Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"""Nigdy bym nie przypuszczał, że pewnego dnia będę czytał swojej córce teksty Agnieszki Chylińskiej na dobranoc, przy okazji samemu świetnie się bawiąc. Świat naiwnej dziecięcej fantazji wymieszany z dorosłym, inteligentnym poczuciem humoru - ostatni raz przeżywałem coś takiego, mając w ręku przygody Mikołajka albo oglądając Shreka.""
Marcin Prokop
""Już dawno żadna książka nie wciągnęła mnie tak, bym nie mógł zasnąć do rana. Zwłaszcza książka dla dzieci. Przeczytałem ją jednym tchem. Agnieszka jest genialnym obserwatorem i potrafi naprawdę pasjonująco i barwnie opowiadać. Robi to dowcipnie i tak umiejętnie stopniuje napięcie, odkrywając kolejne tajemnice rodziny Zezików, że trudno przerwać czytanie. Ta książka to świetna zabawa dla rodziców i dzieci. Jej czytanie było dla mnie prawdziwą przyjemnością.""
Robert Kozyra
""Agnieszka zaskakiwała, odkąd ją znam. Jako anonimowa ultrarockowa wokalistka na płycie demo zespołu jeszcze bez nazwy O.N.A. Potem gość koncertu MTV w Sopocie śpiewający fantastycznie klasykę disco. A teraz jako autorka książek dla dzieci. Dlatego zawsze jej byłem ciekaw. No to czytamy""!
Piotr Metz
Jeżeli ktokolwiek zastanawiał się, czym jeszcze zaskoczy nas Agnieszka Chylińska, tego nie przewidział na pewno. Książka dla dzieci. Ale jaka! Miałam szczęście być jedną z jej pierwszych czytelniczek. Uśmiałam się do łez i poryczałam, już wcale nie ze śmiechu. To książka o nas, pokoleniu, które wyrosło na Jeżycjadzie, w tęsknocie za ciepłym domem. O nas i naszych dzieciakach, które wychowujemy kompletnie inaczej niż wychowano nas. Śmieszy, wzrusza, ogrzewa jak kocyk. Agnieszko, świetna robota!
Agnieszka Hetnał, redaktor naczelna Wydawnictwa Pascal
Agnieszka Chylińska debiutuje literacko!
Książka, o której wszyscy już mówili od kiedy Autorka ogłosiła, że ją pisze!
W serwisach plotkarskich huczało... Autobiografia? Książka dla dzieci? A może powieść?
Teraz jest już jasne: ""Zezia i Giler"", to książka dla dzieci, ale także dla rodziców.
Poznajcie perypetie 8-letniej Zezi. Dowiedzcie się czemu jej młodszego brata nazywają Gilerem i kto to jest IDŹSTĄD.
Zezia zdradzi Wam sekret na najfajniejszy na świecie sposób obierania ziemniaków i podpowie jak sprawić, by w szufladzie rycerze walczyli ze smokami.
Zacznijcie czytać, a pokochacie rodzinę Zezików!"
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 62
Copyright for the text © Agnieszka Chylińska
Copyright for this edition © Wydawnictwo Pascal
Redakcja: Agnieszka Hetnał
Korekta: Justyna Tomas
Ilustracje i projekt graficzny: Marek Bogumił
Redaktor techniczny: Jarosław Jabłoński
Redaktor prowadząca: Zuzanna Klim
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
www.pascal.pl
Bielsko-Biała 2014
ISBN 978-83-7642-427-9
eBook maîtrisé parAtelier Du Châteaux
Zezia tak naprawdę nie ma na imię Zezia, tylko Zuzia.
Zezią nazwał ją młodszy brat Czarek, gdy Zezia, czyli Zuzia, wróciła z Mamą od optyka. Po raz pierwszy miała wtedy na nosie okulary, które musiała nosić, bo bez nich nie widziała zbyt dobrze. Wszystko było trochę zamglone.
Żeby było jeszcze zabawniej, Rodzice Zezi i Czarka, którego Zuzia z kolei nazywała Gilerem (dlaczego go tak nazwała, o tym troszkę później, dosłownie za momencik), no więc Rodzice Zezi i Czarka mieli na nazwisko Zezik. Zezia nazywała się Zuzanna Zezik, ale z jej nowym przydomkiem brzmiało to rzeczywiście bardzo śmiesznie: Zezia Zezik.
Zezia nie miała żalu do brata, że nazwał ją Zezią, bo nikt w domu nie miał o nic żalu do Gilera. Giler miał pięć lat, a Zezia osiem. Giler był inny niż wszystkie znane Zezi dzieci. Mówił tylko trochę i to bardzo niewyraźnie. Dlatego zamiast gniewać się na swojego brata, Zuzia ucieszyła się, że Czarek, czyli Giler, zawołał na jej widok: „O, Zezia!!!”.
A dlaczego Czarek został Gilerem? Zezia nazwała go tak, bo Czarek nie umiał wysmarkać nosa do chusteczki i bardzo często zdarzało mu się chodzić „z gilami pod nosem”, jak to zawsze nazywał Tata Zezi i Gilera.
W ogóle to Giler był dziwny. Cały czas miał katar, co chwila się przeziębiał. Był zawsze bardzo delikatny i musiał być na diecie. Dużo różniło Zezię i Gilera. Zezia miała ciemne proste włosy, które Mama Zezi związywała w kucyk lub w dwie kitki. Giler miał jasne kręcone włosy, ale od jakiegoś czasu Tata Zezi i Gilera strzygł go maszynką do włosów na bardzo krótkiego jeżyka. Giler był bardzo zadowolony, bo lubił gładzić się po świeżo ostrzyżonych włosach. Mógł się tak gładzić bardzo długo.
Zezia była „dobrze odżywiona”. Tak mówiła o niej Babcia Jasnowłosa, Mama Taty, która była zawsze bardzo szczęśliwa, że Zezia zjada wszystko, co się jej przygotuje. Giler z kolei był bardzo wysoki jak na swój wiek, ale chudy jak słomka, więc Babcia Jasnowłosa ciągle narzekała i wypytywała Mamę Zezi i Gilera, czy przypadkiem nie głodzi swojego synka. Babcia Jasnowłosa była przeciwniczką diety, na którą musiał przejść Giler, bo uważała, że to jakaś bzdura, która pozbawia jej wnuczka, i tu pada mądre słowo, pełnowartościowych składników. Zezia jednak uważała, że to dobrze, że Giler jest na diecie, bo przedtem działy się z nim bardzo przykre rzeczy. Potrafił się drapać przez cały dzień, a nawet nie spać w nocy, a wówczas nikt nie spał. Bo mieszkanie Państwa Zezików nie było za duże.
Cała rodzina plus kotka, która nazywała się Idźstąd, mieszkała w kamienicy przy ulicy Grójeckiej w Warszawie. Zezia bardzo lubiła to mieszkanie i swój malutki pokoik, ale wiedziała, że Mama nie jest zadowolona z tak niewielkiego, i tu pada mądre słowo, metrażu.
Zezia mieszkała w bardzo malutkim pokoiku, w którym mogło się zmieścić tylko piętrowe łóżko i biurko oraz krzesełko. Giler miał do dyspozycji zdecydowanie większy pokój. Mieszkały w nim również wszystkie zabawki Zezi. Tak naprawdę w tym większym pokoju Zezia i Giler zwykle bawili się razem, choć trochę osobno, ale wieczorem Zezia szła spać do swojego pokoiku, a Giler zostawał w większym. Miał piękne łóżko w kształcie samochodu. Giler uwielbiał wszystkie pojazdy, a szczególnie traktory. Bardzo lubił, gdy Zezia brała jego ulubioną książkę „Traktory świata” i czytała mu na głos nazwy i modele traktorów. Z czasem potrafiła sama bez podglądania nazwać każdy pojazd. To dżon dir do upraw rzędowych, a to masej ferguson z podniesionym prześwitem.
Zezia uwielbiała cofnąć się trochę w drodze ze szkoły i minąć oddział banku, w którym pracowała Mama Zezi. Jej stanowisko pracy było tuż przy oknie, więc bardzo często Zezi udawało się pomachać Mamie, która odmachiwała dyskretnie, gdy właśnie obsługiwała klienta lub gdy w pobliżu kręciła się Pani Kierownik. Rzadko, ale zdarzało się, że Mama kiwała Zezi, że może wejść do środka. Wtedy padały sobie w ramiona, jakby nie widziały się ze dwa lata. Zezia witała się potem z koleżanką Mamy, która miała biurko bardziej w głębi. Nazywała się Weronika Chuchroń i była Mamą Julki, czyli najlepszej przyjaciółki Zezi. Julka i Zezia chodziły do tej samej klasy i siedziały razem w ławce.
Tata Zezi był rzeźbiarzem i pracował w domu. Mama nie była tym zachwycona, bo Tata robił zawsze dużo bałaganu, który akurat bardzo lubiła Zezia. Uwielbiała patrzeć, jak Tata pracuje. Tata zawsze pozwalał Zezi siadać obok i też coś rzeźbić. Zezia chciała zostać rzeźbiarką jak Tata, ale uważała, że musi się jeszcze dużo nauczyć.
Giler tak jak Mama nienawidził bałaganu. Kiedy był młodszy, potrafił pozbierać wszystko z miejsca pracy Taty i wyrzucić do śmieci. Tata bardzo się wtedy denerwował.
Problem w tym, że Tata tak naprawdę nie miał wyznaczonego miejsca do pracy. Czasem rozkładał narzędzia w łazience, czasem w kuchni, a czasem w saloniku. Żadne z tych miejsc nie podobało się Mamie. Bardzo często kłócili się o to, gdzie Tata ma rzeźbić. W końcu Tata znalazł jakiś opuszczony garaż i przeniósł tam część rzeczy. Większość jednak trzymał w domu i u Babci Jasnowłosej, o co też były kłótnie, bo Mama miała żal do Babci Jasnowłosej, że zamiast wyszykować pokoje dla wnucząt, by je kiedyś do siebie w końcu zaprosić (Zezia i Giler nigdy nie byli u Babci Jasnowłosej w domu), „robi składnicę dla tych hasiorów”.
Jako że druga Babcia miała tak samo na imię jak Babcia pierwsza, Zezia do jednej mówiła Jasnowłosa, a do drugiej Ciemnowłosa. Mama Mamy Zezi była Babcią Ciemnowłosą. Oprócz tego Zezia miała jeszcze Dziadka, Tatę Mamy. Dziadka nazywano po prostu Dziadkiem, bo Zezia nie miała drugiego. Dziadek Zezi był bardzo zapracowany. Codziennie po śniadaniu i ćwiczeniach, które odbywał zawsze o tej samej godzinie przez dokładnie dwadzieścia jeden minut, wychodził z domu i wracał wieczorem. Zezia jednak nie wiedziała, czym zajmował się Dziadek ani gdzie pracował. Kiedyś spytała o to Babcię Ciemnowłosą, ale Babcia też nie wiedziała i widać było, że ten temat bardzo ją denerwuje, więc Zezia postanowiła więcej nie pytać. Zezia bardzo lubiła przyjeżdżać do Babci Ciemnowłosej i Dziadka na wakacje.
Zezia miała jeszcze Ciocię Zagranicę. Nigdy jej nie widziała na oczy, ale dostawała od niej przepiękne prezenty w paczkach, które przychodziły na adres Rodziców tuż przed Bożym Narodzeniem. Ciocia Zagranica, której imienia Zezia nie potrafiła zapamiętać, bo Mama każdorazowo witała paczkę od Cioci słowami: „O, Zagranica paczkę przysłała”, no więc Ciocia była siostrą Mamy. Podobno dawno, dawno temu wyjechała za granicę, kiedy jeszcze była młodą dziewczyną. Wiadomo też, że zrobiła to z miłości. Zezia kiedyś usłyszała, że Ciocia Zagranica nie ma dzieci i jest sama. Chciała bardzo spytać Mamę, czemu Ciocia siedzi tam sama i czemu nie może wrócić do Babci i Dziadka, ale czuła, że Mama nie lubi rozmawiać na temat Cioci.
I to by było tyle, jeśli chodzi o najbliższą rodzinę Zezi i Gilera.
Jak to już wcześniej zostało powiedziane, Zezia razem ze swoim młodszym bratem Gilerem, Mamą i Tatą oraz kotką Idźstąd mieszkała w kamienicy przy ulicy Grójeckiej w Warszawie. Kotka liczyła sobie dziesięć lat i pojawiła się w rodzinie Zezików, zanim jeszcze Rodzice Zezi i Gilera zostali ich Rodzicami.
Kotka przybłąkała się któregoś zimnego jesiennego wieczoru i wybrała sobie akurat wycieraczkę pod drzwiami Państwa Zezików, by powić sześć pięknych kociąt. Kocią rodzinkę odkryła Mama Zezi rano, gdy wychodziła do pracy. Tata Zezi zawsze powtarzał, że koty dobrze wiedzą, kto się nimi najlepiej zaopiekuje.
Zezia uwielbiała słuchać opowieści o tym, jak kotka znalazła się w domu Państwa Zezików. Wielokrotnie prosiła o opowiadanie historii kotki, aż w końcu znała ją na pamięć i czuła się tak, jakby to ona znalazła swoją ukochaną kotkę Idźstąd.
Opowieść kończy się zawsze smutno: kiedy okazało się, że główną przyczyną okropnych duszności Gilera, wysypki i jego wiecznego kataru jest właśnie kotka, która do niedawna nazywała się Łatka, Rodzice zaczęli coraz częściej wołać do niej: „Idź stąd!”. Przez moment rozważali nawet oddanie kotki w dobre ręce, ale to był tylko moment, bo Zezia bardzo kochała Łatkę. Kiedy usłyszała rozmowę Rodziców, którzy zastanawiali się, komu mogliby ją oddać, zaczęła bardzo żałośnie płakać i poczuła się bardzo, bardzo nieszczęśliwa. Rodzice Zezi zgodzili się zatrzymać zwierzaka pod warunkiem, że Zezia będzie pilnowała, żeby Łatka nie spała w łóżku Gilera ani nie przebywała w jego pokoju.
Na szczęście kotka Łatka była bardzo mądra i zachowywała się tak, jakby dobrze rozumiała, o co Rodzice prosili Zezię. Nigdy nie kręciła się w pobliżu Gilera i spała tylko w pokoiku Zezi. Od momentu, kiedy częściej wołano do niej: „Idź stąd!” niż „Łatko!”, kotka po prostu stała się niewidzialna.
Widywała ją tylko Zezia, ponieważ dawała jej świeżą wołowinkę, o którą prosiła Tatę, który co drugi dzień chodził do sklepu mięsnego. Zezia zmieniała jej codziennie wodę w miseczce, a raz w miesiącu, będąc z Rodzicami w sklepie zoologicznym, przypominała im, żeby kupili specjalną trawę dla kotów. Zezia od razu po przyjściu do domu otwierała plastikowe pudełko z ziarnami trawy i zalewała je filiżanką wody, a potem przykrywała wieczkiem i odstawiała pojemnik na szafkę w kuchni. Po kilku dniach należało tylko uchylić nieco wieczko, by trawa rosła prosto, a w następnych dniach odsłonić całkowicie pojemnik, bo trawa robiła się już naprawdę taka, jak należy: długa i zielona. Zezia bardzo kochała kotkę Idźstąd, a kotka Idźstąd bardzo kochała Zezię.
Zezia pamięta na przykład, jak kiedyś bardzo rozbolał ją brzuch, bo razem z Gilerem zjedli całe opakowanie pistacji. Mama Zezi dała jej wtedy jakieś lekarstwa, ale wiele to nie pomogło. Wtedy kotka Łatka, częściej zwana Idźstąd, wskoczyła do łóżka Zezi i położyła się na jej brzuchu. Zezia czuła jej ciepłe futerko i trochę się uspokoiła, a potem po prostu zasnęła. Kiedy się obudziła, kotka Łatka nadal spała na jej brzuchu, który już w ogóle nie bolał. Tata Zezi powiedział potem, że koty wyciągają z ludzi wszystko, co szkodliwe. Zezia zastanawiała się wtedy, jak ułożyć kota na Gilerze, żeby w końcu przestał się wygłupiać i zaczął ładnie mówić.
Rodzice Zezi mieszkali na pierwszym piętrze w starej kamienicy, która miała też innych lokatorów. Niestety, nie było wśród nich żadnej innej dziewczynki w wieku ośmiu lat.
Na samej górze mieszkał Straszny Pan. Straszny Pan był siwy i miał brodę. Wyglądał trochę jak Święty Mikołaj, ale niestety nie był tak sympatyczny. Mama bardzo nie lubiła Strasznego Pana, bo zawsze był wobec niej nieuprzejmy, nigdy pierwszy nie mówił: „Dzień dobry” i głośno komentował na przykład to, co znajdowało się w siatkach z zakupami Mamy, gdy stawiała je przy windzie, by otworzyć drzwi wejściowe. Wtedy Straszny Pan zwykle był w pobliżu albo akurat schodził po schodach. Nigdy nie korzystał z windy, a jego głównym zajęciem było – w zależności od pory roku – odśnieżanie lub odkurzanie starego auta, które stało pod domem. Zezia, gdy akurat miała wolną chwilę, lubiła patrzeć przez okno, jak Straszny Pan dokładnie i powolutku czyści każdy zakamarek, każde wgłębienie i wypukłość auta.
W trakcie szorowania samochodu Straszny Pan cały czas mówił do siebie na głos. Tata Zezi powiedział, że kiedyś przypadkiem przechodził obok Strasznego Pana, gdy ten pucował swoje auto, i usłyszał, że Straszny Pan niby mówi do siebie, ale tak naprawdę – do swojej żony. Bo Straszny Pan miał żonę, Straszną Panią, która była tak samo niemiła jak on. Była niemiła przede wszystkim dla swojego męża. Straszny Pan nie miał śmiałości przeciwstawić się żonie, ale przy myciu auta mówił jej podobno bardzo przykre rzeczy, tylko że Straszna Pani nie mogła tego słyszeć. Raz wychyliła się z okna, gdy wyjątkowo długo Straszny Pan zajmował się samochodem, i zawołała: „Lucjan! Lucjaaaan! Ty zaraz do rdzy tego grata obczyścisz! Do domu!”. Wtedy Straszny Pan z westchnieniem powoli schował wszystkie przybory do czyszczenia auta w aucie i wrócił nieśpiesznie do domu, na trzecie piętro.
Naprzeciwko Zezi i Gilera mieszkała Pani Artystka wraz z córką dużo starszą od Zezi. Mama bardzo narzekała, że gdy Giler miał zapalenie płuc i płakał w nocy, to wszyscy sąsiedzi się skarżyli, ale gdy córka Pani Artystki śpiewała z koleżankami na balkonie od północy do rana, to jakoś nikt jej nie słyszał. Oprócz Mamy.
Na parterze mieszkali Państwo Denko i ich dwa psy: Przestań i Przestań Do Cholery. Państwo Denko w każdy łikend, czyli od piątku do niedzieli, kłócili się i tupali. Zaczynali o szóstej rano i kończyli o dwudziestej drugiej zgodnie z przepisami o ciszy nocnej. Przez cały ten czas krzyczeli na siebie, a wtedy ich psy zaczynały szczekać. Pan Denko wołał więc do jednego psa: „Przestań”, a Pani Denko do drugiego: „Przestań, do cholery!”. Pomimo takich awantur zawsze na drugi dzień Państwo Denko szli zgodnie pod rękę do sklepu spożywczego wraz z dwoma psami. Rodzice zawsze powtarzali, że to dobrze, że Państwo Denko nie mają dzieci, ale Zezia uważała, że może gdyby je mieli, nie mieliby czasu tyle się kłócić, bo musieliby się zająć swoimi dziećmi, tak jak Rodzice Zezi zajmowali się nią i Gilerem.
Naprzeciwko Państwa Denko mieszkanie wynajmowali studenci. Byli w miarę spokojni. Czasem zdarzało się im trochę hałasować, ale generalnie Mama i Tata nie narzekali na nich.
Mama Zezi zawsze bardzo ubolewała, że nie trafili z Tatą na lepsze sąsiedztwo.
Właściwie można by było tylko Zezi współczuć, ale na szczęście mieszkała jeszcze nad nimi Pani Ania zwana przez Zezię Czarną Panią. Czarna Pani nie miała własnych dzieci. Była piękna i zawsze chodziła pięknie ubrana. Mama Zezi mówiła, że musiała być jeszcze piękniejsza, gdy była młoda. Pani Ania kochała Zezię i Gilera, jakby byli jej dziećmi, ale nie zapominała o tym, że Zezia i Giler mają już swoich Rodziców. Nigdy się nie narzucała ze swoją pomocą i pojawiała się tylko wtedy, kiedy Rodzice Zezi ją o to prosili. Zezia bardzo lubiła Panią Anię. Giler też nic przeciwko niej nie miał.
Na koniec pozostaje tylko wspomnieć o Pani Modelce, która mieszkała naprzeciwko Pani Ani, i o Panu Trampku, który mieszkał naprzeciwko Strasznych Państwa. Pan Trampek był bardzo przystojnym i wysportowanym panem, który codziennie po pracy wsiadał na rower i jeździł parę ładnych godzin. Mama zawsze stawiała Pana Trampka jako przykład, a wtedy Tata Zezi i Gilera tylko milczał. Pan Trampek pracował na siłowni jako trener. Zezia pamięta, jak kiedyś Tata był bardzo zły na Mamę, bo za długo jego zdaniem rozmawiała z Panem Mariuszem na korytarzu. Bo Pan Trampek miał na imię Mariusz. Giler zawsze się bardzo ożywiał na widok Pana Mariusza, bo Pan Mariusz siłował się z Gilerem tak na niby i Giler wtedy aż piszczał z radości. Tata też bardzo lubił Pana Mariusza, ale to właśnie on nazwał go Panem Trampkiem. Bo nikt Pana Mariusza nie widział w innym obuwiu. Mama broniła Pana Mariusza, odpowiadając Tacie, że z kolei jego nikt nigdy nie widział w sportowych butach, a jak kiedyś kupił kąpielówki i gogle do pływania z zamiarem chodzenia na basen, to skończyło się na tym, że Mama używała tych gogli do obierania cebuli. To znaczy zakładała gogle, żeby nie piekły jej oczy, gdy trzeba było posiekać cebulę na obiad.
Została jeszcze tylko do opisania Pani Modelka, która była bardzo chuda i rzadko kiedy się uśmiechała. Zezia była więcej niż pewna, że Pan Trampek, czyli Pan Mariusz, jest w niej zakochany, ale Pani Modelka była zawsze tak zajęta rozmową przez komórkę, że nie miała czasu rozejrzeć się wokół siebie, a co dopiero zauważyć któregokolwiek z sąsiadów. Chociaż Mama uważała, że zawsze jakimś dziwnym trafem Pani Modelka wpadała na Tatę Zezi i Gilera. Mama Zezi nazywała Panią Modelkę Tyką. Zezia czuła, że Mama nie przepadała za Panią Modelką, bo Tata był wobec niej bardzo szarmancki. Kłaniał się nisko, a nawet kiedyś pocałował ją w rękę, składając życzenia tuż przed Bożym Narodzeniem. Pani Tyka też miała kota, ale kot Pani Tyki był jakiś dziwny. Kiedyś pękła rura w łazience u Państwa Zezików i trzeba było wyłączyć wodę w, i tu pada dziwne słowo, całym pionie. Zezia miała pójść do wszystkich sąsiadów i przeprosić ich, że przez parę godzin nie będzie wody. Gdy zapukała do drzwi Pani Tyki, po chwili ujrzała ją we własnej osobie w towarzystwie kota. Kot miał na imię Turkus. Zezia nie musiała pytać dlaczego. Jego piękne, choć zimne niebieskie oczy uważnie obserwowały każdy ruch Zezi. Pani Modelka westchnęła głęboko, westchnął również Turkus i drzwi zamknęły się Zezi przed nosem. Tata Zezi uważał, że Pani Modelka powinna zrobić karierę za granicą, ale ku radości Mamy Zezi Pani Modelka zagrała w reklamie herbatki na zatwardzenie. Zezia też się ucieszyła, w końcu bądź co bądź Pani Modelka była jej sąsiadką. Mieszkać tak blisko znanej osoby z telewizji – to jednak było coś. Julka jednak miała jeszcze lepiej, bo mieszkała w tym samym domu co znany serialowy aktor, w którym kochały się wszystkie dziewczynki z klasy Zezi. No, może poza Zezią. W sercu Zezi było miejsce tylko dla Wojtka Koca, jeśli chodzi o te sprawy.
Zezia z czasem nauczyła się, że mieć obowiązki jest bardzo przyjemnie. Sprawdziła to kiedyś, gdy tradycyjnie Ciocia Zagranica przysłała paczkę tuż przed Bożym Narodzeniem i Mama poprosiła Zezię, by najpierw wytarła wszystkie sztućce i poukładała je w kuchennej szufladce. Na początku Zezia była bardzo rozczarowana, że zamiast rozwijać z kolorowego papieru cudowny z pewnością prezent, ma przed sobą stertę łyżek, łyżeczek, widelców, noży i dwie chochle do zupy. Ale w miarę wycierania kolejnych łyżeczek i wkładania ich do odpowiednich przegródek Zezia wymyśliła wspaniałą zabawę.
Otóż wyobraziła sobie, że duże łyżki to piękne księżniczki, widelce to wspaniali rycerze, noże to źli rozbójnicy, a małe łyżeczki to córki dużych łyżek – księżniczek. Zaczęła więc z zamkniętymi oczami wrzucać sztućce do przegródek w szufladzie. Jeśli widelec trafił do przegródki z nożami, to oznaczało, że rycerz wpadł w zasadzkę złych rozbójników, jeśli widelec wylądował w przegródce z łyżkami, to Zezia wymyśliła, że rycerz właśnie znalazł się w komnacie księżniczki. Od razu zakochiwał się do końca życia i obiecywał jej wierność i miłość. Gdy duża łyżka wpadała do przegródki z małymi łyżeczkami (choć to zdarzało się rzadko, bo przegródka dla łyżeczek była mała i Zezia musiała trochę podglądać, by wrzucić do niej inny sztuciec niż małą łyżeczkę), no więc to oznaczało, że mama łyżka przyszła odebrać swoją córkę łyżeczkę ze szkoły. Tak się to Zezi spodobało, że kiedy wytarła wszystkie sztućce, chciała rozpocząć całą zabawę od nowa.
Na szczęście przypomniała sobie o paczce od Cioci Zagranicy i z wielką radością zabrała się do rozpakowania swojego zawiniątka z kolorowym napisem ZUZANNA. Zezia była bardzo szczęśliwa, bo dostała piękny różowy notatnik na kłódkę ze złotym kluczykiem i już do końca wieczoru mogła zapisywać w nim swoje sekretne myśli, wiedząc, że nie ma już żadnych domowych prac do wykonania.
Oprócz wycierania sztućców i układania naczyń do szafek Zezia umiała…
(fragment)…
.
.
.
Całość dostępna w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej