9,99 zł
Dziennikarka Caroline Dunwoody zatrudnia się jako asystentka greckiego milionera Andreasa Samarasa. Liczy na to, że pracując u niego, znajdzie dowody jego nielegalnej działalności i odegra się za to, że kiedyś źle potraktował jej siostrę. Jednak Andreas okazuje się bardziej przebiegły, niż sądziła. Przypomniał sobie ich poprzednie spotkanie i od razu się domyślił, że Caroline nie bez powodu podjęła u niego pracę. Nie dając nic po sobie poznać, zaczyna swoją grę…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 143
Tłumaczenie:Alina Patkowska
Po całym dniu spędzonym na międzynarodowej wideokonferencji Andreas Samaras wetknął głowę przez drzwi sąsiedniego gabinetu.
– Jak idzie?
– Jak woda pod górę – westchnęła Debbie.
Cały zarząd Samaras Fund Management wiedział, że Debbie lubi dramatyzować, mimo to Andreas nigdy nie miał lepszej asystentki do spraw biznesowych.
– Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć?
– Nic ważnego.
– To dobrze. Jak poszły rozmowy? Masz już krótką listę kandydatów? – Rochelle, jego asystentka do spraw prywatnych, rzuciła pracę. Ta głupia dziewczyna chciała wyjść za mąż i uznała, że praca, która wymaga ciągłych podróży, nie sprzyja małżeńskiemu szczęściu. Andreas zaoferował jej podwojenie pensji i więcej urlopu, ale odmówiła. Od kilku tygodni ociągał się z szukaniem kogoś na jej miejsce, bo miał nadzieję, że jeszcze zmieni zdanie, ale nie zmieniła i w końcu musiał się przyznać do porażki.
Debbie podniosła w górę plik papierów.
– Udało mi się zejść do pięciu kandydatek.
Debbie była odpowiedzialna za przeprowadzenie rozmowy wstępnej. Doskonale wiedziała, kogo Andreas szuka. Chodziło o osobę, która będzie organizować jego życie prywatne. Osobista asystentka mieszkała tam, gdzie on, i razem z nim podróżowała. Jej zadaniem było pilnowanie wszystkich spraw codziennych. Musiała być uczciwa, lojalna, dyskretna i elastyczna, mieć nienaganne referencje, prawo jazdy i czystą kartotekę kryminalną.
Wyjął aplikacje z rąk Debbie i przerzucił je szybko. Wszystkie były ze zdjęciami, tak jak sobie życzył. Chciał wiedzieć, jak wyglądają kandydatki, zanim zaprosi je na drugą rozmowę, którą miał zamiar przeprowadzić osobiście. Przy komputerze Debbie leżała sterta odrzuconych aplikacji. Spojrzał na zdjęcie w tej, która była na wierzchu. Twarz dziewczyny wydawała się znajoma.
– Dlaczego ją odrzuciłaś? – zapytał, biorąc aplikację do ręki. Na pewno gdzieś już widział te ciemne oczy.
Debbie zerknęła na fotografię i zmarszczyła brwi.
– Aha, Caroline Dunwoody. Nie wiem, jest w niej coś, co nie wzbudziło mojego zaufania. To było tylko przeczucie, ale z tego powodu dokładnie sprawdziłam jej referencje. Jedna jest w porządku, ale według drugiej pracowała przez dwa lata jako administratorka Hargate Manor. Zadzwoniłam do dżentelmena, który napisał jej list referencyjny, żeby to zweryfikować. Podpisał się jako kamerdyner z Hargate Manor.
– I na czym polega problem?
– Hargate Manor nie istnieje.
– Jak to nie istnieje? – zdumiał się Andreas.
– W promieniu pięćdziesięciu mil od wskazanego miejsca nie ma żadnego Hargate Manor.
Skoro Debbie twierdziła, że taka rezydencja nie istnieje, to znaczyło, że nie istnieje. W takich sprawach można było na niej polegać. Andreas spojrzał uważniej na zdjęcie Caroline Dunwoody, próbując sobie przypomnieć, gdzie już ją widział. Miał dobrą pamięć do twarzy, ale tej nie potrafił umiejscowić. Dziewczyna miała ciemne włosy do ramion, ładną, choć nieco kanciastą twarz, prosty nos, górną wargę szerszą od dolnej i podbródek w kształcie serca. W całości twarz nie wydawała się znajoma, ale te oczy z pewnością gdzieś już widział.
Już chciał powiedzieć Debbie, żeby pogrzebała jeszcze trochę, gdy naraz rozjaśniło mu się w głowie. Imię Caroline było pełną wersją imienia Carrie. Carrie Rivers, siostra przyjaciółki jego siostrzenicy, dziennikarka „Daily Times”, która wyrobiła sobie nazwisko, ujawniając nielegalne praktyki bogatych biznesmenów. Pewnie w ogóle by o niej nie pamiętał, gdyby nie to, że ostatnio zajęła się Jamesem Thomasem, jego starym znajomym z kręgów biznesowych. Ujawniła, że firma Jamesa jest tylko przykrywką do handlu narkotykami, bronią i ludźmi. Miesiąc temu Thomas został skazany na piętnaście lat więzienia. Andreas przeczytał o tym w gazetach i ucieszył się w duchu. Miał nadzieję, że ten drań zgnije w celi.
Poczuł dziwny ucisk w brzuchu i wrzucił nazwisko dziewczyny do wyszukiwarki w telefonie. W sieci nie było żadnych jej zdjęć. Biorąc pod uwagę charakter jej pracy, chyba nie powinno go to dziwić. Ale był pewny, że to ona.
Spotkał ją tylko raz, trzy lata temu i bardzo przelotnie. Wtedy była blondynką i miała okrągłe policzki. Tylko oczy pozostały te same. Ich spojrzenia się spotkały, kiedy Andreas wychodził z gabinetu dyrektorki szkoły, w której uczyła się jego siostrzenica. Carrie i jej siostra Violet siedziały na korytarzu, czekając na swoją kolej. Na jego widok Violet nisko zwiesiła głowę. Nie wiedziały jeszcze, że dyrektorka zamierza ją usunąć.
A teraz, po trzech latach, Carrie próbowała zdobyć posadę jego asystentki pod zmienionym nazwiskiem i za pomocą fałszywych referencji. To nie wróżyło dobrze. Andreas nie miał pojęcia, dlaczego obrała go sobie za cel. Jego interesy były czyste. Grzecznie płacił podatki i przestrzegał miejscowych przepisów dotyczących zatrudnienia. Jego romanse były dyskretne i nawiązywane za obopólną zgodą. Poczucie odpowiedzialności za rodzinę nie pozwalało mu brać do łóżka wszystkich pięknych kobiet, na jakie miał ochotę, choć teraz, gdy z jego barków spadły już największe ciężary, zamierzał to sobie powetować.
W ciągu trzydziestu siedmiu lat życia Andreas nauczył się, że gdy pojawiają się problemy, należy zachować jasny umysł i zająć się nimi natychmiast, zanim eskalują i doprowadzą do katastrofy.
Szybko obmyślił plan. Odetchnął i powiedział z uśmiechem:
– Debbie, zadzwoń do panny Dunwoody i zaproś ją na drugą rozmowę.
Asystentka spojrzała na niego tak, jakby wyrosła mu druga głowa.
– Wyślij jej list. Powiem ci, co masz napisać…
Carrie siedziała w recepcji londyńskiej siedziby Samaras Fund Management i próbowała sobie przypomnieć, jak się oddycha. Serce biło jej niespokojnie i wciąż ocierała wilgotne dłonie o uda. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak zdenerwowana.
Nie denerwowała się w ogóle, kiedy prowadziła dochodzenie w sprawie Jamesa Thomasa. Była zimna jak lód i skupiona, kiedy zbierała dowody jego obrzydliwych przestępstw. Dzień, kiedy Jamesa skazano, był najpiękniejszym dniem ostatnich trzech lat.
Andreas nie podawał jej siostrze narkotyków, ale on również, podobnie jak James, przyczynił się do upadku Violet i teraz nadeszła jego kolej, by za to zapłacił. Carrie nie mogła sobie pozwolić na zdenerwowanie. Ale tym razem sytuacja była zupełnie inna. Wszyscy wiedzieli, że interesy Jamesa Thomasa są mocno podejrzane. Nie było jej trudno uzyskać pozwolenie na śledztwo dziennikarskie. Cała redakcja „Daily Times” życzyła sobie, żeby tego łajdaka dosięgła sprawiedliwość. Tymczasem Andreas Samaras, grecki miliarder, inwestor i właściciel Samaras Fund Management, był postacią z zupełnie innej bajki. Jego przeszłość i interesy wydawały się zupełnie czyste. Ale Carrie wiedziała swoje i gdy kilka dni po wydaniu wyroku na Jamesa znalazła ogłoszenie, z którego wynikało, że Samaras szuka osobistej asystentki, wiedziała, że trafia jej się idealna okazja. Przeniknięcie do jego życia osobistego było znacznie bardziej ryzykowne niż próba prześwietlenia interesów, gotowa jednak była podjąć to ryzyko.
Musiała okłamać swoich pracodawców, żeby jej pozwolili ubiegać się o pracę u Samarasa pod przykrywką. Kilka osób mocno się zdziwiło, ale w końcu chyba jej uwierzyli i dostała zielone światło. Wiedziała jednak, że gdyby kiedykolwiek wyszło na jaw, że zrobiła to, mając na celu osobistą zemstę, jej kariera ległaby w gruzach. „Daily Times” nie był żadnym podejrzanym tabloidem, lecz porządną gazetą, której udało się przetrwać ostatnią, trudną dla brytyjskiej prasy dekadę i zachować prestiż. Poza tym dobrze się tam pracowało.
Bogaci i potężni nie szczędzili środków, by uciszyć media i zamieść problemy pod dywan. Zmuszali swoich pracowników do podpisywania bezlitośnie egzekwowanych klauzul poufności. Jeśli Carrie dostanie tę pracę, znajdzie się w samym środku świata Andreasa Samarasa. Jeszcze nigdy nie była tak blisko obiektu swojego śledztwa. Co tam znajdzie? Zaczynając pracę pod przykrywką w dziale księgowości firmy Jamesa Thomasa, wiedziała, że jej pracodawca nadużywa narkotyków i lubi nieletnie dziewczęta, ale nie miała pojęcia, że również handluje bronią i uczestniczy w handlu ludźmi. A Andreas był jego przyjacielem.
Wiedziała też, że mimo sfałszowanych referencji ma niewielkie szanse, by dostać tę pracę. Na papierze wydawała się idealną kandydatką, ale jej CV ziało wielkimi dziurami. Miała za mało czasu, żeby dokładnie je załatać. Pierwsza rozmowa nie poszła najlepiej i Carrie była już pewna, że nic z tego nie wyjdzie. Zaproszenie na drugą rozmowę zdumiało ją. Przymknęła oczy i przypomniała sobie nienawiść płonącą we wzroku Andreasa przy ich pierwszym i dotychczas jedynym spotkaniu.
– Pani Dunwoody?
Zamrugała i spojrzała na recepcjonistkę. Od tak dawna używała nazwiska Rivers, że prawdziwe nazwisko zabrzmiało w jej uszach dziwnie. Miała cztery lata, gdy jej matka powtórnie wyszła za mąż. Carrie zaczęła wówczas używać nazwiska ojczyma i zdecydowała się przy nim pozostać, rozpoczynając karierę dziennikarki śledczej. Miało to wiele zalet. Ludzie powiązani z nią zawodowo znali ją jako Carrie Rivers, natomiast w jej metryce urodzenia i dokumentach widniało nazwisko Caroline Dunwoody. W ogłoszeniu wyraźnie było napisane, że praca asystentki Andreasa Samarasa będzie się wiązała z licznymi podróżami. Podrobione referencje to jedno, ale sfałszowanie paszportu nie wchodziło w grę.
– Pan Samaras czeka na panią.
Pochwyciła torebkę i poszła za sekretarką do wielkiego, luksusowo urządzonego gabinetu. Andreas Samaras siedział za gigantycznym dębowym biurkiem, przy jednym z trzech komputerów. Nie podniósł głowy, gdy stanęła w drzwiach.
– Proszę chwileczkę zaczekać – powiedział głębokim głosem. Pamiętała ten głos. Pięć lat temu jeden raz rozmawiała z nim przez telefon. Siostra Carrie i siostrzenica Andreasa chodziły do tej samej szkoły i mieszkały w jednym pokoju w internacie. Zaprzyjaźniły się i chciały spędzać razem również weekendy. Andreas zadzwonił wtedy do Carrie, żeby omówić zasady tych wizyt. Okazało się, że obydwoje byli jedynymi opiekunami dziewcząt. Po tej rozmowie ustalali esemesami, czy najbliższy weekend Natalia spędzi w domu Carrie, czy Violet w domu Andreasa. Taki stan rzeczy trwał, dopóki Violet nie wyrzucono ze szkoły.
Podniósł wreszcie głowę znad komputera i wstał.
– Miło mi panią poznać, pani Dunwoody.
Spojrzała na wyciągniętą w jej stronę dłoń i zmusiła się, by ją uścisnąć.
– Proszę usiąść. – Podniósł z biurka plik papierów. Carrie w duchu odetchnęła z ulgą. Nie poznał jej. Fizycznie bardzo się zmieniła. Była teraz o dziesięć kilo szczuplejsza i utrata wagi zmieniła również rysy jej twarzy. Już dawno przestała farbować włosy i wróciła do naturalnego brązu. Zresztą gdyby Andreas wiedział, kim ona jest, z pewnością nie siedziałaby tutaj.
Napotkała spojrzenie jego jasnobrązowych oczu i zarumieniła się. Musiała przyznać, że był bardzo przystojny. Miał gęste ciemnobrązowe włosy, wyraźne kości policzkowe, mocną szczękę pokrytą cieniem zarostu i ostry nos z niewielkim garbkiem. Mocno opalony, w zupełności wyglądał na swoje trzydzieści siedem lat.
Uśmiechnął się do niej krzywo.
– Gratuluję przejścia do ostatniego etapu – powiedział nienagannym angielskim. Carrie wiedziała, że nauczył się tego języka w Grecji, a potem studiował na amerykańskim uniwersytecie. Mówił bardzo płynnie i szybko. – Będę szczery, jest pani moją faworytką na to stanowisko.
– Naprawdę? – zdumiała się.
– Ale zanim omówimy w szczegółach moje wymagania, chciałbym pani zadać kilka pytań.
Carrie próbowała uśmiechem pokryć lęk, ale miała wrażenie, że mięśnie jej twarzy zupełnie zlodowaciały. Po chwili milczenia wykrztusiła przez zaciśnięte gardło:
– Co chciałby pan wiedzieć?
– Formularz aplikacyjny i referencje nie mówią o człowieku wszystkiego. Jeśli dostanie pani tę pracę, będziemy spędzać razem dużo czasu. Będzie pani moją prawą ręką we wszystkich sprawach domowych i pozna pani moje najściślej strzeżone sekrety. Więc, panno Dunwoody – czy mogę mówić do pani: Caroline?
Skinęła głową. Jedyną osobą, która zwracała się do niej w ten sposób, była jej matka.
– Dobrze, Caroline. Jeśli dostaniesz tę pracę, będę musiał ci zaufać. – Twarz miał ożywioną, w jego oczach błyszczało rozbawienie i Carrie była już niemal zupełnie pewna, że jej nie rozpoznał. – Czy masz męża albo partnera? Pytam, bo jeśli tak, to powinnaś go uprzedzić, że będziesz miała bardzo niewiele czasu na życie osobiste.
– Nie ma w moim życiu nikogo ważnego.
– Masz dzieci?
Potrząsnęła głową, myśląc o Violet, którą kochała jak córkę, nie jak siostrę.
– Kogoś innego, kto jest od ciebie zależny? Kota, psa, złotą rybkę?
– Nie.
– To dobrze, bo ja nie przyjmuję żadnych usprawiedliwień. Jestem wymagającym pracodawcą i ta praca wymaga pełnej dyspozycyjności. Co ci powiedziała Debbie podczas wstępnej rozmowy?
– Że moim obowiązkiem będzie zarządzanie pańskimi domami.
Przechylił głowę na bok i zamyślił się.
– Tak było napisane w ogłoszeniu, ale powinnaś wiedzieć, że chodzi tu raczej o zarządzanie moim czasem. Obowiązkiem osobistej asystentki jest prowadzenie moich domów, ale nie wymagam od niej żadnej pracy fizycznej, do tego zatrudniam inne osoby. Mój dzień pracy jest bardzo długi i wyczerpujący. Kiedy wracam do domu, oczekuję spokoju i wygody i chcę, żeby zadbał o to ktoś, kto potrafi spełnić każde polecenie bez żadnych sprzeciwów. Chcę mieć pod ręką kogoś, kto zaspokoi wszystkie moje potrzeby, będzie mi nalewał drinki, przygotowywał ubrania, podawał czyste ręczniki i tak dalej.
Carrie słuchała tego ze zgrozą. Ten człowiek nie potrzebował osobistej asystentki, tylko niewolnicy.
– W zamian mogę zaproponować bardzo hojną pensję.
Kiedy wymienił sumę, zamrugała ze zdziwienia. Cztery razy więcej, niż zarabiała w gazecie.
Oparł łokcie na biurku i utkwił w niej intensywne spojrzenie. Jego jasnobrązowe oczy były dziwnie przejrzyste i poczuła, że tonie w ich głębi. Jeśli dostanie tę pracę, będzie musiała być bardzo ostrożna. Ten człowiek był niebezpieczny.
– No więc, Caroline – powiedział, tym razem trochę wolniej – jest jeszcze jedna rzecz, jakiej wymagam od osoby, którą zatrudnię na to stanowisko.
– Co takiego?
– Musi to być osoba o pogodnym usposobieniu. Mam dość stresu w pracy. Kiedy wracam do domu, chcę, żeby ktoś powitał mnie z uśmiechem i nie zawracał mi głowy małostkowymi głupstwami. Czy ty potrafisz się uśmiechać?
W jego głosie zabrzmiała szczerość. Mięśnie twarzy Carrie rozluźniły się i mimowolnie ułożyły w uśmiech.
– Tak jest znacznie lepiej – stwierdził Andreas. Złożył ramiona na piersiach i powoli pokiwał głową. – Tak, sądzę, że w zupełności będziesz mi odpowiadać. Jeśli chcesz, dostaniesz tę pracę.
Carrie zamrugała. Nie sądziła, że to będzie takie łatwe. Wydawało się wręcz zbyt łatwe. Andreas był jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Był również bardzo inteligentny. Krótko mówiąc, nie był głupcem, a jednak gotów był wprowadzić ją w samo centrum swojego życia po niecałych piętnastu minutach rozmowy.
– Chcesz tę pracę? – zapytał, gdy nie odzywała się przez dłuższą chwilę.
– Tak. – Zdecydowanie pokiwała głową i znowu zmusiła się do uśmiechu. – Tak, oczywiście, że chcę. Dziękuję.
– To dobrze. Masz ze sobą paszport?
– Tak. – W liście proszono ją o przyniesienie ze sobą paszportu. Sądziła, że Andreas chce go skserować, żeby mieć jakiś dowód jej tożsamości.
– W takim razie chodźmy – powiedział i podniósł się. – Zaraz wylatujemy.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
– W liście, który dostałaś, było napisane, że osoba, która dostanie tę pracę, zacznie od razu.
– Tak. – Nie sądziła jednak, że „od razu” to to samo co „natychmiast”. – Czy to znaczy, że teraz lecimy za granicę?
W jego oczach znów pojawił się ten dziwny błysk, który zaczął już wzbudzać nieufność Carrie.
– Tak. Zaraz wylatujemy. Czy to jest dla ciebie jakiś problem?
– Nie. – Ona również się podniosła i spróbowała się uśmiechnąć. Pomyślała, że musi poćwiczyć uśmiechy przed lustrem. – Ale nie mam żadnych ubrań na zmianę.
– Dostaniesz wszystko na miejscu. Przed wyjściem podaj Debbie swoje wymiary.
– Dokąd lecimy?
– Do jednego z moich domów, położonego tam, gdzie nie pada deszcz. – Otworzył drzwi i wyprowadził ją z gabinetu.
Tytuł oryginału: A Bride at His Bidding
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2018 by Michelle Smart
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327644138
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.