnymi łez szłam po raz ostatni szkolnym korytarzem, słyszałam, co szeptali starsi uczniowie i nauczyciele. „To choroba psychiczna.” „Ona nie jest normalna.” „Co jest z nią nie w porządku?” I choć wiedziałam, że nie mówili o mnie, choć nie rozumiałam, skąd te szepty ani co znaczyły, czułam, że od tamtej chwili moje życie się zmieni.
I się zmieniło. W Harts Manor zaczął wolniej płynąć czas. Goście nie odwiedzali nas już tak często, zmniejszyła się także liczba personelu w posiadłości. Nie miałam nikogo, pozą nią. Moją siostrą. Jednak pewnego dnia straciłam nawet ją. Choć była na wyciągnięcie ręki, w sypialni po drugiej stronie korytarza, czułam się, jakby dzieliły nas tysiące kilometrów.
– Ups – wymamrotałam, zderzając się ze ścianą, i to dosłownie.
Znów nie patrzyłam, dokąd szłam, zajęta myślami i wszystkim, co zaprzątało mi głowę
– Nic ci nie jest? – zapytała ściana głębokim, lekko zachrypniętym głosem.
– Przepraszam, że tak na ciebie poleciałam – powiedziałam, od razu czerwieniąc się na dźwięk tych słów. – Nie to, żebym na ciebie leciała – dodałam i miałam ochotę walnąć się w głowę. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam od nowa. – Przepraszam, że na ciebie wpadłam, zamyśliłam się i nie patrzyłam, dokąd idę.
Ściana z głębokim głosem zaśmiała się lekko, budząc w moim brzuchu małe stado motylków.
– Cieszę się, że na mnie poleciałaś, to znaczy na mnie wpadłaś – powiedziała.
Na te słowa uniosłam spojrzenie i przyjrzałam się przystojnej twarzy. Ściana okazała się naprawę pięknym mężczyzną i jeszcze mocniej pożałowałam, że nie potrafiłam zapanować nad językiem i zrobiłam z siebie idiotkę.
– Jestem Christopher – podał mi dłoń, przedstawiając się.
– Anna Martin – wyciągnęłam rękę na powitanie.
Gdy nasze ciała zetknęły się w tym zwykłym geście, motylki ochoczo poderwały się do lotu. Aż nie potrafiłam uwierzyć, że nareszcie miałam możliwość zachować się jak dziewczyna w moim wieku. Mogłam poflirtować z zupełnie obcym chłopakiem. Mogłam być po prostu sobą.
– Ta Anna Martin? – zapytał tonem wskazującym na wiedzę o tym, kim byłam i z jakiej pochodziłam rodziny.
– Jeśli masz na myśli tę Annę Martin, siostrę tej ważniejszej panny Martin, to tak, to ja. Ta sama zwykła ja – paplałam bez ładu i składu.
– Nie widzę w tobie nic zwyczajnego – powiedział, przeszywając mnie spojrzeniem. – Czy mogłabyś oprowadzić mnie po miasteczku? Do wielkiego balu jeszcze kilka godzin i z przyjemnością zobaczyłbym, co do zaoferowania ma Hartham.
Milczałam przez moment, przyglądając się jego włosom w kolorze piaskowego blondu, piwnym oczom, które wpatrywały się we mnie w oczekiwaniu, zmysłowym ustom, które wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, kiedy przyłapał mnie na wpatrywaniu się w niego.
– Oczywiście, o ile znajdziesz chwilę – dodał jeszcze.
– Z przyjemnością oprowadzę cię po Hartham. Mam nadzieję, że nie jadłeś śniadania, bo zaczniemy od mojego ulubionego miejsca.
Nie wiedziałam, dlaczego się zgodziłam. Nie znałam go. Mógł być przecież seryjnym mordercą. Ale obiecałam sobie przygodę. I coś mi mówiło, że Christopher, który nie zdradził jeszcze swojego nazwiska, idealnie nadawał się na mojego towarzysza.
Czułam niepokój już od kilku dni, a biegunka i wymioty, które dopadły mnie wczorajszej nocy i do tej pory nie ustąpiły, jak na złość chciały udowodnić, że podjęłam złą decyzję. Kiedy w końcu po trzech latach od straty rodziców dotarło do mnie, że czas wyjść do ludzi, czas sprostać zadaniom, jakie spadły na moje barki po odejściu tych najbliższych. No i była jeszcze Anna. Ona wierzyła we mnie bardziej niż ktokolwiek inny i chyba tylko dzięki jej uporowi i natarczywości nie odrzuciłam także jej. Nie pozwoliła mi na to.
Niby byłyśmy siostrami, a diametralnie się od siebie różniłyśmy. Annę od zawsze ciągnęło do ludzi, podczas gdy ja stroniłam zarówno od nich, jak i w ogóle od jakichkolwiek otwartych przestrzeni, gdzie mogło być tłoczno. Już w szkole nie wiodło mi się zbyt dobrze, dopóki nie przeszłyśmy na nauczanie indywidualne w domu, bo wciąż tkwił we mnie dziwny lęk. Lekarze nazwali go antropofobią połączoną z agorafobią , o czym wiedzieli tylko nieliczni. Bardzo nieliczni, bo nawet moja siostra Anna nie zdawała sobie sprawy, co mi konkretnie dolegało, bo że coś dolegało, wiedzieć musiała. Nie była w końcu głupia, raczej roztargniona.
Środek zimy wydawał się odpowiednim momentem, abym przyjęła tytuł, jaki wisiał nade mną od lat. Uroczyste przyjęcie i tłum gości nie brzmiały najlepiej, ale szykowałam się do tego dnia niemal całe życie, a ostatnie trzy lata poświęciłam na dodatkową terapię, która miała mi pomóc sprostać życzeniom tragicznie zmarłych rodziców.
Anna nie mówiła o niczym innym niż ceremonia. Cieszyła ją już sama myśl o przybyciu gości, bo w przeciwieństwie do mnie ona kochała towarzystwo. To przeze mnie lata temu zamknięto ją w domu i bez słów wyjaśnienia zabrano z prywatnej szkoły, gdzie miała mnóstwo przyjaciół. Kontakty z czasem się urwały, a jej została jedynie siostra wariatka zamieszkująca komnatę po drugiej stronie korytarza, do której często jej nie wpuszczałam, bo nie chciałam patrzeć nawet na nią.
– Jesteś gotowa? – Od razu rozpoznałam głos Susan. – Pukałam, ale najwidoczniej nie słyszałaś, więc weszłam – wyjaśniła, nim zdążyłam zwrócić jej uwagę.
Przez trzy lata intensywnej terapii zdążyłam się z nią, można powiedzieć, zaprzyjaźnić, bo to ona jako jedna z nielicznych wiedziała najwięcej o mojej chorobie i pomagała mi się z nią uporać.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek będę gotowa w stu procentach, ale jest dobrze – odpowiedziałam mało przekonująco.
– Dobrze, powiadasz? – zapytała, marszcząc przy tym czoło.
Znała mnie na tyle, by wiedzieć, że w mojej głowie kłębią się tysiące, jak nie miliony myśli i obaw.
– Od wczoraj biegunka i wymioty, ale bardziej gotowa być nie mogę. Minęły już trzy lata. Mam cel i muszę dać radę. Jak nie dla siebie, to dla Anny i dla rodziców, oni na pewno by tego chcieli.
Na wzmiankę o rodzicach w moich oczach pojawiły się łzy. Wspominanie o wypadku, w którym straciłam dwoje najbliższych mi ludzi, którzy chronili mnie przed wszelkim złem tego świata wciąż bardzo bolało, a na dodatek pamiętałam, że tylko choroba Anny sprawiła, że nie jechała wtedy z nimi.
– Wierzę w ciebie, Elso, i wiem, że będziesz doskonałą księżną. Masz cel i to on cię poprowadzi. – Susan najpewniej chciała mnie przytulić, ale powstrzymała się przed tym w obawie, jak zareaguję.
Unikałam ludzi i wszelkich z nimi kontaktów. Samo wyjście z komnaty wywoływało we mnie sprzeczne emocje, a co dopiero wyjście gdzieś dalej. Przez lata nauczyłam się funkcjonować w moim małym świecie, ciesząc się, że lata temu, gdy rodzice dowiedzieli się o moim problemie, przenieśli mnie do pokoju z oddzielnym wyjściem do ogrodu, gdzie mogłam obcować z naturą czy spotkać się z Anną, która zawsze czekała, aż opuszczę komnatę, by do mnie dołączyć.
– Widziałaś może Annę? – zapytałam terapeutkę zaskoczona, że tego ranka siostra nie zapukała jeszcze do moich drzwi.
– Jak znam życie, biega radośnie po rynku miasteczka i cieszy się na przyjazd gości oraz na imprezę – odpowiedziała spokojnie, a ja zrozumiałam, jak wiele było w tym racji.
Choć młodsza ode mnie, w wielu aspektach siostra radziła sobie zdecydowanie lepiej. Na pewno w kontaktach społecznych, w których ja wręcz raczkowałam, a ona bez problemu znajdowała temat do rozmowy z każdym, kogo spotkała na swojej drodze.
– Mam nadzieję, że kiedyś zarazi mnie tą swoją radością życia – wyznałam, czując, że znów muszę iść do łazienki. – Wybacz, Susan – rzuciłam i pobiegłam zwymiotować.
Susan cierpliwie czekała, aż do niej wrócę, nie pytając o to, co zaszło. Wiedziała, że nie chcę o tym rozmawiać, dlatego podjęła przerwany wątek.
– Ty też masz tę radość, Elso, tylko choć jesteście siostrami, prowadzicie zupełnie różne życia. Ty dobrze czujesz się sama ze sobą, a Anna uwielbia mieć dookoła ludzi. – Tłumaczyła mi to już wielokrotnie, ale za każdym razem, kiedy tak mówiła, czułam jakąś dziwną ulgę, dającą mi nadzieję, że nie jestem takim wyrzutkiem, jak myślałam. Może faktycznie po prostu byłam inna, a jak mawiała mama, inne znaczyło zawsze wyjątkowe, i tak też mnie nazywała. Wyjątkowa Elsa, przyszła księżna Hartham.
Oprowadzałam Chrisa po miasteczku, pokazując mu moje ulubione miejsca. Zjedliśmy wspólnie śniadanie w małym barze, który serwował najlepsze pod słońcem naleśniki podawane z bekonem i syropem klonowym. Miałam do nich słabość. Później spacerkiem ruszyliśmy po brukowanych uliczkach prowadzących nas na mostek na rzece, z którego rozciągał się wspaniały widok na okolicę. Następnie wyciągnęłam go bardziej w stronę obrzeży miasteczka, gdzie znajdowała się fabryka kochana przeze mnie całym sercem. Fabryka czekolady z małym sklepikiem firmowym i kawiarenką. Objadaliśmy się lokalnymi, słodkimi wyrobami, a rozmowa płynęła sama z siebie. Dowiedziałam się, że Chris także lubił zwierzęta i otwarte przestrzenie, ale nie do końca przepadał za przyjęciami i ludźmi. W tym przypominał raczej moją siostrę niż mnie.
– Chyba powinnam już wracać – powiedziałam, patrząc smutno na zegar, bo nie chciałam się z nim rozstawać.
– W takim razie chodźmy, nie chcemy się spóźnić na imprezę. – Podał mi dłoń i wyszliśmy ze sklepiku.
W stronę rezydencji poprowadziłam nas prostą drogą, nie przez maleńkie brukowane dróżki, przez co zaoszczędziliśmy trochę czasu. Nieco się zdziwiłam, gdy Christopher zamiast zawrócić do miasteczka, czy gdzie tam wynajął pokój, odezwał się z prośbą:
– Pokażesz mi rezydencję? Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Hart Manor, o której tak wiele opowiadała mi mama – wyznał.
Spojrzałam na niego sceptycznie, bo nie czułam się komfortowo z oprowadzaniem go po domu, gdzie mogliśmy wpaść na moją siostrę. Domyślałam się, jak skomentowałaby mój flirt z przystojnym nieznajomym.
– Widzę twój sceptycyzm, więc chyba muszę dodać, że wraz z rodzicami jesteśmy waszymi gośćmi. Zatrzymaliśmy się w rezydencji na kilka dni, także przed dzisiejszym balem.
Zaczerwieniłam się, bo to nawet nie przyszło mi do głowy. W Hart Manor miało zatrzymać się kilku bliskich znajomych rodziców oraz ludzie, którzy ze względu na swój wysoki status otrzymali takie zaproszenie od doradcy naszej rodziny. Byłam ciekawa, do której z tych grup zaliczali się Chris i jego rodzina, ale nie odważyłam się zapytać.
– To raczej nie jest zbyt dobry czas na oprowadzanie, bo wszędzie krzątają się ludzie zajmujący się przyjęciem – stwierdziłam. – Ale jutro, już po balu, z przyjemnością pokażę ci dom.
– Nie będziesz odsypiać zabawy do białego rana? – zaśmiał się cicho.
Miał piękny uśmiech, naprawdę wyjątkowy, i z przyjemnością bym się w niego wpatrywała, gdyby nie donośny głos pani Grooves wołającej mnie do środka.
– Muszę już iść, ale zobaczymy się na balu – powiedziałam, machając mu delikatnie. – Będę tą stojącą obok gwiazdy wieczoru.
Zrobiłam kilka kroków, kiedy usłyszałam jego odpowiedź:
– Dla mnie ty będziesz gwiazdą wieczoru, Anno.
Zrobiło mi się ciepło na sercu, uśmiechnęłam się do siebie. Dopiero w połowie korytarza zorientowałam się, że Chris nie miał pojęcia, dokąd pójść.
– Pani Grooves, pokażesz Chrisowi drogę do jego pokoju? Zatrzymuje się u nas z rodziną.
Przytaknęła i zostawiła mnie samą. Dotarłam do swojej sypialni i z przerażeniem odkryłam, że przez spacer z Chrisem zostało mi bardzo mało czasu na przygotowanie się. Błyskawicznie więc wskoczyłam pod prysznic. Kiedy owinięta w ręcznik wróciłam do łazienki, czekała tam już na mnie pani Grooves.
– Pomóc z makijażem albo fryzurą? – zapytała.
– Z fryzurą, z makijażem dam sobie radę – odpowiedziałam jej z uśmiechem na twarzy.
Wiedziałam, że wyczaruje na mojej głowie istne dzieło sztuki, zwłaszcza że wiedziała, jaką mam suknię. Mogłam więc porozmyślać o czasie spędzonym z Chrisem. Nigdy się tak dobrze nie bawiłam w towarzystwie chłopaka, a w zasadzie mężczyzny. Nauka z domu, później studia korespondencyjne nie dawały mi dużo możliwości poznania kogoś nowego, nad czym mocno ubolewałam. Czułam, że ta nić porozumienia między nami była prawdziwa.
– No i gotowe. Na pewno nie potrzebujesz pomocy z makijażem?
– Na pewno. Dziękuję, pani Grooves.
Skinęła mi głową i wyszła z pokoju. Pewnie poszła przygotować się na przyjęcie, bo wszyscy stali pracownicy zostali na nie zaproszeni, a za obsługę odpowiadała tego wieczoru zewnętrzna firma. Elsa pewnie dostaje cholery na samą myśl o tym.
Zrobiłam sobie delikatny makijaż oczu, łącząc go z czerwoną szminką. Zadowolona z efektu, wstałam z krzesła i założyłam suknię. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Lekka i romantyczna, w kolorze butelkowej zieleni, spływała aż do podłogi. Jednak spodobała mi się tak bardzo głównie przez rozcięcie, które odsłaniało jedną nogę. To dodawało jej pikanterii, nie mogłam być w niej brana za małą dziewczynkę. Chciałam być traktowana jak kobieta. Skropiłam się jeszcze swoimi ulubionymi perfumami i byłam gotowa do wyjścia.
Gdy pojawiłam się w sali balowej, zobaczyłam w niej już sporo ludzi, choć przyjęcie jeszcze się nie rozpoczęło. Wiedziałam o tym, bo miałam stać obok Elsy, kiedy Sven, doradca naszej rodziny, a wcześniej najbardziej zaufany współpracownik rodziców, oficjalnie nas przedstawi. A raczej przedstawi Elsę i w końcu wypowie jej tytuł. Księżna Hartlam.
Z tym tytułem nie wiązały się jedynie przywileje. Do naszej rodziny należała większość terenów i budynków w miasteczku, więc to od nas zależało, jak Hartlam będzie funkcjonowało. To znaczy od Elsy zależało.