9,99 zł
Dante Moncada jedzie do swojego domu na przedmieściach Palermo, ponieważ otrzymał wiadomość o włamaniu. Na miejscu zastaje piękną dziewczynę – Irlandkę Aislin O’Reilly, która weszła do jego domu, ponieważ desperacko chciała się z nim spotkać. Przyjechała, by upomnieć się o spadek dla ich przyrodniej siostry. Dante nie miał pojęcia, że ma siostrę, a Aislin nie wiedziała, że ojciec Dantego zbankrutował i nie ma żadnego spadku. Jednak Dante urzeczony urodą Aislin proponuje jej fortunę, jeśli będzie mu towarzyszyła na ślubie przyjaciela jako jego narzeczona…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 157
Michelle Smart
Weekend za milion
Tłumaczenie: Barbara Bryła
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2020
Tytuł oryginału: The Sicilian’s Bought Cinderella
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2019 by Michelle Smart
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-4937-9
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Dante Moncada wskoczył do samochodu obok swego kierowcy, a dwóch jego ludzi wdrapało się na tylne siedzenia. Tylko tego mu brakowało, żeby ktoś się włamywał się do starego wiejskiego domu, będącego własnością jego rodziny od pokoleń.
Kierowca lawirował na wąskich ulicach Palermo, kierując się za miasto, a Dante wrócił myślami do wcześniejszej rozmowy z głową rodziny D’Amore, Riccardem, który udaremnił kontrakt, negocjowany przez niego przez ostatnie sześć miesięcy. Riccardo prowadził szacowną firmę i obawiał się, że niesławna reputacja Dantego rzuci na nią cień.
Dante zaklął pod nosem. Jaka reputacja? Po prostu lubił kobiety. To żadna zbrodnia. Trzymał się z dala od kłopotów. Lubił się napić i zabawić, ale co z tego? Nie tykał narkotyków, nigdy nie uprawiał hazardu i unikał kręgów, w których broń, handel używkami i żywym towarem uchodziły za dochodowe przedsięwzięcia. Ciężko pracował. Ze skromnego, ledwo milionowego spadku stworzył technologiczne imperium warte wiele miliardów euro, w którego księgach rachunkowych nawet najbardziej wymagający rewident nie znalazłby niczego podejrzanego, a to wymagało poświęceń. Każdy grosz, jaki zarobił, zarobił legalnie.
Ale to nie legalność jego interesów kwestionował Riccardo, torpedując kontrakt, któremu Dante i Alessio, najstarszy syn Riccarda, poświęcili miesiące pracy. Rodzina D’Amore rozwinęła najnowszej generacji system bezpieczeństwa smartfonów, który okazał się odporny na hakerów, bijąc na głowę konkurentów. Alessio i Dante zamierzali podpisać umowę na wyłączność, umożliwiającą Dantemu wprowadzenie tego systemu do smartfonów i tabletów, w produkcji których jego firma była europejskim liderem. Ten system pozwoliłby mu wejść na rynki Ameryki, jedynego kontynentu, na którym stawiał dopiero pierwsze kroki.
Całe to gadanie Riccarda o reputacji Dantego sprowadzało się do jednego, do jego pochodzenia. Zmarły niedawno ojciec Dantego, Salvatore, był nałogowym hazardzistą i skończonym playboyem. Jego matkę Immacolatę nazywano czarną wdową, zdaniem Dantego zresztą niesprawiedliwie. Nigdy przecież nie zabiła żadnego ze swoich mężów, a tylko żerowała na nich finansowo, kiedy się z nimi rozwodziła. Jego ojciec był jej pierwszym mężem, aktualnie miała już piątego. Żyła jak królowa.
Riccardo, przeciwnie, miał tylko jedną żonę, jedenaścioro dzieci, hazard uważał za dzieło szatana, a pozamałżeński seks za grzech. Obawiał się, że Dante był jabłkiem, które niedaleko padło od jabłoni. Żądał dowodu na to, że Dante nie był zwykłą sumą cech swoich rodziców i nie ściągnie na System Amore i samego Riccarda złej sławy. Prowadził właśnie negocjacje z największym konkurentem Dantego, będąc bliski podpisania z nim umowy.
Niech go diabli. Stary głupiec powinien już przejść na emeryturę. Dante miał ostatnią szansę, by dowieść swojej uczciwości, zanim interes zostanie stracony na dobre. Był nią zbliżający się ślub Alessia.
Odsunął na bok te myśli, kiedy kierowca zatrzymał wóz w lesie przy drodze prowadzącej do chatki. Kilka metrów dalej w lesie stał znacznie mniejszy samochód…
Dante sięgnął po kij bejsbolowy z nadzieją, że nie będzie musiał go użyć. Razem z ochroniarzami zbliżył się do zaniedbanego domku, kryjąc się za gęstymi drzewami. Rozcierał ręce w rześkim, wczesnowiosennym chłodzie.
