Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
105 osób interesuje się tą książką
Fenomen TikToka! Iskry lecą, gdy łyżwiarka figurowa i kapitan drużyny hokeja muszą dzielić lodowisko...
Anastasia Allen ciężko pracowała na szansę występu w łyżwiarskiej reprezentacji kraju. Treningi od piątego roku życia, sportowe stypendium na studiach i rygorystyczny harmonogram dnia, który wykończyłby nawet najbardziej zdeterminowaną osobę, mają przynieść jej sukces. Bez względu na wszystko.
Nathan Hawkins nigdy nie napotkał problemu, którego nie umiałby rozwiązać. Jako kapitan Tytanów wie, że odpowiedzialność za zwycięstwo drużyny hokejowej spoczywa na jego barkach.
Gdy wskutek awarii obie ekipy mają dzielić jedno lodowisko, a partner Anastasii ulega wypadkowi, Nathan musi zamienić kij hokejowy na legginsy i trenera tyrana na jeszcze bardziej przerażającą od niego trenerkę despotkę. Choć początkowo się nie znoszą, Nate i Stas są na siebie skazani, a do tego dziewczyna w ogóle nie lubi hokeistów. A przynajmniej tak jej się dotąd wydawało…
"Wyjątkowa chemia, soczyste dialogi, gorący romans. Ta powieść roztopiła mnie od stóp do głowy!".
Elena Armas
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 570
CRUEL SUMMER | TAYLOR SWIFT 02:58
KISS ME MORE (FEAT. SZA) | DOJA CAT 03:29
TALKING BODY | TOVE LO 03:58
SHUT UP | ARIANA GRANDE 02:38
IDGAF | DUA LIPA 03:38
ENERGY | TYLA JANE 03:20
MOTIVATION | NORMANI 03:14
ONE KISS (WITH DUA LIPA) | CALVIN HARRIS 03:35
DANCE FOR YOU | BEYONCÉ 06:17
NEEDY | ARIANA GRANDE 02:52
WHO’S | JACQUEES 03:06
LOSE YOU TO LOVE ME | SELENA GOMEZ 03:26
KISS ME | SIXPENCE NONE THE RICHER 03:29
BOYFRIEND (WITH SOCIAL HOUSE) | ARIANA GRANDE 03:06
RUMORS (FEAT. ZAYN) | SABRINA CLAUDIO 03:46
MORE THAN ENOUGH | ALINA BARAZ 02:31
YOU SHOULD SEE ME IN A CROWN | BILLIE EILISH 03:01
I’M FAKING | SABRINA CARPENTER 02:55
MAKE ME FEEL | JANELLE MONÁE 03:14
CAN I | KEHLANI 02:48
„Łyżwiarstwo było naczyniem,
do którego mogłam przelać moje serce i duszę”
— Peggy Flemming
— Anastasia, jeszcze raz!
Jeśli znowu usłyszę słowa „jeszcze raz” i „Anastasia” w tym samym zdaniu, chyba nie dam rady. Jestem na skraju wytrzymałości, odkąd obudziłam się z kacem wprost z najgłębszych kręgów piekła, więc ostatnie, czego mi trzeba, to reprymendy trenerki, wspaniałej Aubrey Brady.
Za każdym razem, gdy postanawia doprowadzić mnie do wybuchu, koncentruję się na tłumieniu rozdrażnienia. Tak robię i teraz… Tłumaczę sobie, że to właśnie ta irytująca gorliwość czyni ją wziętą trenerką. Przy okazji perswaduję sobie, że nie wolno mi rzucać w nią łyżwami. To na szczęście działa.
— Jesteś niechlujna, Stas! — krzyczy, kiedy śmigamy tuż przed nią.
— Anastasia, no dalej. Choć raz się postaraj — parska Aaron, wytykając język, gdy posyłam mu lodowate spojrzenie.
Aaron Carlisle to najlepszy łyżwiarz figurowy na Uniwersytecie Kalifornijskim w Maple Hills. Gdy zaproponowano mi miejsce na UCMH, a mojemu dotychczasowemu partnerowi nie, szczęśliwie okazało się, że Aaron jest w tej samej sytuacji, więc zostaliśmy parą. To nasz trzeci rok wspólnej jazdy i trzeci rok dostawania w kość.
Mam teorię, że Aubrey to sowiecki szpieg. Co prawda nie dysponuję żadnymi dowodami na potwierdzenie tej teorii i średnio ją dopracowałam. W sumie to wcale jej nie dopracowałam. Ale czasem, gdy trenerka wrzeszczy, żebym wyprostowała plecy i uniosła podbródek, mogłabym przysiąc, że krzyczy z leciutkim rosyjskim akcentem.
Co jest dziwne, biorąc pod uwagę, że pochodzi z Philipsburga w Montanie.
Towarzyszka Brady u szczytu swojej kariery była prawdziwą gwiazdą łyżwiarstwa figurowego. Nawet teraz jej ruchy są subtelne i kontrolowane, a porusza się z taką gracją, że trudno uwierzyć, jak głośno umie wrzeszczeć.
Siwiejące włosy ma stale spięte w ciasny koczek, który podkreśla jej wysokie kości policzkowe. Chodzi zawsze opatulona w czarne sztuczne futro. Aaron żartuje, że skrywa ono wszystkie sekrety Aubrey.
Plotka głosi, że miała pojechać na olimpiadę ze swoim partnerem, Wyattem. Ale Wyatt i Aubrey ćwiczyli podnoszenia troszkę zbyt często (do tego w odrobinę innej formie) i ostatecznie na jej piersi zamiast złotego medalu wylądował niemowlak.
Dlatego właśnie, odkąd dwadzieścia pięć lat temu zaczęła być trenerką, ma tak podły humor.
Clair de lune cichnie i kończymy z Aaronem nasz układ nos w nos, stykając się raz po raz pulsującymi klatkami piersiowymi, gdy próbujemy złapać oddechy. Kiedy w końcu słyszymy pojedyncze klaśnięcie, rozdzielamy się i podjeżdżamy do niechybnego źródła mojej następnej migreny.
Jeszcze się nie zatrzymałam, a trenerka już wbija we mnie przymrużone zielone spojrzenie.
— Kiedy zamierzasz wylądować tego lutza? Jeśli nie dasz rady, musi wypaść z waszego programu dowolnego.
Poza Brady zmorą mojego życia jest obecnie poczwórny lutz niezakończony upadkiem na tyłek. Ćwiczę od Bóg wie kiedy, ale wciąż bez efektu. Aaron potrafi wykonać skok idealnie, dlatego właśnie przekonałam choreografa, by dodał lutza do naszego programu.
Duma to głupia rzecz. Bardzo głupia, gdy w grę wchodzi łyżwiarstwo figurowe, bo jeśli coś ci tu nie wyjdzie, lądujesz twarzą prosto na twardym lodzie. Ale wolę upadanie na pysk od tej denerwującej, fałszywie zawiedzionej miny, którą Aaron robi za każdym razem, gdy pada sugestia usunięcia lutza.
— Już niebawem — mówię z maksymalnie udawanym entuzjazmem. — Jestem blisko. Jeszcze nie wychodzi mi idealnie, ale będę ćwiczyć.
To drobne kłamstewko, niewinne. Jestem blisko. Tylko nie dodałam, że jestem blisko jedynie poza lodowiskiem, a dokładniej, gdy mam na sobie sprzęt, który ułatwia mi bycie blisko.
— Jest blisko — kłamie Aaron, obejmując mnie ramieniem. — Jeszcze trochę, AB.
To miłe, że Aaron staje po mojej stronie i razem stawiamy opór agentce KGB Aubrey. Prywatnie mówi mi natomiast, że jeśli serio chcę dać radę, musiałabym zacząć koksować i stworzyć wehikuł czasu, by odzyskać ciało sprzed okresu dojrzewania.
Aubrey mamrocze coś niezrozumiałego i zbywa nas nonszalanckim machnięciem dłoni.
— Widzimy się jutro, gdybyście oboje mogli nie być skacowani, to byłoby super. Coś mi mówi, że wsuwanie burgerów przed treningiem nie zaprowadzi żadnego z was na olimpiadę. Zrozumiano?
Cholera.
— Tak, trenerko — odpowiadamy zgodnie.
Gdy w końcu wychodzę z damskiej szatni, Aaron czeka na mnie, wpatrując się w telefon.
— Mówiłam ci, kurwa, że się domyśli — jęczę i walę go torbą, kiedy tylko znajduję się dostatecznie blisko, by trafić nią w jego brzuch. — Jestem w dupie!
Aaron stęka pod wpływem uderzenia i wyjmuje mi z rąk torbę, po czym przerzuca ją sobie przez ramię.
— Ta kobieta to pies myśliwski.
Tak jak większość rzeczy w życiu, łyżwiarstwo jest dużo łatwiejsze, gdy jesteś mężczyzną, bo nikt cię nie podnosi i nie rzuca tobą w dal dwa razy dziennie.
Na początku studiów przybrałam tak zwane siedem kilogramów pierwszoroczniaka. Cóż, w sumie raczej trzy i pół, ale Aaron powiedział, że robię się zbyt ciężka do podnoszenia, więc od tego czasu nie utyłam ani grama.
Staram się sumiennie trzymać planu posiłków, od czasu do czasu pozwalając sobie na jakąś imprezę, żeby nie zwariować. Dwudzieste pierwsze urodziny mojej najlepszej przyjaciółki były idealną okazją do wyluzowania, nawet jeśli oznaczało to, że będę musiała na kacu stawić czoło Brady.
Wsiadamy do nowego G-wagona, najnowszego prezentu podarowanego Aaronowi przez niewiernego, lecz bogatego ojca w ramach jego poczucia winy, i jedziemy do domu. Pod koniec pierwszego roku uznaliśmy z Aaronem, że byłoby fajnie, gdybyśmy zamieszkali razem z moją przyjaciółką Lolą. Mamy podobne plany dnia, a nasze życie kręci się wokół łyżwiarstwa, więc miało to sens.
Aaron skręca w Maple Avenue i spogląda na mnie, gdy szperam w torebce w poszukiwaniu swojej najcenniejszej rzeczy.
— Co dzisiaj robisz według organizera?
Przewracam oczami, ignorując jego żartobliwy ton.
— Pieprzę się.
— Błe — mówi, krzywiąc się i marszcząc koniuszek nosa. — Nie dość, że planujesz sen i posiłki, to musisz jeszcze planować seks?
Aaron ma rację w kwestii spania i jedzenia, każda minuta mojego życia została skrupulatnie zaplanowana w wiernym organizerze, co według naszych przyjaciół jest zarówno zabawne, jak i niedorzeczne. Nie powiedziałabym, że mam obsesję na punkcie kontroli, lecz raczej, że jestem kobietą, która musi mieć wszystko pod kontrolą. To zdecydowanie coś innego.
Wzruszam ramionami i powstrzymuję się od wytknięcia mu, że ja w przeciwieństwie do niego przynajmniej coś zaliczam.
— Ryan jest zajętym chłopakiem, a ja zapracowaną dziewczyną. Chcę spędzić z nim jak najwięcej czasu przed rozpoczęciem sezonu koszykarskiego.
Ryan Rothwell to sto dziewięćdziesiąt dziewięć centymetrów czystego, atletycznego ideału. Jako rozgrywający i kapitan koszykarskiej reprezentacji UCMH podchodzi do swojej dyscypliny tak samo poważnie jak ja, dzięki czemu tworzymy idealną relację bez zobowiązań. Dodatkowym atutem jest fakt, że Ry to przesłodki facet, więc nasz przynoszący obopólne korzyści związek zaowocował przy okazji prawdziwą przyjaźnią.
— Nie mogę uwierzyć, że nadal się z nim ruchasz. On jest od ciebie chyba z dwa razy większy, jak to możliwe, że cię nie zgniótł? Nie, cofam. Nie chcę wiedzieć.
— Wiem, że jest większy. — Chichoczę i poklepuję jego policzki, dopóki mnie nie odpędza. — O to właśnie chodzi.
Większość osób zakłada, że Aaron i ja jesteśmy partnerami nie tylko na lodzie, ale tak naprawdę bliżej nam do rodzeństwa. Nie żeby nie był przystojny, po prostu nigdy nie było między nami chemii.
Aaron jest ode mnie dużo wyższy, smukły jak tancerz i ma wyrzeźbione, muskularne ciało. Czarne włosy nosi krótko ostrzyżone i mogłabym przysiąc, że używa maskary, bo jego oczy w odcieniu nieba są oprawione budzącymi zazdrość, idealnie czarnymi rzęsami, które efektownie kontrastują z bladą karnacją.
— Ewidentnie za dużo wiem o twoim życiu erotycznym.
Aaron nie może zdecydować, czy lubi Ryana, czy nie. Czasem nie ma z nim problemu i wtedy Ryan ma okazję poznać Aarona, którego znam ja — świetnego kumpla. Przez resztę czasu Aaron zachowuje się, jakby Ryan osobiście zrujnował mu życie lub coś w tym stylu. Potrafi być tak obcesowy i nieprzyjemny, że aż mi wstyd. Nie można tego przewidzieć, ale Ryan się tym nie przejmuje i twierdzi, że ja też nie powinnam.
— Obiecuję, że nie będę o nim mówić do końca podróży do domu, jeśli ty obiecasz, że podrzucisz mnie później do Ryana.
Przez chwilę się zastanawia.
— Okej, umowa stoi.
Lola spogląda gniewnie znad dźganej widelcem sałatki i fuka:
— Nie żeby coś, ale komu obciąga Olivia Abbott, że dostaje główną rolę już trzeci rok z rzędu?
Choć wzdrygam się na jej ostre słowa, wiem, że wcale tak nie myśli. Już od rana czuła się słabo po nieprzyzwoitej ilości alkoholu, który spożyliśmy poprzedniej nocy z okazji jej urodzin, więc dziś nie jest najlepszy dzień na wiadomość, że nie otrzymała roli, o której marzyła.
Przez ostatnie dwa lata obejrzałyśmy z Lo każdy występ i obie dobrze wiemy, że Olivia jest ponadprzeciętnie uzdolnioną aktorką.
— Nie może być po prostu bardzo utalentowana? Musi komuś obciągać?
— Anastasia, czy pozwolisz mi, proszę, być małostkową chociaż przez pięć minut i poudawać, że nie wiem, że jest ode mnie lepsza?
Aaron wskakuje na fotel obok mnie i sięga po słupek marchewki z mojego talerza.
— Wobec kogo jesteśmy małostkowi?
— Wobec Olivii Abbott — odpowiadamy zgodnie, a w głosie Loli wyraźnie słychać odrazę.
— Gorąca laska. Chyba najgorętsza na kampusie — mówi nonszalancko Aaron, ewidentnie nie zwracając uwagi, jak Loli opada szczęka.
— Ma kogoś?
— Skąd mam wiedzieć, do cholery? Z nikim nie gada. Przychodzi, zdobywa rolę, którą ja chcę, i kontynuuje bycie wyjątkową.
Lola studiuje sztuki performatywne i najwidoczniej niepisaną zasadą jest tam wymóg posiadania osobowości z rysem dramatyzmu, bo wszyscy ludzie z jej kierunku, których poznałam, są tacy jak ona. Zwykle można się umęczyć samym obserwowaniem, jak walczą o uwagę, ale Olivia jest mniej otwarta i z jakiegoś powodu to zdaje się budzić u innych niepokój.
— Przykro mi, Lols. Ale będzie kolejna szansa — podsuwam. Obie wiemy, że to nic nie znaczy, lecz i tak posyła mi buziaka. — Jeśli to jakoś poprawi ci humor, nadal nie umiem ustać lutza. Niedługo Aubrey to odkryje i ześle mnie na Syberię.
— Och, nie. Jesteś oficjalnie przegrywem, jak możesz w takiej sytuacji jeszcze wychodzić na lód? — Uśmiecha się z błyskiem w oku, kiedy zerkam na nią srogo. — Opanujesz to, bejbe. Ciężko harujesz. — Spogląda na Aarona, który pisze coś w telefonie, zupełnie niezainteresowany naszą rozmową. — Hej, Lodowa Księżniczko! Wesprzesz mnie czy coś?
— Hę? Sorry, taa, ty też jesteś gorącą laską, Lo.
Dziwię się, że z uszu Loli nie leci para, kiedy wydziera się na Aarona za to, że jej nie słuchał.
Powoli wycofuję się do mojej sypialni z nadzieją, że nie zwrócą na mnie uwagi i nie znajdę się nagle w centrum ich kłótni. Mieszkanie z Aaronem i Lolą jest niczym mieszkanie z bratem i siostrą, którzy zawsze chcieli być jedynakami.
Aaron, podobnie jak ja, też jest jedynakiem. Cudownym dzieckiem niemłodych rodziców ze Środkowego Zachodu, desperacko pragnących ratować małżeństwo. Mieszkanie z innymi ludźmi po osiemnastu latach bycia dumą i radością swoich rodziców było dla niego ogromnym wyzwaniem; dla nas również, bo musimy z nim wytrzymywać i znosić jego humory.
Teraz, kiedy Aarona nie ma już w Chicago, sprawy między jego rodzicami nie układają się najlepiej i zawsze wiemy, gdy robi się gorzej, bo Aaron dostaje wtedy jakiś nieprzyzwoicie drogi i zbędny prezent.
Taki jak G-wagon.
W przeciwieństwie do nas Lola pochodzi z dużej rodziny. Bycie najmłodszą i jedyną dziewczyną zapewniło jej w domu uprzywilejowaną pozycję, więc bez wahania ustawia Aarona.
Wciąż ukrywam się w swoim pokoju, gdy nagle mój telefon wibruje i imię Ryana wyświetla się na ekranie.
RYAN
Chłopaki chcą dzisiaj zrobić imprezę. Może spotkamy się u Ciebie? Mieli iść na jakiś festyn czy inne gówno, ale jednak zostają na chacie. Po prostu chcę być z Tb sam na sam.
Jasne, ale u mnie są współlokatorzy.
Będziemy musieli być cicho.
Ha
Powinnaś powiedzieć to sb w lustrze.
Jesteś wolna?
Tak, wpadaj.
OMW. Wezmę przekąski.
— Pogodziliście się już? — wołam ostrożnie, kierując się do salonu. Oboje siedzą wpatrzeni w powtórkę Niebezpiecznych umysłów, w odpowiedzi słyszę ciche „no”, dzięki czemu wiem, że mogę bezpiecznie wrócić.
Pochylam się nad kanapą po garść popcornu z miski, która leży między nimi, odnotowując w pamięci, żeby wpisać to w dzienniczek żywieniowy, gdy wrócę do swojego pokoju.
— No więc drużyna koszykówki robi imprezę. Dlatego zastanawiałam się…
— Czy z tobą pójdziemy? — wtrąca Aaron z nietypową nadzieją w głosie.
— Nie?
Lola odwraca się w moją stronę cała uradowana, zarzucając przy tym grzywą rudych loków.
— Czy mamy coś przeciwko, żeby Ryan tu przyszedł?
— No. Skąd ty…
— Wyskakuj z forsy, Carlisle. — Wybucha śmiechem i wyciąga przed siebie dłoń. Aaron kładzie na niej kilka dwudziestodolarówek, mrucząc coś pod nosem, kiedy ona przelicza banknoty.
— Słyszeliśmy o imprezie i uznałam, że nie będziesz miała ochoty seksić się przy akompaniamencie obmacywanek pijanych pierwszoroczniaków za ścianą. Idziemy na tę bibę.
Nasz dom jest jednym z lepszych przeprosinowych prezentów od taty Aarona. Dostał go albo po romansie ojca z sekretarką, albo po tym, jak ojciec postanowił przespać się z dekoratorką wnętrz. Maple Tower to piękny apartamentowiec na skraju kampusu, a nasze mieszkanie jest bardzo jasne i ze wspaniałym widokiem.
W budynku mieszkają nie tylko studenci, więc panuje tu spokój, a zarazem znajduje się wystarczająco blisko innych mieszkań, by nocne powroty z imprez nie stanowiły problemu.
Aaron i ja nie powinniśmy chodzić na imprezy, ale czego oczy Aubrey nie widzą, tego sercu Aubrey nie żal.
Lola zdążyła przymierzyć przy mnie z dziesięć różnych kreacji, kiedy Ryan wysyła mi wiadomość, że jedzie na górę, dzięki czemu mam wymówkę, by zostawić Lo samą z jej dziesięcioma niemal identycznymi małymi czarnymi.
Motylki w brzuchu, które pojawiają się, gdy słyszę pukanie do drzwi i wiem, że po drugiej stronie jest Ryan, na początku wydawały mi się dziwne, ale teraz uważam, że są urocze.
Kiedy otwieram, by go wpuścić, Ryan wypełnia sobą niemal całą futrynę. Jego rozczochrane blond włosy są wciąż lekko wilgotne, ciało intensywnie pachnie pomarańczami oraz czymś, czego nie umiem nazwać, a na mnie spływa dziwna błogość. Pochyla się nade mną i jego usta muskają mój policzek.
— Cześć, piękna.
Wręcza mi przekąski, które zawsze przynosi, bo ponoć za mało jem, a gdy przychodzi, nigdy nie mam nic smacznego do przegryzienia. Ryan je więcej niż ktokolwiek, kogo znam, i jego wersja czegoś smacznego to bomba cukrowa.
Z jakiegoś powodu Aaron i Lo obserwują nas z salonu, jakby widzieli pierwszy raz. Ryan śmieje się z tego; na szczęście już przywykł do ich dziwactw i kiedy prowadzę go do sypialni, wita się z nimi cichym „cześć”.
— Hej, Rothwell? — krzyczy Lola, gdy dochodzimy do drzwi sypialni.
Ryan puszcza moją dłoń i zwraca się w stronę Lo.
— Tak?
Lola przechyla się na oparciu kanapy, a psotny wyraz twarzy podpowiada mi, że wolałabym nie usłyszeć tego, co zaraz powie.
— Skoro mój pokój jest obok Stassie, to będę musiała całą noc wysłuchiwać jęków i plaskania jąder. — Otwieram oczy najszerzej, jak się da. — Czy mogę dostać kod do twojego pokoju, żebym na imprezie nie musiała walczyć o dostęp do wspólnego kibla?
Ze względów bezpieczeństwa pokoje na kampusie mają elektroniczne zamki na kod. Sypialnia Ryana posiada osobną łazienkę, więc biorąc pod uwagę, że kolejki do WC rosną wprost proporcjonalnie do tego, jak bardzo pijani są ludzie, prośba Lo jest sensowna.
Tylko forma tej prośby wymagałaby znacznej poprawy.
— Jasne. Prześlę ci. Tylko nie grzeb w moich rzeczach, Mitchell. Zorientuję się, jeśli to zrobisz.
Lola pokazuje znak pokoju.
— Słowo skauta. Miłego seksu.
— Jezu, Lols — jęczę wystarczająco głośno, by usłyszała, i zaciągam Ryana do mojego pokoju, jak najdalej od niej. — Przepraszam.
— Lubię ją. Jest zabawna. — Śmieje się, obejmuje moją twarz dłońmi i ustawia ją sobie do pocałunku.
Początkowo całuje mnie delikatnie, następnie bardziej niecierpliwie, kiedy jego język styka się z moim. Jego dłonie wędrują w dół aż do ud i wtedy podnosi mnie jednym wprawnym ruchem. Obejmuję go nogami, po tylu razach nasze ciała doskonale się rozumieją.
Za drzwiami słyszę jakiś hałas, to pewnie Lola i Aaron opuszczają mieszkanie, ale z każdym kolejnym namiętnym pocałunkiem składanym na mojej szyi coraz bardziej zapominam o całym świecie. Powinnam sprawdzić, czy to serio oni, ale Ryan nagle opuszcza mnie na łóżko, pochyla się nade mną i wszystkie myśli ulatują mi z głowy.
