11,99 zł
Charlotte i Declan biorą udział w charytatywnym wyścigu żeglarskim. Zostali dobrani w parę przez ich ojców. Charlotte nie darzy Declana sympatią. Uważa, że jest zarozumiałym hollywoodzkim aktorem i chce odnieść zwycięstwo, by kolejny raz zabłysnąć. Declan zaś jest zdania, że jego wspólniczka, skądinąd apodyktyczna, złośliwa i uparta, ma w sobie coś intrygującego. Coraz bardziej mu się podoba i wcale tego nie ukrywa. Charlotte toczy z sobą walkę. Boi się, że ktoś taki jak Declan szybko ją porzuci, ale chętnie dałaby się ponieść namiętności...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 154
Anne Marsh
Na falach namiętności
Tłumaczenie:
Julita Mirska
- Masz dziewięćdziesiąt dni. Albo udowodnisz, że jesteś prawdziwym Mastersonem, albo się pożegnamy.
Declan Masterson uwielbiał wyzwania, ale tym razem zdumiał się. Odkąd wraz ze swoim bratem Nashem trafił pod skrzydła swojego adopcyjnego ojca i zamieszkał w egzotycznym świecie Hollywoodu, starał się sprostać żądaniom J.J. Nie zawsze mu się udawało. W przeszłości na słowa krytyki reagował, wyruszając w kolejną szaloną eskapadę, ale to się zmieniło, kiedy J.J. wyznaczył go na swojego następcę.
- Pożegnamy? To znaczy?
Siedział w fotelu, uważnie obserwując ojca. Ten zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli; sprawiał wrażenie odprężonego, ale był to człowiek, przy którym stale należało mieć się na baczności.
- Że stracisz robotę. Przestaniesz być tymczasowym dyrektorem generalnym Masterson Entertainment. Zgłosił się chętny na kupno studia.
Declan zacisnął zęby. Ostatnie dwa lata przygotowywał się do tego, by samodzielnie zarządzać rodzinną firmą. Wiedzę zdobywał sam, od podstaw, a teraz wszystko może stracić. Dlatego, że nie jest i nigdy nie był prawdziwym Mastersonem.
- Potroiłem zyski. Znam się na tej robocie. Obaj to wiemy.
Masterson Entertainment produkowało filmy we współpracy z innymi studiami. Właśnie mieli podpisać kolejną umowę. Gdyby J.J. faktycznie sprzedał ME, Declan mógłby założyć własną wytwórnię – jako aktor dorobił się fortuny – ale musiałby wtedy zrezygnować z kilku ważnych dla siebie projektów. A tego za nic w świecie nie chciał.
- Swoimi przygodami ośmieszyłeś nasze nazwisko. W ciągu ostatnich paru lat wspiąłeś się na najwyższe kasyno w Las Vegas, byłeś w czołówce wyścigu megavalanche we francuskich Alpach i pływałeś wśród żarłaczy białych.
To prawda, ale oprócz tego kierował Masterson Entertainment oraz wyprodukował hit kinowy, który przyniósł znacznie większy zysk od oczekiwanego.
Tak, miał opinię playboya. I nie potrafił usiedzieć w miejscu. Ciągle szukał nowych wrażeń, ekscytujących przygód. Siła, która pchała go naprzód, pozwoliła mu zostać jednym z najbardziej popularnych aktorów kina akcji, a także rozwinąć karierę w ME. Ponieważ jednak na planie filmowym nie bywał codziennie, to w wolnym czasie wspinał się, ścigał na rowerze i motorze, szalał na nartach oraz z powodzeniem brał udział w regatach żeglarskich. A gdy nie ścigał się, nie grał w filmie i nie zajmował się biznesem, poświęcał czas kobietom.
- Nie byłoby w tym nic złego, gdybyś znał umiar – ciągnął J.J. – ale ty wszystko obracasz w spektakl. Oświadczyłeś się jakiejś aktoreczce, wspinając się na jej balkon. O północy, w samych bokserkach, z cukierkiem w kształcie pierścionka kupionym na stacji benzynowej.
Declan wyszczerzył zęby.
- Improwizowałem; jubiler był już zamknięty. Zapomniałeś dodać, że dostałem kosza, a paparazzi wszystko nagrali.
Tamtego wieczoru jego honor mocno ucierpiał, ale całe zajście było w sumie zabawne, przynajmniej dopóki zdjęcia z oświadczyn nie trafiły na łamy gazet i do portali plotkarskich.
Oświadczył się spontanicznie Jessie St. Chiles, z którą grał w ostatnim filmie. Przyjaźnili się, czasem z sobą sypiali, ale sam dobrze wiedział, że nie nadaje się na męża. Jego biologiczny ojciec wcześnie porzucił rodzinę, z kolei żona J.J. rozwiodła się z mężem po pół roku małżeństwa. Oboje z Jessie potraktowali całe wydarzenie jak świetny dowcip.
- Kiedy ludzie słyszą twoje imię i nazwisko, zastanawiają się, jaki tym razem numer wytniesz.
- Rozgłos działa na korzyść firmy – zauważył Declan.
- Owszem. Kiedy jednak ścigałeś się w Alpach, przez dwa tygodnie nie było z tobą kontaktu. Umowa koprodukcyjna nie doszła do skutku i dziesięć filmów przeszło nam koło nosa. Bo pan dyrektor był nieuchwytny. Nie jesteś Mastersonem.
- Z urodzenia na pewno nie – przyznał Declan.
Miał osiem lat, a Nash sześć, kiedy J.J. ich adoptował. Z rodzonym synem nie utrzymywał stosunków. Wersje się różniły: albo Revere w wieku siedemnastu lat porzucił dom ojca w Malibu, albo został z niego wyrzucony. Tak czy owak, od tamtej pory nie dał znaku życia.
J.J. położył na biurku zdjęcie szatynki ubranej w białą koszulkę polo z wyhaftowanym napisem „Martha’s Kids”.
- To córka Bryanta Palsgrave’a, inwestora z Wall Street, członka jednej z najstarszych rodzin w Nowej Anglii. Brat dziewczyny może w przyszłości zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych.
- Wspaniale – mruknął Declan, nie bardzo wiedząc, do czego ojciec zmierza.
Życie, jakie wiedli zamożni ludzie z wyższych sfer, było na ogół potwornie nudne. Na szczęście jego i ich drogi rzadko się krzyżowały. Bogacze unikali aktorów, szczególnie pochodzących z klasy robotniczej; fakt adopcji niczego nie zmieniał.
Po chwili J.J. położył na biurku drugie zdjęcie z informacją o regatach. Uczestnicy mają płynąć dwuosobowymi łodziami kilowymi siedmiometrowej długości o niedużym zanurzeniu i jednym maszcie.
Declan parsknął śmiechem; jako nastolatek ścigał się na większych.
- Wyścig odbędzie się za miesiąc, wokół Martha’s Vineyard. Załoga to jeden miejscowy i jeden celebryta. Zwycięzcy otrzymają milion dolarów, które mogą przeznaczyć na dowolny cel charytatywny. Charlotte Palsgrave potrzebuje partnera, a ja jestem winny przysługę jej ojcu.
- Chyba żartujesz – burknął Declan. Brał udział w poważnych regatach z pełną załogą podczas ekstremalnych warunków pogodowych. Nie zamierzał partnerować rozpieszczonej bogatej księżniczce…
Ojciec pochylił się, zaciskając pięść.
- Nie. Popłyniesz z Charlotte i pomożesz jej wygrać. W dodatku będziesz kulturalny i czarujący. Nie życzę sobie żadnych skandali. Udowodnisz, że jesteś godnym dziedzicem fortuny Mastersonów. W zamian poinformuję oferenta, że nie sprzedam mu Masterson Entertainment i przepiszę firmę na ciebie. Będziesz miał pełną kontrolę.
Okej, to tylko wyścig, w dodatku łatwy do wygrania, pomyślał Declan. Jedno okrążenie, potem kilka zdjęć do prasy i już nikt mu nie podskoczy.
- Wygraj – rzekł J.J. – a wszystko będzie twoje.
Declan nie bardzo wiedział, co ojcem kieruje: dlaczego rozważał sprzedaż ME. Miał niemal patologiczną potrzebę sprawowania kontroli; uwielbiał wymyślać najróżniejsze wyzwania dla „swoich chłopców”. Nash nie wytrzymał; pięć lat temu porzucił studio filmowe i skupił się na własnej spółce naftowej. Declan postąpił podobnie, ale po dwóch latach uległ pokusie i wrócił. Co mu pozwoliło trwać przy J.J.? Świadomość nagrody, jaka go czekała. Ale podczas lat pracy w Hollywood sporo się nauczył. Choćby tego, że nie wystarczy umowa ustna.
- Przygotuj kontrakt – powiedział. – W zamian za trzydzieści dni bez skandalu i wygranie regat przekazujesz mi Masterson Entertainment.
Książę z bajki i szara myszka. Wiadomo, jak się ta historia skończy.
Nieprawda, pomyślała Charlotte; ja nie wiem. Była spięta, z trudem panowała nad nerwami. Miała ochotę się rozpłakać, ale nie mogła. Ludzie by zobaczyli i jej tajemnica by się wydała. Od kilku miesięcy żyła w strachu. Niekiedy korciło ją, by wykrzyczeć prawdę, przyznać się do pomyłki, przeprosić. Bo popełniła koszmarny błąd, którego będzie żałowała do końca życia. Ten wyścig był jej ostatnią szansą, by naprawić zło, więc naprawdę potrzebowała księcia z bajki, który pomoże jej wyjść z opresji.
Gdyby wiedziała, jak potoczy się jej życie, wszystko lepiej by sobie zaplanowała.
Kupiłaby szałowe szklane pantofelki…
A może jakaś dobra wróżka… Na wszelki wypadek zerknęła w dół. Niestety na nogach wciąż miała granatowe tenisówki. Była zdana na siebie. W takich chwilach słyszała z tyłu głowy karcący głos ojca, który ciągle miał do niej o coś pretensje. Coraz częściej potrafiła ten głos ignorować, ale dziś jej ciężko wypracowana pewność siebie całkiem ją opuściła.
Znajdowała się w ekskluzywnym klubie jachtowym na Martha’s Vineyard, w dodatku postanowiła uczestniczyć w mającym się odbyć za trzy tygodnie wyścigu po otwartych wodach oceanu. Jakby tego było mało, miała płynąć w towarzystwie sławnego księcia z bajki, Declana Mastersona, który nie cierpiał szczegółowo rozpisanych planów, a ona chciała wszystko zaplanować i wygrać ten cholerny wyścig.
Stał otoczony miłośnikami żeglarstwa oraz tłumem reporterów. Co ich przyciągało? To, że był znaną hollywoodzką gwiazdą, tymczasowym szefem wielkiego studia filmowego i emanował seksapilem. Falujące jasne włosy, duże piwne oczy, mocno zarysowana szczęka pokryta dwudniowym zarostem, usta…
Ach, te usta. Całe szczęście, że to, co mówił, działało jej na nerwy, inaczej miałaby ochotę godzinami się w nie wpatrywać. Nie tylko zresztą wpatrywać. Stanowił dzieło sztuki. Dzieło sztuki obdarzone wdziękiem i charyzmą, którą włączał i wyłączał wedle swojego widzimisię. Na pewno zawarł pakt z diabłem.
Ciesz się, że to on jest w centrum uwagi, a nie ty, powiedziała do siebie. Oglądała na YouTubie sporo instruktaży, jak pozować do zdjęć, Declan jednak czynił to naturalnie, po prostu błyskał zębami w uśmiechu.
Nieważne; nie zamierzała stawać do konkursu o tytuł Miss Obiektywu. Przed kamerą dosłownie zamierała. Na szczęście jej życie nie kręciło się wokół spraw medialnych, pracowała poniekąd na „zapleczu”. Była dyrektorem Martha’s Kids, organizacji non-profit, która finansowała kolonie i obozy dla osieroconych dzieci. Dla niej takie obozy były ucieczką od domowych kłótni, szansą na zabawę i zawarcie nowych przyjaźni.
Chciała dać taką szansę innym dzieciom.
- Charlotte – usłyszała głos złotowłosego Adonisa – chodź tu do nas.
Jej nogi ruszyły w kierunku głosu. Czuła potężną siłę przyciągania. O Boże, ratunku!
Przystanęła i użyła swojej sekretnej broni: prawdy.
- Nie jestem ci potrzebna, ale dzięki. – Uśmiechnęła się, bo była dobrze wychowana.
Declan utkwił w niej uważne spojrzenie. Ludzie, nawet gdy na nią patrzyli, rzadko ją widzieli. Nic dziwnego, niczym specjalnym się nie wyróżniała; miała zwyczajną twarz i średniej długości ciemnoblond włosy. Z kosmetyków używała tylko kremu z filtrem i nosiła odzież sportową. Niektórzy pewnie uważali ją za nudziarę, ale to jej nie przeszkadzało; ważne, że się dobrze czuła.
To znaczy czuła się dobrze, dopóki narzeczony jej nie rzucił, niszcząc jej marzenia i zabierając z sobą niemal roczny budżet Martha’s Kids. Dlatego zgłosiła się do wyścigu żeglarskiego i poprosiła o pomoc ojca, który mimo wielu wad był liczącym się członkiem miejscowej społeczności.
Miała szczęście: jako partnera dostała Declana. Po pierwsze, jego ładna buźka i ogromna popularność sprawiały, że sponsorzy chętnie zasilali konto fundacji, a po drugie, potrafił żeglować. Szansa wygrania była duża, a nagroda w postaci miliona dolarów wyrówna braki w kasie. O ile Declan zgodzi się wesprzeć Martha’s Kids.
- Nie odmawiaj, kotku. – Obdarzył ją uśmiechem. – Jesteśmy partnerami.
Prychnęła pod nosem. Partnerstwo zakłada równy podział obowiązków, a w tych sprawach wolała mieć więcej do powiedzenia; Declan niech wypina dumnie pierś i szczerzy zęby.
- Do wyścigu zostały trzy tygodnie. Zegar tyka. Spotkamy się, Gwiazdo, na pomoście, kiedy skończysz pozować.
Wyciągnął do niej opaloną rękę. Miał na sobie luźne spłowiałe szorty oraz biały T-shirt opinający umięśniony tors. Potargane włosy, przymrużone oczy i zarost zdawały się mówić: „Dopiero wstałem; nie ciekawi cię, z kim spędziłem noc?”.
Wyobraziła sobie, że z nią, w tym luksusowym hotelu, w którym kręcił swój ostatni film. Była tam scena, kiedy bohater z bohaterką, szczęśliwi, że przeżyli atak terrorystów, zdzierają z siebie ubranie. Na wszelki wypadek, by nie wyczytał nic z jej spojrzenia, przeniosła wzrok na jego stopy.
- No dobra, jedno zdjęcie – mruknęła, ignorując wyciągniętą dłoń.
Wiedziała, że Declan nie przejdzie do następnego punktu – treningu – dopóki jest czymś zajęty, a ona musiała ćwiczyć jak najwięcej, jeśli chciała wygrać. W przeciwieństwie do niego, światowej klasy regatowca, który zwyciężał na Malcie, we Francji i różnych krajach karaibskich, miała ambiwalentny stosunek do wody. Uwielbiała z plaży obserwować ocean, ale gdy ostatni raz podeszła do niego zbyt blisko, omal nie utonęła.
Declan poruszył zapraszająco palcami. Najchętniej by go zamordowała. Nie, najpierw muszą wygrać wyścig, by mogła zorganizować dzieciakom letnie kolonie, a potem… potem może zabić Gwiazdora.
Chociaż bez obcasów mierzyła metr siedemdziesiąt pięć, przewyższał ją o piętnaście centymetrów. Gdy stanęła obok niego, z wdziękiem przejął sprawy w swoje ręce. Otoczył ją ramieniem, przytulił i lekko obrócił przodem do fotografów. Rozległ się trzask migawek. Po chwili opuścił ramię i odsunął się. Szkoda, pomyślała. Gdy ktoś poprosił, aby ponownie zapozowali, pokręcił głową.
- Pani zgodziła się na jedno zdjęcie. – Sięgnął po białą lnianą bluzę, którą rzucił na krzesło, i wciągnął ją na T-shirt.
Ze stojącego naprzeciwko tłumu padło pytanie, które prędzej czy później musiało paść:
- Czy zdecydowaliście już, komu przekażecie nagrodę?
Charlotte otworzyła usta, ale Declan ją uprzedził.
- Myślimy o organizacji pomagającej zwierzętom.
- Ale jeszcze nie podjęliśmy decyzji – dorzuciła Charlotte. Nikt nie zwracał na nią uwagi; patrzyli, jak książę zapina bluzę. – Ja głosuję za Martha’s Kids.
Declan na pewno ją słyszał, ale nie przejął się tym, co powiedziała. Wymienił sześć organizacji prozwierzęcych.
- Musimy to przedyskutować. – Mrugnąwszy do niej, okręcił się na pięcie i ruszył w stronę łodzi.
Psiakość! Jeśli pierwszy tam dotrze, przejmie kontrolę, tak jak to on. Gdyby miała odrobinę więcej odwagi, wepchnęłaby go do wody. Wystarczyłoby przyśpieszyć, dogonić, potrącić. Nic prostszego. Ale zależało jej na wygraniu, poza tym była miła i kulturalna, a mili i kulturalni ludzie nie wpychają innych do wody, nawet tych, którzy na to zasługują. Ale bardzo ją korciło!
Wszystko wydarzyło się tak szybko. Pół roku temu, podczas rozmowy kwalifikacyjnej, przystojny, zabawny George Moore oczarował zarząd Martha’s Kids. Potem koniecznie chciał pracować z nią, Charlotte. Przekazała mu księgowość, a ponieważ spisywał się fantastycznie, nie wzbudził w niej żadnych podejrzeń. Połączyła ich wyjątkowa więź, przynajmniej tak sądziła.
George zawrócił jej w głowie. Nie spodziewała się, że taki mężczyzna może się nią zainteresować. Nie doszukiwała się ukrytych pobudek. Zaprzyjaźnili się, czuli wzajemny pociąg. Po trzech tygodniach wyznał jej miłość i zaproponował, by razem wybrali dla niej pierścionek. Usłyszawszy o tym, ojciec oznajmił wprost, że mężczyzna o wyglądzie greckiego boga nie może zakochać się w szarej myszce. Jego słowa podziałały na Charlotte jak płachta na byka. Postanowiła przyjąć oświadczyny.
I to był błąd. Bo pół roku później George zniknął – cichutko, bez fanfar, które kochał. Wyczyścił nie tylko jej konto, ale również konto Martha’s Kids. Ona bujała w obłokach, a on ją okradał. Wkrótce prokurator wniesie oskarżenie, wszyscy dowiedzą się o kradzieży. Dlatego ten wyścig był tak ważny; miała szansę naprawić szkodę. Pieniądze za wygraną zasiliłyby pustą kasę fundacji, chociaż nie zagłuszyłyby wyrzutów sumienia.
Próbowała skupić się na rozgrzanych słońcem deskach pomostu. Z wody sterczały słupy cumownicze, na których siedziały mewy. Niebo było błękitne, słońce przygrzewało, ale nie było w stanie zlikwidować napięcia w jej mięśniach. Przyśpieszyła kroku i po chwili zrównała się z Declanem. Starała się nie myśleć o bezkresnych wodach, po których wkrótce będą płynąć.
- Charlotte. – Przyjrzał się jej uważnie. – Co się stało?
- Dlaczego uważasz, że coś się stało?
- Jesteś zdenerwowana. Może byśmy…
Potrząsnęła głową.
- Nie, po prostu trzymajmy się planu i wybierzmy organizację, którą wesprzemy.
- Podałem kilka propozycji, wszystkie odrzuciłaś.
- Bo były absurdalne.
- No dobrze, słucham. Wyjaśnij mi, dlaczego Martha’s Kids tak wiele dla ciebie znaczy.
- Bo stoję na jej czele. Bo osierocone dzieciaki zasługują na to, żeby spędzić wakacje na łonie przyrody, pływając na kajakach i grając w gry. Bo ty chcesz przeznaczyć milion dolarów na ratowanie świnek morskich.
- Świnki są fantastyczne.
- Może, ale nie na tyle, żeby im dać milion!
Zwiększyła tempo; niemal biegła. Ich łódź znajdowała się na końcu pomostu. Dogonił ją śmiech. Szlag! Czy ten facet nigdy nie może być poważny? Okej, dotarła na koniec, pochyliła się… i zamarła. Spokojnie. Nie patrz pod nogi…
Ciepłe ręce zacisnęły się na jej talii. Przygryzła wargę.
- Oszustka. – Przysunął usta do jej ucha.
Nie mógł wiedzieć. Nikt nie wiedział. Jeszcze nie.
Chichocząc pod nosem, wskoczył do łodzi. Żałowała, że mieszkańcy wyspy mają bzika na punkcie żeglarstwa. Jest tyle innych dyscyplin sportu: golf, badminton… Albo obserwacja ptaków! Dlaczego nagroda nie mogłaby przypaść drużynie, która sfotografuje najwięcej czapli? Fale uderzały o pomost, woda była głęboka, w kolorze granatowym.
Declan wyciągnął rękę.
- Może mi zdradzisz, dlaczego, skoro nie lubisz wody, zgłosiłaś się do regat?
Nawet gdyby miała zwyczaj zwierzać się obcym, nie wyjawiłaby mu prawdy. Więc zamiast odpowiedzieć, przystąpiła do ataku.
- A może ty mi powiesz, dlaczego zgodziłeś się wziąć udział w małym wyścigu charytatywnym, zamiast wieść wygodne gwiazdorskie życie?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: The Inheritance Test
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2023
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2023 by Anne Marsh
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-846-8
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek