Prawdziwa narzeczona - Lange Wiktoria - ebook + audiobook
BESTSELLER

Prawdziwa narzeczona ebook i audiobook

Lange Wiktoria

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

13 osób interesuje się tą książką

Opis

To koniec. Umowa została rozwiązana i ten genialny, korzystny dla obu stron układ spełnił swoją funkcję. Teraz Conor Miller znowu był wolny. Tak jak lubił. Prawda?
Jednak nie potrafi zapomnieć o Olivii, fałszywej narzeczonej. Ciągle ma ją przed oczami, ale przecież pozwolił jej odejść. Czy popełnił błąd? Bo przecież im częściej o niej myśli, tym mocniej uświadamia sobie, że fałsz zmienił się w prawdę, a jego serce już dawno należy tylko do Olivii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 360

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 4 min

Lektor: Wiktoria Lange
Oceny
4,4 (1713 oceny)
1049
362
200
81
21
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JoannaBura

Nie oderwiesz się od lektury

przeczytałam z zapartym tchem, nawet zagorzały singiel znajduje swoją drugą połówkę i może być szczęśliwy.Piekna historia o miłości i poświęceniu
21
GumiBunia

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja, a głównie bohaterowie, mega :)
10
Empaga

Nie oderwiesz się od lektury

super 👍🔥🔥🔥
10
Ewelinaglowa

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita książka polecam wszystkim.
10
Anna5101984

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
10

Popularność




Copyright © 2022

Wiktoria Lange

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Julia Deja

Korekta:

Kinga Jaźwińska-Szczepaniak

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-897-7

Rozdział 1

Olivia

Dzień przed wylotem do Włoch…

Pochyliłam się nad tekturowymi pudłami, które były ustawione pod ścianą, po czym wyjęłam z nich letnie klapki i wrzuciłam je do walizki. Odhaczyłam kolejną pozycję na liście „rzeczy do spakowania” i wcisnęłam w uszy słuchawki. Niezwykły głos Davida Gilmoura sprawił, że zadrżałam, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Przymknęłam powieki, a na samo wspomnienie tamtego dnia usta ułożyły mi się w uśmiech. Przywołałam nasz powolny taniec. Silne dłonie zaciśnięte na biodrach, ciepły oddech przyjemnie muskający szyję. I ciemne oczy, w których tkwiło wciąż to samo płomienne pożądanie. Miałam wrażenie, że od tamtej chwili dzieliła mnie wieczność. Cała wieczność. Wszystko nagle obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i znowu staliśmy się dla siebie obcy.

– Do diabła! Znowu to sobie robisz – skarciłam samą siebie.

Nie rozumiałam, dlaczego nadal zatrzymywałam go w myślach i nagminnie wciskałam sobie w głowę tę truciznę zwaną Conorem. Ile jeszcze czasu musiało minąć, bym ostatecznie pozwoliła mu odejść? Bym zapomniała o tym, co było? O jego istnieniu? Głośno wypuściłam powietrze z płuc i przycisnęłam kolanem ledwo domykającą się walizkę. Odwróciłam się i automatycznie spojrzałam na Johna stojącego u progu drzwi. Bezdźwięcznie wymachiwał rękami, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

– Co chcesz? – burknęłam, raptownie wyjmując słuchawki. – Może czasem mógłbyś dać mi jakiś cień prywatności?

– Może, ale innym razem, bo teraz mam ważne pytanie. Jak myślisz, czy dzięki niej zaciągnę do łóżka jakiegoś gorącego Włocha?

Miał na sobie jedynie czarne szorty bez paska, a w dłoniach trzymał jedną ze swoich hawajskich koszul.

– Aha… Na pewno niejednego – potwierdziłam niemrawo.

Podeszłam do szafy i zdjęłam z wieszaków kilka kwiecistych sukienek, po czym wrzuciłam je do skórzanej torby. To był tylko tydzień, a ja pakowałam się, jakbym wybierała się na koniec świata.

– Hmm… Zwykle to pewnie zapytałbym, czy może masz okres, jednak zgodnie z twoim kalendarzykiem powinnaś mieć go dopiero za dwa tygodnie.

Prawie parsknęłam śmiechem, słysząc tę dziwaczną uwagę.

– Śledzisz mój cykl? Jesteś nienormalny, wiesz o tym, John?

– Oj tam, zaraz nienormalny, tylko zerknąłem. Wiesz co? Wy, kobiety, powinnyście mieć jakieś specjalne oznakowanie albo światełko nad głową. Gdyby świeciło na zielono, byłoby przynajmniej wiadomo, że to nie grozi wybuchem i można śmiało zagadać. – Zarechotał zadowolony. – No dobra. Powiedz jak na spowiedzi. Co cię gryzie? Wyglądasz na przygnębioną.

Westchnęłam ciężko, bo chyba nigdy nie udało mi się niczego przed nim ukryć.

– Sama już nie wiem. Waham się, czy dobrze robimy. Jedziemy na wakacje, zamiast od razu zacząć szukać nowej pracy. Przecież obydwoje jesteśmy bezrobotni, John. Pieniądze od… – Na samą myśl o nim poczułam tkliwe ukłucie w sercu. – Pieniądze zarobione w agencji znikają w zaskakującym tempie.

– Już to ustaliliśmy, mała. Po ostatnich perypetiach zasługujemy na odrobinę relaksu. Kiedy wrócimy, wdrożymy swój zajebisty plan i zaczniemy rozglądać się za czymś nowym. Wyluzuj trochę, inaczej niedługo zwariujesz.

– Już dawno zwariowałam. A dodatkowo mam wrażenie, że tylko tchórzliwie uciekam – jęknęłam. – Powinnam rzucić mu tymi biletami w twarz. Albo nie. Mogłam od razu powiedzieć, żeby się nimi wypchał.

Przyjaciel spoglądał na mnie przez dłuższą chwilę, a potem stwierdził:

– To nie uciekaj. Nigdy nie dowiesz się, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej, jeżeli z nim nie porozmawiasz. W końcu prosił cię o to. Może znalazł w końcu jakieś sensowne wytłumaczenie.

– Nie. Niektórych słów nie da się tak po prostu cofnąć. Padło ich zdecydowanie za dużo, a ty go jeszcze bronisz, John. Dlaczego miałabym dać mu szansę? Nie wiesz nawet, jaki potrafi być okrutny, i mało tego, sprytnie ukrywa tę część osobowości. Prawdziwy drań. Chodzący robot bez serca! – wyrzuciłam przez zaciśnięte zęby.

– Boże jedyny, tylko nie mów, że go bronię! Wiesz, że najchętniej skopałbym mu tyłek. Po prostu uważam, że każdy zasługuje na drugą szansę. Nie skreślaj kogoś wyłącznie dlatego, że popełnił błąd. Kiedyś sama możesz znaleźć się na jego miejscu.

– Czyli według ciebie po raz kolejny mam wystawić swoje serce na próbę i pozwolić na to, by brutalnie je zmiażdżył? Nie jestem na to gotowa. Chyba już nawet tego nie chcę… – Próbowałam przekonywać samą siebie.

– Możemy tak gdybać o tym w nieskończoność, ale uwierz mi, każdy z nas ma coś za uszami. – Rozłożył bezradnie ręce. – Czy ja już kiedyś mówiłem ci, że oboje zachowujecie się jak rozkapryszone dzieci? Idę się pakować, a ty dalej udawaj, że go nie kochasz. Bla, bla, bla… Niedługo naprawdę wpędzicie mnie do grobu – skwitował i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Uniosłam brew w zaskoczeniu i powstrzymałam się, by nie posłać mu krótkiej wiązanki przekleństw na odchodne. Nie miałam ochoty, by wdawać się bezsensowną dyskusję. Kilka słów z jego ust wystarczyło, by ogarnęło mnie to okropne poczucie samotności. Cierpiałam. I nadal nie mogłam zrozumieć, z jakiego powodu Conor tak źle mnie potraktował. Często myślałam o tym, by do niego zadzwonić. Jakaś część mnie chciała to zrobić. Tylko że co mogłabym mu powiedzieć? I co w zamian chciałabym od niego usłyszeć? Jeszcze jakiś czas temu wydawało mi się, że obydwoje wiedzieliśmy, czego chcemy. Myliłam się. Stałam się jedynie przegranym pionkiem w jego grze.

***

Dzień wylotu…

Wytoczyłam walizkę z taksówki i chwyciłam ją za rączkę, a skórzaną torbę wręczyłam Johnowi.

– Czy ja wyglądam na tragarza? – sapnął głośno, po czym przerzucił bagaże przez ramię. – Ja pierdolę… Czy ty włożyłaś do niej kamienie? To serio waży kilka ton, a przecież jedziemy tam raptem na kilka dni.

– John, nie gadaj tyle, tylko się pośpiesz. Zostało nam niewiele czasu do odlotu. – Zerknęłam na zegarek: minuty jak na złość uciekały przez palce. – Psia kość! Nie zdążymy. – Automatycznie pognałam do przodu. – No biegnij! – dodałam, oglądając się za siebie.

Przebiegłam przez całą długość terminalu i zatrzymałam się dopiero przed tablicą informacyjną, gdzie przez chwilę zaczęłam studiować jej treść. Przyjaciel został nieco z tyłu, idąc powolnym krokiem. Sięgnęłam do torebki, upewniając się, czy aby na pewno niczego nie zapomniałam. Portfel, klucze, paszport, telefon. Ten ostatni wyjęłam. Popatrzyłam z nadzieją na ekran, lecz oprócz kilku nieodebranych połączeń od Hailey nie dostrzegłam żadnej wiadomości od Conora. Utwierdził mnie jedynie w przekonaniu, że to, co się tak naprawdę na dobre nie zaczęło, już dawno się skończyło. Przeklęłam go w myślach i wybrałam numer kuzynki. Podświadomie poczułam jakiś dziwny dreszcz, który spłynął wzdłuż mojego kręgosłupa.

– Hailey, czy wszystko gra? – zapytałam, gdy zamiast jej głosu dobiegł mnie szum przyśpieszonego oddechu.

– Nie. Nic nie gra. Wiem, że wyjeżdżacie. Nie powinnam dzwonić, ale nie umiem sobie sama z tym wszystkim poradzić… – Załkała głośno.

– O czym ty mówisz? Czy coś się stało? – wydukałam nerwowo.

Zdałam sobie sprawę, że jej słowa nie wróżyły niczego dobrego.

– Tak. Grayson… On…

– Tak? Co z nim? Hailey? – Usłyszałam krótki dźwięk, po którym nastąpiła cisza. – Hailey?! Słyszysz mnie?

Popatrzyłam na ekran, na którym przez sekundę pojawił się komunikat informujący o tym, że bateria była rozładowana, a potem ogarnęła go czerń. Niech to szlag!

– John! – krzyknęłam odruchowo, odnajdując jego twarz w tłumie. – Pożycz mi swój telefon, natychmiast! W moim padła bateria. Posłuchaj, dzwoniła Hailey. Płakała. Wydarzyło się coś złego, coś bardzo złego!

– Spokojnie, nie panikuj. Co ci powiedziała? – Wbił we mnie uważny wzrok.

– Właśnie chodzi o to, że nie zdążyła nic konkretnego powiedzieć. Zaczęła mówić coś o Graysonie, tyle że rozładowała mi się komórka. Jak zwykle nic nie może obejść się bez przeszkód. Niech mnie diabli wezmą!

– A może po prostu znowu coś wyolbrzymiasz?

Spojrzałam na niego spod byka, a on pokręcił tylko głową z rozbawieniem. Postawił bagaże na ziemi, by sięgnąć do kieszeni.

– Pośpiesz się.

– Cholera… Poczekaj moment. Chyba schowałem go do plecaka.

Rozsunął zamek, by spenetrować jego zawartość. Przez krótką chwilę wyglądał na sparaliżowanego; zaczął gorączkowo go opróżniać, aż w końcu podniósł na mnie wzrok.

– Co się dzieje?

– Zabijesz mnie. – Twarz mu pobladła, a czoło połyskiwało od potu. – Albo nie. Może będzie lepiej, jeśli sam to zrobię. Kurwa mać! – syknął ze złością.

– Niech zgadnę. Nie wziąłeś go z mieszkania?

– Gorzej. Kiedy jechaliśmy na lotnisko, przeglądaliśmy oferty pracy, pamiętasz? – zapytał, na co skinęłam głową. – No właśnie. Najwyraźniej zostawiłem go w taksówce. W pierdolonej taksówce.

Rozdział 2

Conor

Bezwiednie wpatrywałem się w pustą szklankę po whiskey, tracąc powoli nadzieję na to, że odnajdę ją żywą. Od momentu katastrofy lotniczej minęło już kilka godzin. W tym czasie wszelkimi sposobami próbowałem dowiedzieć się, kim były osoby, którym udało się z niej wyjść bez szwanku. Uruchomiłem swoje kontakty i obdzwoniłem wszystkie okoliczne szpitale. Bezskutecznie. Nigdzie nie przywieziono osoby o takim nazwisku. W głowie rozważałem kilka możliwych scenariuszy, a tym samym nie chciałem dopuszczać do siebie czarnych myśli.

W stu procentach winiłem się za to, co się wydarzyło. Cholernie żałowałem, że nawet nie usiłowałem powstrzymać jej przed tym przeklętym wyjazdem.

– Kurwa mać! – ryknąłem na całe gardło, a mój głos odbił się echem od ścian.

Nie tylko zostałem sam, ale też nawaliłem. I to na całej linii. Chcąc zagłuszyć własne sumienie, gwałtownie wstałem i zamaszystym ruchem wywróciłem szklany stolik do góry nogami. Jego zawartość z hukiem wylądowała na podłodze, jednak nie przyniosło mi to żadnej ulgi. Zacząłem ciężko oddychać, próbując zdusić płomienie, które paliły mój przełyk.

– Panie Miller? Jezu, co tu się stało? – Za plecami dobiegł mnie szept gosposi.

Zerknąłem przez ramię i napotkałem jej zdumiony wyraz twarzy. Nie odpowiedziałem, a ona nie zadała już kolejnych pytań, tylko klęknęła, by zebrać potłuczone fragmenty szkła. Nie musiałem uświadamiać jej, dlaczego to zrobiłem. Od rana była naocznym świadkiem mojego cierpienia.

– Jest późno, a ja za chwilę kończę pracę. Nie chciałabym zostawiać pana w takim stanie. Pomyślałam, że może wypadałoby poinformować pana Thomasa o tym, co się wydarzyło i…

– Ani mi się waż! – przerwałem jej, wbijając w nią morderczy wzrok. – Nie zgadzam się! Nie próbuj nawet niczego za mnie załatwiać. Jeśli twoje obowiązki faktycznie się skończyły, to wyjdź i wróć dopiero jutro.

Od razu zbladła, a jej ciało jakby znieruchomiało. Wydawała się ogłuszona tymi słowami. Słusznie. Mimo że nigdy wcześniej nie potraktowałem jej w taki sposób, tym razem musiała znać swoje miejsce.

– Ma pan rację. Pójdę już – oznajmiła w końcu, spuszczając głowę.

Usłyszałem odgłos pośpiesznych kroków i trzaśnięcie drzwiami. To był znak, że zostałem sam. Ukryłem twarz w dłoniach, lecz pogrążony w rozpaczy umysł nie był w stanie trzeźwo myśleć. Spojrzałem na zegarek. Z upływem każdej minuty stawałem się jednym wielkim kłębkiem nerwów.

Nagle dobiegł mnie dźwięk telefonu. Zlokalizowałem go wzrokiem i zerwałem się jak poparzony.

– Masz coś, Ethan? – zapytałem bez ogródek.

– Właściwie to wpadłem na dobry trop. Wcześniej wspominałeś o jej kuzynce Hailey. – Wypuścił przeciągle powietrze. – Nie wiem, czy wystarczy ci szmalu, żeby zwolnić mnie z pierdla, kiedy będą chcieli mnie zapuszkować za to, co dla ciebie robię.

– Zapłacę, ile będzie trzeba, ale nie przedłużaj i gadaj, do kurwy nędzy. Od rana odchodzę od zdrowych zmysłów. – Wstałem i zacząłem spacerować po pokoju.

– Zdobyłem jej adres. Nie uwierzysz… Jesteście praktycznie sąsiadami, chłopie.

– O czym ty, do cholery, mówisz? Sąsiadami? – palnąłem bezmyślnie.

– Nie żartuję. Będzie lepiej, jak sam to sprawdzisz. Policja tak szybko ci nie pomoże, a ona jest jednym z bliższych członków jej rodziny. Może powie coś więcej. Wysyłam ci adres. Daj znać, co i jak. Na razie.

Wciągnąłem pierwsze lepsze buty i wybiegłem na zewnątrz, nie przestając wgapiać się w ekran telefonu. Popołudniowe słońce leniwie zachodziło za horyzontem, a upał powoli ustępował miejsca nadchodzącemu chłodniejszemu wieczorowi. Odczytałem wiadomość i szybko oceniłem odległość – dzieliło nas jakieś piętnaście minut spacerkiem, jednak nie mogłem zwlekać. Wsiadłem do samochodu, po czym ruszyłem z piskiem opon. Gdzieś miałem to, że wcześniej pochłonąłem kilka szklanek alkoholu. Byłem tak naładowany emocjami, że nie miałem czasu, by zastanawiać się nad tym, co robiłem.

Nawet się nie spostrzegłem, gdy zaparkowałem przed wielką bramą wjazdową. Zaskoczył mnie fakt, że codziennie tędy przejeżdżałem, nie mając świadomości, że tutaj mieszkała. Wszedłem na teren posiadłości i rozejrzałem się wokół. Panowała zupełna cisza, która tylko dodatkowo zaszczepiła we mnie ziarno niepokoju. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi i zacząłem uderzać w nie pięściami jak jakiś szaleniec. Przestałem dopiero wtedy, kiedy skrzydła się uchyliły i dostrzegłem w progu drobną kobietę. Zesztywniałem, spoglądając na jej zapłakaną twarz. Te łzy stanowiły jawny dowód na to, że wszystko spieprzyłem. Ponownie dopadło mnie rozgoryczenie, a skroń zaczęła pulsować ze złości. Miałem wrażenie, jakby ktoś włócznią kilkakrotnie przebił mi serce.

– Co ty tu robisz i jak śmiesz tu w ogóle przychodzić? – Wyszła na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. – Poza tym skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?

– To nie jest teraz najważniejsze – odparłem lekko drżącym głosem. – Wiesz już o wszystkim, prawda? Wiesz, co się stało? Powiedz mi.

– Wiem. Tym bardziej dziwię się, że postanowiłeś nachodzić mnie we własnym domu. Jak ci nie wstyd? – Zlustrowała mnie spojrzeniem od góry do dołu, krzyżując ręce na piersiach. – Chyba nie czekasz na to, aż powiem ci coś więcej? Nie zasługujesz kompletnie na nic, bo jesteś bezdusznym gnojkiem. Jak mogłeś na to pozwolić? Nie powinieneś nazywać siebie mężczyzną. Tacy jak ty to najgorszy sort, jaki może istnieć. Pogrzebałeś ją żywcem. Sprawiłeś, że rozpadła się na milion kawałków, a potem zwiałeś! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Tępym wzrokiem patrzyłem na nią w milczeniu i przyjmowałem każdą obelgę na klatę. Jej słowa działały na mnie jak kwas i wyżerały jeszcze większą dziurę w moim sercu.

– Wiesz co? Bij się w pierś za to, do czego doprowadziłeś, i wynoś się stąd, natychmiast!

– Zasłużyłem na wszystko, co mówisz. Okrutnie ją zraniłem, ale gdybym mógł cofnąć czas…

Próbowałem znaleźć dla siebie marne usprawiedliwienie.

– Nie możesz cofnąć czasu. Nic już nie możesz zrobić. Pogódź się z tym. Czy nie jest tak, jak tego chciałeś? Dlaczego jeszcze tutaj przychodzisz? Idź już sobie. – Westchnęła ciężko, a następnie weszła do środka i z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi.

Otworzyłem usta, lecz nie mogłem nic więcej z siebie wydusić. To, co usłyszałem, było potwierdzeniem tego, że ona odeszła… Bezpowrotnie. Zniknęła jak w gęstej mgle. Nagle poczułem się dokładnie tak, jakbym utracił cząstkę siebie albo ktoś obdarł mnie ze skóry. Odwróciłem się i powolnym krokiem pomaszerowałem w kierunku furtki. Wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik i już miałem zamiar ruszyć, kiedy z radia zaczęło wybrzmiewać najnowsze wydanie wiadomości. Zwiększyłem głośność.

Okazuje się, że katastrofa lotnicza, do której doszło na trasie Los Angeles-Florencja dzisiejszego poranka, zakończyła się tragicznym finałem. Trzy osoby z ciężkimi obrażeniami ciała zostały przetransportowane śmigłowcem do szpitala. Jednak, jak się dowiedzieliśmy, zmarły. Naprawdę trudno wyobrazić sobie gorszy scenariusz. Bliskim ofiar składamy głębokie wyrazy współczucia.

Jak to? To pytanie jak potężny dzwon huczało mi w głowie. Jak to, do kurwy nędzy? Nie wytrzymałem, a oczy pierwszy raz od niepamiętnych czasów mi się zaszkliły. Nie potrafiłem tego w sobie zdusić. Nawet podjęcie takiej próby sprawiło, że zawyłem jeszcze głośniej. Krzyczałem. Wydzierałem się jak obłąkany, bo nic już nie mogłem zrobić. Kompletnie nic. Zostałem wessany w wir wydarzeń z przeszłości i ponownie spotkałem się ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Byłem tak samo bezradny jak kiedyś. Nie potrafiłem przerwać swojego cierpienia. Wydawało mi się, że znowu stałem się martwy w środku.

Długie minuty mijały, a ja w osłupieniu patrzyłem przed siebie. Obserwowałem uśmiechy ludzi, którzy spacerowali ulicą, i obwiniałem szczególnie tego na górze, że potrafił być tak kurewsko niesprawiedliwy.

– Kurwa! – Walnąłem pięścią w kierownicę, a widok nadjeżdżającej taksówki wywołał we mnie kolejne wspomnienia.

Zacząłem doświadczać tego, co było, na nowo. Przywoływać każdą chwilę spędzoną w jej obecności. Obraz przed oczami dziwnie falował, a mój żołądek był gotów zwrócić całą zawartość.

Przetarłem dłonią twarz i wcisnąłem pedał gazu, a zaraz po nim hamulec. Z niedowierzaniem wytężyłem wzrok, zamrugałem kilkakrotnie powiekami i przez moment wydawało mi się, że strach spowodował jakieś pieprzone omamy. Popatrzyłem na męską sylwetkę wysiadającą z taksówki, a potem na jej włosy… Kurwa. To nie były żadne omamy. Serce ponownie mi stanęło.

Rozdział 3

Olivia

Ręce drżały mi jak po wypiciu trzech kubków mocnej kawy, a serce uderzało głośno jak dzwon. Wystarczyło, bym usłyszała jego głęboki, niski głos, a potężna tęsknota zaczęła wzmagać się we mnie jeszcze bardziej.

– Poszedł sobie? – Uniosłam aksamitny obrus i wyłoniłam głowę spod stołu.

– Tak. Nie mam pojęcia, skąd znał mój adres, ale podejrzewam, że to były jego pierwsze i ostatnie odwiedziny. Dosadnie mu wszystko wytłumaczyłam, nie powinien cię dłużej niepokoić. – Kuzynka opadła na kanapę, po czym zwinęła się w kłębek i dodała: – Dziwię się tylko, skąd wpadł na taki pomysł. Oczekiwał, że zacznę głaskać go po głowie albo pocieszać? Ma to, na co sobie zasłużył.

Na dźwięk jej słów zmarszczyłam brwi. Miałam dziwne wrażenie, że chodziło o coś więcej. Zaczęłam bić się z myślami i starałam się rozgryźć to, co nim kierowało. Miał w posiadaniu agencję i dopiął swego. Więc po jaką cholerę wciąż wracał?

– Zastanawia mnie jedna rzecz – odezwałam się w końcu. – Wiedział przecież, że wyjeżdżamy. Gdybyś w ostatniej chwili nie zadzwoniła, bylibyśmy już na miejscu. Nie mogę zrozumieć, czemu tutaj przyszedł i jeszcze próbował się przed tobą usprawiedliwiać.

– Przepraszam. – Na twarzy Hailey odmalował się lekki grymas. – Nie powinnam była do ciebie dzwonić. Zepsułam waszą wycieczkę, a przy okazji przez całą noc zmuszałam cię do słuchania o moich problemach. Jakbyś swoich miała mało.

– Daj spokój. Jak mogłaś tak nawet pomyśleć? Nic nie jest ważniejsze od ciebie i twoich problemów. – Uderzyłam się lekko w czoło, zdając sobie sprawę, jak źle to zabrzmiało, po czym usiadłam obok niej i pogładziłam ją po włosach. – Byłaś ze mną, kiedy cierpiałam, zatem ja zamierzam odwdzięczyć się tym samym. Nie mogłabym wyjechać, mając świadomość, że Grayson okazał się aż takim wyrafinowanym dupkiem. Nadal nie mogę uwierzyć w świństwo, do jakiego się dopuścił. Kolejny palant z nadętym ego.

– Racja. Mój wieloletni związek zakończył się z marnym skutkiem. Jak mogłam być taka głupia i niczego wcześniej nie zauważyć? – Popukała się w czoło, a łzy zaczęły ciurkiem spływać jej po policzkach. – A może wolał, żebym się sama dowiedziała? Nie usunął wiadomości od tej lafiryndy, a gdy je odkryłam, w dalszym ciągu karmił mnie kłamstwami. Tygodniami czekałam na niego w domu, a on po prostu obracał sobie inną panienkę na boku. Sukinsyn!

Słyszałam to już któryś raz z rzędu, a mimo to ten widok wciąż łamał mi serce. Zdawałam sobie sprawę z tego, co czuła. Miłość często bywała ślepa i pozostawiała po sobie jedynie źródło cierpień. Byłam tego najlepszym przykładem.

– Weź to. – Chwyciłam chusteczkę z pudełka na parapecie i pomachałam jej przed oczami. – Wylałaś już ocean łez, jednak pomyśl, czy on jest tego wart? Tak nie zachowuje się mężczyzna, który deklaruje, że kocha swoją kobietę. Nie zdradza jej, a tym bardziej nie porzuca kilka tygodni przed ślubem.

Zawyła jeszcze głośniej.

– Serio? – Bezradnie wyciągnęłam ręce w górę. – Ile jeszcze zamierzasz płakać, Hailey? Przypomnij sobie, co jeszcze niedawno sama mi mówiłaś. Wałkujemy ten temat od wczoraj, a ty za każdym razem się rozklejasz. Weź się w garść.

– Byłam taka szczęśliwa i miałam cudowne życie. Tak mi się przynajmniej wydawało. A teraz co? W jednej chwili zostałam z tym wszystkim sama. Jak ja sobie teraz poradzę? – Wzięła ode mnie chusteczkę i wydmuchała nos. – Na pewno zostanę starą panną z piętnastoma kotami.

– Przynajmniej masz już wizję na pakiet startowy, nie to co ja. – Zaśmiałam się, zanim ugryzłam się w język.

Podniosła na mnie zapłakane oczy, a potem po prostu parsknęła niepohamowanym śmiechem. To mnie zupełnie zaskoczyło. Jej nastrój zmieniał się jak chorągiewka na wietrze.

– Jesteś wariatką. Nie wypada mi się śmiać, ale już chyba mam dość wylewania łez. Dziękuję, że tutaj jesteś.

– Drobiazg. Pamiętasz, jak po rozstaniu z Conorem napastowałam cię przez kilka dni? Nawijałam ci o tym jak zepsuta płyta, a ty próbowałaś mnie pocieszać. Nie dziękuj mi. Zwyczajnie zaakceptuj to, co się stało. Złamał ci serce, jednak prędzej czy później poskładasz je na nowo. Nie obwiniaj siebie i postaraj się przestać rozpamiętywać ból. Kiedy rozdrapujesz tę ranę, cierpisz o wiele bardziej. – Uśmiechnęłam się, choć z trudem wypowiedziałam te słowa.

Miałam wrażenie, jakbym drwiła z samej siebie i chciała wmówić sobie, że rzeczywiście było tak łatwo. Nie, nie było. Na samą myśl o tym czułam ciarki i z całych sił starałam się, by tama bezsilności nie pękła. Wystarczająco długo zatruwałam nim własną przestrzeń.

– Dziękuję – powtórzyła jeszcze raz bezdźwięcznie.

Nagle dobiegło nas kolejne pukanie do drzwi.

– Do diabła! Pewnie postanowił wrócić. Mówiłam, że jest uparty? – Machinalnie wstałam i podbiegłam do okna.

Z ulgą wypuściłam powietrze, gdy zobaczyłam niebieską grzywkę Johna. Z pewnością nie zachowywałam się rozsądnie, lecz w dalszym ciągu nie byłam gotowa na konfrontację z mężczyzną, który ot tak wbił mi nóż w serce.

***

Taksówka zatrzymała się przed budynkiem, a kierowca zerknął na nas wymownie, dając do zrozumienia, że czas wysiadać.

– Bez reszty – bąknął John pod nosem, wręczając mu gotówkę.

Wygramoliłam się z samochodu, po czym przykucnęłam na chodniku i ukryłam twarz w dłoniach.

– Jestem ledwo przytomna. Ten szalony dzień wykończył mnie bardziej niż ostatnie dwa miesiące. Pośpiesz się, John – wymamrotałam, obserwując, jak siłuje się z moimi walizkami. – Mam już wszystko gdzieś i chcę jedynie znaleźć się w łóżku.

– A może byś mi trochę pomogła? – Uniósł brew. – Gwarantuję ci, że byłoby szybciej.

Teatralnie przewróciłam oczami i popatrzyłam na niebo. Noc była wyjątkowo gwiaździsta, a monotonne cykanie nocnych owadów było przyjemną melodią dla uszu.

– Wiesz co? Mam lepszy pomysł, a tym bardziej szczerą ochotę się dzisiaj zabawić. Może odpuścisz sobie sen i skoczymy na drinka? Mój testosteron sięga zenitu, pragnę skończyć w ramionach jakiegoś silnego mężczyzny. Co ty na to?

Prychnęłam.

– Nie ma mowy i nie próbuj mnie nawet na to namawiać. Od jutra wracamy do rzeczywistości, a to oznacza, że zaczynamy szukać nowej roboty. W innym wypadku wylądujemy pod mostem.

– Potrafisz szybko sprowadzić człowieka na ziemię. – Wydął usta, a następnie zacisnął dłonie na uchwycie walizki i dodał: – Wstanę o świcie i rozejrzę się za czymś po okolicznych kawiarniach. Zapisałem nawet numer do jednej restauracji. Zadzwonię tam i dopytam o szczegóły.

– Zazdroszczę ci, że przynajmniej masz już jakiś punkt zaczepienia.

– Wszystko się ułoży, zobaczysz. Kiedy już obydwoje znajdziemy pracę, to najpierw się stąd wyniesiemy, a potem sami zafundujemy sobie jakąś wycieczkę. Co ty na to?

– Oby było tak jak mówisz. Oby, John.

– Będzie. Cieszę się, że odzyskałem ten cholerny telefon. A wcale nie było łatwo. Kierowca, który nas wczoraj zawoził na lotnisko, dzisiaj wziął sobie wolne. Nie pytaj nawet, gdzie byłem i jak musiałem się nagimnastykować, by go dostać.

– To się nazywa pieprzony pech. – Pokręciłam głową, a zaraz po tym obydwoje podążyliśmy powoli w kierunku wejścia. Otworzyłam torebkę i zaczęłam w niej grzebać, szukając po omacku kluczy.

– Olivio…

Zesztywniałam. Usłyszałam za plecami głos, który błyskawicznie wywołał ciarki na mojej skórze, a każda komórka w ciele zaczęła wyrywać się w jego stronę. Osłupiała odwróciłam się i dostrzegłam znajomą twarz pogrążoną w ciemności. Jego oczy wydawały się puste, zasnute dziwnym rozżaleniem, jakby było w nich wiele sprzeczności. Dlaczego miałam wrażenie, że zrobiło mi się go szkoda? Nie. Nie mogłam dać się na to nabrać.

– Porozmawiajmy, Olivio.

Rozchyliłam ze zdumienia usta. Wydawało mi się, że powinnam zaprotestować, ale mimo wysiłku z gardła nie wydobywał się żaden dźwięk.

– To może ja zostawię was samych – szepnął mi nad uchem John.

Spojrzałam na niego błagalnie, a on w zamian musnął tylko delikatnie mój nadgarstek, a następnie ruszył w stronę drzwi. Nie rozumiałam jego taryfy ulgowej względem Conora. Zazwyczaj w takich sytuacjach stroszył piórka i okazywał mi wsparcie. Teraz jak gdyby nigdy nic postanowił się wycofać.

– Olivio. Pozwól mi…

Przeniosłam nieobecny wzrok na tego drugiego i przez kolejne sekundy wpatrywałam się w jego ciemne oczy. Serce zaczęło uderzać mi z większą częstotliwością, a nogi zrobiły się jak z waty. Stałam jak zahipnotyzowana, a chwila słabości popychała mnie w jego ramiona. Chciałam znowu tonąć w jego objęciach, móc wypłakać się na męskim ramieniu i, co najważniejsze, udawać, że to wszystko po prostu się nie wydarzyło. Że każde słowo można było cofnąć, a cierpienie wymazać z pamięci jak zwykłą kredę z tablicy. Przełknęłam ciężko ślinę. Myliłam się. Który to już raz udowadniałam sobie, że wcale tak nie było?

– Czego chcesz? – wycedziłam, szybko odsuwając od siebie nieproszone myśli. – Po co tutaj przyszedłeś? Jeszcze ci mało?

Uśmiechnął się i pokręcił głową, jakby z niedowierzaniem. Przyglądałam się mu, kiedy popatrzył na niebo, a potem bez ostrzeżenia rzucił się w moją stronę. Chwycił mnie za przedramiona i mocno przyciągnął do siebie. Zastygłam w bezruchu, czując łomotanie jego serca. Wydawało się niespokojnie. Co on właściwie wyprawiał?

– Powiedz, że mi się to nie śni. Że to nie jest jakiś pierdolony sen! Olivio? – Ujął moją twarz w dłonie i wpatrywał się we mnie, przesuwając po niej kciukiem.

Zadrżałam. Ze strachu. Że mu ulegnę.

– Nie masz pojęcia, przez co przeszedłem. Nadal w to nie wierzę – dodał. – Jesteś tutaj, prawda?

Miałam wrażenie, że zwyczajnie majaczył. Oczy miał podkrążone i wyglądał tak, jakby przez ostatnie dni w szczególności unikał snu. Nagle pochylił się nade mną, a jego wargi zbliżyły się do moich ust, jakby chciały uzyskać namacalną odpowiedź. Dzieliły nas milimetry, a w myślach tworzył mi się coraz większy mętlik. Ten czuły dotyk zaczął mnie parzyć, a po takim czasie wewnętrznego rozdarcia… Musiałam to przerwać.

– Pogięło cię do reszty? Co ty wyczyniasz? – syknęłam, niezdarnie tłukąc pięściami w masywną klatkę piersiową. – Puść mnie i to już!

Przymknął powieki i ciężko westchnął, po czym rozluźnił chwyt na tyle, że zdołałam wygramolić się z jego uścisku.

– Nie wiem, co chciałeś zrobić, ale masz z tym skończyć. Natychmiast! Nadal do ciebie nie dotarło, że ten piękny sen już dawno się skończył? Czego ode mnie jeszcze chcesz? Nigdy nie nadawaliśmy na tych samych falach – wykrzykiwałam. – Jesteś cholernym… – Zawahałam się, gdy popatrzył na mnie wzrokiem zbitego psa. Właściwie to wcale nie poczułam się lepiej. Skórę szybko owiał chłód wieczornego powietrza.

– Dokończ – wydusił w końcu z siebie.

Uciekłam spojrzeniem, zawstydzając się. Znowu zapragnęłam, żeby mnie zostawił. Żeby zrobił to, co ostatnim razem. Zniknął z mojego życia. Tylko skąd miałam w sobie tę beznadziejną pewność, że wtedy wszystko wydawałoby się prostsze?

– Albo nie. Zapytam cię o coś. Dlaczego nie wyjechałaś?

– Słucham? To chyba nie jest twój interes. Przyszedłeś tu jedynie po to, żeby poznać powód, dla którego zostałam? Zapewniam cię, że nie chodziło tutaj o ciebie.

Czemu chciał znać odpowiedź? Czy gdybym wyjechała, byłoby mu to na rękę?

– Śmiem twierdzić, że wiesz, co mówisz. Czy zdajesz sobie sprawę, że prawie wyprułem sobie flaki, próbując dowiedzieć się, co się dokładnie stało?

– O co ci chodzi? – Podniosłam głos. – Czy ty przypadkiem nie upadłeś na głowę? Gdzie i co się stało?

– Katastrofa – wycedził lodowato. – Nie udawaj, że nie wiesz! Jak mogłaś? Nie napisałaś żadnej wiadomości, nie zadzwoniłaś, nie dałaś znaku życia. A dodatkowo wmieszałaś w to Hailey! Po co kazałaś jej kłamać?

– Katastrofa? Kłamać? Zaraz, zaraz… Przychodzisz tutaj i masz czelność mi coś wmawiać? Zwariowałeś?

– Tak! Kurewsko zwariowałem. Gdybym nie to, że zobaczyłem dziś Johna, Bóg wie, ile jeszcze czasu spędziłbym w świadomości, że nie żyjesz!

– Nie żyję? Co cię opętało? – zapytałam, ciężko przełykając ślinę. – Czy ty… Śledziłeś nas?

– W chwili, gdy prawie sam umarłem, pytasz o takie rzeczy? Dlaczego tak desperacko próbujesz mnie wkurwić? Dlaczego aż tak ci na tym zależy? Wasz samolot do Włoch rozbił się dzisiaj rano. Wszyscy zginęli. Myślałem… – Zawahał się. – Jeżeli chciałaś, bym poczuł to samo co ty, gratuluję. Dopięłaś swego.

Samolot… Rozbił się… Panika natychmiast zacisnęła mi gardło. Powoli przyswajałam sobie to, co powiedział, i niemal straciłam oddech. Cholera… Nie miałam o niczym pojęcia. Do wczesnego ranka razem z Johnem wysłuchiwaliśmy lamentów Hailey, a kiedy udało nam się ją dowlec do łóżka, sami padliśmy ze zmęczenia. Dreszcz przebiegł mi po plecach, jak tylko dotarło do mnie, ile szans dawał mi los.

– Miałam rozładowany telefon, a John zostawił swój w taksówce – wypaliłam nagle, chcąc to jakoś wytłumaczyć. – Jak to się stało?

– Cóż za zbieg okoliczności. – Prychnął lekceważąco, ignorując moje pytanie. – Naprawdę próbujesz sobie ze mnie kpić?

Tym razem to ja się postanowiłam odwdzięczyć.

– Nie, ale wiesz co? – Zalała mnie natychmiastowa fala złości. – Wracając: skąd ty w ogóle możesz wiedzieć, co czułam? Zaufałam ci. Wiele dla ciebie poświęciłam. A ty co zrobiłeś? Wszystko zdeptałeś i bez żadnej litości zamieniłeś moje życie w piekło!

Patrzyłam na niego, oddychając ciężko, lecz on jedynie spuścił głowę i wlepił wzrok w ziemię. Walczyłam sama ze sobą, by nie uronić ani jednej łzy. Nie chciałam pokazywać mu słabości. A tym bardziej tego, że najzwyczajniej w świecie za nim tęskniłam.

– To by było na tyle. Myślę, że czas wrócić do rzeczywistości, bo w tym przypadku nie ma szczęśliwego zakończenia – oznajmiłam, kiedy milczenie się przedłużało.

Niemal instynktownie odwróciłam się na pięcie i pośpiesznym krokiem ruszyłam w stronę wejścia.

– Olivio! – krzyknął.

Zatrzymałam się odruchowo i znowu przymknęłam oczy, jakby to miałoby pomóc mi zdecydować. Jedna część mnie nie pozwoliła mi iść dalej, a druga nagle przypomniała, ile tak naprawdę kosztowała mnie miłość do niego.

– Myśl, co chcesz. Nazywaj mnie, jak chcesz. Możesz mnie nawet nienawidzić. Ale w końcu mi wybaczysz. Zrobię wszystko, żeby tak było. Zamienię się w cholernego anioła, jeśli dzięki temu zrozumiesz, ile dla mnie znaczysz. Nigdy nie zrezygnuję. Nie zrezygnuję z ciebie!

Otarłam zabłąkaną łzę, a następnie się odwróciłam.

– Usuń ból z mojego serca. Czy możesz to zrobić?

Milczał, a jego spojrzenie wypełniał chaos.

– Tak myślałam.

Rozdział 4

Conor

Młoda kelnerka lawirowała pomiędzy stolikami, zerkając na mnie przelotnie, a przy tym trzepocząc długimi rzęsami. Przeniosłem wzrok na jasny wystrój nadmorskiej restauracji z akcentami koloru kobaltowego i wyszedłem na taras w poszukiwaniu wolnego miejsca. Rozsiadłem się wygodnie, rozpinając górne guziki lnianej koszuli, i spojrzałem niecierpliwie na zegarek. Ciepłe promienie słońca muskały mi skórę, a oceaniczne fale z charakterystycznym dźwiękiem wylewały się na brzeg. Oczy odruchowo powędrowały mi na opinającą biust białą koszulkę, kiedy blondynka pochyliła się nade mną i wręczyła mi menu.

– Dziękuję – odparłem.

Byłem obojętny na jej kobiece krągłości i rozanielone spojrzenie. Myślami błądziłem gdzie indziej. Nie wiedziałem, jak długo zniosę tę emocjonalną karuzelę. Moje życie prywatne legło w gruzach, a wszystkie te niepowodzenia przekładały się na pracę. W najbliższych dniach agencja miała rozpocząć kolejny etap w kampanii reklamowej produktu pana Cooglera. Wprowadzenie na rynek nowej linii perfum nie było łatwym zadaniem. Wiele zależało od naszej kreacji reklam, która była nadrzędnym elementem tego biznesu. Modliłem się, abym zdołał to doprowadzić do końca i sam nie pociągnął siebie na dno.

– Jak leci? – David poklepał mnie przyjacielsko po plecach. – Zamówiłeś już coś?

– Nie. Przed chwilą przyszedłem. – Zerknąłem na jego łysinę połyskującą w słońcu. – I co? Namierzyłeś go?

– Wiedziałem, że to będzie pierwsza rzecz, o jaką zapytasz. Pozwól, że coś przegryzę, a dopiero potem przejdziemy do tego tematu.

Słysząc to, nieco się zjeżyłem.

– Ty chyba chcesz mnie wkurwić, co?

Każda minuta była dla mnie na wagę złota, a czas odgrywał główną rolę w tej nierównej walce. Olivia żyła, a ja znów miałem ją na wyciągnięcie ręki. Nie mogłem pozwolić na to, by ten sukinsyn ponownie się do niej zbliżył.

– Wyluzuj. – Kiwnięciem głowy wskazał na maszerującą w naszym kierunku kelnerkę.

Zacisnąłem mocno pięści i tylko ze względu na jej obecność powstrzymałem wybuch.

– Czy przejrzeli już panowie menu? Mogę przyjąć zamówienie?

– Cóż… Tak. Dla mnie będą ostrygi grillowane na ruszcie i lampka koniaku na dobry początek dnia – oznajmił.

Początkowo myślałem, że się przesłyszałem. Zmarszczyłem brew i przesunąłem zdezorientowanym wzrokiem po jego twarzy.

– W porządku. A dla pana co podać?

– Wystarczy duży kubek americano – odpowiedziałem, nawet na nią nie patrząc.

Skupiłem spojrzenie wyłącznie na Davidzie. Odłożył kartę, a kiedy kelnerka zapisywała treść zamówienia, nieprzyzwoicie zaczął spoglądać na jej gigantyczne cycki. Byłem pod wrażeniem tego, jak jego mózg błyskawicznie zamienił się w papkę.

– Po pierwsze przestań ślinić się jak szczeniak – zganiłem go, gdy kobieta się ulotniła. – Masz prawie czterdziestkę na karku i z tego, co wiem, ktoś tam w świecie na ciebie czeka. A po drugie: nie rozpędzasz się aby za bardzo? Mamy dopiero przedpołudnie, a ty nadal jesteś w pracy. Nie płacę ci za siedzenie, a tym bardziej żłopanie alkoholu.

– Daj spokój, brachu. Czterdziestka na karku, ale piękno trzeba podziwiać, tym bardziej że sprzęt jest nadal aktywny – zasugerował, szczerząc zęby. – Poza tym sam mnie tutaj zaprosiłeś, więc przestań smęcić.

– Nie zaprosiłem cię w celach towarzyskich.

– Oj tam, oj tam. – Pomacał się po kieszeniach. – To jak już przy tym jesteśmy… Nie wziąłem ze sobą portfela, zatem skoro mnie już tu ściągnąłeś, za mój obiad też będziesz musiał zapłacić.

Coraz bardziej sobie grabił.

– Dobra, skończmy z tym. I przejdźmy wreszcie do konkretów. Powiedz, czego się dowiedziałeś?

– Powęszyłem trochę w jego kancelarii. Próbowałem nawet udawać zainteresowanego klienta. Przygotowałem sobie całkiem niezłą bajeczkę o tym, jak żona-widmo przyprawiła mi rogi, a potem planowała ograbić z kasy. W myślach już nawet wyobrażałem sobie tę niewdzięczną sukę.

– Sprytne. Mam tylko nadzieję, że masz dla mnie jakieś nowe wieści, skoro tak bardzo wczułeś się w rolę. – Zmierzyłem go wzrokiem.

– Pewnie brzmiałbym wiarygodnie, gdybym miał szansę to wykorzystać. Nasz adwokacik zwinął manatki i wygląda na to, że pochłonęła go ziemia.

Znacząco pochyliłem się do przodu i zacząłem szukać odpowiedzi na to, co powiedział, w jego mimice twarzy.

– O czym ty, do cholery, mówisz?

– Wyjechał.

– Wyjechał? – powtórzyłem. – Wierzysz w to?

– Nie wierzę. I najważniejsze. – Uniósł palec. – Nie wiem, co knuje, jednak widocznie potrzebuje dobrego alibi.

– Alibi? Nie sądzisz chyba, że… Sukinsyn! – wycedziłem. – Próbuje grać na zwłokę. Jestem przekonany, że uderzy w najmniej niespodziewanym momencie.

– Otóż to. Nie mam pojęcia, co kryje się pod tą fasadą pozorów. Starałem się dowiedzieć, kiedy wróci i co było powodem jego nagłego wyjazdu. Na próżno. Jego pracownica nie ośmieliła się uchylić nawet rąbka tajemnicy. Mają wyćwiczone regułki, jakimi się posługują, i naprawdę uważają na to, co mówią.

– Nie odpuszczę mu tak łatwo. Będę go szukał, aż znajdę, a potem osobiście się z nim rozprawię.

– Radzę ci być ostrożnym. Masz dużo do stracenia, a ten sprytny kutas zwąchał pismo nosem.

– Nic nie jest ważniejsze… – Przełknąłem nerwowo ślinę, aż w końcu dodałem: – Od Olivii. Mogę stracić wszystko, tylko nie ją. Drugi raz na to nie pozwolę.

Nigdy nie sądziłem, że byłem w stanie wypowiedzieć to na głos. Właściwie to był znak, że jaja, które wyhodowałem, pomału zaczęły dojrzewać.

– Nie znałem cię od tej strony. Diagnoza jest jednoznaczna. Straciłeś dla tej panny pieprzoną głowę. – Wybuchnął śmiechem. – Ale lepiej się strzeż. Kobiety to często wykorzystują.

Chciałem rzucić coś, co zmniejszyłoby jego zuchwałość, lecz gdy podniosłem wzrok, znowu ujrzałem znajomy kosmyk niebieskich włosów. Zamilkłem i jednocześnie przypatrywałem się lekko przygarbionej sylwetce.

– Czy to John?

David odwrócił się za siebie.

– Wygląda na to, że tak. Co on tu robi? Chyba mu nie po drodze.

– Nie wiem, jednak zaraz się dowiem.

Rozdział 5

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 6

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 7

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 8

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 9

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 10

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 11

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 12

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 13

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 14

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 15

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 16

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 17

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 18

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 19

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 20

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 21

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 22

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 23

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Rozdział 24

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Epilog

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.