Everybody Lies - Adriana Kowalczyk - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Everybody Lies ebook i audiobook

Adriana Kowalczyk

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

116 osób interesuje się tą książką

Opis

Osiemnastoletnia Nell Thomas mieszka razem z ciężko chorą ciotką Emily. Kobieta zmaga się z rakiem trzustki i niestety z dnia na dzień jej stan się pogarsza. 

Lekarz informuje Nell, że dla jej krewnej istnieje nadzieja, jednak kobieta musiałaby trafić do prywatnej kliniki, a koszty leczenia okażą się wysokie. Dziewczyna posiada środki wystarczające na opłatę zaledwie dwumiesięcznego pobytu w klinice.

Niespodziewanie Nell dowiaduje się, że pewien mężczyzna może udzielić jej pożyczki: zdesperowana decyduje się skorzystać z tej opcji, a kiedy przychodzi na spotkanie z Gabrielem McQuillanem musi mieć zasłonięte oczy. 

Nieznajomy zamiast pożyczki oferuje jej pracę w swojej posiadłości pod dwoma warunkami: dziewczyna nie może zbliżać się do części domu zamieszkanej przez szefa, a podczas każdego spotkania nie może go zobaczyć, tak samo jak za pierwszym razem. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. 

                                                                                                                                                                                     Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 332

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 16 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Honorata Arlekin

Oceny
4,2 (298 ocen)
158
70
39
22
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Notevidia

Nie polecam

ta książka to idealny przykład tego jak nie pisać książek... dosłownie jakby pisała ja 13 latka. Tyle rzeczy tu nie siadło.. dialogi, fabuła l, relacje. Ta książka jest tak dramatycznie napisana, że nie mam pojęcia jakim cudem ktoś to wydał. nie jestem w stanie uwierzyć że ta książka była pisana przez dorosła kobietę .
63
YerbaMic

Dobrze spędzony czas

Mam wrażenie, że gdzieś pod koniec nie wystarczyło czasu na dokładniejszą korektę, bo i dialogi jakby słabsze i fabuła zaczęła trochę siadać. Ogólne wrażenia jednak pozytywne.
41
Bambo15

Całkiem niezła

Ogólnie historia spoko ale już na początku można się domyślić jak mniej więcej historia się potoczy dalej. Dużo wątków nie wyjaśnionych. Dziewczyna zakochała się bardzo szybko w chłopaku którego nie znała i to nie do końca jest logiczne dla mnie. Nie było opisanych żadnych relacji. Zmieniła zdanie o Felixie w ciągu 2 dni. Jeśli ktoś zrobi dla nas negatywne wrażenie to raczej człowiek utrzymuje dystans, i żeby otworzyć się i zmienić zdanie na temat danej osoby potrzebuje trochę więcej czasu niż te 48 godzin.
30
Kinok78

Z braku laku…

Ciężko przebrnąć. Bohaterowie nudni.
42
odksiazek1

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacyjna ❤
20

Popularność




Copyright © for the text by Adriana Kowalczyk

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Magdalena Magiera

Korekta: Katarzyna Chybińska, Natalia Szoppa, Wiktoria Garczewska

Skład i łamanie: Paulina Romanek

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-68402-74-2 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

ROZDZIAŁ 1

– Źle wyglądasz, ciociu – mruknęłam cicho, głaszcząc blady policzek mojej krewnej Emily.

Znajdowałyśmy się w obskurnej szpitalnej sali, która była tak mocno przesiąknięta zapachem środków do dezynfekcji, że momentami brało mnie na wymioty. Czym dłużej tam przebywałyśmy, można się było do tego przyzwyczaić, ale początki były najgorsze, mimo że byłyśmy stałymi bywalczyniami w tym miejscu.

Po śmierci rodziców ciocia wzięła mnie pod swoje skrzydła i została moim prawnym opiekunem. Mama i tata cztery lata temu zostali zamordowani podczas wakacji w Cancun. Do tej pory nie znaleziono sprawców tej makabrycznej zbrodni. Zginęły cenne rzeczy rodziców, więc prawdopodobnie się obudzili, gdy ktoś okradał ich pokój hotelowy. Gdybym była tam z nimi… mnie też już zapewne nie byłoby wśród żywych. Za każdym razem, gdy o tym myślałam, paraliżował mnie strach… Uparłam się wtedy, żeby nie lecieć, bo zależało mi na spędzeniu czasu z koleżanką z klasy.

Ciocia uniosła powoli powieki i początkowo coś niezrozumiale mamrotała pod nosem. Oślepiały ją jarzeniówki, przez co na nowo mrużyła oczy.

– Noż kurwa – jęknęła. – Mocniejszego światła nie mogli dać? – Skrzywiła się, zasłaniając oczy bladą, wręcz wychudzoną dłonią, na której z każdym dniem coraz bardziej widoczne były wypukłe żyły.

Martwiło mnie to.

Byłam zaniepokojona stanem ciotki, ale ona zawsze potrafiła w kryzysowym momencie wywołać na mojej twarzy uśmiech. Przycupnęłam na metalowym niewygodnym krzesełku, które lekko zaskrzypiało, i złapałam ciotkę za drugą dłoń.

– Ciociu… – Głos na chwilę mi się załamał. Nie dokończyłam swoich słów, bo do pokoju, w którym leżała Emily, wszedł znany mi lekarz Matthew. Za każdym razem na niego trafiałyśmy, kiedy ciocia była w złym stanie.

Ubrany w biały, obcisły kitel o jeden rozmiar za mały. Doktorek chyba chciał w ten sposób pokazywać swoją masę mięśniową, jaką zdołał wyrobić na siłowni, ale w tym za małym ubranku wyglądał trochę komicznie. Chociaż nie mnie oceniać jego wygląd, ważne, by pomógł ciotce. Tylko to się liczyło. Brązowe włosy miał dziś starannie zaczesane do tyłu, ale w zielonych oczach dało się zauważyć zmęczenie.

– Dzień dobry, pani Emily. Znów się widzimy. – Uśmiechnął się słabo, jakby chciał odwlec moment przekazania nam złych wieści.

Ciocia chorowała na raka trzustki, ale ostatnio jej stan się pogarszał i na nieszczęście leczenie wcale już nie pomagało. Za każdym razem starałam się jej towarzyszyć podczas chemioterapii. Widziałam, że po niej czuła się jeszcze gorzej. Pierwsza noc po chemii była najtrudniejsza. Wymiotowała pół nocy, a ja cały czas przy niej czuwałam. Kochałam ją bezgranicznie, była dla mnie matką i ojcem, których mi ktoś w brutalny sposób odebrał. Nawet nie dochodziły do mnie myśli, że mogłabym ją stracić, to tak strasznie bolało. Przywiązałam się do niej, gdyby nie ona… wylądowałabym w domu dziecka i nie mam pojęcia, co byłoby ze mną teraz. Zakładam, że dalsza rodzina nie chciałaby mnie przygarnąć.

– No wiesz, tak naprawdę specjalnie tutaj przyjeżdżam, żeby trafić na ciebie, przystojniaku. – Puściła do niego oko.

Ciotka mimo swojej zaawansowanej choroby cały czas zachowywała pogodę ducha. Nie miałam pojęcia, jak to robiła. Chociaż czasem zdawało mi się, że zakładała jedną z wielu masek. Tak było lepiej – nie dopuszczać złych, wręcz tragicznych myśli do siebie, żyć chwilą i nasycać się każdym czasem, który jest nam dany przez Boga. Gdy dopadną cię złe myśli, z tobą koniec.

– Jak się pani czuje? – zapytał lekarz, przeglądając kartę pacjenta. Na chwilę ściągnął brwi w zamyśleniu.

– Jak gówno, panie Matthew. Ale bywało gorzej, jeśli pan o to pyta – odpowiedziała prosto z mostu, co wywołało lekki uśmiech na twarzy mężczyzny.

– Nell, mogę prosić na słowo? – Jego ton spoważniał i już wiedziałam, że coś się dzieje. Czułam to.

Ciotka nie zareagowała, jakby nie chciała dopuścić do siebie myśli, że niedługo może umrzeć.

– No idź, dziecko. – Machnęła ręką, żebym wstała. – Chyba nie kopnę w kalendarz w ciągu tych pięciu minut.

– Ciociu… – zganiłam ją i na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.

Nie dopuszczałam myśli, że ciocia któregoś dnia odejdzie. Straciłabym wtedy wszystko. Zostałabym sama i nie zniosłabym kolejnej śmierci. Nie przeżyłabym tego.

– Córciu – zwróciła się do mnie łagodnie. – Idź.

Znalazłam się z doktorem w małym gabinecie. Na półkach walały się stosy segregatorów, które prosiły się o uporządkowanie.

Usiadłam z drżącym oddechem, który miażdżył mi płuca, i czekałam, co powie lekarz. Nastała cisza, a serce tłukło mi się w piersi jak szalone. Niech się w końcu odezwie! Bo oszaleję!

Nabrał więcej powietrza i wreszcie otworzył usta.

– Nie będę owijać w bawełnę… – Spojrzał mi prosto w oczy, w których widziałam współczucie. – Emily zostało mało czasu.

– Proszę, nie… – Zacisnęłam na chwilę powieki, pod którymi zebrały się słone łzy. – Ona nie może umrzeć – wydusiłam z siebie z trudem. Emocje gniotły cały mój przełyk.

– Wyniki są coraz gorsze. Pani Emily trafiła tutaj drugi raz w tym tygodniu. – Rzeczywiście ciotce zdarzało się trafiać do szpitala, ale raz na miesiąc, nie więcej. Było więc coraz gorzej… Wiedziałam o tym, ale… człowiek tak się łudził, byłam hipokrytką, nie dopuszczając do siebie myśli, że jest tak źle. – Ale jest jedno wyjście. – Od razu się otrząsnęłam z letargu. – W pewnej klinice stosują nowoczesną metodę leczenia, ale…

Nie dałam mu dokończyć:

– Proszę podać mi adres tej kliniki, ja…

– Jest prywatna i jak zdajesz sobie sprawę, to leczenie będzie wyjątkowo kosztowne. Naprawdę stać na to nielicznych.

Lekarz doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jesteśmy bogate, więc pozwolił sobie na taką uwagę.

Wola walki mnie nie opuszczała. Wiedziałam, że trzeba próbować. Musiałam ratować życie osoby, którą kochałam. Ona zrobiłaby dla mnie to samo.

– Nie ma żadnych dofinansowań ani nic? Mogą koszty rozłożyć na raty? – Łapałam się każdej deski ratunku.

– Koszt miesięczny leczenia wynosi czterdzieści tysięcy dolarów.

Aż mnie wgniotło w fotel.

– Za miesiąc? – dopytałam się dla pewności, wciąż w lekkim osłupieniu.

Czułam, jak moje ciało ogarnął paraliż, a bezradność powoli atakowała mi umysł. Chociaż… przypomniało mi się o pewnej sprawie. Z ubezpieczenia po rodzicach miałam na koncie osiemdziesiąt tysięcy dolarów. Starczyłoby na dwa miesiące leczenia, potem… pomyślę, co dalej zrobię.

Zaprzedałabym nawet duszę diabłu, żeby ciotka dalej żyła.

– Tak, za miesiąc. Przykro mi, Nell… – Próbował złapać moją dłoń leżącą na blacie, ale szybko ją zabrałam.

Nie wiem czemu, ale nie chciałam jego współczucia. Widziałam, że zrobiło mu się głupio. Ja szalałam w środku z emocji, musiałam działać.

– Proszę podać mi adres tej kliniki. Skontaktuję się z nimi od razu – wyrzuciłam z siebie.

– Ale… –wahał się.

Troszkę mnie zirytował. Okej, według niego nie miałyśmy pieniędzy, ale dlaczego nie mógł podać tego adresu i tak się przy tym wahał? To już moja sprawa, co robić dalej. Nie musiał wiedzieć, że miałam pieniądze z ubezpieczenia, i nie miałam zamiaru się tłumaczyć. Wiedziałam, że coś wymyślę. Musiałam, nie było innego wyjścia.

Doktor Matthew po chwili już bez słowa spisał mi na kartce adres do kliniki oraz numer telefonu.

Zanim weszłam do pokoju ciotki, stałam przed drzwiami chyba dobre pięć minut, porządkowałam myśli i uspokajałam rozszalałe serce, które z tych emocji chciało mi wyskoczyć z piersi. Kiedy naciskałam lodowatą klamkę, aż przeszedł mnie dreszcz. Zacisnęłam zęby, a gdy otworzyłam drzwi na całą szerokość, ciotka patrzyła na mnie, jakby chciała ocenić mój nastrój. Wymusiłam na sobie uśmiech, ale ta kobieta znała mnie na wylot, jak nikt inny. Zastanawiało mnie, czy gdyby mama i tata żyli, też potrafiliby mnie rozgryźć, tak jak właśnie robiła to Emily. Nawet nie potrzebowała na to dużo czasu.

– Umieram?

Te słowa przebiły moje serce na wylot.

– Nie, ciociu, będziemy walczyć. Razem będziemy walczyć i wyjdziesz z tego. Zrobię wszystko…

– Nie poświęcaj się dla mnie aż tak. Nie zasługuję na to. Jestem już stara – prychnęła.

– Masz pięćdziesiąt lat i uważasz, że jesteś stara? – fuknęłam na nią oburzona.

– No, próchno ze mnie – zażartowała, próbując zniwelować napięcie.

Pokręciłam głową, bo nie wiedziałam, skąd czerpie siły na to ironizowanie. Ja w środku wręcz się zagryzałam, a ona pogodziła się już chyba dawno ze swoim losem… Ja nie potrafiłam…

Z ogromem emocji opuściłam szpital i kiedy uszłam kilkanaście kroków, złapała mnie ściana deszczu. Nim zdołałam się schować, ubrania miałam całe przemoczone. W Seattle ostatnio pogodowo nie było za ciekawie – cały czas albo burza, albo deszcz, jakby ta paskudna aura przewidywała jakieś duże kłopoty, które miały niedługo się pojawić.

Stałam pod szklanym daszkiem przy głównych drzwiach do szpitala i zadzwoniłam od razu do kliniki. Po kilku sygnałach usłyszałam w słuchawce miły kobiecy głos. Nie wiem dlaczego, ale wypełniła mnie nadzieja. Czułam, że się uda, naprawdę to czułam.

Wpłaciłam za leczenie na dwa miesiące z góry. W umowie była zawarta klauzula, że jeśli ciocia, nie daj Boże, umrze, to pieniądze za niewykorzystane dni w klinice zostaną zwrócone na moje konto. Chociaż tyle… Byłam jednak dobrej myśli, że to się nie wydarzy. Miałam dwa miesiące, żeby wykombinować ogrom pieniędzy na dalsze leczenie.

Karetka przewiozła ciotkę do kliniki, a ja cały czas się zastanawiałam, co zrobić, żeby zebrać taką ogromną kwotę pieniędzy. Nie dało się zwrócić do samego diabła, choć jeśli byłoby to możliwe, dla ciotki podpisałabym z nim cyrograf. Działałam instynktownie, nie zastanawiając się, co będzie dalej.

Weszłam do eleganckiego pokoju ciotki. Moją uwagę przykuł sporej wielkości fotel, wyglądający na wygodny. To była świetna odmiana w porównaniu ze skrzypiącymi szpitalnymi krzesłami, przez które wiele razy bolał mnie tyłek.

– Przeze mnie stracisz wszystkie pieniądze… – powiedziała ciotka. Pierwszy raz od dawna zwróciła się do mnie z wyrzutem.

– Nie stracę. Ciociu, pobyt na cały miesiąc kosztuje tutaj tylko pięć tysięcy dolarów. – Patrzyłam w jej wyblakłe, niebieskie tęczówki i okłamywałam ją pierwszy raz w życiu. Wszystko dla jej dobra, nie mogła się przecież denerwować.

– Wzięłaś ze swojego ubezpieczenia? Miałaś iść na studia… – Już nie miała dobrego humoru.

– Studia mi nie uciekną, mogę iść na nie w każdej chwili. Teraz pójdę do pracy.

– Nell! Do pracy? Skończyłaś dopiero szkołę! Nie chcę uniżać twoim umiejętnościom, ale… nie zarobisz tyle na studia, ile masz odłożone z ubezpieczenia po rodzicach! – Uniosła się gniewem, a mnie aż ścisnęło. Ona miała rację, ale próbowałam zbagatelizować te słowa.

– Tym się nie przejmuj – rzuciłam pospiesznie, chcąc skończyć ten niekomfortowy temat.

Widziałam, że ciotka była wzburzona. Mało co potrafiło ją wyprowadzić z równowagi, ale ten temat powodował, że dźgało ją w środku z nerwów. Ratowałam jej życie, które było dla mnie bezcenne.

– Mam się nie przejmować? Dziecko, na Boga! – Ze złości przymrużyła oczy.

– Nie denerwuj się, proszę… Już coś znalazłam. – Podeszłam do torby i wyciągnęłam z niej butelkę wody, żeby postawić ciotce przy łóżku, a potem sięgnęłam po czasopisma dla niej.

Jej spojrzenie jakby wypalało we mnie dziurę, czułam je na sobie, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Kiedy jednak wszystko wypakowałam, musiałam się z ciotką skonfrontować.

– Ach tak? A co? – zapytała z lekką irytacją.

– Zobaczysz… Nie chcę zapeszać. Jeśli spotkam się z moim potencjalnym pracodawcą i dostanę tę robotę, od razu dam ci znać. Obiecuję.

– No, jestem bardzo ciekawa tej twojej pracy. – Skrzyżowała dłonie na piersiach.

Kłamałam jej w żywe oczy, a ona dobrze o tym wiedziała. Źle robiłam, ale nie chciałam jej przysparzać więcej zmartwień.

– Jeszcze się zdziwisz. – Puściłam do niej oko, starając się grać jak znakomita aktorka.

Byłam zestresowana, bo musiałam znaleźć pracę natychmiast. Trzeba było się przecież utrzymać i opłacić rachunki. Ciotka wcześniej pracowała w sklepie, a ja chodziłam do szkoły i czasem opiekowałam się dzieciakami w okolicy, żeby mieć jakąś kasę dla siebie. Skończyłam liceum i miałam iść na studia, ale teraz…

Wiedziałam, że gdy wyjdę z kliniki, od razu będę musiała działać. Na koncie, do którego obydwie miałyśmy dostęp, były zaledwie cztery tysiące dolarów. Nie więcej.

– Kupić ci coś jeszcze? Może chcesz jeszcze jakąś gazetę? – dopytałam.

– Nie chcę nic, dziecko. Prześpię się troszkę, ale jak chcesz, zostań. Jestem… po prostu zmęczona – westchnęła cicho.

Spojrzałam na jej bladą twarz, z której uchodziło życie. Jej kości policzkowe były tak wypukłe, jakby sobie wszczepiła implanty. Ciotka zawsze była przy kości, ale teraz chyba nawet nie ważyła pięćdziesięciu kilogramów.

Kiedy zasnęła, nie mogłam powstrzymać łez, które natychmiast wezbrały w moich oczach. Pogłaskałam ją po złotych, ale bez połysku włosach, po czym od razu ulotniłam się z pokoju i wyszłam przed nowoczesną klinikę, do której wcale nie pasowałyśmy.

Na parkingu stały auta, z których każdy był wart więcej niż nasz mały domek na przedmieściach.

Podpierałam się o ścianę i wsłuchiwałam w szum wiatru, kiedy zadzwoniła moja komórka i wyciągnęła mnie z tych przytłaczających myśli.

– Cześć. Jak ciocia?

Dzwoniła nasza sąsiadka Britney, z którą chodziłam do tej samej szkoły. Jej rodzina bardzo się martwiła, tak samo zresztą jak cała nasza okolica. Wszyscy znali ciotkę Emily, bo pomagała ludziom dookoła.

– Ciocia? Ech. Stan jest stabilny. Jutro mają zacząć tę eksperymentalną kurację. Rozmawiałam z lekarzem i powiedział mi, że leczyli cięższe przypadki i wygrywali z chorobą.

– Cały czas modlimy się za twoją ciocię. Tak mi przykro, że ją to spotkało. Jeszcze pamiętam, jak rok temu się z nas śmiała, jak pijane przewróciłyśmy się na trawniku pod waszym domem. Pamiętasz?

Uśmiechnęłam się delikatnie na to wspomnienie.

Często z Britney wymykałyśmy się z domu, a moja ciotka za każdym razem się tego domyślała. Przeważnie szłyśmy na jakąś imprezę albo po kryjomu piłyśmy wino za cztery dolce, które nas sponiewierało. Nawet nie chcę wiedzieć, jakie to paskudztwo miało skład.

–Dziękuję, Britney. – Musiałam opanować wzruszenie w głosie, więc zacisnęłam na chwilę zęby. Gdybym tego nie zrobiła, zaczęłabym nimi szczękać.

– Co jest? – Mimo że mnie nie widziała, przeczuwała, że coś mnie jeszcze gryzie.

– Och! Ja się tak cholernie o nią martwię! Muszę iść do pracy, ale chyba będę musiała pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę, żeby cokolwiek zarobić na leczenie! Boże, jakie to jest wszystko frustrujące…

Doszło do mnie, że nie ma możliwości, żebym zarobiła wystarczająco dużo pieniędzy. Nie byłam w stanie wyciągnąć nawet dziesięciu tysięcy miesięcznie. Nie było, do cholery, takiej możliwości. Znajdowałam się w czarnej dupie.

Byłam zdesperowana, a desperacja popycha do bardzo złych, wręcz tragicznych kroków.

– Ile kosztuje leczenie w takiej klinice? – zapytała spokojnie Britney.

– Czterdzieści tysięcy dolarów na miesiąc.

– Ile?!

No właśnie tyle.

– Czterdzieści tysięcy baksów. Kurwa, przecież ja nie zdobędę takiej kasy. Za dwa miesiące zapłaciłam ze swojego ubezpieczenia po rodzicach i jestem, do cholery, spłukana – jęknęłam zrozpaczona.

– Mój Boże.

W jej głosie usłyszałam współczucie. To jeszcze bardziej mnie dobiło. Obydwie zdawałyśmy sobie sprawę, że nie zdobędę takiej kasy.

– Nie mam pojęcia, co zrobię… – Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem.

– Wiesz co… – chwilę się zastanowiła – …słyszałam o kimś, kto pożycza kasę i nie nalicza procentów… Kiedyś mój ojciec od niego pożyczał. Dowiedziałam się przypadkiem, kiedyś podsłuchałam rozmowę rodziców, bo akurat szłam do łazienki.

– Ile pożyczył? – zapytałam zainteresowana, przeczesując włosy dłonią.

– Dziesięć tysięcy.

– A ja potrzebuję czterdzieści tysięcy na miesiąc, rozumiesz? Na miesiąc. Jeśli ciocia będzie leczyła się tutaj ponad rok, to policz sobie, ile to jest…

Zaczęłam panikować, bo do mojej małej, ciemnej główki doszło, że nie dam rady.

– Może spróbujesz? Może da ci jakąś pracę? Podobno jest obrzydliwie bogaty i mieszka w jakiejś posiadłości na obrzeżach Renton. Chociaż sama nie wiem… – powiedziała zrezygnowana. – To w sumie chyba głupi pomysł…

Prawdopodobnie doszło do niej, że to nie będzie mała pożyczka. To nie będzie śmieszne dziesięć tysięcy…

Wstąpiła we mnie nowa nadzieja. Siła, która nagle przypłynęła, i chciałam popłynąć z jej nurtem.

– W Renton mówisz?

– Tak, ale dokładnie nie znam adresu.

– A jak ma na imię lub na nazwisko? Wiesz coś? Cokolwiek?

Musiałam spróbować, będę prosić go na kolanach. Zrobię wszystko, żeby dostać jakiekolwiek pieniądze lub pracę.

– Gabriel McQuillan.

Kiedy usłyszałam nieznajome imię i nazwisko, moje ciało przeszyły deszcze, jakbym przeczuwała nadchodzące duże kłopoty.

Musiałam go tylko znaleźć.