— Jak minął ci dzień? — mruczy blisko mojego ucha.
Zawsze tak robi. Idealnie całuje, układa się pomiędzy moimi nogami, napiera dostatecznie mocno, bym zaczęła się wić z rozkoszy, miesza w głowie, a potem pyta o coś prozaicznego, na przykład jak minął mi dzień.
Gdy tylko próbuję sklecić odpowiedź, czuję jego palce pod koszulką, a on muska nosem moją żuchwę.
Mam wrażenie, że każdy centymetr skóry wibruje, a przecież jeszcze do niczego nie doszło.
— Całkiem, y, ych, okej, ja, mhm, ćwiczyłam…
Śmiech kołysze jego ciałem.
— Ty mhm ćwiczyłaś? Brzmi ciekawie. Opowiedz mi więcej, Allen.
Nie znoszę go. Naprawdę, naprawdę nie znoszę.
Mamroczę coś nieskładnie o lodowisku i Rosjanach, kiedy on rozbiera nas aż do bielizny. Ciało Ryana mogłoby doprowadzić do płaczu nawet greckiego boga; ta opalona po lecie spędzonym w domu w Miami skóra, ten niewiarygodnie umięśniony brzuch.
Mniejsza o greckiego boga, ja sama niemal łkam.
Ryan kładzie dłonie na moich biodrach, czeka, aż kiwnę głową na zgodę, a następnie powoli zsuwa mi majtki, odrzuca je za siebie i szeroko rozkłada moje nogi.
— Stas.
— Tak?
Nagle marszczy czoło.
— Czy Lola serio słyszy moje jaja?
Obok mojego fiuta znajduje się dłoń, która nie należy do mnie.
Dziewczyna śpi, głośno chrapiąc i obejmując mnie w talii ręką, z dłonią wsuniętą w moje bokserki. Delikatnie ją wyciągam i oglądam — długie, sztuczne paznokcie, pierścionki Cartier, Rolex na szczupłym nadgarstku.
Kto to, kurwa, jest?
Nawet po takiej nocy pachnie czymś luksusowym. Leży za mną, a kosmyki jej włosów w kolorze złotego blondu układają się na moim ramieniu.
Nie powinienem był wczoraj iść na tę popijawę, ale Benji Harding i reszta ziomków z drużyny koszykówki to całkiem przekonujące gnojki. Choć uwielbiam robić imprezy, to nie ma nic lepszego niż biba u kogoś z możliwością powrotu do własnego cichego mieszkanka, w którym nie trzeba ogarniać żadnych poimprezowych problemów.
Chyba że chodzi o problemy w postaci kobiety w twoim łóżku, której za Chiny nie pamiętasz.
Zdroworozsądkowa część umysłu podpowiada mi, bym się przeturlał i zobaczył, kim owa kobieta jest, ale inna część, która pamięta wszystkie wspólnie popełnione głupstwa, przypomina mi, że pijany Nate to kutas.
Ta sama część martwi się też całkiem na serio, czy to nie czyjaś siostra lub, co gorsza, matka.
— Możesz przestać się wiercić? — karci mnie tajemniczy głos. — Dlaczego wszyscy sportowcy to pierdolone ranne ptaszki?
Ten głos. Wolałbym go nie rozpoznawać.
O kurwa.
Odwracam się powoli, by potwierdzić swoje najgorsze obawy: zeszłej nocy uprawiałem seks z Kitty Vincent.
I potwierdzam.
Wygląda błogo, gdy próbuje dalej spać; rysy jej twarzy są miękkie i delikatne, usta zaróżowione i lekko zaciśnięte. Widząc ją taką spokojną, trudno uwierzyć, że tak naprawdę to totalnie walnięta su…
— Dlaczego się na mnie gapisz, Nate? — Błyskawicznie otwiera oczy i miażdży mnie jednym spojrzeniem jak jakiś pieprzony gad.
Kitty Vincent to najgorszy typ bogatej laski z kartą kredytową tatusia. Reprezentuje ten podgatunek dziewczyn z UCMH, na którym akurat znam się najlepiej. Swoją wiedzę zdobyłem, uprawiając seks z niemal każdą z nich.
Pozą tą.
Nie miałem się z nią przespać. Nigdy.
Z wyglądu nie można jej niczego zarzucić. Jeśli mam być szczery, to naprawdę superlaska. Tylko że zarazem paskudny człowiek.
— Wszystko okej? — pytam ostrożnie. — Potrzebujesz czegoś?
— Potrzebuję, żebyś przestał się na mnie gapić, jakbyś nigdy wcześniej nie widział w swoim łóżku nagiej kobiety — rzuca cierpko, podciągając się, by oprzeć się o wezgłowie łóżka. — Oboje wiemy, że to robiłeś jak jakiś zbok.
— Jestem zaskoczony, Kit. Ja, uch, nie pamiętam, jak do tego doszło…
Pamiętam, że byłem na imprezie i próbowałem zdobyć numer od Summer Castillo-West, ale poniosłem spektakularną klęskę, czwarty wrzesień z rzędu. Pamiętam też przegraną w piwnego ping-ponga z Dannym Adeleke, choć tego akurat wolałbym nie pamiętać, ale wciąż nie mam pojęcia, jak doszło do tego.
— O kurwa. Czekaj, czy ty nie jesteś z Dannym?
Wywraca niebieskimi oczami i sięga po torebkę, która leży na stoliku obok łóżka, po czym przeklina, gdy zauważa, że ma rozładowany telefon.
Odgarnia włosy z twarzy i w końcu na mnie spogląda, a ja nigdy nie widziałem kobiety tak wkurzonej samym moim istnieniem.
— Zerwaliśmy.
— A tak, tak. To smutne, przykro mi. Co się stało?
Staram się być grzecznym — niektórzy powiedzieliby wręcz, że uprzejmym — gospodarzem, ale ona unosi idealnie wyskubaną brew i krzywo na mnie patrzy.
— Chuj cię to obchodzi.
Nerwowo pocieram dłonią szczękę, próbując wymyślić jakiś powód. Ma rację. Nic mnie to nie obchodzi, po prostu nie cierpię osób, które zdradzają, i trochę spanikowałem, ale skoro nie są już razem, nie mam się czym przejmować.
— Staram się być miły.
Posyła mi najbardziej fałszywy uśmiech, jaki w życiu widziałem, po czym energicznie opuszcza nogi na podłogę i nagusieńka dumnie kroczy w stronę łazienki. Nie mogę się skupić na tym boskim widoku, bo za chwilę rzuca mi przez ramię ostatnie znużone spojrzenie.
— Jeśli chcesz być miły, zamów mi ubera.
Dzięki Bogu.
— Jasne.
— Exec, Nate. Wystarczy już, że ludzie zobaczą, jak stąd wychodzę. Nie poniżaj mnie dodatkowo sknerstwem.
Dopiero gdy drzwi do łazienki się zamykają i słyszę odgłos prysznica, wiem, że wreszcie mogę wykrzyczeć w poduszkę każde przekleństwo, które znam.
Stoję w drzwiach i patrzę, jak Kitty wsiada do ubera exec, wiadomo, ze względu na ewentualne upokorzenie.
Przeczesując palcami włosy, nie mogę zrozumieć, w jaki sposób znalazłem się w tej sytuacji, choć przecież przysięgałem sobie, że w tym roku będzie inaczej.
Doskonale pamiętam, jak podczas powrotu z Kolorado do Kalifornii deklarowałem Robbiemu, mojemu najlepszemu kumplowi, że na ostatnim roku będzie inaczej. W trakcie naszej dwudniowej, napędzanej kawą podróży powtórzyłem to chyba ze dwadzieścia razy.
Wytrzymałem trzy tygodnie.
Jakieś pomrukiwanie z tyłu odrywa mnie od użalania się nad sobą. W salonie, popijając kawkę, siedzą niczym w babskim talk-show Robbie oraz moi pozostali współlokatorzy, JJ i Henry.
— No proszę, proszę — mówi z satysfakcją Robbie. — A co tu się wydarzyło, ty mała zdziro?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki