Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
I’m your future to powieść o poznawaniu i odkrywaniu siebie – swoich prawdziwych potrzeb, emocji i uczuć. To także powieść o odwadze – odwadze do przyznania się przed samym sobą do tego, kogo tak naprawdę się kocha.
Tears Rogers, choć ma dopiero 16 lat, jest już sławną aktorką, piosenkarką i influencerką. Jako córka znanego muzyka Simona Rogersa, od dziecka obracała się w świetle fleszy, co sprawiło, że jej życie – w tym jej życie uczuciowe – jest śledzone przez fanów i media na każdym kroku. Czy przy takiej popularności i praktycznie braku prywatności Tears będzie w stanie odnaleźć siebie? Czy będzie umiała pogodzić się ze swoimi prawdziwymi uczuciami? Czy odważy się przyznać – przede wszystkim przed samą sobą – kogo tak naprawdę kocha?
I’m your future to kontynuacja historii o Simonie Rogersie, z którą możemy zapoznać się w I’m your past Weroniki Dobrzynieckiej. Autorka obie te historie opisuje jednak w taki sposób, że każda z nich stanowi odrębną całość, dzięki czemu można przeczytać je w dowolnej kolejności.
Weronika Dobrzyniecka to wschodzący talent pisarski, który każdą swoją kolejną książką udowadnia, że zasługuje na miejsce w szeregu znanych i uznanych współczesnych polskich pisarzy. Twórczość tej młodej pisarki jest zdecydowanie warta uwagi!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 291
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Opieka redakcyjna
Agnieszka Gortat
Redaktor prowadzący
Agnieszka Wójtowicz-Zając
Korekta
Ewa Ambroch, Anna Surendra
Opracowanie graficzne i skład
Marzena Jeziak
Projekt okładki
Aleksandra Sobieraj
© Copyrigth by Weronika Dobrzyniecka 2022© Copyright by Borgis 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydanie I
Warszawa 2022
ISBN 978-83-67036-48-1
Wydawca
Borgis Sp. z o.o.ul. Ekologiczna 8 lok. 10302-798 [email protected]/borgis.wydawnictwowww.instagram.com/wydawnictwoborgis
Druk: Sowa Sp. z o.o.
Od autorki
I’m Your Future, chociaż w bezpośredni sposób wiąże się z I’m Your Past, porusza nieco inne problemy. Długo zastanawiałam się, czy pisać tę książkę, a kiedy już podjęłam decyzję, proces twórczy okazał się trudniejszy, niż sądziłam. Napisałam w niej o sprawach, które w dużej mierze nie dotyczą mnie bezpośrednio, a zdecydowanie trudniej jest mówić o czymś, czego nie zna się z własnego doświadczenia. Dlatego z tego miejsca swoje ogromne podziękowania kieruję do mojego ówczesnego współlokatora, Wicia Kokoszki, który jest prawdziwą kopalnią wiedzy w dziedzinie samopoznania i tożsamości.
Przygoda, którą za chwilę rozpoczniesz z tą powieścią, być może ukaże Ci rzeczy i sprawy, z jakimi nigdy nie miałeś do czynienia, i te, o których na co dzień nie myślisz.
Ta książka może Ci w czymś pomóc, może poszerzyć Twoje spojrzenie na świat i na ludzi, jeśli tylko będziesz chciał w ten sposób do niej podejść i wykorzystać jej treść. Muszę przyznać, że pisanie jej, choć momentami trudne, sprawiło mi wiele frajdy. Mam nadzieję, że Tobie tyle samo ekscytacji i zabawy przyniesie lektura.
Zanim przejdę do oficjalnych podziękowań, chcę dodać, że jeśli kiedykolwiek znajdziesz się w podobnej sytuacji jak Tears Rogers, z pewnością, tak jak ona, nie będziesz w tym sam.
Serdeczne podziękowania za wsparcie duchowe, moralne oraz wiarę, że uda mi się skończyć tę powieść, standardowo kieruję do mojej najlepszej przyjaciółki Aleksandry Grochowskiej. Bez tej inteligentnej kobiety żadna z moich powieści nie byłaby skończona, ponieważ są decyzję, które potrafię podjąć tylko z jej pomocą.
Oczywiście dziękuję też mojej rodzinie, Mamie Anecie, Tacie Markowi oraz Bratu Aleksandrowi. Szczególnie za to, że okazujecie mi zrozumienie, szczerość i wsparcie, nie tylko wtedy, gdy chodzi o moją twórczość.
Za wyrozumiałość (potrzeba jej dużo, kiedy jestem w trakcie tworzenia, a że tworzę przez połowę życia, właściwie potrzebne są jej niezmierzone pokłady) dziękuję mojej przyjaciółce Aleksandrze Gajewskiej.
Monice i Adriannie Proszak, Gabrieli Miśko oraz Krystynie Semchyshyn dziękuję za to, że są świetnymi osobami, które samą swoją obecnością podnosiły mnie na duchu.
Dziękuję Monice Bednarskiej (@monloveb_) i Kamili Kolińskiej (@Zocharett) za przedpremierową recenzję powieści. Wasza opinia jest dla mnie bardzo cenna – przyznam, że podziwiam Waszą umiejętność obiektywnej oceny. Dziewczyny, jesteście niezastąpione!
A jeśli ktoś z Was, moich kochanych Czytelników, marzy o wydaniu książki, wiedzcie, że praca z Wydawnictwem Borgis jest czystą przyjemnością! Dziękuję wszystkim pracownikom wydawnictwa, którzy przyczynili się do wydania moich powieści. W szczególności Pani Agnieszce Wójtowicz-Zając, która sprawowała opiekę nad tą historią. Sami przekonacie się, że Pani Agnieszka wykonuje swoją pracę po mistrzowsku.
Serdecznie zapraszam do lektury,
Weronika Dobrzyniecka
Rozdział 1
Bas trząsł szybami w całym domu, był tak głośny, że słowa piosenek umykały w hałasie. Ludzie, żeby normalnie ze sobą porozmawiać, musieli uciekać do ogródka i nad basen.
W barku na zewnątrz nastolatkowie polewali sobie najdroższe alkohole i mieszali je bez opamiętania. Kolorowe światła z salonu rzucały długie smugi na wodę, w której kąpało się kilka pijanych osób.
Tears Rogers bujała się w rytm muzyki, plecami wtulając się w klatkę piersiową swojego chłopaka. Miała zamknięte oczy, a w dłoni ściskała czerwony kubeczek z drinkiem, którego składu nie znała, bo pozwoliła, by zrobiła go jakaś koleżanka.
Dłoń Aidena wędrowała po biodrze dziewczyny w górę i w dół pod jej ciasną, czerwoną sukienką.
– Wszystkiego najlepszego, maleńka – wymruczał jej na ucho. – Może gdzieś się stąd ulotnimy? W twoim pokoju będzie ciszej i spokojniej, będziemy mieć trochę prywatności.
Tears była zbyt pijana, żeby zrozumieć, o co chodzi jej chłopakowi, dlatego dała się poprowadzić za rękę wzdłuż korytarza pełnego ludzi. Zataczała się odrobinę na swoich wysokich koturnach i żeby nie upaść, przytrzymywała się ręką ściany. Śmiała się, chociaż sama nie wiedziała, z czego. Okropnie kręciło jej się w głowie i od jakiegoś czasu czuła mdłości. Pierwszy raz w życiu wypiła taką ilość alkoholu. Nigdy wcześniej nie miała okazji, bo nawet na jej urodzinowych przyjęciach zawsze byli obecni rodzice i mieli ją na oku.
– Aiden! – zawołał dziewczęcy głos i chłopak uniósł wzrok na stojącą przed nim nastolatkę.
Mierzyła go poważnym spojrzeniem swoich niemal czarnych oczu. Splotła ręce pod biustem i oparła się o ścianę, zastępując im drogę do pokoju Tears.
– Co ty tu robisz, Roxanne? – zapytał, szczerze zdziwiony jej obecnością.
Wiedział, że jego dziewczyna nie przepada za córką przyjaciół swoich rodziców, i nie sądził, że zaprosi ją na swoje przyjęcie urodzinowe. Roxie zawsze psuła zabawę, była taka poważna i odpowiedzialna, aż do przesady. Teraz, gdy tylko ją zobaczył, był pewien, że zepsuje mu również ten wieczór.
– Aktualnie czy tak ogólnie? – zapytała beznamiętnie. – Gdzie idziecie?
– Tears powinna się położyć, za dużo wypiła – wyjaśnił spokojnie, przewracając przy tym oczami.
– Niedobrze mi – wtrąciła solenizantka.
Nie czekając na reakcję znajomych, odwróciła się w stronę łazienki. Czuła, że zaraz zwróci wszystko, co tego wieczoru wylądowało w jej żołądku.
Roxanne westchnęła cicho, po czym ominęła chłopaka bez słowa i ruszyła za młodszą koleżanką. Nikt nie prosił jej, żeby pilnowała pijanych dzieciaków, ale ona czuła się w obowiązku, by to zrobić. Znała Tears całe swoje życie, nie wybaczyłaby sobie, gdyby jakaś krzywda stała się tej dziewczynie tuż pod jej nosem.
Zamknęła za sobą drzwi na zasuwkę, po czym podeszła do Tea klęczącej nad toaletą. Odgarnęła jej jasne włosy, a wolną dłonią zaczęła głaskać szczupłe ramię nastolatki.
– Spokojnie, Tea – szepnęła łagodnie. – Wszystko dobrze.
Tears podniosła głowę. Drżącą ręką sięgnęła po papier toaletowy, by wytrzeć kąciki ust, po czym oparła się plecami o ścianę.
Starsza z dziewczyn podeszła do zlewu, wyjęła z szafki pod nim kubek do płukania ust po myciu zębów, napełniła go zimną wodą i podała Tears.
Dziewczyna wzięła kilka zachłannych łyków, zimna woda kojąco działała na jej podrażnione gardło.
Roxanne usiadła obok i pozwoliła, żeby nastolatka ułożyła ciężką głowę na jej ramieniu.
– Ile wypiłaś? – zapytała spokojnie.
– Miałam to liczyć?
Roxie uśmiechnęła się do siebie. Jej biedna koleżanka była w tak beznadziejnym stanie.
– Jadłaś coś? – drążyła, wsłuchując się w ciężki oddech nastolatki wypełniający pomieszczenie.
– Dwa wafle ryżowe, jak zawsze w piątek na kolację – wybełkotała.
– Nic dziwnego, że tak cię poskładało – westchnęła bardziej do siebie, kręcąc przy tym głową. – Będziesz jeszcze wymiotować?
– Nie jestem bulimiczką.
– Nie, Tea, przez alkohol – sprostowała.
Przy okazji pomyślała, że to okropne, iż Tears czuje potrzebę tłumaczenie się z tego nawet przed nią, nawet w takim stanie. Biedna, ludzie musieli okropnie ją postrzegać.
– Dlaczego miałabym?
Roxie na kilka sekund zamknęła oczy, starając się odnaleźć w sobie resztki cierpliwości. Ostatnia rzecz, którą chciała robić w piątkową noc, to opiekować się ledwo kontaktującą, pijaną córką przyjaciół jej rodziców. Na Boga, ona i Tears nawet się nie lubiły, dlaczego tak bardzo obchodziło ją, co stanie się z tą dziewczyną?
– Mniejsza z tym – wymamrotała, starając się zagłuszyć w sobie irytację. Raz po raz przypominała sobie, że Tea jest młodsza, że jest jeszcze naiwna, że łatwo ją wykorzystać. Pamiętała ją jeszcze jako sześciolatkę, przecież nie mogła ot tak jej zostawić. – Jak się czujesz?
– Beznadziejnie, dzięki za troskę.
Roxanne prychnęła cicho pod nosem. Tears, nawet tak bardzo nietrzeźwa, była uszczypliwa. Ciekawe, po kim to miała, skoro zarówno jej matka, jak i ojciec byli przesympatycznymi ludźmi.
– Chcesz się przewietrzyć?
Blondynka twierdząco pokiwała głową, więc starsza koleżanka podniosła się, a potem pomogła jej wstać. Dziewczyna w dalszym ciągu zataczała się, a jej kolana zdawały się zrobione z waty. Przepychając się przez tłum nastolatków w salonie, musiała przytrzymywać się łokcia Roxie, żeby nie upaść.
Kiedy wreszcie udało im się dotrzeć do ogrodu, świeże powietrze przyniosło prawdziwą ulgę solenizantce. Dziewczyna oparła się o murek przy ogrodzeniu, z dala od basenu, barku i całego tego zamieszania, trwającej w najlepsze imprezy. Brała głębokie wdechy przez usta i powoli wypuszczała je nosem. Miała zamknięte oczy.
Roxanne przyglądała jej się przez chwilę. Mimo tego, że Tears była bardzo zmarnowana – blada, z rozmazanym na dolnych powiekach tuszem, wyraźnymi workami pod oczami, splątanymi włosami – wciąż wyglądała ładnie. Zdecydowanie wdała się w ojca. Była wysoka, miała dobrze zarysowaną sylwetkę i skoro już teraz wyglądała tak dobrze, trudno było wyobrazić sobie, jak piękna będzie, gdy dorośnie. Poza tym miała też rysy Simona Rogersa. Jego nos, pełne usta, gęste złote włosy. Tylko oczy odziedziczyła po Marissie. Duże, zielone, pięknie komponujące się z jej wysokimi kośćmi policzkowymi i kilkoma piegami na nosie.
– Dlaczego mi pomagasz? – Zachrypły głos Tears wyrwał dziewczynę z rozmyślań.
Roxie zdezorientowana mrugnęła kilka razy. Blondynka wciąż zamykała oczy i oddychała głęboko, ale jej słowa brzmiały nieco mniej bełkotliwie. Jedną dłonią oplatała łokieć drugiej ręki, przyjmując w ten sposób zamkniętą pozycję ciała.
– Jesteś dla mnie jak młodsza siostra – przyznała, kiedy pierwszy szok minął. – Strasznie wkurzająca, nieodpowiedzialna młodsza siostra. Nie mogłabym cię tak zostawić.
Tea powoli skinęła głową, pozostawiając te słowa bez komentarza. Była zbyt pijana, żeby w ogóle zebrać myśli i wysilić się na odpowiedź.
Rozdział 2
Tears ścisnęła swoje skronie palcami wskazującymi i zamknęła oczy. Głowa jej pękała, a podniesiony głos ojca w niczym nie pomagał.
Od przeszło kwadransa Simon darł się na nią, a ona nawet go nie słuchała. W końcu odważyła się posłać mamie błagalne spojrzenie, ale Marissa jedynie pokręciła głową z przepraszającym uśmiechem.
– Co ty sobie w ogóle myślałaś?! – krzyczał mężczyzna, nerwowo chodząc po przestronnym salonie, obecnie całkowicie zabałaganionym. Wszędzie pełno było pokruszonych chipsów i pozgniatanych papierowych kubeczków, a cała podłoga lepiła się od porozlewanych napojów. – To było skrajnie nieodpowiedzialne z twojej strony! Dobrze, że Roxanne tu była i miała na ciebie oko! Wiesz, jak to się mogło skończyć? Nie powinnaś w ogóle pić alkoholu, a co dopiero tak się upijać! Zaufaliśmy ci, Tears, a ty tak to wykorzystałaś! Mam nadzieję, że nie brałaś żadnych narkotyków?
– Tato – jęknęła płaczliwie, próbując nadążyć za nim spojrzeniem.
– Co „tato”? – warknął. – Myślałem, że jesteś mądrzejsza.
– Simon – wtrąciła się Marissa, która do tej pory przyglądała się wszystkiemu z boku, siedząc przy kuchennej wyspie – nie bądź aż tak surowy. Wydaje mi się, że to, jak czuje się teraz Tears, jest dla niej wystarczającą karą.
Głos mamy był taki opanowany, taki kojący. Tears zawsze to w niej podziwiała i była jej niesamowicie wdzięczna za to, że w niemal każdej sytuacji potrafiła uspokoić ojca. Zdawało się, że ona nawet nie musiała się wysilać. Wystarczało kilka słów, a jemu spadało ciśnienie. Tym razem również spojrzał na swoją żonę łagodnie, po czym wziął głęboki wdech.
– Powinnaś iść do swojego pokoju i przemyśleć swoje zachowanie. Może dwa tygodnie ci na to wystarczą – oznajmił wreszcie.
– Dajesz mi szlaban? – zapytała nastolatka, szerzej otwierając oczy. Ostatni raz była uziemiona przez rodziców, kiedy miała trzynaście lat i urwała się z lekcji, a jej wychowawczyni zadzwoniła i powiedziała, że to nie pierwszy raz. Tamtego dnia załatwili jej guwernantkę, ponieważ doszli do wniosku, że nauczanie domowe wyjdzie jej na lepsze. Mieli rację.
– Tak – odpowiedział poważnie. – Ciesz się, że tylko szlaban. Za to, co zrobiłaś, powinienem zabrać ci komórkę i laptop, i kazać nauczyć się pierwszego rozdziału Buszującego w zbożu na pamięć.
– Super – burknęła z irytacją, po czym wstała z kanapy i nie odwracając się do rodziców, ruszyła korytarzem do swojej sypialni.
Wiedziała, że zasłużyła na karę, ale nie sądziła, że Simon da jej szlaban. Czy jego pretensje i jej kac nie były wystarczające? Przecież już i tak czuła się najgorzej na świecie. Okropnie bolała ją głowa, było jej niedobrze, a wody wypiła już chyba z pięć litrów i wcale nie miała dość.
Rzuciła się na łóżko. Wetknęła twarz w poduszkę i wydała z siebie przeciągły jęk. Sama nie wiedziała, czy jest bardziej zirytowana, zła, czy może jest jej zwyczajnie przykro. Jedyne, czego była pewna w tym momencie, to że miała ochotę zniknąć. Dlatego zakopała się w pościeli, podkuliła nogi i pozwoliła mięśniom się rozluźnić.
Obiecała sobie, że już nigdy nie wypije takiej ilości alkoholu. Czuła się fatalnie. Nie pamiętała dokładnie zeszłego wieczoru. Wiedziała, że razem z innymi wzniosła toast i że do salonu wjechał tort. Nawet go nie spróbowała, wypiła tylko lampkę szampana i przyjęła życzenia i prezenty, które wciąż nierozpakowane leżały na biurku i dookoła niego. Potem ktoś zaproponował jej urodzinowego shota. Nigdy wcześniej nie piła wódki, ale nie chciała, żeby jej znajomi o tym wiedzieli, dlatego zgodziła się i starała się nie krzywić za bardzo, kiedy obrzydliwy trunek praktycznie wypalał jej przełyk. Jakaś koleżanka zaprosiła ją do barku na kolorowego drinka, Aiden namówił ją na piwo, ktoś inny podsunął butelkę wina… i w końcu nie wiedziała już, ile piła, co piła i z kim piła. Żałowała tego, chciałaby pamiętać swoją urodzinową imprezę, tymczasem film urwał jej się jeszcze przed północą.
Usłyszała, że drzwi do jej pokoju się otwierają i ktoś wchodzi do środka, ale nie wytknęła nosa spod pościeli, dopóki materac nie ugiął się pod ciężarem drugiego ciała. Wtedy zerknęła na mamę, siedzącą w nogach łóżka ze szklanką żółtego napoju w ręku.
– Przyniosłam ci witaminę C i elektrolity – oznajmiła łagodnie, po czym postawiła szklankę na stoliku nocnym. – Powinnaś poczuć się po nich trochę lepiej.
Nastolatka podniosła się z westchnieniem i usiadła na łóżku. Wzięła do ręki napój, który przyniosła Marissa, i upiła kilka łyków. Nie smakowało wybitnie, ale było lepsze, niż zakładała.
– Jak się czujesz? – zapytała kobieta, ułożywszy swoją szczupłą dłoń na kolanie córki.
– Pewnie lepiej, niż wyglądam – mruknęła dziewczyna.
– Tea, nie bądź zła na tatę. On po prostu bardzo się o ciebie martwi. Sam popełnił w młodości kilka błędów i nie chce, żebyś zrobiła to samo. Może nie bardzo wie, jak ma ci to przekazać, ale…
– Wiem – przerwała jej Tears. – Nie musisz go bronić.
– Nie robię tego – zaprzeczyła kobieta, uśmiechając się delikatnie. – Staram się tylko jakoś was pojednać. Ty jesteś w takim wieku, że to normalne, że się buntujesz, a twój ojciec i ja musimy przez to przejść jako rodzice. Próbuję przypomnieć Simonowi, że my, kiedy byliśmy młodzi, robiliśmy gorsze rzeczy niż upijanie się do nieprzytomności, ale on wtedy mówi tylko, że my nie mieliśmy żadnych dobrych wzorców. Może ma rację, co nie znaczy, że ty nie masz prawa do popełniania błędów. Nikt nie jest idealny i jeśli się nie sparzysz, skąd będziesz wiedziała, żeby więcej czegoś nie robić? Musisz próbować, by wiedzieć, co jest dla ciebie dobre. Nie jesteśmy w stanie ochronić cię przed wszystkim, chociaż bardzo się staramy.
Dziewczyna zamrugała, próbując odgonić łzy. Jej matka była psychoterapeutką i możliwe, że to właśnie przez swój zawód miała tak dobre podejście do dorastającej nastolatki, chociaż Tears wolała mówić, że Marissa jest po prostu dobrą mamą.
Przez chwilę obie siedziały w milczeniu. Nastolatka wpatrywała się w prawie pustą szklankę w swoich dłoniach, a jej matka wpatrywała się w nią. Zastanawiała się, kiedy jej dziecko zdążyło tak dorosnąć. Pamiętała czasy, kiedy Tea była małym szkrabem, który jeszcze nic nie wiedział o złu tego świata.
– Wieczorem idę z tatą do Dana i Arz – odezwała się po chwili. – Chcielibyśmy, żebyś poszła z nami, jeśli będziesz na siłach.
– Szlaban nie obejmuje wyjścia do waszych znajomych? – sarknęła, unosząc jedną brew.
– Wypada, żebyś podziękowała Roxie, że dopilnowała, aby nic ci się nie stało.
Tears skinęła głową, nie mając już nic do dodania. Marissa miała rację i dziewczyna dobrze o tym wiedziała. Nie miała najmniejszej ochoty widzieć się z Roxanne i tym razem nie chodziło o to, że za nią nie przepadała. Teraz było jej zwyczajnie wstyd. Nie miała pojęcia, jak się zachowywała, co mówiła, i obawiała się, że mogła zrobić coś głupiego. Rozumiała jednak, że nie miała wyboru.
– Jasne – mruknęła, wykrzywiając twarz w grymasie nawet podobnym do uśmiechu.
– Cieszę się. Kocham cię, Tea – zapewniła mama, po czym wstała i skierowała się do wyjścia, chcąc dać dziewczynie trochę czasu na odpoczynek.
Tears próbowała powiedzieć, że ona też ją kocha, bo przecież tak było. Tylko jakoś te dwa słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Od dawna tak było, nie pamiętała, kiedy ostatni raz powiedziała komuś, że go kocha. Miała okropną trudność w wypowiedzeniu tego zdania.
Rozdział 3
Tears uśmiechnęła się delikatnie, przekraczając próg dużego domu państwa West, który niczym nie przypominał jej domu – wielkich, pustych powierzchni, przepełnionych bielą i czernią. U Daniela i Arzaylei przeważały ciepłe kolory i przytulne pomieszczenia. Luksus widać było chyba w każdej rzeczy, która znajdowała się w środku, ale objawiał się on w zupełnie inny sposób niż w ich mieszkaniu.
– Cześć – przywitała się grzecznie, po czym krótko przytuliła Arzayleę i skinęła Danielowi. Znała ich od zawsze i chociaż nie byli spokrewnieni w żaden sposób, traktowała ich jak rodzinę. Gdyby miała być szczera, cieplejszą relację miała z nimi niż ze swoją babcią, którą widywała tylko od święta, bo mieszkała na drugim końcu kraju.
– Tea, jak dobrze wyglądasz – odezwała się Roxanne, oparta łokciami o kuchenny blat.
Tears doskonale wiedziała, że nie jest to komplement, a uszczypliwa uwaga odnosząca się do jej stanu sprzed kilku godzin. Dlatego przewróciła oczami i przywdziewając przesłodzony uśmiech, odpowiedziała równie słodkim głosem:
– Dziękuję.
Wiedziała, że wygląda całkiem nieźle. Miała na sobie dżinsy z przetarciami, koszulę w kolorze pudrowego różu i wełniany sweterek kończący się tuż pod piersiami. Nałożyła też makijaż, żeby ukryć szarość skóry. Wciąż nie czuła się najlepiej, ale chciała mieć już za sobą pierwszą konfrontację z Roxie.
Kiedy wszyscy usiedli do stołu, Tears zmusiła się do uprzejmości wobec starszej koleżanki. Tak naprawdę była jej wdzięczna za to, że poświęciła swój czas, by się nią zająć, chociaż w życiu nie przyznałaby się do tego.
Odchrząknęła, na chwilę odkładając sztućce. I tak nie miała za dużego apetytu.
– Roxanne – odezwała się, a pięć par oczu zwróciło się w jej stronę. – Chciałam ci podziękować. Wiesz, że mnie ogarnęłaś i… w ogóle.
Osiemnastolatka wzruszyła ramionami z nadmierną obojętnością. Upiła kilka łyków wody i przeczesała swoją czarną, równo przyciętą grzywkę palcami, zanim zdecydowała się odpowiedzieć.
– Twój chłopak nie palił się do pomocy, więc zrobiłam to za niego – rzuciła bez większego entuzjazmu. – Nie ma za co.
Tears mocniej zacisnęła szczękę, z trudem powstrzymując się przed złośliwościami. Na końcu języka miała uszczypliwą uwagę, że ona przynajmniej ma chłopaka, a nie dziewczynę. Nie powiedziała tego głośno tylko dlatego, że tym razem naprawdę nie wypadało. Nie chodziło o obecność ich rodziców. Nie krępowała się przy nich wyrażać swojego zdania, bez względu na to, czego ono dotyczyło. Po prostu wiedziała, że gdyby nie Roxanne, zeszła noc mogła skończyć się dla niej całkiem inaczej, gorzej. Dlatego ugryzła się w język.
Dziewczyna wróciła do grzebania widelcem w jedzeniu. Nie miała już nic do dodania. Powiedziała to, co miała powiedzieć, by zadowolić swoich rodziców i po prostu mieć to z głowy, i teraz marzyła już tylko o tym, żeby się stąd wyrwać. Była masa innych rzeczy, które mogła robić w tym czasie, nawet uziemiona.
– Czy mogę wrócić do domu? – zapytała matkę, kiedy tylko odeszli od stołu. – Wciąż nie czuję się najlepiej. Poproszę Aidena, żeby mnie podrzucił.
Marissa westchnęła, ale nie zaprotestowała. Była tym bardziej wyrozumiałym rodzicem i uległa Tears, domyślając się, że dziewczyna nie tylko chce się stąd ulotnić, ale przy okazji spędzić chwilę ze swoim chłopakiem.
– Tak, ale jedźcie prosto do domu.
Nastolatka próbowała ukryć swoją radość, skinęła więc tylko głową i szybko się odwróciła, żeby napisać wiadomość do chłopaka.
Aiden Walsh był wysokim, dobrze zbudowanym szesnastolatkiem, a przy okazji początkującą gwiazdą sceny pop. Jego ojciec Alexander grał na perkusji w jednym z najpopularniejszych rockowych zespołów, a matka Josephine była gwiazdą wielu musicali i przy okazji świetną choreografką. Josie pracowała z Tears na planie jednego z seriali, w którym nastolatka grała ważną rolę. W ten właśnie sposób Tea poznała swojego chłopaka. Kiedyś odwiedził mamę w pracy i przez przypadek trafił na młodą aktorkę, która praktycznie od razu wpadła mu w oko.
Oficjalnie spotykali się niespełna rok, a internet ich kochał. Byli jedną z najbardziej rozpoznawalnych i uwielbianych par w sieci. Fani tworzyli prawdziwe dzieła sztuki z nimi w roli głównej – rysunki, filmiki, opowiadania.
Kiedy tego wieczora Tears zajęła miejsce pasażera w samochodzie swojego chłopaka, nie mogła czuć większej ulgi. Ogarnął ją przyjemny, znajomy zapach jego perfum i działającej klimatyzacji. Szybko cmoknęła swojego chłopaka w policzek, po czym zapięła pas bezpieczeństwa. Przyłożyła głowę do szyby, z każdą chwilą czując coraz większe zmęczenie.
– Jak się czujesz? – zapytał Aiden.
Nawet nie wyobrażał sobie, jak bardzo jego dziewczyna ma już dość tego pytania. W ciągu dnia słyszała je chyba milion razy, miała go już po dziurki w nosie. Rozumiała, że wszyscy się o nią troszczą i chcą dla niej dobrze, ale ona zwyczajnie nie miała siły, by odpowiadać i znosić te współczujące spojrzenia.
– Zmęczona – odpowiedziała od niechcenia. Nie dodała, że wciąż okropnie ją suszy i pobolewa ją głowa. Nie powiedziała, że marzy tylko o tym, żeby położyć się spać, z nadzieją, że następnego dnia obudzi się jak zawsze jak nowo narodzona.
– Czyli przejażdżka na plażę nie wchodzi w grę? – upewnił się nastolatek.
– Nie – westchnęła. – Tak jak ci pisałam, mam szlaban.
– Twoi rodzice by się nie dowiedzieli – zapewnił. – Wrócilibyśmy przed nimi.
– Nie dziś, Aidi – jęknęła, przymykając powieki. – Chcę odpocząć.
Skinął głową, nie nalegając dłużej. Wycofał z podjazdu na drogę i ruszył w dobrze znanym kierunku. W ciągu minionych dziesięciu miesięcy bardzo często bywał w domu Tears. Jej matka bardzo go lubiła, w przeciwieństwie do Simona. Wydawało się, że mężczyzna nie polubiłby żadnego chłopaka swojej córki. Nie mógł pogodzić się z tym, że jego mała dziewczynka dorasta, nie chciał wyobrażać sobie, że może z kimś się całować.
Jechali w komfortowym milczeniu, przy akompaniamencie jakiejś stacji radiowej, która grała same najświeższe przeboje. Muzyka płynęła z głośników cicho, wypełniając przestrzeń w samochodzie. Aiden wystukiwał jej rytm palcem na kierownicy, a Tears kiwała głową do melodii. Dopiero w połowie drogi Walsh znowu się odezwał:
– Masz plany na tegoroczne Święto Dziękczynienia?
– Nie, chyba nie – odpowiedziała natychmiast. – Wszyscy mają zjechać się dopiero na Boże Narodzenie, więc raczej nie.
– Nie chcesz jechać ze mną i moimi rodzicami do Vineland? Co roku tam jeździmy, wynajmujemy takie drewniane domki na wielkim polu, niedaleko lasu. Przyjeżdżają też przyjaciele moich rodziców z liceum ze swoimi rodzinami. To może wydawać się trochę staroświeckie i nudne, ale jest naprawdę fajnie.
Tears ożywiła się odrobinę, kiedy usłyszała tę propozycję. Nigdy nie opuszczała Los Angeles bez rodziców albo swojej menedżerki, więc taka propozycja wydała się jej ogromnie kusząca.
– Bardzo bym chciała – zgodziła się, energicznie kiwając głową. Niespokojnie poruszyła się na siedzeniu, chcąc zwrócić się bardziej w stronę chłopaka. – Gdzie jest Vineland?
– To na północy, niewielkie miasteczko nad jeziorem Mille Lacks. Przy naszym trybie życia pięć dni tam to całkiem przyjemne odcięcie się od rzeczywistości.
– Brzmi świetnie – stwierdziła z fascynacją w głosie. – Postaram się przekonać rodziców.
Kiedy minęli ogromny bilbord reklamujący nowy film, w którym Tears grała znaczącą rolę, ona pomyślała sobie, że bardzo chciałaby na chwilę tak się wyrwać, z dala od wszystkiego i wszystkich, i poudawać, że jest zwykłą szesnastolatką.
Rozdział 4
Wizażystka dokonywała ostatnich poprawek w makijażu Tears, a ta przeglądała portale społecznościowe w swojej komórce. Kątem oka zerknęła na swojego partnera Harry’ego Baldwina. On uważnie studiował scenariusz, podczas gdy fryzjerka dokładnie utrwalała jego fryzurę. Tears była ciekawa, czy nie przygotował się wcześniej do swojej roli, czy może był tak bardzo zestresowany. Ona występowała przed kamerą, od kiedy skończyła cztery latka. Nic już nie mogło zaskoczyć jej na planie filmowym. Miała zaledwie szesnaście lat, a na swoim koncie już kilka nagród za świetne aktorstwo. Raz została też nagrodzona za soundtrack – nagrała go razem z ojcem do filmu Disneya, w którym zagrała Aurorę. Najnowsza adaptacja zdobyła wielkie uznanie, a bilety na premierowe seanse rozeszły się jak świeże bułeczki.
Trudno, żeby Tears nie była zaprzyjaźniona z sukcesem, jeśli jej rodzicami byli Simon Rogers, światowej sławy muzyk, i Marissa Smith, wykwalifikowana psychoterapeutka.
– Voilà – odezwała się makijażystka, po czym odsunęła się o krok, pozwalając dziewczynie zerknąć na swoje odbicie.
Jasne włosy Tears były wyprostowane i lśniące, miała doczepioną grzywkę, ale dobrali ją tak umiejętnie, że wyglądała jak naturalna. Nastolatka miała na twarzy bardzo delikatny, dziewczęcy makijaż, pasujący do różowej sukienki w kwiatki, która przewieszona przez stojak na kostiumy od przeszło godziny czekała, by ją założyć.
Postać, którą tym razem grała, była dość złożona. Bardzo delikatna z zewnątrz, wydawała się wręcz krucha. Za to jej usposobienie… Bridget była okropnie nieprzystępna, a do tego miała kąśliwy język i wydawała się po prostu wredna. Rogers lubiła grać trudne bohaterki, bo miała wrażenie, że w ten sposób rozwija swoje aktorskie umiejętności.
– Dzięki – rzuciła, po czym posłała słaby uśmiech kobiecie, która spędziła nad jej nienagannym wyglądem tyle czasu. Sięgnęła po sukienkę i ruszyła w stronę przebieralni. Zazwyczaj miała prywatną garderobę, ale tego dnia pracowali w plenerze i studio filmowe uraczyło ich wyłącznie wspólną przestrzenią.
Gotowa do nagrań udała się na plan, po którym krzątali się obsługa i wszyscy pracownicy „zza kamery”. Tak ich nazywała, ponieważ nigdy nie pojawiali się na ekranie.
Dziewczyna rozejrzała się po klifie, na którym stał stary samochód, jeszcze z lat osiemdziesiątych. Podobno takim jeździł grany przez Harry’ego Quentin. Tears powinna to wiedzieć, powinna przeczytać książkę, na podstawie której kręcili ten serial, ale twórczość Cornelii Morton jakoś nigdy do niej nie przemawiała.
Oparła się o maskę samochodu i spojrzała na rozciągający się przed nią ocean. Delikatny wiatr smagał jej policzki. Zapatrzyła się w wodę. Miała błękitny kolor i na horyzoncie prawie zlewała się z kolorem nieba. Ten odcień niebieskiego coś jej przypominał, ale nie mogła sobie uświadomić co. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że Harry zjawił się obok, a kamery zaczęły ustawiać się w odpowiednim miejscu, by ich filmować.
Nastolatkowie wsiedli do auta, a Tears opuściła szybę po swojej stronie, żeby kamerzysta miał dobre ujęcie na ich profile.
– You Don’t Know, odcinek trzeci, scena pierwsza, ujęcie pierwsze. – Głos reżyserki zabrzmiał w uszach dziewczyny o wiele za głośno i mimowolnie skrzywiła się na ten dźwięk. – Akcja!
Przez chwilę siedziała w milczeniu, wpatrując się w przednią szybę z kamiennym wyrazem twarzy. Nie patrzyła na Harry’ego i Harry nie patrzył na nią. Dopiero po kilku niesamowicie długich sekundach chłopak się odezwał:
– Lubię tu przyjeżdżać – zacytował scenariusz. – Mogę pomyśleć w spokoju, z dala od ludzi.
– Całkiem tu ładnie – odpowiedziała, nadal wpatrując się w widok przed sobą. Jej ton, a może ton Bridget, był całkiem obojętny.
Lubiła postać, którą grała. Chciała poznać ją lepiej, ale nie mogła przekonać się do książki i języka sprzed dwudziestu lat. To niby wcale nie tak dużo, ale wiele spraw uległo zmianie i nastolatce trudno było się przemóc. Znała ludzi, którzy lubili tę literaturę, ale ona z pewnością nie była jedną z tych osób.
Harry odpiął pas i sięgnął do schowka ponad jej kolanami, z którego wyjął paczkę sztucznych papierosów. Chłopak naprawdę nie palił i nie chciał się zgodzić na prawdziwy tytoń.
– Mama wie, że palisz? – zapytała, podążając wzrokiem za jego ręką.
– Daj spokój. Poza tym to camele. Nie są testowane na zwierzętach.
Tears uśmiechnęła się, ale tylko jednym kącikiem ust.
Lubiła swoją pracę, lubiła stawać się osobami, którymi nigdy nie była, zwykłymi, normalnymi nastolatkami, chodzącymi do zwykłych, publicznych szkół, spotykającymi się ze swoimi zwykłymi przyjaciółmi i jedzącymi zwykłe, obrzydliwe lunche na stołówkach. Lubiła też wcielać się w inne role, w księżniczki albo dziewczyny z nadprzyrodzonymi mocami. Kiedyś grała Lunę Lovegood w teatralnej adaptacji Harry’ego Pottera, a raz wampira w jakimś filmie. Czasami role mieszały jej się, ale wciąż były takie, które szczególnie zapadały w pamięć. Nie dało się zapomnieć tych, dzięki którym zdobyła taką sławę. Jedna czy dwie wielkie produkcje sprawiły, że stała się idolką nastolatek na całym świecie.
Nie była na to gotowa i nie miała pojęcia, z jaką odpowiedzialnością wiąże się ta rola, dlatego do tej pory bardzo dużo roboty odwalała za nią jej menedżerka. Tears zwyczajnie była za młoda, żeby świecić przykładem. Ona też dopiero poznawała życie i niczym nie różniła się od swoich rówieśniczek, które tak ją uwielbiały. Jej po prostu się poszczęściło, bo miała sławnego ojca, dzięki któremu bez najmniejszego trudu stała się gwiazdą.
Czasami, mimo że w gruncie rzeczy lubiła swoje życie, zastanawiała się, czy faktycznie mogła nazwać je szczęśliwym.
Rozdział 5
To był męczący dzień, ale przynajmniej jego zakończenie okazało się przyjemne. Matka odebrała Tears po nagraniach i pojechały razem na obiad. Simon miał akurat ważne spotkanie w związku z premierą nowej płyty, więc też miał wrócić późno. Kiedy Tea przekroczyła próg salonu, jej ojca jeszcze nie było. Za to na blacie kuchennej wyspy, która bezpośrednio wychodziła na pokój dzienny, leżała koperta zaadresowana właśnie do niej. Nastolatka wzięła ją do ręki, jeszcze zanim Marissa zdążyła pojawić się obok.
– Przyszło rano – oznajmiła. – No dalej, otwórz.
Dziewczyna nie zastanawiała się długo. Tradycyjną pocztą w tej chwili nie dostarczano zbyt wielu informacji, to było raczej przestarzałe.
Kiedy jednak wyjęła z koperty złotą tekturkę, zrozumiała, dlaczego otrzymała tę wiadomość zwykłym listem.
– Cholera, miałabym wystąpić w Tańcu z Gwiazdami? – wydukała, z niedowierzaniem przyglądając się zaproszeniu.
Ten program telewizyjny był bardzo stary i miał swoje tradycje, wciąż zapraszał gwiazdy do udziału poprzez wysłanie im papierowego zaproszenia.
– Tea, język – upomniała ją mama, uśmiechając się blado. – Vivianne powiedziała mi wczoraj, że zostałaś zaproszona do uczestnictwa, ale masz bardzo dużo czasu na odpowiedź, dlatego zastanów się dobrze i jeśli chcesz, zadzwoń do niej, żeby to przedyskutować. Musisz pamiętać, że udział w tym programie wymaga wielu treningów, a ty masz jeszcze inne obowiązki.
Nastolatka potaknęła ochoczo, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu. Obiecała, że zadzwoni do swojej menedżerki Vivianne i przedyskutuje z nią ten temat.
Teraz jednak było na to już za późno. Dochodziła szósta, a o siódmej miała wpaść do niej przyjaciółka, z którą nie widziała się przez kilka ostatnich tygodni. Musiała jeszcze zamówić coś do jedzenia, wziąć prysznic i najlepiej też nieco posprzątać w swoim pokoju. Zanim jednak ze wszystkimi rzeczami skierowała się do siebie, wpadła na pomysł, że skoro tego dnia tak dobrze rozmawia jej się z mamą, a Simona nie ma nigdzie w pobliżu, okazja nadaje się idealnie do poproszenia o zgodę na wyjazd na Święto Dziękczynienia z Aidenem.
Marissa nastawiała właśnie wodę na herbatę, nucąc coś cicho.
Tears odchrząknęła, szukając odpowiednich, wyważonych słów.
– Mamo? – zaczęła poważnym tonem. – Bo wiesz, tak się zastanawiam… Aiden zaprosił mnie na rodzinny wyjazd i może… może pozwoliłabyś mi jechać?
Kobieta zerknęła przez ramię na swoją córkę, uśmiechając się lekko.
– Co to za wyjazd?
– Na tydzień do małego miasteczka na północy. Co roku jeździ tam z rodzicami na Święto Dziękczynienia i spotyka się z resztą rodziny. Zaproponował mi to, bo chciał, żebym odpoczęła i spędziła z nim więcej czasu – wyjaśniła, nerwowo bawiąc się końcówkami włosów.
– Brzmi w porządku – stwierdziła Marissa, wrzuciwszy torebkę z herbatą do wrzątku. – Ale będę musiała porozmawiać o tym z twoim tatą, no i oczywiście z rodzicami Aidena. Tydzień to dość długo, co innego, gdybyście mieli jechać tam na weekend.
– Jasne, rozumiem. – Energicznie potaknęła głową. – Ale spróbujesz przekonać tatę, tak?
– Spróbuję – obiecała. – A teraz leć się ogarnąć, bo Sarah niedługo przyjedzie.
Dziewczyna posłusznie pobiegła do swojego pokoju, uważając temat za wyczerpany.
Kiedy godzinę później do pokoju Tea weszła Sarah Clarke, śliczna, o rok starsza dziewczyna, Tears nie potrafiła się powtrzymać i rzuciła się na szyję przyjaciółki.
Sarah nie bez powodu była modelką, jeżdżącą po całym świecie i pracującą dla najlepszych marek. Miała do tego predyspozycje. Była wysoka, zgrabna, a jej drobną twarz w kształcie serca okalały długie, gęste, kasztanowe włosy, które tylko podkreślały bursztynowy kolor jej dużych oczu, opasanych ciemnymi rzęsami. Sarah miała też zgrabny, lekko zadarty nosek i symetryczne, pełne, lekko różowe usta. Wygląda po prostu jak modelka, jak postać wyjęta z okładki magazynu.
– Tęskniłam! – zawołała swoim melodyjnym głosem starsza z dziewczyn. – Cudownie znowu cię widzieć. Albo mi się wydaje, albo wypiękniałaś.
Tears zaśmiała się dźwięcznie, kręcąc głową i pozwalając, żeby jej jasne kosmyki spadły jej na policzki.
– Ja też tęskniłam, strasznie. Musisz mi koniecznie opowiedzieć, jak było w Europie.
– Europejczycy są dziwni – stwierdziła Sarah, układając się wygodnie na dużym łóżku. – Całkiem dobrze się bawiłam. Starałam się pisać ci wszystko na bieżąco.
– A co z tym chłopakiem od Gucciego? Jesteście razem?
– Ten model? Nie, został w Szkocji. Ale pamiętasz, jak wspominałam o jednym fotografie, który ciągle z nami jeździł? Teraz ze sobą kręcimy, ma na imię Raymond i jest okropnie gorący.
– Fotograf? Musi być starszy.
– Mhm – mruknęła z rozmarzeniem. – Trzy lata. Będziesz na tym dobroczynnym bankiecie w przyszłym tygodniu? Bo jeśli tak, to go poznasz. Zabieram go jako swoją osobę towarzyszącą. – Podekscytowana Sarah nawet nie czekała na odpowiedź przyjaciółki. Mówiła dalej o swojej prawie dwumiesięcznej podróży po obcym kontynencie, o ludziach, których poznała, o miejscach, które zobaczyła. – Najbardziej podobał mi się Paryż. Czy to przereklamowane? To miasto ma swój klimat. Chociaż Rzym też był niczego sobie, czego nie mogę już powiedzieć o Pradze. Praga zupełnie nie przypadła mi do gustu. No ale może powiesz mi, co u ciebie? Widziałam pierwszy odcinek tego nowego serialu, w którym grasz. Dziewczyno, ty to masz talent. Aiden nie był zazdrosny o Harry’ego? Harry wydaje się przystojny jak diabli.
– Jest też bardzo sympatyczny – udało się wtrącić Tears, kiedy Sarah zrobiła pauzę na oddech. – Ale zupełnie nie w moim typie. Aiden doskonale o tym wie.
– Dobrze, zaufanie w związku jest ważne – zgodziła się Clarke, sięgając do swojej torebki po butelkę dietetycznej coli. – A co tam u Aidiego? Jego też nie widziałam milion lat. Chyba teraz wydał jakiś singiel, nie? On to dopiero ma głos. Ciekawe, czy jego ojciec brzmiałby podobnie w popowych kawałkach. Chociaż wizerunek rockmana mu pasuje.
– Alexander nie śpiewa – przypomniała Tears. – Tylko gra na perkusji. I prywatnie jest całkiem zwyczajny, jeśli wiesz, co chcę powiedzieć.
– No jasne, tak, faktycznie. To mi przypomina o jednym facecie, którego poznałam w Kopenhadze.
Tea położyła się obok przyjaciółki i słuchała jej opowieści. Tak bardzo cieszyła się, że ją widzi, że nawet nie przeszkadzało jej, że mało kiedy ma okazję się odezwać. Czerpała radość z samej obecności Sarah, bo wiedziała, jak rzadko mają okazję po prostu spędzić ze sobą trochę czasu jak zwykłe nastolatki.
Rozdział 6
Tears uśmiechnęła się do kolejnego aparatu fotograficznego. Od przeszło dwudziestu minut razem z Aidenem pozowała na ściance. Od sztucznych uśmiechów zaczęły boleć ją policzki. Buty, które miała na sobie, też nie należały do najwygodniejszych. Chciała już usiąść przy przypisanym im stoliku, napić się wody i tylko udawać, że wszystko wokół ją interesuje. Gdzieś z boku mignął jej Simon, idący z Arzayleą do stolika z przekąskami. Im była starsza, tym mniej dziwiła się matce, że ta ze wszystkich sił wymiguje się od tych imprez, gali, balów, bankietów i pokazów. Marissa nigdy nie chciała być sławna, to spadło na nią jako konsekwencja związku z mężczyzną, którego kochała. Dzielnie to znosiła, ale tylko wtedy, kiedy naprawdę musiała. Dlatego Simon często pojawiał się przed kamerami z Arzayleą, żoną swojego najlepszego przyjaciela, który też coraz częściej rezygnował z zaproszeń na te wielkie wydarzenia.
– Tears, powiedz, jak idą nagrania do You Don’t Know? – Jedna z dziennikarek podsunęła mikrofon pod usta nastolatki.
Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej, ponieważ tak wypadało.
– Nie mogę powiedzieć za dużo, ale zapewniam, że zakochacie się w historii Bridget i Quentina – odpowiedziała. – To chyba moja ulubiona serialowa para.
– Twój kolega z planu, Harry Baldwin, też tutaj jest. Zdradził mi, że bardzo dobrze mu się z tobą pracuje. Powiedział, że jesteś sympatyczna i profesjonalna. Czy możesz powiedzieć to samo o nim?
– Tak, praca z Harrym to czysta przyjemność – zgodziła się, starając się nie krzyczeć, ale mówić wystarczająco głośno, by przebić się przez panujący wokół szum. – To pierwsza poważna rola Harry’ego, ale bardzo się stara i dobrze mu idzie, w przyszłości z pewnością wiele osiągnie.
– Miło słyszeć, że go wspierasz – skomentowała dziennikarka. – A ty, Aiden? W przyszłym miesiącu ma odbyć się premiera twojego nowego albumu, zgadza się?
– Tak – przytaknął Walsh. – Skończyłem już nagrania, teraz czeka mnie sesja na okładkę i wybór tytułu, ale nie mogę się doczekać, aż usłyszycie moje nowe kawałki.
Aiden odpowiedział jeszcze na kilka pytań, a Tears stała obok przytulona do jego boku i modliła się, żeby już sobie stąd poszli, żeby zeszli z tego nasłonecznionego, czerwonego dywanu i skryli się w klimatyzowanym wnętrzu ogromnej bankietowej sali.
Kiedy w końcu ruszyli do wejścia, nastolatka poczuła ogromną ulgę. Drzwi były szeroko otwarte, przez co doskonale widać było wszystko, co dzieje się w środku, i celebryci musieli pilnować się bardziej, narażeni na paparazzich.
– Ślicznie wyglądasz, Tea – skomplementowała dziewczynę Arzaylea, kiedy podeszła do niej razem z Simonem. Oboje trzymali w dłoniach małe talerzyki z jakimiś koreczkami. – Kto szył twoją sukienkę?
– Stara znajoma taty, Bella Colwel. Zgaduję, że ty swoją zaprojektowałaś sama.
– Tak – zgodziła się z promiennym, dumnym uśmiechem. – To połączenie jedwabiu z jedwabiem aksamitnym – wyjaśniła, chociaż nikt poza nią w ogóle nie orientował się w tym temacie.
– Słyszałem, Aidenie, że masz wygłosić przemowę – wtrącił się Simon, za co dwójka nastolatków była mu ogromnie wdzięczna, bo zdecydowanie nie uśmiechało im się dyskutować na temat rodzajów tkanin. – To twoje pierwsze wystąpienie?
– Tak – przytaknął chłopak, uśmiechając się czarująco. – Zastępuję ojca, dowiedziałem się o tym dziś rano, kiedy został pilnie wezwany na dogrywki. Okazało się, że zaginął im jakiś plik dźwiękowy, a wieczorem muszą oddać materiał do wytwórni.
– Nie stresujesz się? – zdziwiła się Arzaylea. – Miałeś bardzo mało czasu na przygotowanie.
– Nie, mama pomogła mi ułożyć całe przemówienie. Jest w tym zadziwiająco dobra.
Tears już miała potwierdzić słowa swojego chłopaka i nawet zdążyła otworzyć usta, jednak zanim jakiekolwiek wyrazy zdążyły wydobyć się z jej krtani, usłyszała radosne wołanie swojej przyjaciółki.
– Tutaj jesteście! – pisnęła Sarah, podchodząc do grupki gwiazd szybkim, zdecydowanym krokiem. Tuż za nią szedł wysoki chłopak o wyraźnych rysach twarzy, czarnych włosach ułożonych do góry i przeszywającym spojrzeniu ciemnych oczu. W przeciwieństwie do niej nie uśmiechał się. – Wszędzie was szukałam – oznajmiła, wygładzając swoją długą, podkreślającą jej wąską talię sukienkę.
– Cześć, Sarah – odezwał się Aiden, kiwając do dziewczyny głową.
– Cóż, my was już zostawimy – oznajmił Simon, po czym ruszył z Arz do stolika, który dzielili z jakimiś innymi sławami.
– Kochani, to jest Ray – przedstawiła chłopaka Sarah. – Mówiłam ci o nim ostatnio, Tears.
– Miło mi poznać. – Nastolatka wyciągnęła rękę do starszego chłopaka swojej przyjaciółki, a on uścisnął ją od niechcenia. – Tears Rogers.
– Tak, wiem. A ty jesteś Aiden Walsh. Trudno was nie znać – odpowiedział Raymond, wzruszając ramionami.
– Uhm, tak – mruknął Aiden i nawet on wydał się zbity z tropu. – Może pójdziemy, nie wiem, usiąść?
Ray bez słowa skierował się do ich stolika, który już wcześniej wypatrzył razem z Sarah.
– Na początku jest mało rozmowny – szepnęła do przyjaciółki Clarke. – Ale daj mu szansę.
– Przyjemniaczek – mruknął Walsh, przewracając oczami. – Też sobie chłopaka znalazłaś.
Sarah jednak wydała się niewzruszona krytycznym podejściem przyjaciół. Wciąż uśmiechała się z rozmarzeniem, powtarzając, że to kwestia czasu, aż Ray się otworzy, i że naprawdę jest bardzo sympatyczny, czemu ani Tears, ani Aiden nie chcieli dać wiary.
Sarah zerwała z Rayem dwa tygodnie później, a swojej przyjaciółce powiedziała, że była zmęczona jego ciągłym ponurym podejściem do życia i uznała, że „następnym razem nie bierze się za żadnego malkontenta”.
Rozdział 7
Tears Philippa Rogers poza tym, że była sławną aktorką, córką znanego wokalisty, była też szesnastolatką. Jej rodzice nigdy nie ufali show-biznesowi na tyle, by pozwolić córce na porzucenie edukacji i poświęcenie się aktorstwu w stu procentach. Nie zmuszali jej do studiów, ale byli zgodni co do tego, że powinna skończyć szkołę średnią, by nie zamykać sobie żadnych drzwi, jeśli w przyszłości zechce zmienić drogę.
Tears średnio to rozumiała. Była już na tyle rozpoznawalna, że nie było szans, by kiedyś, w przyszłości, prowadziła normalne życie. Poza tym lubiła to, co robiła. Gra na szklanym ekranie czy w teatrze dawała jej sporą satysfakcję i nawet jeśli bywało ciężko, zawsze ostatecznie była dumna i szczęśliwa z rezultatów. Miała za sobą kilka naprawdę znaczących ról, dzięki którym teraz wytwórnie filmowe walczyły o kontrakty z nią.
Tymczasem ona ślęczała nad podręcznikiem do geografii razem ze swoją guwernantką Hope.
Simon i Marissa pokładali nadzieje w Hope, która istotnie była dobrą nauczycielką, ale Tea miała milion ważniejszych spraw na głowie i kompletnie nie obchodziło jej, jaka rzeka przepływa przez Amazonię, co jest stolicą Bułgarii i jakie gatunki zboża można uprawiać w stanie Utah.
– Australia? – zapytała Hope z wyraźną rezygnacją w głosie.
– Sydney – odpowiedziała dziewczyna, chociaż zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
– Nie.
– Melbourne?
– Canberra.
Tears jęknęła, po czym opadła na sofę i zakryła swoją jeszcze niepomalowaną twarz książką.
– To bez sensu, ona nawet nie leży nad morzem – wymamrotała, zerkając ukosem na mapę Australii.
– Tea, to nie jest takie trudne, skup się trochę – poprosiła Hope.
Nastolatka popatrzyła na swoją guwernantkę zmęczonym wzrokiem. W tej chwili była maksymalnie skupiona, ale zupełnie nie na geografii. Myślała o tym, który odcinek serialu będzie dziś nagrywać, zastanawiała się, czy przyjąć propozycję wystąpienia w Tańcu z Gwiazdami, co chwilę przypominała sobie, że powinna zadzwonić do Vivianne, swojej menedżerki. Głowiła się też, czy Marissa rozmawiała już z Simonem o jej wyjeździe do Vineland z Aidenem. I z tych najbardziej przyziemnych spraw – obliczała, ile czasu może poświęcić na dzisiejszy makijaż, żeby nie spóźnić się na plan zdjęciowy.
– Mhm – mruknęła, ze świstem wypuszczając powietrze przez nos i wydymając usta. Przez brak makijażu i minę, która zagościła na jej twarzy, Tears wydała się młodsza, niż była w rzeczywistości. Miała bardzo delikatną urodę, wręcz dziecięcą.
– Jaka była liczba ludności w Azji w dwa tysiące jedenastym roku? – Hope zadała kolejne pytanie, przez które nastolatka miała ochotę uderzyć głową w ścianę.
Bo tak naprawdę, co ją to w ogóle obchodziło?
– Cztery miliardy – zgadywała.
– Cztery i pół – poprawiła nauczycielka.
– To prawie to samo.
– Niech będzie. To może coś o Europie. Jaka jest najdłuższa rzeka na tym kontynencie?
– Dunaj.
– Wołga w Rosji. Ale istotnie, w Unii Europejskiej najdłuższą rzeką jest Dunaj.
– Błagam, czy możemy już skończyć? – zaskomlała żałośnie. – Sama widzisz, że niewiele z tego dzisiaj będzie.
– Nie, Tea, nie chodzi o to, czy dzisiaj coś z tego będzie. Musisz zacząć skupiać się na lekcjach. Jeśli to, co mówię, nie wystarcza, przysiądź do książek wieczorem i powtórz materiał – zaleciła spokojnie, chociaż tak naprawdę nie miała siły do powtarzania w kółko tego samego. – Niedługo semestr, a w maju kończysz ostatni rok liceum. Nie podpiszę ci świadectwa, jeśli nie będziesz wykazywać chociaż minimalnych chęci – zagroziła.
Nie obeszłoby to Tears szczególnie, gdyby nie świadomość, jak bardzo jej rodzicom zależy, żeby skończyła szkołę. Zdawała sobie sprawę, że mama jest w stanie usiąść, porozmawiać z nią i wytłumaczyć, że edukacja jest ważna i że uczy się dla swojego dobra. Wiedziała jednak, że kiedy jej ojciec usłyszy, że tak naprawdę może nie zaliczyć ostatniego roku, wpadnie w szał, zacznie na nią krzyczeć i wymyślać milion sposobów, by uprzykrzyć jej życie.
Przełknęła ślinę, która zgęstniała i zatrzymała się w gardle na samo wyobrażenie tej sytuacji.
– Postaram się, obiecuję – westchnęła.
– Trzymam cię za słowo. Wiem, że masz dużo obowiązków, ale i tak wymagam od ciebie samych podstaw. Wierzę, że dasz radę i uporasz się z tym. Na dzisiaj wystarczy.
Tears z ulgą przyjęła ostatnie zdanie. Grzecznie poczekała, aż Hope spakuje swoje materiały do neseseru, a potem odprowadziła ją do drzwi. Filiżankę po herbacie wstawiła do zmywarki, a następnie popędziła do swojego pokoju, bo wiedziała, że jeśli nie zacznie zbierać się natychmiast, nie zdąży na rozpoczęcie zdjęć do serialu.
Gotowa pół godziny później weszła do salonu z przerzuconą przez ramię sportową torbą, do której spakowała wszystkie swoje rzeczy. Jej rodzice siedzieli na sofie w salonie i oglądali coś w telewizji. Simon wyglądał na zmęczonego. Miał nieznaczne cienie pod oczami, opierał się o kanapę i patrzył na ekran spod przymkniętych powiek. Tears wolała nie rozmawiać z nim w tym momencie, bo zmęczony Simon był trzysta razy bardziej skłonny do sprzeczki od wypoczętego Simona.
– Mamo, podwieziesz mnie na plan? – poprosiła grzecznie.
Oboje przenieśli wzrok na nastolatkę, jakby dopiero teraz zdali sobie sprawę z tego, że stoi obok.
– Jasne, tylko wezmę torebkę – powiedziała Marissa, podnosząc się z sofy.
Kobieta ruszyła w stronę swojej sypialni, a Tea przysiadła na podłokietniku, wzdychając cicho. Czuła na sobie spojrzenie ojca, ale starała się to ignorować. Opuściła wzrok na swoje dłonie i zaczęła skubać skórki przy paznokciach, żeby na czymś skupić uwagę.
– Mama powiedziała mi, że chcesz jechać na Święto Dziękczynienia na wycieczkę z rodziną Aidena – odezwał się mężczyzna, przerywając niezręczną ciszę panującą w pokoju.
– Mhm, tak – przytaknęła Tears, wciąż wpatrując się w swoje palce.
– Tydzień to dość długo, masz sporo obowiązków.
– Wiem – mruknęła.
– Myślisz, że da się to ogarnąć, prawda? – drążył.
Dziewczyna czuła, że ojciec próbuje nią manipulować. Przeczuwała, że chce ją podejść, tak żeby sama zrezygnowała z tego wyjazdu. Nie zamierzała jednak tak łatwo odpuścić.
– Tak, tak myślę – zgodziła się, a jej głos zabrzmiał bardziej sucho, niżby tego chciała.
Nie panowała nad tym. Naprawdę chciała rozmawiać z Simonem w normalny, zwykły sposób, ale chyba po prostu nie umiała tego zrobić. W każdej konfrontacji z nim natychmiast włączała się jej bariera ochronna. Była oschła i trzymała dystans. Miała wtedy poczucie, że sprawia wrażenie, iż jego ewentualne pretensje nie robią na niej wrażenia, że się nimi nie przejmuje, mimo że tak naprawdę okropnie ją bolało, kiedy ojciec zwyczajnie się jej czepiał. Wiele nocy przepłakała, bo po prostu czuła się przez niego źle, chociaż nigdy w życiu nie przyznałaby się do tego głośno.
– Nie wiem, może Vivianne faktycznie to ogarnie – zastanawiał się na głos. – Mama twierdzi, że to dobry pomysł, bo odpoczniesz i przez kilka dni będziesz z dala od tych wszystkich dziennikarzy i presji mediów.
Tears trudno było uwierzyć w to, co słyszy. Nie spodziewała się, że Simon popatrzy na ten pomysł przychylnie. Z wrażenia uniosła na niego wzrok.
Okazało się, że przez cały ten czas patrzył na nią swoim przenikliwym spojrzeniem błękitnych oczu.
– Zależy mi na tym wyjeździe – przyznała półszeptem i było to najszczersze wyznanie, jakim uraczyła Simona od bardzo długiego czasu.
– Mam nadzieję, że jeśli się zgodzimy, nie zrobisz niczego głupiego.
Tea wiedziała, o co chodzi ojcu, i jej twarz spowił delikatny rumieniec. Nie czuła się zbyt komfortowo, nie chciała podejmować z tatą takich tematów. Zresztą przez myśl jej nie przeszło, żeby w przeciągu tygodnia, który miałaby spędzić ze swoim chłopakiem i jego najbliższą rodziną, przeżyć z nim swój pierwszy raz. Nie widziała w takiej wizji niczego romantycznego, poza tym ona wcale nie była na to gotowa i kiedyś już oświadczyła do Aidenowi.
Nie zdążyła odpowiedzieć ojcu, ale może to i lepiej, bo zupełnie nie wiedziała, jak miałaby zareagować. Marissa weszła do salonu ze swoją torebką, a w dłoni podrzucała kluczyki do jednego z ich samochodów.
– Idziemy? – rzuciła, od razu ruszając do drzwi. – Potrzebujesz czegoś, Simmi?
– Zatrzymujesz się gdzieś po drodze? – zapytał, porzucając temat poruszony z córką. – Jeśli chciałoby ci się przywieźć mi mrożoną kawę…
– Jasne. Gdyby coś jeszcze ci się przypomniało, daj znać.
– Spokojnie. Wracaj szybko.
Marissa uśmiechnęła się w odpowiedzi. Tea patrząca z boku na relację swoich rodziców poczuła ciepło w sercu. Może ona nie dogadywała się najlepiej z ojcem, ale to, jak on kochał Marissę, a ona jego, zawsze rozczulało nastolatkę. W świecie, w którym żyła, pełnym pośpiechu i materializmu, rzadko miała okazję widywać prawdziwą miłość.
Tears, gdy tylko zaczerpnęła świeżego powietrza, uśmiechnęła się lekko. Lubiła spędzać czas na zewnątrz, mimo że nie miała ku temu wielu sposobności.
– Rozmawiałaś z tatą o tym wyjeździe – zaczęła, zajmując miejsce pasażera.
– Zgadza się.
– I co? – niecierpliwiła się dziewczyna.
Do Święta Dziękczynienia nie zostało wiele czasu. Wypadało już się zadeklarować, porozmawiać z państwem Walsh, a nawet zacząć się pakować. Tea nienawidziła robić niczego na ostatnią chwilę. No, może poza nauką. To zawsze odkładała „na potem”.
– Możesz jechać – oznajmiła Marissa, uśmiechając się lekko, i zerknęła w lusterko wsteczne, żeby sprawdzić reakcję córki.
Tears kompletnie się tego nie spodziewała. Jasne, miała nadzieję, że jej rodzice się zgodzą, ale zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że tak się nie stanie. Tymczasem matka jakby nigdy nic oświadczyła jej, że może jechać do Vineland, dziesiątki mil od domu.
– Naprawdę? – wydusiła z siebie dziewczyna, kiedy pierwszy szok minął. – Dziękuję!
– Nie ma za co. Tylko postaraj się nie kłócić z tatą chociaż do tego czasu, bo jeszcze zmieni zdanie – ostrzegła. – Nie było łatwo go przekonać. Kazał mi porozmawiać z tobą o twoim związku z Aidenem. Jesteście razem już dość długo, więc…
– Mamo – Tea przerwała wypowiedź kobiety cichym westchnieniem – proszę. My nie będziemy… No, wiesz.
– Ufam ci – zgodziła się Marissa, wpatrując się w drogę.
Ona nie miała problemu, by rozmawiać z córką na temat intymności, ale widziała, jak niezręcznie czuje się nastolatka, więc nie zamierzała drążyć.
– Dzięki.
– Mam coś dla ciebie. – Zmieniła temat. – Weź moją torebkę.
Tears bez wahania sięgnęła na tylne siedzenie, tak jak zaleciła jej mama.
– W środku jest książka. Ta, której nigdy nie pozwalaliśmy ci czytać. Wydaje mi się, że jesteś już wystarczająco dojrzała, żeby ją zrozumieć. Powinna pomóc ci pojąć niektóre zachowania i podejście taty. Tylko na razie nie mów mu, że ci ją dałam, dobrze?
Nastolatka wzięła do ręki książkę, o której wiele słyszała w swoim życiu. Na biało-błękitnej okładce widniał duży tytuł I’m Your Past a pod nim nazwisko Marissy.
Kilkanaście lat temu wydała książkę o Simonie Rogersie oraz o tym, jak to się stało, że się pobrali. Tears nigdy jednak nie wolno było tego czytać. Ciągle powtarzano jej, że jest jeszcze za mała, że nie zrozumie treści i przekazu.
Teraz, trzymając w rękach ponad czterysta stron poświęconych osobie, która, mimo że tak bliska, stanowiła dla niej niemałą zagadkę, czuła dreszcz podekscytowania w koniuszkach palców. Wpatrywała się w okładkę, nie mogąc doczekać się, aż zacznie lekturę.
Rozdział 8
Tears zajęła miejsce za kierowcą i usadowiła się wygodnie. Poprawiła poduszkę pod głową i koc na ramionach. Nie było jej zimno, w Los Angeles chyba w ogóle nie bywało chłodno, ale trasa wiodła na północ i nastolatka była przygotowana na niższe temperatury.
Nie rozumiała, dlaczego nie mogą polecieć samolotem, ale Aiden wyjaśnił jej, że chodzi o przygodę. Luksusowe odrzutowce były czymś normalnym w świecie, w którym żyli. Nieczęsto mieli okazję do długich podróży samochodem, które zbliżały do siebie, ponieważ siedzenie przez tyle godzin w ciasnym pomieszczeniu niezaprzeczalnie łączyło ludzi.
Rogers poczuła to zaraz po tym, jak opuścili stan Kalifornia. Matka Aidena przełączyła stację w radiu i oparła się o szybę, tak że Tea doskonale widziała jej śliczny profil. Chłopak zdecydowanie odziedziczył urodę po niej. Miała takie same błękitne oczy i gęste włosy w niemal identycznym odcieniu blondu.
– Cieszę się, że jedziesz z nami – odezwała się pani Walsh.
– Ja też. Dziękuję, że mnie państwo zaprosili.
– Przestań. Powtarzałam ci milion razy, żebyś mówiła mi po prostu Josie.
Nastolatka uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową. Josephine była przecudowną kobietą. Tears nigdy wcześniej nie spotkała nikogo tak kochanego i szczerze miłego. Josie pomimo sławy, którą zdobyła, nigdy nie utraciła ciepła, jakie przepełniało jej wnętrze i promieniowało, obdarowując ludzi wokół niej poczuciem spokoju. Nie dało się nie lubić tej kobiety.
– To Aiden wpadł na ten pomysł, a nam bardzo się on spodobał – wtrącił Alexander, nie odrywając oczu od drogi. – Fajnie będzie trochę lepiej się poznać, prawda?
– Jasne – zgodziła się Tears.
– Aiden, ostrzegłeś Tea przed rodzinką? – Josephine odwróciła się w stronę dzieciaków zajmujących tylne siedzenia. – Ze wszystkich ludzi, którzy się tam zjadą, my jesteśmy najnormalniejsi.
Chłopak westchnął ciężko i odchylił głowę na oparcie. Wiedział, że lepiej uprzedzić Tears, ale odwlekał to możliwie jak najdłużej.
– Wydaje mi się, że to znaczy „nie”. – Alex się zaśmiał. – Więc, moja droga, na naszym rodzinnym zjeździe z okazji Święta Dziękczynienia poznasz garstkę ludzi, z którymi tak naprawdę nie jesteśmy spokrewnieni, ale znamy się tak długo, że traktujemy się jak rodzinę.