Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dialog o pięknie, jeden z dwóch tekstów Platona, których tytułowym bohaterem jest Hippiasz, filozof, wszechstronny sofista z Elidy.
Hippiasz podróżuje po świecie greckim, zarabiając duże kwoty wygłaszaniem mów na różne tematy i nauczaniem sztuki przemawiania. Kiedy trafia do Aten, Sokrates wykorzystuje okazję, żeby zapytać go, czym jest piękno. Co mają wspólnego wszystkie piękne rzeczy, że nazywamy je pięknymi? Omawiane przez rozmówców różnego rodzaju przykłady pokazują, że piękno, to kalon, rozumieją oni nie tylko wąsko, jako atrakcyjność wizualną, ale znacznie szerzej: są piękne dziewczęta, piękne posągi, ale piękne są także przedmioty zrobione stosownie do swego celu, piękne mogą być także czyny: piękną rzeczą jest „zrobić majątek, mieć zdrowie i sławę”. Hippiasz na prośbę Sokratesa usiłuje zdefiniować pojęcie piękna, ten zaś, bezceremonialnie żartując, wskazuje problemy z kolejnymi definicjami.
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
Platon
Hippiasz większy
tłum. Władysław Witwicki
Epoka: Starożytność Rodzaj: Epika Gatunek: Rozprawa
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 97
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
tłum. Władysław Witwicki
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN-978-83-288-6923-3
Hippiasza większego uważają niektórzy za dialog związany treścią z Hippiaszem mniejszym. I tak O. Apelt, autor nowego tłumaczenia niemieckiego dwóch tu zebranych dialogów, widzi w dialogu większym pewnego rodzaju pieśń przebłagalną. Sokrates miał się jakoby skompromitować, a przynajmniej zbałamucić czytelnika swymi sofizmatami1 z rozmowy poprzedniej; dlatego naprawia swą reputację z pomocą nowej rozprawy z tym samym znajomym.
Przypuszczenie to nie wydaje się jednak konieczne. W poprzednim dialogu szło o kwestię dobra, o sprawę idealnego typu człowieka, w tym chodzi o istotę piękna, które autor pragnie odróżnić czymś od dobra, chociaż nie bardzo wie, jak to zrobić. W każdym razie temat rozmowy wydaje się inny.
Poza tym już w objaśnieniach do dialogu poprzedniego znajdują się uwagi, których celem jest wykazać, że stanowisko, jakie tam Sokrates zajmuje, nie powinno bałamucić czytelnika; uwagi oparte na tekście dialogu.
Trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego te oba dialogi mają tę właśnie osobę w tytule. Ma się dziś wrażenie, że równie dobrze mógł Sokrates z każdym innym sofistą2 rozmawiać o tym, czy dzielny człowiek robi źle świadomie i na czym polega piękno. Może się je kiedyś uda rozwiązać — filologom. Jednakże i bez odpowiedzi na to pytanie z zajęciem można oba dialogi przemyśleć.
Hippiasz większy wydaje się późniejszym od Mniejszego, jeżeli brać pod uwagę stosunek osobisty rozmawiających. W poprzednim Sokrates zachowywał wobec sofisty jakieś pozory towarzyskie uszanowania, pewną rezerwę. Hippiasz bywał bliski obrazy, potrzeba było pośrednictwa Eudikosa, żeby dyskusja mogła jako tako dobrnąć do końca. Sokrates przybierał pozę nieśmiałą, ostrożną — w tym dialogu ma ton poufały, bezceremonialny, dający się pomyśleć między starymi znajomymi, którzy się nie rozumieją, wobec czego jeden nabiera drugiego gruntownie. Sokrates jest swobodny i w dobrym humorze — Hippiasz w jeszcze lepszym, robi poufałe zwierzenia, improwizuje lekcję, daje odpowiedzi na żart, nie obraża się o zupełnie otwarte aluzje Sokratesa, które kijem pachną, słucha delikatnych wzmianek pod swoim adresem o kamieniu młyńskim bez uszu i bez mózgu, które jego pojętność malują; udaje, że nie słyszał. Trudno pomyśleć, żeby Platon, mający tak dobrze uzasadnione ambicje pisarskie i umiejący tak doskonale malować w rozmowie psychologiczne tło osobistego stosunku rozmawiających, naprzód czytelnikom pokazywał ludzi spoufalonych na koleżeńskiej stopie, a później zapoznawał ich niejako i dopiero ośmielał się za pośrednictwem Eudikosa. To się więc wydaje rzeczą niewątpliwą, że Hippiasz większy wyszedł po Mniejszym, ale koniecznego wewnętrznego związku między nimi dopatrzyć się trudno, jeżeli się treść dialogów bierze pod uwagę.
Jakiś związek treściowy jest, bo piękno niedaleko odbiegło od dobra, kwestia mocy jest dotknięta w jednej i w drugiej rozmowie, ale dialog drugi mimo to trudno uważać za dalszy ciąg, dopełnienie czy przeciwstawienie pierwszego. Hippiasz większy stanowi całość sam dla siebie.
Dzieje się, być może, na ulicy — otoczenie nie odgrywa żadnej roli w dialogu. Tyle tylko widać, że gdzieś jesteśmy w Atenach i przysłuchujemy się pogawędce dwóch dobrych, dalekich znajomych.
Dodać nie zaszkodzi, że U. von Wilamowitz-Moellendorff, autor znakomitego dzieła o Platonie, które w r. 1920 wyszło w drugim wydaniu, uważa ten dialog za nieautentyczny, jakkolwiek pochodzący ze szkoły Platona i za życia jego wydany. Opiera się na tym, że nie widać w nim jakoby Platońskiego humoru i wdzięku i Sokrates ma być jakoby mało charakterystyczny. Zarzutów przeciw stylowi dialogu nie umie jednak nawet taki znawca języka jak Wilamowitz sformułować i sam to szczerze wyznaje. Zostają tedy3 bardzo podmiotowe kryteria, które żadną miarą wystarczyć nie mogą, gdyby ktoś nawet podzielał impresje Moellendorffa.
Gdyby jednak i odkryto kiedyś w jakimś Oksyrynchos4 nawet własnoręczny list Platona, który by dialogowi temu autentyczności zaprzeczał, on zostanie mimo to dziełem wielkiej wartości literackiej, które zdolnego czytelnika zawsze potrafi pobudzić do myślenia, a z obrazem Sokratesa z innych dialogów Platona harmonizuje znakomicie.
Sokrates: Hippiaszu piękny i mądry — jakże cię dawno nie było u nas w Atenach!
Hippiasz: Bo czasu nie było, Sokratesie. Elis5, ile razy ma jakiś interes do którego z państw, zawsze się naprzód do mnie zwraca spośród obywateli i wybiera na posła, bo uważa, że najlepiej potrafię osądzić i donieść słowa od każdego państwa pochodzące. Więc nieraz i do innych państw bywałem posłem, a najczęściej i w najliczniejszych, i największych sprawach do Lacedemonu6. I dlatego też to, o co się pytasz: nieczęsto bywam w tych stronach.
Sokrates: Tak to, tak, Hippiaszu: być naprawdę mądrym i doskonałym człowiekiem. Bo ty i w prywatnym życiu potrafisz od młodych ludzi brać grube pieniądze, a jeszcze więcej im świadczyć, niż sam dostajesz, a w publicznym życiu potrafisz około własnego państwa kłaść zasługi; tak potrzeba, jeżeli chcesz, żeby ludzie na ciebie nie patrzyli przez ramię, ale żebyś miał sławę w szerokich kołach.
Ale, wiesz, Hippiaszu, co to będzie za przyczyna, że owi starożytni, których imiona wielkie okrywa sława mądrości, taki Pittakos7 i Bias8, i ci około Talesa z Miletu9, i jeszcze ci potem aż do Anaksagorasa10, że też oni wszyscy albo wielu z nich podobno trzymali się z daleka od działalności politycznej?
Hippiasz: A cóż myślisz, Sokratesie, innego, jak nie to, że nie umieli, nie mieli na tyle zdolności, żeby nastarczyć rozumem na jedno i na drugie zarazem: na sprawy publiczne i prywatne?
II. Sokrates: Na Zeusa, więc niby tak, jak inne sztuki postąpiły naprzód i w porównaniu do dzisiejszych artystów i rzemieślników dawniejsi są partaczami, tak samo, powiemy, i wasza sztuka postąpiła naprzód: sztuka mędrców, i starożytni, ci od mądrości, to partacze w porównaniu do was?
Hippiasz: Bardzo słusznie mówisz.
Sokrates: Więc, gdyby nam tak teraz, Hippiaszu, Bias powstał z grobu, słusznie byście się śmieli z niego tak, jak i o Dedalu11 powiadają rzeźbiarze, że gdyby się dziś urodził i robił takie rzeczy, jak te, za które został sławnym, to by się śmiać z niego potrzeba?
Hippiasz: Jest tak naprawdę, Sokratesie, jak ty mówisz. Co do mnie jednak, to zwykłem starożytnych i poprzedników, a poprzedników nawet więcej chwalić niż współczesnych; wystrzegam się zazdrości tych, co żyją, a obawiam się gniewu tych, co zmarli.
Sokrates: Pięknie ty, Hippiaszu, sądzisz i miarkujesz12 sobie, jak się przynajmniej mnie widzi. A ja bym ci przyświadczyć potrafił, że prawdę mówisz i że istotnie postąpiła wasza sztuka pod tym względem, żeby i publiczne sprawy umieć załatwiać obok swoich osobistych. Ot, przyjechał tu taki Gorgiasz13, mędrzec z Leontiniów; w charakterze urzędowym przybył z domu jako poseł, jako najzdolniejszy między obywatelami Leontiniów do załatwienia spraw publicznych, i na Zgromadzeniu Ludowym14 przemawiał, podobno bardzo pięknie, a znowu w charakterze prywatnym urządzał popisy retoryczne i obcował z młodymi ludźmi, na czym grube pieniądze zarobił i wziął z tego miasta.
A jeśli wolisz — to mój przyjaciel Prodikos15 — ten często i w inne strony jeździł w charakterze urzędowym, a w końcu niedawno był tutaj z ramienia państwa; przybył z Keos, przemawiał na Wielkiej Radzie16, zdobył sobie wielkie uznanie i znowu prywatnie robił popisy oratorskie, i obcował z młodymi ludźmi, i wziął za to pieniędzy nieprawdopodobnie wiele.
A z tamtych, ze starożytnych żaden nigdy nie uważał za właściwe brać pieniędzy jako umówionej zapłaty ani się swoim rozumem popisywać przed mieszaną publicznością; tacy byli naiwni; nie wiedział jeden z drugim, że pieniądze to rzecz bardzo cenna. A z tych dwóch każdy więcej pieniędzy zrobił na mądrości niż jaki bądź inny fachowiec na jakiejkolwiek innej sztuce. A jeszcze przed nimi Protagoras17.
III. Hippiasz: Bo ty, Sokratesie, nic a nic nie wiesz o tym, co piękne na tym punkcie. Gdybyś ty wiedział, ilem ja pieniędzy zarobił, dopiero byś się dziwił. Już pomijam inne sposobności, ale kiedym raz przyjechał do Sycylii18, to chociaż tam siedział Protagoras i miał wielką sławę, i starszy był ode mnie, to ja, choć znacznie młodszy od niego w krótkim czasie zarobiłem znacznie więcej niż sto pięćdziesiąt min19, a z jednego tylko miasteczka bardzo małego, z Inykos, wywiozłem więcej niż dwadzieścia min. Przywiozłem to do domu i dałem ojcu, a on i inni obywatele osłupieli ze zdziwienia. Ja po prostu mam to wrażenie, żem więcej pieniędzy zarobił niż którykolwiek z dwóch mędrców razem wziętych.
Sokrates: Piękne to, Hippiaszu, co mówisz, i to wielkie świadectwa mądrości i twojej, i ludzi dzisiejszych w porównaniu do dawnych: jak bardzo się różnią.
Toż z twoich słów wynika wielka głupota ludzi dawnych, z czasów choćby Anaksagorasa. Bo powiadają, że Anaksagorasowi miało się trafić coś wprost przeciwnego niż wam. Kiedy dostał wielki majątek w spadku, zaniedbał go i stracił wszystko. Taki to był mędrzec bez rozumu. A powiadają podobne rzeczy i o innych starożytnych. Więc to, uważam, piękne świadectwo pokazujesz mądrości dzisiejszych w porównaniu do dawnych; wielu sądzi podobnie jak ty: że mędrzec powinien być przede wszystkim mądry dla siebie samego. A znaczy to chyba, żeby jak najwięcej pieniędzy zarobił.
IV. Dość już o tym; ale o, to mi powiedz. Ty sam, gdzieś najwięcej pieniędzy zarobił, z tych miast, do których jeździsz? Z pewnością w Lacedemonie, bo tam i najczęściej bywasz?
Hippiasz: Nie, za Zeusa, Sokratesie.
Sokrates: Jak mówisz? Więc najmniej?
Hippiasz: Otóż nic w ogóle, nigdy.
Sokrates: To cud opowiadasz przedziwny, Hippiaszu. A powiedzże mi: twoja mądrość nie potrafi, jeżeli ktoś z nią obcuje i uczy się, zrobić go lepszym, dzielniejszym?
Hippiasz: I bardzo, Sokratesie.
Sokrates: Więc synów obywateli Inykos umiałeś zrobić lepszymi, a Spartiatów nie potrafiłeś?
Hippiasz: Daleko mi do tego.
Sokrates: A, to pewnie Sycylijczycy chcą się stawać lepszymi, a Lacedemończycy nie?
Hippiasz: Owszem, Sokratesie, i Lacedemończycy.
Sokrates: To może z braku pieniędzy unikali obcowania z tobą?
Hippiasz: Ależ nie; oni mają dość.
Sokrates: Więc cóż by to było, że choć chcą i mają pieniądze, a ty możesz im oddać nieocenione zasługi, nie odesłali cię z pełnym workiem? Chybaż przecie nie to, żeby Lacedemończycy lepiej od ciebie wychowywali swoich synów? Czy może powiemy tak i ty się na to zgodzisz?
Hippiasz: Ani troszeczkę.
Sokrates: Więc czyś młodych ludzi nie umiał nakłonić w Lacedemonie, że obcując z tobą, więcej by w dzielność postąpili niż ze swymi najbliższymi, czy też ich ojców nie umiałeś namówić, że raczej tobie powinni synów oddawać, niż się osobiście nimi zajmować, jeżeli im coś na synach zależy? Przecieżby nie żałowali własnym dzieciom możliwie największego postępu w dzielności.
Hippiasz: Ja też nie myślę, żeby żałowali.
Sokrates: Tak jest; przecież Lacedemon jest praworządny.
Hippiasz: Jakżeby nie?
Sokrates: A w praworządnych państwach w największej czci zostaje dzielność.
Hippiasz: Tak jest.
Sokrates: A ty jej udzielać drugiemu umiesz najpiękniej w świecie.
Hippiasz: I to bez żadnego porównania, Sokratesie.
V. Sokrates: A przecież, kto by najpiękniej umiał udzielać hodowli koni, czyżby nie w Tesalii20 miał największe zachowanie z całej Grecji i największe by stamtąd brał pieniądze i skądinąd, gdzie by o tę rzecz poważnie dbano?
Hippiasz: Zdaje się.
Sokrates: A kto umie udzielać najcenniejszych nauk w rzeczach dzielności, ten nie w Lacedemonie największą znajdzie cześć i największy zrobi majątek, jeżeli zechce, ani w innym praworządnym państwie greckim, tylko w Sycylii raczej, uważasz, przyjacielu, i w Inykos? Będziemy w to wierzyli, Hippiaszu? Jak ty każesz, to trzeba wierzyć.
Hippiasz: Duch narodowy, Sokratesie, nie pozwala Lacedemończykom zmieniać praw ani synów chować wbrew zwyczajom.
Sokrates: Jak mówisz, Lacedemończykom duch narodowy nie pozwala postępować słusznie, tylko błądzić?
Hippiasz: Ja bym tego nie powiedział, Sokratesie.
Sokrates: A przecież postępowaliby słusznie, chowając synów lepiej, a nie gorzej.
Hippiasz: Słusznie; ale obcego wychowania prawo u nich dawać nie pozwala; bądź przekonany: jeżeliby stamtąd ktokolwiek i kiedy bądź był wziął pieniądze za wychowanie, to i ja bym był wziął przede wszystkim. Bo mnie tam słuchają bardzo chętnie i chwalą; tylko, jak mówię, prawo nie daje.
Sokrates: A prawo, powiadasz Hippiaszu, to szkoda czy pożytek państwa?
Hippiasz: Nadają, moim zdaniem, prawo dla pożytku, ale niekiedy i szkodę przynosi prawo, jeżeli źle zostanie nadane.
Sokrates