Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Drugi tom serii mafijnej, której akcja rozgrywa się w Warszawie!
Miłość, wierność, prawda – to się dla niej liczyło. On nie potrafił jej tego dać.
Serce Catriony jest złamane. I to przez samego diabła. Kobieta mogła spodziewać się po Grigoriyu wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że ma żonę…
Jakby tego było mało, wciąż nawiedzają ją koszmary i z każdym dniem staje się cieniem dawnej siebie. Jednak nie zamierza wybaczyć zakłamanemu rosyjskiemu diabłu tego, jak mocno ją zranił.
Tymczasem Grigoriy nie chce zrezygnować z kobiety, która tak bardzo zalazła mu za skórę. Próbuje się z nią skontaktować, ale na próżno. Catriona jeszcze tego nie wie, lecz będzie musiała mu zaufać. Nie tylko Grigoriy ma teraz wrogów, którzy czyhają na jego życie. Ona także.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 411
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright ©
Monika Nerc
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2021
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
All rights reserved
Redakcja:
Anna Strączyńska
Korekta:
Justyna Nowak
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8178-512-9
Moim rodzicom,
na których zawsze mogę liczyć.
Catriona
Mijające minuty, godziny, dni powinny zasklepić rysy na moim sercu i pomóc mi zapomnieć o diable, który pojawił się w moim życiu. Przecież to właśnie czas leczy rany… Niestety to wyłącznie słodkie kłamstwo, bo w rzeczywistości cierpienie nie znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Szybciej dostaniesz od życia kolejnego kopa niż pomocną dłoń.
Od naszego rozstania upłynęły trzy długie tygodnie, a ja nadal czuję się, jakby przejechała po mnie ciężarówka. Za każdym razem, gdy pomyślę o Grigoriyu, w moim umyśle rodzą się pomysły na zemstę za to, jak mnie potraktował. Jednak nie zdołałam zrealizować żadnego z nich, ponieważ zniknął z mojego świata zaraz po niespodziewanej wizycie w jego rezydencji i po poznaniu jego żony. Rozpłynął się w ciemnościach, jakby nigdy nie istniał, a wszystko – prócz jednej sprawy, która nie pozwala mi spać – wróciło do normy. Od śmierci Sebastiana wyrywam się ze snu w środku nocy z przeraźliwym krzykiem, który byłby w stanie zbudzić zmarłych na pobliskim cmentarzu. Te same koszmary powracają każdej nocy, nie dając mi nawet sekundy wytchnienia.
Moje ciało jest unieruchomione więzami, a porywacz bawi się mną jak nowo kupioną zabawką. Strach oraz cierpienie przenikają przez moje mięśnie, lecz niespodziewanie ciszę przerywa dźwięk wystrzału. Obryzguje mnie krew, a martwe oczy Sebastiana się we mnie wpatrują. Słowo „morderczyni” rozbrzmiewa w mojej głowie, wywołując ból tak mocny, że łzy spływają po moich policzkach.
I w tym momencie wyrywam się ze snu.
Próbując znaleźć wyjście z tej chorej sytuacji, ograniczyłam spanie do koniecznego minimum. Doprowadzałam się na skraj wytrzymałości, lecz te przeklęte koszmary nie przestawały mnie nawiedzać. Wystarczyło, że na sekundę zamykałam powieki, a znowu pojawiałam się w piwnicy z Sebastianem przy moim boku. Jedynie alkohol pomagał mi w wymazaniu tych wspomnień – dzięki niemu mogłam zasnąć bez strachu przed nadchodzącym piekłem.
Nadal mieszkam razem z Niną w domu rodzinnym, więc moje postępowanie miało zły wpływ nie tylko na mnie, ale również na wszystkich lokatorów. Przyjaciółka poradziła sobie z tą sytuacją o niebo lepiej. Choć wciąż nie zamierzała mi powiedzieć, co dokładnie wydarzyło się między nią a jej byłym partnerem, to wyglądała i zachowywała się jak nowo narodzona. Do jej oczu wrócił nawet ten szaleńczy błysk.
Porwanie zostało naszą małą tajemnicą, którą zabierzemy do grobów.
Doskwiera mi wyłącznie sposób, w jaki moja mama spogląda na mnie każdego dnia. Troska zmieszana ze smutkiem nie znikają z jej oblicza nawet na kilka minut. Sztuczny uśmiech nie jest w stanie jej zwieść, ponieważ ona potrafi ominąć moje wszystkie bariery ochronne. Martwi się o mnie, a ja nie umiem jej wytłumaczyć, co tak naprawdę się dzieje. Nie mogę jej powiedzieć prawdy, bo to byłoby dla niej za dużo, więc trzymam wszystko w sobie, czekając na moment, kiedy wybuchnę niczym granat z opóźnionym zapłonem.
Biorę głęboki wdech, próbując wymazać te myśli z głowy i odpalam porsche 911. Warkot silnika przypomina mi o tym, co teraz jest najważniejsze. Warsztat stał się moim dzieckiem, które wreszcie budzi się do życia po latach uśpienia. Poświęcam każdą wolną chwilę, by firma ojca zaczęła przynosić zyski, chociaż te wysiłki przypominają walkę z wiatrakami. Mimo to nie pozwolę, żeby to miejsce upadło. Sprawię, że nie będzie już kojarzone z przemytem, ale z najlepszymi samochodami.
Wyjeżdżam z warsztatu z piskiem opon, po czym ruszam do hotelu, gdzie odbywa się przyjęcie dla mojej klientki. Samochód, nad którym ostatnio pracowaliśmy, jest prezentem na słodką szesnastkę. Dziewczyna jeszcze nie ma prawa jazdy, ale dostanie od kochanych rodziców porsche warte więcej niż pół miliona. Na samą myśl o tym przewracam oczami. Nie mogłabym wyobrazić sobie większej głupoty, ale zauważyłam, że jeśli ma się więcej niż sześć zer na koncie, to mózg zaczyna działać w inny sposób.
Dodaję gazu i przejeżdżam przez skrzyżowanie z zawrotną prędkością. Nie mogę pozwolić, by Staruszek znowu na mnie czekał. Ostatnio wystarczyło pięć minut spóźnienia, żeby zaczął biadolić nad swoim trudnym losem i moim karygodnym zachowaniem. Poza tym potem musiałam wysłuchiwać jego wspomnień o tym, jak był młody, piękny i żadna panna nie była w stanie mu się oprzeć, przez całą drogę powrotną, co niestety jest gorsze niż jakiekolwiek tortury.
Obserwując zmieniający się widok za oknem, znowu wracam myślami do przeszłości. Ostatnią nocą, którą spokojnie przespałam, była ta, kiedy leżałam w umięśnionych ramionach zakłamanego rosyjskiego diabła. Wszystkie czułe słówka szeptane mi do ucha okazały się wyłącznie kłamstwami.
Nadal pamiętam wzrok jego żony, kiedy pojawiłam się w rezydencji.
Nie jestem nawet w połowie tak piękna jak ona. Nikt nie potrzebuje kochanki przypominającej różowego skrzata, jeżeli ma w domu włoską miss piękności. Byłam tylko jej marną podróbką… która została już wyrzucona do kosza. Nie dziwię się, że Grigoriy postanowił wykreślić mnie ze swojego życia. Nawet nie pokwapił się wysłać mi wiadomości z przeprosinami. Nic. Zero. Null. Jego kochana małżonka wróciła do domu, więc już mnie nie potrzebuje. To mnie, zamiast niej, użyto jako tarczy ochronnej – Sebastian porwał mnie, po czym powiesił w piwnicy jak szynkę na stoisku mięsnym, gdy ona opalała się na plażach we Włoszech.
Wszystko było fałszem oraz znakomitą grą aktorską, a ja nabrałam się na nie jak skończona kretynka. Byłam tak złakniona dotyku i miłości, że nie zwróciłam uwagi na niepokojące znaki. Wierzyłam w każde jego słowo, a nawet wybaczyłam mu pierwsze kłamstwo.
Miłość zaślepia, a z ust diabła nie poznasz prawdy.
Jedynym, co przypomina mi codziennie o Grigoriyu, jest maserati, które nadal stoi w warsztacie, zbierając wyłącznie kurz. Nie mam w sobie wystarczająco sił, by zadzwonić do Orlova, czy wysłać mu wiadomość, za każdym razem moja dłoń zatrzymuje się przy zielonej słuchawce, po czym wpatruję się w ekran przez dłuższą chwilę, nie mogąc nacisnąć na ikonę. Jako właścicielka warsztatu powinnam się z nim skontaktować, ale moje ciało mi na to nie pozwala.
To pomarańczowo-różowe cudo jest jedyną nicią nadal łączącą mnie z Grigoriyem. Wraz z jego zniknięciem będę musiała również zapomnieć o nim. Powinnam oddać mu kluczyki, wziąć kasę i życzyć mu powodzenia w życiu, wymazując go na zawsze z mojego. Łatwo powiedzieć, ale trudniej wykonać. Zranił mnie tak dotkliwie, że nie jestem pewna, czy z mojego serca cokolwiek zostało. Codziennie budząc się, czuję wszechogarniającą pustkę.
Po dojechaniu do hotelu uderza we mnie różowa fala słodkości. Balony, kwiaty, napisy – wszystko jest tej barwy. Powinnam była zabrać ze sobą Ninę, wtedy przestałaby wreszcie powtarzać, że to ja mam obsesję na punkcie tego koloru.
Parkuję przed wejściem, po czym pospiesznie opuszczam daszek przeciwsłoneczny. Przeglądając się w lusterku, poprawiam niesforne różowe pasemka uciekające z koka i nakładam balsam na spierzchnięte usta. Nawet mimo tony pudru, który zakrył piegi, dostrzegam wyraziste cienie pod piwnymi oczami. Kręcę z niezadowoleniem głową, a następnie wychodzę z porsche. W tym samym momencie do moich uszu docierają piski dziewcząt, które zagłuszają latynoską muzykę wybrzmiewającą ze środka hotelu. Przy wejściu, które jest udekorowane ogromną kwiatową girlandą w kształcie serca, podskakuje ze szczęścia grupa nastolatek z koronami na głowach. Przez chwilę wpatruję się w nie zaskoczona, ale szybko zaczynam szukać spojrzeniem ojca jubilatki, zatykając uszy przed tym piskiem.
Zmiany wprowadzone przez nas w porsche były bardziej estetyczne niż mechaniczne. Klient wymarzył sobie dla córki różową bestię, więc warsztat z przyjemnością spełnił jego życzenie. Jeszcze nigdy nie widziałam porsche we wściekłym malinowym kolorze, jednak kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Linia auta została podkreślona dzięki dodatkowym nakładkom na zderzaki i progi, ale niestety klient nie pozwolił na zbyt dużo ingerencji w silniku, układzie napędowym ani paliwowym, co Staruszkowi się niezbyt spodobało i za każdym razem wzdychał dramatycznie, jakby to był koniec świata. Samochód ma podbić serce szesnastoletniej dziewczyny, która nie ma pojęcia o zmianie biegów. W środku przypomina beżową elegancję z jednymi z najwygodniejszych produkowanych w tej chwili foteli. Do tego system trzech różnych dźwięków klaksonu został specjalnie zmieniony na koszt firmy.
Po chwili zauważam ojca klientki stojącego z boku budynku, więc niezwłocznie kieruję się w jego stronę. Jest przystojnym starszym mężczyzną, którego ciemne jak noc włosy w pewnych miejscach już siwieją.
– Pani Fijewska, przyćmiewa pani swoim pięknem gwiazdy na niebie – mówi, wyrzucając papierosa na trawę. Poza tym jednym aspektem mógłby uczyć młodsze pokolenie, jak powinien zachowywać się dżentelmen.
– Również jest mi miło pana znowu widzieć. – Podaję mu rękę na przywitanie, ale wtedy w moje bębenki uderza dźwięk klaksonu. Jeden z nich przypomina normalny klakson, drugi ciężarówki, a trzeci perkusji, na której dziewczyna uczy się grać. Odwracam głowę w tamtą stronę i widzę drobną blondynkę naciskającą wszystkie trzy przyciski naraz, co komponuje okropną mieszankę odgłosów.
– Jak bardzo ucierpi mój portfel przez ten prezent? – Wzdycha, poprawiając mankiety, a ja uprzejmie wręczam mu kartkę z zapisaną sumą, jaką musi dopłacić. Zapatruję się na spinki, w których dostrzegam wizerunek wilka szczerzącego kły.
– Nie przekroczyliśmy o wiele pańskiego limitu, a szczęście córki jest warte każdej złotówki, czyż nie? – W tym momencie mężczyzna nawet na mnie nie patrzy, ponieważ jego wzrok jest skupiony wyłącznie na kwocie.
– Niech pani nigdy nie ma dzieci – ostrzega, kręcąc głową, po czym chowa kartkę w kieszeń spodni. – Te chwile radości z bycia rodzicem nie są warte takiej inwestycji. Nadal pamiętam moment, kiedy po raz pierwszy powiedziała „tata” i wtuliła się we mnie, jakbym był jej całym światem. Rozpierała mnie wtedy ogromna duma. Dzisiaj rozmawia ze mną tylko, gdy czegoś potrzebuje, a jej wymagania są coraz większe. Już nawet nie chcę myśleć o jej weselu. Dobrze, że mam tylko jedno dziecko! – Zaczynam się śmiać na ten komentarz, a on zwraca się znowu w moją stronę. – Warto było posłuchać Orlova i cię zatrudnić.
Natychmiast sztywnieję, a uśmiech znika z mojej twarzy. Czyli nawet tego jednego klienta nie zdobyłam dzięki mojej ciężkiej pracy. Każda osoba przekraczająca próg warsztatu przychodziła do mnie z polecenia Grigoriya. Sądziłam, że chociaż tym razem udało mi się przyciągnąć kogoś, kto nie pochodził z półświatka. Niestety firma jest w tak złej sytuacji, że nie mam wyboru i muszę brać bez narzekania to, co jest mi dawane. Nie jestem w stanie zrozumieć pobudek Grigoriya, ale tak naprawdę mogło chodzić tylko o dwie rzeczy – przeprosiny albo wybaczenie. Przełykam ślinę, próbując ponownie zmusić się do uśmiechu.
– Dziękuję za danie mojemu warsztatowi szansy i mam nadzieję, że nasza współpraca nie zakończy się tylko na jednym samochodzie – żegnam się z klientem, a następnie idę w stronę szpakowatego mężczyzny z delikatnym zarostem, z oburzeniem wpatrującego się w dziewczynę siedzącą w samochodzie.
– Próbowałem jej opowiedzieć o silniku – żali mi się Staruszek, gdy staję obok niego. – A ta tylko zaczęła piszczeć jeszcze głośniej, jakby pająk ugryzł ją w tyłek. Tyle mocy zmarnowanej! – Wpatruje się w porsche z bólem wypisanym w oczach.
– Chodź, Staruszku, kolejne samochody na ciebie czekają – stwierdzam, łapiąc jego ramię, po czym ciągnę go w drugą stronę. Jeśli go stąd nie zabiorę, to zaraz zacznie bić się z jubilatką o kluczyki do auta.
Z całych sił staram się wymazać z pamięci imię Grigoriya Orlova. Muszę znaleźć sposób, by zrezygnować z kontaktów z jego znajomymi i skupić się na klientach, którzy nigdy nie maczali palców w działalności przestępczej.
– A ty co dostałeś na swoją szesnastkę? – pytam, zmieniając temat, na co Staruszek ściąga brwi ze zdziwienia.
– To, co w każde inne urodziny, czyli kopniaka od ojca. Teraz ta młodzież ma za dobre życie i nie zna wartości kasy! Ja żem pracował ciężko dzień i noc, żeby mieć co jeść – warczy, kręcąc głową.
Przez dłuższą chwilę przyglądam mu się i nie jestem w stanie dostrzec w nim mężczyzny, którego widziałam na zdjęciu w szafce nocnej Grigoriya. Nadal pamiętam ten dumny wyraz twarzy uwieczniony na fotografii, gdy trzymał pistolet w dłoni. Od paru dni biję się z myślami, czy powinnam skonfrontować się ze Staruszkiem i wypytać go o wszystko. Chciałabym poznać fakty, jednak nie mogę znaleźć odpowiedniego momentu. Zawsze lepiej znać prawdę, obojętnie jak bolesną, zamiast słodkich kłamstw, lecz nie chcę zniszczyć naszej relacji.
– Widziałaś tamtą kobietę? – pyta zdziwiony, wybijając mnie z rozmyślań, po czym wskazuje głową jakieś miejsce za hotelem.
Natychmiast się odwracam, ale dostrzegam wyłącznie pustkę. Moje serce bije jak szalone, kiedy bacznie przyglądam się zaroślom wokół budynku.
Czyżby to była żona Grigoriya?
– Oddaj mi kluczyki do samochodu. Nie możesz w tym stanie prowadzić – mówię, puszczając ramię Staruszka, a następnie wystawiam dłoń w jego stronę.
– Tam ktoś był! – krzyczy zbulwersowany na cały głos. Jubilatka nadal bawi się klaksonami, więc nikt nie zwraca na nas uwagi.
– A ja jestem jednorożcem – odpowiadam mu zirytowana.
Biorę parę głębokich wdechów, próbując uspokoić szalejące serce. Obejrzałam za dużo niskobudżetowych horrorów, więc już zaczęłam wyobrażać sobie biegnącego na nas mężczyznę z siekierą. Tylko że tam nie ma żywej duszy. Nawet wiewiórki! Wszyscy goście hotelu skupili się przy samochodzie, podczas gdy Staruszek pokazuje mi wyludniony plac zabaw dla dzieci. Oszalał. Niespodziewanie słyszę słabe skrzypnięcie, ale szybko odkrywam, że to tylko wiatr poruszył zardzewiałą huśtawką.
– Jedziemy do okulisty w poniedziałek. I nawet nie próbuj się spierać ze swoją szefową. Ostatnio miałeś problem z wypełnieniem dla kuriera dokumentu, którego litery były tak duże, że stojąc parę kroków za tobą, mogłam je przeczytać – wyjaśniam, zwiększając tempo. Jeśli przypadkiem ktoś tam był, to wolę dotrzeć do samochodu.
Otwierając ze zdecydowaniem drzwi, ostatni raz rzucam spojrzenie w stronę wskazanego miejsca, ale nie dostrzegam żadnego ruchu. Patrzę niczym idiotka na wyludniony plac zabaw, na którym prędzej straszą duchy, niż bawią się dzieci. Wzdychając głęboko, wchodzę do środka auta firmowego. Zbliżająca się pełnia nie wpływa dobrze na nikogo. Oby tylko nie doszło do rytualnych morderstw.
– Kupiłeś mi pączki? – pytam Staruszka, odpalając silnik.
– A tobie już ich nie wystarczy? Za każdym razem, gdy cię widzę, ty żresz jak mały prosiaczek. Tutaj pączuś albo ciasteczko czekoladowe, a może jeszcze eklerka, bo przecież cukiernia była po drodze. Tyś przestała nosić te swoje obcisłe spodnie, bo twój tyłek już się nie mieści w nie! – zarzuca oburzony.
– A kto mi wczoraj zjadł pudełko ptysi? Miałeś całą brodę upaćkaną lukrem, ale i tak się zapierałeś, że to nie byłeś ty! – warczę na niego, wjeżdżając na ulicę.
Niech bogowie na górze i na dole mają nade mną litość…
Catriona
Każdy poranek w tym domu przypomina istny chaos i powoli zaczyna mi brakować spokoju, jaki panował w mojej kawalerce. Po tylu latach mieszkania w pojedynkę odzwyczaiłam się od dzielenia przestrzeni z innymi osobami.
Codziennie moja matka szczęśliwa jak skowronek przygotowuje się na poranny pilates z przyjaciółeczkami z klubu książki. Weronikę trzeba jakimś cudem obudzić, po czym zawlec do szkoły – to dziecko nienawidzi nauki i wolałaby spędzić cały dzień na oglądaniu telewizji. Nina wstaje najwcześniej z nas, żeby wyjść pobiegać, a potem siedzi zamknięta w jednym z pokoi, który przekształciła w gabinet. Przyjaciółkę zaczął gonić czas, a sukienka ślubna Liliany nadal potrzebuje mnóstwa przeróbek.
Z każdą z tych trzech kobiet muszę walczyć o jedną łazienkę. Nie wiem, czy się zmówiły przeciwko mnie, ale moja chęć mordu wzrasta z każdym dniem. Jeśli to się nie skończy, za parę dni w gazecie pojawi się artykuł o masowym morderstwie w domu rodzinnym w Radości.
Powinnam wrócić do swojego mieszkania, ale nie chciałam, ponieważ czekało na mnie tam za dużo wspomnień, z którymi musiałabym się skonfrontować. Ignorowanie problemów jest o wiele łatwiejsze, więc dopóki moja mama mnie stąd nie wykopie, będę żyć w błogiej niewiedzy.
Wkurzona do granic możliwości uderzam po raz szósty w drzwi łazienki, ale moja przyjaciółka ma mnie nadal w głębokim poważaniu.
– Wpuść mnie chociaż na parę minut! – warczę zirytowana, łapiąc za klamkę, po czym zaczynam ją szarpać. – Muszę umyć zęby przed wyjściem do pracy.
– Trzeba było wejść przede mną – oznajmia. – Zawsze wchodzę o tej samej porze do łazienki.
– Tylko że ty zostajesz przez cały dzień w domu, a ja muszę wyjść – tłumaczę, szarpiąc się z drzwiami jak szalona. – Nie będę specjalnie wstawać o piątej rano, żeby się przygotować do pracy, którą mam na ósmą. To ty możesz zmienić plan dnia i wychodzić ćwiczyć później. Masz elastyczny tryb pracy.
– Kto pierwszy, ten lepszy, skrzacie. Pogódź się wreszcie z losem – odpowiada mi rozbawiona.
– Nina! – wrzeszczę na cały głos, jednak protesty nie przynoszą skutku, bo po chwili do moich uszu dociera dźwięk szumu wody.
Zrezygnowana po raz ostatni walę pięścią w drzwi, ale wiem, że jestem na przegranej pozycji… jak każdego dnia w tym domu. Nasza królowa chce się zrobić na bóstwo, więc plebs musi czekać.
Pospiesznie zaglądam do należącej w tej chwili do Weroniki sypialni, która znajduje się naprzeciwko łazienki. Ściany specjalnie przemalowałyśmy na seledynowy kolor i poprzyczepiałyśmy na nich naklejki z jej ulubionych bajek, by dziewczynka poczuła się tutaj jak w domu. Błyskawicznie przetrząsam jej pokój w poszukiwaniu podręczników i zeszytów. Przekopuję się przez zabawki zakrywające całą podłogę, ale niczego nie widzę. Chociaż raz nie będę musiała pędzić do szkoły, by przywieźć jej rzeczy.
Biorę głęboki wdech, a następnie wychodzę na korytarz. Zbiegam po schodach, ponieważ zaraz ucieknie mi jedyny autobus, który ma minimalne szanse dowieźć mnie na czas do pracy. Przez poranne sprzeczki z Niną muszę wybiegać bez śniadania i makijażu. Wiedziałam, że wspólne mieszkanie nie będzie miało dobrego wpływu na moje życie.
Staruszek sprzedał mojego starego mercedesa za marne pięć tysięcy, a kupno nowego samochodu w tym limicie cenowym jest raczej niewykonalne. Niestety oddałam auto firmowe matce, więc pozostała mi wyłącznie komunikacja miejska. Kiedy warsztat zacznie przynosić zyski, pomyślę o kupieniu czegoś dla siebie. Teraz mam inne priorytety.
Zaraz po zbiegnięciu ze schodów dostrzegam Lilianę stojącą w salonie. Odwraca się w moją stronę tak szybko, że jej długie do ramion kręcone włosy aż się unoszą.
– A ty co tutaj robisz tak wcześnie? Nie miałyście się spotkać po południu? – pytam, przelotnie ją przytulając.
– Nina napisała do mnie, żebym przyjechała wcześniej, bo musi zmierzyć mnie jeszcze raz – przyznaje speszona. Przez zieloną sukienkę na jedno ramię, którą ma na sobie, jej karnacja wydaje się jeszcze ciemniejsza i bardziej urzekająca.
– Będziesz musiała trochę poczekać na naszą gwiazdę – stwierdzam, przyglądając się jej markowym ubraniom. Liliana jest nieśmiałą, ale przemiłą dziewczyną, niestety za każdym razem, kiedy zauważam otaczające ją luksusowe rzeczy, odnoszę wrażenie, jakby dzieliła nas przepaść.
Po mojej przeprowadzce do domu rodzinnego moja matka razem z Niną zostały organizatorkami ślubnymi, a nasz salon zmienił się w miniaturową salę weselną. Nawet zakrwawiona po ekscesie z Sebastianem kanapa wylądowała na śmietniku, wyłącznie moje pianino nadal stoi w tym samym miejscu.
Na samym środku pomieszczenia znajduje się pokazowy, okrągły stół na dziesięć osób. Rozłożony na nim śnieżnobiały obrus sięga podłogi, natomiast zastawa ściągnięta z Moskwy dzięki pomocy Siergieja, który odpowiadał za komunikację z rosyjską pracownią, natychmiast przyciąga wzrok. Na największym talerzu znajduje się pojedynczy przepiękny kwiat niebieskiego storczyka, a wykonane ze złota sztućce leżą na specjalnie wyszywanej serwetce z inicjałami państwa młodych. W centrum stoi długi wazon z kompozycją kwiatową współgrającą z resztą kolorów. Cała dekoracja jest pełna szyku i elegancji.
Na ścianie salonu wisi ogromna ozdoba, która na weselu znajdzie się za krzesłami państwa młodych. Mapki ze sposobem rozsadzenia gości leżą gdzieś pomiędzy pudłami z prezentami, a resztę wolnej przestrzeni zajmują pokrowce na krzesła, banery, lampki, tuby strzelające, płatki róż, świece oraz rekwizyty do foto budki. Przemknięcie na koniec pokoju jest trudniejsze niż Mission: Impossible. Nawet Tom Cruise nie podołałby temu wyzwaniu. Cały ten chaos wieńczy ogromna, niebieska kokarda przyczepiona do żyrandola.
Ten dom wpada w coraz większą panikę z każdym dniem przybliżającym nas do ślubu, chociaż i tak data ceremonii została przeniesiona, ponieważ rodzice Siergieja nie mogli przyjechać wcześniej do Polski przez problemy sądowe. Rodzina Liliany nie poczuwała się do pomocy, dlatego moja mama wzięła ją pod skrzydła, jakby sama ją urodziła. Podejrzewam, że po ostatnich zajściach straciła nadzieję na wydanie mnie za mąż, więc postanowiła, że chociaż raz przeżyje ślub, jakby była przyszywaną matką panny młodej.
– Jesteś gotowa na dzisiejszą lekcję? – pytam przyjaciółkę, łapiąc torbę pod pachę.
Liliana uczęszcza do mnie na specjalne lekcje tańca, ponieważ chce zaskoczyć przyszłego małżonka przedstawieniem podczas nocy poślubnej. Szanse na to wydają się minimalne, ponieważ będzie dobrze, jeśli w ogóle dojdzie między nimi do seksu. Obstawiam, że jedno z nich upije się tak mocno, że nie zdoła samo trafić do łóżka. Choć może się mylę, w końcu nie bywam częstym gościem na ślubach, a zwłaszcza polsko-rosyjskich.
– Jeśli o to chodzi… – zaczyna zmieszana, wpatrując się w podłogę, jakby leżały tam sztabki złota. – Zostaliśmy zaproszeni z misiaczkiem do… państwa Orlov na kolację dzisiaj wieczorem. Nie mogłam odmówić.
Wystarczyło tylko to jedno zdanie, żebym poczuła, jakby igła przebijała moje serce na wskroś. Ukłucie jest tak silne, że przez moment nie mogę wypowiedzieć ani jednego słowa. Czas się zatrzymuje, a oczami wyobraźni widzę Grigoriya namiętnie całującego Giovannę. Nie mogę nic zrobić, pozostaje mi jedynie patrzeć. Kręcę głową, wybudzając się z tego koszmaru i skupiam się na Lilianie. Chcę zbyć tę informację machnięciem ręki, jakby nic dla mnie nie znaczyła, lecz nie umiem kłamać.
Dawno temu zbudowałam wokół serca mur, który miał ochronić mnie przed mężczyznami. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie stalowych oczu Grigoriya i dotyk jego szorstkich dłoni, by zburzyć tę przeszkodę. A potem Orlov zostawił mnie w zgliszczach, które muszę samodzielnie poskładać w całość.
– Nigdy nie powinnaś odrzucać zaproszeń na kolacje. Przecież ktoś jest chętny za darmo cię nakarmić! Jedzeniu się nie odmawia – odpowiadam jej żartobliwie, po czym zmieniam temat. – Nadal utrzymujesz zakaz seksu dla misiaczka?
Gdy wyszło na jaw, że Grigoriy ma żonę, Liliana tak się pokłóciła z narzeczonym, że musiałyśmy ją przenocować aż przez jedną noc…
Nie spodziewałam się, że ta słodka osoba może się tak wkurzyć. Jeszcze po dotarciu do nas była nabuzowana niczym furia i nie mogła usiedzieć w miejscu nawet przez minutę. Jakimś cudem udało nam się z Niną i z pomocą ciasta czekoladowego mojej mamy jakoś ją uspokoić, po czym zaaranżowałyśmy spotkanie tej dwójki. Nie zniosłabym tego, gdyby rozstali się z mojego powodu. Grigoriy jest moim problemem i nie powinno to rzutować na relacje innych.
– Zasłużył sobie. Powinien dzielić się ze mną wszystkim – mówi, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Jedno kłamstwo ciągnie do kolejnych, a jeśli jesteś z kimś w związku, to musisz się otworzyć na niego, a nie budować dodatkowe skrytki z tajemnicami.
– Każdy popełnia błędy, a z niego jest dobry chłopak. Nie widzi świata poza tobą – odpowiadam.
Ta dwójka przypomina mi moich rodziców w młodości. Siergiej rzuciłby się dla narzeczonej pod pociąg, a Liliana jest jego opoką, w której zawsze znajdzie oparcie. Są przykładem tego, że miłość przezwycięży wszystko.
– A teraz uciekam, bo zaraz spóźnię się do roboty. – Całuję ją w policzek na pożegnanie. Tylko dzięki szpilkom, które ukradłam Ninie, jestem w stanie do niej dosięgnąć.
– Pamiętaj, że nie chcę żadnych szalonych imprez na wieczorze panieńskim! Czy naprawdę nie możemy pójść do kina?! – krzyczy w moją stronę, gdy wybiegam z domu na przystanek autobusowy.
Jakby to był mój wybór.
Sama się boję pomysłów Niny. Od kilku dni wydzwania w przeróżne miejsca, próbując zorganizować pamiętną noc dla Liliany i nie zamierza się podzielić ze mną żadnymi informacjami.
W drodze do warsztatu nadal zastanawiam się, co powinnam zrobić z maserati. Na pewno muszę oddać auto, przecież nie będę go trzymać tutaj jak zakładnika albo reklamę dla warsztatu. Może powinnam zadzwonić do Siergieja w wolnej chwili? To dzięki mnie Liliana do niego wróciła, więc powinien mi się jakoś odwdzięczyć.
Czy powinnam w ogóle przyjąć pieniądze za ten samochód? Przecież jestem winna Grigoriyowi ogromną sumę za spłatę kredytu, a nie mam teraz takiej kwoty na koncie i pewnie w bliskiej przyszłości to się nie zmieni.
Gdy pomyślę, że jestem winna pieniądze mafii, włoski na moim ciele stają dęba z przerażenia. Zbyt dobrze poznałam bezwzględną i drapieżną stronę Grigoriya, by móc spać spokojnie. W każdym momencie może przyjść do warsztatu i zażyczyć sobie czegokolwiek zapragnie, a ja nie umiałabym odmówić. Mógłby chcieć zabrać mi warsztat… Przecież właśnie to miejsce wcześniej służyło mu do organizowania przemytu. Nie mogę stracić ostatniej cząstki mojego ojca.
Przed drzwiami garażowymi moje ciało odmawia posłuszeństwa. Staję niczym rażona piorunem, widząc radiowóz blokujący wjazd.
Morderczyni. Dłonie mi się pocą, gdy to słowo bombarduje moją głowę.
Zabiłam człowieka, a teraz pójdę do więzienia. Chociaż właściwie można to różnie interpretować, ja tylko postrzeliłam Sebastiana w okolicę klatki piersiowej. Może mógłby przeżyć, gdyby Grigoriy nie postanowił zamienić jego ciała w składowisko metalu. Jednak na pistolecie, który został zabrany przez Orlova, pozostały moje odciski palców. Codziennie uważnie słucham wiadomości i ani razu nie wyłapałam wzmianki o Sebastianie, ale przecież kiedyś go znajdą, a wtedy będą szukać winnego. Ciała przecież nie rozpływają się w powietrzu. Istnieje też opcja, że policja prowadzi tajne śledztwo, dlatego nigdzie o nim nie pisano.
Nikt mnie nie obroni.
Biorę głęboki wdech, po czym staram się opanować szalejące serce. Jeśli będę wyglądać na winną, na pewno zaczną zadawać jeszcze więcej pytań. Wycieram spocone dłonie o spódnicę, a następnie podchodzę powoli do mężczyzn, delikatnie się uśmiechając.
A co, jeśli to jest po prostu pomyłka?
– Dzień dobry – zaczynam rozmowę. Oczy obu policjantów przenoszą się z intensywnego wpatrywania się w maserati na mnie. – Jak mogłabym panom pomóc? Bo nie sądzę, żeby chodziło o naprawę samochodu. Chociaż warsztat z przyjemnością podjąłby się tuningu silnika. Po naszych modyfikacjach żaden przestępca nie zdołałby uciec.
Jeden z policjantów odwzajemnia mój uśmiech, powoli podając mi dłoń. Jest średniego wzrostu, a jego brązowe oczy wyglądają przyjaźnie. Może nie powinnam się aż tak przejmować ich wizytą. Przecież policja istnieje po to, by pomagać obywatelom takim jak ja. Parę razy nie było mi po drodze z przestrzeganiem prawa, ale nikt nie jest idealny. Popełniłam błędy, z których wyciągnęłam lekcję, a teraz przynajmniej nie potrzebuję kluczyków, żeby otworzyć samochód.
– Jestem starszy sierżant Korzeniewski – przedstawia się, poprawiając włosy wystające spod czapki. – A to sierżant Sójka. – Wskazuje na mężczyznę obok. Jego niebieskie tęczówki wpatrują się w każdy mój ruch, jakby szukał słabego punktu, który mógłby zaatakować. – Chcielibyśmy zamienić słowo z właścicielką warsztatu.
– Rozmawiają państwo z nią – odpowiadam grzecznie. Chowam ręce za plecy, próbując nie okazywać niepokoju. Wbijam paznokcie w skórę, by powstrzymać narastającą panikę. – Niedawno przejęłam wszystkie obowiązki właściciela. W czym mogę pomóc? Chcieliby panowie napić się kawy albo herbaty?
– Rozumiem – stwierdza funkcjonariusz, ignorując moje zaproszenie, następnie sprawdza coś w dokumentach. – Dostaliśmy informację, że współpracuje pani z panem Orlovem. Chcielibyśmy się dowiedzieć czegoś więcej na ten temat.
– Oczywiście. Może jednak wygodniej byłoby nam przeprowadzić tę rozmowę w gabinecie? – pytam zbita z tropu.
Czyli nie pójdę do więzienia. Mogę głęboko odetchnąć i przestać się martwić chociaż na moment.
– Zajmie nam to tylko chwilę. Nie jest to wymagane – wtrąca drugi policjant. W jego ostrych rysach twarzy i oczach dostrzegam obrzydzenie, a usta formują mu się w okrutny grymas. Wracam wzrokiem do sierżanta Korzeniewskiego, który przeszukuje notatki.
Możemy zostać na samym środku warsztatu. Nie ma problemu. Będę mieć chociaż świadków tej rozmowy w postaci moich sąsiadów, którzy na pewno zaczną nagrywać sytuację, jeśli będzie dziać się coś podejrzanego. Niestety kamery w warsztacie nie mają aż takiego zasięgu.
– Jakiego rodzaju była to współpraca? – pyta znowu ten pierwszy, zapisując pospiesznie każde słowo w zeszycie.
– Naprawiałam jego samochód. – Wskazuję na maserati. Trzeba było je oblać benzyną i podpalić, jak na samym początku proponowała Nina. Zorganizowałybyśmy wielkie ognisko dla wszystkich znajomych.
– Rozumiem. Czy wie pani, co było powodem naprawy? – dopytuje, a sierżant Sójka w tym czasie krąży wokół pojazdu jak sęp. Marszczę brwi, nie rozumiejąc, do czego dąży policjant.
– Zajmuję się naprawianiem samochodów, a nie zadawaniem pytań. Wymagało globalnej renowacji i nic więcej mnie nie interesowało – tłumaczę spokojnie, a w odpowiedzi blondyn bez czapki prycha.
– Czy według pani uszkodzenia miały w sobie coś szczególnego? – Starszy sierżant nie odpuszcza ani trochę, nadal skupiając się wyłącznie na notatkach. Czemu już od poniedziałku muszę mieć takie wizyty? Jeśli reszta tygodnia będzie podobnie okropna, to lepiej żebym wróciła do łóżka.
– Co ma pan na myśli? – pytam zdezorientowana po dłuższej chwili ciszy. Mój mózg bez porannej kawy bardzo źle działa, ale pytania tego faceta są naprawdę dziwne. – Szkody jak po poważnym wypadku. Nic nadzwyczajnego.
Wolę nie wspominać o dziwnych czerwono-brązowych śladach na siedzeniach, które mogły być krwią, albo o wybitych bocznych szybach, które nie powinny zostać uszkodzone, jeśli uwzględniać stan reszty pojazdu. Zostawię tę informację dla siebie. Samochód przeszedł przez piekło i nie było nim uderzenie w drzewo.
– Ma pani jakieś zdjęcia sprzed wypadku? – Kręcę głową. – Chcielibyśmy wejść do środka pojazdu. – Na to stwierdzenie unoszę brwi ze zdziwienia.
– Słucham? Czy mają panowie nakaz? – Przyglądam się, jak policjanci wymieniają między sobą zmartwione spojrzenia.
Teraz widzę, że jednak opłaca się spędzać czas na czytaniu książek. Nie będzie im tak łatwo mnie przechytrzyć. Auto nie jest moją własnością, więc nie mogę go każdemu pokazywać ani zabierać nieznajomych na przejażdżki, mimo że Nina wielokrotnie mnie prosiła, żebym pożyczyła jej samochód. Podpisałam kontrakt obejmujący wyłącznie naprawę i nie mam zamiaru złamać jego zasad.
– Nie, ale chcemy tylko… – zaczyna mówić, jednak nie daję mu szansy dokończyć.
– A ja chcę wygrać w totka – odpowiadam grzecznie, uśmiechając się do niego serdecznie. – Nie jest to moja własność, o której mogłabym decydować. Proszę się skontaktować z panem Orlovem albo przyjść z nakazem. – Zauważam, że obu policjantów wpatruje się we mnie z niechęcią.
– Oczywiście – oznajmia ten z czapką, a potem chowa notatnik do kieszeni spodni. – Wkrótce się z panią skontaktujemy i wtedy nie będzie mieć pani wpływu na dalsze postępowanie – dodaje oschle, a następnie kieruje się do radiowozu.
– Jaki ojciec, taka córka – warczy ten drugi, mijając mnie.
To maserati jest jak magnes przyciągający wyłącznie problemy. Muszę schować dumę i się go pozbyć, jak najszybciej się tylko da. Nie może tu dłużej stać, bo ściąga niechcianą uwagę. Wnętrze pojazdu zostało chemicznie wyprane, więc policjanci nie powinni odkryć w nim niczego niepokojącego, ale wolałabym nie ryzykować, że jakimś cudem jednak coś znajdą.
W tym momencie do moich uszu dociera głos z telewizora. W warsztacie nie ma jeszcze żadnego mechanika poza Staruszkiem, który wcześniej otworzył drzwi garażowe, a mimo to telewizor gra na całą głośność. Powtarzałam im już milion razy, że mają wyłączać to pudło, jak wychodzą. Faceci czasami zachowują się gorzej niż dzieci. Łapię za pilota ubrudzonego olejem, ale wtedy na ekranie pojawia się dziennikarka stojąca przed halą sportową.
– Do Polski trafił nowy narkotyk zwany potocznie „żniwiarzem”, którego zażycie sprawia, że człowiek nabywa olbrzymią siłę, nie odczuwa bólu i poddaje się niepohamowanej agresji. Osoby będące pod jego wpływem są wybitnie niebezpieczne dla otoczenia.
Prezenterka znika z ekranu, a zamiast niej pojawia się nagranie z kamer w sklepie spożywczym. Jakiś mężczyzna podaje energetyka kasjerce, która mówi coś do niego, a on natychmiast przeskakuje na drugą stronę lady, po czym zaczyna ją bić. Dziewczyna próbuje się wyrwać, ale facet zadaje jej kolejne ciosy w brzuch. Wyjmuje z kieszeni nóż, a wtedy niespodziewanie nagranie się urywa i wraca dziennikarka.
– Do takiej sytuacji doszło w jednym ze sklepów na Woli. Kobieta trafiła do szpitala, ale nie mogliśmy z nią porozmawiać, ponieważ lekarze zdecydowali się wprowadzić ją w śpiączkę. Od policjantów dowiedzieliśmy się, że trzeba zwracać uwagę na nadmiernie nerwowe zachowanie oraz przekrwione oczy. Jeśli tylko zauważą państwo, że ktoś zachowuje się w dziwny sposób, proszę dzwonić natychmiast na pogotowie i po policję. Środek ten ma mnóstwo efektów ubocznych, które mogą przyczynić się do rychłej śmierci. Specyfik został użyty niedawno przez jednego z zawodników na gali mieszanych sztuk walki zorganizowanej w Krakowie. Między zawodnikami doszło do krwawego starcia, którego nie można było przerwać. Obaj są w tej chwili pod stałym nadzorem lekarskim, ponieważ…
Wyłączam jak najszybciej telewizor i odkładam z impetem pilot na stolik. Dlaczego ludzie stosują takie środki? Czy ten narkotyk doprowadza do aż takiej ekstazy? Nawet za mrocznych czasów mojego liceum nigdy nie dotknęłam środków odurzających, mimo że były mi proponowane wielokrotnie.
Grigoriy
Zerkam na widok rozciągający się z rezydencji – dostrzegam tylko hektary ziemi pokryte idealnie przystrzyżoną trawą. Jest cicho i spokojnie. Nienawidzę tego miejsca. Gdybym tylko mógł, to rozniósłbym wszystko w drobny pył i sprzedał tę działkę, zapominając o spędzonych tu latach.
Za każdym razem, kiedy tu przychodzę, Giovanna stara się sprawić, żebym zmienił zdanie co do naszego związku. Niestety jej jedyną kartą przetargową jest rozkładanie nóg. Po tylu latach cholernego małżeństwa powinna wiedzieć, że takie gierki na mnie nie działają. Nawet jakby jej cipka była zrobiona z diamentów, to bym jej nie dotknął, ale muszę przyznać, że dawno nie widziałem jej aż tak zdeterminowanej. Jeśli będę chciał kogoś przelecieć, to wystarczy, że pójdę do Gniazda Rozpusty i zaraz znajdzie się jakaś tania dziwka, która zrobi wszystko, czego będę pragnąć.
Wojna z Sebastianem skończyła się szybciej, niż się zaczęła. Poćwiartowane ciało tego zdrajcy leży obciążone kamieniami gdzieś na dnie Wisły. Już nigdy nikt o nim nie usłyszy, a ja nie pozwolę, żeby podobni do niego zbliżyli się do czegokolwiek, co należy do mnie. Moja pozycja znowu się umocniła, więc nikt nie będzie równie głupi, by stanąć naprzeciwko mnie.
Ivan uciekał przez tydzień przed Piekielnymi Wilkami. Kiedy dopadli go w motelu w Albanii, właśnie próbował zniszczyć wszelkie notatki i dokumenty. Nie zdążył wykasować danych z komórki i dzięki jego głupocie dowiedziałem się, że tak naprawdę mam jeszcze jednego wroga.
Pan G.
Ten skrót nic mi nie mówi, jednak to ten człowiek sponsorował tę bitewkę. Jakim tchórzem bez jaj trzeba być, żeby działać w taki sposób? Jego też znajdę i sprawię, że pożałuje swoich poczynań. Będzie cierpiał godzinami w moim pokoju zabaw, zanim pozwolę mu umrzeć.
Więc tak naprawdę ta sytuacja została prawie opanowana, ale reszta?
Na samą myśl o tej kobiecie całe moje ciało się napina. Nie powinno jej tu być, mimo to Giovanna zachowuje się, jakby wszystko między nami idealnie się układało, a rezydencja była jej najukochańszym domem. Jakby umierała z tęsknoty za mężem, a nie puszczała się w klubach z dawnymi znajomymi. Niespodziewanie słyszę stukot obcasów zbliżających się w moją stronę. Blać1.
– Kochanie, tutaj jesteś! – mówi z udawaną radością. Zamykam oczy, żeby powstrzymać narastający gniew. Ta kobieta działa na mnie jak płachta na byka.
– Ile razy mam ci powtarzać, żebyś tak mnie nie nazywała? – warczę, lecz odpowiada mi tylko jej sztuczny śmiech.
Przez cały okres naszego małżeństwa zwracała się do mnie po imieniu, ale po powrocie do Warszawy wszystko się zmieniło. Kazałem nawet Siergiejowi sprawdzić, czy nie bierze narkotyków. Nigdy nie byliśmy szczęśliwą parą. Zwróciłem na nią uwagę, bo mi się opłacało. To, że lubiłem ją pieprzyć, było tylko dodatkowym udogodnieniem.
– Czyżbyś mnie unikał? – pyta, stając naprzeciwko mnie.
Pojawiam się w rezydencji tylko w ostateczności, ponieważ nie chcę codziennie widzieć jej plastikowej twarzy. Muszę ją traktować z minimalnym szacunkiem, bo jest przecież moją żoną, ale na jej widok mam ochotę strzelić w ten głupi łeb i patrzeć, jak się wykrwawia na marmurowej posadzce. Mój problem mógłby zniknąć tak łatwo dzięki jednej kuli, lecz takie postępowanie zostałoby potępione przez Starszyznę, więc muszę czekać.
– Czego chcesz, Giovanno? – Otwieram niechętnie oczy.
Jak zawsze jest przygotowana na moje przybycie. Ubrała się w wyzywającą sukienkę podkreślającą jej figurę i umalowała się, jakby zaraz miała wyjść na przyjęcie. Mogłaby paradować przede mną nago, a i tak nie dotknąłbym jej palcem. Nie obchodzi mnie jej poprawione skalpelem ciało. Skupiam się wyłącznie na jej czarnych oczach, w których mogę dojrzeć jej prawdziwą naturę.
– Chcę porozmawiać – szepcze, przybliżając się do mnie.
Kiedyś cieszyłem się, gdy inni mężczyźni odwracali się z pożądaniem za moją kobietą. Miałem coś, czego oni nigdy nie zdobędą. Te pizdy mogły tylko patrzeć, ale nie dotknąć. Teraz czuję obrzydzenie na samą myśl o niej. Jest piękna na zewnątrz, ale zepsuta w środku jak robaczywe jabłko.
– Nie mamy o czym rozmawiać – warczę wkurzony. – Masz podpisać papiery i wypierdalać do Włoch. Sam z przyjemnością kupię ci bilet powrotny. – Jej udawana miłość znika z twarzy na parę sekund, ale Giovanna szybko próbuje to ukryć.
– Jesteśmy w stanie naprawić nasz związek – zapewnia zdeterminowana. – Jeśli razem się postaramy, to uda nam się przetrwać te zawirowania. Będziemy znowu szczęśliwi. Grigoriy, umiem sprawić, że będziesz szczęśliwy.
– Nasz związek był pomyłką – stwierdzam dosadnie, zbliżając do niej twarz. To, co zrobiła, nigdy nie zostanie jej wybaczone.
Każdy szef mafii danego terytorium powinien mieć żonę i rodzinę, więc to był jedyny powód, dlaczego w ogóle zgodziłem się na ten związek. Giovanna była chętna do ostrego pieprzenia, poza tym jej ojciec miał wysoką pozycję w hierarchii, więc to małżeństwo było wyłącznie umową biznesową. Była z niej łatwa zdobycz, by Starszyzna wreszcie odczepiła się ode mnie i przestała spoglądać bacznym wzrokiem na mój teren.
– Ale… – szepcze, zbliżając dłoń do mojej klatki piersiowej. Błyskawicznie łapię ją tak mocno, aby poczuła ból, po czym odciągam ją jak najdalej.
– Taka dobra żoneczka zapomniała, że nienawidzę być dotykany? – warczę, odpychając ją. – Nie chcę cię tu. Cokolwiek zrobisz, to nie zmieni mojej decyzji.
– Nie pamiętasz, jak było nam dobrze razem? – pyta cicho, rozmasowując nadgarstek. – Możesz zrobić z moim ciałem, co tylko zechcesz. Jak za starych, dobrych czasów. Pozwolę ci na wszystko.
– Giovanno, nic między nami się nie wydarzy – oznajmiam stanowczo, a następnie szybko dodaję: – Oddaj kartę kredytową Siergiejowi. Wiem, że zrobiłaś duplikat! – Nie dostanie ode mnie ani złotówki.
Może odcięcie jej od zakupów sprawi, że wróci do Włoch szybciej. Jej tatuś z przyjemnością będzie ją tam utrzymywał, i tak przecież mnie nie lubi. On chciałby tego rozwodu, ale tę księżniczkę będzie trudniej przekonać. Gdybym tylko mógł, zaciągnąłbym ją za włosy do sądu, ale my tego tak nie załatwiamy.
Muszę się pospieszyć, bo inaczej odzyskanie Catriony będzie bardziej skomplikowane, niż mogłem się tego spodziewać. Czas nie działa na moją korzyść, jednak zrobię wszystko, by dopiąć swego. Wynagrodzę jej każdy dzień naszej separacji. Robię to wszystko dla jej dobra.
Jest moim niebem i piekłem w jednym. Chcę znowu spojrzeć w jej piwne oczy i usłyszeć ten słodki głos. To, że nie jestem w stanie jej dotknąć, doprowadza mnie do szaleństwa. A brak seksu przez trzy tygodnie? Zbyt wiele razy pragnąłem pojawić się w warsztacie, przerzucić ją przez biurko i pieprzyć tak ostro, aż będzie z całych sił krzyczeć moje imię. Lecz trzymam cholerny dystans.
Chłopcy nadal jeżdżą za nią, obserwując każdy jej najdrobniejszy ruch, a potem zdają mi raporty. Musiałem wrócić do biernego uczestnictwa w jej życiu, jednak to przestało mi już wystarczać. Posmakowałem tego różowego nieba i muszę dostać kolejną porcję rozkoszy. Jest moim narkotykiem, którego odstawienie jest niemożliwe. Wkrótce zgłoszę się po kolejną działkę i nie pozbędzie się mnie ze swojego życia. Nie złamię danej jej obietnicy.
– Nie możesz tego zrobić – mówi piskliwym tonem, poprawiając długie włosy.
– Wróć do Włoch i znajdź sobie innego idiotę, który będzie cię utrzymywał, kochanie – podpowiadam jej, rozwiązując krawat, po czym rzucam go na podłogę. – Nawet sam go znajdę – dodaję zadowolony z siebie.
– Kocham cię – jęczy Giovanna, próbując się rozpłakać, ale łzy nawet nie napływają jej do oczu. Wygląda jak zbity pies, niemniej znam ją zbyt dobrze, żeby się na to nabrać. Gdyby tylko urodziła się w normalnej rodzinie, zawód aktorki stałby przed nią otworem.
– Ty kochasz władzę, nie mnie – oznajmiam niewzruszony jej przedstawieniem, a następnie odchodzę w stronę drzwi. W naszym świecie nie można sobie pozwolić na miłość.
– Nie zostaniesz na kolację?! – krzyczy zdesperowana. – Zaprosiłam twoją prawą rękę! Moglibyśmy się wszyscy bliżej poznać. Poprosiłam kucharkę o przygotowanie twojego ulubionego dania.
– Ile razy mam powtarzać, Giovanno? – pytam, odwracając się w jej stronę. – Gówno mnie obchodzisz. Chcesz się bawić w dobrą żonkę? Rób to sama.
Nie mam zamiaru dłużej przebywać z nią w jednym pokoju. Potrzebowałem tylko paru dokumentów z gabinetu i znikam. Rezydencja została kupiona przez Giovannę i udekorowana tak, jak ona to lubi. Ja mam w mieście apartament, który jest namiastką mojego domu.
Poza tym muszę zająć się pracą, zamiast udawać szczęśliwą rodzinkę. Dostawy narkotyków do restauracji i broni dla Piekielnych Wilków same się nie sprawdzą. Co więcej, Złotousty wspominał o dodatkowej ochronie do Gniazda Rozpusty, bo coraz więcej typów nie chce płacić za usługi jego prostytutek. Muszę jeszcze wyeliminować te sprzedające się na ulicy. Mogą się pieprzyć po lasach, ale zysk zawsze idzie do mojej kieszeni, albo mogą wyjechać gdzieś indziej. Nienawidzę zajmować się prostytucją, jednak Złotousty pierdoli swoją robotę, więc to ja muszę zainterweniować. Dobrze, że chociaż żniwiarz przynosi odpowiednie wyniki finansowe. Te latynoskie typy naprawdę wiedzą, jak wyprodukować uzależniające gówno.
– Jeśli nie dasz mi rozwodu, to znajdę inny sposób – informuję, posyłając jej groźny uśmiech. – Ale wtedy sprawię, że będziesz żałować swojej decyzji do końca życia. Twój tatuś nie uratuje cię przed moją zemstą. Więc przemyśl, czy warto ze mną zadzierać.
Zawsze znajdę sposób, by wygrać, a jeśli nagrodą jest Catriona, to przegrana nie wchodzi w rachubę. Muszę mieć ją znowu w ramionach. To ona powinna ogrzewać moje łóżko. Mam dość zadowalania się samymi zdjęciami.
Catriona nadal należy do mnie. Żaden inny mężczyzna się do niej nie zbliży, a na pewno nie ma mowy o żadnym kontakcie z jej ciałem. Naznaczyłem ją i już mi nie ucieknie, a moi chłopcy tego przypilnują. Sądzi, że ją zostawiłem, ale to nie jest prawda. Ukryty przez ciemność kroczę za nią, nie opuszczając jej nawet na sekundę.
Idę w stronę samochodu, zostawiając Giovannę nadal oszołomioną. Chce ze mną walczyć? Niech spróbuje, jednak nie uda jej się wygrać. Rzuciła wyzwanie nieodpowiedniej osobie. Diabeł zawsze znajdzie sposób, aby uderzyć przeciwnika tam, gdzie najbardziej go zaboli. A ja będę napawać się jej krzykami bólu.
Moi ludzie właśnie wyjmują z bagażnika trupa jednego z biznesmenów, który nie chciał odsprzedać mi udziałów w firmie. Nikt nie będzie płakał za namiastką mężczyzny, jaką był Ruciński. Powinienem wcześniej go zabić, wtedy Catriona zostałaby moją sekretarką.
Wyjmuję telefon, po czym natychmiast wbijam numer Siergieja, czekając, aż tych dwóch debili wyciągnie to pokiereszowane ciało.
– Masz trzymać gębę zamkniętą przed Giovanną. Jeśli dowiem się, że cokolwiek jej powiedziałeś, pożałujesz tego. Zjecie grzecznie kolację i tyle – zarządzam, wyjmując z kieszeni papierosa, którego następnie odpalam.
– Oczywiście, szefie – odpowiada Siergiej, ale natychmiast rozpoznaję po jego głosie, że coś jest nie tak.
– Czego? Sprężaj się, bo muszę się spotkać z doktorkiem – warczę, przyglądając się, jak głowa trupa uderza o kafelki i zostawia na nich czerwoną plamę. Wszędzie idioci. Pogruchotane ciało wypada z bagażnika, a oni nawet nie są w stanie go złapać.
– Będziemy mieć problem z policją. Ten nowy nadinspektor wyczyścił oddział z naszych ludzi pod pretekstem walki z korupcją. Nie mieliśmy jak zainterweniować – wyjaśnia niepewnie, a ja zaciskam nerwowo rękę na telefonie.
Przez kilka lat miałem spokój. Każdy z policjantów rozpoznawał mój znak i trzymali dystans. Nie wpychali nosów w moje sprawy, a ja dawałem im działać w sferach niepowiązanych ze mną. Wraz z niedawnym pojawieniem się nowego nadinspektora, który nie jest finansowany przeze mnie jak poprzedni, wszystko się skomplikowało. Rzuca ideologicznymi frazesami o zapewnieniu naszym dzieciom lepszego świata bez narkotyków i prostytutek, a ludzie chętnie się w niego wsłuchują.
– Trzeba zwiększyć ochronę przy kolejnych przemytach. Wyślij więcej chłopaków do baru Piekielnych Wilków. Jutro będą mieć tam duże zapasy narkotyków na imprezę u Złotoustego. Nie mogą ich złapać – oznajmiam wkurzony, przyglądając się, jak moi ludzie wreszcie zanoszą trupa do garażu, by potem polać go chemikaliami, raz na zawsze pozbywając się problemu. – Poinformuj wszystkie podległe nam miejsca, że mają uważać. Psy pewnie będą wysyłać tajniaków, żeby rozpracować nas od środka.
Kończę rozmowę, a następnie idę w stronę samochodu, zostawiając rezydencję daleko za sobą. Wiążąc się z Giovanną, sądziłem, że nic lepszego na mnie nie czeka, więc brałem, co życie mi dawało. Teraz wszystko się zmieniło. Miałem w zasięgu mój niedościgniony ideał i uczynię wszystko, żeby ją odzyskać.
Nie wiem, czemu Giovanna właśnie teraz sobie o mnie przypomniała, ale to niczego nie zmienia. Pozbędę się jej, jednak delikatniej niż zwykle, żeby nie tworzyć sobie kolejnych wrogów.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
1 Blać – (z ros.) kurwa (przyp. red.).