Dziedzic podziemia. Oblicze diabła. Tom 3 - Nerc Monika - ebook
BESTSELLER

Dziedzic podziemia. Oblicze diabła. Tom 3 ebook

Nerc Monika

4,7

Opis

Trzeci tom serii mafijnej, której akcja rozgrywa się w Warszawie!
Miłość do diabła nie jest łatwa, ale czasem serce nie pozostawia wyboru.
Związek Catriony i Grigoriya nadal jest skomplikowany. Wszystko, co się dookoła nich dzieje, skutecznie ich rozdziela. Jakby tego było mało, kiedy nie są razem, ktoś czyha na życie Catriony. Dziewczyna omal nie ginie w zamachu.
Tymczasem Grigoriy chce zapewnić jej ochronę. W tym celu wylatuje do Włoch, aby spotkać się ze Starszyzną i walczyć o spokojną przyszłość Catriony. Nie cofnie się przed niczym, żeby dziewczyna w końcu była bezpieczna.
Jednak w cieniu tych wydarzeń wychodzą na jaw kolejne sekrety. Okazuje się, że przeszłość Catriony i Grigoriya jest zasnuta mgłą.
Będą musieli znaleźć w sobie ogromną siłę, by zawalczyć o to, co dla nich najważniejsze. Ale czy ludzie z ich otoczenia na to pozwolą?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 398

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (2880 ocen)
2240
462
137
36
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
renik73

Nie oderwiesz się od lektury

Przeczytałam wszystkie trzy części jedna po drugiej i mogę z całą stanowczością powiedzieć że to najlepsze książki o mafii jakie czytałam. Polecam szczerze nikt się nie zawiedzie sięgając po nie.
30
Klaudia_em

Nie oderwiesz się od lektury

Spalony obiad powinien być odpowiednim opisem jak bardzo jest wciągająca! Genialna ❤️
20
xbttrfly

Nie oderwiesz się od lektury

Czuję smutek, że to już koniec. To była świetna przygoda
00
Madziucha0

Nie oderwiesz się od lektury

super seria, polecam
00
beatka1313

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność




Copyright ©

Monika Nerc

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2021

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Anna Strączyńska

Korekta:

Justyna Nowak

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-585-3

Joannie.

Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszej siostry od Ciebie.

ROZDZIAŁ 1

Catriona

Catriono, jeśli mój plan się nie powiedzie, to śmierć nie jest najgorszym, co na mnie czeka. W mojej głowie rozbrzmiewają ciągle te same słowa, będące widmem przyszłości, o której ziszczeniu nawet nie chcę myśleć. Staram się skupić na samochodach w warsztacie, ale mój wzrok ciągle podąża w stronę metalowego zegara. Grigoriy wyleciał na Sycylię ponad dwie godziny temu, zostawiając mnie w Warszawie samą. Nie umiem zająć się niczym pożytecznym, po prostu opieram się o stół z narzędziami i zamartwiam się każdym szczegółem.

Niezadowolona kręcę głową, po czym powoli nabieram powietrza, by ostudzić szalejące we mnie emocje.

Amelia Maniero. Nagle przypominam sobie to imię, co niszczy mój świeżo odzyskany spokój. Od momentu, gdy przekazałam Grigoriyowi pakiet dokumentów znalezionych w skrytce ojca, nie jestem w stanie pozbyć się irracjonalnych wątpliwości, że pomimo dobrych intencji postąpiłam źle. Sama nie miałabym szansy ich wykorzystać, więc w moim posiadaniu zostałyby po prostu zmarnowane. To było jedyne logiczne wyjście… Ponadto nie wytrzymałam, widząc Griszę, który wyglądał, jakby szedł na ścięcie. W jego stalowym spojrzeniu brakowało tej iskry drapieżności i arogancji, która od pierwszego spotkania przyciągała mnie do niego jak magnes. Dostrzegłam rozłam w jego masce pewności siebie i musiałam przynajmniej spróbować mu pomóc. To przeze mnie znaleźliśmy się w takiej sytuacji, ponieważ to ja trzymałam nóż, który zabił Giovannę. Jeśli doszłoby do wojny, to z mojego powodu. Umierałyby kolejne osoby, a moja psychika nie byłaby w stanie tego udźwignąć. Świat jest wystarczająco okropny, więc zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by zapobiec dalszemu rozlewowi krwi.

Przed oddaniem Grigoriyowi teczek z informacjami, sama przeprowadziłam małe śledztwo. Odkryłam, że śmierć Amelii i jej matki została upozorowana. Nie byłabym jednak w stanie w żaden sposób tego udowodnić. Wszelkie zdjęcia i wiadomości na stronach internetowych, a nawet plotkarskie gazety opisywały rodziców Amelii jako szczęśliwe małżeństwo. Byli jak wenecka rodzina królewska, którą wszyscy uwielbiali i znali. Tłumaczyłam liczne artykuły z włoskiego na polski, ale i tak niczego nie znalazłam. Jej matka mogła chcieć uratować ją przed czymś albo próbowała uzyskać korzyści dla siebie. Istnieje również opcja, że może nie była w stanie otrzymać rozwodu i ucieczka była jedynym wyjściem.

Otwieram niechętnie oczy, zdając sobie sprawę, że zaufałam diabłu i nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko mieć nadzieję. W tej chwili pragnę wyłącznie, by Amelia miała szczęśliwe życie, ponieważ nie pogodziłabym się z tym, gdyby coś jej się przydarzyło przez wyjawienie sekretów jej matki.

Niespodziewanie słyszę Siergieja wrzeszczącego po rosyjsku tak głośno, że cementowa posadzka aż drży ze strachu, a z mojej głowy magicznie ulatują wszelkie wątpliwości. Odwracam się w stronę gabinetu i przyglądam się mężczyźnie, który nerwowo krąży wokół biurka zbudowanego z rur. Moja znajomość tego języka jest nadal zerowa i moje domysły podpowiadają, że mówi coś o wymianie płytek, więc w okamgnieniu przerywam podsłuchiwanie, ponieważ nie ma to najmniejszego sensu. Wzdycham zrezygnowana, wracając wzrokiem do naprawionych po strzelaninie samochodów.

Wolałabym na ochroniarza ekscentrycznego Vincenzo zamiast mruka Siergieja, który traktuje mnie jak głupiutkie dziecko. Poza tym od rana nie odezwał się do mnie nawet jednym słowem. Na każde pytanie kręci głową, a gdy życzyłam mu spóźnionych wesołych świąt, w odpowiedzi tylko burknął i zwiększył głośność muzyki. W trakcie jazdy do warsztatu zauważyłam, że ma zabandażowaną lewą rękę i porusza nią z ogromnymi problemami, co ostudziło moje chęci przełamywania lodów. Zbyt dobrze wiedziałam, kto mógł mu to zrobić. Grigoriy już wcześniej dawał bolesne nauczki poprzedniemu ochroniarzowi, więc kontuzjowana ręka Siergieja musi być nagrodą za zaniedbanie w sprawie Giovanny. Żadne słowa nie byłyby w stanie go przeprosić za wyrządzone krzywdy, dlatego też siedziałam cicho i starałam się mu za bardzo nie przeszkadzać. Później spróbuję przekupić go ciastem czekoladowym mamy.

Gdy zaczynam zbierać się powoli do pracy, Siergiej nadal krzyczy do słuchawki jak oparzony. Powinnam rozważyć zainwestowanie reszty funduszy z modernizacji samochodu na aukcję charytatywną w zamontowanie dźwiękoszczelnych ścian do gabinetu. Nawet Staruszek nie wrzeszczy na pracowników tak głośno.

Zakładam na dresy kurtkę roboczą, po czym idę w stronę samochodu dostawczego. Z każdym krokiem zbliżającym mnie do bagażnika bardziej żałuję, że w ogóle ruszyłam się z domu w pierwszy dzień świąt. Powinnam leżeć na kanapie i pięknie pachnieć, pożerając kolejne kilogramy sałatki jarzynowej, a zamiast tego musiałam przyjechać do warsztatu. Kiedy wychodziłam z domu, Ninie jakimś cudem udało się ściągnąć skacowany tyłek na dół i pomóc Weronice przy otwieraniu prezentów, a moja mama szalała już w kuchni, przygotowując pyszne dania, których nie miałam szansy nawet spróbować. Musiałam obejść się smakiem, ponieważ przy drzwiach już czekał na mnie Siergiej.

Jeden z zaprzyjaźnionych warsztatów znalazł u siebie część do motocykla MV Agusta Brutale Serie Oro, której ostatnio usilnie szukałam, czyli chromowaną osłonę chłodnicy. Niestety właściciel zastrzegł, że muszę przyjechać do nich dzisiaj. W pierwszy dzień świąt. Nie rozumiem, dlaczego aż tak im się spieszy, ale cena jest atrakcyjna, więc nie mogę narzekać. W końcu i tak nie mam nic innego do roboty. Oglądanie Kevina samego w domu nie jest ważniejsze od uszczęśliwiania klientów. Poza tym pozostałe potrzebne elementy, jak rurę wydechową, amortyzatory skrętu, crashpad1 do ochrony silnika i folię mam u siebie, ale Staruszek nie chce podjąć się naprawy bez tej jednej rzeczy. Zbliżają się urodziny siostry prawnika, a my nadal nawet nie zaczęliśmy modyfikować motocykla.

Błyskawicznie otwieram bagażnik samochodu, żeby sprawdzić, czy mam miejsce w środku. Przesuwam na bok bęben hamulcowy, sprężyny zawieszenia, zderzak i wreszcie jestem gotowa do wyjazdu. Jednak przed wejściem do kabiny kierowcy przyglądam się osiedlu. Od wielu lat nie było tak wspaniałych świąt Bożego Narodzenia. Domy są lekko oprószone śniegiem, a każde okno jest udekorowane różnokolorowymi światełkami. Dostrzegam stąd wewnątrz mieszkań piękne choinki i rodziny wspólnie otwierające prezenty. Również powinnam być z bliskimi, lecz zamiast tego odmrażam sobie tyłek przed warsztatem. Zamieniam się w mojego ojca pracoholika.

Nagle ktoś na mnie wpada, a wtedy staję naprzeciwko drobnej kobiety. Od razu rozpoznaję ją jako tę, która mnie obserwowała, gdy jeździłam na lodowisku. Tlący się w jej oczach ból, jaki zapamiętałam z wcześniejszego spotkania, całkowicie zniknął. W jej spojrzeniu zauważam ledwie widoczne iskierki szczęścia, a na jej twarz wypływa nieśmiały uśmiech. Widzę, że kolor jej włosów jest teraz inny i wygląda nienaturalnie. Platynowe blond włosy rażą sztucznością.

– Ja… przepraszać – szepcze z dużymi problemami.

Jej akcent jest bardzo specyficzny: wyrazisty i ostry, lecz szybko przestaję zwracać na to uwagę, ponieważ spostrzegam, że nie ma na sobie niczego odpowiedniego do panującej pogody. Założyła stare tenisówki, dżinsy z dziurami, a do tego sweterek odsłaniający ramię i wystający obojczyk. Przerażona przyglądam się, jak śnieg opada na jej włosy, gdy kobieta trzęsie się z zimna. Do warsztatu często przychodzą bezdomni, by się ogrzać, jednak ona ich nie przypomina. Jest zbyt zadbana.

– Nic się nie stało – odpowiadam ze smutnym uśmiechem. – Może chce pani wejść do środka? Powinnam znaleźć jakąś kurtkę albo chociaż coś do zjedzenia.

Kobieta jest tak wychudzona, że przypomina modelki na pokazach mody. Na jej ramionach wyglądających jak dwa patyki nie ma nawet grama tłuszczu, lecz mimo to i tak ciągle wracam wzrokiem do jej włosów. To musi być peruka, bo żaden fryzjer nie odważyłby się popsuć jej naturalnego piękna takim kolorem.

– Nie. Ja nie… – Zaczyna się wycofywać przestraszona. Przypomina porcelanową laleczkę, która tak się stłukła, że żaden klej nie jest w stanie posklejać jej połamanych części.

– To nie będzie żaden problem. W środku jest ciepło. Zapraszam – mówię, wyciągając dłoń w jej stronę.

Wpatruje się w nią, przez dłuższy czas nic nie mówiąc, jakby chciała sobie coś przypomnieć. Kiedy już mam nadzieję, że zrobi krok w moim kierunku, ona gwałtownie kręci głową, a nasze spojrzenia znowu się spotykają. Niespodziewanie dostrzegam, że soczewka w jej prawym oku się przesunęła, odsłaniając, że pod brązowym kolorem kryje się coś innego. Zanim jestem w stanie dojrzeć barwę, kobieta pospiesznie mruga, cofając się o krok. Wygląda jak przerażona zwierzyna, która właśnie została złapana w klatkę. Jej pewność siebie ulotniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

– Nie – odpowiada stanowczo, po czym podchodzi do mnie i delikatnie chwyta moją dłoń w swoje. – Milaya devushka, ty dolzhna byt’ sil’noy. Pozhaluysta. Ne sdavaysya seychas2.

– Musiała mnie pani z kimś pomylić, bo nie znam rosyjskiego. Może jednak zdecyduje się pani wejść do środka? – pytam zdezorientowana, gdy wypuszcza moją rękę z objęć. – Wolałaby pani porozmawiać po angielsku?

Nieznajoma tylko kręci głową, smutno się uśmiechając.

– Do svidaniya3.– Macha na pożegnanie, a następnie odchodzi w dal.

Wołam ją parę razy, by zawróciła i weszła do środka, lecz ona nadal kroczy przed siebie, nawet się nie odwracając. Śnieg coraz mocniej prószy, zasłaniając mi widok na nią. Po paru minutach jej sylwetka znika, a ja ciągle stoję na zewnątrz. Mamy święta, a ja nie byłam w stanie pomóc jednej osobie. Cudownie. Co ze mnie za chrześcijanka? Chociaż… po dwóch morderstwach nie powinnam już się za takową uważać.

Jeszcze raz pospiesznie zerkam w kierunku, w którym odeszła kobieta, ale niestety już jej nie widzę. Nawet ślady jej butów zostały zasypane przez warstwę puchatego śniegu. Nie pachniała alkoholem, w przeciwieństwie do większości przychodzących tutaj bezdomnych. Z tym, że to jej dłonie zwróciły moją uwagę. Brązowe plamy na palcach oraz fioletowawe siniaki na skórze wyglądały przerażająco. Pewnie kobieta ma problemy z narkotykami, przez co odwróciła się od niej rodzina.

