Wildfire - Hannah Grace - ebook
NOWOŚĆ

Wildfire ebook

Grace Hannah

4,4

769 osób interesuje się tą książką

Opis

Kolejna odsłona bestsellerowej serii Maple Hills opowiadająca o namiętnym romansie między dwójką opiekunów na obozie letnim.

Aurora Roberts i Russ Callaghan poznają się na imprezie z okazji zakończenia roku akademickiego w Maple Hills. Zwykła pijacka gra kończy się dla nich namiętną i nocą, po której Aurora wymyka się z pokoju Russa, pewna, że to była tylko jednorazowa przygoda. Oboje jednak są zaskoczeni, gdy ponownie spotykają się na obozie letnim, na którym pracują jako opiekunowie.

Russ wie, że złamanie surowego regulaminu obozu może sprawić, że wróci do Maple Hills o wiele wcześniej, niż zaplanował, ale na jego nieszczęście Aurora nigdy nie była dobra w przestrzeganiu zasad.Czy ta jedna wspólna noc wywołała pożar, którego nie będą w stanie ugasić?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 442

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (191 ocen)
110
55
21
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
margosiel

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo bardzo comfy książka! I o dziwo, lepsze tłumaczenie niż przy Icebreaker 🫣 Lubię twórczość Hannah Grace, nie ma tutaj mnóstwa bezsensownych dramatów i rozstań żeby rozkręcić fabułę(romanse nie potrzebują głupich zwrotów akcji w postaci „o źle usłyszałam zerwę z nim, bo pewnie mnie nie kocha” 🫠), bohaterowie ze sobą rozmawiają a Russ to chodzący green flag. Dobrze się bawiłam, momentami wyłam ze śmiechu lub ze wzruszenia. Jedyny minus to nie wiem po co te epilogi wybiegające tyle lat wprzód skoro np będzie kolejna książka z tego uniwersum. O ile będzie 😅 Tak było też w przypadku Icebreaker. Przy jednotomowkach ma to więcej sensu, ale nie zmienia to faktu że świetnie spędziłam czas i nie mogłam się oderwać. Polecam :)
30
Ania_1989

Nie oderwiesz się od lektury

Najsłodsza książka jaką ostatnio czytalam!!
20
Dominia323

Dobrze spędzony czas

Według mnie lepsza niż 1 część, ale także nic specjalnego.
10
beatamiecznikowska

Nie oderwiesz się od lektury

Mega urocza i cudowna. Pierwsza część podobała mi się chyba bardziej, ale te też super się czytało :)
10
Tatanka

Całkiem niezła

Historia fajna, tylko nieco się ciągnie i kręci w kółko.
00

Popularność




Hannah Grace Wildfire Tytuł oryginału Wildfire ISBN Copyright © 2023 WILDFIRE by Hannah Grace All rights reserved Published by arrangement of Brower Literary & Management Inc., USA and Book/Lab Literary Agency, Poland. Copyright © for the Polish translation by Paulina Surniak, 2024 Copyright © for this edition by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2024 Redakcja Beata Kozieł-Kulesza Korekta Joanna Fortuna Ilustracja na okładce Leni Kauffman Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Dla młodszej wersji mnie,

która chciała być jego pierwszym wyborem.

Playlista

SPARKS FLY (TAYLOR’S VERSION) | TAYLOR SWIFT 4:20

WILDFIRE | SEAFRET 3:43

MOONLIGHT | ARIANA GRANDE 3:22

ALONE WITH YOU | ALINA BARAZ 3:45

CHRONICALLY CAUTIOUS | BRADEN BALES 1:59

BEST PART (FEAT. H.E.R.) | DANIEL CAESAR 3:29

SWEAT | ZAYN 3:52

NAKED — BONUS TRACK | ELLA MAI 3:17

LATE NIGHT TALKING | HARRY STYLES 2:57

HARD TO LOVE | BLACKPINK 2:42

PEACE | TAYLOR SWIFT 3:53

YOU | MILEY CYRUS 2:59

NONSENSE | SABRINA CARPENTER 2:43

SLEEPING WITH MY FRIENDS | GAYLE 2:48

PRETTY PLEASE | DUA LIPA 3:14

DID YOU KNOW THAT THERE’S A TUNNEL UNDER OCEAN BLVD | LANA DEL RAY 4:44

WHILE WE’RE YOUNG | JHENÉ AIKO 3:56

BIGGEST FAN | MADDIE ZAHM 3:01

THE ONLY EXCEPTION | PARAMORE 4:27

EVERYTHING | LABRINTH 2:15

„Miłość jest jak ogień”

— Marianne Dashwood w Rozważnej i romantycznej (1995)

Rozdział pierwszy

Russ

Henry siedzi na drugim końcu pokoju i wbija we mnie przenikliwe spojrzenie.

