Fear me. Broken Love 1 - Reid B.B. - ebook

Fear me. Broken Love 1 ebook

Reid B.B.

4,3

Opis

„Nienawidziła demonów, które nieustannie go goniły. A on nienawidził jej”.

Keiran Masters nęka Lake Monroe, odkąd ta skończyła siedem lat. Nic się nie zmieniło. On zawsze miał w tym jeden cel – objąć nad nią pełną kontrolę i czuć, że dziewczyna jest jego własnością.

Teraz są nastolatkami i ku przerażeniu Lake chłopak wychodzi z więzienia, w którym spędził rok. Jest przekonana, że budzi w nim najgorsze instynkty. Jeszcze nie wie, że w jego świecie strach i pożądanie idą ze sobą w parze.

Keiran jest pewien, że to właśnie przez Lake został zamknięty i stracił rok swojego życia. Ona ukradła mu wolność, więc on zabierze jej wszystko.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 577

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (1839 ocen)
1085
377
236
87
54
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Parzyszek

Nie polecam

Glowny wątek jest strasznie toksyczny. Nie da się tego czytać.
60
przeczytane1995

Nie polecam

Nie pamiętam ile dokładnie przeczytałam tej książki, ale zaczęłam ją ponad miesiąc temu i zupełnie nie ciągnie mnie, żeby ją skończyć, dlatego podjęłam decyzję o zaklasyfikowaniu książki do sekcji DNF. Zupełnie nie wiem o czym była.
50
sniff

Nie polecam

Dałabym zero gwiazdek gdyby była taka opcja. Główny bohater jest psychicznie chorym toksykiem, który w końcu gwałci zastraszoną dziewczynę. Tej książki nie powinno tu być, kto w ogóle ją wydał? Dno.
40
Oszka84

Nie polecam

Całkiem szczerze-OCZY KRWAWIĄ. Nie można wmawiać ludziom, że to romans hate to love. To jestbtak słabe i absurdalne że nie wiadomo czy płakać czy się śmiać...
30
Feyra95

Nie polecam

To jest tak złe, że aż brakuje mi słów. Ponadto społecznie szkodliwe!
30

Popularność




Tę książkę poświęcam każdej pisarce romansów, która karmi moje serce

Prolog

Dyszałam. Po raz setny w ciągu ostatnich pięciu minut otarłam pot z czoła. Różowy lakier do paznokci, którym ciocia Carissa pomogła mi dzisiaj rano pomalować paznokcie u stóp, mienił się w słońcu.

Wcale nie bawiłam się dobrze.

– Chcesz pograć w klasy? Mam kredę. Różową, jeśli chcesz. Mama mówi, że dziewczyńskie dziewczyny lubią różowy. Masz różową kokardę, więc na pewno jesteś dziewczyńską dziewczyną. Podoba mi się twój kok. Wygląda jak u baletnicy. Jesteś baletnicą? Pokażesz mi parę kroków?

Stojąca nade mną dziewczynka o cichym głosie pospiesznie wyrzuciła z siebie słowa, jeszcze zanim zdążyłam unieść głowę. Gdy to zrobiłam, zobaczyłam błyszczące zielone oczy i pyzatą buzię. Przypominała mi jedną z figurek mamy, które nazywała cherubinami.

– Jestem Willow – oznajmiła.

Nie przestawałam się na nią gapić.

Jej dzika grzywa kręconych, rudych włosów – a właściwie raczej miedzianych – sterczała w każdą stronę, jakby nigdy wcześniej nie miała styczności ze szczotką. Piegi pokrywały każdy centymetr jej twarzy i okalały duże okrągłe oczy. Dziewczynka miała na sobie intensywnie zielone ogrodniczki w żółte stokrotki, a do tego fioletowe trampki.

Wyglądała uroczo.

– Cześć – powiedziałam w końcu, zanim cisza zrobiłaby się niezręczna. Widziałam, że jej pewność siebie zaczyna znikać, bo dalej patrzyłam na nią wyczekująco.

– Jak masz na imię? – zapytała ze zdenerwowaniem. Nie wiedziałam, czy powinnam jej odpowiedzieć. Odniosłam wrażenie, że ciągną się za nią kłopoty, ale nie miałam szansy zareagować, bo wtedy pojawiła się pani o takich samych rudych włosach, tylko schludnie zaczesanych i spływających po plecach.

– Willow – odezwała się pani surowym tonem. – Coś ty zrobiła z włosami? Och, nieważne. Gdzie jest twój brat? Czas wracać do domu.

– Mamoooo – jęknęła mała nieznajoma. – A skąd mam wiedzieć? Buddy ma pięć lat! Jest prawie dorosły.

Byłam niemal pewna, że mówi nieprawdę.

– Willow Olivio Waters – zaczęła matka, robiąc się czerwona na twarzy.

O-o.

– Lake – odezwałam się nagle.

Obie zwróciły się w moją stronę – matka wydawała się zdziwiona, podczas gdy dziewczynka uśmiechnęła się do mnie triumfalnie. To, że poznała moje imię, chyba było dla niej jakimś zwycięstwem. Dziwne.

Przedstawiłam się jej tylko dlatego, że z jakiegoś powodu chciałam odwrócić ich uwagę od sprzeczki, bo nie życzyłam dziewczynce kłopotów, teraz jednak nie wiedziałam, co robić, bo obie się na mnie gapiły.

– Mamo, Lake i ja znajdziemy Buddy’ego i spotkamy się z tobą przy samochodzie – odparła szybko dziewczynka, złapała mnie za rękę i pociągnęła przez plac zabaw.

Minęłyśmy huśtawki, karuzele i drabinki, choć właściwie prawie ich nie zauważyłam, bo dziewczynka ciągnęła mnie zbyt szybko. W końcu zatrzymałyśmy się przy jasnoniebieskich drabinkach. Skoro nawet ośmiolatce wydawały się dość przerażające, to mogłam sobie tylko wyobrazić, jak się czuł młodszy chłopiec w dżinsowych ogrodniczkach, który siedział tam zapłakany. Zastanawiałam się, jak tam wszedł i dlaczego w ogóle się tam znajdował. Te drabinki były przeznaczone dla dzieciaków trzy razy większych od niego.

– Buddy! – krzyknęła Willow.

– Willow, pomóż mi. Nie mogę zejść!

Widziałam, że maluch cały się trzęsie, i zrobiło mi się go żal. Odwróciłam się w stronę jego siostry i spojrzałam na nią wyczekująco, zastanawiając się, co zamierza zrobić, ale ona już nie wyglądała jak żywiołowa dziewczynka, którą poznałam chwilę temu. Wydawała się przerażona. Szturchnęłam ją, co chyba wybudziło ją z transu.

– No i?

– Nie dam rady tam wejść – wyszeptała cicho. Jej zaczerwienione policzki zbladły i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

Świetnie, ma lęk wysokości…

Obróciłam się, by rozejrzeć się za ich rodzicami, ale zauważyłam, że otaczają nas tylko drzewa, a w pobliżu nie ma żadnego dorosłego, który mógłby nam pomóc. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie lepiej wezwać pomoc, ale chłopiec wydawał się bliski histerii, a Willow ciągle rozglądała się nerwowo po parku.

W czym w ogóle problem? Te drabinki wcale nie wydawały się takie wysokie. Westchnęłam, godząc się z tym, że to ja będę musiała się na nie wspiąć i pomóc jej bratu zejść.

W tej chwili już wiedziałam, że zdradziwszy jej swoje imię, skazałam się na naprawdę długi dzień. Ruszyłam przed siebie i złapałam się pierwszego szczebelka, gotowa się wspiąć, ale wtedy usłyszałam jego głos:

– Stój.

Zamarłam i natychmiast obróciłam się w stronę, z której dobiegał nieznajomy ton. Po raz drugi tego dnia spojrzałam w oczy obcej osobie. Ale te oczy nie błyszczały. Nie… One były mroczne i przypominały mi burzę, której tak bardzo nienawidziłam. Były przerażające i groźne.

W tej chwili wszystko się zmieniło. Nie mogłam przestać patrzeć w jego zaskakujące, szare oczy. Szydziły ze mnie, skłaniały, by odwrócić wzrok, ryzykując konsekwencje.

Nie uciekłam spojrzeniem albo raczej nie mogłam tego zrobić. Nie wiedziałam nawet, czy tego chcę. Chłopak mi się przyglądał i nagle dotarło do mnie, że chciałabym wiedzieć, co o mnie myśli. Musiałam wiedzieć, co widział, gdy na mnie patrzył. Nie byłam pewna, co sama widzę, patrząc na niego, ale nasza reakcja na siebie nawzajem bez wątpienia nie była normalna – była zbyt intensywna. Opierał się swobodnie o drabinkę naprzeciwko miejsca, gdzie zaczęłam się wspinać, ale jego świdrujące spojrzenie dowodziło, że temu spotkaniu brakowało swobody.

Nie potrafiłam stwierdzić, czy był w moim wieku, czy może trochę starszy. Miał zmierzwione ciemne włosy, które częściowo opadały mu na oczy, bo z przodu były trochę dłuższe.

Po jego twarzy o ostrych rysach i kanciastych kościach policzkowych spływały strużki potu. Usta wciąż miał nieco pełniejsze, jak to u dziecka. Przy jego stopach leżała piłka do kosza, więc zgadłam, że dopiero co skończył grać.

– Chcę do domu – usłyszałam stłumiony jęk dobiegający z góry i to wyrwało mnie z odrętwienia. Zdałam sobie sprawę, że grupka dzieciaków zebrała się wokół drabinek i obserwowała, jak Buddy kurczowo trzyma się szczebelków, ale nikt się nie ruszył, by mu pomóc.

Niedaleko stał mniejszy chłopak, który chyba się kolegował z tym groźnym. Patrzył na nas, obserwował naszą cichą wymianę spojrzeń. Nie odpowiedziawszy, postanowiłam iść dalej. Ta dziwna chwila przeminęła, ale wciąż wyczuwałam napięcie. Nie dane mi było postawić stopy na kolejnym drążku, bo on znowu mnie powstrzymał – tym razem kładąc mi rękę na prawej nodze. Z bliska jego oczy wydawały się jeszcze mroczniejsze, aż zamarłam.

Jakim cudem dostał się tutaj tak szybko?

– Nie – powiedział stanowczo, co zabrzmiało niemal jak warknięcie, ale musiało mi się przesłyszeć. Ludzie nie warczą. Chociaż najwyraźniej on to potrafił, bo po chwili ciągnął tym samym tonem: – Sam tam wszedł, to sam może zejść.

Co? To tylko mały chłopiec, pomyślałam gniewnie. Z drugiej strony my też byliśmy mali.

– Posłuchaj, nie wiem, kim ty jesteś ani o co ci chodzi, ale on potrzebuje pomocy i ja mu jej udzielę. Łapiesz? – oświadczyłam pospiesznie, odnalazłszy w sobie odwagę, by się odezwać. Prawdę mówiąc, chłopak śmiertelnie mnie przerażał.

Natychmiast zrozumiałam swój błąd. Ale nie, to nie krzyki otaczających nas dzieciaków sprawiły, że to do mnie dotarło. Chodziło o to, jak chłopak zacisnął rękę na mojej nodze, jak jego oczy pociemniały od gniewu, aż stały się czarne.

Rozejrzałam się i zobaczyłam Willow stojącą w tym samym miejscu, gdzie ją zostawiłam. Przygryzała wargę, a jej twarz wyrażała zdenerwowanie. Założyłam, że bała się o swojego brata, który teraz przestał płakać i przyglądał nam się przerażony.

Mimo to wyrwałam nogę z uścisku chłopaka i wspięłam się wyżej. Szybko dotarłam na szczyt drabinek. Zaczęłam się zbliżać do młodszego chłopca, który potrzebował pomocy.

Nie spojrzałam w dół.

A powinnam była…

Wyciągnęłam rękę w stronę Buddy’ego, a on wytrzeszczył oczy w panice, bardziej niż wcześniej. Powinnam była to uznać za ostrzeżenie, ale tak się nie stało.

Ktoś mnie popchnął i spadłam.

Poczułam taki ból, jakiego jeszcze w życiu nie doświadczyłam. Niemal mnie oślepił po tym, jak upadłam na beton, lądując na lewym boku.

Udało mi się przewrócić na plecy i spojrzeć w górę. Znowu zobaczyłam te burzowe oczy, które patrzyły, jak łzy spływają mi po twarzy. Chłopak już nie wydawał mi się taki piękny. Wyglądał jak potwór, a ja pojęłam, że powinnam się go bać.

– Mówiłam ci, że nie mogę tam wejść – odezwała się Willow gdzieś z oddali. – Keiranowi by się to nie spodobało.

Rozdział 1

• Dziesięć lat później •

Lake!

Wyrwałam się z zamyślenia, gdy rozbrzmiał ostatni dzwonek tego dnia, oznajmiając koniec lekcji i koniec trzeciej klasy liceum.

Przeżyłam.

Wiedziałam dlaczego, chociaż nie byłam na tyle głupia, by odważyć się przyznać to na głos, bo wierzyłam, że powód pojawi się nagle przede mną niczym gradowa chmura.

Bądź poważna, Lake.