Gdy słyszę dźwięk bardzo dobrze znanego mi motocykla, na moją twarz natychmiast wypływa uśmiech. Mocniej opatulam się kurtką roboczą, a po paru sekundach na podjazd warsztatu wjeżdża żółta błyskawica Łukasza.

– Przecież miałaś odpoczywać. – Zdejmuje kask, uwalniając brązowe kręcone włosy.

– Dzień dobry, Łukaszu. Również się cieszę, że cię widzę – odpowiadam mu lekko zirytowana, po czym spokojnie dodaję: – Ktoś musi tutaj zarabiać na chleb.

Moje spojrzenie skupia się na skórzanej kurtce oraz wpiętej z przodu odznace, na której widnieje wilk szczerzący kły. Otacza go napis: „Piekielne Wilki. Polska”.

– I Ziółko nie mógł ci pomóc? – pyta, zsiadając powoli z motoru.

– Jak wychodziłam z domu, nadal leżał na kanapie, tuląc do siebie butelkę nalewki, i mamrotał coś o byciu łagodnym kochankiem – wyjaśniam rozbawiona, strząsając śnieg z włosów. – Uwierz mi, gdybym go obudziła, to teraz byśmy nie rozmawiali.

Wczorajsza wigilia była inna, ale na swój sposób ciekawa. Przy stole panowała radosna i pełna miłości atmosfera, a początkowe skrępowanie szybko minęło. Nawet Grigoriy po paru minutach się zrelaksował i przestał być taki napięty. Przez całą kolację trzymałam go za dłoń, by chociaż przez tak delikatny gest wspierać go w nowej sytuacji. Vincenzo, w przeciwieństwie do niego, czuł się w naszym towarzystwie idealnie. Gorzej było później, jak Staruszek otworzył nalewkę własnej roboty i zaczęli razem pić. Grigoriy musiał go asekurować przez całą drogę do samochodu, ponieważ chłopak miał problem z utrzymaniem równowagi. I jeszcze do tego przypadkiem wpadł raz czy dwa w zaspę śnieżną, gdy zaczął się zbytnio przytulać do Griszy.

– Sprawdziłaś się alkomatem? – pyta opiekuńczo Łukasz. – Nie wylewałaś za kołnierz.

– Jestem w stanie powiedzieć „Gibraltar” bez problemu, więc jestem trzeźwa – odpowiadam pospiesznie, uśmiechając się.

Mnie i Łukasza łączy dziwna relacja. On ciągle pragnie przekroczyć granicę przyjaźni, co sprawia, że ja się wycofuję. Kocham go jak brata, lecz boję się go dotknąć, ponieważ może to źle zinterpretować. Poza tym wczoraj widziałam palące się w jego brązowych oczach ogniki zazdrości, gdy zobaczył stojącego przy moim boku Grigoriya. W przyjaźni jest to niedopuszczalne.

– A ty nie masz niczego lepszego do roboty? – pytam spokojnie.

– Ktoś musi ci pomóc, kiedy ten rosyjski dupek znika – warczy.

– Łukasz – zaczynam mówić, ale niespodziewanie wtrącą się w moje słowa:

– Tacy jak on nie nadają się do związków, Kat. Rzadko zgadzam się z Niną, ale tym razem ona ma rację. – Zaciska dłonie w pięści, stając przy mnie.

– Łukasz! Ja go kocham i go nie zostawię. To nie jest coś przejściowego, z czego za tydzień się wyleczę – przerywam mu stanowczo, a jego oczy stają się wielkie jak pięciozłotówki. – Jeśli nie jesteś w stanie mnie wspierać w tej decyzji, to wycofaj się z mojego życia. Wiesz, że zależy mi na tobie jak na bracie, ale Grigoriy będzie obecny w moim życiu. Cokolwiek powiesz, nie zmieni mojego zdania.

– Nie chcę, żebyś cierpiała – szepcze, przeczesując włosy palcami.

– Każdy z nas cierpi na jakimś etapie życia – stwierdzam, po czym delikatnie dotykam jego ramienia. – Nigdy nie jest ono różowe i pełne jednorożców. Chociaż bardzo bym tego chciała.

– Nigdy nie patrzyłaś na innego chłopaka tak, jak wpatrywałaś się w niego w trakcie wczorajszego tańca. Spoglądałaś na niego, jakby nie istniał dla ciebie nikt inny – wyznaje niechętnie. – Oddałbym wszystko, co mam, by tylko móc zamienić się z nim miejscami. Zawsze chciałem, żebyśmy byli dla siebie całym światem.

Zapada między nami niezręczna cisza, a ja nie wiem, jak ją przerwać. Czuję, że właśnie rozpadły się resztki naszej przyjaźni, ponieważ po takim wyznaniu nie jest możliwy powrót. Do tej chwili miałam nadzieję, że uda mi się odzyskać przyjaciela, ale to były tylko dziecinne marzenia. Jeśli się kogoś kocha, nie można zawrócić i znów stać się dla niego tylko kolegą.

– Oddawaj kluczyki od samochodu – rozkazuje mi z zadziornym uśmiechem. – Na ten jeden dzień zostanę twoim pracownikiem.

– Nie płacę za dużo – odpowiadam, starając się zabrzmieć żartobliwie. – Mogę ci postawić później jedno piwo.

– Nawet nie sześciopak? – pyta z niedowierzaniem. – Nie wiem, jak Ziółko z tobą wytrzymuje.

– Zaraz przyniosę ci dokumenty i będziesz mógł jechać. Znasz ten warsztat na ulicy Ostrobramskiej, koło Promenady? Mają ogromne podwórko z mnóstwem pięknie odnowionych starych samochodów przed budynkiem, który wygląda, jakby mógł go zniszczyć lżejszy podmuch wiatru. W papierach powinnam mieć dokładny adres – tłumaczę, podając mu kluczyki, a następnie kieruję się w stronę gabinetu.

Oczywiście, że musiałam o nich zapomnieć. Wszystko inne jest już gotowe, ale najważniejsze papiery zostawiłam ze zdenerwowanym Siergiejem. Postanawiam, że później zadzwonię do Liliany i spróbuję ją wypytać o jego dziwne zachowanie. Może ona będzie wiedzieć, czy przez wyjazd Grigoriya nie wyniknęły dodatkowe problemy.

Gdy już mam zamiar wejść po schodach, zatrzymuję się z nogą w pół kroku, ponieważ przypomina mi się, że zapomniałam przekazać Łukaszowi informację od mojej mamy. Błyskawicznie się odwracam, a następnie kieruję się w stronę samochodu dostawczego. Mężczyzna zdążył już wejść do środka, więc by mnie nie usłyszał, nawet jeśli krzyczałabym na cały głos. Kiedy się zbliżam, dociera do mnie, jak przyjaciel próbuje odpalić silnik, jednak ten nie ma wystarczająco mocy. Oby tylko się nie popsuł, bo nie mam innego pojazdu, który nadawałby się do dostaw.

Łukasz ponownie stara się go odpalić, a ja czuję, jakby moje serce przestało bić. Słyszę przeraźliwy huk, a impet eksplozji powala mnie na plecy. Moja głowa uderza o podłogę, po czym nic nie widzę. Przez parę dłużących się sekund otacza mnie ciemność. Nie jestem w stanie się poruszyć, a w uszach dzwoni mi tak głośno, jakbym była w kościele. Wszystkie inne dźwięki są przytłumione.

Mrugam parę razy, starając się walczyć z narastającą ciemnością. Powoli zaczynam widzieć przebłyski warsztatu, więc się podnoszę. Mój świat wiruje, jakbym była na karuzeli, ale mimo to siadam na kolanach ostatkiem sił. Muszę się dowiedzieć, co się stało. W tym samym czasie do oczu napływają mi łzy.

Po warsztacie walają się fragmenty pojazdu, lecz ja wpatruję się w miejsce, gdzie powinien stać samochód dostawczy. Mam wrażenie, jakby ktoś wyrwał mi serce. Ból przenika przez moją klatkę piersiową, gdy przyglądam się ogniu buchającemu z silnika. Płomienie sięgają coraz dalej, smagając kabinę, w której siedzi Łukasz.

Wstaję, jak najszybciej mogę, i biegnę, by go wyciągnąć. Panująca w środku cisza mrozi mi krew w żyłach, ale to nie powstrzymuje mnie przed stawianiem kolejnych kroków. Łukasz nie może mnie tak zostawić. Nikt nie zasługuje na śmierć w takich katuszach. Moje ciało próbuje się buntować przed zbliżeniem się do źródła ciepła, ale ze łzami w oczach biegnę dalej. Jestem już kilka centymetrów od klamki, gdy czyjeś stalowe ramiona odciągają mnie od pojazdu.

Jezu najdroższy.

Przez te parę sekund byłam w stanie dojrzeć kształt jego ciała w ogniu. On nadal tam jest!

– Puszczaj mnie! – wrzeszczę, rzucając się jak oszalała. Gryzę go po ramionach, by tylko zdołać dobiec do samochodu i uratować Łukasza. – On potrzebuje pomocy! Uratuj go, do cholery!

– Już za późno. Dla niego jest już za późno – odpowiada mi stanowczo Siergiej. Przypiera mnie do ściany, nie dając mi przestrzeni do ucieczki, ale to nie przeszkadza mi w próbach wyrwania się, które kończą się niepowodzeniem. Krzyczę i uderzam go z całych sił, lecz on pozostaje niewzruszony.

Po minutach ciągnących się jak wieczność opadam z sił i po prostu płaczę. Wszystko to, czego pragnęłam uniknąć, właśnie się urzeczywistniło.

Mimo że w warsztacie rozbrzmiewają wyłącznie syreny samochodów strażackich, w głowie słyszę męskie krzyki, a każdy z nich powoduje ból, jakby ktoś wbijał igłę w moje serce. Wpatruję się w mężczyzn gaszących ogień, a łzy zalewają moje policzki. Nawet na sekundę nie pozwalam sobie zamknąć powiek, ponieważ mam jeszcze resztki nadziei, że Łukasz z tego wyjdzie, więc czekam… Ale nie dochodzi do żadnego cudu.

Łukasz umarł przeze mnie.

ROZDZIAŁ 2

Grigoriy

Jebane Włochy. Za każdym razem, gdy tutaj przylatuję, nachodzą mnie cholerne wspomnienia, które wolałbym wyrwać z pamięci i podpalić jak kartkę, by zniknęły na wieczność.

Nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć, ile lat minęło od mojej aukcji, ale nadal pamiętam, jak stałem nagi i przerażony na scenie w brudnej, śmierdzącej piwnicy pod restauracją, w której jadały wyłącznie pierdolone szychy w Rosji. Dwa tak drastycznie różniące się od siebie światy znalazły się na wyciągnięcie dłoni. W pomieszczeniu zasiadało mnóstwo mężczyzn obserwujących mój każdy ruch. Śmiali się, gdy jakiś naćpany typ mnie prezentował jak przedmiot. Facet kazał mi podskakiwać, podnosić ręce, wypinać się i pokazywać wierzchnie części stóp oraz paznokcie.

A mężczyzna, który mnie spłodził, w tym czasie siedział przy barze, wstrzykując sobie w żyłę działkę heroiny. Tyle dostał za oddanie mnie. Działkę heroiny. Kiedy ja usłyszałem wykrzykiwane słowo: sprzedany, on leżał zadowolony na podłodze w czyichś wymiocinach. I wtedy pojawił się Stefano Gambino z tajemniczym uśmiechem. Sądziłem, że może jednak pieprzony los szykuje dla mnie coś lepszego i trafię do normalnego domu, ale cholernie się pomyliłem. Znalazłem się w piwnicy sadystycznego dupka, który myślał zawsze tylko o swoich korzyściach.

Na początku był dla mnie miły. Aż za miły, ale byłem zbyt przerażony, by zwrócić na to uwagę. Okrył moje nagie ciało płaszczem i zabrał mnie z tamtego brudnego miejsca. Ubrał mnie, nakarmił, dał łóżko do spania. Dopiero następnego dnia poznałem prawdę. Obudziłem się szczęśliwy w ciepłym pokoju, na wygodnym materacu. Nie mogłem wymarzyć sobie niczego lepszego. Po śniadaniu Stefano wyprowadził mnie do ogrodu, by porozmawiać. Jego słowa wyryły się w moim umyśle i nigdy ich nie zapomnę.

Od dzisiaj jesteś moim synem. Ktokolwiek cię zapyta, powiesz mu, że jesteś Grigoriy Gambino, syn Stefano Gambino. Nie zająkniesz się. Masz być pewien swoich słów.

Potem poklepał mnie delikatnie po głowie i wszystko się jeszcze bardziej spierdoliło.

Wykreuję cię na nowo. Na moje podobieństwo. To, czego wczoraj doświadczyłeś, możesz mieć na co dzień, ale nie za darmo. Słuchaj mnie i wykonuj wszelkie powierzone ci zadania jak grzeczny chłopiec, a nigdy ci niczego nie zabraknie. Razem będziemy władzą, przed którą wszyscy się ugną. Razem, Grigoriy.

W jakiś popaprany sposób nadal jestem mu wdzięczny za to, co zrobił, ponieważ bez niego nie osiągnąłbym nawet jednej dziesiątej tego, co dziś mam. Byłbym cholernym zerem. Gdyby nie on, pewnie umarłbym na ulicy z głodu albo obciągałbym fiuty w burdelach.

Lecz gdy patrzę na dokumenty od Catriony, nie jestem w stanie czuć ani krzty wdzięczności. Mam ochotę zafundować mu to samo, czego on dostarczał mi każdej nocy. Zawsze wiedziałem, że zarabiał ogromne pieniądze na sprzedaży dzieci… Ale żeby przeciwstawiać się w tak jawny sposób Starszyźnie? Tylko głupiec odważyłby się tego dokonać!

I to nie ja to odkryłem.

Dariusz zawsze był zbyt ciekawski i wiedziałem, że kiedyś zapłaci za to surową cenę. Nie wpycha się nosa tam, gdzie się nie powinno, bez posiadania ochrony. Natychmiast powinien był przyjść z tym do mnie. Tylko ja miałbym wystarczająco siły, żeby pomóc mu wyjść z tego gówna. Był łatwym celem dla Stefano, który jest w stanie wszystko załatwić. Pewnie sądził, że gdy zabije Dariusza, pozbędzie się jedynego świadka tego, jak łamał nasze prawo.

Gdybym wiedział wcześniej, Stefano umarłby już dawno temu i nie skazałby innych dzieciaków na los podobny do mojego.

– Nie chcesz, żebym traktował cię jak wroga? – pytam zdegustowany, otwierając oczy. – To masz mi udowodnić, że nie popełniłem cholernego błędu, pokazując ci te informacje.

Vincenzo podnosi wzrok znad dokumentów i przez dłuższą chwilę wpatruje się we mnie badawczo nieskazitelnie niebieskimi tęczówkami. Niepewnie poprawia ciemne włosy, po czym kiwa głową i wraca do czytania. Przez większość lotu ubolewał nad swoim życiem i zarzekał się, że już nigdy nie tknie alkoholu w towarzystwie Polaków. Miałem wrażenie, że nie istnieje żaden sposób, żeby go uciszyć. Opanował się dopiero, kiedy zabawił się ze stewardessą w łazience, i wreszcie dostałem chwilę upragnionego spokoju.

W moim samolocie mam wszystko, co mógłbym sobie wymarzyć. Oprócz kabiny głównej, w której siedzimy, znajduje się tu łazienka z dwuosobową wanną i sypialnia z ogromnym łóżkiem. Do gabinetu ze sprzętem i wszelkimi udogodnieniami, jakie mogłyby mi się przydać, prowadzi tajne przejście.

Zamykam oczy, przypominając sobie zdjęcie, o którym mówiła Catriona.

Moje ostatnie wakacje ze Stefano i Vincenzo.

Mój mentor zabrał mnie z nimi tylko z jednego powodu: jak zawsze chciał, żebym coś dla niego zrobił, a ja naiwnie sądziłem, że wreszcie przestanie mnie traktować jak zwierzę i że zasłużyłem na coś więcej. Cholernie się pomyliłem.

Miałem wziąć udział w nielegalnych walkach i pokonać dla niego pewnego chłopaka w sposób, jakiego sobie zażyczył. Mój przeciwnik wyglądał jak bestia na sterydach. Był ode mnie sporo większy, lecz to nie powstrzymało mnie przed stworzeniem krwawego przedstawienia zwieńczonego wydłubaniem oczu tej zdradliwej piździe. Tak jak chciał Stefano, by dać nauczkę całej rodzinie przegranego. Od tamtej pory odciąłem się od niego całkowicie. To było ostatnie, co dla niego zrobiłem. Po tylu latach od urwania kontaktu z nim, znów muszę pojawić się w jego życiu i to właśnie przez Catrionę. Nie jestem już jednak jego synem, którego może wykorzystać, jak mu się podoba.

Stworzył potwora, którego wszyscy się boją, ale teraz przyszedł czas, by to on posmakował mojej pięści.

– Przecież Stefano nie złamałby naszych zasad – szepcze zdziwiony Vincenzo, poprawiając kolorowy garnitur, który opina jego ciało jak druga skóra. – Musiał się spodziewać, że nie ujdzie mu to płazem. Starszyzna nie przymyka oka na nikogo.

– Złotousty, Stefano zawsze uważał się za lepszego od innych. Poza tym razem z aktem zabraniającym handlu dziećmi stracił większość dochodu. – Zaciskam nerwowo pięści. – Po kryjomu nadal dostarczał najlepsze dziewczyny i chłopców do zaufanych burdeli, które nigdy by go nie zdradziły. Sam wiesz, jak trudno znaleźć dziewice, a chętnych jest mnóstwo. Ceny za wypieprzenie nietkniętej cipki są wysokie. Niektóre aukcje przed wejściem zakazu dobijały nawet do osiemdziesięciu tysięcy euro. Myślę, że możesz sobie wyobrazić, jak poszybowały ceny, kiedy ich zabrakło. Sam prowadzisz podobny przybytek, więc to twoja działka.

– Co chcesz z tym zrobić? – pyta, odkładając dokumenty na stolik.

– A jak sądzisz? Najpierw wymienię córeczkę Maniero za bezpieczeństwo Catriony. Ojciec Giovanny już od paru dni stara się namówić Starszyznę, by poparli jego wniosek o zabicie jej – odpowiadam, patrząc na widok za oknem.

Jesteśmy tak blisko wyspy, że dostrzegam kłęby dymu nad Etną. Czyżby to był znak zbliżających się problemów? Dziwię się, że ludzie przyjeżdżają tutaj na wakacje, igrając ze swoim życiem. Co roku znikają tu tysiące osób. Ludzie są naprawdę naiwni i sądzą, że byliby w stanie wygrać z nieposkromioną siłą natury.

– Zniszczysz tej dziewczynie życie – stwierdza półszeptem. – Wiesz, co ją czeka, gdy wróci do Włoch.

Biorę głęboki wdech, kręcąc głową w niedowierzaniu. A kto miał nade mną litość? Czy ktoś pomyślał, żeby zainterweniować i mi pomóc? Nie, więc nie mam zamiaru okazać łaski nikomu innemu.

– A dlaczego powinno mnie to obchodzić? – pytam gniewnie, bawiąc się zapalniczką między palcami. – Wolałbyś, gdybym poświęcił życie Catriony na rzecz kogoś, kogo nawet nie znamy?! Tego chcesz, braciszku? – Akcentuję ostatnie słowa z obrzydzeniem.

Piekielne Wilki od wczoraj zbierają najnowsze informacje na temat Amelii Maniero oraz jej aktualne zdjęcia, żebym mógł je zaprezentować na następnym spotkaniu. Stare fotografie są pomocne, ale teraz liczy się wiarygodność danych.

Kieruję wzrok w stronę Vincenzo, na którego usta wypłynął tajemniczy uśmiech. On jest gorszy od jakiejkolwiek kobiety.

– Czego? – warczę wkurzony. Nie mam dzisiaj nastroju na jego gierki. Zamiast spędzić ostatnią noc z Catrioną, musiałem odwieźć go do domu, a później zająłem się pracą. Najpierw wytłumaczyłem szefowi Wilków wszystko w związku z moją nieobecnością. Czeka ich wiele dodatkowych obowiązków. Ponadto w najbliższych dniach trzeba szczególnie chronić granice Warszawy, ponieważ sytuacja we Włoszech może wymknąć się spod kontroli, co będzie rzutować na inne rejony. Nie zmrużyłem oka nawet na minutę, bo gdy wreszcie wszystko załatwiłem, przyszedł czas, by jechać na lotnisko.

– Nic, braciszku. A z naszym tatusiem co zrobisz? – pyta, ponownie skupiając wzrok na dokumentach.

– Proszę zapiąć pasy, zaraz lądujemy. – Z głośnika słyszę głos pilota, który mi przerywa. Vincenzo nienawidzi handlu dziećmi bardziej niż ja. Jest zbyt czuły na krzywdę innych, przez co natychmiast się z nimi utożsamia.

Słabeusz.

Może i Stefano był wobec niego łagodniejszy, ale on również płacił cenę za bycie jego synem. Vincenzo przypomina dzieciaki trafiające do burdeli, z tą różnicą, że dostał najlepsze wykształcenie i dzięki swoim umiejętnościom miał zdobywać pożyteczne wiadomości. Ktoś pogrążony w rozkoszy jest w stanie wyjawić największe tajemnice.

– Najpierw Zoran sprawdzi informacje – wyjaśniam niechętnie, zapinając pasy. – A potem zajmę się Stefano.

– Ten szaleniec?! – wrzeszczy zaskoczony. – Przecież on cię nienawidzi!

– Ja jego również, ale nie musimy się lubić, żeby współpracować. Dostał minimum informacji potrzebnych do przeprowadzenia małego śledztwa w Rosji – tłumaczę mu zirytowany. – Jeśli mu się powiedzie, dostanie to, czego od zawsze chciał.

– Czyli? – Vincenzo przybliża się do mnie zaintrygowany.

– Od kiedy jesteś księdzem, przed którym mam się spowiadać?! – warczę, tracąc powoli nerwy. – Zoran męczył mnie o pozwolenie na przeniesienie się na stałe do Warszawy już od dłuższego czasu. Zgodziłem się tylko na przyjazd na ślub Siergieja, bo jest jego przyjacielem. Po uroczystości Wilki przetransportowały go grzecznie do Moskwy, byle ten szaleniec niczego nie wykombinował na moim terenie. Kazałem im zostać tam przez parę dodatkowych dni i obserwować, czy przypadkiem nie będzie próbował przedostać się przez granicę.

– Przecież z jakiegoś powodu zabroniłeś mu przekraczać granicy… – Opiera plecy o siedzisko, kręcąc głową. – On jest gorszy niż wcześniej.

– Zawsze mogę go zastrzelić, jeśli znowu zacznie mu odwalać – odpowiadam, zamykając na chwilę powieki. Jeżeli mam coś zdziałać, potrzebuję aktualnych informacji. Zoran ma teraz odpowiednią motywację i zrobi wszystko, żebym był zadowolony. Jego metody zawsze dawały szybkie efekty. Nie tak jak z Vincenzo.

– Nie pamiętasz, jak trudno było go złapać? – pyta znowu Vincenzo, ale postanawiam go zignorować. Potem będę się tym martwić.

Samolot ląduje bez jakichkolwiek problemów, a ja wreszcie mogę włączyć telefon. Tak długie odcięcie od moich ludzi nigdy nie jest dobre. Jako szef muszę mieć z nimi ciągły kontakt. Natychmiast zauważam, że mam nieodebrane połączenie od Siergieja. Blać.

– Czego chcesz?

Siergiej odpowiada po pierwszym sygnale:

– Mamy problem, szefie. Łukasz nie żyje – informuje pospiesznie. Czemu mnie to powinno obchodzić? – Bomba w samochodzie dostawczym, którym miała jechać Catriona.

Słysząc ostatnie słowa, czuję, jakby moje ciało zostało pochłonięte przez gniew. Zaraz wybuchnę jak Etna i nikt tego nie przeżyje.

– Czy ty sobie ze mnie teraz żartujesz? – warczę, podczas gdy Vincenzo się przybliża, żeby móc słyszeć naszą rozmowę. – Miałeś ją chronić, a nie zwróciłeś uwagi na coś takiego? Czyżby twój ostatni błąd niczego cię nie nauczył? A może powinienem był ci odciąć rękę, zamiast miażdżyć kości?

– Szefie, nie zajrzałem pod maskę, ale przecież… – mówi spokojnie, kiedy zaciskam dłoń na telefonie. Słyszę nawet skrzypnięcie metalu, lecz to mnie nie powstrzymuje.

– Trzeba było zajrzeć nawet pod samochód, żeby mieć pewność! – przerywam mu.

Vincenzo jak na zawołanie wstaje z fotela, zabierając kieliszek z winem, a następnie zmierza na drugi koniec samolotu.

Wiedziałem, że ten wyjazd będzie złym posunięciem. Trzeba było rozegrać to inaczej, zamiast zostawiać Catrionę z tymi debilami, którzy nie są w stanie sami się nawet podetrzeć.

– Ziółko powiedział, że ktoś musiał to zrobić w nocy – odpowiada Siergiej. – Tłumaczył mi, że bomba była połączona z silnikiem. Jak Łukasz uruchomił samochód, on natychmiast wybuchł. Młody nie miał szans tego przetrwać.

To miała być Catriona. Moja Catriona.

Sądziłem, że będę mieć więcej czasu. Ojciec Giovanny musiał zacząć działać, nie czekając na przychylność Starszyzny. Zabiję tego skurwysyna.

– Blać! – wrzeszczę na cały głos. – Weź ze sobą jeszcze jednego chłopaka i miej baczne oko na wszystko! Gówno mnie obchodzi, co zrobisz, ale ma być bezpieczna! Jeśli cokolwiek stanie się Catrionie, przywiążę cię do krzesła, żebyś nie był w stanie uciec, i będziesz patrzeć, jak twoja żoneczka będzie cierpiała te same katusze, co Catriona – ostrzegam ostro, po czym dodaję z drapieżnym uśmiechem: – Albo jeszcze gorsze.

Rozłączam się, a następnie wkładam telefon do kieszeni spodni i rozglądam się bacznie po wnętrzu samolotu. Mam ochotę komuś przywalić, ale mam obok wyłącznie Złotoustego, który zacząłby płakać jak mała cipa i nie dałby mi w ogóle satysfakcji.

Bez namysłu przewracam stolik, który jest najbliżej mnie, by dać chociaż minimalny upust emocjom, ale to nie pomaga. Wyjmuję broń, a potem strzelam do butelek alkoholu wystawionych na ścianie, która oddziela główną kabinę od mojej sypialni. Zdążą to naprawić do czasu mojego powrotu.

– Dobrze, że jednak nie wzięliśmy mojego samolotu – szepcze Vincenzo, zwiększając dystans między nami.

– Powinniśmy byli ją zabrać ze sobą – odpowiadam po zniszczeniu wszystkich butelek. Staram się opanować oddech, wpatrując się w mijane przez nas lotnisko.

Nienawidzę Sycylii.

– Wtedy musielibyśmy zabrać jeszcze więcej osób do ochrony – tłumaczy mi rozbawiony Złotousty. – Starszyzna uznałaby to za próbę ataku na nich i rozpoczęcie wojny. I tak cię nie lubią, braciszku. Nie dawaj im kolejnych powodów.

– Nie jest tam bezpieczna. – Zaciskam pięści, próbując stłumić gniew.

– A z nami by była? – dopytuje, po czym dopija pozostałość alkoholu w kieliszku. – Braciszku, będziemy otoczeni przez tylu mafiosów, że jeden zły ruch, a możemy zostać zastrzeleni. Na pewno chcesz tutaj Catrionę?

– Zamknij się – warczę, łapiąc marynarkę, i wychodzę na zewnątrz.

Natychmiast dostaję w twarz podmuchem suchego sycylijskiego powietrza.

ROZDZIAŁ 3

Catriona

Moje łzy wyschły, a smutek zastąpiło poczucie pustki. Nie chcę z nikim rozmawiać o śmierci Łukasza ani wybuchu w warsztacie, ponieważ sama nie wiem, co miałabym powiedzieć. Potrzebuję samotności. Miłe słowa i przytulanie mi nie pomogą, jedynie pogorszą moje samopoczucie.

Gdybym tylko mogła, zamknęłabym się w łazience z butelką wódki, pogrążając się w swoim świecie. Ale niestety nie wchodziło to w grę. Cały wczorajszy dzień przepłakałam, zamknięta w mieszkaniu Grigoriya, lecz gdy dziś rano się obudziłam wiedziałam, że muszę wstać z łóżka i stawić czoło rzeczywistości. Nie mogę się załamać, bo inaczej znowu się zatracę. Popełniłam ten błąd po śmierci ojca, jednak teraz nie mogę tego zrobić. Łukasz nie chciałby mnie znów widzieć w tamtym stanie. Będę silna dla niego.

– W ramach świątecznej aukcji charytatywnej po raz kolejny pomagają sportowcy, aktorzy, pisarze. W tym roku do tego grona dołączyła Catriona Fijewska, właścicielka warsztatu samochodowego z wieloletnią tradycją. – Rozbrzmiewający męski głos pomaga mi wrócić do rzeczywistości.

Podnoszę wzrok z zielonego dywanu na oczy przemiłego dziennikarza, który ma jeden z najbardziej szczerych uśmiechów, jaki kiedykolwiek widziałam.

Zaproszenie do telewizji śniadaniowej nie mogło wypaść w gorszym terminie. Poprawiam pozycję na niebieskawej kanapie, poświęcając całą uwagę dwójce prezenterów, którzy zasiadają naprzeciwko mnie. Wycieram spocone dłonie o spódnicę, po czym zaczynam mówić:

– To ja jestem zaszczycona, że będę mogła pomóc potrzebującym dzieciom.

Staram się, żeby uśmiech na mojej twarzy wyglądał naturalnie, ale czuję, że każdy jest w stanie odkryć prawdę kryjącą się pod maską. Gdy świat dosłownie płonie pod moimi stopami, udawanie, że wszystko jest w porządku, wydaje się trudniejsze niż kiedykolwiek.

– Aukcja wystawionego przez panią samochodu rozpoczyna się za parę dni, jak dobrze rozumiem? – dopytuje grzecznie mężczyzna, kontynuując rozmowę.

– Tak – stwierdzam niepewnie, próbując opanować skrępowanie wywołane zwróconymi w moją stronę kamerami. – Rozpocznie się w piątek o trzynastej. Jest to chevrolet camaro z lat siedemdziesiątych. Mogę zapewnić, że samochód został wyremontowany i zmodyfikowany w taki sposób, że nikt nie będzie miał drugiego takiego. Wymieniliśmy silnik na mocniejszy z dodatkowym kompresorem, więc nikt nie będzie w stanie dogonić tego auta. Zainwestowaliśmy w gwintowane zawieszenie, najlepsze stabilizatory, nowy układ hamulcowy oraz wiele innych, ale wolę nie zanudzać widzów szczegółami. Samochód będzie wyróżniał się na ulicach Warszawy, ponieważ zajęliśmy się również jego sylwetką: nowa maska z wlotami i zderzaki dodają zadziorności. Dodatkowo zainstalowaliśmy w siedzeniach nadmuchiwane podpory, które stabilizują ciało podczas skrętów, a także funkcję masażu, dzięki czemu nikt nie będzie miał ochoty wysiąść z auta.

– Na naszej stronie internetowej znajdą państwo zdjęcia tego wspaniałego samochodu. Mamy nadzieję, że spodoba się wam równie mocno jak nam i nie będziecie żałować ani złotówki. Pamiętajcie, wszystko idzie na szczytny cel! – zachęca dziennikarz, machając rękami do kamery.

– Jak się rozpoczęła pani przygoda z samochodami? – odzywa się po raz pierwszy kobieta, poprawiając długie brązowe włosy.

– Było to dla mnie coś naturalnego, ponieważ ojciec prowadził warsztat i zaszczepił we mnie miłość do aut. Być może nie jestem mistrzem w sprawach technicznych i znajdą się osoby, które na silnikach znają się o wiele lepiej, ale jestem w stanie zaprojektować najbardziej wyróżniające się auta. Z mojego warsztatu wyjeżdżają perełki, które potem ludzie z zachwytem obserwują na ulicach – odpowiadam uprzejmie, chociaż dziennikarka nie wygląda na zainteresowaną tematem.

– Ma pani mnóstwo prominentnych klientów – zauważa mężczyzna, przeglądając coś w dokumentach. – Adwokaci, milionerzy, sportowcy, właściciele hoteli i restauracji.

– Czy to prawda, że modyfikowała pani samochód pana Orlova? – wtrąca się kobieta, pochylając się z zaciekawieniem do przodu.

W tej pozycji mam idealny wgląd w jej silikonowy biust. Gdybym była facetem, mogłabym mieć ogromny problem ze skupieniem uwagi na rozmowie.

– Tak, jest moim stałym klientem – odpowiadam szybko, marszcząc brwi z niezadowolenia. Czy on musi wszędzie się wepchnąć? To miał być wywiad o aukcji i moim samochodzie, a nie o nim.

– Przepraszam za pytanie, ale od dawna chciałam przeprowadzić z nim wywiad, a nigdy nikt z jego biura do mnie nie oddzwonił. Pan Orlov jest intrygującym mężczyzną. W bardzo młodym wieku osiągnął tyle, że inni mogą mu tylko pozazdrościć sukcesu – rzuca rozmarzona. – Jaki on jest?

Arogancki. Bezczelny. Władczy. Drapieżny. I cholernie pociągający.

Nagle przed moimi oczami pojawia się wyobrażenie Grigoriya w czarnym, dopasowanym garniturze. Jego stalowe oczy badawczo się we mnie wpatrują, a jego wąskie usta powoli formują się w drapieżny uśmiech, który zamiast mnie przestraszyć, sprawia, że moje całe ciało płonie.

Zakładam nogę na nogę, zagłuszając drżenie cipki, i przenoszę wzrok z ducha podpierającego ścianę na kobietę. Jestem w telewizji, więc nie mogę zniszczyć tego, jak jest postrzegany Grigoriy. Dla świata jest wyłącznie poważnym biznesmenem, a nie rosyjskim diabłem, który włada warszawskim podziemiem.

– Jest… – Na chwilę się zamyślam, wpatrując się w przestrzeń za kobietą. – Jest osobą poświęcającą każdą sekundę pracy, ale pod surową maską znajduje się wspaniały mężczyzna, który jest pełen niespodzianek.

– Ponadto jest samotny. To się dopiero nazywa kawaler, na którego warto zwrócić uwagę!

Natychmiast wracam wzrokiem do niej i przyglądam się, jak zwilża językiem usta.

– Musi mieć pani nieaktualne informacje, bo pan Orlov jest zajęty – oznajmiam stanowczo z szerokim uśmiechem, ale szybko dodaję w stronę prowadzącego: – Może uda mi się go przekonać do wsparcia aukcji charytatywnych. Każda złotówka się liczy, czyż nie?

– Oczywiście, ważne jest, by pomagać innym – stwierdza zdezorientowany mężczyzna, po czym zwraca się do kamery: – Po krótkiej przerwie zapraszamy państwa do naszej kuchni. Zwycięzca tegorocznego MasterChefa pokaże nam jakie dania można przygotować na imprezę sylwestrową.

Wreszcie schodzimy z anteny i mogę tylko myśleć o tym, że chcę się znowu położyć do łóżka. Wyjście z mieszkania było ogromnym błędem. Wcześniej miałam ambitny plan powrotu po wywiadzie do warsztatu, ale Ziółko poradzi sobie sam. Schowałam jego zapas marihuany w zamrażarce, więc powinien być skupiony na pracy.

Warsztat ekspresowo został wyczyszczony z części samochodu pod bacznym okiem moich ochroniarzy, a życie wróciło do normy, jakby nie wydarzyło się nic złego.

Policjanci przyjechali na chwilę, by porozmawiać po cichu z Siergiejem, a potem grzecznie odjechali, nie zadając mi ani jednego pytania. Wydaje mi się, że to znak, iż sierżant Korzeniewski oraz Sójka już nie będą mnie męczyli. Poza tym ludzie Grigoriya odwiedzili moich sąsiadów, więc sądzę, że teraz będzie mnie znało całe osiedle, i to niestety z niezbyt dobrej strony.

– Bardzo dziękujemy za wywiad – mówi mężczyzna, wstając, po czym podaje mi rękę. – Wpadniemy jeszcze do pani warsztatu, gdzie pokażemy tę wspaniałą maszynę na żywo. Nasz producent do pani zadzwoni, żeby uzgodnić termin.

– Rozumiem. Będę wyczekiwać telefonu – odpowiadam, a następnie schodzę ze sceny. – Do widzenia.

Zawsze sądziłam, że pomieszczenia, gdzie nagrywają programy telewizji śniadaniowych, są większe. Po mojej prawej znajduje się scena dla artystów, na którą są właśnie wnoszone instrumenty muzyczne, a po przeciwnej stronie usytuowana jest kuchnia, z której wyczuwam przepiękne zapachy. Spodziewałam się czegoś bardziej ekscytującego.

Wkładam na siebie płaszcz, a następnie idę korytarzem w kierunku windy, gdzie czekają na mnie nowi ochroniarze. Może powinnam pomyśleć nad podjechaniem do cukierni po parę pączków? Chociaż chyba bardziej miałabym ochotę na tort z ogromną ilością słodkiego malinowego kremu.

Nagle do moich uszu docierają jakieś dźwięki. Na ekranie znajdującym się na ścianie w przejściu zauważam przerażoną dziennikarkę, a za nią rozciąga się widok na Most Poniatowski.

– Parę minut temu kobieta skoczyła z tego mostu – mówi zdenerwowana blondynka, zbliżając się w stronę policji i straży pożarnej stojących w pobliżu wody. – Nie znaleziono przy niej żadnych dokumentów ani innych osobistych rzeczy. Na jej brzuchu pozostawiono rosyjski napis, który w tłumaczeniu znaczył: „wreszcie jestem wolna jak ptak”.

Czuję, jakby jakaś niepojęta siła przejęła władzę nad moim ciałem, zmuszając mnie, żebym sięgnęła do torby po telefon. Natychmiast odblokowuję go i wpisuję w wyszukiwarce trzy słowa: samobójstwa Most Poniatowski, a przed moimi oczami ukazuje się mnóstwo linków. Klikam w pierwszy, który przekierowuje mnie do nagrania, i obserwuję zmieniający się obraz.

Słyszę w tle szepty i krzyki, ale nie zwracam na nie uwagi. Nieznajomy nakierowuje kamerę w stronę, gdzie młoda kobieta przechodzi niepewnie przez barierkę. Ma na sobie zwiewną, białą sukienkę przesiąknięta krwią na klatce piersiowej i brzuchu. Nie założyła nawet butów. Kto się tak ubiera zimą? Trzymając się jeszcze barierki, wpatruje się przez parę sekund w niebo. Niespodziewanie jedną ręką dotyka blond włosów i zrywa perukę, którą rzuca do wody. Jej długie kruczoczarne włosy zostają uwolnione, a wiatr porywa je w szaleńczy taniec. Bez uprzedzenia puszcza się barierki, dając się ponieść silnemu powiewowi. Jej ciało szybko spada i nagle pojawia się napis: serwis tymczasowo niedostępny.

Wpatruję się w czarny ekran, nie mogąc złapać oddechu. Zamykam powieki, by spróbować zapanować nad szaleńczo bijącym sercem. Gdy obok mnie rozbrzmiewa nieznany mi męski głos, otwieram oczy i skupiam całą uwagę na dziennikarzu, który bardzo głośno rozmawia przez telefon.

– Spóźnię się na wywiad, bo przez to samobójstwo całe miasto jest w korkach. Czy policji udało się dowiedzieć, jak nazywała się ta kobieta?

Przybliżam się do niego, żeby lepiej słyszeć jego rozmowę.

– Oczywiście, że nieoficjalnie. Tetiana Reznikov? Jakaś Ukrainka?

Zerkam niepewnie na ekran telefonu i nagle przypomina mi się ta bezdomna, która przyszła do mojego warsztatu. To była ta sama kobieta. Czuję, jakby na moim gardle zaciskał się sznur, przez co nie jestem w stanie wydać żadnego dźwięku. Może jej życie nie skończyłoby się tak szybko, jeśli mocniej bym na nią naciskała?

Kręcę głową w niedowierzaniu, a następnie kieruję się w stronę windy, opatulając się szczelnie płaszczem. Przez moje ciało przechodzą zimne dreszcze, co oznacza, że muszę wrócić do mieszkania i odpocząć. Nawet nie chcę myśleć o zbliżającym się pogrzebie Łukasza. Pospiesznie wysyłam wiadomość Staruszkowi, że będzie musiał sam zamknąć warsztat, i mam już wchodzić do kabiny, gdy nieoczekiwanie w ustach czuję okropny niesmak. Mój żołądek robi fikołka, zmuszając mnie do złapania się ściany. Oprócz niemiłego skurczu, mój brzuch wydaje dźwięki, jakbym głodziła go przez tydzień. Przed wyjściem na wywiad mogłam zjeść choćby suchą bułkę, zamiast zadowolić się wypiciem kubka czarnej kawy.

ROZDZIAŁ 4

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 5

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 6

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 7

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 8

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 9

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 10

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 11

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 12

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 13

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 14

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 15

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 16

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 17

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 18

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 19

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 20

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 21

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 22

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 23

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ 24

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

EPILOG

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

PLAYLISTA

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

PODZIĘKOWANIA

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

1 Przykręcany do ramy motocykla element, który w razie upadku chroni silnik i owiewki przed uszkodzeniem (przyp. red.).

2Milaya devushka, ty dolzhna byt’ sil’noy. Pozhaluysta. Ne sdavaysya seychas – (z ros.) Słodka dziewczynko, musisz być silna. Proszę cię. Nie poddawaj się teraz (przyp. red.).

3Do svidaniya – (z ros.) Żegnaj (przyp. red.).

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.