9,99 zł
„Mia nie była przygotowana na podniecenie, które ją nagle ogarnęło i kazało jej pomyśleć, pierwszy raz w życiu, o szybkim numerku, którym przechwalali się koledzy. Podejrzewała, że większość tych przechwałek to czysta fikcja. Tyle że kiedy spojrzała na Taga, jego orzechowe oczy obiecywały tylko jedno. Gorący niesamowity seks…”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 160
Tłumaczenie
Okazało się, że na Discovery Island mieszka prawdziwy Adonis. W folderach reklamowych, którymi wymachiwała Laurel, kuzynka Mii Brandt i przyszła panna młoda, proponując czterodniowy rejs z San Francisco do Cabo San Lucas, na ten temat nie było ani słowa. Laurel była pracownikiem biura podróży, powinna wiedzieć, że miejscowy Adonis jest większą atrakcją niż domki letniskowe z rabatem.
Jakieś pięćdziesiąt metrów od Mii, która przycupnęła na stołku w barze przy plaży, Adonis po mistrzowsku obudził do życia silnik motorówki. Stał w płytkiej wodzie plecami do Mii i po raz kolejny przyciągnął jej wzrok. Wyróżniał się i wszystko w nim zapowiadało kłopoty.
Dostrzegła go natychmiast. Szybka ocena otoczenia stała się drugą naturą Mii po dwóch misjach w Afganistanie. Zawsze szukała wzrokiem potencjalnego wroga i drogi ucieczki. Już nie wiedziała, co znaczy normalność, ale postawiła sobie za cel odkrycie tego na nowo, wyznaczyła nawet ostateczny termin, którym było Boże Narodzenie. A ponieważ do tego czasu pozostały trzy miesiące, wypatrywanie ewentualnych partnerów na randkę zamiast potencjalnych wrogów byłoby krokiem w dobrym kierunku. Ku normalności.
Mężczyzna pod wieloma względami zasługiwał na uwagę. Obcisły szary T-shirt podkreślał jego atletyczną budowę. Wciąż był chyba niezadowolony z pracy łodzi, choć silnik posłusznie pomrukiwał. Podwinął nogawki dżinsów, które, gdy się pochylił, opinały jego pośladki. Ciemne włosy miał po wojskowemu ostrzyżone. Był opalony. Kiedy z pudełka z narzędziami wyjął śrubokręt, współtowarzyszki podróży Mii zgodnie westchnęły.
– Myślisz, że jest do wzięcia? – Jedna z druhen nachyliła się do Mii, choć wzrok skupiła na przystojniaku w wodzie. Druhnami Laurel były jej koleżanki z różnych etapów życia. Prócz Mii zaprosiła dwie przyjaciółki z college’u, młodszą siostrę przyszłego męża, koleżankę z biura i kobietę, którą poznała podczas rejsu na Jamajkę. Dwie nosiły imię Jenn, pozostałe to Olivia, Lily i Chloe.
Nie bardzo ją interesowało, czy mężczyzna jest wolny. Przesunęła się – wciąż nie lubiła, gdy ktoś jej dotykał – i zdjęła z głowy welon. Mia była pilotem i oficerem armii amerykańskiej, różowy tiul do niej nie pasował. Włożyła go na chwilę, by zrobić przyjemność Laurel.
– To nie jest dobre pytanie.
Druhna – Mia była niemal pewna, że to jedna z Jenn – sączyła margaritę, wpatrując się w nieznajomego.
– Nie?
Kiedy pochylił się nad silnikiem, odsłonił opalone plecy i granatowe bokserki. Kręgosłup aż prosił się, by przesunąć po nim palcami. Albo wargami…
Mia widziała niejednego przystojniaka. Z niejednym spała. Fakt, że od tygodni nie oglądała równie seksownego obiektu, nie uprawniał jej hormonów do rabanu. Nie szukała przelotnego romansu. Nie chciała też zostawiać za sobą kolejnego mężczyzny, który stwierdzi, że ma dość czekania na nią.
Wciąż słyszała słowa byłego partnera. Tłumaczył, że jej ostatnia misja dała mu powód, by ją zdradził. Chyba nie oczekiwała, że będzie na nią czekał całą wieczność? Dla Mii półtora roku to nie była wieczność, lecz najwyraźniej jej były nie znał słowa uczciwość.
Jenn – prawdopodobnie Jenn – cmoknęła, przyciągając znów uwagę Mii do bieżącego problemu.
– Czy on w tej chwili jest singlem?
Mężczyzna przykręcał coś w silniku. Po chwili na łódź wskoczyła kobieta w bikini, a on coś do niej powiedział.
– Zajęty. – Sąsiadka Mii wychyliła resztę margarity. – Muszę wypić drugą.
Mii trudno było sobie wyobrazić, by ktoś miał ochotę na więcej tequili z solą, mimo to dała znak kelnerowi. Zlustrowała go na wszelki wypadek, szukając ukrytej broni.
– Możemy mu posłać drinka. – Druhna numer dwa spojrzała z nadzieją na wodę.
– Albo same mu go zaniesiemy.
– Popieściłabym się z nim przy ścianie.
Podczas dyskusji na temat drinków Mia odpłynęła i pewnie dlatego nie słyszała słów, które padły między „ścianie” i „Mia”. Pięć głów obróciło się w jej stronę.
– Co? – spytała Mia.
Gdyby zamknęła oczy, mogłaby sobie wyobrazić, że znów są z Laurel dziećmi. Laurel była jedynaczką trzy lata od niej młodszą. Szybko stały się nierozłączne. Kuzynka mieszkała niespełna kilometr od domu Mii, więc często wskakiwały na rower i się odwiedzały.
Gdy Mia została wysłana na misję, Laurel codziennie pisała do niej mejle, dzieląc się z nią plotkami z wielkiego świata i ich miasteczka. Wysyłała jej też paczki. Laurel inaczej niż Mia rozumiała znaczenie słów „artykuły pierwszej potrzeby”. Zgadzały się co do dwóch rzeczy – czekolady i chrupek cheetos. Żartobliwe prezenty to inna sprawa. Dzięki Laurel jednostka Mii posiadała najlepsze poduszki pierdziawki. Laurel miała diabelskie poczucie humoru i zaraźliwy śmiech. A ponieważ uszczęśliwianie Laurel uszczęśliwiało Mię, Mia miała teraz na sobie różowe majtki bikini z kryształkami górskimi i diadem na głowie. Laurel szturchnęła ją łokciem.
– On nosi nieśmiertelnik.
– Więc?
– Więc jest wojskowym. Może go znasz.
Oczywiście, bo liczba żołnierzy służących w armii Wuja Sama jest tak mała, że wszyscy są z sobą po imieniu. W ciągu minionego pół roku, gdy Mia służyła w Afganistanie, nie poznała nawet wszystkich żołnierzy ze swojej bazy. Szansa na to, że zna tego żeglarza, jest minimalna. Jasne, mogłaby do niego podejść i się przedstawić, wątpiła jednak, by był zainteresowany wódką z dżinem. Co innego seksem, jeśli choć trochę przypominał mężczyzn, z którymi służyła.
– Wątpię, żeby nasze ścieżki się kiedyś przecięły. – Wyłowiła ze szklanki kostkę lodu. Jeśli wypije dość słodkiej herbaty, może tej nocy nie zaśnie. Unikanie koszmarów było dla niej ważniejsze niż facet na łodzi. – Afganistan nie jest taki mały.
– Podejdź i poproś, żeby do nas dołączył – nalegała Laurel.
– Czemu ja?
Szelmowski uśmiech kuzynki przypomniał Mii, że nie tylko ona przywykła do wydawania poleceń.
– Bo ja jestem panną młodą – przypomniała jej Laurel. – Jestem zajęta. Powinien iść ktoś wolny.
To prawda. Mia chciała być wolna. To był element jej planowanej normalności. Laurel z kolei była bezwstydnie dziewczyńska. Uwielbiała błyskotki oraz róż i swojego przyszłego męża Jacka. Przy Laurel wszyscy się uśmiechali. Prawie rok czekała ze ślubem, by Mia zdążyła wrócić z misji. Mia przeszłaby dla niej przez ogień, a nawet zgodziła się włożyć koszmarną satynową suknię, którą Laurel wybrała dla druhen.
Przy tym wszystkim podejście do przystojniaka na łodzi to naprawdę bułka z masłem.
Na ochotnika wzięła odpowiedzialność za organizację rozrywek tego dnia. Nurkowały z rurką do oddychania i zjadły lunch, który zamienił się w koktajl. Później miały zjeżdżać na linie, przejechać się quadami, zaś o zachodzie słońca wybrać się na spacer plażą. Choć nie mogła zagwarantować, że uczestniczki imprezy będą się przyzwoicie zachowywały, mogła zrobić wszystko, by tej nocy spały jak dzieci. Teraz do listy swoich zadań mogła też dodać stręczycielstwo.
Z tą myślą wstała i ruszyła w kierunku żeglarza. Zrobi wszystko, by dziewczyny dobrze się bawiły. O to walczyła w Afganistanie, o tę głupią radość. Laurel promieniała, ilekroć padało imię jej narzeczonego. Śmiały się trochę za głośno, piły ciut za dużo. Mia nie spotkała afgańskich kobiet, które by tak korzystały z życia.
Temperatura zbliżyła się do tej panującej w Afganistanie. Powinna była włożyć klapki, bo piasek parzył w stopy. Przyspieszyła kroku, właściwie biegła, aż z pluskiem wpadła do wody.
Żeglarz nawet nie podniósł wzroku.
No i dobrze, bo Mia też nie była przesadnie uprzejma. Blondynka w bikini zrobiła minę i ruszając przed siebie plażą, mruknęła do Mii:
– Powodzenia.
Okej, może to jest misja niemożliwa. Ale przecież w polu walki Mia nigdy nie przegrywała, a jej towarzyszki chciały tylko, by zrobiła wywiad. Z ulgą moczyła stopy w chłodnej wodzie.
– Nie jestem zainteresowany. – Żeglarz nie podniósł wzroku znad silnika, marszcząc czoło.
Latając więcej niż jednym helikopterem „Apache” Mia wiedziała, że ta naprawa nie jest niczym skomplikowanym. Znała też tego żeglarza…
Zaklęła w myślach. W ciągu pięciu lat Tag Johnson niewiele się zmienił. W kącikach jego oczu pojawiły się nowe zmarszczki, zapewne od śmiechu. Albo od mrużenia oczu w słońcu, bo ratownicy spędzają wiele godzin na morzu. Blizna na przedramieniu była nowa, poza tym był równie atrakcyjny i irytujący jak tamtej nocy, gdy go poderwała w barze w San Diego.
Przez chwilę chciała się wycofać. Niestety koleżanki nie spuszczały z niej wzroku, z nadzieją, że złowi dla nich zdobycz. Nie chciała ich zawieść.
– Zabawne – zaczęła. – Prawie mnie przekonałeś.
Tag powoli odwrócił głowę. Mia bała się, że ze zdumienia na jej widok wpadnie do wody. Nic podobnego.
– Sierżant Dominatrix – powiedział.
– Pamiętasz może moje imię? – Uśmiechnęła się. Gdyby można zabijać wzrokiem, facet już by nie żył.
Sierżant Dominatrix. Przestraszyła go, więc te słowa mimowolnie mu się wymknęły, chociaż nie były miłe. Gdyby robił listę osób, które najmniej spodziewał się spotkać na Discovery Island, Mia znalazłaby się na pierwszym miejscu. Gdy ostatnio ją widział, wymaszerowała z pokoju hotelowego, mówiąc: Spocznij, żołnierzu. Tag był nagi. Ona w pełnym umundurowaniu.
– Pamiętam. – Nie był dobry w wymyślaniu ksywek, ale Mia była niezapomniana.
– Udowodnij to. – Ruszyła przez płytką wodę do jego łodzi. Te trzy kroki trwały chyba wieczność.
– Nie wolisz być Sierżantem Dominatrix zamiast Mią? – spytał niewinnie.
Po raz kolejny zmierzyła go wzrokiem. Zasłużył na to, bo to jego wina, że dostała tę ksywkę, nawet jeśli o tym nie wiedziała. Nie zamierzał jej wyznać prawdy. Nie był głupi.
– A ty co byś wolał?
Tag nigdy nie był dobry w roli podwładnego, Mia zaś była mistrzem w wydawaniu rozkazów. Ich związek od początku był skazany na niepowodzenie. Ale przecież Mia potrzebowała go do seksu. Po trzech drinkach w Star Bar on też niczego więcej nie chciał.
– Więc… przyjechałaś z wizytą? – Potrafił być uprzejmy.
Mia wskazała na siedzące za nią kobiety. Zabawne. Tag nie powiedziałby, że Mia pije. Za bardzo lubiła wszystko kontrolować, by stracić nad sobą panowanie.
Oczywiście wszystkie te wieczory panieńskie i wesela to szaleństwo. Sam tego doświadczył. Jego partner biznesowy i przyjaciel za parę miesięcy się żenił, a narzeczona przyjaciela próbowała go nakłonić do urządzenia wieczoru kawalerskiego. Uczestniczki tego wieczoru panieńskiego nosiły welony i bikini, które kazały Tagowi spojrzeć na nie po raz drugi.
Tag nie uważał się za kandydata na męża, ale różowe bikini ozdobione świecidełkami z wyszytym słowem „druhna” na pupie kazały mu to rozważyć. Przyszła panna młoda była w bieli, i oczywiście nie do wzięcia. Zapewne towarzyszki Mii przypłynęły statkiem wycieczkowym, który właśnie zacumował na przystani, miały torby z napisem Fiesta Cruise wypchane ręcznikami plażowymi i innymi kobiecymi szpargałami.
Tag znał na pamięć rozkład statku, gdyż firma, którą prowadził tego lata, podpisała umowę z jego właścicielem. Statek wpływał do portu na jedną noc, a o ósmej rano wycieczkowicze wylewali się na wyspę. O czwartej po południu ruszali ponownie w kierunku Meksyku.
A zatem i Mia odpłynie.
– Masz podobną górę? – spytał Tag.
Oprócz majtek od bikini Mia miała na sobie czarny bawełniany T-shirt z logo US Army na prawym rękawie. Włosy splotła w warkocz, nieco luźniejszy niż wymagały wojskowe przepisy, więc może przeszła do cywila. Kołysała się na piętach, jakby tylko czekała na pretekst, by go kopnąć.
Nie zamierzał sobie przypominać, jak wyglądała nago. Ani jak fantastyczną noc z nią spędził. Omiótł ją wzrokiem. To jego szczęśliwy dzień. Mia ma na sobie różowe majtki od bikini. Założyłby się o każde pieniądze, że jest druhną numer sześć.
– Odwróć się – rzekł, robiąc palcem kółko.
Do głowy by mu nie przyszło, że Mia włoży na siebie jakieś świecidełka. Jej wzrok obiecywał zemstę, choć jej zażenowanie było urocze.
– To wieczór panieński. Moja kuzynka wychodzi za mąż, wszystkich obowiązują takie stroje. Chodź i wypij z nami drinka.
To była Mia, jaką pamiętał: rozkazuje, nie pyta. Kiedy czekała na jego odpowiedź, kelner przyniósł margaritę. Tag na odległość wyczuł sól z zielonożółtej brei. Łódź pachniała rozgrzanym na słońcu metalem i olejem, czyli o wiele przyjemniej. Niestety rytmiczne uderzenia fal o łódź nie zagłuszały żartów z baru.
– Nie wierzę, że jesteś wciąż na służbie, sierżancie. – Nie znał statusu Mii, ale różowe bikini nie pasowało do wojskowego dress codu.
– Nie jestem. – W jej oczach pojawił się przelotny błysk, który natychmiast rozpoznał.
Znów omiótł ją spojrzeniem, tym razem szukał blizn. Nie znalazł. Niektórzy żołnierze odsłaniają blizny, inni je ukrywają. Mia należała do tych drugich. To ich łączy.
– Byłaś ranna?
– Nic mi nie jest. Chodźmy – rzekła zniecierpliwiona.
Nie był jej ojcem, bratem ani pielęgniarką. Awansował i nie był już żołnierzem niższej rangi. Mia nie będzie mu rozkazywać. Na jego twarz wypłynął uśmiech. Tak, Mia już do niczego go nie zmusi. Jest cywilem. On pozostał oficerem, za sześć tygodni ma dołączyć do jednostki.
– Nie. – Odłożył narzędzie do skrzynki.
– Jedno piwo. – Oparła ręce na biodrach i mierzyła go wzrokiem.
Nieźle jej szło, choć różowy sznureczek od bikini wystający spod T-shirtu odwracał jego uwagę. Mia przeniosła wzrok na ocean, na łódź, na plażę. Na pewno nic nie umknęło jej uwadze. Cal Brennan, współwłaściciel Deep Dive, ratownik z marynarki, podobnie jak Mia nieustająco obserwował otoczenie, jakby wypatrywał przeciwnika. Tag zostawiał walkę na polu bitwy.
Spojrzał ponad ramieniem Mii. Pięć par oczu dosłownie świdrowało go wzrokiem. Ładna blondynka uniosła kieliszek w niemym toaście. Tag się uśmiechnął. Ładna kobieta w ładny dzień. Powinien być w siódmym niebie. To jest takie łatwe. Z drugiej strony, jeśli chodzi o Mię Brandt, nic nie było łatwe.
Za sześć tygodni wypływa, ona znika stąd za sześć godzin. Nawet gdyby szukał związku, nie było na to czasu. Zakładając, że Mia chce od niego czegoś więcej niż urozmaicenia panieńskiego wieczoru na plaży.
A ponieważ wciąż milczał, podjęła:
– Co złego jest w darmowym piwie?
– Nie ma darmowego drinka bez zobowiązań. – Uśmiechnął się. – Nauczyłem się tego w Star Bar.
Wzruszyła ramionami.
– Nie słyszałam, żebyś się skarżył. Przeciwnie.
Jej uśmiech go podniecił. Dobrze, że dzieli ich łódź, bo Mia dojrzałaby jego erekcję.
– Ty też nieźle hałasowałaś.
– Może. Trzeba dbać o swoje interesy w łóżku. – Uderzyła ręką w bok łodzi, a dokładnie w jego opartą tam dłoń. Nie nosiła pierścionków, lecz na jej palcu widniał blady ślad po obrączce.
– Dyrygowałaś. – Tag przeszedł do ataku.
Była odważna, pewna siebie i więcej niż dyrygowała. Wtedy mu to nie przeszkadzało. Jeśli lubiła wydawać polecenia, chętnie jej słuchał. Niestety został nakryty, gdy chyłkiem wracał do siebie. Był zmęczony. Nie myślał. Wymknęło mu się nazwisko kobiety, z którą spał.
Sierżant Dominatrix. Mężczyzna mógłby z tym żyć, ale Mia była kobietą i pracowała z mężczyznami, którzy nie zawsze traktują kobiety jak równe sobie, nawet gdy regulamin im to nakazuje.
Zmrużyła oczy, ani trochę się nie zmieniła.
– Potrzebowałeś wskazówek.
Stała tak blisko, że mógłby ją pocałować. Miała brązowe oczy i najdłuższe rzęsy, jakie widział w życiu. Automatycznie zacisnął palce na jej dłoni. Mógłby ją wciągnąć na pokład albo ona pociągnąć go za burtę.
– Z radością je dawałaś. Jeśli nie byłaś zadowolona, tylko siebie możesz winić.
– To ja byłam wyższa rangą.
– Na szczęście spędziliśmy razem tylko jedną noc. Bo teraz ja awansowałem, kochanie.
Tytuł oryginału: Wicked Secrets
Pierwsze wydanie: Harlequin Blaze, 2015
Redaktor serii: Ewa Godycka
Korekta: Urszula Gołębiewska
© 2015 by Anne Marsh
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2016
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-2221-1
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.