— Twoje lato będzie do dupy — mówi.

Moi kumple z drużyny rechoczą. Najgłośniej śmieją się Mattie, Bobby i Kris. Każdy z nich powiedział coś podobnego, słysząc, że nie spędzę z nimi lata w Miami.

— Naprawdę podniosłeś mnie na duchu, Turner — odcinam się. — Powinieneś zostać trenerem motywacyjnym.

— Już za tydzień pożałujesz, że mnie nie słuchałeś, jak tylko utkniesz na szkoleniu dla nowych pracowników i będziesz robił jakieś wycinanki i bawił się w integrację. — Henry przerzuca strony broszury reklamującej Honey Acres, marszcząc przy tym coraz bardziej czoło. — Co to jest nocna warta?

— Dwa razy w tygodniu mam spać w pomieszczeniu przylegającym do domku dzieciaków, żeby być w pobliżu, gdyby czegoś potrzebowały — odpowiadam beztrosko, a Henry robi przerażoną minę. — Przez resztę czasu śpię we własnym domku.

— To nie dla mnie — mówi i rzuca broszurę na stolik. — Ale powodzenia.

— Mogłoby być gorzej — zauważa Robbie. — Na przykład jakbyś pojechał na lato do Kanady.

Nate jęczy, chowając twarz we włosach swojej dziewczyny. Zapada się głębiej w fotel, na którym siedzą razem.

— Odpieprzcie się już od Kanady.

— Sam jesteś sobie winien — mamrocze pod nosem Stassie, na tyle głośno, że wszyscy to słyszymy. — Nate, przestań się mazać. Chcesz grać dla Vancouver.

— Wolałbym już się wynieść do Kanady, niż przez dziewięć tygodni pilnować dwudziestki dzieciaków. — Na twarzy Henry’ego maluje się takie obrzydzenie, jakbym właśnie zatrudnił się w rzeźni, a nie jako opiekun na letnim obozie. — Serio, nie przemyślałeś tego, Callaghan.

Zdecydowanie się mylił.

Klientami Honey Acres są głównie bogaci, zapracowani rodzice, którzy muszą zapewnić dzieciakom jakieś zajęcie na całe lato. Na szczęście turnus kosztuje majątek, dzięki czemu obóz wygląda na dużo wygodniejszy niż wszystkie inne, które sprawdzałem. A ponieważ w ramach obowiązków trzeba zapanować nad całkiem sporą grupą, nieźle płacą i oferują sporo pełnopłatnych dni wolnych. Już się przekonałem, że to niezły luksus, na większości obozów tego się nie uświadczy.

Kris i Bobby podsunęli mi ten pomysł, kiedy odrzuciłem ich propozycję wspólnego wyjazdu, tłumacząc, że muszę zarobić. Dziesięć lat temu spędzili lato w Honey Camp i zarzekali się, że to najlepszy obóz w Kalifornii, a ja byłem gotowy na wszystko. Krucho u mnie z kasą, odkąd gliny zamknęły bar, w którym pracowałem. Niestety, nie cieszył się dobrą sławą. Od dawna chodziły słuchy, że sprzedają tam alkohol nieletnim, więc w końcu się doigrali. Nie zanosi się na to, że wznowią działalność.

Henry może więc sobie podważać mój osąd, ale ponieważ do wyboru miałem tylko siedzenie w Maple Hills bez pracy i wysłuchiwanie utyskiwania matki, która namawiałaby mnie na przyjazd do domu, decyzja nie była trudna.

— Coś mi się zdaje, Henry, że bardzo chcesz jechać ze mną — podpuszczam go.

— Zdecydowanie nie, dzięki. Ale jeśli będziesz potrzebował jakiegoś pretekstu, żeby się stamtąd wydostać, daj znać. Zadzwonię i udam, że to nagły wypadek.

JJ przysuwa się do niego bliżej i szturcha.

— Jedyny nagły wypadek, jaki cię czeka w ciągu najbliższych dwóch lat, to utonięcie w g…

— JJ! — przerywa mu Stassie.

— Nie odpowiadam za twoje fekalne skojarzenia — śmieje się JJ. — Myślałem o gipsie.

Stassie przewraca oczami i pokazuje mu palec, a JJ przesyła jej całusa. Stas pochyla głowę i patrzy na mnie, a na usta wypływa jej lekki uśmiech.

— Nie zwracaj na niego uwagi, spodoba ci się. Ale będzie nam tu ciebie brakowało.

— Już tu nawet nie mieszkasz — zauważa Mattie, unosząc brew.

— A ty tu nigdy nie mieszkałeś! — odcina się Stas, wywołując tym samym kłótnię na temat tego, kto spędza więcej czasu w tym domu.

I choć cieszę się, że znalazłem pracę na lato, niespecjalnie zachwyca mnie myśl, że wyjeżdżam, chociaż dopiero co zamieszkałem z Henrym i Robbiem. A także z nieoficjalnymi współlokatorami w postaci Mattiego, Bobby’ego i Krisa, którzy magicznie pojawiają się w drzwiach, gdy tylko ktoś mówi o jedzeniu.

Po dwóch latach w akademiku i wcześniejszym mieszkaniu z Ethanem, moim bratem, dziwnie jest mieć własny pokój. Od pierwszych chwil czuję się tu jednak o wiele lepiej.

Pomijając oczywiste względy, takie jak własna przestrzeń i dzielenie chaty z ludźmi, których lubię, dobrze jest się nie zastanawiać, gdzie mam się schować, żeby zwalić sobie konia albo, co się czasem zdarza, przelecieć jakąś laskę. Henry był tak miły, że postanowił mnie uprzedzić, iż ściany nie są dźwiękoszczelne — po pół roku mieszkania obok Nate’a i Stassie coś o tym wiedział.

— Zamierzacie się kłócić do wieczora? Czy jednak zaczniemy się powoli ogarniać? — Robbie próbuje przekrzyczeć przekomarzanie Stassie i Mattiego.

Urządzają dziś imprezę na pożegnanie kumpli, którzy kończą studia, albo, jak woli to nazywać Robbie: imprezę pod hasłem „krzyżyk na drogę”. On sam zostaje w Maple Hill na studiach magisterskich i zamierza utrzymać tytuł organizatora najlepszych imprez.

Niemniej, nikt się specjalnie nie pali do sprzątania domu, nim za kilka godzin zwalą się do niego hordy studentów. Wiem, że dla chłopaków to będzie wielka zmiana. Cztery lata to kawał czasu, kiedy widuje się kogoś dzień w dzień. Dla Nate’a i Robbiego będzie to wyjątkowo drastyczne — jeszcze nigdy nie mieszkali w innym mieście, nie mówiąc już o innym kraju.

Jeśli o mnie chodzi, mam wrażenie, że stoję u progu nowych czasów. Na początku studiów wstąpiłem do bractwa, bo chciałem mieć bliskich, na których będę mógł polegać, nie tak, jak na rodzinie. Liczyłem na to, że moi nowi bracia będą przy mnie w dobrych i złych chwilach, że poznam ludzi, na których będę mógł polegać. Tak się jednak nie stało. Wiedziałem, że na pierwszym roku popełniłem błąd, ale nie zrezygnowałem. Myślałem, że po jakimś czasie poczuję się w bractwie jak w domu. Niepotrzebnie zrobiłem to, co zrobiłem, kiedy zaczęło się całe to gówno z lodowiskiem. Zostali przy mnie wtedy tylko ci, którzy są tu teraz, w tym pokoju.

To były najgorsze chwile mojego życia, a to naprawdę coś. Było mi cholernie wstyd, ale dusiłem to w sobie. Kiedy Henry zapytał, czy wszystko w porządku, odparłem, że tak. Myślałem, że to załatwi sprawę, ale on wiedział, że kłamię. Powiedział, że wrócimy do tematu, kiedy będę gotowy. Co tydzień powtarzaliśmy tę rozmowę, aż wreszcie wpadłem na niego podczas ferii zimowych.

Pojechałem wtedy do domu, ale wystarczyła doba i miałem totalnie dość pijackiego pieprzenia ojca, który znowu przegrał w kasynie, i tego, że matka osiągnęła pełen profesjonalizm w puszczaniu mu wszystkiego płazem. Spakowałem się i zamierzałem wrócić na kampus. Henry jechał akurat po jakieś przybory plastyczne, a kiedy mnie zobaczył i spytał, czy wszystko gra, po raz pierwszy odpowiedziałem przecząco.

Przez tyle lat nikomu nie mówiłem o tym, że mój ojciec jest hazardzistą, tak długo dusiłem w sobie gniew i wstyd, że kiedy już się otworzyłem, słowa wypływały ze mnie strumieniem. Nikt, nawet trener Faulkner i Nate nie znali prawdy na temat mojej rodziny, ale Henry’emu wyznałem wtedy wszystko.

Stał z płótnem do malowania pod pachą i słuchał.

Kiedy skończyłem, czując się, jakbym zrzucił z pleców tonę cegieł, spytał, czy mam ochotę na skrzydełka, i zaproponował, żebyśmy razem zjedli. Nie dopytywał się, nie podsuwał żadnych rad, nie osądzał. Dlatego od razu się zgodziłem, kiedy zapytał, czy chciałbym zamieszkać z nim i z Robbiem.

Pokój pogrąża się w chaosie, jak zawsze, kiedy jesteśmy w komplecie. Jednocześnie toczy się kilka różnych rozmów, każda kolejna głośniejsza od poprzedniej. Ludzie uważają, że mówię cicho, bo jestem nieśmiały. Nie wydaje mi się jednak, że naprawdę mówię cicho, co najwyżej w porównaniu z innymi mogę sprawiać takie wrażenie. Wolę siedzieć i słuchać, no i w przeciwieństwie do moich kumpli z drużyny niespecjalnie lubię być w centrum zainteresowania. To za duża presja, za wiele można spieprzyć. Lepiej się czuję w roli obserwatora.

Przebijam się przez tłum w stronę kuchni, wyciągam z lodówki butelkę wody i sięgam po drugą, kiedy czuję, że ktoś za mną stoi.

— Gotowy na swoją pierwszą oficjalną imprezę? — pyta JJ, biorąc ode mnie butelkę.

Opieramy się o blat i patrzymy na salon.

— Chyba tak. Jedyna zasada to nie wkurwiać Robbiego, prawda?

JJ parska śmiechem, odkręcając zakrętkę.

— Tak się składa, że to moja ulubiona rozrywka. Ale wszystko zależy od tego, czy chcesz zasuwać w następnym sezonie.

— Może jednak nie będę się wychylać.

— Zadomowiłeś się już? — pyta, upijając łyk wody.

W ostatnich tygodniach spędziliśmy razem sporo czasu. Odkryłem, że choć lubi błaznować, tak naprawdę jest bardzo opiekuńczy. Parę miesięcy temu wydałem wszystkie oszczędności na starego pick-upa. Od tego czasu stałem się nieoficjalnie gościem od przeprowadzek. Nie przeszkadzało mi to, fajnie jest czuć się potrzebnym. Ale kiedy Lola zaczęła się martwić, że jej rzeczy przypadkiem pojadą z Nate’em do Vancouver, namalowała penisy na wszystkich pudełkach, które nie należały do niej albo do Stassie.

Wiozłem więc JJ-a do jego nowej chaty w San Jose, a na pace mieliśmy sterty ozdobionych rysunkami kartonów. Inni kierowcy mieli dość dziwne miny, mijając nas. Po dziesięciu godzinach w ciasnej przestrzeni można kogoś dość dobrze poznać. Jak na ironię, JJ zaczął się wtedy natrząsać z mojej skrytości.

— Nie do końca — przyznaję. — To dla mnie duża zmiana.

— Pamiętaj, że jesteś tu u siebie. Wszyscy chcą, żebyś tu był, słyszysz? — mówi cicho.

Nie mówiłem nigdy chłopakom o swoich lękach, ale jakimś cudem JJ widzi, że trzymam się na uboczu. Kiedyś powiedziałem mu, że jest wyjątkowo spostrzegawczy. Odparł, że to typowe dla skorpiona. Powiedzmy, że rozumiem.

Niemniej, doceniam jego podejście. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mam wrażenie, że ktoś mnie rozumie. To dość dziwne, zważywszy, że sam nie do końca siebie rozumiem.

— Jasne, słyszę — przytakuję. Klepie mnie po ramieniu i wraca na swoje miejsce do salonu. Idę wolno za nim i siadam obok Henry’ego.

Robbie klaszcze, a wszyscy natychmiast odwracamy się w jego stronę. Nawyki hokejowe tkwią w nas naprawdę głęboko.

— Jezu, normalnie mini-Faulkner — jęczy Nate, kręcąc się niespokojnie.

— Ja się teraz normalnie wzdrygam, kiedy słyszę brawa — dodaje Bobby. — Chyba mam autentyczną traumę.

— Słyszę ten dźwięk w głowie, kiedy jestem sam — przyłącza się Mattie.

— A nie, słyszysz pewnie Kris zza ściany. Ona lubi klapsy — rechocze Joe.

Robbie syczy coś pod nosem, a Kris rzuca w Joego poduszką. Ten odpłaca jej się tym samym, a pokój pogrąża się w chaosie.

— Czemu podczas meczu tak skutecznie nie broniłeś, Joe? — pyta Henry, rozpraszając kolegę na tyle skutecznie, że jedna z poduszek Krisa trafia go prosto w twarz.

— Kurwa — mamrocze Robbie. — Raczej nie poimprezujemy, jeśli ktoś dostanie zaraz wstrząsu mózgu. Dajcie spokój, to nasza ostatnia szansa.

Zapada cisza. Bez entuzjazmu podporządkowujemy się Robbiemu. Mam wrażenie, że nagle do wszystkich dociera, że to ostatnia impreza chłopaków w tym domu.

Pogrążam się w myślach, kiedy nagle JJ wybucha śmiechem.

— Pięć dolców! Wszyscy wisicie mi po piątaku! — woła.

— Bo?

— Stassie płacze! — Przyciąga ją do siebie i cmoka we włosy. — I to zanim wypiła choćby łyczka! Wygrałem!

Stas ociera łzy wierzchem dłoni i rozgląda się. Ewidentnie nie wie, o co chodzi.

— Założyliście się o mnie?

Chłopaki sięgają do portfeli i wyjmują kasę. Mattie wzrusza ramionami, wciskając banknot w wyciągniętą dłoń JJ-a.

— Ściśle mówiąc, o twoje łzy.

— Niewiarygodne. Nate, czy ty to wi… — urywa, widząc, że jej chłopak dyskretnie wyciąga pieniądze z kieszeni. — No wiesz co! Ale z was dupki.

Nate podaje JJ-owi piątaka, po czym mocno przytula Stassie i całuje ją czule w skroń.

— Nawet nie próbowałaś. A mogłem ci za tę kasę zamówić skrzydełka.

— Brak mi słów. Przecież to jest smutne. Rozjeżdżacie się na różne strony, trudno się nie wczuć.

— Poprawiłoby ci humor, gdybym ci powiedział, że Russ nie chciał się zakładać, że nie będziesz dzisiaj płakać?

Anastasia patrzy na mnie pełnymi łez oczami i zaczyna się uśmiechać.

— Dzięki, muffinku. Nie trafiasz na moją czarną listę.

Kiwam głową i pozwalam jej myśleć, że naprawdę wierzyłem, że nie będzie płakać, co nie jest prawdą, a nie, że nie zakładam się dla zasady.

— Przepraszam bardzo — wtrąca Henry. — Ja też się nie zakładałem.

Henry też wiedział, że Stas się rozpłacze, ale postanowił, że nie będzie się już przyłączał do zbiorowych zakładów. JJ liczy kasę, a Lola wchodzi z siatkami pełnymi czerwonych kubków. Rozgląda się po pokoju i krzywi z niesmakiem.

— Płakała?

— Aha — przytakują wszyscy.

— Stas, no wiesz co?

Kładzie torby na kolanach Robbiego, schyla się, by dać mu całusa, po czym sięga do portmonetki i wyjmuje gotówkę. — Po raz ostatni dostajesz ode mnie kasę, Johal.

— Chyba że rzucę hokeja i zajmę się tym, do czego zostałem tak naprawdę stworzony. Striptizem — śmieje się JJ.

— No chyba że tak.

— Skoro już spłaciliśmy swoje długi, możemy oficjalnie rozpocząć ten cyrk? — jęczy Robbie.

Znowu zapada cisza, a wszyscy powtarzają w myślach to samo. Nate chrząka i kiwa głową.

— Ostatni raz.

Lola wybucha śmiechem i wszystko wraca do normalności.

— No dobra, Aleksandrze Hamiltonie. I to niby ja lubię dramatyzować? Dżizas, ale z was banda mięczaków.

Rozdział drugi

Aurora

Nie powinno mnie tu być, ale w koszykarzach jest coś, co poważnie zaburza moją samokontrolę.

Powiedziałam, że nie przyjdę, a Emilia czeka już na mnie w domu hokeistów, nie wiem więc, jakim cudem pozwoliłam, żeby ten cały Ryan Rothwell przekonał mnie do zmiany planów. Nie mam pojęcia, co takiego mają w sobie ci wysocy, umięśnieni i sprawni faceci, że słabnę. To jedna z wielkich zagadek wszechświata. Sądząc po tym, jaki tu tłok, połowa dziewczyn z Maple Hills też próbuje ją rozwikłać.

To pożegnalna impreza, bo niektórzy członkowie drużyny kończą właśnie studia. Ryan i ja żegnaliśmy się w tym tygodniu spokojnie cztery razy. Jest naprawdę fajny, ale oboje dobrze wiemy, że nie będziemy utrzymywać kontaktów. W przyszłym miesiącu odbędą się drafty NBA, jednak nie łudzę się, że zaprosi mnie potem na trybuny. Mimo to przyszłam, co z pewnością mówi więcej o mnie niż o nim.

Zajmuję się sobą. Siedzę w cichym kącie kuchni, sącząc drinka i podając w wątpliwość swoje życiowe decyzje, kiedy przy blacie pojawia się ktoś, kogo wolałabym już nigdy nie oglądać. Mason Wright. Przewracam oczami, gdy tylko otwiera usta, ale to go nie zniechęca.

Wyjmuje mi szklankę z dłoni — wie, że tego nie znoszę — i bierze łyka.

— Szukasz kolejnej ofiary, Roberts?

Jak ja go nienawidzę.

— Nie powinieneś już być w łóżku, Wright?

Mierzy mnie wzrokiem, a na twarz wypływa mu lekki uśmiech. Zbiera mi się na wymioty.

— Czy to zaproszenie?

Na szczęście przy tym konkretnym koszykarzu moje zdolności samokontroli mają się świetnie.

— Zaproszenie, żebyś stąd spadał? Jak najbardziej.

Śmieje się, a mnie irytuje sama myśl, że coś go cieszy. Nie wiem, skąd bierze tę pewność siebie. Powinien ją butelkować i sprzedawać. To najbardziej arogancki osobnik, jakiego kiedykolwiek poznałam, zwłaszcza wśród pierwszoroczniaków.

Oddaje mi drinka i nachyla się.

— Wiesz, że się nakręcam, kiedy zgrywasz niedostępną, prawda?

— Nie zgrywam, Mason. Nie dostaniesz mnie.

— A to niby dlaczego?

— Pomijając to, że cię nie cierpię? Nie sypiam z kolesiami z pierwszego roku.

— Jesteś ode mnie tylko cztery miesiące starsza. — Ściąga brwi. Wygląda na sfrustrowanego. Co za tragedia, kobieta, która nie pada na kolana w jego obecności.

— Jesteś na pierwszym roku — powtarzam.

Nie może uwierzyć, że jakaś laska na niego nie leci. Zapewne częściowo przez to, że jest bardzo atrakcyjny, ale głównie chodzi o tę jego pewność siebie. Bardziej przypomina gwiazdę rocka niż koszykarza. Jest wysoki, ma czarne włosy, przeszywające, niebieskie oczy i jasną karnację, a ramiona i plecy pokrywają mu misterne tatuaże. Wzdycham i kończę drinka.

— Nie lubię ludzi, którzy są młodsi ode mnie.

— Uważaj, księżniczko. — Zakrywa usta i się śmieje, a ja spoglądam na niego spod przymrużonych powiek. — Najwyraźniej masz jakieś traumy związane z ojcem.

— Ty jesteś moją jedyną traumą. — Mam ochotę go udusić, ale znając go, uznałby to za grę wstępną. — Skoro mowa o ojcach, co słychać u dyrektora Skinnera?

Mój arcywróg może sobie być pewny siebie, ale ma słaby punkt — swojego ojca. Nikt nie wie, że jest synem szefa sekcji sportowej w Maple Hills. Mason woli to trzymać w tajemnicy, dlatego używa panieńskiego nazwiska swojej matki. Można by pomyśleć, że skoro oboje mamy problemy z ojcami, powinno nas to zbliżyć do siebie, ale nigdy się nie dogadywaliśmy i na pewno nie zostaniemy przyjaciółmi. Muszę przyznać, że cierpliwie czekam, aż mu się noga powinie.

— Dobrze wiedzieć, że rozmawiacie o mnie z Ryanem przed zaśnięciem. — Jego charakterystyczny uśmiech przechodzi w grymas. Sięga po najbliższą flaszkę. — Wprowadzam się do pokoju Ryana, mówił ci? Nie zamierzam nawet zmieniać kodu do drzwi, żebyś mogła się dostać do środka.

Ten koleś serio nie wie, kiedy odpuścić.

— Naprawdę słodko. A tak serio, to dasz mi numer swojego ojca? Jest niezły. — To akurat nieprawda. — No i chciałabym się dostać do drużyny koszykarskiej.

— Pierdol się — rzuca. Z hukiem odstawia butelkę na blat i wychodzi do ogrodu.

— Uważaj, księżniczko! — wołam za nim. — Najwyraźniej masz jakieś traumy związane z ojcem.

Czuję, jak ktoś mnie obejmuje od tyłu i już zaciskam dłoń w pięść, kiedy słyszę głęboki, doskonale mi znany głos.

— Nie zamierzam płacić kaucji, kiedy go zamordujesz.

— Powiedział, że mam traumy związane z ojcem. — Odwracam się przodem i widzę, że Ryan nie do końca wie, o co mi chodzi. — Tylko ja mogę tak mówić.

Kiwa głową. Już rozumie.

— Jarzę. Czym go tak wkurzyłaś?

— Poprosiłam o numer do jego ojca i powiedziałam, że chcę grać w kosza.

— Rory… — Przeciąga drugą sylabę, stąd wiem, że się zirytował. — Dobrze wiesz, że to tajemnica. Mason może i zgrywa twardziela, ale to tak naprawdę wrażliwy dzieciak.

To nie moja wina, że Mason ma kiepską relację z ojcem. Nie ma w tym nic wyjątkowego. Zresztą nie użyłam słowa „nepotyzm”.

— Skoro to tajemnica, to czemu mi powiedziałeś?

Ryan pochyla się i całuje mnie delikatnie w czoło.

— Bo wiem, że go nie znosisz, a chciałem ci się dobrać do majtek.

— No cóż. I tak bym ci na to pozwoliła.

Zgodziłabym się, żeby dobierał się do moich majtek codziennie. Zresztą tak właśnie było. Jest naprawdę fajny, i pewnie dlatego narażam się na gniew Emilii. Żeby go jeszcze raz zobaczyć.

Mam naprawdę niskie mniemanie o facetach, ale Ryan jest jednym z tych sensownych. Miło spędziłam te parę miesięcy w przyjacielsko-erotycznym związku.

Wszyscy wiedzą, że nie chce się wiązać na stałe, a ja uważam, że uniwerek powinien dać mu wyróżnienie za to, jak znacząco przyczynił się do dobrostanu studentek w ciągu tych czterech lat studiów.

Zasłużył na pomnik.

Może porozmawiam o tym z ojcem Masona.

Ryan ujmuje mnie za podbródek, a wszelkie myśli o Masonie natychmiast wyparowują mi z głowy.

— Będę za tobą tęsknił, Roberts.

Odpowiedź więźnie mi w gardle. Wystarczyłoby powiedzieć, że ja też, albo chociaż powiedzieć: „dzięki”. Nie mogę jednak z siebie nic wykrztusić. Nie cierpię tego, że kilka czułych słów i prosty, przyjacielski gest, znak, że te wspólne chwile coś dla niego znaczyły, wpędzają mnie w taki stan.

Nasz związek był całkowicie fizyczny. Jasne, Ryan namawiał mnie, żebym została u niego po seksie, ale naprawdę cieszę się, słysząc, że będzie za mną tęsknił. Nawet jeśli powiedział to kilkunastu innym dziewczynom.

Wzdycha, prawie jakby czytał mi w myślach, i mocno mnie obejmuje, zatapiając twarz w moich włosach.

— Zazdroszczę facetowi, któremu powiesz, co ci chodzi po głowie, kiedy masz taki wyraz twarzy. Przyprowadź go na mecz, walnę go piłką w głowę.

— Myślę, że żadne z nas nie musi się o to teraz martwić.

Śmieje się prosto w moje włosy.

— Jestem tylko przerywnikiem. Facetem, z którym się pieprzyłaś, nim spotkałaś miłość swojego życia.

— Żeby było to statystycznie możliwe, musiałabym się pieprzyć ze wszystkimi.

— Zaufaj mi, Roberts. Powinienem postawić na to kasę. Jeszcze będziesz miała swój happy end.

— Rany, Ryan, nie rozczulaj mnie, kiedy idę na imprezę hokeistów. Wiesz, że kiedy jestem smutna, mam ochotę na seks.

Śmieje się, po czym niechętnie się puszczamy i odsuwamy o krok.

— Jeśli powiesz to jeszcze dwa razy, spod podłogi nagle wylezie Mason.

Przewracam oczami i rozglądam się za swoim arcywrogiem. Widzę, że zajął się wprawianiem kogoś innego w zakłopotanie. Siedzi po drugiej stronie mieszkania, na pewno nas nie słyszy.

— Mógłbyś go zabrać ze sobą? Nie zniosę go, kiedy ciebie tu nie będzie.

Zatyka mi kosmyk włosów za ucho.

— Mówiłaś mi, że tego lata chcesz się zmienić. Może jak wrócisz z obozu, okaże się, że potrafisz z nim wytrzymać? Nabierzesz wprawy w radzeniu sobie z dzieciakami.

— Mówiłam, że chcę się pozbyć różnych toksycznych nawyków. Nie mówiłam, że myślę o tak poważnej zmianie, że w jej efekcie przestanę nienawidzić Masona.

— Może zamiast tych romansów powinnaś zacząć czytać poradniki?

Oczy mi się zwężają.

— Zdobyłeś jeden dyplom, a już ci się wydaje, że możesz recenzować książki?

— Masz rację, Roberts. Powinienem trzymać się tego, na czym się znam.

Pora się pożegnać, ale nie potrafię się do tego zmusić.

— Dasz mi znać, jak pójdzie z NBA?

Ryan kiwa głową i całuje mnie po raz ostatni w czoło.

— No raczej. Nie pakuj się w kłopoty.

— A zdarza mi się to?

— Praktycznie bez przerwy — śmieje się. — W tym cały problem.

Kiedy wysiadam z Ubera, Emilia już na mnie czeka. Patrzy na mnie z potępieniem. Dobrze znam ten wyraz twarzy. Uwielbiam go.

— Spóźniłaś się.

Trudno się jej przestraszyć, wygląda zdecydowanie zbyt anielsko, i to dosłownie. Swoje jasnobrązowe loki splotła w koronę, a czubek nosa i policzki ma wciąż zaczerwienione od słońca po tym, jak wczoraj zasnęła w ogrodzie. Pozostałe części ciała ma upiornie blade, jak zawsze, nie mam pojęcia, jakim cudem udało jej się tak spalić na twarzy. Ale nie będę teraz o to pytać.

— Poprawi ci się humor, jeśli powiem, że ślicznie wyglądasz?

Niestety, nic z tego. Gdy tylko wchodzimy do środka, znika mi z oczu za wyciętymi z kartonu wizerunkami hokeistów naturalnej wielkości.

Rzadko tu bywamy, chociaż imprezy hokeistów są naprawdę znane na kampusie. Emilia woli jednak spotkania, które kończą się przed północą, a ja wolę koszykarzy. Tym razem jednak JJ, jej kumpel ze stowarzyszenia LGBTQIA+, wyjeżdża na północ, gdzie będzie zawodowo grać w hokeja, więc obiecała, że wpadnie się pożegnać.

Oczywiście zgodziłam się jej towarzyszyć, bo jestem dobrą przyjaciółką, no i dlatego, że obiecała mi wegańską pizzę w drodze do domu. Zaczynam się martwić, czy moje spóźnienie nie wpłynie na jej gotowość zapłacenia za tę pizzę.

W środku jest tłoczno, ale też zaskakująco przytulnie jak na chatę zasiedloną przez grupę hokeistów. Na ścianach wiszą oprawione w ramki zdjęcia przedstawiające kilku facetów i dwie dziewczyny. Poduszki na sofie nie wydają się ociekać zarazkami, jakby ktoś chciał ich użyć w charakterze broni biologicznej. Poza tym, o ile mnie wzrok nie myli, ktoś wytarł kurze.

I czy to jest podkładka pod kubek?

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki