Dzielny Oczak - Agnieszka Chylińska - ebook + książka

Dzielny Oczak ebook

Agnieszka Chylińska

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dzielna jest Zezia, dzielny jest jej młodszy brat zwany

Oczakiem. Cała rodzina Zezików daje radę, co wcale nie

oznacza, że wszystko zawsze jest spoko.

Miało być pięknie, wyjazd na obóz harcerski to świetny

początek wakacji. Ale to także doskonała okazja dla pecha,

który zmieni idealne plany w katastrofę. Na szczęście

trafiło na Franka, chłopca, który się nie poddaje.

Dzielny Oczak to szósta książka cyklu o rodzinie Zezi.

Tym razem historię poznamy z perspektywy bystrego chłopca.

Zezię w kolejnej dziecięcej przygodzie zastąpił młodszy brat

Franek... Będzie się działo!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 73

Oceny
4,5 (72 oceny)
52
11
6
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Re­dak­cja: Agniesz­ka Het­nał

Ko­rek­ta: Zu­zan­na Wie­rus

Ilu­stra­cje i pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Su­ren Var­da­nian

Skład: Ma­riusz Kur­kow­ski

Re­dak­tor pro­wa­dzą­cy: Agniesz­ka Gó­rec­ka

Współ­pra­ca pro­mo­cyj­na: Top Ma­na­ge­ment Jo­an­na Zię­dal­ska­-Ko­mo­siń­ska

Co­py­ri­ght for the text © Agniesz­ka Chy­liń­ska

Co­py­ri­ght for this edi­tion © Wy­daw­nic­two Pas­cal

Biel­sko-Bia­ła, 2020

Wy­daw­nic­two Pas­cal Spół­ka z o.o.

ul. Za­po­ra 25

43-382 Biel­sko-Bia­ła

tel. 338282828, faks 338282829

pas­cal@pas­cal.pl, www.pas­cal.pl

ISBN 978-83-8103-665-8

Przygotowanie eBooka: Jarosław Jabłoński

Pew­ne­go kwiet­nio­we­go, dość chłod­ne­go i wietrz­ne­go dnia, tuż po świę­tach wiel­ka­noc­nych, dzie­się­cio­let­ni Fra­nek po­sta­no­wił zo­stać dziel­nym chłop­cem. Fra­nek, czy­li Oczak – naj­młod­sze dziec­ko Pań­stwa Ze­zi­ków.

Za­de­cy­do­wał tak, bo czuł, że nie ma in­ne­go wyj­ścia. To zna­czy inne wyj­ście z pew­no­ścią ist­nia­ło, ale Fra­nek chciał być dziel­ny, i ko­niec. Od kie­dy roz­pa­dło się mał­żeń­stwo jego Ro­dzi­ców i Mama za­miesz­ka­ła niby bli­sko, ale jed­nak da­le­ko od Fran­ka, chło­piec wie­dział, że musi so­bie ze wszyst­kim ra­dzić sam.

Wiel­ka­noc w tym roku prze­bie­gła w na­praw­dę po­god­nej i mi­łej at­mos­fe­rze. Ale Fra­nek i tak czuł, że to nie jest szczę­ście ani peł­na ra­dość z prze­by­wa­nia z bli­ski­mi. Ma­rzył, by Ro­dzi­ce byli, je­śli nie ra­zem, to przy­naj­mniej szczę­śli­wi i uśmiech­nię­ci osob­no. Był już na tyle duży, że wie­dział, iż w tej kwe­stii nie­wie­le za­le­ży od nie­go. To Mama i Tata są od­po­wie­dzial­ni za swo­je szczę­ścia. Dwa osob­ne szczę­ścia.

Mimo to Fra­nek uznał, że jako pra­wie na­sto­la­tek po­wi­nien być sil­niej­szy i bar­dziej zor­ga­ni­zo­wa­ny. Po­sta­no­wił czę­ściej my­śleć o in­nych i im po­ma­gać, by mie­li wię­cej po­wo­dów do uśmie­chu. Chciał ro­bić kon­kret­ne rze­czy z my­ślą o in­nych lu­dziach. I ni­g­dy tego po­sta­no­wie­nia nie po­rzu­cić.

Od­kąd Pań­stwo Ze­zi­ko­wie prze­sta­li być ra­zem, oka­za­ło się, że mogą ze sobą roz­ma­wiać nor­mal­nym gło­sem i do­cho­dzić do po­ro­zu­mie­nia. Fra­nek za­sta­na­wiał się nie­raz, na czym to po­le­ga.

Do­sko­na­le pa­mię­tał cza­sy, gdy Ro­dzi­ce kłó­ci­li się lub nie od­zy­wa­li się do sie­bie na­wet przez kil­ka dni. Z jed­nej stro­ny czuł ulgę, że dla wszyst­kich człon­ków ro­dzi­ny za­koń­czył się ten mrocz­ny i nie­przy­jem­ny czas. Z dru­giej stro­ny za­sta­na­wiał się jed­nak, dla­cze­go lu­dzie, któ­rzy kie­dyś tak bar­dzo się ko­cha­li, że stwo­rzy­li ro­dzi­nę, cza­sem mu­szą się roz­stać, by móc spo­koj­nie ze sobą roz­ma­wiać i być dla sie­bie mili.

Mama za­ję­ła się swo­im skle­pi­kiem w Mali­nów­ce i za­miesz­ka­ła nie­opo­dal domu, w któ­rym miesz­kał Oczak wraz ze swo­im star­szym bra­tem Gi­le­rem. Od tego cza­su sto­sun­ki mię­dzy nią a Tatą rze­czy­wi­ście zde­cy­do­wa­nie się po­pra­wi­ły.

Czas świąt wiel­ka­noc­nych był cał­kiem uda­ny. Mama nie bie­ga­ła już ner­wo­wo po kuch­ni, go­tu­jąc ty­sią­ce dań, któ­rych do­mow­ni­cy i tak nie byli w sta­nie zjeść. Przy­je­cha­ła do domu Taty w Wiel­ki Pią­tek. Obo­je MNIEJ WIĘ­CEJ po­sprzą­ta­li dom Taty, czy­li daw­ny dom Mamy i Taty. Mama przy­go­to­wa­ła sma­ko­ły­ki w umiar­ko­wa­nej ilo­ści. Tata był po­god­niej­szy i miał do­bry hu­mor.

Fra­nek do­my­ślał się, dla­cze­go Pan Ze­zik czu­je się tak do­brze. Mama roz­sta­ła się z Pa­nem Mi­ło­szem i znów miesz­ka­ła sama. A Tata chy­ba cały czas głę­bo­ko w ser­cu li­czył na to, że kie­eeeedyś mo­oooooże Mama do nie­go wró­ci.

W Wiel­ką So­bo­tę do domu do­tar­ła osiem­na­sto­let­nia Zu­zan­na wraz ze swo­im chło­pa­kiem Win­cen­tym. Ro­dzi­ce byli bar­dzo dum­ni ze swo­jej cór­ki. Zu­zan­na spo­koj­nie, ale kon­se­kwent­nie re­ali­zo­wa­ła swój plan. Tak jak so­bie obie­ca­ła, su­mien­nie przy­go­to­wy­wa­ła się do stu­diów, po któ­rych mia­ła zo­stać na­uczy­cie­lem ta­kich dzie­ci jak jej brat Gi­ler. Win­cen­ty, któ­ry bar­dzo ko­chał Zu­zan­nę, wspie­rał ją w tym ca­łym ser­cem.

Pięt­na­sto­let­ni Gi­ler był już tak wy­so­ki, że pra­wie do­rów­ny­wał wzro­stem Panu Ze­zi­ko­wi, któ­ry był naj­wyż­szy z ca­łej ro­dzi­ny. Cza­rek miał na twa­rzy trą­dzik, czy­li mnó­stwo prysz­czy, któ­re po­dob­no mia­ły mu znik­nąć z twa­rzy, gdy osta­tecz­nie doj­rze­je.

Fra­nek ro­zu­miał, że w przy­pad­ku jego star­sze­go bra­ta cho­dzi tyl­ko o doj­rze­wa­nie cia­ła. Wy­jąt­ko­wy stan umy­słu Gi­le­ra miał po­zo­stać bez więk­szych zmian. Po­mi­mo kieł­ku­ją­cej na twa­rzy ko­ziej bród­ki i ja­snych wą­si­ków Gi­ler był, jaki był.

Fra­nek jed­nak jako je­dy­ny nie czuł się wo­bec sy­tu­acji Czar­ka bez­sil­ny. Wie­dział, że Gi­ler po­zo­sta­nie Gi­le­rem i nie na­le­ży tego na siłę zmie­niać.

Fra­nek czuł gdzieś głę­bo­ko w środ­ku, że on sam też jest wy­jąt­ko­wy, bo jego ser­ce jest peł­ne chę­ci do spra­wia­nia ra­do­ści in­nym.

W szko­le ra­dził so­bie świet­nie i był bar­dzo lu­bia­ny za­rów­no przez ko­le­gów i ko­le­żan­ki, jak i przez na­uczy­cie­li. Lu­bi­ły go na­wet kla­so­we ło­bu­zy! Bo Fra­nek ni­g­dy się nie skar­żył i ni­g­dy ni­ko­go nie oce­niał. Za­wsze sta­rał się zro­zu­mieć. Na­uczył się tego w domu, pa­trząc na Ro­dzi­ców, Sio­strę i ich sto­su­nek do Gi­le­ra.

Za­py­ta­ny, kim chce zo­stać, kie­dy do­ro­śnie, Fra­nek nie po­tra­fił udzie­lić jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi. Lu­bił być w ru­chu. Dzia­łał w har­cer­stwie, był prze­wod­ni­czą­cym kla­sy i ka­pi­ta­nem swo­jej dru­ży­ny pił­kar­skiej. Mimo to czuł, że chce ro­bić coś wię­cej, coś bar­dziej wy­jąt­ko­we­go. Wie­czo­ra­mi, gdy już miał od­ro­bio­ne lek­cje, Fra­nek wy­cią­gał cza­sem Tatę i Gi­le­ra na wie­czor­ne spa­ce­ry z psem Bla­kie­rem. Tata za­zwy­czaj nie­chęt­nie wy­cho­dził z domu.

Gdy świę­ta się koń­czy­ły, Mama wraz z Zu­zan­ną wra­ca­ły do swo­je­go dom­ku. Za­rów­no Fra­nek, jak i Gi­ler mo­gli spać u Mamy i prze­by­wać tam, ile chcie­li. Gdy Mama że­gna­ła się i wy­cho­dzi­ła, Pan Ze­zik z głę­bo­kim wes­tchnie­niem cięż­ko opa­dał na ka­na­pę, włą­czał te­le­wi­zor i za­my­kał się w so­bie.

Fra­nek nie­raz za­sta­na­wiał się, dla­cze­go Tata, któ­ry tak moc­no ko­chał Mamę, po­zwo­lił jej odejść i o nią nie za­wal­czył. Wie­dział jed­nak, że to jest spra­wa mię­dzy Tatą i Mamą. Nie­mniej smut­no mu było pa­trzeć na Tatę, któ­ry ja­koś nie po­tra­fił za­cząć wszyst­kie­go od nowa.

Mama, choć też była sama, pra­co­wa­ła peł­ną parą w swo­im skle­pi­ku. Cały czas prze­by­wa­ła wśród lu­dzi, była uśmiech­nię­ta i peł­na ży­cia. Za­wsze mia­ła coś do zro­bie­nia. Sta­ła się ra­do­sna i mia­ła w gło­wie mnó­stwo ko­lo­ro­wych pro­jek­tów i po­my­słów.

Wi­try­na w Mamy skle­pi­ku z rę­ko­dzie­łem była te­raz bar­dzo ko­lo­ro­wa. Wy­le­gi­wa­ły się na niej wie­lo­barw­ne pa­sia­ste drew­nia­ne koty. Tuż obok le­ża­ły so­czy­ście czer­wo­ne fla­ne­lo­we ser­ca, tur­ku­so­we gip­so­we gwiazd­ki, pstro­ka­te dy­wa­ni­ki i ręcz­nie ma­lo­wa­ne ram­ki do zdjęć. Mama w ogó­le od­zy­ska­ła spo­kój i uśmiech. Czę­ściej znaj­do­wa­ła czas na czy­ta­nie ksią­żek i prze­glą­da­nie al­bu­mów z ob­ra­za­mi i zdję­cia­mi pięk­nych za­kąt­ków świa­ta. Zu­zia i Fra­nek wie­dzie­li, że od ja­kie­goś cza­su ma­rzy o po­dró­ży do Mek­sy­ku. Po­dob­no jest tam bar­dzo ko­lo­ro­wo i pięk­nie.

Od kie­dy Mama zre­zy­gno­wa­ła z pra­cy w ban­ku, pro­wa­dzi­ła skrom­niej­sze ży­cie. Ma­rze­nie o po­dró­ży do Mek­sy­ku było dla niej ra­czej trud­ną do zre­ali­zo­wa­nia tę­sk­no­tą, dla­te­go na ra­zie stwo­rzy­ła so­bie wła­sny mały Mek­syk w skle­pi­ku.

Fra­nek miał przy­ja­ciół­kę Ewę. Był z nią bar­dzo zwią­za­ny. Ewa była spo­koj­na i też lu­bi­ła lu­dzi. Mia­ła młod­sze­go bra­ta Ra­fa­ła, któ­ry był po­dob­ny do Gi­le­ra w za­cho­wa­niu i ca­łej swo­jej nie­zwy­kło­ści. Dla­te­go tak do­sko­na­le się z Fran­kiem ro­zu­mie­li.

Dzie­ci uważ­nie przy­glą­da­ły się do­ro­słym. Dzi­wi­ły się, dla­cze­go nie­któ­rym jest tak trud­no po­lu­bić in­nych. A jeś­li na­wet nie ja­koś bar­dzo po­lu­bić, to żyć z nimi w zgo­dzie i choć­by mó­wić so­bie „dzień do­bry” przy róż­nych oka­zjach. I Fra­nek, i Ewa byli zgod­ni co do tego, że wszyst­kich lu­dzi da się po­lu­bić. Cza­sem wy­star­czy wczuć się w ich sy­tu­ację i cier­pli­wie wy­słu­chać.

Fra­nek wie­dział na przy­kład, że gdy smut­ny i wiecz­nie czymś zmę­czo­ny Tata chce po­mil­czeć ze swo­im sy­nem, to nie ma sen­su ma­ru­dzić. Bo Tata sta­wał się wte­dy jesz­cze bar­dziej za­smu­co­ny i za­mknię­ty. Gdy z ko­lei Tata miał ja­śniej­sze spoj­rze­nie, bo wła­śnie po­roz­ma­wiał so­bie z Mamą, to był to ide­al­ny mo­ment, by za­pro­po­no­wać mu wspól­ny spa­cer z psem. Kwie­cień w tym roku raz za­ska­ki­wał pięk­ną po­go­dą, a raz nie­po­ko­ił gwał­tow­ny­mi bu­rza­mi i chłod­ny­mi wie­czo­ra­mi. Fra­nek sie­dział so­bie z Ewą w swo­im po­ko­ju w je­den z ta­kich wła­śnie prze­ni­kli­wie zim­nych wie­czo­rów i po­pi­ja­li w mil­cze­niu cie­płe ka­kao.

Ewa za­gad­nę­ła swo­je­go przy­ja­cie­la:

– Jak my­ślisz, cze­mu two­ja Mama nie chce wró­cić do Taty?

Fra­nek wes­tchnął. Nie znał od­po­wie­dzi.

– Oni się wiecz­nie kłó­ci­li. Mama po­wie­dzia­ła mi kie­dyś, że czu­ła się bar­dzo sa­mot­na.

Ewa do­pi­ła swo­je ka­kao. Dziew­czyn­ka mia­ła ja­sne wło­sy, któ­re błysz­cza­ły te­raz wy­jąt­ko­wo moc­no.

– Tata na pew­no ko­cha Mamę po swo­je­mu. Ale wi­docz­nie nie ko­cha jej tak, jak Mama by chcia­ła – do­dał.

Ewa uśmiech­nę­ła się de­li­kat­nie.

– To smut­ne. Gi­ler też ko­cha two­ją Mamę po swo­je­mu.

– Wiem – od­parł szyb­ko Oczak – ale Gi­ler to jej dziec­ko, może wte­dy jest ina­czej… Tata jest taki… nie­obec­ny…

Ewa i Fra­nek po­że­gna­li się. Na­stęp­ne­go dnia mia­ły się od­być pierw­sze lek­cje po prze­rwie świą­tecz­nej. Gdy za dziew­czyn­ką za­mknę­ły się drzwi, Fra­nek spoj­rzał na mer­da­ją­ce­go ogo­nem Bla­kie­ra. Pies bar­dzo chciał wyjść na dwór, ale wła­śnie na­de­szła pora ką­pie­li Czar­ka, któ­rą za­wsze nad­zo­ro­wał jego młod­szy brat. Tata pu­stym wzro­kiem wpa­try­wał się w ekran te­le­wi­zo­ra.

– Tato, wyj­dziesz na se­kun­dę z psem czy wo­lisz po­pil­no­wać Czar­ka?

Od­po­wiedź była do­kład­nie taka, ja­kiej się spo­dzie­wał.

– Cza­rek da so­bie radę, Fran­ku. Mu­si­my go uczyć sa­mo­dziel­no­ści. Na­wet je­śli roz­chla­pie tro­chę wody albo nie wy­trze się zbyt do­kład­nie, to jed­nak wo­lał­bym, żeby pró­bo­wał ką­pać się sam. A co do psa, to na dwo­rze jest bar­dzo zim­no. Wy­pusz­czę go do ogród­ka. Pew­nie za chwi­lę i tak bę­dzie pisz­czał pod drzwia­mi, bo zmok­nie i zmar­z­nie.

Tata pew­nie miał ra­cję, ale…Fra­nek ja­koś nie był prze­ko­na­ny. Pies zo­stał wy­pusz­czo­ny do ogród­ka i rze­czy­wi­ście po nie­speł­na pię­ciu mi­nu­tach za­czął dra­pać w drzwi. Do Gi­le­ra Fra­nek jed­nak wo­lał iść. Jego star­szy brat rze­czy­wi­ście sam z po­wo­dze­niem umył się pod prysz­ni­cem. Ale ucie­szył się, gdy Fra­nek po­dał mu cie­pły szla­frok z ka­lo­ry­fe­ra i po­mógł mu do­kład­nie wy­trzeć sto­py.

Gdy chłop­cy spę­dza­li czas w domu Mamy, za­wsze tak było. Mama nie chcia­ła sły­szeć o tej ca­łej sa­mo­dziel­no­ści. Był czas i na spa­cer z psem, bez wzglę­du na aurę, i na po­moc Czar­ko­wi przy wie­czor­nej to­a­le­cie. Po­tem oczy­wi­ście Ro­dzi­ce sprze­cza­li się o to, czyj po­mysł na Gi­le­ra jest lep­szy. Każ­de z nich ob­sta­wa­ło przy swo­im, więc w koń­cu wspól­nie za­de­cy­do­wa­li, że gdy Gi­ler jest u jed­ne­go Ro­dzi­ca, to dru­gi nie wtrą­ca się do jego me­tod. Fra­nek na szczę­ście ni­g­dy nie mu­siał skar­żyć jed­ne­mu Ro­dzi­co­wi na dru­gie­go. Tego szczę­śli­wie uda­wa­ło się uni­kać. Ro­dzi­ce byli w sta­łym kon­tak­cie. Tata do­sko­na­le wie­dział, że jego była żona jest naj­lep­szą Mamą dla ich wspól­nych Dzie­ci. A Mama wie­dzia­ła, że jej były mąż jest dla nich naj­lep­szym Tatą. I to była praw­da.

Fra­nek wra­cał wła­śnie ze szko­ły i zbli­żał się do domu. Za­uwa­żył, że po dru­giej stro­nie uli­cy, tuż przy ka­mie­ni­cy, któ­ra sta­ła pu­sta od dnia przy­stą­pie­nia Zuzi do pierw­szej Ko­mu­nii Świę­tej, sta­nął duży sa­mo­chód do­staw­czy. Me­ta­lo­wa ta­blicz­ka z na­pi­sem: „Na sprze­daż”, znik­nę­ła z bra­my, któ­ra była te­raz otwar­ta.

Fra­nek przy­sta­nął. Z za­cie­ka­wie­niem zer­kał, czy poza pra­cow­ni­ka­mi wy­na­ję­ty­mi do re­mon­tu i po­rząd­ków, bo taki wła­śnie na­pis wid­niał na sa­mo­cho­dzie, w bra­mie po­ja­wią się może przy­szli lo­ka­to­rzy. Ale nic ta­kie­go się nie sta­ło.

Dom był w kiep­skim sta­nie. Ścia­ny po­pę­ka­ły. Cały ogród po­kry­wa­ła gę­stwi­na daw­no nie­strzy­żo­nej tra­wy, ży­wo­pło­tów i ogrom­nej ilo­ści chwa­stów, pną­czy i po­plą­ta­nych krza­ków. Me­ta­lo­we ogro­dze­nie o wy­szu­ka­nym splo­cie za­rdze­wia­ło. W wie­lu miej­scach far­ba od­pa­da­ła od da­aaw­no temu pięk­nych, ale obec­nie brud­nych ozdób.

Na ten ob­raz nę­dzy i roz­pa­czy za­wsze z ża­lem pa­trzył Pan Ze­zik i ubo­le­wał nad sta­nem pięk­nej przed laty ka­mie­ni­cy. W koń­cu był rzeź­bia­rzem. Dla Fran­ka było to bar­dzo dziw­ne, bo prze­cież w tym sa­mym cza­sie na re­mont cze­ka­ły wszyst­kie bal­ko­ny w domu Pana Ze­zi­ka, włącz­nie z po­pę­ka­nym ta­ra­sem. Tej spra­wie Tata jed­nak nie przy­glą­dał się z tym sa­mym współ­czu­ciem.

Od­kąd Mama wraz z Ze­zią wy­pro­wa­dzi­ły się z domu Taty, Pan Ze­zik za­cho­wy­wał się tak, jak­by się ob­ra­ził na bu­dy­nek, o któ­ry wcze­śniej z taką pie­czo­ło­wi­to­ścią dba­ła Mama. To z pew­no­ścią przez ten dom Mama roz­sta­ła się z Tatą. To na pew­no było po­wo­dem.

Tata więc dbał o dom, i tu pada dziw­ne sło­wo, DO­RAŹ­NIE. Czy­li je­śli trze­ba było przy­strzyc tra­wę czy coś po­sprzą­tać, to Pan Ze­zik z cięż­kim ser­cem, ale jed­nak za­bie­rał się do pra­cy. O bu­dy­nek z ze­wnątrz nie dbał już tak bar­dzo.

Po­cząt­ko­wo, tuż po roz­sta­niu, Mama mar­twi­ła się, że Tata prze­stał dbać o wy­gląd domu. Gdy jed­nak sku­pi­ła się na pra­cy w ban­ku i swo­ich spra­wach, prze­sta­ła za­uwa­żać i dom, i Tatę. Te­raz od po­nad dwóch lat miesz­ka­ła we wła­snym dom­ku, a każ­dą jej chwi­lę po­chła­niał skle­pik. Tata też cza­sem jej w nim po­ma­gał, ale tyl­ko wte­dy, kie­dy o to pro­si­ła. Wy­glą­dem domu nie przej­mo­wał się za­tem nikt. 

Fra­nek jak tor­pe­da wpadł do kuch­ni, by wy­krzy­czeć Ta­cie in­for­ma­cję dnia. Naj­pierw zo­stał wy­li­za­ny przez swo­je­go uko­cha­ne­go psa Bla­kie­ra. Do­pie­ro po chwi­li zo­rien­to­wał się, że Tata stoi przy oknie ku­chen­nym i bacz­nie ob­ser­wu­je ko­lej­ny duży sa­mo­chód, któ­ry wła­śnie pod­je­chał przed opusz­czo­ną po­se­sję. Czy­li Tata już wi­dział i wie­dział.

.

.

.

...(fragment)...

Całość dostępna w wersji pełnej.

Po­sta­no­wie­nie

Sen­sa­cyj­na wia­do­mość

Nowi są­sie­dzi

Au!

Buuu!

War­to wie­rzyć do koń­ca!

Spra­wy trze­ba wy­ja­śniać

Po­waż­ne te­ma­ty

Każ­dy ma coś

Waż­ny mecz

Epi­log