Domek miał łuszczące się bielone ściany. Okiennice były zamknięte, ale z nieużywanego od dwóch dekad komina unosił się w ciemnościach wiosennego sycylijskiego wieczoru dym. Zarządca terenu nie mylił się, najwyraźniej ktoś był w środku.
Drzwi były zamknięte. Dante wyciągnął klucz i je otworzył. Zawiasy skrzypnęły i wszedł do środka, pierwszy raz od czasów, kiedy jako nastolatek zakradał się tu z dziewczynami. Wnętrze wydało mu się znacznie mniejsze, niż je pamiętał. Przy zapalonym już świetle zlustrował je gorączkowo, szukając śladów włamania. Okno nad zlewem zabito deskami i domyślił się, że to tamtędy intruz dostał się do środka. Ale nie dostrzegł innych oznak zniszczenia ani kradzieży. Zresztą nie było tam niczego, co można by ukraść, prócz starych mebli. Zapach stęchlizny mieszał się z dymem z płonących polan. Stos czegoś, co wyglądało na podręczniki akademickie, zapełniał mały stolik. Dante gapił się na nie, marszcząc brwi, tak bardzo nie pasowały do tej sytuacji.
Podłoga zaskrzypiała mu nad głową. Poczuł napływ adrenaliny. Ściskając w ręku kij bejsbolowy, skinął na ochroniarzy, by poszli za nim, i wolno wspiął się wąskimi schodami, klnąc, ilekroć zatrzeszczał jakiś stopień. Mógł kazać rozprawić się z intruzem swoim ludziom, ale chciał spojrzeć w twarz faceta, który ośmielił się włamać do jego posiadłości.
Jak wszyscy zamożni i wpływowi ludzie miał wrogów. Zadawał sobie pytanie, czy był to jeden z nich, czy tylko zziębnięty bezdomny. Pchnął drzwi do sypialni. Była pusta. Pomyślał, że się spóźnili i intruz zdążył już uciec, kiedy nagle z łazienki wypadła jakaś postać, z wrzaskiem szarżując na niego z czymś, co wglądało jak słuchawka od prysznica.
Dopiero po chwili zorientował się, że wrzeszcząca postać była… kobietą. Zanim zdążyła uderzyć go w głowę, Lino, ten szybszy z jego ludzi, chwycił ją mocno za ramiona. Natychmiast zaczęła kopać, wyrzucając z siebie stek przekleństw, brzmiących jak angielszczyzna z akcentem, którego Dante nie potrafił rozpoznać. Wpatrywał się w nią z osłupieniem. Miała na sobie tylko gruby szlafrok i patrzyła na niego z dzikim przerażeniem w oczach.
– Puść ją – polecił.
Lino wyrwał jej z ręki słuchawkę prysznicową i puścił ją. Natychmiast się cofnęła, przerzucając wzrok z Dantego na Nina, potem na Vincenza i z powrotem na Dantego, wciąż z przerażeniem. Dante rozumiał jej strach. Sam był wysokim i postawnym mężczyzną, a Lino i Vincenzo przypominali olbrzymy.
– Zaczekajcie na dole – warknął na nich.
Jego ludzie nie musieli się już skradać i zbiegli ze schodów z impetem stada antylop. Kiedy Dante został z włamywaczką sam na sam, zmysły mu się wyostrzyły i poczuł otaczający ją piękny, delikatny zapach. Zaszyła się kącie. Słychać było tylko, jak gwałtownie dyszy. Podszedł do niej powoli. Wcisnęła się głębiej w kąt i objęła ramionami. Mocno skośne oczy wpatrywały się w niego ze strachem. Gdyby nie to, że włamała się do jego posiadłości, zrobiłoby mu się jej żal.
Musiała mieć niewiele ponad dwadzieścia lat, była drobna, ale seksowna, miała zadarty nosek, zmysłowe usta i pokrytą piegami twarz, bladą z natury albo zbielałą właśnie z przerażenia. Trudno było odgadnąć, jakiego koloru były jej długie, mokre włosy. Jakiego by nie były, nic nie mogło umniejszyć faktu, że była piękną kobietą. W innych okolicznościach miałby ochotę gwizdnąć z podziwu.
Zatrzymał się o krok przed nią.
– Kim jesteś? – spytał po angielsku.
Zacisnęła usta i objęła się jeszcze mocniej ramionami, potrząsając głową.
– Co tu robisz?
Nadal nie odpowiadała. Gdyby nie słyszał wcześniej jej przekleństw, pomyślałby, że jest niemową.
– Zdajesz sobie sprawę, że to własność prywatna? Sì? – spróbował znowu, wolno wymawiając słowa. Po angielsku mówił płynnie, ale z silnym akcentem. – Ten dom stoi pusty, ale należy do mnie.
Zmrużyła oczy i Dante nagle sobie zauważył, że to nie strach z nich bił, tylko nienawiść.
– Ten dom jest częścią majątku twojego ojca i powinieneś podzielić się nim ze swoją siostrą – uświadomił sobie, że mówiła z irlandzkim akcentem.
Poczuł gniew. A więc o to tu chodziło? Jeszcze jedna uzurpatorka, udająca nieślubne dziecko Salvatorego Moncady w nadziei na spadek? Od śmierci jego ojca trzy miesiące temu próbowało już tego ośmiu albo dziewięciu innych oszustów. Jeśli chciała zwrócić na siebie jego uwagę, rozegrała to po mistrzowsku.
– Gdybym istotnie miał siostrę, o której istnieniu nie wiedziałem, byłbym gotów podzielić się z nią częścią majątku ojca, ale…
– Nie ma żadnego ale – przerwała mu. – Masz siostrę i mogę to udowodnić.
Coś w jej głosie sprawiło, że nie odpowiedział. Wpatrywał się jeszcze intensywniej w jej piękną twarz. Żyły z wolna ścinał mu lód. Czyżby ta seksowna kobieta naprawdę wierzyła, że jest jego… siostrą?
A więc to był Dante? Aislin widziała wcześniej wiele zdjęć bezwzględnego Sycylijczyka, odmawiającego jej siostrze tego, co się jej moralnie należało. Nic jednak nie przygotowało jej na widok tego imponującego nężczyzny, stojącego teraz przed nią. W rzeczywistości był o wiele wyższy, niż się spodziewała, włosy miał gęstsze i ciemniejsze. Był szczupły, ale silnie umięśniony. Miał gęstą ciemną brodę, mocną linię szczęki, stanowcze, zmysłowe wargi i prosty nos. Czarne brwi i zielone oczy można było określić tylko jako piękne i te oczy wpatrywały się w nią teraz z mieszaniną niesmaku i niedowierzania.
Wcześniej nie umknęło jej uwadze, że był przystojnym mężczyzną, ale nie spodziewała się tej czystej zmysłowości, jaka z niego emanowała. Czarną koszulę miał rozpiętą pod szyją i chociaż patrzyła mu w oczy, dostrzegła kłębiące się pod nią ciemne włosy. Dante Moncada był najseksowniejszym mężczyzną, jakiego widziała w życiu.
Pomimo ciepła bijącego z kominka, czuła na plecach dreszcze. Owinęła się mocniej szlafrokiem. Był długi aż do kostek, ale pod jego spojrzeniem czuła się naga.
Włamała się do tego domu dwa dni wcześniej. Przez dwa dni czekała, aż ktoś zauważy jej obecność i doprowadzi do konfrontacji z tym mężczyzną. Ale czy musiało to nastąpić w momencie, kiedy właśnie wychodziła spod prysznica? Na odgłos skrzypiących klepek podłogowych przeraziła się, narzuciła na mokre ciało szlafrok i wyrwała słuchawkę od prysznica, jako jedyne narzędzie obrony.
– Uważasz się za moją siostrę?
– Jeśli pozwolisz mi się ubrać, wszystko ci wyjaśnię. Kuchnia jest dobrze zaopatrzona w kawę.
Wybuchnął śmiechem.
– Włamujesz się do mojego domu i chcesz, żebym zaparzył ci kawę?
– Proszę tylko o odrobinę prywatności, żebym mogła spokojnie doprowadzić się do porządku, zanim porozmawiamy. Zwracam też uwagę na to, że jest tam kawa, gdybyś zechciał się jej napić, czekając na mnie, i że ja pijam ją z mlekiem i jedną łyżeczką cukru.
Lustrował spojrzeniem każdy cal jej ciała.
– Zostawię cię, żebyś mogła się ubrać – powiedział, wycofując się. Zamknął za sobą drzwi.
Zmusiła się, by wciągnąć tlen do płuc. Ale zdawało się, że Dante, wychodząc, zabrał ze sobą całe powietrze. Pozostał tylko zapach jego wody kolońskiej, najwyraźniej drogiej i… zmysłowej. Takiej jak mężczyzna, który jej używał.
Musiała uspokoić gonitwę myśli, bo inaczej Dante pożre ją żywcem. Chwyciła parę dżinsów, srebrzysty sweter i bieliznę z komody i wpadła do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Szybko się ubrała, przebiegła palcami po wilgotnych włosach, a potem wzięła uspakajający oddech i wyszła z pokoju, by go odszukać.
Przygotowała się przecież na tę konfrontację. Musiała tylko trzymać nerwy na wodzy przed tym olśniewającym mężczyzną. Jego wygląd i zapach nie miały znaczenia. Ten facet, miliarder, którym stał się dzięki sobie samemu, brutalnie odrzucał wszelkie wysiłki jej siostry, ubiegającej się o udział w majątku ich ojca.
Zeszła schodami do przytulnego salonu, gdzie zastała go siedzącego na jakiejś zapadniętej sofie, jak przeglądał jeden z jej podręczników. Na stoliku przed nim stały dwa parujące kubki z kawą. Nie było śladu jego ochroniarzy o posturach Goliatów.
Zmrużył oczy, patrząc, jak podchodzi, i czekał w milczeniu, aż zajęła najbardziej oddalone od niego miejsce, jakie udało jej się znaleźć.
Wbił palec w otwartą książkę w miejscu, gdzie wpisała swoje nazwisko.
– Powiedz mi coś o sobie, Aislin O’Reilly.
Wymówił jej imię „Ass-lin”, co w normalnych okolicznościach wzbudziłoby jej wesołość. Potrząsnęła głową. W obecności tego faceta zapominała języka w ustach.
Trzasnął książką o blat stolika, a ona podskoczyła.
– Utrzymujesz, że jesteś moją siostrą, więc opowiedz mi o sobie.
Spojrzała mu w oczy.
– Nie jestem twoją siostrą. To moja siostra, Orla, nią jest. Ja ją tylko tutaj reprezentuję.
Zmarszczył brwi. Widziała, że próbował rozgryźć, jaką ten fakt tworzył między nimi relację.
– Orla i ja mamy wspólną matkę – podpowiedziała mu. – Ty i ona macie wspólnego ojca.
Odetchnął swobodniej, słysząc, że nie są spokrewnieni. Sam ruch jej bioder, kiedy schodziła po schodach, ożywił jego zmysły. Nie był szczególnie wybredny, jeśli chodziło o kobiety, podobały mu się we wszystkich kształtach i rozmiarach. Ale sama myśl, że pociągała go kobieta, która mogła być jego własną siostrą, mogła go doprowadzić do obłędu.
– A gdzie jest dowód na to, Aislin?
Oświetlenie w domku przedstawiało wiele do życzenia, ale siedziała wystarczająco blisko, by dostrzegł, że jej ziejące nienawiścią oczy były szare. Przy czarnej oprawie ta szarość wydawała się półprzezroczysta. Razem ze skośnym ułożeniem oczu dawało to niezwykły efekt.
– Jestem Aislin – poprawiła go, wymawiając swoje imię „Aszlin”.
– Aislin – powtórzył na głos. – Aislin… Niespotykane imię.
– Nie w Irlandii.
Wzruszył ramionami. Jej imię było niezwykłe, ale mieli do omówienia o wiele ważniejsze kwestie.
– Twierdzisz, że masz dowód na to, że… Orla? Tak ma na imię?
Kiwnęła głową.
– Że Orla jest moją siostrą?
Wstała i przeszła do kuchni, a widok jej ponętnej pupy w obcisłych dżinsach natychmiast go zdekoncentrował. Z torebki na barze wyjęła kopertę, wyciągnęła z niej jakiś papier i wręczyła mu go.
– To jest świadectwo urodzenia Orli.
Dante wziął od niej dokument, czując szum krwi w uszach. Wolno go rozłożył. Oczy przesłaniała mu mgła. Świadectwo było wystawione dwadzieścia siedem lat temu. W rubryce „ojciec” figurowało nazwisko: Salvatore Moncada.
Potarł skronie. To nie był jeszcze żaden dowód. Świadectwo mogło być sfałszowane. Albo matka Orli – przebiegł wzrokiem dokument raz jeszcze i w rubryce „matka” ujrzał nazwisko Sinead O’Reilly – kłamała.
Z nadal trzymanej w dłoni koperty Aislin wyciągnęła jeszcze fotografię i podała mu ją.
Nie chciał na nią spojrzeć. Ale musiał.
To było zdjęcie portretowe dwójki ludzi, młodej kobiety i chłopczyka. Gwałtowna fala wezbrała i opadła mu w żołądku. Obie osoby na zdjęciu miały gęste ciemnobrązowe włosy, o odcieniu dokładnie takim, jak u Dantego. Kobieta miała zielone oczy w odcieniu dokładnie takim jak oczy Dantego.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej