Fałszywa narzeczona - Lange Wiktoria - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Fałszywa narzeczona ebook i audiobook

Lange Wiktoria

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

26 osób interesuje się tą książką

Opis

Idealna propozycja dla fanów bestsellera Narzeczona na chwilę!
Olivia Lee właśnie straciła posadę kelnerki i musi pilnie poszukać nowej pracy, bo grozi jej powrót do rodzinnego domu z podkulonym ogonem.
Załamana swoją sytuacją postanawia znaleźć pocieszenie u kuzynki. Będąc na ulicy, zauważa samochód, przy którym stoi taksówkarz. Olivia bez pytania wsiada do pojazdu i prosi o transport. Tymczasem facet, którego wzięła za taksówkarza, wcale nim nie jest. Okazuje się, że to nikt inny jak młody milioner Conor Miller.
Wymiana zdań pomiędzy nimi kończy się awanturą. Jednak tych dwoje spotyka się po raz drugi, kiedy Olivia powoduje kolizję drogową. Po tym zdarzeniu w głowie mężczyzny formułuje się plan. Jego ojciec od dawna szantażuje go, że jeżeli nie znajdzie partnerki, nie przepisze na niego połowy udziałów w firmie. Conor zaczyna myśleć, że dwukrotne spotkanie z Olivią nie mogło być przypadkiem.
Wkrótce podpisują umowę. Olivia co miesiąc będzie dostawała pieniądze w zamian za udawanie narzeczonej Conora, więc nie musi szukać nowej pracy. Ale czy faktycznie wszystko da się tak skrupulatnie zaplanować?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 483

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 28 min

Lektor: Wiktoria Lange
Oceny
4,4 (2347 ocen)
1462
508
238
101
38
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aggi1996

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka! Gratuluje! Czekam na 2 czesc z niecierpliwością❤️
91
Izabelka_87
(edytowany)

Nie polecam

Książka chyba tylko dla wytrwałych..doszlam moze do 60 str ale nic kompletnie sie nie dzieje a glowna bohaterka... nie lubię zostawiac nie doczytanych książek ale tu sie nie da ... próbowałam wracać ale bardzo męczący głowni bohaterzy a temat juz oklepany...no nie, nie polecam
Maggita51

Nie oderwiesz się od lektury

Książka świetna. Od jakiegoś czasu dawno żadna mnie tak nie zainteresowała. Zdecydowanie odskocznia od światu magii, o której chyba wszyscy teraz piszą. Czyta się super. Bardzo polecam. Nie zawiedziecie się na pewno 😍
60
Kinia0809

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna, pełna humoru, z przesłaniem. Czy ktoś wie,kiedy będzie kolejna część?
50
Kaami_11_05

Nie oderwiesz się od lektury

mega wciągająca historia Connora i Olivi. nie mogę się doczekać kolejnego tomu 😍
40

Popularność




Copyright © 2021

Wiktoria Lange

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Julia Deja

Korekta:

Anna Grabowska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Rozdział 1

Olivia

– Maleńka, podaj nam dwa piwa.

Nagle, za moimi plecami, usłyszałam męski głos. Powoli się odwróciłam, spoglądając na brodatego mężczyznę z niewielką nadwagą. Był typem harleyowca. Miał wytatuowane ramiona i kolorową chustę na głowie. Jego towarzysz wyglądał podobnie. Miałam wrażenie, że obaj bezwstydnie pożerali mnie wzrokiem. Wzdrygnęłam się i zacisnęłam zęby, chwytając w dłonie kufle.

– Boże, daj mi cierpliwość… – mruknęłam pod nosem.

Takich jak tych dwóch było tutaj na pęczki. Bar, w którym pracowałam, był popularny wśród właśnie tej subkultury.

– Olivio! – krzyknął mój szef, krzątając się pomiędzy stolikami. – Czy mogłabyś podejść do mnie na sekundę? – zapytał, przywołując mnie ręką.

– Teraz? – jęknęłam, na co kiwnął głową. – Dobrze, już idę. Pardon – rzuciłam pośpiesznie do mężczyzn siedzących przy barze i gwałtownie odstawiłam szkło.

Nienawidziłam swojego szefa. Nienawidziłam swojej pracy. I nie tak wyobrażałam sobie życie po przeprowadzce do Los Angeles.

– Słucham, szefie? – zagadnęłam, przybierając sztuczny uśmiech.

– Obsłuż panów przy oknie, a potem podaj rachunek do stolika numer trzy. – Dyrygował, jak gdybym była co najmniej na okresie próbnym.

Pracowałam tutaj okrągły rok. Ponad trzysta sześćdziesiąt ciężkich dni.

– Muszę natychmiast zająć się zaległą dokumentacją – mówił dalej. – A ty bierz się do roboty. No już! – burknął jeszcze i po chwili zniknął za drzwiami swojego biura.

A co niby innego robię?, pomyślałam.

– Co za buc – wymamrotałam poirytowana.

W ostatnim czasie wydawało mi się, że wyjątkowo się na mnie uwziął. Nic mu nie pasowało i miał wieczne pretensje o wszystko. John – mój przyjaciel – nazywał to syndromem poirytowanego samca. Nie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje. Jednak jakby się dłużej nad tym zastanowić, to należałoby przyznać mu rację.

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał piątą po południu. Miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu, a przede mną jeszcze kilka długich godzin pracy. Na domiar złego lokal był wypełniony po brzegi. Nic dziwnego, bo nadchodził wieczór, a co więcej, zbliżał się weekend. Szybko obsłużyłam kilku klientów, po czym stanęłam za barem. Ukradkiem zerknęłam na brodatego mężczyznę, który akurat przywoływał mnie gestem.

– Wydaje mi się, że to ja pierwszy złożyłem zamówienie. – Zmarszczył brwi, uwydatniając zmarszczki.

– Ach, tak! Proszę wybaczyć. Za chwilę przyniosę. Dziś jest strasznie duży ruch. W tym całym zamieszaniu… – Nie dokończyłam zdania, ponieważ mi przerwał.

– Gdzie moje piwo, maleńka? – Uderzył dłonią w ladę.

Podskoczyłam z zaskoczenia. Co, do diaska? W tym momencie mój dobry nastrój gdzieś się ulotnił. Żaden facet nie będzie podnosił na mnie głosu. Czy to w pracy, czy na ulicy… Co ten człowiek sobie wyobrażał?

– Śpieszy się panu gdzieś? – zapytałam najdelikatniej jak potrafiłam, spoglądając na niego zmrużonymi oczami.

– Słuchaj, maleńka… – zaczął stanowczo, ale tym razem to ja mu przerwałam.

– Posłuchaj, ty! – wybuchnęłam ze złością, celując w niego palcem. W tej chwili moja cierpliwość się skończyła. – Jeszcze raz nazwiesz mnie tak jak przed chwilą, to nie ręczę za siebie.

– Złośnica. – Cmoknął. – Lubimy takie – stwierdził, a potem parsknął gromkim śmiechem razem ze swoim kolegą.

– Uważaj! – syknęłam.

– A może masz ochotę pokazać mi na osobności, co jeszcze potrafisz? – zapytał, nie zwracając uwagi na to, co przed chwilą powiedziałam.

Tego było zdecydowanie za wiele. W mojej głowie układał się szatański plan, którego nie powinnam wcielać w życie. Ale każdy, kto mnie znał, wiedział, że bywałam nieprzewidywalna. Prychnęłam, a następnie postanowiłam, że zniecierpliwieni panowie dostaną swoje piwo. Czekając, aż kufel zapełni się alkoholem, odliczałam sekundy. Olivio, zrób to, zrób to! – usłyszałam w umyśle diabelski głos. Nie było czasu na dłuższe zastanawianie się. Powoli odwróciłam się w stronę mężczyzn, zabierając kufle.

– Oto wasze piwo – oznajmiłam i, niewiele myśląc, wylałam trunek na głowę wielkiego faceta.

– Co jest? Niech to szlag! – Wstał jak oparzony, przecierając oczy, a ja zaczęłam się śmiać.

Ludzie wokół zamilkli; każdy obserwował całą sytuację, nie ukrywając zaskoczenia. Na razie nie myślałam o konsekwencjach.

– Nie radzę ci ze mną zadzierać. – Skrzyżowałam ręce na piersiach. – Potrafię się bardzo zdenerwować, kiedy trzeba.

– Ty mała zdziro! – warknął.

– No, no. – Pogroziłam mu palcem. – Nieładnie. Chyba ktoś tu zapomniał o szacunku do kobiet.

– Olivio, co ty wyprawiasz?

Dobiegł do mnie głos Johna, który jak duch wyłonił się zza ściany. Ruszył w naszym kierunku, po czym złapał mnie za łokieć i zaprowadził na bok. Nic nie mówiąc, przyglądałam się brodatemu mężczyźnie, który wciąż wydzierał się jak małe dziecko.

– Stary dupek – wycedziłam, kręcąc głową.

John potrząsał moim ciałem do momentu, aż przeniosłam uwagę na niego. Gapił się na mnie zdziwiony, próbując zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.

– Co to było? Co ty, do cholery, narobiłaś?! Jak pan Frank to zobaczy… – przerwał, robiąc wielkie oczy.

Naraz powietrze jakby zafalowało, a w pomieszczeniu nagle pojawiła się tropikalna temperatura.

– Co takiego pan Frank zobaczy?

Szef. Odwróciłam się powoli i spojrzałam prosto w jego rozwścieczoną twarz. Nastała nerwowa, głucha cisza… Jeszcze przed chwilą nie zastanawiałam się nad tym, jak to mogło się skończyć. Teraz poczułam dreszcz strachu przebiegający po plecach. Przełożony miał posępną minę, która nie wróżyła niczego dobrego. Chciałam coś powiedzieć, jednak zabrakło mi słów.

– John? – mruknął pan Frank. – Co tu się dzieje? – Zmierzył nas wzrokiem.

– Nic takiego… – wymamrotał przyjaciel.

– Co to za obsługa? Tak traktujecie swoich klientów? Zapłacicie mi za to! Włącznie z tą małą suką – ryknął mężczyzna oblany przeze mnie piwem.

Szef przez chwilę obserwował salę, aż w końcu utkwił mordercze spojrzenie we mnie.

– Olivio, czy zechcesz mi powiedzieć, co się tutaj, do cholery, wyprawia? Co ty narobiłaś?! – wrzasnął, przez co ślina obficie trysnęła z jego ust.

– Szefie, ja wszystko wytłumaczę…

– Wynocha na zaplecze! Natychmiast! – warknął na tyle głośno, że aż się skuliłam.

Pośpiesznie ruszyłam między stolikami, nie patrząc na siedzących przy nich ludzi. Weszłam do pomieszczenia i zatrzasnęłam za sobą drzwi, czując nieprzyjemny ucisk w żołądku. Stanęłam przy blacie kuchennym, a następnie zaczęłam nerwowo stukać palcami.

– Zwolni mnie? Wyrzuci ot tak? Nie zrobi tego. Szybko nie znajdzie kogoś na moje miejsce. Poza tym ten człowiek wyraźnie mnie sprowokował… – Westchnęłam. – A pan Frank musi poznać prawdę.

Po jakimś czasie zniecierpliwiona usiadłam na hokerze i zerknęłam na zegarek wiszący na ścianie. Wypuściłam powietrze, a potem powoli wzięłam spokojny, głęboki wdech.

– Olivio! – wycedził pan Frank.

– Tak, szefie… – Zerwałam się na równe nogi.

– Jak mogłaś zachować się w taki sposób? – zapytał, podchodząc bliżej.

– Szefie, to nie tak, jak pan myśli. Całkowicie rozumiem pańską złość, tyle że nie pozwolę na to, by klienci traktowali mnie przedmiotowo – wyjaśniłam, opuszczając głowę.

– O czym ty mówisz? Na oczach wszystkich gości surowo potraktowałaś innego klienta. To jest niedopuszczalne! – warknął wręcz jadowitym głosem.

– Ale szefie… – jęknęłam.

Jak zwykle zrozumiał wszystko na opak.

– Posłuchaj, nie zamierzam z tobą dyskutować. Przez ciebie moje jedyne źródło dochodu może stracić renomę! Nie mogę sobie na to pozwolić. Wylatujesz, rozumiesz? Natychmiast. Zabieraj wszystkie rzeczy, nie chcę cię widzieć!

– Co takiego?!

– Czego nie zrozumiałaś, co? Twój czas tutaj się skończył!

Z ledwością rozumiałam jego kolejne słowa. Uderzyło we mnie nie poczucie winy, a złość. Nie zamierzałam wracać do rodzinnego miasta, które wzbudzało złe wspomnienia, ani też pracować dla kolejnego takiego gbura, jakim okazał się mój szef. Spojrzałam w stronę drzwi, zauważając innych pracowników, którzy przysłuchiwali się całej rozmowie. Wśród nich odnalazłam Johna. Na jego twarzy widniały bezradność i zaskoczenie. To dzięki niemu pan Frank zatrudnił mnie w barze. Dzięki niemu mogłam zmienić swoje życie, przeprowadzając się do Los Angeles.

– Dość! – krzyknęłam, kiedy emocje wzięły górę. – Panie Frank. Przerwijmy tę farsę. – Zrobiłam krok do przodu, na co jego źrenice wyraźnie się rozszerzyły. – Wyjaśnijmy sobie coś. Pan mnie nie zwalnia. Ja sama odchodzę!

Twarz starszego mężczyzny wręcz kipiała złością. Dostrzegł pozostałych pracowników i zrobił się niemal bordowy, wydychając szybko powietrze.

– Ty niewdzięczna dziewucho, wynoś się stąd. Natychmiast! – ryknął.

Prychnęłam lekceważąco. Miałam ochotę krzyczeć, a jednocześnie zamordować każdego, kto odważyłby się stanąć na mojej drodze. Byłam wściekła i chciałam zafundować mu prawdziwy rollercoaster, a tym samym zakończyć tę bezsensowną utarczkę słowną. W tej chwili do głowy przyszedł mi tylko jeden plan. Chytry plan. Szybko rozpięłam zapaskę kelnerską i rzuciłam ją na ziemię. Następnie niebezpiecznie zbliżyłam się do stołu zastawionego czystymi naczyniami, które zostały przygotowane na dzisiejszy wieczór.

– Przykro mi, że żegnamy się w takich okolicznościach – oznajmiłam, po czym uśmiechnęłam się szyderczo. – Jednak skłamałabym, gdybym powiedziała, że będzie mi tego brakowało.

Publiczność stojąca w drzwiach ani pan Frank zapewne nie byli w stanie przewidzieć tego, co się miało wydarzyć za parę sekund. Zasalutowałam dwoma palcami w stronę mężczyzny i zwinnym ruchem pociągnęłam za róg obrusa. Dźwięk rozbijanego szkła odbił się echem w moich uszach i zagłuszył wyrzuty sumienia. Oczy szefa rozglądały się na boki: były przepełnione nie tyle osłupieniem, co żywym ogniem. Przeciskając się pomiędzy pracownikami, w pośpiechu wybiegłam z miejsca, do którego nigdy nie zamierzałam już wracać. Po krótkodystansowej ucieczce zatrzymałam się i przyłożyłam dłoń do piersi, by uspokoić szalejący oddech.

– Co za palant! Na szczęście ma za swoje!

Wzięłam trzy głębokie wdechy, a targające mną emocje powoli zaczynały ustępować. Intensywnie przeszukałam ulicę w celu znalezienia wolnej taksówki. W godzinach popołudniowych było to niemal niemożliwe, tym bardziej wtedy, kiedy rozpoczynały się wakacje.

– Stój! – krzyknęłam, zauważając migający żółty pojazd. – Do diabła!

Poddałam się, gdy zdałam sobie sprawę, że kierowca nie miał zamiaru się zatrzymać. Dzisiejszy dzień z całą pewnością należał do najgorszych w moim życiu. Pech, który mnie dopadł, zaczął się od samego rana. Budzik nie raczył zadzwonić, przez co obudziłam się pół godziny później, a następnie, śpiesząc się, wylałam kawę na uprasowaną koszulę. A teraz co? Zostałam zwolniona, w dodatku taksówka uciekła mi sprzed nosa. Wspaniale…

– Wrrr… Oddychaj – powtarzałam sobie. – Zaraz znajdzie się jakieś rozwiązanie. – Pokręciłam głową.

Los wyraźnie sobie ze mnie kpił, a życie boleśnie rzucało kłody pod nogi. Szybko uświadomiłam sobie, że jeśli nie znajdę kolejnej pracy, będę musiała wrócić z podkulonym ogonem do rodzinnego miasta. W San Diego miałam tylko matkę, która na wszystko kręciła nosem i od zawsze próbowała zeswatać mnie z Liamem. Coraz bardziej mnie to przytłaczało, a tym samym było ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała.

Usiadłam na pobliskiej ławce i wyjęłam telefon z torebki. Miałam kilka nieodebranych połączeń, a do tego wiadomość od Johna. Zignorowałam je i postanowiłam, że potem mu wszystko wyjaśnię. Spośród długiej listy w ostateczności wybrałam numer Hailey.

– Hailey – powiedziałam, kiedy w przypływie emocji po mojej twarzy popłynęła struga łez.

– Liv? Kochanie, czy coś się stało? – zapytała z troską w głosie.

– Wydarzyło się wiele złych rzeczy. Masz dziś dyżur?

– Nie mam. Przełożyłam go na jutro. O co chodzi?

– Mogę do ciebie przyjechać? – Zaszlochałam, próbując opanować rozpacz. – Potrzebuję się komuś wygadać.

– Co to za pytanie? Jasne, że tak – odparła.

– W takim razie daj mi dwadzieścia minut, aż złapię cholerną taksówkę.

– Liv, przyjechać po ciebie? Powiedz mi, gdzie jesteś, a zaraz tam będę.

– Nie przyjeżdżaj. Dam sobie radę. Opowiem ci na miejscu. Do zobaczenia.

– W porządku. Czekam na ciebie.

Wcisnęłam czerwoną słuchawkę, wstałam i wygładziłam bawełnianą spódniczkę. Emocje miotały mną jak sztorm statkiem pozbawionym steru. Potrzebowałam przyjacielskiej rozmowy, która choć w niewielkim stopniu pomogłaby mi rozwiązać problemy. Wiedziałam, że zawsze mogłam liczyć na Hailey. Była nie tylko moją kuzynką, ale i prawdziwą przyjaciółką.

W jednym momencie wyostrzyłam wzrok… Po drugiej stronie ulicy stała taksówka, a przed nią wysoki brunet. Miał na sobie błękitną koszulę i białe dżinsowe spodnie. Ręką podpierał się o drzwi samochodu, a jego oczy były utkwione w telefonie. Wyglądał, jakby czekał na kolejnego klienta. Chyba jeszcze nie wszystko stracone…

– Nareszcie – szepnęłam, ruszając w jego stronę. – Halo, proszę pana!

Mężczyzna powoli się odwrócił i wlepił we mnie spojrzenie.

– Całe szczęście. Dzień dobry. – Z ledwością przełknęłam ślinę i szybkim krokiem minęłam go, wsiadając do auta. – Możemy jechać. Poproszę do Bel Air – oświadczyłam, położyłam torebkę na siedzeniu i zapięłam pas bezpieczeństwa.

Rozdział 2

Conor

– Jordan, jak sytuacja? – zapytałem swojego prywatnego kierowcę. – Muszę jeszcze dzisiaj pojechać do agencji.

– Panie Miller, wygląda na to, że doszło do uszkodzenia silnika. – Podniósł głowę spod maski samochodu. – Dalej nie pojedziemy. Potrzebna będzie laweta.

– Świetnie, po prostu, kurwa, świetnie! – syknąłem.

Nie sądziłem, że moje auto nawali w takim momencie. Właśnie wracaliśmy z lotniska, z podróży służbowej do Phoenix. Nasza agencja podpisała bardzo ważny kontrakt z dużą marką, działającą od wielu pokoleń na rynku. Dzień zapowiadał się całkiem obiecująco. Aż do tej chwili.

– Czy masz jakiś pomysł? – Zniecierpliwiony przeczesałem palcami włosy.

– Najlepszym rozwiązaniem będzie wezwanie pomocy drogowej. Proszę wziąć taksówkę. Zyska pan na czasie.

– Godzina szczytu. – Zerknąłem na rolexa. – Oby to było takie proste, Jordan.

Odszedłem na bok, wyjąłem telefon i wybrałem numer do Avery. Po sygnale usłyszałem jej piskliwy głos. Miałem wrażenie, że czekała na to, aż zadzwonię.

– Dzień dobry, panie Miller. Jak minęła podróż? Czy mogę w czymś pomóc?

– Witaj, Avery. Godzinę temu wylądowałem i mam zamiar jechać do agencji. Czy przygotowałaś wszystkie dokumenty, o które prosiłem?

– Ależ oczywiście. Zgodnie z prośbą czekają na pana biurku. Przy okazji chciałabym wspomnieć, że wszyscy pracownicy poszli już do domu – powiedziała w taki sposób, jakby czegoś oczekiwała. – Zaczekam na pana i pomogę uporać się z papierami.

Avery była starsza ode mnie o pięć lat. Nie wyglądała na swój wiek, była pewną siebie, zalotną i świadomą seksualnie kobietą. Nie umknęło mi to, że najzwyczajniej w świecie miała na mnie ochotę. Prowokowała wyglądem, ale nie miała do zaoferowania nic poza silikonowymi cyckami. Przez wiele lat pracowała jako sekretarka w agencji reklamowej należącej do mojego ojca. Kiedy przejąłem połowę udziałów w firmie, los sprawił, że została moją osobistą asystentką.

– Ty też możesz już iść. Sam się nimi zajmę, więc nie będziesz mi potrzebna. – Spojrzałem na Jordana. – Niedługo powinienem być w biurze. Na razie. – Zakończyłem połączenie, zanim zdążyła odpowiedzieć.

Kierowca stał oparty o drzwi samochodu i podwijał rękawy koszuli.

– Zrób z nim porządek. Uznałem, że będzie lepiej, jak wezmę taksówkę – zwróciłem się do niego.

– W porządku, panie Miller.

Ruszyłem w kierunku głównej ulicy, lecz nagle zatrzymałem się w pół kroku, przypominając sobie o czymś.

– Zapomniałbym. Będziesz mi jeszcze potem potrzebny – oznajmiłem, po czym rzuciłem mu kluczyki od nowego porsche.

Jordan kiwnął tylko głową.

Nigdy wcześniej nie miał okazji nim jeździć, bo dopiero od tygodnia zajmował miejsce w moim garażu. Pasjonowałem się szybkimi i luksusowymi samochodami, lubiłem zawrotną prędkość i towarzyszącą przy tym adrenalinę. Miałem pokaźną kolekcję aut, którą co jakiś czas wedle własnych zachcianek powiększałem.

Wyszedłem na ulicę i rozejrzałem się wokół, szukając wolnej taksówki. Miasto było zatłoczone jak nigdy, ruch był duży, a ludzie mijali się w pośpiechu. Dodatkowo doskwierał skwar lejący się prosto z nieba. Na szczęście udało mi się złapać pierwszą taksówkę, którą zobaczyłem.

– Czy zechciałby pan zaczekać kilka minut? – zapytał taksówkarz. – Od śniadania nic nie jadłem. Skoczę tylko do sklepu.

Popatrzyłem na niego z lekkim niedowierzaniem. Mój gniew wciąż wzrastał, a ten dzień stawał się jednym wielkim żartem.

– Jasne. Poczekam. – Oparłem się o drzwi samochodu i wyjąłem telefon.

Odnalazłem w nim wiadomość od ojca, który zapraszał mnie na niedzielny obiad. Szybko odpisałem, potwierdzając swoją obecność. Mimo nadmiaru obowiązków i dosyć rozwiązłego życia nie chciałem mu odmawiać. Nie jemu…

– Halo, proszę pana!

W tej samej chwili dobiegł do mnie damski głos. Co znowu?, pomyślałem.

Kiedy podniosłem głowę, zauważyłem zmierzającą w moim kierunku brunetkę. Powoli przesunąłem wzrokiem po jej ciele, obserwując lekko falujące piersi wyłaniające się spod eleganckiej koszuli i muśnięte słońcem drobne ramiona. Zjechałem nieco niżej i byłem gotów przyznać, że czarna ołówkowa spódnica idealnie ukazywała jej długie, zgrabne nogi.

– Całe szczęście, dzień dobry. – Minęła mnie i wskoczyła na tylną kanapę samochodu.

Byłem zupełnie zdezorientowany, a jednocześnie zaskoczony tym, co właśnie zrobiła. Bacznie przyglądałem się całej sytuacji i zastanawiałem, dlaczego wsiadła do mojej taksówki. Czy aż tak bardzo można było mnie pomylić z taksówkarzem?

– Możemy jechać. Poproszę do Bel Air – oznajmiła.

Nie spuszczałem z niej oczu, ona zaś odłożyła torebkę na siedzenie i zapięła pas bezpieczeństwa. Była bezapelacyjnie oszałamiająca… Miała pełne, duże usta, a jej kasztanowe włosy ściągnięte były w koński ogon. Przez moment wyobraziłem sobie, jak wsuwam nos w te długie, ciemne kosmyki, rozkoszując się ich zapachem, podczas gdy ona niewinnie ociera się o mnie swoim ciałem. Następnie rozwiera przede mną uda i kurczowo zaciska palce na mojej klatce piersiowej. Jej wargi poruszają się, ale nie słyszę żadnych słów. Sądząc po posępnej minie, lepiej, żebym ich nie słyszał. I nagle…

– Dlaczego pan nie wsiada? Czy pan słyszy, co mówię?! – zapytała lekko podniesionym tonem.

Odchrząknąłem i szybko pozbyłem się namiętnych obrazów wywołanych przez umysł. Byłem naprawdę nieźle pojebanym indywiduum.

– Chyba zaszło jakieś nieporozumienie – oświadczyłem, łącząc ze sobą wszystkie elementy tej układanki. – Ta taksówka jest moja, droga pani.

– Jak to pana? O co chodzi? – zdziwiła się, jakby wcale się nie zorientowała, w jakiej sytuacji się znalazła.

– Pani chyba zupełnie inaczej to wszystko zrozumiała…

– Czyżby? Co tutaj można źle zrozumieć? – przerwała mi. – Błagam. Czy możemy w końcu włączyć się do ruchu? Mam po dziurki w nosie dzisiejszego dnia! Najgorszy w moim życiu – wyjęczała.

Zaśmiałem się ironicznie, zbierając resztki cierpliwości.

– Czy jest coś śmiesznego w tym, co powiedziałam?

– Ty. A właściwie to, co zrobiłaś. No już, wysiadaj. Śpieszę się, a to nie jest czas na bezsensowną dyskusję.

– Nie wysiądę! Nie pomyślałeś, że być może ja też się śpieszę? Wsiadaj i wykonaj ten kurs, a potem jedź w cholerę!

Utkwiłem w niej surowy wzrok, a ona zrobiła to samo. Spoglądała na mnie chłodno.

– Naprawdę nie zrozumiałaś? – Pokręciłem bezradnie głową. – Myślę, że doszliśmy do sedna tego przekomicznego przedstawienia. Posłuchaj mnie teraz uważnie. Jestem tylko zwykłym klientem.

Zdawało mi się, że nieco znieruchomiała. Twarz przybrała zaskoczony wyraz, a z ust nie dobiegał żaden dźwięk. Pomachałem ręką przed jej oczami, chcąc sprawić, by z powrotem wróciła na ziemię.

– To jakiś żart, prawda? – zapytała, marszcząc czoło. – Czy gdzieś tutaj jest jakaś ukryta kamera? Robisz to specjalnie, żeby wyprowadzić mnie z równowagi?

Nie należała do grona kobiet, z którymi spotykałem się na co dzień. Była co najmniej dziwna…

– Nie. To nie jest żart. Więc wysiądź z łaski swojej.

Posłała mi jedynie mordercze spojrzenie, odpięła pas bezpieczeństwa i chwyciła za torebkę. Już miała wychodzić, kiedy nagle ją powstrzymałem.

– Przystanek autobusowy. – Wskazałem ręką. – Myślę, że powinnaś z niego skorzystać.

– Puszczaj mnie! – syknęła.

– O co ci chodzi?

– Spadaj, okej? Jak śmiesz kpić ze mnie w żywe oczy? Ty dupku! – warknęła, a mnie szczęka opadła ze zdziwienia.

Była wyjątkowo temperamentna, a do tego elokwencja nie była jej mocną stroną.

– Co cię ugryzło? Próbuję jedynie rozwiązać twój problem.

– W tym momencie to ty jesteś moim problemem. – Prychnęła. – Odsuń się ode mnie, zanim zrobię ci krzywdę!

– Jesteś nienormalna, wiesz? Radzę ci wyhamować. Masz strasznie niewyparzony język – stwierdziłem, mrużąc oczy.

I już wyobrażałem sobie, co mogłaby nim robić…

– Doprawdy? Prosisz się o więcej? Mogę wyrecytować całą litanię epitetów, jeśli chcesz! – krzyknęła i wyrwała do przodu. – Na co czekasz? Wsiadaj i jedź. Samolubny gnojek!

Bezsilnie pokręciłem głową. Co to za kobieta, co to za charakter. Byłem gotów przyznać, że dawno takiej nie spotkałem.

– Jak wolisz. Twoja strata, mała.

Zmarszczyła czoło i otworzyła usta, jakby chciała coś więcej dodać. Zanim to zrobiła, taksówkarz przerwał tę bezsensowną dyskusję.

– Proszę pana, możemy jechać – zagadnął.

– Nareszcie. – Usadowiłem się wygodnie na siedzeniu. – Czy to wystarczające potwierdzenie, że jestem tylko klientem? – zwróciłem się do niej, po czym pomachałem jej na pożegnanie.

Pokazała mi środkowy palec, odwróciła się i poszła w przeciwną stronę.

– Jak można wytrzymać z taką kobietą? – wymruczałem pod nosem i podrapałem się po brodzie. – Bomba. Tykająca bomba.

Sam byłem ciekaw, co mnie jeszcze dzisiaj spotka.

***

Po dotarciu do agencji przejrzałem wszystkie dokumenty dotyczące nadchodzącej kampanii i złożyłem wymagane podpisy. Niespodziewanie zegar wybił godzinę dziewiętnastą. Sięgnąłem do barku po bursztynowy płyn i wypełniłem nim szklankę. Piątkowy wieczór wyraźnie zasygnalizował mi, że był to odpowiedni czas, by się trochę rozerwać. Przez ostatnie tygodnie toczyłem nieustanną walkę pomiędzy projektami, jakie nasza agencja chciała zdobyć, a moim ojcem, który wciąż podnosił poprzeczkę przejęcia przeze mnie jego udziałów. Thomas Miller miał trudny charakter i to on pozwolił mu przetrwać, a tym samym był kluczem do sukcesu. Tata odgrywał najważniejszą rolę w moim życiu i stał się jedynym członkiem rodziny. Wiedziałem, że nie mogłem go zawieść… Nie w momencie, kiedy najbardziej mnie potrzebował.

Podniosłem telefon i wybrałem odpowiedni numer. Lucas odebrał już po drugim sygnale.

– Conor – usłyszałem jego poważny głos w słuchawce.

– Witaj, przyjacielu. Co powiesz na drinka dziś wieczorem? – zapytałem, choć i tak już znałem odpowiedź.

– Jak za starych dobrych czasów? Brzmi kusząco… Dokończę jeden projekt i jestem wolny.

– Nie samą pracą człowiek żyje… Musisz na nowo poużywać życia, bo wydaje mi się, że usychasz – powiedziałem wyraźnie rozbawiony. – To jak? W moim klubie?

– Dobra… Chyba mnie namówiłeś, stary – stwierdził wyraźnie podekscytowany. – Dawno się z nikim nie spotykałem i nie będę ukrywał, że testosteron we mnie buzuje.

– Nie chcesz chyba, żeby jaja rozerwały ci spodnie? – Wybuchnąłem śmiechem. – Ratuję ci dupę. Potem mi podziękujesz.

– To prawda. Wciągnąłem się w wir pracy. Wiesz, robię nowy projekt w Chicago…

– Resztę opowiesz mi w klubie. Na razie – przerwałem mu i wcisnąłem czerwoną słuchawkę.

Lucas był moim najlepszym kumplem właściwie od dziecka. Znaliśmy się jak łyse konie i uzupełnialiśmy na każdej płaszczyźnie. Razem robiliśmy interesy i razem zdobywaliśmy dziewczyny. Płeć piękna nie miała nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy, więc dlaczego by nie skorzystać? Kobiety wręcz do nas lgnęły jak muchy do miodu. A my braliśmy życie pełnymi garściami.

Wybrałem kolejne połączenie, tym razem do kierowcy.

– Jordan, weź samochód i czekaj na mnie przed agencją. Muszę odreagować ten szalony dzień – zarządziłem.

Wróciłem do swojej posiadłości tylko po to, żeby się odświeżyć i przebrać. Czułem się swobodniej, zakładając czarny T-shirt i ciemne spodnie. Gdy kierowca podjechał pod klub, Lucas czekał tuż przed nim i palił papierosa. Nie popierałem tego nałogu i prawdopodobnie była to jedyna rzecz, która nas różniła.

– Siemasz, brachu! – Rzucił niedopałek na chodnik i przygasił go butem.

– Dobrze cię zobaczyć. Ostatnim razem, jak cię widziałem, wyglądałeś o dziesięć lat młodziej. – Parsknąłem śmiechem.

– Pierdol się, Miller. Zobaczymy, co powiesz, kiedy zaliczę dziś więcej panienek. – Wyszczerzył zęby.

Prychnąłem lekceważąco.

– To się okaże. Musisz się jeszcze wiele nauczyć, stary. – Poklepałem go po plecach.

Skierowaliśmy się do wejścia, mijając po drodze wszystkich ludzi w kolejce.

– Witam panów. – Ochroniarz skinął na nas głową i odsunął przed nami jedwabny sznur.

Weszliśmy do środka i podążyliśmy prosto do baru. Skinieniem palca przywołałem barmana.

– Panie Miller, pańska vipowska kabina jest gotowa. Czy podać coś na początek? – zapytał.

– To co zawsze – oznajmiłem. – Butelka szkockiej wystarczy.

Barman kiwnął głową, a potem odszedł w stronę zaplecza.

Nie minęło pięć minut, a zajęliśmy już miejsca na skórzanej kanapie w loży i obserwowaliśmy ludzi krążących po pomieszczeniu. Wieczór dopiero się rozkręcał; poza nami przy stolikach siedziało kilkanaście osób. Lubiłem takie dni, kiedy z poważnego prezesa zmieniałem się w normalnego mężczyznę i mogłem choć trochę wyluzować.

– Miło panów znowu widzieć – odezwała się młoda kelnerka, stawiając przed nami trunek wraz ze szklankami.

Zawiesiłem na niej wzrok o sekundę dłużej, niż to było konieczne, a potem jak gdyby nigdy nic złapałem za butelkę.

Upłynęła może godzina, gdy alkohol zaczął spełniać swoje zadanie. Przez ten czas rozmawialiśmy głównie o interesach. Nowych kampaniach. Reklamach. Pierdołach. Aż w końcu Lucas zmienił temat.

– Jak się czuje twój ojciec? Terapia mu pomaga? – zapytał.

Upiłem łyk trunku i niechętnie skierowałem wzrok na kumpla. Coraz bardziej nie lubiłem dyskutować o tej kwestii.

– I tak, i nie. Sam nie wiem, co o tym myśleć. Zamiast skupić się na sobie, przez cały czas żyje moją przyszłością, a jednocześnie naciska, bym kogoś znalazł – wymamrotałem pod nosem. – Wiesz, związek, zaręczyny, a potem ślub…

– Co takiego? – Lucas parsknął śmiechem. – Conor Miller, którego znam, jest ostatnią osobą na tym świecie, która kiedykolwiek się ustatkuje. Prędzej zostanę gejem, niż to zrobisz.

– Lucas, znasz mnie. To nie moja bajka.

– Wiesz, ilu panienkom byś złamał serce? Stary, tysiące gorących cipek czeka na to, byś je przeleciał – mówił z wyraźnym entuzjazmem. – Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić.

Spojrzałem na niego. Był tak kurewsko do mnie podobny. Zawsze wiedział, czego potrzebowałem i co lubiłem. Jakby czytał mi w myślach. Był moim sobowtórem, a jednocześnie najlepszym przyjacielem.

– Dlaczego po prostu z nim nie porozmawiasz? – ciągnął.

– Myślisz, że nie próbowałem? Nie jestem już dzieckiem, tyle że on tego nie rozumie i nadal próbuje mnie chronić. Poza tym jest gotów przepisać mi swoją połowę udziałów w naszej agencji, a także wszystkich nieruchomościach. Oczywiście przystaję na to. – Wypuściłem głośno powietrze. – Tylko jest jedno cholerne „ale”…

– Wyduś to z siebie.

– Bez niego nie byłbym tym samym Conorem Millerem, którym jestem teraz. Bez niego nie miałbym tego wszystkiego i nie pławiłbym się w luksusie.

– Zaczynam się bać, stary. – Lucas zmarszczył brwi.

– Ojciec z każdym dniem nie tylko wygląda, ale i czuje się coraz gorzej. Nie chcę go w takim momencie zawieść. To tak jakbym wbił mu nóż w serce. – Pokręciłem głową. – Kurwa, dlaczego to musi być takie trudne? Dlaczego wymaga czegoś, czego nie jestem w stanie zrealizować?

– Powiedz, do kurwy nędzy, o co chodzi!

– On chce, żebym w najbliższym czasie przyprowadził kogoś do domu. Narzeczoną – wymamrotałem. – Rozumiesz? Pierdoloną narzeczoną!

– Narzeczoną? Myślałem, że najpierw trzeba się dobrze poznać, żeby podejmować takie szalone decyzje. A i tak byłem pewien, że to będzie coś gorszego. Współczuję ci, przyjacielu. – Wybuchnął gromkim śmiechem.

– Aż tak ci do śmiechu? Jak ja znajdę kobietę? Nie miałem żadnej dłużej niż na jedną noc!

– Stary, wyluzuj. Czekaj, czy ja dobrze wszystko zrozumiałem: zostaniesz posiadaczem wszystkiego, co ma twój ojciec, pod warunkiem, że przyprowadzisz do domu wybrankę swojego serca?

– Tak. To nawet brzmi tandetnie. – Pokręciłem głową. – Wiadomo, że nie wszystko od razu. Nie wsunę jej pierścionka na palec po kilku dniach, jednak zegar tyka… Na początek tylko kobieta. Jestem pewien, że to wystarczy, bym dopiął swego – dopowiedziałem.

Lucas umilkł i zamyślił się na moment. Wlałem w siebie resztę zawartości szklanki i popatrzyłem na niego.

– Kobieta… Hm, kto powiedział, że to musi być prawdziwa narzeczona? – rzucił i podrapał się po brodzie.

Tak naprawdę jego myśl nie była wcale głupia.

– A co, jeśli tego nie zrobisz? – drążył.

– Ma zamiar pozbyć się wszystkiego.

– Ot tak wszystko sprzedać?

Pokiwałem głową.

– Przecież agencja jest całym jego życiem. Mimo że na koncie posiadał miliony, to nigdy z niej nie zrezygnował. Niewiarygodne, że tak łatwo jest mu podjąć taką decyzję – stwierdził Lucas.

– Żadne argumenty do niego nie docierają. Jest nieugięty w tej kwestii i stawia mnie pod ścianą. Ale agencja była, jest i nadal będzie funkcjonować. Nie dopuszczę do tego, żeby to się inaczej skończyło.

– Popieram cię w stu procentach. Musisz pokazać, że masz jaja, i wziąć sprawy w swoje ręce.

Odchrząknąłem i zacząłem błądzić wzrokiem po sali. Nie chciałem już o tym gadać.

– Lepiej się trochę rozerwij, zanim zalejesz się w trupa – burknąłem, wskazując palcem na brunetkę, która tańczyła w rytm muzyki i uwydatniała swoje wdzięki.

– Krótko mówiąc, przekonałeś mnie, stary. Wrócimy do tej rozmowy, a teraz wybacz. Lecę! – krzyknął i żwawo poderwał się z kanapy.

Nie minęła chwila, a obserwowałem ich zwierzęcy taniec. Dziewczyna ocierała się o jego krocze, a on zerkał na mnie porozumiewawczo. Obaj doskonale wiedzieliśmy, jak to się skończy.

Nie tracąc czasu, podszedłem do lady i skinieniem ręki przywołałem mojego pracownika.

– Bourbon, raz – rzuciłem, siadając na hokerze.

– Dwa razy – dodała tajemnicza blondynka, po czym uniosła palce.

Wyrosła przy mnie jak duch. Powoli przesunąłem wzrokiem po jej figurze i zatrzymałem się na głęboko wyeksponowanym dekolcie. Fiut momentalnie zaczął mi pulsować, a umysł puścił wodze fantazji. W tym samym czasie barman postawił przede mną szklankę z bursztynowym płynem. Wypiłem zawartość jednym haustem i poczułem znajome ciepło rozchodzące się po ciele.

– Jeszcze raz to samo – oznajmiłem.

Kątem oka zerknąłem na blondynkę, która bezwstydnie mi się przyglądała.

– Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy? – zagadnęła, a następnie zmysłowo oblizała wargi.

– Nie sądzę.

– Nic straconego. – Zbliżyła się niebezpiecznie blisko. – Możemy się gruntownie poznać.

Nie do końca była w moim typie, jednak nie zamierzałem grymasić. Mogłem zaoferować jej jedynie noc pełną wrażeń i nic poza tym. Nigdy nie bawiłem się w przereklamowaną miłość i fałszywe obietnice, których nie byłbym w stanie dotrzymać.

– Możemy – zgodziłem się beznamiętnie.

Złapałem za szklankę i wypiłem kolejną porcję alkoholu. Kobieca dłoń spoczęła na moim udzie i zaczęła po nim błądzić owalnymi ruchami, powoli zbliżając się do krocza. Zmrużyłem oczy i chwyciłem ją za łokieć, zanim zdążyła ruszyć dalej. Nasze spojrzenia się spotkały. Wydawała się zakłopotana; lekko rozchyliła krwistoczerwone usta, a potem pośpiesznie odwróciła głowę. Gwałtownie przyciągnąłem ją do siebie i łapczywie pocałowałem. To wystarczyło, by jej wargi rozciągnęły się w diabelskim uśmiechu.

– Jedna noc. Nie licz na nic więcej! – syknąłem, złapałem ją za rękę i poprowadziłem w kierunku wyjścia.

Rozdział 3

Olivia

Przełknęłam głośno ślinę, a łzy spłynęły mi po policzkach.

– Co za palant! – warknęłam oburzona. – Jak on mógł ją zostawić po tym wszystkim, co dla niego zrobiła? Jak można być takim nieczułym? Wiesz co, Hailey? Coraz bardziej nienawidzę mężczyzn.

– Samo życie – wymruczała i dolała mi wina.

Ten pechowy dzień na szczęście nie zakończył się trzęsieniem ziemi. Znalazłam kolejną wolną taksówkę i bez przeszkód dotarłam do domu kuzynki. Opowiedziałam o tym, co mi się przytrafiło, a ona zrobiła wszystko, by podnieść mnie na duchu. Była dla mnie chodzącym aniołem, na którego mogłam liczyć w każdej potrzebie. Nie pozwoliła mi wrócić do mieszkania, które dzieliłam z Johnem, bo nie chciała, żebym została sama. Mój przyjaciel pracował prawie do rana. Postanowiłyśmy zatem urządzić sobie babski wieczór z udziałem ulubionego romansidła i czerwonego wina.

– Na zdrowie. – Stuknęłam w jej kieliszek. – Pamiętaj, my kobiety musimy trzymać się razem. Mężczyźni są jak koty: chodzą wyłącznie własnymi ścieżkami.

Zarechotałyśmy.

– Coś w tym jest… Ale wydaje mi się, że widocznie nie trafiłaś jeszcze na odpowiedniego. Spójrz na mnie i Graysona. Od lat tworzymy udaną parę i żaden sztorm nie jest w stanie nas rozdzielić.

– Oprócz Johna jedynym facetem na tym świecie, którego jestem w stanie zaakceptować, jest Grayson. Resztę wrzuciłabym do przysłowiowego wora. Myślą krótkoterminowo i pieprzą wzrokiem wszystko, co ma nogi i się rusza – wymamrotałam pod nosem.

– Przesadzasz, Liv. Uważam, że szczęście samo cię znajdzie. Za rok, dwa albo miesiąc czy tydzień. Zasługujesz na to bardziej niż ktokolwiek inny.

– Możliwe, że masz rację. Wbrew wszystkiemu nie czuję się samotna. Mam Johna i ciebie. Szczególnie ciebie. Co ja bym bez was zrobiła?

– Drobiazg, kochanie. Już o tym rozmawiałyśmy. Nie wracajmy do tego – powiedziała, a następnie delikatnie mnie przytuliła.

Film trwał jeszcze kilka minut, aż nastąpiły napisy końcowe. Hailey spojrzała na zegarek i zmarszczyła brwi.

– Liv, jest już późno. Pójdę się położyć. – Ziewnęła. – Mam poranną zmianę i kilka zaplanowanych operacji.

– Jasne, idź. Ja jeszcze chwilę posiedzę i pomyślę w samotności – oznajmiłam.

Kiwnęła głową, a następnie skierowała się do swojej sypialni.

Hailey była chirurgiem – znakomitym chirurgiem. Miała pewną rękę i silną psychikę. Świetnie się dogadywałyśmy, a to, że była starsza o osiem lat, wcale nam nie przeszkadzało. Mieszkała razem ze swoim partnerem Graysonem w eleganckiej dzielnicy u podnóży gór Santa Monica. Oboje wiedli szczęśliwe życie, byli dobrze usytuowani, często podróżowali i w najbliższym czasie planowali się pobrać. Czasami jej zazdrościłam. Nie mocno, ale jednak.

***

Był blady świt, kiedy postanowiłam zwlec się z łóżka i przygotować śniadanie dla Hailey. Okazała mi wielkie wsparcie, a ja chciałam się jej nieco odwdzięczyć. Nakładałam jedzenie na talerz, jednocześnie podrygując w rytm muzyki.

– Mmm… Co tak pięknie pachnie? – zagadnęła, po czym ziewnęła za moimi plecami.

– Nie wiedziałam, że już wstałaś. Usiądź przy stole. Przygotowałam jajecznicę z bekonem i twój ulubiony omlet z awokado i pomidorami.

– Rozpieszczasz mnie – stwierdziła. – Po prostu umieram z głodu.

– Voilà! – Położyłam suto wypełniony talerz tuż przed jej nosem.

Na widok tych wszystkich pyszności oczy jej się zaświeciły; wciągnęła głęboko powietrze, rozkoszując się zapachem.

– Liv, może chciałabyś się do mnie przeprowadzić? To, co przygotowałaś, wygląda przepysznie. – Włożyła kawałek do ust. – A jeszcze lepiej smakuje! – dodała z pełną buzią.

– Liczę, że pochłoniesz wszystko – oznajmiłam rozbawiona. – Wiesz, że nigdy nie lubiłam gotować, mimo to nie mogę powiedzieć, że nie potrafię tego robić.

– Jesteś w tym mistrzynią! Uwielbiam twoje potrawy. Aż ślinka cieknie na sam widok. Nie myślałaś może o tym, żeby zacząć pracować w gastronomii, na przykład jako szef kuchni? – Uniosła jedną brew.

Prychnęłam.

– Nie sądzę, żeby to było dla mnie odpowiednie zajęcie – burknęłam. – Przesadzasz, Hailey.

– Czemu miałabym przesadzać? Świetnie gotujesz. Wystarczyłyby tylko odpowiednie kursy i kilka papierków. Z czasem mogłabyś otworzyć coś swojego – oświadczyła.

– Może napijemy się kawy? – zapytałam, chcąc zmienić temat.

– Chętnie. Ale…

– Żadnego ale – mruknęłam. – Nie obraź się, Hailey, jednak nie mam ochoty, by o tym rozmawiać.

– W porządku. – Westchnęła. – Lepiej sprawdzę pocztę.

Wyjęłam z kredensu dwa kubki, nalałam do nich świeżo zaparzoną kawę i jeden postawiłam przed nosem kuzynki. Pierwszy łyk tego aromatycznego napoju był najlepszym momentem każdego poranka. Upiłam kolejny i zerknęłam na Hailey, która z przejęciem śledziła ekran laptopa i stukała w klawiaturę.

– Czy coś się stało? – odezwałam się. – Tak nagle ucichłaś.

– Grayson miał dziś wrócić z podróży służbowej. Wyjazd się niestety przedłużył. Przyleci dopiero w następnym tygodniu.

– Coś poważnego?

– Interesy – wymamrotała tajemniczo.

Nie chciałam zagłębiać się w szczegóły. Kiwnęłam jedynie głową.

– Livi – szepnęła po dłuższej chwili. – Czy ty czasami wczoraj nie mówiłaś, że od dzisiaj zamierzasz szukać nowej pracy?

– Tak, mówiłam, choć chyba przełożę to na inny dzień. Wydaje mi się, że nie mam do tego głowy. Najchętniej wyjechałabym na bezludną wyspę, by od tego wszystkiego odpocząć. Piaszczysta plaża, szumiące palmy i bezchmurne niebo. – Rozmarzyłam się.

– Opowiadasz bzdury. Posłuchaj, właśnie przeglądam LinkedIna. Mój znajomy szuka kogoś na stanowisko asystentki…

Pośpiesznie podeszłam, by to sprawdzić. Faktycznie tak było.

– Może spróbujesz? Wiem, że nigdy nie pracowałaś w takiej branży, ale w tym przypadku chyba warto zaryzykować, co?

– Cholera, nie wiem… Ja? Asystentka? Nie mam takiej cierpliwości. Sama doskonale wiesz, co wczoraj zrobiłam…

– Uspokój się i nie skreślaj na starcie. Powinnaś tam pojechać i zostawić swoje CV. Jeżeli chcesz, mogłabym cię polecić. Nie rozmawiałam z nim od wieków, ale kiedyś mieliśmy dobre relacje. Studiowaliśmy nawet na tej samej uczelni.

– Nie. Nie ma mowy – przerwałam jej. – To znaczy nie chcę, żeby ktoś odczuwał jakąkolwiek presję. Dam sobie radę sama. Pojadę tam na początku przyszłego tygodnia. Czy mogłabyś mi przesłać adres?

– Pewnie, już wysyłam. Posłuchaj. Wierzę w ciebie, Liv. Wierzę, że dasz sobie ze wszystkim radę. Nie warto się smucić. Jestem pewna, że za jakiś czas będziemy wspominały to, co się wydarzyło, i głośno z tego śmiały. – Posłała mi lekki uśmiech, a następnie spojrzała na zegarek. – Cholera! Wybacz, powinnam zacząć szykować się do pracy, bo inaczej się spóźnię.

– Spokojnie, ja też będę się zbierać. Muszę wrócić do domu. John pewnie już zgłosił na policję moje zaginięcie. Zupełnie zapomniałam do niego napisać, zanim padła mi bateria.

– Oj, Liv. Gdybyś tylko powiedziała, dałabym ci telefon. – Westchnęła, po czym przewróciła oczami.

Po wyjściu z domu kuzynki zatrzymałam taksówkę, a następnie pojechałam prosto do mieszkania. John spał po nocnej zmianie, a jego głośne chrapanie słychać było już na klatce schodowej. Nie miałam serca, żeby go obudzić. Zostawiłam krótką wiadomość na stole, że żyję i żeby się o mnie nie martwił. Naładowałam telefon, przebrałam się i nałożyłam delikatny makijaż. Złapałam za torebkę, a potem wyszłam z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Postanowiłam nie zwlekać i wyruszyłam do miasta, by rozejrzeć się za jakąś nową pracą. Byłam gotowa przyjąć każdą interesującą ofertę, byleby tylko móc zarabiać pieniądze. Lubiłam mieć dodatkowego asa w rękawie, a stanowisko asystentki nie do końca mnie przekonywało… Nie miałam doświadczenia, a tym bardziej nadludzkich pokładów cierpliwości.

Wsiadając do samochodu, poczułam falę uderzającego gorąca na ciele. Pogoda dawała się we znaki, a mój stary gruchot nie posiadał klimatyzacji. Kupiłam go za własne oszczędności, nie patrząc na to, jak wyglądał – chodziło o to, by po prostu jeździł. Włączyłam radio: popłynęła muzyka, a ja usłyszałam wspaniały głos Briana Johnsona. Wjechałam do centrum miasta i zatrzymałam się na czerwonym świetle. Ruch był mały, a przede mną stały jeszcze dwa samochody, w tym jeden z wysokiej półki. Prawdopodobnie kosztował sto razy więcej niż moje własne auto.

Po kilku sekundach światło zmieniło kolor, tym razem na zielony.

– Jedź, do cholery!

Uderzyłam w klakson, trąbiąc na pojazd przede mną.

– No nareszcie! Jaśnie pan zauważył, że wstrzymuje ruch – wymamrotałam pod nosem i wcisnęłam lekko gaz.

Słysząc swój ulubiony kawałek w radiu, podkręciłam głośność, a następnie zaczęłam śpiewać razem z wokalistą. Kto by pomyślał, że po wczorajszym rollercoasterze humor będzie mi dopisywał. Kiwałam głową w rytm muzyki, a wiatr wpadał przez otwarte okna i rozwiewał mi włosy, dając poczucie błogości. Lubiłam starego rock’n’rolla i szybką jazdę samochodem. Czułam się wspaniale, gdy poziom adrenaliny wzrastał.

Nawet się nie zorientowałam, kiedy minimalnie przekroczyłam prędkość, co szybko okazało się błędem. Pojazd przede mną nagle zaczął zwalniać, po czym gwałtownie zahamował. Instynktownie zrobiłam tak samo: wcisnęłam mocno hamulec, trzymając kurczowo kierownicę. Zbyt kurczowo. Auto nie chciało ze mną współpracować, a prędkość malała wręcz w ślimaczym tempie. Powoli traciłam nad nim kontrolę. Trwało to tylko kilkanaście sekund, ale wydawało się, jakby to była cała wieczność.

– Nie. Nie… Nie! – krzyknęłam, zamykając oczy.

W jednej chwili usłyszałam ogromny huk i serce mi zamarło. Poczułam, jak ciało szaleńczo poleciało do przodu, jednak pasy bezpieczeństwa powstrzymały mnie przed zderzeniem z przednią szybą. Byłam przerażona, a w głowie wciąż rozbrzmiewał hałas towarzyszący zderzeniu samochodów. Powoli rozchyliłam powieki i zerknęłam w dół. Ręce i nogi były nienaruszone, poza niewielkim bólem szyi chyba nic mi się nie stało. Poczułam ulgę, uświadamiając sobie, że nie był to na tyle groźny wypadek, jakiego obraz przebiegał w moim umyśle. Wzięłam kilka wdechów, próbując uspokoić trzęsące się jak galareta dłonie, a potem spojrzałam przed siebie.

– Jezu Chryste, tylko nie to!

O mało nie zemdlałam, gdy zauważyłam, w jakim stanie był samochód stojący przede mną. Kierowca zjechał na pobocze, a ja, nie mając innego wyboru, postąpiłam w ten sam sposób.

Zobaczyłam dobrze zbudowaną sylwetkę mężczyzny zbliżającą się w moim kierunku i skuliłam się ze strachu. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, bo miał założone ciemne okulary. Dodatkowo słońce mi tego nie ułatwiało.

– Nic ci nie jest? – zapytał, pochylając się do środka.

Ponownie się sobie przyjrzałam i odpięłam pas bezpieczeństwa.

– Nie. Wszystko w porządku – wymamrotałam.

Nieoczekiwanie mężczyzna zdjął okulary, tym samym dając mi szansę na dostrzeżenie jego twarzy.

– To znowu ty? Nie wierzę! – syknęłam.

Palant z taksówki…

– Uwierz mi. Również nie jestem zachwycony, że cię ponownie widzę! – warknął.

– Całe szczęście. – Wysiadłam z samochodu i przecisnęłam się pomiędzy ciałem nieznajomego.

– Prześladujesz mnie, kobieto. Co jest z tobą nie tak? To już drugi dzień z rzędu. Lepiej zobacz, co narobiłaś. – Wskazał palcem na swoje auto.

Nie wyglądało to za dobrze. Miałam wrażenie, że pech, ciągnący się za mną od wczoraj, nigdy nie zamierzał mnie opuścić.

– To nie dzieje się naprawdę…

– Owszem, dzieje się. Czy posiadasz ważne ubezpieczenie tego grata? Mam nadzieję, że tak, bo inaczej słono za to zapłacisz.

Właściwie… to nie miałam tej pewności. W dalszym ciągu coś mówił, a jego głos dobiegał do mnie jak przez mgłę. Nagle zakręciło mi się w głowie i o mały włos nie uderzyłam nią o beton. Umięśnione ramiona złapały mnie w pasie, a ja oparłam dłonie o szeroką klatkę piersiową. Poczułam intensywną woń perfum połączoną z naturalnym zapachem męskiego ciała. Przez moment wydawało mi się, że śpię, a to wszystko, co się wydarzyło, było tylko koszmarnym snem.

– W porządku? – zapytał, a jego twarz przybrała nieco łagodniejszy wyraz.

– Tak. – Wyswobodziłam się z uścisku. – Dziękuję.

Zaczęłam skanować wzrokiem otoczenie, czując paraliżujący strach. Nie mogłam uwierzyć w to, do czego doprowadziłam.

– Czy coś cię boli? A może potrzebujesz lekarza?

– Nie. – Odruchowo złapałam się za głowę. – To była ledwie chwila… Straciłam panowanie nad autem. Próbowałam zahamować, a kiedy otworzyłam oczy, było już po wszystkim. Nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłam.

– Cóż, zniszczyłaś mój samochód. Co więcej, kupiłem go dopiero tydzień temu.

Szczęka mi opadła. Próbowałam zachować spokój, ale wewnątrz targały mną różne emocje.

– Nie wiem, jak to się stało… Naprawdę – zaczęłam. – Przepraszam.

– Myślisz, że to wystarczy? Niestety jesteś w błędzie, moja droga. Powinnaś patrzeć na drogę i nie zajmować się niczym innym podczas jazdy. Twój głośny śpiew wręcz ranił moje uszy – dodał.

– Co takiego? Jak śmiesz?! Nawet w takim momencie jesteś bezczelny – wycedziłam.

– Chcesz coś jeszcze dodać, zanim wezwę policję? Przez takich ludzi jak ty normalny człowiek już od samego rana musi bawić się w to, na co nie ma czasu.

– Śmiało, wezwij policję i załatwmy to jak najszybciej – oświadczyłam stanowczo. – Mam dosyć twojego szczeniackiego zachowania.

Mężczyzna spojrzał groźnie spod półprzymkniętych powiek, ale nawet na chwilę nie odwróciłam wzroku.

– Jordan, zadzwoń po pomoc i pozbądź się tego problemu. Nie potrzebujemy świadków – odezwał się do starszego mężczyzny stojącego nieopodal.

Kompletnie nie znałam się na obowiązujących w takich sytuacjach procedurach. Zdziwiło mnie to polecenie, jednak nie zapytałam o nic więcej.

– Nie myśl, że na tym się skończy. Nigdy nie zostawiam niedokończonych spraw. Tym razem też nie zrobię wyjątku.

– Ja…

Chciałam coś powiedzieć, ale nagle usłyszałam dźwięk swojego telefonu. To był John.

– Muszę odebrać – rzuciłam w kierunku mężczyzny.

Nie zamierzałam pytać o pozwolenie.

– Gdzie jesteś, mała? Dlaczego wczoraj nie odebrałaś? – zapytał zaspanym głosem.

– Przepraszam, John. Wszystko ci wyjaśnię. Nocowałam u Hailey, a kiedy wróciłam do mieszkania, spałeś. Nie chciałam cię budzić i pojechałam do centrum. Po drodze miałam drobną stłuczkę… – wyjęczałam.

– Co? Jak? Gdzie? Wyślij lokalizację. Już się ubieram i zaraz tam będę – krzyknął przerażony.

– Uspokój się, John. I tak jestem już wystarczająco zdenerwowana. To niewielka stłuczka, choć muszę przyznać, że nie wygląda zbyt dobrze.

– Jak mam być spokojny?! Nic ci nie jest?

– Nie, ale… – Spojrzałam na wgnieciony tył luksusowego samochodu. – Co ja teraz zrobię? Nie potrafię nawet trzeźwo myśleć.

– Powiesz mi, co się dokładnie stało, czy mam zgadywać? Olivio, co się z tobą dzieje? Przysięgam, że cię kiedyś zabiję!

– Prędzej sama to zrobię. Chyba mam od wczoraj jakiegoś pecha. Najpierw ten obleśny facet, potem pan Frank, który zwolnił mnie bez mrugnięcia okiem, a teraz to. Mam tego serdecznie dość! Czy mógłbyś jednak przyjechać? Nie chcę być tutaj sama.

– Jasne. Już jadę! Tylko wyślij mi współrzędne.

Tak też zrobiłam, po czym schowałam komórkę i odwróciłam się, wpadając prosto na mężczyznę. Podskoczyłam z zaskoczenia i odruchowo przyłożyłam dłoń do serca.

– Chcesz, żebym dostała zawału?! Czekaj… Czy ty podsłuchiwałeś moją rozmowę? – Zmarszczyłam brwi.

– Nie. Tak bym tego nie nazwał. Po prostu czekałem, aż łaskawie skończysz tę pogawędkę. Mój czas jest zbyt cenny i nie zamierzam tracić go na tego typu bzdury.

Prychnęłam. Zastanawiałam się, jak można być takim żałosnym dupkiem.

– Przemyślałem wszystko. Policja nie będzie nam potrzebna. Nie chcę robić dodatkowego szumu, a poza tym możemy załatwić to w polubowny sposób. – Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.

– Wiesz co? Szybko zmieniasz zdanie. – Skrzyżowałam ręce na piersiach. – Co masz na myśli, mówiąc, że w polubowny sposób?

– Straciłaś pracę?

– Słucham?! Czyli jednak podsłuchiwałeś… Wiedziałam. To nie twoja sprawa.

– Cóż, być może masz rację. Tylko pomyślałem, że…

– Co takiego pomyślałeś? – wysyczałam, przerywając mu.

– Skoro straciłaś pracę, to jak zamierzasz pokryć koszty? – Wskazał palcem na auto. – Przypomnę ci tylko, że to ty nie patrzyłaś na drogę i to ty spowodowałaś ten wypadek.

– Koszty? – powtórzyłam.

– Nie myślałaś chyba, że tak po prostu o tym zapomnę? Za błędy trzeba słono zapłacić – oznajmił szyderczo. – Mam wykupione tylko podstawowe ubezpieczenie, które nie pokryje zniszczeń wyrządzonych w samochodzie. We właściwym czasie powiadomię cię, na ile zostały wycenione wszystkie szkody.

Przez chwilę głos ugrzązł mi w gardle. Nie wiedziałam nawet, czy w najbliższym czasie uda mi się znaleźć jakąkolwiek pracę, a co dopiero jak miałabym zdobyć sumę na naprawę takiego auta. Miałam totalną pustkę w głowie. Zaczęłam całkiem na poważnie rozważać opcję bezludnej wyspy.

– Tak myślałem. Jestem ciekaw, gdzie teraz jest twój niewyparzony język? To moja wizytówka. – Wyciągnął rękę. – W poniedziałek przyjdź do firmy w celu omówienia szczegółów.

Spojrzałam na wizytówkę… O’Miller? Obiło mi się coś kiedyś o uszy. Słyszałam, że była to jedna z najbardziej prestiżowych agencji reklamowych w całych Stanach Zjednoczonych. Nigdy jednak nie zagłębiałam się w szczegóły.

– Jestem w szoku, bo takie rzeczy nie przytrafiają mi się na co dzień. Ale dobrze, nie przedłużajmy tego w nieskończoność. Przyjdę i to załatwimy. Mam nadzieję, że będzie to ostatni raz, kiedy się zobaczymy – oznajmiłam, udając niewzruszoną.

Byłam wystarczająco załamana tą całą sytuacją, mimo to starałam się nie dać tego po sobie poznać.

– To się jeszcze okaże – zakpił i odszedł w stronę samochodu.

Stałam przez kolejne kilka minut, przestępując z nogi na nogę do momentu, aż obok pojawił się John.

– Mała, co ty znowu narobiłaś? – Spojrzał na mnie poważnie, prawie surowo, a następnie podszedł bliżej.

Niewiele myśląc, rzuciłam się w jego ramiona.

– Zaraz mnie udusisz. No już, puszczaj!

– Przepraszam, John. To stało się tak nagle. Nie wiem…

– Mnie nie przepraszaj – przerwał mi. – Po prostu chcę usłyszeć całą prawdę. Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje, zanim cię zamorduję. Rozumiesz?

Kiwnęłam lekko głową. Rozejrzał się dookoła i zatrzymał wzrok na stylowo ubranym w garnitur mężczyźnie, który równie bacznie nas obserwował.

– Na pewno dobrze się czujesz? Nic ci nie jest? – zapytał, przenosząc na mnie uwagę.

– Na pewno. John, obiecuję, że opowiem ci o wszystkim – jęknęłam. – Zaraz po tym, jak wrócimy do domu.

– Nawet musisz to zrobić. Nie odpuszczę, dopóki nie dowiem się całej prawdy. A teraz chodź… Posprzątamy bałagan, który narobiłaś.

John pomógł zaprowadzić mi samochód do warsztatu i spędził ze mną drugą połowę dnia. Przez cały czas naciskał, żebyśmy wybrali się do szpitala i kontrolnie sprawdzili, czy nic mi nie było. Szybko wybiłam mu ten pomysł z głowy, upierając się, byśmy wrócili do mieszkania. Zamówiliśmy pizzę i obejrzeliśmy film, a w międzyczasie szczegółowo opowiedziałam mu, co wydarzyło się w trakcie dwóch ostatnich dni. Był jednocześnie zszokowany, zaskoczony i zmartwiony. Przyznałam się, że postąpiłam w lekkomyślny sposób, a na koniec obiecałam mu, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Jego zrzędzenie doprowadzało mnie do szału, jednak wiedziałam, że miał całkowitą rację. Zachowywał się jak mój starszy brat, którego nigdy nie miałam. Opiekował się mną i był cierpliwy, tolerując wszelkie wybryki.

– Uff, wychodzi na to, że postąpiliście sensownie, nie wzywając na miejsce policji. Twoje ubezpieczenie samochodu jest nieważne – stwierdził przyjaciel.

– Co?! Nie wierzę. Pokaż to!

Wyrwałam mu dokumenty z rąk i obejrzałam ze wszystkich stron… John nie kłamał.

– Jak to możliwe? Zawsze pamiętałam o tego typu sprawach.

– Cóż… Każdemu się może zdarzyć. Cieszę się, że przynajmniej w jakiś sposób się dogadaliście. Trafiłaś na prawdziwego anioła i tym razem ci się upiekło.

Prychnęłam.

– Chyba chciałeś powiedzieć diabła w skórze anioła… Muszę załatwić to jak najszybciej i przy najbliższej okazji wykupić nowe ubezpieczenie.

– W porządku, mała. – Podrapał się po głowie. – Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Koleś wyjeżdża z salonu nowiutkim, a zarazem tak luksusowym autem i nie posiada ubezpieczenia od wszelkich zdarzeń losowych. Dziwne… Na jego miejscu zrobiłbym to od razu. Mimo wszystko trzeba przyznać, że jest przerażająco seksowny. – Wyszczerzył zęby. – A do tego obrzydliwie bogaty.

– John! Co ty pleciesz? W całym tym zestawie powinien być jeszcze jego czarny charakter. Kompletnie go nie znasz.

– Ty też nie. Spotkałaś go zaledwie dwa razy w życiu i to w takich nieprzyjemnych okolicznościach. Nie oceniaj go zbyt pochopnie.

John był gejem i wcale się z tym nie krył. Poniekąd ceniłam go za otwartość i stanowcze bycie sobą.

– Nie chcę więcej słuchać o tym dupku! Przyczepił się do mnie jak jakiś rzep i teraz przez pewien czas nie będę mogła się go pozbyć. – Rzuciłam w przyjaciela poduszką. – Wiesz co? Wy, faceci, wszyscy jesteście tacy sami – stwierdziłam, po czym pomaszerowałam do swojego pokoju.

Fakt… Był postawnym mężczyzną, o niskim głosie i silnej szczęce. Dodatkowo przystojnym i bajecznie bogatym. Ale ja nie patrzyłam na niego w ten sposób, nawet mnie to nie interesowało. Zastanawiałam się jedynie nad tym, w jaki sposób spłacę szkodę, którą wyrządziłam. Samochód wart był kupę kasy, a ja straciłam pracę, do tego dochodziły czynsz za mieszkanie i codzienne życie.

– Głupia ty. I co teraz zrobisz? – zapytałam, spoglądając na siebie w lustrze.

Rozdział 4

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 5

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 6

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 7

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 8

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 9

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 10

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 11

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 12

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 13

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 14

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 15

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 16

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 17

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 18

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 19

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 20

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 21

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 22

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 23

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 24

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 25

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 26

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 27

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 28

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 29

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 30

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 31

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 32

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Playlista

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Podziękowania

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.