Spojrzałam na swoją najlepszą przyjaciółkę, która patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Nie odpowiedziałam, zebrałam swoje książki i stanęłam przy drzwiach. Willow skończyła zbierać liczne kolorowe długopisy, którymi robiła notatki na lekcjach. Taka już była Willow – ekstrawagancka we wszystkim, co robiła, bez wyjątku. Reszta mojej klasy i nauczyciel zdążyli zniknąć, bo wszyscy chcieli już zacząć wakacje. Willow wstała i podeszła do drzwi, a w jej oczach dostrzegłam ten łobuzerski błysk, który nie znikał, odkąd ją poznałam.

Na chwilę zamknęłam oczy. Nie myśl o tym.

W milczeniu ruszyłyśmy do fioletowego mitsubishi eclipse zaparkowanego przed szkołą. Oczywiście musiał być fioletowy, inaczej Willow nie byłaby sobą. Obserwowałam ją kątem oka, czekając, aż powie mi, co ją dręczy. Wiedziałam, że nie będę musiała długo czekać, bo była gadułą.

– Słyszałaś już? – zapytała, stając przed drzwiami kierowcy. Czekałam cierpliwie, ale ona zawahała się przed otwarciem drzwi, jakby nie chciała mnie tam wpuścić.

Nie, błagałam ją w myślach. Willow obchodziła się ze mną ostrożnie tylko w przypadku jednego tematu, a raczej w przypadku jednej osoby. Nie wspominaj o nim. Nie wspominaj o nim. Ale ona nie zamierzała mnie słuchać i zupełnie zignorowała mowę mojego ciała. Można by pomyśleć, że po dziesięciu latach będziemy się lepiej rozumieć, ale chyba po prostu czułyśmy się przy sobie zbyt swobodnie, by obchodziły nas takie szczegóły.

– O czym? – Oddychanie stawało się dla mnie coraz trudniejsze. Czasami wydawało mi się, że lubię odczuwać ból, zarówno psychiczny, jak i fizyczny. To chore, prawda?

– Od następnej klasy ma wrócić Mroczny Pan Bainbridge High.

Napotkałam jej zmartwiony wzrok. Chyba nie była tak nieświadoma, jak mi się wydawało. Ona mnie ostrzega.

Oddychaj.

Za każdym razem, gdy o nim wspominano, wykonywałam ćwiczenia na kontrolowanie oddechu, żeby nie zacząć hiperwentylować. Jak na ironię ten problem pojawił się u mnie dopiero po tym, jak on zniknął w zeszłym roku. Po tych wszystkich latach, gdy pozwalałam mu się kontrolować ze strachu, można by pomyśleć, że po jego wyjeździe zacznę skakać z radości.

W końcu udało mi się przywrócić oddech do normy. Uniosłam głowę i zobaczyłam, że przyjaciółka stoi obok mnie i kojąco gładzi mnie po plecach.

– Nic mi nie jest – powiedziałam, ale dopiero gdy się upewniłam, że wzięłam się w garść. – Poza tym mam całe lato, by się przygotować. No i ty zapewnisz mi rozrywkę, bo zawsze masz w planach jakieś lekko nielegalne wygłupy – oznajmiłam, próbując rozluźnić atmosferę. Willow odwróciła wzrok i zaczęła przygryzać wargę. Okej…

Teraz moje serce biło szybko – za szybko. Znowu nie mogłam złapać tchu, gdy czekałam na ostateczny cios, który rozwali mi psychikę.

– Rodzice wysyłają mnie gdzieś na całe wakacje… A poza tym on już tu jest.

Umarłam.

Tak naprawdę wcale nie umarłam – po prostu zemdlałam.

Gdy się obudziłam, stała nade mną szkolna pielęgniarka, przyciskając mi do czoła chłodny okład. Dyrektorka i nauczyciel wuefu siedzieli w kącie z zapłakaną Willow, próbując ją pocieszyć.

– To wszystko moja wina – powtarzała, a dyrektorka Lawrence ją tuliła.

– Obudziła się – oznajmiła pielęgniarka.

Willow rzuciła się w moją stronę, a pozostali na mnie spojrzeli.

– Przepraszam, Lake. Nie powinnam była ci niczego mówić!

Posłałam jej drżący uśmiech, ale nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie przy tych wszystkich ludziach. Dyrektorka wtrąciła się, by poinformować nas, że wezwała moją ciocię, która już jest w drodze.

Będzie zadawać pytania. Szybko usiadłam, myśląc, że pora na ucieczkę. Będzie oczekiwać odpowiedzi, a ja nie byłam na to gotowa i właściwie nigdy nie będę. I rzeczywiście bym uciekła, gdyby pielęgniarka nie zniechęciła mnie do tego surowym spojrzeniem.

– Nic mi nie jest. Naprawdę. Willow może mnie odwieźć do domu. – Rozciągnęłam usta w uśmiechu, mając nadzieję, że zaświadczy to o moim dobrym samopoczuciu.

– W przypadku takich sytuacji szkoła jest zmuszona poinformować rodziców lub opiekunów. Postanowiliśmy nie wzywać karetki, bo puls miałaś wyraźny i szybko dochodziłaś do siebie… a potem zaczęłaś mówić.

Mówić? O nie. Co takiego powiedziałam? Było bardzo źle?

Dyrektorka zaczęła coś tłumaczyć, ale się wyłączyłam, bo zastanawiałam się, co takiego mogłam powiedzieć na wpół przytomna. W przeciągu chwili przerobiłam w głowie możliwe scenariusze.

– Lake, słyszałaś mnie? – zapytała ze zniecierpliwieniem.

– Przepraszam, co pani mówiła?

Prychnęła, jakbym marnowała jej czas. Jej irytacja sprawiła, że uśmiech cisnął mi się na usta, ale się powstrzymałam. Nauczyciele w tej szkole byli do kitu, a ja miałam ich wszystkich gdzieś, a było tak głównie dlatego, że postanowili ignorować dręczyciela i jego władzę w szkole. To było tak popieprzone, że brak słów.

– Że powinnaś porozmawiać z panią Gilmore.

Od razu spojrzałam na Willow, zastanawiając się, czy coś im powiedziała, skoro chcieli zaangażować w to szkolną psycholog. Moja przyjaciółka pokręciła głową, wiedząc, o co pytałam.

A więc było bardzo źle.

Na szczęście nie musiałam odpowiadać, bo w tej chwili do gabinetu pielęgniarki wpadła moja ciocia, a za nią zaczerwieniona sekretarka. Moja ciocia miała w zwyczaju panikować.

– Lake! – krzyknęła i rzuciła się w moją stronę, by mnie przytulić. – Co się stało? Dlaczego zemdlałaś? Wszystko w porządku? Niech no cię obejrzę. Nie ruszaj się!

Nawet nie drgnęłam, ale moja ciocia w tym momencie nie zachowywała się zbyt racjonalnie. Byłaby wspaniałą matką, ale nigdy nie miała dzieci ani partnera, mimo że była piękna pod każdym względem.

Bardzo przypominała moją mamę, a swoją siostrę: miała blond włosy, niebieskie oczy, długie nogi, świetne ciało i osobowość. Była też zupełnym geekiem i przepadała za Star Trekiem i wszystkim, co związane z science fiction. Podejrzewam, że właśnie dlatego została bestsellerową pisarką fantasy. Byłam z niej dumna.

Po zniknięciu moich rodziców dziesięć lat temu bardzo się do siebie zbliżyłyśmy. Doszło do tego po… cóż, doszło do tego tamtego lata. Nie wiedziałam, czy rodzice nie żyją, czy zwyczajnie mnie porzucili. Moja ciocia była przekonana, że rodzice nigdy dobrowolnie by mnie nie zostawili. Ale to i tak bolało. Bo zniknęli. Tak po prostu, rozpłynęli się w powietrzu. Dowiedziałam się o tym miesiąc po tamtej sytuacji, do której doszło na placu zabaw. Miałam wtedy urodziny i właśnie wyszliśmy od lekarza po prześwietleniu ręki.

Po tym, gdy ON zepchnął mnie z drabinek, byłam nieprzytomna przez dwa dni i skończyłam ze złamaną ręką. To były dość poważne obrażenia jak na ośmiolatkę. Nigdy nie powiedziałam ani słowa, inni również nie pisnęli. Dorośli po prostu założyli, że spadłam, gdy próbowałam pomóc Buddy’emu. Nawet teraz się zastanawiałam, jakim cudem w tak młodym wieku miał tyle siły i był taki niedelikatny, ale z czasem, po tych wszystkich latach tortur, zrozumiałam, że nie ma w nim niczego delikatnego.

Skup się.

– Kochanie, oni chcą, żebyś porozmawiała ze szkolną psycholog – powiedziała moja ciocia, ale zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.

Byłyśmy ze sobą blisko, a mimo to nigdy nie powiedziałam cioci o niczym, co przydarzyło mi się w tej szkole, poza nią, w moich koszmarach czy… w moich snach. Znając ciocię, oznajmiłaby, że od razu się przeprowadzamy, ale ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Moja ciocia kochała Six Forks. Twierdziła, że to miejsce ją inspiruje. Cokolwiek to znaczy. Po prostu wiedziałam, że nie mogłabym jej tego odebrać.

Więc to wytrzymywałam.

Wytrzymywałam od dziesięciu długich lat, ale wkrótce to się skończy i wtedy będzie po wszystkim, a ja wreszcie odetchnę i będę mogła żyć bez strachu, bez niczyjej kontroli, bez tęsknoty za czymś mrocznym i nieosiągalnym.

Taaa, nie zamierzam teraz o tym myśleć.

Zjawiła się pani Gilmore i od razu przedstawiła się mnie i mojej cioci. Już o niej słyszałam, chociaż nasze drogi nigdy się nie przecięły. Ale jak już mówiłam, do tej pory udawało mi się przeżyć bez jej pomocy.

– Może pójdziemy do mojego gabinetu i tam porozmawiamy na osobności? – zaproponowała.

Nie byłam na to gotowa, ale jaki miałam wybór? Musiałam wiedzieć, co takiego powiedziałam, gdy byłam nieprzytomna.

– Willow, lepiej idź już do domu, co? Dziękuję, że z nią zostałaś, ale jestem pewna, że twoi rodzice się martwią – zasugerowała moja ciocia. Zapomniałam, że Willow wciąż tam była. Pokiwała głową i uśmiechnęła się do mnie nerwowo. Odwzajemniłam ten grymas, ale nie miałam nic więcej do dodania, a przynajmniej nie w tym towarzystwie.

Pani Gilmore zaprowadziła nas do swojego gabinetu, a my podążyłyśmy za nią w milczeniu. Dasz sobie radę. Dotarłyśmy na miejsce i weszłyśmy do środka. Rozejrzałam się. Jej gabinet wyglądał przytulnie, chociaż był nieco zabałaganiony, wszędzie walały się teczki i dokumenty. Ręce mnie świerzbiły, bo poczułam ochotę, by posprzątać w jej gabinecie albo wskazać jej drogę do najbliższego sklepu z artykułami biurowymi, by zakupiła lepsze organizery na dokumenty.

Usiadłyśmy wszystkie i patrzyłyśmy na siebie, nie bardzo wiedząc, co robić dalej. Po kilku chwilach napiętej ciszy moja ciocia odezwała się jako pierwsza:

– Dyrektor Lawrence powiedziała, że Lake coś mówiła tuż przed tym, jak straciła przytomność?

– Tak! Racja. Czasami tak się dzieje, gdy ludzie mdleją, ale chodzi o to, co powiedziała. – Miałam ochotę krzyknąć, by w końcu to z siebie wydusiła, ale musiałam się powstrzymać. – Powiedziałaś… – Na jej policzkach wykwitły rumieńce, a ja poczułam w żołądku jeszcze silniejszy strach. Przełknęłam głośno i poczekałam. – Powiedziałaś… – kontynuowała – „On nie może wrócić”.

Cisza.

W pomieszczeniu znowu nastała zupełna cisza, a ja wręcz czułam ogłuszający ryk upokorzenia i wydawało mi się, że pokój wiruje. Zrobiło się tak cicho, że można by usłyszeć dźwięk spadającej szpilki… na korytarzu. To niemożliwe. Powtarzałam to zdanie w głowie milion razy i prawdopodobnie również na głos.

Ale stało się. Wiedziałam o tym. Moje ciało spięło się tak bardzo, że mogłoby eksplodować. Ale chyba najpierw eksploduje mi głowa, przyznałam. Ciocia wbijała wzrok w szkolną psycholog. Wiedziałam, że się tego nie spodziewała. Ja też nie. Pani Gilmore gwałtownie przycisnęła rękę do ust, jakby nie mogła uwierzyć, że właśnie to powiedziała. To witam w klubie.

– Jest pani pewna… że właśnie to powiedziała? – zapytała moja ciocia.

– Pani Anderson, rozumiem pani zwątpienie, bo sytuacja jest ździebko niepokojąca – odparła. Taaa, no bez jaj. – Ale trener Lyons jest pewien, że dobrze słyszał i że Lake właśnie to powiedziała.

Trener Lyons opiekował się drużyną koszykówki i uczył wuefu. Poza tym należał do fanów mojego dręczyciela, który był również kapitanem drużyny, dopóki w zeszłym roku nie zniknął. Nigdy nie miałam z tym nauczycielem żadnych problemów, ale jemu nigdy nie zależało na niczym poza uszczęśliwianiem swojej gwiazdy koszykówki.

– Muszę więc zapytać… czy w domu są jakieś problemy?

Moja ciocia wyprostowała się, usłyszawszy pytanie i insynuacje kobiety. Chyba nie wiedziała, że moja ciocia miała tendencję do wybuchów, gdy się wkurzy. Nie robiła tak często, ale jeśli ktoś ją sprowokował, to nawet ja się przy niej chowałam.

– Że co proszę? Czy pani sugeruje, że skrzywdziłabym swoją siostrzenicę? Czy pani oszalała?! – krzyknęła. – Idziemy, Lake, bo drga mi prawa ręka.

Wstałam, gotowa do wyjścia, ale pani Gilmore spróbowała szybko naprawić sytuację.

– Pani Anderson, proszę. To tylko rutynowe pytanie, które musimy zadać. To w żaden sposób nie podważa pani roli jako opiekunki. Proszę usiąść – błagała.

Ciocia Carissa nadal wyglądała, jakby zaraz miała się rzucić na tę biedną psycholog, więc postanowiłam się odezwać.

– Pani Gilmore, moja ciocia jest najlepszą opiekunką, o jakiej mogłabym marzyć. Zrobiłaby dla mnie wszystko. Czuję się przy niej bardzo bezpiecznie.

Mina mojej cioci złagodniała po tych słowach.

Sytuacja uratowana.

– Nie wątpię – odparła i uśmiechnęła się przepraszająco do mojej cioci. Obróciłyśmy się, by wyjść, ale jej następne pytanie mnie zatrzymało. – Jeszcze tylko jedno…

Odwróciłam się twarzą do niej.

– Tak?

– Czy to ma jakiś związek z Keiranem Mastersem i jego powrotem od nowego roku szkolnego?

Rozdział 2

Przysięgam, że nic nie powiedziałam – powtórzyła Willow po raz setny. Niedługo po tym, jak wróciłam do domu, Willow przyjechała, by wypytać o szczegóły. Nie za bardzo miałam ochotę przeżywać to upokorzenie od nowa, ale moja upierdliwa przyjaciółka nie chciała dać mi umrzeć w spokoju. Trochę dramatyzuję, co nie?

Przypomniałam sobie tę chwilę, gdy psycholog mnie o niego zapytała. W myślach pochwaliłam się za wymówkę, której użyłam po tym, jak w gabinecie pani Gilmore zadała mi tamto pytanie. „Nie wiem, o co pani chodzi. On i ja nigdy nie mieliśmy ze sobą styczności. Ledwie go znam. Najpewniej po prostu zemdlałam z gorąca”.

To nie do końca była prawda. Nawet teraz na myśl o nim moje ciało się rozgrzewało. Czasami nawet za bardzo.

– Wierzę ci, Willow. Nie musisz mi o tym przypominać – powiedziałam ze śmiechem.

Przyjaciółka podniosła się na łóżku i przez chwilę patrzyła na mnie, przygryzając wargę. To oznaczało, że nad czymś rozmyśla, a w jej przypadku to nigdy nie wróżyło niczego dobrego.

– I co zamierzasz zrobić? – zaczęła znowu. – Przecież nie możesz przez całe lato siedzieć w domu. Poza tym za trzy miesiące i tak musimy wrócić do szkoły.

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze.

Nie byłam na tyle głupia, by myśleć, że jego zniknięcie na niemal rok sprawi, że będzie miał na mnie inny wpływ. Ale może już nie będzie zainteresowany dręczeniem mnie. Mam taką nadzieję.

Willow nie została zbyt długo, wyszła, gdy się upewniła, że wszystko ze mną w porządku. Ucieszyłam się, gdy w końcu mogłam zostać sama, i postanowiłam wziąć prysznic przed snem. Moja ciocia już poszła spać. Chyba nie wiedziała, jak poradzić sobie z tą sytuacją. Rozumiałam to. Nie zadawała mi zbyt wielu pytań, za co byłam jej wdzięczna.

Wzięłam swoje ulubione spodenki do spania w tańczące misie i top do kompletu, a potem poszłam do łazienki. Pomimo sukcesu, jaki odniosła moja ciocia, mieszkałyśmy w czteropokojowym domu z dwiema łazienkami. Był piętrowy i miał dość duże podwórko z tyłu i basen. Na szesnaste urodziny ciocia kupiła mi samochód, więc od tamtej pory ja i Willow na zmianę podwoziłyśmy się do szkoły. Byłyśmy nierozłączne, od kiedy się poznałyśmy, pomimo tego, co się tamtego dnia wydarzyło, ale miałam wrażenie, że ona wciąż z jakiegoś powodu czuje się winna.

Przyjrzałam się sobie w lustrze, jakbym w odbiciu mogła znaleźć odpowiedzi na to, dlaczego ostatnie dziesięć lat wyglądało tak, a nie inaczej. Byłam wysoka i miałam zbyt długie nogi, przez co czułam się niezdarna, szczególnie przy takich niskich dziewczynach jak Willow. Blond włosy sięgały mi do połowy pleców, a ze względu na mamę nosiłam prostą grzywkę – zawsze jej się taka podobałam. Miałam niebieskie oczy, ale w odpowiednim świetle wydawały się niemal zielone. Ciocia mówiła, że są turkusowe. Byłam smukła, a dzięki jodze miałam mięśnie w odpowiednich miejscach. Nie przepadałam za wychodzeniem z domu, więc byłam blada, ale nie przeszkadzało mi to. Willow żartowała, że czasami wyglądam jak Barbie Balerina i tak się czasami zachowuję.

Nie wiedziałam, jaka miałabym być. Byłam po prostu sobą. Nie uważałam siebie za doskonałą, ani trochę. W dzieciństwie zdiagnozowano u mnie dysleksję, kiedy okazało się, że mam problem z uczeniem się z podręczników. A żeby zerwać z wizerunkiem grzecznej dziewczynki, kilka miesięcy temu zrobiłam sobie kolczyk w pępku. Tygodniami błagałam ciocię Carissę, by mi na to pozwoliła, i w końcu uległa, a to dlatego, bym nie wymknęła się i nie zrobiła sobie kolczyka w tajemnicy. Dlatego pojechała tam ze mną. Teraz miałam w pępku srebrne kółko, które było moim ulubionym talizmanem.

Szybko skończyłam się przeglądać w lustrze i wskoczyłam pod prysznic, bo chciałam już, żeby ten pełen dramatów dzień się skończył.

I kto wie… może nawet na niego nie wpadnę.

Ktoś sobie ze mnie drwił. Nie dosłownie, a nawet gdyby, to już do tego przywykłam.

– Cholera, stary, skończyły mi się gumki – usłyszałam czyjś głos.

Znałam go.

To nie był TEN głos, ale rozpoznawałam go i wiedziałam, kto zazwyczaj mu towarzyszył. Wstrzymałam oddech, czekając, mając nadzieję, modląc się, by mnie nie przyłapano, by prezerwatywy znajdowały się w innej alejce. Właśnie byłam w aptece w mieście i chciałam kupić swój ulubiony szampon. Rozejrzałam się szybko, zlokalizowałam butelkę i po nią sięgnęłam, ale czas nie był moim sprzymierzeńcem.

Zahaczyłam ręką o półkę i przewróciłam butelki z szamponami i odżywkami. Patrzyłam, jak spadają niczym domino, kilka z nich się otworzyło, a ich zawartość rozlała się na moje nogi i sandały. Poważnie? Kto umieszcza prezerwatywy obok szamponów?

Przez chwilę miałam ochotę je zostawić i uciec, ale poślizgnęłam się na mokrej płytce. Do alejki wszedł wysoki chłopak. Niechętnie spojrzałam na młodszego, bardziej nieprzewidywalnego Mastersa, który stanął przede mną.

Keenan.

Wyglądał niemal tak samo jak mój dręczyciel, tylko że rysy jego twarzy nie były takie ostre, więc wyglądał bardziej chłopięco i młodzieńczo – w przeciwieństwie do swojego kuzyna. Czasami nie mogłam uwierzyć, że to kuzyni, a nie bracia. Keenan był boski, może nawet bardziej niż jego starszy kuzyn.

Ciemne włosy Keenana zawsze były stylowo postawione na żel i wydawały się lekko zmierzwione, jakby ciągle przeczesywał je rękami. Albo jakby robiła to jakaś dziewczyna, pomyślałam drwiąco. To, że Keenan był szkolną męską dziwką, nie było tajemnicą, mimo że chodził z najładniejszą i najpopularniejszą dziewczyną z Bainbridge. Która w dodatku była cheerleaderką. Byli typową nastoletnią parą – oboje piękni, popularni i płytcy.

Skupił na mnie wzrok i zamarł, by mi się przyjrzeć. Pewnie zamierzał wymyślić jakiś tekst na podryw damy w opałach, a potem mnie rozpoznał i na jego twarzy powoli rozciągnął się złośliwy uśmieszek.

Cholera.

– Stary, chodź tutaj… to ci, kurwa, zrobi dzień.

Chciałam się podnieść, ale Keenan postanowił bardziej się ze mnie ponabijać.

– Och nie, skarbie. Nie musisz się ruszać… już i tak znajdujesz się w odpowiedniej pozycji, by przywitać mojego kuzyna – powiedział zimnym, ociekającym jadem głosem.

Poczułam, że twarz płonie mi ze wstydu. Właśnie klęczałam na czworakach i szybko spuściłam głowę, by zasłonić się włosami.

Uciekaj, Lake, po prostu uciekaj, błagałam się w myślach, ale za bardzo się bałam, by się ruszyć – zostałam złapana niczym bezradna ofiara i czekałam, aż drapieżnik zatopi we mnie swoje kły. Trochę zdziwiły mnie słowa Keenana. Zazwyczaj nie był dla mnie miły, ale przynajmniej mnie ignorował. Ubóstwiał swojego kuzyna, więc problemy Keirana były jego problemami, ale jego reakcja na mnie w tej chwili była czymś nowym.

Świetnie. Mam kolejnego fana.

Po chwili zza rogu wyszła kolejna postać, tym razem wyższa. Zobaczyłam, że czarne skórzane trampki zatrzymują się tuż przede mną. Powoli uniosłam głowę. Jakaś niespodziewana siła odebrała mi wolną wolę, a zdrowy rozsądek wyparował.

Przesunęłam wzrokiem po długich nogach – wiedziałam, że są umięśnione, mimo że teraz skrywały się pod czarnymi dżinsami, które wisiały nisko na biodrach właściciela. Wydawał się większy, niż go zapamiętałam – wyższy i bardziej umięśniony. Jego ciało wyglądało na twarde i smukłe pod koszulką z logo Five Finger Death Punch, która opinała jego klatkę piersiową i ramiona.

Wszelka nadzieja na to, że po tym roku wpływ, jaki na mnie miał, zniknie, wyparowała, kiedy w końcu spojrzałam w jego chłodne, szare oczy. Wyglądał tak samo jak rok temu, tylko jego potargane czarne włosy zostały obcięte na krótko. Jego szczęka wydawała się silniejsza, a rysy twarzy ostrzejsze.

Nasze spotkanie po czasie powiedziało mi to, co powinnam wiedzieć – że on wciąż mnie nienawidzi. Te piękne oczy nigdy mnie nie okłamywały. Nawet jeśli jego usta w przeszłości mówiły mi, że jestem niczym, potrafiłam czytać z jego oczu, bo się tego nauczyłam.

Nie dam rady. To za wcześnie.

Może gdybym zniknęła szybko, zdołałabym uciec, by moje uczucia nie zostały zranione. Z tym nowym planem w głowie zerwałam się na równe nogi, ale zapomniałam, że podłoga jest śliska, i znowu upadłam. Tym razem jednak wpadłam na jego twarde ciało. Moje upokorzenie się nie kończyło.

– Och, patrz, Keiran, ona na ciebie leci. Czy to miłość od pierwszego wejrzenia? – usłyszałam drwiący przytyk stojącego gdzieś z boku Keenana.

Zamknęłam oczy, marząc o tym, by ziemia się rozstąpiła i mnie pochłonęła, ale wtedy poczułam, jak łapią mnie silne ramiona. Wydawały się duże i ciężkie na moim ciele. Mogłam się założyć, że gdybym spojrzała w dół, okazałoby się, że w całości obejmują mnie w talii.

Wciągnęłam powietrze do płuc, przygotowana na to, że odepchnie mnie z obrzydzeniem lub gniewem, ale niczego takiego się nie doczekałam. Zdezorientowana spojrzałam mu w twarz. Był ode mnie wyższy przynajmniej piętnaście centymetrów, więc czubek mojej głowy sięgał jego podbródka. Moje dłonie spoczywały lekko na jego torsie. W jego oczach dostrzegłam bulgoczący żar, który w każdej chwili mógł eksplodować – i z tego powodu zaczęłam podejrzewać, że może on zareagował na mnie w ten sam sposób, co ja na niego. Ale to było niemożliwe, przecież on gardził tym, że w ogóle oddycham. Wiedziałam o tym, bo powtarzał mi to niemal każdego dnia przez ostatnie dziesięć lat.

Dostrzegałam w jego oczach gniew, ale też… zdezorientowanie? Rozumiałam to, że ja byłam zdezorientowana, bo nigdy wcześniej tak się nie dotykaliśmy. Wyczuwałam jego zapach, który mnie spowił – silny, męski… intensywny. Działał na mnie jak afrodyzjak. Przymknął oczy, co wyglądało niemal jak reakcja na pożądanie, ale ja wiedziałam lepiej. To był początek werbalnego ataku. Po latach nauczyłam się rozpoznawać znaki.

Nachylił się, a jego ręce zacisnęły się na mnie, gdy mocno zaciągnął się powietrzem.

– Kurwa – warknął, odzywając się po raz pierwszy, odkąd wszedł do tej alejki i ponownie zjawił się w moim życiu. Jak zwykle jego głos przyprawił mnie o dreszcze. A może po prostu drżałam ze strachu? Nie wiedziałam.

Keiran obrócił głowę i spojrzał na swojego kuzyna, wciąż mnie trzymając.

– Odejdź – zwrócił się w jego stronę. Keenan powoli odepchnął się od szafki, o którą się opierał, a potem uśmiechnął się znacząco i odszedł.

Patrzył, jak jego kuzyn znika, a potem znowu wbił we mnie wzrok i przesunął nim po moim ciele. Wyglądał tak, jakby był głodny, a ja miałam być jego posiłkiem.

Zdecydowanie nie byłam na to gotowa.

Rozejrzał się szybko, ale zostaliśmy sami. Jedyny pracownik sklepu wciąż jest na fajce na zewnątrz, pomyślałam ponuro.

Nagle obrócił mnie, popchnął i oparł o szafkę. Zamarłam, ale kiedy doszłam do siebie, próbowałam go od siebie odepchnąć, on jednak był szybszy. Złapał moje dłonie w swoje duże i unieruchomił mi je nad głową. Poczułam, jak jego klatka piersiowa przyciska się do moich pleców, gdy pochylił się, by wyszeptać mi do ucha:

– Miałem dużo czasu, by się zastanowić, co z tobą zrobię, gdy dopadnę cię sam na sam.

Znowu usiłowałam się uwolnić. Rósł we mnie gniew, bo on trzymał mnie wbrew mojej woli… w aptece, jakby tego było mało. Przez wiele lat pozwalałam Keiranowi się dręczyć, ale obiecałam sobie, że nigdy więcej mnie nie dotknie ani nie skrzywdzi fizycznie.

Otoczył mnie ramieniem w talii, bo dalej się wyrywałam, czując narastającą frustrację. Przycisnął moje ciało do swojego. W końcu odnalazłam w sobie odwagę, by się odezwać.

– Puść mnie, bo zacznę krzyczeć – zagroziłam. Zaśmiał się, ale miałam wrażenie, że ta sytuacja wcale go nie bawi.

– Tak? – zakpił. – Krzyknij, a obiecuję ci, że zamienię twoje życie w piekło. To, co wcześniej ci robiłem, było tylko dziecinną zabawą. Teraz mogę ci jeszcze bardziej uprzykrzyć życie i zniszczyć twój doskonały, porcelanowy świat, a ty poznasz prawdziwy ból. No, krzycz.

Siła jego groźby wstrząsnęła moim ciałem, jego słowa zabrzmiały brutalnie i poczułam, że ściska mnie jeszcze mocniej. Miałam nadzieję, że rano nie zobaczę na skórze siniaków.

– Czego chcesz? – zapytałam, chociaż byłam niemal pewna, że znam odpowiedź. Nie znęcał się nade mną tak jak zazwyczaj. Chciał czegoś. Więc czekałam. Czułam, że jego ciało się napina, a chwilę potem obrócił mnie tak, by spojrzeć mi w twarz. Nasze ciała znajdowały się teraz naprzeciwko siebie, a on wciąż mocno mnie trzymał.

– Obserwowałem cię… – Nachylił się, a nasze usta niemal się zetknęły, jak w pocałunku. Poczułam jego ciepłą rękę przesuwającą się pod moją sukienką i zatrzymującą się tuż przed udem. Powstrzymałam jęk, zaskoczona nagłą reakcją mojego zdradzieckiego ciała. – Obserwowałem cię i uczyłem się ciebie – zaczął i odetchnął głęboko. – Zapamiętałem cię. Wiem, co sprawia ci ból… Wiem, co cię smuci… Wiem, co doprowadza cię do płaczu. I poznam wszystkie twoje najgłębsze obawy. Poznam wszystkie twoje tak zwane mocne strony i uczynię je twoimi słabymi punktami.

Wcześniej tylko się bałam Keirana, ale teraz mnie przerażał, przyznałam sama przed sobą, czując, że gorąca łza spływa po moim policzku.

– Przede mną cały rok z tobą – oznajmił i w końcu mnie puścił. Powoli osunęłam się na podłogę, bo nogi miałam zbyt słabe, by mnie utrzymały. – Złamię cię. A co najważniejsze, zemszczę się na tobie.

• Dziesięć lat temu •

– Nienawidzę cię – wyszeptał.

Ktoś pociągnął mnie na ziemię za ładny kok, który rano pomogła mi zrobić ciocia. Moje włosy rozsypały się na ramionach i krzyknęłam z bólu, a on natychmiast zakrył mi usta ręką.

– A-ale dlaczego? – wydusiłam. Tak bardzo szlochałam i się trzęsłam, że nie mogłam się wysłowić.

– Zamknij się i przestań ryczeć. Jeśli ktoś usłyszy, będę mieć kłopoty… Nie chcesz, żebym coś ci zrobił, prawda?

Pokręciłam głową i spojrzałam na niego ze strachem. Nie był wiele wyższy, ale wydawał mi się gigantyczny. Może dlatego, że przez niego siedziałam teraz na podłodze.

Właśnie wyszłam z klasy językowej. Rozmyślałam o mojej złej ocenie, którą dostałam za wypracowanie na temat tego, co mnie uszczęśliwia. Pani Peterson chyba nie spodobało się to, że w ogóle nie byłam szczęśliwa… już nie. Nie czułam się szczęśliwa od czasu zniknięcia moich rodziców. Każdego dnia miałam nadzieję, że wrócą i mnie uratują.

Może się zgubili, pomyślałam. Kiedy mamusia wychodziła, powiedziała, że niedługo się zobaczymy, więc musiała wrócić. Mamusie zawsze dotrzymują obietnic. Zawsze.

Krótko po zniknięciu moich rodziców, gdy wciąż nie wracali, ciocia Carissa postanowiła zapisać mnie do szkoły w mieście. Dzisiaj był mój pierwszy dzień i od rana do wieczora rozmyślałam o tym podłym chłopcu, który zepchnął mnie z drabinek. Wcześniej widziałam go znowu, na przerwie. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na placu zabaw i wiedziałam, że mnie rozpoznał. Poznałam ten przepełniony nienawiścią wzrok, gdy na mnie patrzył. Ruszył w moją stronę, ale wtedy właśnie rozległ się dzwonek i niemal rzuciłam się biegiem w bezpieczniejsze miejsce. Nie spodziewałam się zobaczyć go tak szybko, ale mnie odnalazł. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to się stanie naszym rytuałem.

– Dlaczego wciąż tu jesteś? – zapytał z pogardą.

– Moi… moi rodzice jeszcze po mnie nie wrócili. – Poczułam napływające łzy, bo znów uzmysłowiłam sobie, jak bardzo za nimi tęsknię.

Zobaczyłam, jak mruży oczy, i zapomniałam o rodzicach.

– Dlaczego? – zapytał.

– Nie wiem. Mo-może… się zgubili? – Nie wiem, dlaczego go pytałam, ale liczyłam na to, że odrobina nadziei polepszy moje samopoczucie.

– Może nie żyją – prychnął.

– Nie mów tak! – wrzasnęłam i zacisnęłam dłonie w pięści. Spojrzał na moje ręce z drwiną w oczach.

– Idę o zakład, że nie żyją – kpił ze mnie dalej.

– Nie – jęknęłam.

– Albo po prostu cię zostawili… – Teraz moja koszulka była mokra od łez, które płynęły niekontrolowanie. – Jezu, jesteś jak ona – rzucił zirytowanym głosem. Zmarszczył brwi i zniesmaczony kopnął moją rękę stopą.

– Jak kto?

Zignorował moje pytanie. Grymas na jego twarzy stał się jeszcze wyraźniejszy i teraz chłopak wyglądał na bardziej podłego.

– Kiedyś to zrobię, wiesz? – stwierdził nienawistnym tonem.

– Co zrobisz? – zapytałam drżącym głosem.

Zacisnął dłonie w pięści i spojrzał na mnie gniewnie. Nagle poczułam, że powinnam stąd uciec, więc zaczęłam się wycofywać. Odsuwałam się od niego, wciąż na podłodze, ale on podążał za mną.

– Zabiję cię. Tak jak zabiłem ją. To jedyny sposób.

Keiran przez wiele lat przypominał mi o tej obietnicy. Groził mi subtelnie, by wzbudzić we mnie strach, i to działało. Niewielkim wysiłkiem mieszał mi w głowie. Willow mówiła, że ryje mi banię. Ja to nazywałam torturami.

Zamyślona wjechałam na podjazd przed moim domem. Mój mózg jeszcze nie ogarniał, co się wydarzyło w aptece.

On mnie dotknął.

Przez ten miniony rok naiwnie myślałam, że mu przejdzie… albo nigdy tu nie wróci. Moje serce biło mocniej na myśl, że miałby nigdy nie wrócić, chociaż wiedziałam, że to było niemożliwe. Musiał skończyć ostatnią klasę liceum, którą według niego mu odebrałam.

Byłam sobą zniesmaczona i mdliło mnie przez to, co czułam do kogoś, kto mnie tak głęboko nienawidził. Wcześniej za bardzo się bałam go zapytać, jak planuje mnie skrzywdzić, ale wcale nie musiałam tego robić. Keiran był wystarczająco niebezpieczny, a sprowokowany…

Potrząsnęłam głową, pozbywając się tej myśli. Przez chwilę się zastanawiałam, czy powinnam powiedzieć cioci o Keiranie. Zaczynało do mnie docierać, że przestaję sobie z nim radzić, ale z drugiej strony nie wiedziałam, jak daleko on się posunie, więc nie chciałam jej w to mieszać.

Czułam się naprawdę osamotniona.

Weszłam do domu i zawołałam ciocię. Odpowiedziała niemrawo, a ja domyśliłam się, co właśnie robi. Zastałam ją w salonie oglądającą powtórki Synów Anarchii. Myślę, że podkochiwała się w Charliem Hunnamie.

Ona i Willow wręcz śliniły się na jego widok, gdy pojawiał się na ekranie. Musiałam przyznać, że jego gburowata zarozumiałość była nawet seksowna. Przypominał mi kogoś ciemnowłosego, bezwzględnego i przystojniejszego.

Padłam na sofę obok niej i spojrzałam na zegarek. Było sobotnie popołudnie, a ja nie miałam w planach niczego ekscytującego. Tydzień temu Willow wyjechała na dwumiesięczny obóz organizowany przez uczelnię. Moja przyjaciółka była ambitna – pomimo swoich dziwactw i tak dalej.

– Lake, wiesz, że możesz ze mną porozmawiać o wszystkim, prawda? – zapytała, nie odrywając wzroku od ekranu.

Wiedziałam, że to mnie czeka.

– Tak, wiem, ciociu Carriso.

Wciąż nie omówiłyśmy tego, co wydarzyło się w szkole. Cieszyłam się, że na mnie nie patrzy, bo gdybym spojrzała jej w oczy, wylałyby się ze mnie cały ból i cierpienie gromadzone od dziesięciu lat.

– Chcesz o nim porozmawiać?

Obróciłam głowę w jej stronę, niezdolna ukryć swojej reakcji.

– O kim? – zapytałam rozdygotana.

– O Keiranie Mastersie. Ta psycholog ze szkoły o nim wspominała – odparła i rzuciła mi spojrzenie, które mówiło, że nie wierzy w moją wymówkę o przegrzaniu, ale ja nie mogłam wyznać jej prawdy. Moja ciocia nie była gotowa, by usłyszeć o tym wszystkim, co Keiran robił mi od dziesięciu lat. Dla mnie to wciąż był trudny temat, nawet gdy tylko o tym myślałam. – Lake, ufam ci – ciągnęła, kiedy nie odpowiedziałam, a cisza stała się bardziej napięta. – I chciałabym, żebyś ty też mi zaufała.

Wstała i odeszła, a ja natychmiast poczułam się okropnie. Myślała, że jej nie ufam, ale to nie była prawda. Nie chciałam tak się zachowywać. Nie chciałam jej ranić, ale musiałam ją chronić.

Tylko kto ochroni mnie?

Rozdział 3

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29

Tytuł oryginału:

Fear Me

Redaktor prowadząca: Marta Budnik

Wydawca: Agata Garbowska

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Katarzyna Kusojć

Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © JLwarehouse/Shutterstock.com

Projekt okładki: © Amanda Simpson of Pixel Mischief Design

Wyklejka: © PrasongTakham/Shutterstock.com

Grafika na stronach rozdziałowych: © Dragan Milovanovic, © Sunny studio/Shutterstock.com

Copyright © 2015. Fear Me by B.B. Reid.

Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Sylwia Chojnacka, 2020

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2020

ISBN 978-83-66654-64-8

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek