Rosalie - Wiktoria Lange - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Rosalie ebook i audiobook

Lange Wiktoria

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

43 osoby interesują się tą książką

Opis

Rosalie White jest lekarzem medycyny estetycznej i pracuje w klinice należącej do jej starszego brata, Allana. Od lat nie chciała się z nikim wiązać, zwłaszcza że w przeszłości przeżyła bolesny zawód miłosny.

Olivier Shawn to doświadczony chirurg plastyczny i przyjaciel jej brata, któremu w studenckich czasach przyszyto łatkę kobieciarza, i który zniknął, wyjeżdżając do Australii. 

Jednak pewnego dnia drogi Rosalie i Oliviera ponownie się przecinają. 

Spotykają się na ulicy, kiedy to po wyjściu z cukierni kobieta w pośpiechu wpada na pasy, a niesione przez nią ciasto ląduje na masce jednego z przejeżdżających samochodów – jak się okazuje – należącego właśnie do Oliviera. I w ten oto sposób zaczyna się ich wybuchowa relacja, w której żadna ze stron nie chce ustąpić. Konflikt się zaognia, gdy zostają zmuszeni, by razem pracować.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                          Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 404

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 57 min

Lektor: Kim SayarAntoni Trzepałko
Oceny
4,4 (617 ocen)
396
112
61
31
17
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
KasiaPago

Całkiem niezła

To nie powinien być romans/erotyk, bo była tam dosłownie 1 scena seksu. Zakończenie jest tragiczne, więc książka powinna być oznaczona jako powieść obyczajowa… pomimo w miarę fajnej książki obniżam gwiazdkę, ponieważ nie lubię czytać smutnych historii, bez happy endu. Dlatego sięgam po romanse.
190
ewitka66

Całkiem niezła

nienawidzę książek z takim zakończeniem 😭
160
Paulina1329

Nie polecam

W moim odczuciu jeśli czytam romans, to raczej nie chcę myśleć i czytać o takich smutnych zakończeniach... Książka jest po to żeby się odciąć od rzeczywistości, a nie płakać z powodu strasznego zakończenia, które niestety w prawdziwym życiu zdarza się już zbyt często. Nie potrzeba jeszcze o tym pisać!
anhon

Z braku laku…

Inne komentarze dotyczą rozczarowania zakończeniem, a ja uważam że niejako ratuje książkę (jednak nie do końca wybrzmiało co to właściwie "dało" głównej bohaterce, bo jeśli czytelnik dostaje takie zakończenie, to musi mieć poczucie że miało to jakiś głębszy sens, znaczenie). Dialogi nie brzmią do końca wiarygodnie i w zasadzie nie różnią się między bohaterami (nie ma poczucia indywidualności, jakiegoś charakterystycznego rysu danej osoby). Brakowało mi również poczucia tej wielkiej miłości, być może brakowało scen które by to pokazały, a nie tylko opisywały. Myślę, że jeśli jest to kolejna pozycja w dorobku autorki, można oczekiwać tego, że książka będzie wciągającą, angażująca lekturą, a nie pamiętnikowym zapisem czynności (co niestety momentami ma miejsce). Jeśli autorka czyta komentarze na legimi to mam nadzieję, że nie poczuje się urażona tym co napisałam i przyjmie te uwagi jako coś co pozwoli rozwijać warsztat! Życzę powodzenia z całego serca i myślę, że Rosalie przypadnie niekt...
80
martapompa83

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna książka ale zakończenie smutek wielki aczkolwiek prawdziwie życie nie zawsze jest happy end 😭
70

Popularność




Copyright © for the text by Wiktoria Lange

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Alicja Chybińska

Korekta: Katarzyna Chybińska, Anna Miotke, Martyna Góralewska

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8362-767-0 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Rozdział 1

ROSALIE

Uniosłam rękę i postukałam palcem w ekran smartwatcha – było kilka minut po ósmej, a ja miałam już tylko niecałą godzinę na to, żeby dotrzeć do kliniki, przebrać się i o dziewiątej przyjąć pierwszą pacjentkę.

– A niech to wszystko szlag! – mruknęłam pod nosem i zmierzyłam wkurzonym wzrokiem drzwi zaplecza cukierni.

Nowo zatrudniony pracownik, który zniknął za nimi jakiś czas temu, spartaczył moje zamówienie, i to dosłownie. Sprzedał zamówiony przeze mnie tort innemu klientowi, a mnie uraczył falą przeprosin. Co miałam z nimi zrobić? Poczęstować nimi swojego starszego brata? Miał dzisiaj urodziny, a ja nigdy wcześniej, ale to nigdy o nich nie zapomniałam.

– Jeszcze raz najmocniej panią przepraszam za to nieporozumienie… – Mężczyzna nieoczekiwanie wyłonił się z pomieszczenia i postawił na ladzie ozdobne pudełko z innym, wybranym w zamian tortem.

– Nic się nie stało i najlepiej już do tego nie wracajmy, ponieważ się spieszę. Chcę uregulować rachunek. – Obdarzyłam go sztucznym uśmiechem.

Naprawdę próbowałam utrzymać złość w ryzach, zwłaszcza że pech ciągnął się za mną od rana, uczepiwszy się jak rzep psiego ogona. Zaczęło się od wkładania soczewek kontaktowych, do których nie byłam przyzwyczajona, walczyłam z nimi przez dobre pół godziny. Gdy już udało mi się włożyć jedną z nich, przez moją nieporadność druga wraz z płynem znajdującym się w pudełeczku spłynęła do zlewu. W pierwszej chwili się wkurzyłam, a potem wzięłam głęboki wdech – przeprosiłam swoje stare okulary i ze stoickim spokojem postanowiłam przygotować się do pracy. Wyciągnęłam z szafy białą ołówkową spódnicę, a do tego czarny top na ramiączkach. Wyglądałam jak kobieta z klasą i nie mogłam przestać przeglądać się w lustrze, a wtedy… na gładkim materiale spódnicy dostrzegłam wielką czerwoną plamę. Przeklęty okres, który pojawił się kilka dni wcześniej, niż powinien, zwiastował, że ten dzień będzie trudny do przetrwania.

– Proszę tylko nie wspominać o tej sytuacji mojemu szefowi. Dałem ciała, ale nie chciałbym zostać zwolniony już pierwszego dnia.

Gdybym była twoją szefową…, odezwał się jakiś szatański głos w mojej głowie, lecz szybko go uciszyłam.

– Niech się pan nie martwi, nie złożę żadnej skargi. Całe szczęście, że sytuacja została w porę opanowana, a ja mam to, czego potrzebowałam.

Mężczyzna posłał mi słaby uśmiech, a następnie przesunął pudełko w moją stronę i spuścił ze wstydem głowę.

– Proszę, zamówienie dla pani.

– Dziękuję. Reszty nie trzeba – powiedziałam i położyłam na ladzie gotówkę. Ujęłam opakowanie w obie dłonie i jeszcze obejrzałam się przez ramię na mężczyznę. – Życzę panu dobrego dnia.

– Dziękuję i wzajemnie.

Wyszłam na zewnątrz i wypuściłam powietrze ze świstem, ponieważ przez chwilę wydawało mi się, że wszystko zawisło na włosku…

– Ciekawe, komu spodobał się tort ze skalpelem i kitlem lekarskim – mruknęłam do siebie.

Widząc zaparkowanego po drugiej stronie ulicy beetle’a, przyspieszyłam kroku, zwłaszcza że nie chciałam się spóźnić, a pocieszał mnie tylko fakt, że Allan zaczynał dziś pracę nieco później niż ja. Ruch o poranku w tej części Miami był znikomy; w wysokich szpilkach niemal wbiegłam na pasy, a wtedy wszystko zaczęło się dziać jakby w zwolnionym tempie: moich uszu dobiegł głośny dźwięk klaksonu dochodzący z jadącego wprost na mnie pojazdu. Przez ułamek sekundy popatrzyłam na to auto – nogi niespodziewanie przestały ze mną współpracować, przez co się zachwiałam, a ręce ze strachu wykonały gwałtowny ruch, wyrzucając pudełko w powietrze. Sekundy mijały bardzo powoli, wręcz ślamazarnie; obserwowałam tort, który wypadł z ozdobnego opakowania, obrócił się w powietrzu i rozbił w drobny mak na masce czarnego porsche.

Stałam jak wryta w tym samym miejscu i wpatrywałam się w brudną karoserię.

– Nie, nie, nie… – zdołałam jedynie wyszeptać.

Wzrokiem wciąż sunęłam po masce samochodu, gdy kierowca postanowił zjechać na pobocze. Podeszłam bliżej pojazdu i w jednym momencie poczułam się fatalnie – byłam już bliska tego, żeby się rozpłakać. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że mężczyzna wysiadł i stanął naprzeciwko mnie. Machinalnie przesunęłam spojrzenie na wysokiego bruneta.

– Naprawdę nie chciałbym być niemiły, ale czy możesz mi wytłumaczyć, kobieto, co ty narobiłaś?

– Ja?

– Tak, ty. Wtargnęłaś na jezdnię, prawie pod maskę mojego auta, przez co wyhamowałem w ostatniej chwili, i jeszcze to… – Wymachiwał rękami, obserwując swój ufajdany ciastem wóz. – Do cholery, dopiero co go umyłem!

Nie potrafiłam być wredna dla ludzi, których nie znałam, jednak ten facet stanowił wyjątek. Jego podniesiony ton i niemiła postawa niemal natychmiast wyprowadziły mnie z równowagi.

– Przepraszam bardzo, ale czy widzisz, gdzie stoimy? Tutaj są pasy i to ty prawie mnie na nich potrąciłeś! – Wycelowałam w niego oskarżycielsko palec.

Mężczyzna zdjął okulary przeciwsłoneczne, po czym wbił we mnie wściekłe spojrzenie. Odniosłam wrażenie, jakbym już gdzieś widziała te brązowe oczy, i pomyślałam, że być może był kimś sławnym, bo nawet wyglądał jak model wyjęty z okładki jakiegoś gorącego czasopisma dla kobiet. Jego kruczoczarne włosy były wręcz idealnie ułożone, broda równo przystrzyżona, a śnieżnobiała koszula ze stójką opinała masywne barki.

– Nie potrąciłbym cię, bo mam szybszy refleks od ciebie. – Podniósł nadgarstek, by łypnąć na tarczę roleksa. – Spieszę się na ważne spotkanie, a więc powiedz mi, co z tym zrobimy? Posprzątasz to, a potem rozejdziemy się w zgodzie, niezdaro?

– Czekaj… Jak ty mnie nazwałeś? – Postąpiłam krok do przodu, jednak na nieznajomym nie zrobiło to żadnego wrażenia.

Mężczyzna jedynie skrzyżował ręce i nie przestawał się we mnie wpatrywać ciemnobrązowymi oczami.

– Nazwałem cię niezdarą. Masz dodatkowo problemy ze słuchem?

– Jak śmiesz tak do mnie mówić, skoro nawet mnie nie znasz? – syknęłam i wskazałam palcem na porozrzucane ciasto. – Nie masz też pojęcia, co najlepszego narobiłeś. Ten tort kosztował mnie wiele nerwów i wysiłku. Był cholernym prezentem dla kogoś ważnego, a ty, przez to, że nie zwalniasz na pasach, wszystko zepsułeś, rozumiesz?

– Co mnie to właściwie interesuje? – Prychnął zduszonym śmiechem. – Popatrz tylko na mój samochód. Właśnie przez ten twój cholerny tort spóźnię się na ważne dla mnie spotkanie, ale nie myśl, że pozwolę ci stąd odejść, zanim tego nie posprzątasz.

– Co proszę? – Zaśmiałam się nerwowo i zrobiłam kolejny krok do przodu.

Pomimo że miałam na sobie kilkunastocentymetrowe szpilki, nieznajomy i tak był ode mnie wyższy.

– Posłuchaj mnie, ty… ty bezczelny, nieznajomy dupku! – zaczęłam, a on zmarszczył brwi. – Za chwilę wyciągnę telefon i zadzwonię na policję. Co zrobisz, jeśli powiem, że prawie mnie potrąciłeś, bo prawdopodobnie gapisz się w komórkę podczas jazdy?

Mężczyzna lekko się nade mną pochylił, przez co puls delikatnie mi przyspieszył.

– Dzwoń, jednak zapewniam cię, że nawet oni ci nie pomogą. Prędzej to posprzątasz, a potem mnie przeprosisz za te kolokwialne epitety, niż wezwiesz pomoc.

Zacisnęłam ze złości zęby, ponieważ jego pewność siebie uderzyła mnie w twarz. Poczułam nie tylko ją – moje nozdrza owionął zapach jego perfum: ta aromatyczna i intensywna woń miała w sobie idealnie dobrane nuty.

– Chyba śnisz, że to zrobię. Nie przyłożę do tego ręki! Pieprzę twój samochód i ciebie! – wycedziłam, a on powiedział coś, co wprawiło mnie w osłupienie.

– Nie będzie ci dane mnie pieprzyć.

Te słowa okazały się gwoździem do trumny. Doprowadził mnie nimi do szewskiej pasji; niewiele myśląc, podeszłam do maski jego pojazdu, a następnie zgarnęłam z niej kremową masę i bez zastanowienia rzuciłam nią prosto w twarz mężczyzny.

Przetarł palcami krem i wbił we mnie spojrzenie – powiedzieć, że był zaskoczony i wkurwiony jednocześnie, to tak, jakby nic nie powiedzieć.

– Nawet nie dotknę cię palcem. Chciałbyś coś jeszcze dodać? Jeśli nie, to mam nadzieję, że chociaż to cię czegoś nauczy!

Nie czekałam dłużej na jego reakcję – mógł zrobić wiele – więc puściłam się pędem w stronę swojego samochodu.

***

Weszłam do kliniki i nieco zdyszana oparłam się o recepcję. Kate uniosła palec, wskazując tym samym, żebym poczekała, ponieważ akurat miała kogoś na linii. Nerwowo zazgrzytałam zębami, bo wiedziałam, że to nie mogło czekać, podobnie jak pacjentka, która siedziała już na krześle przed drzwiami do mojego gabinetu. Pochyliłam się nad ladą, by sięgnąć po kartkę i długopis. Napisałam jedynie:

Zamów tort dla Allana. Na cito!

Obdarowałam koleżankę tylko błagającym spojrzeniem i odwróciłam się na pięcie.

– Dzień dobry. – Wysoka blondynka regularnie wstrzykująca sobie od kilku miesięcy kwas hialuronowy w twarz wstała nieoczekiwanie.

– Dzień dobry, zapraszam panią do gabinetu – wydukałam i zerknęłam na zegarek.

Westchnęłam z ulgą, bo była punkt dziewiąta, a ja nigdy nie lubiłam się spóźniać. Po prostu wolałam pojawić się nawet przed czasem, ale nigdy po. Chwilę później włożyłam na siebie fartuch, przygotowałam stanowisko pracy i zaprosiłam kobietę na zdezynfekowaną leżankę.

Podczas wstrzykiwania kwasu w warstwy skóry co jakiś czas zerkałam na zegarek i z nadzieją obserwowałam drzwi, licząc na to, że Kate szybko spełni moją prośbę. Zwłaszcza że po tej wizycie miałam lukę w grafiku i chciałam wykorzystać tę niewinną godzinę na to, by podarować tort starszemu bratu, poczekać, aż zdmuchnie symboliczną świeczkę i złożyć mu życzenia. Ten dzień był dla mnie ważny, tak samo jak data śmiertelnego wypadku naszych rodziców. Odeszli kilka lat temu, jednak to właśnie obecność Allana w moim życiu wynagradzała mi wszystko; był nie tylko moim starszym bratem, który się mną zaopiekował, lecz także moim przyjacielem i zawsze mogłam zwrócić się do niego o pomoc.

Gdy kilkadziesiąt minut później pożegnałam usatysfakcjonowaną z rezultatów zabiegu pacjentkę, zajęłam się czytaniem losowego artykułu i niecierpliwie postukiwałam długopisem o blat biurka. Gwałtownie wstałam, kiedy nagle dobiegło mnie pukanie.

– Pssst… Tort już jest. Allan też – powiedziała Kate.

Podeszłam do recepcjonistki i odebrałam od niej ozdobne opakowanie z ciastem. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i czekała, aż coś powiem.

– Dziękuję. – Otworzyłam wieczko, żeby zajrzeć do środka. – Jest piękny, a ja nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

– Zapomniałaś o jego urodzinach czy jak?

– Gorzej. Może lepiej później opowiem ci, co mi się przydarzyło. Czy mój brat jest teraz w swoim gabinecie?

– Właściwie to oprowadza po klinice nowego pracownika. Szepnę ci tylko słówko, że gość jest niesamowicie pociągający. – Zaczęła wachlować twarz ręką. – Przekonasz się sama, gdy go zobaczysz.

– Zaczekaj… „Nowego pracownika”? Allan nie wspominał mi, że zamierza kogoś zatrudnić.

– Sama dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj rano. To jakiś chirurg plastyczny. Podejrzewam, że lada moment przyprowadzi go tutaj i będziesz miała okazję go poznać.

Zmarszczyłam brwi, lecz nie skomentowałam jej słów. Kate była osobą, która jako pierwsza znajdowała się w posiadaniu najświeższych plotek. Postanowiłam sama to zweryfikować; chwyciłam za klamkę, by otworzyć drzwi, ale znienacka wyrósł przede mną Allan.

– Cześć, braciszku – szepnęłam i obdarzyłam go szczerym uśmiechem.

– Wybierasz się dokądś, Rosalie?

– Właściwie to szłam do ciebie. Wiesz, jaki dzisiaj jest dzień. – Moje spojrzenie spoczęło na opakowaniu z tortem, a później na Kate, która pokazała mi ręką, że zamierza wrócić na swoje stanowisko.

– Może pozwól, że najpierw ci kogoś przedstawię. – Spojrzał w bok i skinął na kogoś głową.

Sekundę później dołączył do nas ten sam mężczyzna, z którym posprzeczałam się rano. Pierwszą dostrzeżoną rzeczą okazało się to, że zmienił koszulę – nic dziwnego, poprzednia została pobrudzona tortem. Później znieruchomiałam, naprawdę nie byłam w stanie się ruszyć, gdy zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie przyjdzie nam razem pracować. On też wyglądał na zaskoczonego, ale błyskawicznie przykrył tę emocję tajemniczym uśmiechem.

– Pamiętasz Oliviera Shawna? Właśnie został naszym nowym chirurgiem plastycznym.

Olivier Shawn. Dłonie gwałtownie mi zadrżały, przez co mocniej ścisnęłam opakowanie z ciastem. Dolne wieczko pudełka niespodziewanie się otworzyło, a tort z hukiem spadł na podłogę.

Rozdział 2

OLIVIER

– Prze-przepraszam. – Dziewczyna zająknęła się i przykucnęła nad tortem, wciąż trzymając w dłoniach opakowanie po nim. – Jezu Chryste, nie wiem, jak to się stało. Jestem kompletną… – Urwała.

Niezdarą.

Podniosła zawstydzone spojrzenie, a właściwie je we mnie utkwiła, i szybko zrozumiała, co chciałem jej przekazać. W zamian posłałem jej tylko szelmowski uśmiech, jednocześnie nie mogłem uwierzyć, że to ta sama Rosalie, którą widywałem w domu Allana kilka lat temu. Wtedy była jeszcze cichą nastolatką o dość wyobcowanym usposobieniu.

– To miał być tort dla ciebie, a ja go upuściłam. Tak bardzo cię przepraszam…

Przyjaciel przykucnął przy niej i chwycił ją za nadgarstek.

– Zostaw to. Nic wielkiego się nie stało, więc nie panikuj. Wygląda na to, że opakowanie było nieszczelne albo po prostu źle je trzymałaś. Zaraz wezwę sprzątaczkę, żeby się tym zajęła.

– Ale…

– Rosalie, żadnego „ale”. Wstań z tej podłogi i przestań się tym zamartwiać. – Pociągnął ją za rękę.

Wszyscy weszliśmy w głąb jej gabinetu, omijając bałagan. Przez te kilkanaście sekund usilnie powstrzymywałem się, żeby nie parsknąć przy nich śmiechem, lecz z drugiej strony nie chciałem pokazywać przy dobrym koledze, że dziś spotkałem już jego siostrę w podobnych okolicznościach.

– Olivier, poznałeś Rosalie kilka lat temu, kiedy była jeszcze nastolatką. Teraz pracuje jako lekarz medycyny estetycznej w mojej klinice. Jest świetna w swoim fachu.

Wyciągnąłem w jej kierunku rękę, a ona posłała mi niepewne spojrzenie.

– Nie wątpię. Miło cię widzieć po tylu latach, Rosalie. Właściwie, gdybym spotkał cię na ulicy, w życiu bym cię nie poznał. Bardzo się zmieniłaś.

Kobieta uścisnęła moją dłoń, naprawdę poczułem siłę tego uścisku i niezręczną atmosferę panującą pomiędzy nami od pierwszych sekund, kiedy tutaj wszedłem.

– Również się zmieniłeś. Kiedy ostatnim razem przyszedłeś do naszego rodzinnego domu, wyglądałeś zupełnie inaczej, Olivierze.

Grała. Tylko tak mogłem ją teraz podsumować. Grała przed swoim starszym bratem i nie zamierzała poinformować go o wydarzeniach mających miejsce rano. Właściwie nie do końca zasmucił mnie ten fakt. Podjąłem to wyzwanie.

– Jednak nie wspominałeś wcześniej, że zamierzasz kogoś zatrudnić. Jestem nieco zaskoczona twoją decyzją. – Niespodziewanie zwróciła się do Allana.

– Cóż, nie było okazji, żeby cię o tym poinformować. Olivier wrócił kilka dni temu z Australii, gdzie, jak dobrze wiesz, przebywał. Już wcześniej myślałem o tym, żeby w jakiś sposób rozwinąć działalność naszej kliniki. Gdy zadzwonił i powiedział, że po paru latach zamierza wrócić do kraju, wiedziałem, że muszę złożyć mu ofertę pracy – wyjaśnił siostrze, a następnie skupił uwagę na mnie. – Cieszę się, że tu jesteś i że będziemy wspólnie pracować. Tyle lat minęło, a my mamy wiele rzeczy do nadrobienia i przegadania.

– Dobrze jest wrócić do znanych ludzi i miejsc – odparłem, choć moje spojrzenie błądziło po twarzy Rosalie.

Zyskałem okazję, żeby się jej przyjrzeć, bo nie pluła we mnie jadem i przy Allanie stała się zupełnie inną osobą. Na pozór ułożoną i grzeczną panną White. Pierwszą rzeczą, jaką mogłem stwierdzić, stało się to, że wyglądała bardzo naturalnie. Duże, zielone oczy oprawione delikatnym makijażem i ponętne usta, prawdopodobnie niezawierające nawet jednej dziesiątej mililitra kwasu hialuronowego. To dla mnie nowość, bo większość kobiet pracujących w zawodzie lekarza medycyny estetycznej, które miałem przyjemność poznać, były… „sztucznie upiększone”. Rosalie okazała się czystym naturalnym okazem, a okrągłe okulary na jej nosie stanowiły zadziorny dodatek do całości. Nosiła je, odkąd pamiętałem, choć wtedy była inną osobą, przez co nie zwracałem na nią większej uwagi.

– Musimy umówić się pewnego wieczoru na drinka, bo jestem ciekaw, co tam nawywijałeś przez te wszystkie lata w Sydney.

– Myślę, że nadarzy się jeszcze ku temu wiele okazji.

Allan po przyjacielsku poklepał mnie po plecach i spojrzał na zegarek.

– Muszę was przeprosić. Za pięć minut mam umówioną konsultację lekarską. Rosalie, miałbym do ciebie małą prośbę.

– Tak?

Dziewczyna wyprostowała się, a ja, chcąc nie chcąc, przez ułamek sekundy zerknąłem na jej szyję i na biust wyłaniający się z głębokiego dekoltu satynowego topu. Oddychała bardzo niespokojnie; gdybym tylko miał możliwość przyłożyć stetoskop do jej ciała, z całą pewnością stwierdziłbym podwyższenie pulsu. Ciekawiło mnie, co stało się tego powodem.

– Czy mogłabyś zaprowadzić Oliviera do ostatnio odremontowanego pomieszczenia? Od tej pory stanie się ono jego nowym gabinetem, gdzie będzie przeprowadzał konsultacje ze swoimi przyszłymi pacjentami.

Spojrzenia moje i Rosalie machinalnie się skrzyżowały – kobieta nie wyglądała na zachwyconą tą prośbą, ja po części też nie planowałem przebywać w jej towarzystwie dłużej, niż musiałem, zwłaszcza po dzisiejszym poranku. Choć gdy dostrzegłem na twarzy dziewczyny zakłopotaną minę o przekazie „cholernie nie chcę, ale muszę”, zmieniłem zdanie.

– W porządku. Tak się składa, że i tak mam przerwę na lunch.

– Dzięki, siostrzyczko. Zatem pójdę się przebrać, a wam życzę miłego dnia. Zobaczymy się jeszcze później. – Przyjaciel zamierzał już odejść, jednak Rosalie ruszyła za nim i zatrzymała go przy drzwiach. Szeptała, ale i tak usłyszałem całą ich rozmowę.

– Czuję się okropnie, że zepsułam twoją urodzinową niespodziankę. Może w zamian zjemy w weekend kolację?

– Nie przeżywaj już tego. Kolacja brzmi nawet lepiej niż tort, akurat niczego jeszcze nie zaplanowałem, więc wpadnij do mnie w sobotę wieczorem.

– Dzięki, na pewno się pojawię.

Allan skinął głową i odszedł w kierunku swojego gabinetu. Zostaliśmy sami – ja i niezdara. Dobiegł mnie tylko charakterystyczny stukot szpilek, gdy zmierzała w moją stronę.

– Nie waż się wspominać o dzisiejszej sytuacji mojemu bratu. W ogóle nie wiem, co tutaj robisz, i tym bardziej jestem w szoku, że stałeś się tak bezczelny i opryskliwy. Zapamiętałam cię trochę inaczej.

Jej słowa nie zrobiły na mnie większego wrażenia; uniosłem dumnie głowę i zmrużyłem oczy, przypatrując się jej wykrzywionym w grymasie złości wargom.

– Nic nie odpowiesz? Mowę ci odjęło, kiedy dowiedziałeś się, że jestem jego siostrą? Tą, którą poznałeś kilka lat temu? – drążyła, a jej usta poruszały się w zawrotnym tempie.

Zazwyczaj, gdy jako chirurg plastyczny patrzyłem na kobietę, byłem w stanie dostrzec niedoskonałości albo części ciała wymagające lekarskiej poprawy. Doszukiwałem się w jej twarzy czegoś, co mogłaby zmienić, podczas gdy ona szturchnęła mnie palcem w klatkę piersiową i wybiła z tego letargu.

– Nie daruję ci za ten tort i zepsucie mojej niespodzianki!

Pochyliłem się nad nią, by wyszeptać:

– Z tego, co zauważyłem, miałaś kolejny w zapasie i ten też upuściłaś. Powinienem przypomnieć ci, jak cię przedtem nazwałem?

Ze złości zacisnęła usta w linijkę. Pozwoliłem sobie posłać jej wyniosły uśmiech, a ten jeszcze bardziej ją zirytował.

– Nie jestem już tą nastolatką, którą kiedyś poznałeś. Nie jestem cicha, a ty nie możesz sobie tak ze mną pogrywać. Jeśli zamierzasz dalej działać mi na nerwy, postaram się o to, żebyś wyniósł się z tej kliniki szybciej, niż się w niej zatrudniłeś.

Westchnąłem głośno, bo nawet nie śniłem o tak przebojowym pierwszym dniu w nowej pracy.

– Skończyłaś? – Pochyliłem się nad nią jeszcze bardziej, patrząc jej głęboko w oczy. Wręcz poczułem jej szybki oddech na swojej skórze. – Zaprowadź mnie do mojego gabinetu, zanim mnie lekko zdenerwujesz i powiem ci coś niemiłego, a potem być może szepnę twojemu bratu słówko, jak bardzo niewyparzony język ma jego siostra. Założę się, że tej niegrzecznej twarzy nie miał okazji jeszcze poznać. Szczerze mówiąc, sam jestem zaskoczony i masz rację, oboje zapamiętaliśmy siebie inaczej.

Mój wzrok ponownie spoczął na jej ustach. Były rozchylone, a ona zszokowana.

– Jeszcze nie skończyłam – wydusiła. – Chciałabym cię uświadomić, że miałam do czynienia z takimi jak ty, i proszę, nie myśl, że stoi przed tobą tamta małolata i możesz rozstawiać ją po kątach. Allan musiał upaść na głowę, że złożył ci ofertę pracy. Nie przemyślał tego, bo gdyby wiedział, jak mnie dzisiaj potraktowałeś…

– To co? – przerwałem jej.

Możliwe, że podczas gdy ona wygłaszała ten wywód, ja odpłynąłem dokądś myślami, wciąż przypatrując się szmince w kolorze delikatnego różu na jej ustach, i jednocześnie szukałem odpowiedzi, jak mogłem w tak wielkim mieście, jakim jest Miami, z samego rana zaliczyć sprzeczkę z pyskatą młodszą siostrą swojego kumpla. Nie od dziś wiedziałem, że była jego oczkiem w głowie; poświęcił jej kilka lat swojego życia, przez co – podobnie jak ja – w wieku trzydziestu czterech lat wciąż utrzymywał status singla.

– Co takiego by mi zrobił? Pobił mnie? Czy może przeprowadził rodzicielską pogadankę? – Zamilkła, wyraźnie speszyły ją moje słowa. – Nie strasz mnie… Panno White – powiedziałem niskim głosem i nieoczekiwanie dotknąłem plakietki z nazwiskiem, przyczepionej do jej fartucha.

Kobieta natychmiast zrobiła dwa kroki w tył i obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem. Zignorowałem je, ponieważ w tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Postanowiłem odebrać w jej obecności, przez co Rosalie stała się jeszcze bardziej zdumiona.

– Halo – zacząłem, a kiedy wyszła na korytarz, odprowadziłem ją wzrokiem.

– Kate, poproś panią sprzątającą do mojego gabinetu – krzyknęła.

– Coś się stało? – zapytała recepcjonistka.

– Nic takiego.

Usłyszałem pomiędzy swoją rozmową, która zresztą trwała zaledwie kilka sekund, bo okazało się, że to nic ważnego. Chwilę później podszedłem w kierunku Rosalie, do której dołączyła Kate. Ta druga, dostrzegłszy mnie, prawie niezauważalnie poprawiła swoje kręcone włosy i posłała mi przyjazny uśmiech. Odwzajemniłem go.

– Nic takiego się nie stało, potwierdzam. Pani doktor z wrażenia upuściła tort kupiony dla brata. Trzeba będzie to posprzątać – wyjaśniłem i odsunąłem się, żeby recepcjonistka na własne oczy zobaczyła dzieło Rosalie.

– Och, jak ty to zrobiłaś?

– Nie pytaj. – Dziewczyna znajdowała się coraz bliżej tego, żeby zabić mnie wzrokiem.

– Dobrze, nie będę dopytywać. Pójdę po sprzątaczkę.

Kobieta ruszyła w przeciwną stronę, ja zaś ponownie skupiłem uwagę na siostrze mojego przyjaciela.

– Pokażesz mi mój gabinet, droga Rosalie? Niecierpliwię się.

– Tędy – syknęła przez zaciśnięte zęby.

***

Trzymałem w jednej dłoni opakowanie z tortem, a drugą ręką zapukałem do gabinetu Allana.

– Wejdź. – Usłyszałem stłumiony głos zza drzwi i chwyciłem za klamkę.

Przyjaciel przeniósł spojrzenie z ekranu monitora na mnie, uśmiechnął się szeroko i wstał.

– Dobrze, że jesteś.

– Jako że już się zaaklimatyzowałem w swoim gabinecie, postanowiłem, że ci coś wręczę i wrócę do domu, bo mam jeszcze kilka kartonów do rozpakowania.

– Co tam masz?

– Tort dla ciebie.

– Pamiętałeś o moich urodzinach? Nie wiem, co powiedzieć, ale cholernie mi miło, stary.

– Jak mógłbym zapomnieć? Zanim mnie tutaj przywitałeś, poprosiłem Kate, żeby go przechowała. Jeden prezent już dostałeś, ponieważ zatrudniłeś jednego z najlepszych chirurgów plastycznych, więc teraz przyszedł czas na tort. – Mrugnąłem i położyłem opakowanie na jego biurku.

Kumpel parsknął śmiechem.

– Naprawdę ci dziękuję – dodał i zaczął rozpakowywać podarunek.

W tym czasie wyjąłem z kieszeni telefon, ponieważ już wcześniej usłyszałem sygnał wiadomości. Przeczytałem ją i ścisnąłem mocniej urządzenie.

– Wygląda świetnie – przyznał, patrząc to na ciasto, to na mnie. – Wiedziałem, że dobrze robię, zatrudniając cię tutaj. Nie będziemy zwlekać, a ty od przyszłego tygodnia zaczniesz konsultacje, by potem jak najszybciej operować. Na dniach wynajmę fotografa, który zrobi nam sesję biznesową, bo musimy odświeżyć nasze social media i jednocześnie poinformować ludzi, że jesteś naszym nowym nabytkiem.

– Jasne, nie mam nic przeciwko. Będzie tak, jak sobie postanowiłeś – odparłem niemrawo.

– Coś się stało? Chyba straciłeś humor. – Wskazał na telefon, który wciąż ściskałem w dłoni.

– To nic takiego. Nie zamknąłem wszystkich spraw w Sydney, jednak mam nadzieję, że już nie zostanę zmuszony tam lecieć.

– Swoją drogą, nie pytałem o to, ale dlaczego tak nagle postanowiłeś wrócić? Żyłeś w Australii przez wiele lat, a gdy ostatnio rozmawialiśmy, wspomniałeś, że kupiłeś nawet dom.

– Kupiłem, to fakt, ale poza nim nic mnie tam nie trzymało. Podjąłem decyzję w ciągu jednego wieczoru i oto jestem tutaj.

– Może gdy będziemy mieć więcej czasu, wtedy opowiesz mi więcej.

– Jasne, a tymczasem… – skinąłem głową na tort – …częstuj się.

– Zaraz poproszę Kate o talerzyki, żebyśmy mogli razem spróbować.

– Ja podziękuję. W drodze powrotnej do domu muszę wstąpić w jedno miejsce, a poza tym nie przepadam za słodyczami. Wszystkiego najlepszego, stary.

– Dzięki jeszcze raz. Może i jestem stary, ale jary. Na powodzenie u kobiet nie narzekam. Pewnie podobnie jak i ty.

Niespodziewanie dobiegło nas pukanie do drzwi. Przyjaciel nie zdążył nic powiedzieć, a Rosalie sama pozwoliła sobie wejść do środka.

– Przeszkodziłam wam w czymś? – zapytała niewinnym głosem.

– Nie. Dobrze, że jesteś. Pomożesz mi to zjeść.

– Co zjeść? – Podeszła bliżej, by zobaczyć, o czym mówił.

– Olivier obdarował mnie tortem. Swoją drogą, całkiem ciekawe wykonanie, jakby z myślą o mnie. Zamówiłeś go wcześniej? – zainteresował się mężczyzna, wpatrując się w ciasto.

Rosalie przeszła obok mnie, zajrzała do środka pudełka, po czym uniosła na mnie nietęgi wzrok. Po jej dzisiejszych wpadkach nie planowałem robić jej na złość, bo tort kupiłem już rano, lecz spodziewałem się, że teraz zrobiło się jej wyjątkowo głupio.

– Zobaczyłem go w jednej cukierni i od razu wiedziałem, że kitel lekarski i skalpel ci się spodobają.

Kobieta wciąż się we mnie wpatrywała.

– W której dokładnie cukierni go kupiłeś? – zwróciła się nieoczekiwanie do mnie.

– Frudeco Bakery.

– To moja ulubiona cukiernia. I nie uwierzysz, ale zamówiłam tam właśnie taki tort, a nieporadny pracownik sprzedał go komuś innemu. Prawdopodobnie tobie.

Zawahałem się przed odpowiedzią, przypominając sobie nasze poranne spotkanie. Rzeczywiście teraz wszystko by się zgadzało.

– Cóż za zbieg okoliczności. Nie miałem pojęcia, że to był twój tort. Wybacz.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, próbując w ten sposób zatuszować poirytowaną minę.

– No nic zdarza się. Na szczęście trafił we właściwe ręce – oznajmiła. – Jeszcze raz sto lat, braciszku.

– Dziękuję. To co, może jednak poproszę Kate o talerzyki?

Rosalie przytaknęła, choć widać było, że w środku gotowała się ze złości, a ja… Ja miałem ubaw.

– Nie trudź się. Właśnie wychodzę, więc przekażę jej, żeby je przyniosła. Smacznego wam życzę – powiedziałem i skierowałem swoje kroki do wyjścia.

Rozdział 3

ROSALIE

Było kilka minut po ósmej, kiedy stanęłam przed drzwiami domu należącego do mojego brata i wcisnęłam dzwonek.

– Dobrze, że już jesteś – powiedział Allan, gdy już je przede mną otworzył. Dłonie miał zajęte zapinaniem guzików od czarnej koszuli. – Akurat zdążyłem wyjąć indyka z piekarnika. Pomożesz mi z nim?

– Pewnie. Już stąd czuję jego zapach i nie mogę się doczekać, aż go skosztuję. Od wielu dni nie miałam niczego normalnego w ustach – stwierdziłam, bo rzeczywiście rzadko przygotowywałam posiłki we własnej kuchni, częściej jadałam na mieście.

Moje umiejętności kulinarne były na poziomie zerowym. Nawet jeśli miałam przed nosem przepis, w trakcie potrafiłam coś tak spieprzyć, że danie nigdy nie smakowało dobrze. Allan był za to świetnym kucharzem – przy jego boku brakowało jedynie kobiety, która mogłaby go doceniać.

– Aha, to dla ciebie. Szkocka whisky, którą lubisz. Jeszcze raz przepraszam za ten tort. Miałam wtedy fatalny dzień. – Odwiesiłam torebkę na jeden z wieszaków przy drzwiach i wygładziłam czarną, ołówkową sukienkę sięgającą mi do połowy ud.

– Nie rozmawiajmy już o tym. Doceniam, że pamiętałaś o moich urodzinach, a cała reszta się nie liczy. Dzięki za trunek. – Pochylił się, żeby cmoknąć mnie w policzek. – Chodź, pomożesz mi wszystko przygotować, siostrzyczko.

Skinęłam.

Utwór Echoes zespołu Pink Floyd rozbrzmiewał z głośników w salonie, a zapach przygotowanego przez brata dania od wejścia zaczął drażnić mój żołądek. Allan był w dobrym humorze, a lekko zarumieniony indyk z farszem wyglądał wyśmienicie. Coś mi tutaj jednak nie grało, a mianowicie sama atmosfera. Zawsze gdy jadaliśmy razem, były to zwykłe spotkania rodzeństwa, a teraz na kuchennej wyspie dostrzegłam wino. Gruzińskie wino, które podarowałam mu kilka lat temu, a on powiedział, że otworzy je przy specjalnej okazji. Okej, okazja może i należała do wyjątkowych, ale…

Dźwięk dzwonka do drzwi wywołał we mnie zaskoczenie.

– Pójdę otworzyć.

– Spodziewasz się kogoś? – odezwałam się do jego pleców.

– Zaprosiłem Oliviera. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?

Oliviera… Uśmiechnęłam się cierpko. Nie miałam, lecz cierpliwości do tego faceta. Prawie niezauważalnie zazgrzytałam zębami i pokręciłam głową. Brat zniknął mi z oczu, a chwilę później usłyszałam rozmowę mężczyzn w przedpokoju. Próbowałam zachować dobry humor; spojrzałam na ekran tabletu i zmieniłam utwór na kolejny. Metallica – Fade To Black. Pierwsze dźwięki tego kawałka sprawiły, że włoski na rękach stanęły mi dęba. Miałam ogromny sentyment do tej piosenki. Zamyśliłam się, przywołując wspomnienia związane z rodzicami, i nieco się wzruszyłam. Przez to nie zauważyłam, kiedy mężczyźni weszli do kuchni otwartej na salon.

– Witaj, Rosalie – powiedział nowo zatrudniony chirurg, przyjaciel mojego brata i dupek winny tego, że tamten dzień przebiegł fatalnie.

– Witaj.

Przez chwilę wpatrywałam się w niego; czarna koszula z rozpiętymi górnymi guzikami idealnie opinała męską klatkę piersiową i dodawała mu szyku. Jednodniowy zarost, ciemne i pełne tajemniczości oczy, niepozorny uśmiech – wydał mi się typem mężczyzny, który na pewno porwał niejedno kobiece serce, wyglądał też na takiego, który niejedno zranił. Takiego go zapamiętałam – pomimo że teraz miał o kilka lat więcej, jego uroda wciąż robiła wrażenie.

– Zostawię was na moment samych. Pójdę po jakiś mocniejszy alkohol. Rosalie, przygotujesz dla nas zastawę i postawisz indyka na stole?

– Jasne, już to robię.

Allan wyszedł, muzyka wciąż grała w tle, a ja postanowiłam nie zwracać uwagi na jego gościa i zrobić to, o co mnie poprosił. Podeszłam do szafki i ją otworzyłam; miałam na sobie wysokie szpilki, a i tak nie zdołałam sięgnąć talerzy. Obejrzałam się przez ramię, szukając wzrokiem czegoś, na czym mogłabym stanąć, i nagle poczułam obok siebie czyjąś obecność. Olivier sięgnął ręką po zastawę, a ja przełknęłam ślinę.

Postawił na blacie trzy talerze, ale wciąż milczał.

– Dzięki – mruknęłam, bo pomimo tego, że działał mi na nerwy, tak wypadało.

Wyjęłam sztućce i chwyciwszy wszystko w dłonie, ruszyłam do salonu. Gdy zaczęłam rozstawiać nakrycia, czułam na sobie zuchwałe spojrzenie mężczyzny. Zerknęłam na niego ukradkiem; Olivier oparł się dłońmi o kuchenny blat i obserwował każdy mój ruch. Niemal niezauważalnie pociągnęłam sukienkę w dół, ale ten ruch również zwrócił jego uwagę. Zatrzymał wzrok na moich nogach, a potem powoli powędrował ku górze przez co nasze spojrzenia się spotkały. Byłam lekko zawstydzona, gdy patrzył na mnie z taką śmiałością, lecz nie chciałam, żeby to dostrzegł. Wróciłam do kuchni po naczynie z przyrządzonym indykiem, po czym przeniosłam je na stół i ponownie uniosłam wzrok na Oliviera, wbijając w tym samym momencie nóż w mięso. Prawdopodobnie zrozumiał, że najchętniej zamiast tego indyka to jego pokroiłabym na kawałki.

– Pamiętasz tę whisky? – zapytał mój brat, niespodziewanie dołączając do nas. – Często piliśmy ją na studiach, zwłaszcza po zdanych egzaminach.

– Oczywiście, że pamiętam. – Mężczyzna wziął od niego butelkę i przyjrzał się etykiecie. – Stare dobre czasy, jednak jeśli przyniosłeś ją z myślą o mnie, to muszę cię zasmucić, bo dziś nie piję. Przyjechałem autem.

– Żartujesz sobie? Jak to „nie pijesz”? Nie rób mi tego, stary. Taka okazja szybko się nie powtórzy.

Olivier westchnął zrezygnowany.

– Dziś naprawdę nie mogę ci towarzyszyć. Jutro rano mam kilka spraw do załatwienia, ale myślę, że Rosalie ci nie odmówi.

Wyprostowałam się jak struna, gdy łypnął w moją stronę i do mnie mrugnął.

– Chętnie się napiję. Muszę odreagować, zwłaszcza że pewien dupek zepsuł mi wczoraj humor – stwierdziłam nagle.

Chirurg od razu zmrużył oczy i odstawił whisky na blat, jakby rzucał mi pewnego rodzaju wyzwanie.

– Jaki dupek? – zagadnął Allan. – Nic nie wspominałaś o tym w pracy.

– Nie chciałam psuć twoich urodzin. Gdy wyszłam z cukierni, prawie potrącił mnie na pasach.

– Nic ci się nie stało? Kto to był? – Brat podszedł do mnie. Wyraźnie się tym przejął.

– Spokojnie, nic mi się nie stało, ale nie wiem, kto to był. Odbyłam z nim nieprzyjemną rozmowę i szczerze mówiąc, nie chciałabym go drugi raz spotkać. Bardzo opryskliwy z niego typ.

– Następnym razem nie wdawaj się w dyskusję. Nigdy nie wiesz, na kogo możesz trafić, a ja nie chciałbym, żeby coś ci się przydarzyło.

– To prawda. Ludzie bywają nieprzewidywalni. Nie wiadomo, co kryje się po drugiej stronie pucharu. Nieważne, siądziemy już do stołu?

– Wezmę tylko korkociąg, a wy siadajcie – zasygnalizował mój brat.

Olivier podszedł do stołu, a ja na widok jego zwężonych w linijkę ust niemal triumfowałam, że udało mi się odgryźć. Zajął miejsce po drugiej stronie, tuż naprzeciwko mnie, i wbił tajemnicze spojrzenie w moją twarz.

– Smakował ci mój tort?

Stopniowo przesuwałam wzrok po jego ciele: nadgarstku, na którym znajdował się oryginalny rolex, muskularnym ramieniu, szyi, gdzie pod skórą przesuwało się jabłko Adama, aż natrafiłam na oczy.

– Był pyszny. W końcu to ja go zamówiłam.

– Masz dobry gust. Swoją drogą, może powinniśmy rozbudować tę historię, którą przed chwilą opowiadałaś? Allan mógłby poznać ją ze szczegółami. – Celowo ściszył głos.

– To nie będzie konieczne.

– Nalegam. Moja wersja może go zaskoczyć.

– Pogrywasz sobie ze mną, Olivierze?

– Absolutnie nie. Różnorodność epitetów skierowanych przez ciebie pod moim adresem wciąż siedzi mi w głowie, więc może warto je przytoczyć.

– Należało ci się.

Kąciki jego ust uniosły się z zadowoleniem, a on ukazał białe zęby. Miał ładny uśmiech, jakby dopiero co wrócił z Turcji, a nie z Australii. Tylko dlaczego tak nagle to stwierdziłam? Pokręciłam odruchowo głową, by przegonić tę niedorzeczną myśl.

– Jedyne, co mi się należy, to przeprosiny – mruknął nisko. – Przeprosisz w odpowiednim czasie.

Prychnęłam lekceważąco.

– Skąd ta nadmierna pewność siebie?

– Powiedzmy, że to przeczucie. Rzadko mnie zawodzi.

Chciałam go uświadomić dobitnie, że to się nie stanie, lecz do salonu nagle wszedł Allan, a wcześniej włączył kolejny utwór, Sting – Shape of My Heart. Wydawało mi się, że po tym wieczorze nie tylko rozboli mnie głowa, ale zaznajomię się z całą jego playlistą.

– Dlaczego jeszcze sobie nie nałożyliście?

– Już to robię, właściwie umieram z głodu. – Wstałam i pochyliłam się nad półmiskiem.

Ukroiłam niewielki kawałek mięsa i położyłam go na swoim talerzu. Zanim z powrotem usiadłam, łypnęłam w kierunku Oliviera, bo czułam, że ten wciąż mi się przygląda. Samym spojrzeniem uświadomił mnie, że przez te kilka sekund świeciłam przed nim głębokim dekoltem. Błyskawicznie usiadłam i wbiłam nieco zawstydzone spojrzenie w talerz. Kiedy Allan uzupełnił mój kieliszek gruzińskim winem, podniosłam szkło i przycisnęłam je do ust, żeby nieco zwilżyć przełyk. Trunek gorącą falą przepłynął przez moje gardło i dotarł do pustego żołądka. Na szczęście alkohol pozwolił mi się uspokoić oraz zjeść danie i posmakował mi na tyle, że w krótkim czasie gospodarz ponownie uzupełnił mój kieliszek.

– Przez te wszystkie lata nie byłeś z nikim związany? – zagadnął mój brat pomiędzy kęsami.

Od kilku minut zajmował się rozmową z Olivierem, a ja tylko się jej przysłuchiwałam.

– Nie.

– Życie wiecznego singla i panienki na jedną noc?

– Idealnie opisałeś swój status.

Allan parsknął śmiechem.

– Daruj sobie te gadki przy mojej siostrze.

– Dlaczego? Może twoja młodsza siostrzyczka powinna trochę posłuchać o tym, co przeżyłeś.

– To nie jest konieczne.

– Nie musicie rozmawiać tak, jakby mnie tutaj nie było – wtrąciłam nagle i poprawiłam się na krześle. – Pamiętam co nieco, pomimo że Olivier odwiedził nas tylko kilka razy.

– Po prostu nie słuchaj go, Rosalie. Na studiach był największym kobieciarzem z nas wszystkich. Była nawet taka jedna dziewczyna, podkochiwała się w nim przez całe sześć semestrów, a on udawał, że jej nie widzi.

– Po prostu nie czułem się nią zainteresowany.

– Może dlatego, że była szarą myszką. Jak ona miała na imię?

– Anne – odparł Olivier.

– Anne chodziła na te studia chyba głównie z powodu Oliviera. Cały czas plątała się pod naszymi nogami i wysyłała mu różne liściki. Wreszcie wylądowali w łóżku.

– Cóż, ta szara myszka w łóżku… okazała się całkiem niezła.

Odchrząknęłam, bo odniosłam wrażenie, że coś zadrapało mnie w gardle. Na szczęście to był tylko kawałek indyka, który szybko przełknęłam, i spojrzałam na Oliviera. Z tego, co mówił mój brat, jego przyjaciel był najgorszym możliwym materiałem na partnera, narzeczonego, a tym bardziej męża. Podniosłam kieliszek i popiłam danie sporym łykiem wina.

– Przepraszam – wydukałam, gdy udało mi się złapać oddech. – Chyba muszę wyjść do toalety.

– Wszystko w porządku? – zapytał Allan pełnym przejęcia głosem.

– Tak. Zaraz wrócę. Nie przeszkadzajcie sobie.

Wstałam od stołu, przytrzymując się jego blatu, i ruszyłam w stronę łazienki.

– Może nie poruszajmy przy niej tych tematów.

– Wciąż jest taka spokojna i ułożona jak kilka lat temu? – zagadnął Olivier.

– Tak. To nie jej bajka.

Zmarszczyłam brwi, słysząc tę krótką wymianę zdań, bo zdecydowanie nie uważałam się za tę samą osobę, co kiedyś. Weszłam do łazienki, zamknęłam za sobą drzwi i od razu oparłam się o nie plecami. Wzięłam głęboki wdech, i wypuściłam powietrze ze świstem. Kiedy popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze, dostrzegłam, że moje policzki lekko się zaróżowiły, a szminka zniknęła z ust. Alkohol sprawił, że delikatnie szumiało mi w głowie, lecz nie byłam pijana. Nigdy nie doprowadzałam się do takiego stanu. Nigdy. Przeczekałam kilka minut w samotności i w końcu postanowiłam wrócić do swojego towarzystwa.

Mężczyźni byli pochłonięci rozmową, ale nie na tyle, by Olivier nie zwrócił na mnie uwagi. Jego powoli krążące po moim ciele spojrzenie zaczęło mnie drażnić, nie wiedziałam, dlaczego to robił. Dlaczego używał tego tajemniczego wzroku i wprawiał mnie nim w zakłopotanie?

– Będę się już zbierać, braciszku. – Oparłam dłonie na ramionach Allana, a on się na mnie obejrzał.

– Stało się coś? Wyglądasz dziwnie.

– Nie. Po prostu jest już dosyć późno, a ja czuję się zmęczona. – Zerknęłam na smartwatcha. – Przynajmniej będziecie mogli sobie powspominać stare, dobre czasy.

– Twoja obecność nam nie wadzi – odezwał się nagle Olivier. – Podrzucę cię do domu, jeśli zostaniesz chwilę dłużej.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo jego propozycja naprawdę mnie zaskoczyła.

– Zostań, Rosalie. Świętujemy moje urodziny, więc te kilka minut niczego nie zmieni. Tutaj będziesz z nami, a w mieszkaniu sama – zwrócił się do mnie Allan z szerokim uśmiechem.

Widząc go tak podekscytowanego, nie chciałam go zasmucić. Nie mogłam mu odmówić.

– Dobrze, zostanę, jednak nie chcę siedzieć zbyt długo. Nie chcę, żeby rano bolała mnie głowa.

Brat złapał butelkę z winem i uzupełnił mój kieliszek do połowy.

– Do rana zdążysz się jeszcze wyspać, a teraz się odpręż. W ostatnim czasie przebywasz w klinice dłużej niż ja, więc dobrze byłoby, gdybyś się zrelaksowała.

Wygładziłam palcami materiał sukienki, a następnie wróciłam na swoje miejsce. Spojrzeniem odruchowo powędrowałam w stronę dłoni Oliviera, którą zaciskał na szklance z wodą. Nawet jego paznokcie były zadbane, jakby regularnie chadzał do kosmetyczki.

– Rosalie do tej pory była moim najlepszym pracownikiem, i nie mówię tego dlatego, że jest moją siostrą. Po prostu ma te wszystkie cechy, których oczekuję od dobrego pracownika. Nie spóźnia się, rzetelnie wykonuje swoją pracę, a pacjenci polecają ją innym – wyznał z dumą Allan.

Te słowa nie stanowiły dla mnie zaskoczenia, bo słyszałam je już wiele razy. Obdarzyłam go nieznacznym uśmiechem, kiedy delikatnie dotknął mojego ramienia.

– W końcu można powiedzieć, że wyrosła na twojej piersi. Pamiętam, że kiedy odwiedzałem was w waszym rodzinnym domu, rozmawiałem z tobą tylko raz. Właściwie tylko wtedy, gdy Allan nas sobie przedstawiał.

– Cóż tak było – odparłam zgodnie z prawdą.

– Byłaś taka nieśmiała i skryta.

– Wciąż nie jest duszą towarzystwa – stwierdził brat.

Olivier podniósł brew, jakby chciał przez to powiedzieć: „czyżby?”.

– Po prostu lubię swoje towarzystwo i własne cztery kąty.

– Mieszkasz sama?

– Kupiłem jej mieszkanie kilka tygodni temu – wyjaśnił Allan, nie dając mi możliwości odpowiedzieć.

– Wybacz, stary, ale to pytanie było skierowane do Rosalie. Nie musisz za każdym razem za nią odpowiadać.

– Mówię dużo z przyzwyczajenia. Zapomniałeś już? – zażartował.

– Oczywiście, że pamiętam. Jeśli chodzi o ciebie, Rosalie, Allan wielokrotnie o tobie wspominał – rzekł Olivier.

– Mam nadzieję, że mój brat mówił same dobre rzeczy – odparłam i podniosłam kieliszek. Upiłam łyk, wciąż się mu przypatrując.

– Oczywiście, że to same dobre rzeczy. O wadach mówi się rzadko. – Mrugnął.

Naprawdę mrugnął, jakby chciał mi coś w ten sposób przekazać.

– Szkoda, że ja niewiele słyszałam o tobie. Przez to zapomniałam, że w przeszłości się przyjaźniliście.

– Właściwie to nie ma czego opowiadać. – Olivier rozłożył ręce. – Jestem tutaj. Będziesz miała okazję mnie poznać i wyrobić sobie własne zdanie.

– Tak… Mam nadzieję, że złapiemy wspólny język – skłamałam.

Wcale na to nie liczyłam.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały – obserwował mnie czujnie, aż opróżniłam kieliszek. Potem kolejny. I to był pierwszy błąd.