Jedno z nas nie żyje - Jeneva Rose - ebook + audiobook + książka

Jedno z nas nie żyje ebook i audiobook

Rose Jeneva

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

BOGACTWO. SEKS. ZDRADA… CZASAMI PRZYJAŹŃ MOŻE BYĆ ŚMIERTELNIE NIEBEZPIECZNA.

Poznajcie kobiety Buckhead – miasta pełnego drogich samochodów, ogromnych posiadłości i przyjaźni opartych na rywalizacji. Shannon była kiedyś królową pszczół w Buckhead. Jednak została bezceremonialnie porzucona przez Bryce’a, swojego męża polityka. Kiedy Bryce zastępuje ją dużo młodszą kobietą, Shannon postanawia się zemścić…

Crystal zajęła miejsce Shannon. Młoda, niewinna dziewczyna z Teksasu, która po prostu nie ma pojęcia, na co się porwała…

Olivia latami czekała, żeby odebrać koronę Shannon i zostać nieoficjalną królową Buckhead. W końcu nadeszła jej chwila. Ale żeby zająć należne jej miejsce, będzie musiała wykorzystać każdą zdradziecką, manipulatorską, podstępną zagrywkę, jaką ma w zanadrzu…

Jenny jest właścicielką Glow, najbardziej ekskluzywnego salonu kosmetycznego w mieście. Zna wszystkie najmroczniejsze sekrety i najskrytsze pragnienia swoich klientek. Ale czy zdradzi cokolwiek? Która z tych kobiet okaże się na tyle sprytna, żeby przeżyć w Buckhead – a która skończy martwa?

Mówi się, że przyjaźń potrafi być skomplikowana, ale nikt nigdy nie wspominał, że również tak śmiertelnie niebezpieczna.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 332

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 35 min

Lektor: Jeneva Rose
Oceny
4,1 (262 oceny)
114
88
33
23
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Melisa2004

Całkiem niezła

Wybierając tę lekturę sądziłam, że trafiłam na dobry thriller. Niestety książka strasznie mi się dłużyła i przez większość czasu miałam wrażenie, że nic się w niej nie dzieje - konflikty, intrygi, pogaduszki w salonie kosmetycznym itp. Trochę akcji pojawia się dopiero pod koniec powieści, ale to za mało, żeby ją wysoko ocenić.
20
Luna88

Z braku laku…

Z pewnością gdyby bohaterki mniej piły, jch mózgi funkcjonowałyby lepiej :) Dosc sztampowo, szukasz odmóżdżenia, to polecam. To w tej książce są trzydziestoletnie lub i trzydziestodwuletnie bohaterki już za stare na związek (!) Itepe. Autorka pisała po jednym głębszym, tłumacz też. O " wydobywaniu"koronkowych staników i ubieraniu beżowych szortów. Tylko, w co? Fajny audiobook na bezmózgi dzień, do sprzątania w sam raz.
20
Magda108x

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja! Wreszcie coś niesztampowego Przeczytalam na raz. Warto było!
10
Gosia_1984

Nie oderwiesz się od lektury

Dobre.
10
jpieka3023532

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka z ciekawym zakończeniem.
10

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mojemu mężowi,

Drew, który powiedział, że pierwsza dedykacja dla niego się nie liczyła, ponieważ na okładce nie widniało moje prawdziwe nazwisko.

Mam nadzieję, że ta już się liczy, kochany.

 

1

 

 

 

 

Jenny

Teraz

 

 

 

– Spędziłam tysiące godzin, pracując nad tymi kobietami. Stroiłam, woskowałam, obcinałam, malowałam, opalałam sprayem, pudrowałam i masowałam je. Znam prawie każdy centymetr ich ciał. Ale poznałam też ich demony – ich najgłębsze, najmroczniejsze sekrety. Rzeczy, które staramy się ukryć pod powierzchnią, żeby nie pokazywać światu swojego drugiego oblicza. Więc czy jestem zaskoczona, że coś takiego się wydarzyło? Nawet odrobinę. Spodziewałam się tego. To była tylko kwestia czasu. – Poprawiam się na miejscu i zakładam nogę na nogę pod stołem.

Naprzeciwko mnie siedzi detektyw Frank Sanford, srogo wyglądający mężczyzna w średnim wieku z ostrymi rysami twarzy i szerokimi ramionami. To klasyczny przykład pracownika fizycznego. Mimo że ma na sobie garnitur i krawat, jego wyglądowi daleko do elegancji i schludności. Zaczerwienione oczy wskazują, że pracuje o wiele za długo i śpi o wiele za krótko. Mamy z sobą więcej wspólnego, niż mógłby przypuszczać.

– Skąd znasz ich najgłębsze, najmroczniejsze sekrety, Jenny? To znaczy, jesteś też ich terapeutką? Myślałem, że fryzjerką – pyta detektyw Sanford, wysuwając kwadratowy podbródek pokryty kilkudniowym zarostem. Mruży oczy, wpatrując się we mnie intensywnie, kiedy przerywa notowanie i czeka na moją odpowiedź. Siedzimy naprzeciwko siebie w dobrze oświetlonym pokoju przesłuchań. Powietrze jest zatęchłe i zimne; nie wiem, czy pokój starał się dopasować do aury detektywa, czy może odwrotnie.

– W pewnym sensie jestem jednym i drugim. Nie wiem, ile czasu spędził pan w salonach, detektywie Sanford, ale kobiety mówią. – Zakładam ręce na piersi i wytrzymuję jego spojrzenie. – Zwłaszcza kiedy siedzą na fotelu w salonie i nie mają nic innego poza czasem.

Wiem, że ten mężczyzna nigdy nie postawił stopy w salonie kosmetycznym. Zdradził go nie tylko brak dbałości o siebie. Prawda jest taka, że wiem więcej o moich klientkach niż o własnej rodzinie, zwłaszcza o tej grupie kobiet. Widzę każdą z nich kilka razy w tygodniu. Mają pieniądze do przepuszczenia – a przynajmniej ich mężowie mają – i mogą sobie pozwolić na przeznaczanie zasobów na walkę w największej wojnie ich życia: tej przeciwko efektom działania czasu na ludzkie ciało.

– Rozumiem. Jest pani właścicielką Glow Beauty Bar, zgadza się? – Delikatnie stuka ołówkiem w stół.

– Jedyną i niepowtarzalną. – Przytakuję.

Znowu podnosi ołówek i zapisuje jeszcze kilka słów, uważając, żeby niczego nie przeoczyć.

– A jak długo prowadzi pani ten salon?

Przez chwilę błądzę wzrokiem, przypominając sobie moment, kiedy go nabyłam.

– Już około pięciu lat.

– Te kobiety były pani klientkami przez cały ten czas? – Marszczy brew.

– Nie. Pojawiły się u mnie jakieś trzy lata temu. Glow nie zawsze był takim salonem jak teraz.

Robi kolejne notatki i zakreśla coś na papierze. Udaje mi się dojrzeć słowa wewnątrz kółka: Glow Przeszłość?

– Rozumiem. Czyli zna pani te kobiety od trzech lat i nie dziwi pani, że te rzeczy się wydarzyły? – Unosi grube, ciemne brwi.

– Nie. Proszę nie dać się im zwieść, detektywie. Pojedynczo są szczere i potrafią być miłe… ale jeśli wsadzi je pan do jednego pokoju, te kobiety są na wskroś toksyczne.

 

2

 

 

 

 

Jenny

Trzy tygodnie przed morderstwem

 

 

 

Olivia klapnęła swoim wąskim, kościstym tyłkiem na mój fotel i opuściła wielką torebkę od Hermèsa na podłogę. Jej długie, bujne, mahoniowe włosy omiotły moją twarz, kiedy niedbale odrzuciła je przez ramię. Dzięki mnie miały idealną ilość ciemnych i jasnych pasemek. Była ubrana w czerwony kombinezon, który eksponował jej wszystkie walory. Olivia zawsze nosiła coś czerwonego, czy to cały strój, czy odważny kolor na ustach, czy też przyciągający wzrok dodatek. Czerwień była jej kolorem mocy, płaszczem ochronnym. I nigdy nie była widziana w innych butach niż Louboutin z czerwoną podeszwą.

Narzuciłam na nią świeżo uprany fartuszek, a Olivia wpatrywała się w siebie w lustrze z czystym, całkowitym podziwem. Odwracała głowę z boku na bok, przyglądając się idealnie kształtnemu nosowi, przesadnie ostrzykniętym, pulchnym wargom i wysokim kościom policzkowym. Gdyby brązowowłose lalki Barbie zostały nadmuchane do ludzkich rozmiarów, wyglądałyby dokładnie jak Olivia. Widziałam, że była zadowolona ze swojego wyglądu, bo posłała sobie lekki uśmieszek, ukazując licówki tak jasne, że mogłyby konkurować ze stuwatową żarówką. Od lat zajmowałam się jej włosami, makijażem, paznokciami, woskowaniem, opalaniem, rzęsami i wieloma innymi rzeczami, i z biegiem czasu zauważyłam, że jej usta stawały się coraz wydatniejsze, kości policzkowe bardziej podkreślone, a skóra gładsza. Jak płyty tektoniczne, jej twarz bez przerwy ulegała zmianom.

– Co dzisiaj robimy? – zapytałam, delikatnie przeczesując grzebieniem jej miękkie włosy, i jednocześnie patrzyłam na nią w lustrze. Już wiedziałam, czego chciała, ale podstawowe zasady obsługi klienta nakazywały, by to zawsze on powiedział, czego sobie życzy. Więc czekałam na jej odpowiedź. Uniosła palec w moją stronę, jednocześnie pisząc zawzięcie na telefonie.

Olivia i ja byłyśmy przeciwieństwami w każdym calu. Podczas gdy jej włosy były długie i ciemne, moje miały barwę truskawkowego blondu, były falowane i opadały mi na ramiona. Jej rysy twarzy były ostre i wykrojone. Moje łagodne i zaokrąglone. Jej oczy miały bogaty kolor mlecznej czekolady. Moje były chłodno błękitne. Jej twarz była zupełnie gładka, a moja usiana piegami. Odłożyła telefon na kolana, zerknęła na mnie, a potem przeniosła wzrok na jedyną najważniejszą rzecz w życiu Olivii: Olivię.

– Odrost i podcięcie, będę też potrzebowała woskowania. Dean wraca dziś do domu. – W jej oku pojawił się błysk, a w głosie odrobina roztrzepania, jakby uczennica opowiadała o pierwszym zauroczeniu. Dean i Olivia Petrov byli małżeństwem od ponad dekady i zaskakiwało mnie, że nadal płonęło między nimi pożądanie. Choć z drugiej strony, toksyczne związki mają to do siebie, że mnóstwo w nich wzlotów i upadków.

– W takim razie musimy sprawić, że będziesz dla niego absolutnie idealna.

– Już jestem dla niego idealna – odcięła się.

Uśmiechnęłam się i przytaknęłam. Przez lata nauczyłam się, że to najlepszy sposób radzenia sobie z trudnymi klientami, a Olivia mogła nosić miano najtrudniejszej.

– Ale ty zawsze sprawiasz, że jestem jeszcze bardziej idealna – dodała.

Olivia miała prawdziwy talent do komplementowania siebie, zanim skomplementowała innych. Tak samo było z miłymi słowami i z obelgami. Dzięki niej stworzyłam termin „mobelga”. Tak, jakby znalazła dla siebie specjalny, okrutny język. Nawet nie zdawałeś sobie sprawy, że ci ubliżała, bo słowa były owinięte jak prezent, razem z wstążeczką.

Najlepszą częścią mojej pracy było sprawianie, że kobiety czuły się dobrze same z sobą. Uwielbiałam sposób, w jaki ich twarze się rozświetlały, kiedy kończyłam pracę. „Blask piękna”, tak właśnie lubiłam to nazywać, stąd właśnie nazwa mojego salonu, Glow Beauty Bar. Olivia była jedną z tych rzadkich klientek, które zawsze miały w sobie ten błysk, więc pracowanie nad nią nie było aż takie fajne, ale dawała dobre napiwki, a z samych jej zabiegów pielęgnacyjnych mogłam spłacać hipotekę na moim mieszkaniu nad salonem.

– Jakie macie z Deanem plany na dzisiejszy wieczór? – zapytałam.

Olivia podniosła wzrok znad telefonu.

– Trochę tego i trochę tamtego. – Puściła oczko.

Zawsze myślała, że jest taka enigmatyczna, ale jej wiadomości ujawniały dokładnie, co zamierzała robić. Przytaknęłam i wróciłam do mieszania farby.

– Uwielbiam twoje piegi, Jenny. Ale czy kiedyś rozważałaś używanie całkowicie kryjącego podkładu? – Wzrok Olivii przeskanował moją twarz.

Mobelga.

– Kiedyś to robiłam, ale piegi są w modzie – powiedziałam z uśmiechem. – Kobiety nawet sobie je teraz dorysowują.

Wzruszyła ramionami i wróciła do telefonu, przesuwając palcem po swoich mocno przerobionych zdjęciach na Instagramie.

– Skoro tak mówisz.

Chociaż bardzo cieszyło mnie to, jak obecnie prosperował mój interes, czasami myślałam sobie, że kiedyś było łatwiej. Nigdy nie musiałam radzić sobie z wymagającymi klientami. Otworzyłam Glow Beauty Bar pięć lat temu. Zawsze marzyłam o posiadaniu salonu z pełnym pakietem usług, ale sprawy nie miały się tak wyśmienicie, jak na to liczyłam. Zaczęłam z odpadającą farbą i mieszanką różnych mebli oraz starego wyposażenia, a na liście klientów miałam tylko starsze panie, które wstąpiły z ulicy. Męczyłam się dalej, aż pewnego dnia, jakieś trzy lata temu, Olivia przyszła do mojego salonu z sytuacją kryzysową z włosami. Najwidoczniej jej dotychczasowa fryzjerka przeniosła się do Nowego Jorku, więc spróbowała w innym salonie, w którym kompletnie spartaczyli farbowanie. Okazałam się jej wybawieniem. Rozpuściła wieści wśród swoich bogatych koleżanek, a mój salon zmienił się z ledwo prosperującego, taniego miejsca w studio urody z pełnym pakietem usług dla kobiet z wyższych sfer Buckhead. Dodałam dwa łóżka do opalania, maszynę do opalania natryskowego, strefę pedikiur i manikiur, pokój do woskowania, stanowisko do makijażu, poczekalnię oraz barek z szampanem i winem. Ogólnie mówiąc, dostarczałam im wszystko, czego chciały. Teraz obowiązuje tu lista oczekujących, by w ogóle zostać klientką, bo przyjmuję tylko dwadzieścia pięć pełnowymiarowych klientek. Przez pełnowymiarowe rozumiem to, że klientki deklarują się na przynajmniej osiem usług w miesiącu. Jeśli nie wypełnią tego minimum, zostają usunięte z listy klientek, a przynajmniej przeniesione na listę oczekujących. To bardzo ekskluzywne i bardzo drogie.

– Zamierzasz w najbliższym czasie dodać zabiegi na twarz? – Olivia pociągnęła za swoją skórę. Nie poruszyła się. Jej twarz nigdy się nie poruszała ze względu na częste dawki botoksu.

– Nie rozważałam tego – odparłam.

– I właśnie dlatego mnie potrzebujesz. Kogoś, kto spojrzy z szerszej perspektywy. Powinnaś zatrudnić kosmetyczkę. Niektóre z twoich klientek wkrótce zaczną bardzo potrzebować zabiegów przeciwko starzeniu, na przykład Shannon. – Olivia spróbowała unieść brew, ale jedynie przymrużyła oko.

Posłałam jej słaby uśmiech i skupiłam się z powrotem na jej włosach. Olivia uważała się za właścicielkę Glow. Niestety, była inwestorką, ale miałam nadzieję, że w ciągu trzech lat wykupię jej udziały. Miała zbyt wielkie wymagania. Byłam jej wdzięczna, że uratowała salon, ale w pewnym sensie wykorzystała go do poprawienia swojego statusu społecznego. To miejsce stało się ulubionym celem moich klientek, drugim domem z dala od posiadłości, w których mieszkały. Olivia i jej koleżanki traktowały je jak własny salon, prowadząc tu spotkania klubu książki, wieczory wina, umawiając się na plotki i posiedzenia komitetu.

Jej telefon zawibrował, podniosła go i od razu zaczęła zawzięcie pisać. Odczytywałam niektóre wiadomości, bo zaczęłam akurat nakładać farbę na odrosty. Kiedy moje klientki ze mną nie rozmawiały, dzwoniły do kogoś albo pisały. Zawsze bały się przegapić kolejną, gorącą ploteczkę. Trudno było nie zwracać uwagi, nie łączyć faktów, nie zastanawiać się, co działo się między tymi kobietami.

– To gdzie był Dean? – zapytałam.

Drugą najlepszą częścią mojej pracy były pogawędki z klientkami. Mówiły mi o wszystkim – czasami nieumyślnie, ale robiły to. Ich nadzieje, marzenia, porażki, zmartwienia, problemy, niepewności… wszystko. Naprawdę lubiłam je poznawać. Lubiłam czuć się choć odrobinę częścią ich życia, nawet jeśli nią nie byłam. Dzięki temu praca w mniejszym stopniu była pracą, miałam wrażenie, że po prostu spotykam się z nimi na co dzień. Byłam dobra w zadawaniu pytań, a jeszcze lepsza w słuchaniu. Nie znosiłam, kiedy uwaga skupiała się na mnie, więc to było dobre połączenie, ponieważ moje klientki uwielbiały mówić, zwłaszcza o sobie.

– Och… mmm… w zasadzie, nie jestem pewna – powiedziała. – Czasami jest jak bezpański pies. Nie mogę za nim nadążyć – dodała ze śmiechem.

Olivia i Dean byli dwójką najbardziej wpływowych i najpotężniejszych osób w Buckhead, więc dla nich liczyło się tylko utrzymanie pozorów. Chociaż znałam ją od trzech lat, nie miałam pojęcia, czym zajmował się Dean, i przypuszczam, że ona również tego nie wiedziała. Dopóki dostawała swoją działkę, zapewne jej to nie obchodziło. Plotka głosiła, że zajmował się jakimiś ciemnymi interesami związanymi z przemytem, ale gdyby go zapytać, powiedziałby, że to tylko łańcuch dostaw.

– A mówiąc o bezpańskich psach, jest jakiś w twoim życiu? – Uśmiechnęła się.

Nadal malowałam jej odrost drogą farbą, która pachniała amoniakiem. Większość ludzi nie przepadała za tym zapachem, ale ja tak. Podnosił mnie na duchu.

– Nie, żaden. Ten salon jest moim życiem. – Rozejrzałam się, obejmując wzrokiem wszystko wkoło.

Po pięciu latach od otwarcia Glow jest teraz czysty i nowoczesny, wszędzie są podłogi z twardego drewna, świetne oświetlenie oraz najnowszy i najdroższy sprzęt. Są też czarne, atłasowe zasłony od podłogi po sufit, oddzielające recepcję od reszty salonu. Nikt nie przechodzi przez nie, chyba że jest klientem lub pracownikiem. Osoby niebędące klientami mówią o tym miejscu jak o sali tronowej w pałacu Buckingham.

– Och, skarbie. Nie możesz pozwolić, żeby budynek był całym twoim życiem – powiedziała ze śmiechem. – A z moich ust to wiele mówi. Ja zaprzedałabym duszę za Crocodile Birkin. Och, ale ty pewnie nie wiesz, co to jest, ale to nawet lepiej. Musisz skupiać się na prostszych rzeczach.

Mobelga.

Posłałam jej wymuszony uśmiech i zaczęłam przycinać jej końcówki. Robiłam to zaledwie w ubiegłym tygodniu, więc w zasadzie nie było takiej potrzeby, ale to ona miała czarną kartę American Express. Jej telefon znowu zabrzęczał, a ja opuściłam wzrok i zauważyłam, że to wiadomość od kogoś nazwanego Kryzys Wieku Średniego Bryce’a.

– Wybacz, Jenny. Zupełnie zapomniałam, że mam dzisiaj lunch z dziewczynami. Ile to zajmie? – Szybko zakołysała stopą.

– Włosy trzydzieści minut, ale wosk zajmie kolejne trzydzieści.

– Cóż, w takim razie będziemy musiały odpuścić wosk. Muszę zaprzyjaźnić się z nową żoną. – Jej głos ociekał sarkazmem.

– Nową żoną?

– Crystal Madison, nowa żona Bryce’a… gdybyś mnie pytała, to zdecydowanie lepsza wersja Shannon. – Uśmiechnęła się pod nosem.

– Tak, słyszałam, że Bryce zostawił Shannon dla młodszej kobiety. Niedawno wzięli ślub, prawda?

Bryce był amerykańskim kongresmenem, pracował w komisji do spraw handlu. Pogłoski o niewierności krążyły już dwa miesiące przez zakończeniem jego kampanii reelekcyjnej i ledwo udało mu się ponownie zdobyć mandat. Zaraz po tym zostawił Shannon i ożenił się z Crystal, wciskając przy tym prasie, że tkwił w małżeństwie bez miłości, a teraz odnalazł prawdziwe uczucie. Zakładałam, że wszystko to dobrze zaplanował, żeby dać sobie czas na poprawę wizerunku przed następnymi wyborami.

– Poznałaś już Crystal? – Rzuciła mi spojrzenie w lustrze.

– Nie, jeszcze nie miałam przyjemności. – Potrząsnęłam głową.

– Pewnie nie będziesz miała, prawdziwa z niej wieśniaczka – powiedziała lekko przez nos. Olivia zawsze starała się ukryć przeciąganie samogłosek charakterystyczne dla akcentu z Georgii pod jakąś dziwną kombinacją manhattańskiego Upper West Side i środkowozachodniego stylu prezentera wiadomości, ale raz na jakiś czas jej wiejski styl wychodził na powierzchnię, ku jej ogromnemu przerażeniu.

– Nie pasuje do splendoru Buckhead? – Przeczesałam końcówki włosów Olivii i sprawdziłam czas do zmycia farby.

Buckhead to zamożna dzielnica Atlanty. Nie wydaje się tak szykowna z toporną nazwą Buckhead, ale żeby dać wam jakiś obraz, przeciętny dom kosztuje 800 000 dolarów. Jest znane jako „Beverly Hills wschodu”.

– Ani trochę. Nie zrozum mnie źle. Jest piękna, wygląd w stylu Jessiki Simpson. Ale nie sądzę, żeby została twoją regularną klientką. Zbyt naturalna i świeża jak na mój gust, do tego bardzo młoda, około dwudziestu pięciu lat. – Olivia wywróciła oczami. Nie lubiła młodych kobiet, bo sama już taka nie była. Nigdy nie będzie jedną z tych, które starzeją się z gracją. Będzie walczyła do ostatniej kropli krwi.
– Dużo młodsza od Bryce’a – zauważyłam.

– Och, tak. To chyba najbardziej rozwścieczyło Shannon. Wiesz, mąż przehandlował ją za młodszą kobietę. Ale Bryce’owi w głowie tylko handel – powiedziała Olivia znacząco i zachichotała.

– Założę się, że to nie było dla niej łatwe. Jak się trzyma? – Pokazałam Olivii, żeby przesiadła się do zlewu. Zrobiła to i odchyliła się, a ja delikatnie wypłukałam jej włosy.

– Nie wiem. Mam to gdzieś – odparła nonszalancko.

– Przecież jesteście przyjaciółkami – powiedziałam trochę głośniej, żeby nie zagłuszył mnie szum wody. Zaskoczyło mnie, że Olivia nie zajrzała do Shannon po wszystkim, co przeszła.

– Poprawka: byłyśmy przyjaciółkami. Muszę się od tego zdystansować. Shannon jest w tym mieście tonącym statkiem. Jasne, ma alimenty, ale Bryce posiada władzę i wpływy.

Otworzyłam szeroko oczy, przetwarzając to, co powiedziała. Olivia i Shannon były blisko, więc dowiedzenie się, że już tak nie jest, ponieważ mąż zostawił tę drugą, było prawdziwym szokiem. W tamtej chwili zrozumiałam, że coś jest nie w porządku. Równowaga w grupie nie była już taka sama. Jakby wiatr ucichł i niebo stało się jasne jak przed burzą.

W tym miesiącu jeszcze nie widziałam Shannon, niewiele brakowało do usunięcia jej z listy klientek. Zostało jej siedem dni na osiem zabiegów i chociaż zamierzałam dać jej trochę więcej czasu, Olivia widocznie chciała się jej pozbyć. Odnotowałam sobie w pamięci, żeby po południu zadzwonić do Shannon z przypomnieniem.

– Przykro mi to słyszeć. Szkoda mi jej – stwierdziłam.

– Mnie nie. Shannon i tak nigdy nie była zbyt miłą osobą. Zawsze zachowywała się wobec mnie okropnie i praktycznie musiałam ją zmusić, żeby została twoją klientką. Uważała, że to miejsce jest poniżej jej… – Olivia pokręciła nosem.

Zmarszczyłam lekko brwi, osuszając włosy Olivii ręcznikiem.

– Och, nie przejmuj się tym za bardzo. Shannon po prostu jest klasyczną suką. – Olivia machnęła ręką lekceważąco.

– Nie przejmuję się. Wiele przeszła. – Odprowadziłam Olivię z powrotem do stanowiska fryzjerskiego.

– Cóż, jej czas już minął i nie byłoby dobrze dla interesu trzymanie jej tutaj. Jest tylko przypomnieniem tego, jak nisko potężni mogą upaść. To naprawdę smutne. – Olivia wyjęła telefon i zaczęła przeglądać tysiące swoich selfie, podczas gdy ja suszyłam jej włosy.

Byłam lojalna wobec klientek, nawet tych najgorszych. Nigdy nie przeszkadzało mi słuchanie o dramatach wśród kobiet. Rozumiałam, że ludzie muszą czasem dawać upust emocjom i nie wszyscy dogadują się przez cały czas, ale nigdy nie chciałam być wciągnięta w środek tego. Słuchałam, ale nie uczestniczyłam. Jednak taki właśnie jest problem z dramatami: czasem w nich uczestniczysz, nawet jeśli nie chcesz.

Olivia napisała wiadomość do grupy o nazwie Fundacja Kobiet Buckhead. Odczytywałam słowa, kiedy jej kościste palce przesuwały się po klawiszach. Sprawy miały się naprawdę skomplikować.

Dzwonek przy drzwiach zadzwonił akurat w chwili, gdy przeczesywałam palcami włosy Olivii. Były idealne. Objętość i blask sprawiały, że wyglądała, jakby właśnie wyszła z reklamy szamponu.

– Proszę przejść do tyłu – powiedziała Mary, recepcjonistka.

Olivia wstała i jeszcze raz przyjrzała się sobie w lustrze, zrobiła dzióbek i upewniła się, że wszystkie pasma znajdowały się na miejscu.

Zza zasłony wyłoniła się Karen Richardson. Lojalna klientka, luksusowa prawniczka od nieruchomości i bliska przyjaciółka Olivii – cóż, na tyle, na ile to możliwe w Buck­head. Miała sięgające do ramion rude włosy, których barwa przypominała żarzące się węgielki na dnie ogniska. Była chuda i drobna, bez grama tłuszczu. Z wklęsłymi policzkami, płaską, szeroką szczęką i uśmiechem z całym wachlarzem zębów wyglądała bardziej jak modelka z wybiegu niż pośredniczka.

Karen odezwała się do Olivii:

– Zwołałaś właśnie nadzwyczajne spotkanie komitetu?

Olivia odwróciła się do Karen, jej włosy teatralnie śmignęły nad ramieniem.

– Tak. Ale nie martw się, nie potrwa długo.

– A dlaczego w restauracji, a nie tutaj?

– Uznałam, że tak będzie łatwiej, skoro potem spotykamy się na lunchu z kryzysem wieku średniego Bryce’a. – Olivia uśmiechnęła się lekko.

Karen westchnęła i zawahała się przez chwilę, jakby próbowała wyczytać coś z Olivii.

– Z jakiego powodu jest to spotkanie? – zapytała, kładąc dłoń na biodrze.

– Dowiesz się, jak przyjdziesz.

Olivia odwróciła się do mnie.

– Dziękuję ci bardzo, Jenny. Jesteś najlepsza! – Delikatnie ucałowała mnie w oba policzki, podniosła torebkę z podłogi, podała mi studolarowy banknot jako napiwek i wyszła, błyszcząc, i o to chodziło.

– Czasami przesadza. – Karen potrząsnęła głową i przyglądała się, jak Olivia opuszcza salon.

– Ale nie zawsze – odparłam z uśmiechem. Utrzymywanie spokoju również było częścią mojej pracy i poniekąd jednym z moich najważniejszych obowiązków.

– Możemy? – Wskazałam ręką na tył pomieszczenia i podeszłyśmy do pokoju z opalaniem natryskowym.

Karen szybko rozebrała się do naga. Nie było żadnej niezręczności, ponieważ opalałam ją w ten sposób już przynajmniej sto razy, więc stało się to naszą rutyną. Znałam jej ciało lepiej niż własne. Każdy pieg. Każdą bliznę.

– Dzisiaj twój wielki dzień. Nadzwyczajne spotkanie komitetu i lunch z paniami.

– Boże. Nie przypominaj mi. – Karen westchnęła zirytowana.

Uśmiechnęłam się szeroko. Karen odpowiedziała tym samym, gdy kontynuowałam nakładanie na jej mlecznobiałą skórę delikatnie brązowego koloru.

– Nie jestem pewna, co planuje Olivia, ale to z pewnością nic dobrego. Słyszałaś o Crystal, prawda?

Przytaknęłam.

– Jeszcze nie spotkałam jej osobiście. Ale witając ją, czuję, jakbym zdradzała Shannon.

– Rozmawiałaś o tym z Shannon?

– Tak, ale nie o Crystal. Shannon jest w rozsypce, więc nawet nie wspomniałam o tym lunchu z Olivią. – Karen odwróciła się na bok akurat w chwili, gdy skończyłam spryskiwać przód.

– Może powinnaś z nią o tym porozmawiać. To znaczy z Shannon.

– Powinnam, ale jeśli będzie miała z tym problem, niewiele mogę zrobić. – Karen odwróciła się, żebym mogła kontynuować na plecach. – Mam interes, który muszę prowadzić, i robię to profesjonalnie. Rozumiesz to?

Przytaknęłam, bo rozumiałam lepiej niż ktokolwiek. Karen nie była jak inne żony. Miała małego syna i nie polegała na mężu w kwestiach finansowych, chociaż jako chirurg plastyczny zarabiał krocie. Ale Karen zbudowała imperium pośrednictwa nieruchomości od podstaw i odniosła taki sukces, że miała pod sobą cały zespół, więc jedyne, co musiała robić, to pojawiać się na koniec, żeby zamknąć umowę.

– Ale oczywiście musimy powitać Crystal w naszych kręgach, ponieważ jest żoną Bryce’a, a w tym mieście wszystko rozbija się o to, kogo znasz, w co się ubierasz, jak wyglądasz oraz ile masz pieniędzy i władzy. – Karen westchnęła.

– Nie musisz mi przypominać. – Zaśmiałam się.

– Och przestań. – Poklepała mnie po ramieniu. – Ty jesteś w tym mieście dziewczyną, która ma „to coś”.

– Tyle że nikt o tym nie wie. – Uśmiechnęłam się krzywo i podałam jej ręcznik.

– Och, skarbie, ale dowiedzą się.

 

3

 

 

 

 

Olivia

 

 

 

 

– Idealnie. Wszystkie są. – Spojrzałam na każdą z kobiet siedzących wokół stołu w prywatnej części ładnej restauracji. Do twarzy miałam przyklejony ogromny uśmiech. Nie mogłam nic na to poradzić. Czekałam na to od lat. Byłyśmy zarządem Fundacji Kobiet Buckhead. Byłyśmy elitą, ponieważ organizowałyśmy najgorętsze wydarzenia, dla jednej organizacji charytatywnej czy innej. Każdy chciał być nami.

Karen uniosła brew.

– Nie ma Shannon.

– Zgadza się. Ponieważ chodzi o nią – odparłam, unosząc podbródek.

Sophie, nasza sekretarka, usiadła po mojej lewej i zapisywała wszystko, co powiedziałam, jakbym była jakimś Szekspirem. Była miłą osobą i przydatną, ale nigdy nie znajdzie się w moim wewnętrznym kręgu. Jasne, Sophie miała pieniądze, ale poza tym jedyne, co potrafiła, to robienie notatek. Do tego była tak nijaka jak pudełko nieosolonych słonych krakersów. Jej wygląd pasował do charakteru… nudny.

Tina, skarbniczka, przejrzała swoją księgę rachunkową. Każde odwrócenie strony oznaczało podmuch tych piżmowych, ohydnych perfum, których zawsze używała. Chociaż była bogata, pachniała biednie. Gdyby nie wyglądała tak kiepsko, na pewno byłaby bliżej. Jednak rozpoczęła swoją przygodę z operacjami plastycznymi dużo szybciej niż było to stosowne, i z chirurgiem o zbyt słabych umiejętnościach. W rezultacie wyglądało to tak, jakby jej skóra miała zsunąć się z twarzy i upaść na kolana. Dla moich oczu tego było za wiele.

– Tina, twoja skóra aż lśni – skomplementowałam ją. – Dzisiaj ledwo zauważam brak elastyczności.

– Olivio, jesteś zbyt miła – odparła z uśmiechem.

– Sophie, twój strój to cała ty. Nie zdołałabym ci dorównać.

Sophie spojrzała w dół na swoją zwykłą, białą koszulkę.

– Na pewno byś zdołała, Olivio. Wszystko wygląda na tobie dobrze.

– Masz rację. Zaczynamy?

Tina i Sophie przytaknęły. Karen odchyliła się na krześle i przekrzywiła głowę. Nie potrzebowałam jej po swojej stronie, żeby podjąć tę decyzję. Potrzebowałam tylko dwóch głosów, które już miałam.

– Nadzwyczajne posiedzenie komitetu Fundacji Kobiet Buckhead uważam za otwarte – oznajmiła Sophie.

– Świetnie. Powodem, dla którego was tu dzisiaj zebrałam, jest moje zaniepokojenie. Wszystkie wiemy, że Shannon przechodzi wyjątkowo trudne chwile. Serce mi krwawi z jej powodu. – Położyłam dłoń na piersi i zrobiłam współczującą minę. Ta wersja była moją najmniej lubianą.

Tina i Sophie ponownie przytaknęły. Karen pochyliła się odrobinę do przodu.

– Składam wniosek o usunięcie Shannon ze stanowiska przewodniczącej. Wszystkie za?

Sophie i Tina zaczęły podnosić ręce.

– Chwila! Tak nie można – krzyknęła Karen.

To nie przystoi damie.

Sophie i Tina szybko opuściły ręce. Tchórze.

– Nie, Karen. Nie można pozwolić, żeby nasze wydarzenia i akcje charytatywne cierpiały tak, jak Shannon. – Utrzymałam spokojny ton.

– A niby w jaki sposób cierpią? – Karen szeroko otworzyła oczy.

– Sophie, proszę, odczytaj listę tych, które były nieobecne na ostatnich dwóch spotkaniach – poleciłam.

Przytaknęła i przekartkowała notatki.

– Shannon.

– Nie mam nic więcej do dodania – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.

– Ale przecież zupełnie dobrze planowała nadchodzącą galę. Przekazywałam podczas tych spotkań wszystko, co miała do powiedzenia – spierała się Karen.

– Lider dowodzi, Karen. I nie robi tego przez kogoś. – Potrząsnęłam głową.

– Olivia ma rację – wtrąciła Tina. – Nie mam nawet najnowszych informacji o finansach, ponieważ mi ich nie przekazała.

– I to niesprawiedliwe, że muszę zaznaczać jej nieobecność. Mam już dość pracy z robieniem notatek – dodała Sophie.

Prawie wywróciłam oczami. Jej argument był słaby i nudny jak ona sama. Jak zawsze.

– Nie chcę być tutaj tą złą. – Oczywiście, że chcę. – Ale zgodnie z naszym regulaminem dwa lub więcej spotkań opuszczonych przez członka zarządu bez odpowiedniego usprawiedliwienia to podstawa do usunięcia go ze stanowiska – powiedziałam. To miała powiedzieć Sophie.

– Tak, zgadza się. – Sophie przerzuciła kilka kartek i podsunęła jedną Karen.

Karen szybko przeczytała jej treść i spojrzała z powrotem na mnie.

– A rozwód nie jest odpowiednim usprawiedliwieniem?

– Nie. Nie ma tego w regulaminie – odparłam.

– Nie zawarłyśmy tego, bo w dzisiejszych czasach to takie popularne – dodała Tina. – Niektóre z naszych stałych członkiń przechodzą już trzeci rozwód, ale członkinie mają większą swobodę niż zarząd.

Karen jęknęła.

– Nie możemy zrobić wyjątku?

Jednocześnie ja i moje dwa sługusy pokręciłyśmy głowami.

– To śliska sprawa, Karen. Kto popiera wniosek o usunięcie Shannon ze stanowiska przewodniczącej?

Tina, Sophie i ja podniosłyśmy ręce.

– Przeciwko?

Karen podniosła rękę.

– Czyli ustalone. Shannon Madison nie jest już przewodniczącą Fundacji Kobiet Buckhead. Nie martw się, Karen. Nadal jest członkinią i może startować w następnych wyborach – powiedziałam z uśmiechem.

Sophie szybko zapisała wszystko w notatkach ze spotkania.

– Chciałabym złożyć wniosek – powiedziała Tina.

Grzeczna dziewczynka.

– Wniosek o objęcie przez Olivię Petrov stanowiska przewodniczącej. Kto jest za?

Podniosłam rękę tak szybko, że prawie wyrwałam ją sobie ze stawu. Tina i Sophie podążyły za mną. Karen westchnęła ciężko.

– Kto przeciw? – zapytała Tina.

Karen nawet nie podniosła ręki. Pokonana.

– Kompletna bzdura – powiedziała.

– Nie, to biznes, czyli w zasadzie to samo – odparłam z radosnym śmiechem. – Co powiesz na to? Do gali zaledwie tydzień, a Shannon tak ciężko pracowała nad tym wydarzeniem. Powinno być jej ostatnim jako przewodniczącej. Ogłosimy to pozostałym członkiniom podczas kolejnego spotkania. Brzmi dobrze? – Podniosłam głowę i trochę poszerzyłam uśmiech, żeby był nie za szeroki, ale też nie za mały.

Karen ściągnęła usta i zastanawiała się przez chwilę. To była dobra propozycja. W zasadzie to z mojej strony uprzejmość. Rozgrywałam długoterminową grę. Trzeba było dorzucić odrobinę uprzejmości.

– Dobrze. Ta gala wiele dla niej znaczy, więc to uczciwe rozwiązanie – stwierdziła, wydymając swoje pełne wargi.

– Cieszę się, że czujesz to samo. Mamy jeszcze do obsadzenia stanowisko zastępczyni przewodniczącej, więc przyjmiemy nominacje podczas następnego spotkania i zagłosujemy na kolejnym. Wszystkie się zgadzają? – zapytałam.

Skinęły głowami.

– Proszę – powiedziała kelnerka. – Cztery ogórkowo-miętowe napoje oczyszczające. – Postawiła po jednym przed każdą z nas.

Uniosłam jeden w ramach toastu, oczywiście za siebie.

– Pomyślałam, że siebie też powinnyśmy oczyścić – rzuciłam ze śmiechem.

Tina i Sophie również zachichotały jak powinny.

– Wypijmy za zakończenie cierpienia i nowy początek z nową liderką. – Stuknęłam się szklankami z Tiną i Sophie. Karen uniosła swoją do ust i wychyliła wszystko na raz, wyraźnie niezadowolona z podjętej decyzji. Ale przejdzie jej. Ostatecznie, nie była taka jak ja. Wybaczała mi, zapominała. Ja z kolei wierzyłam, że zawsze istniała druga opcja. Wybaczyć, zapomnieć i nigdy, kurwa, nie odpuszczać.

 

4

 

 

 

 

Karen

 

 

 

 

Opuściłam prywatną część restauracji oburzona. Shannon byłaby wściekła, na mnie zapewne też. Ale niewiele mogłam zrobić, Olivia zupełnie mnie zaskoczyła, a Tina i Sophie nie miały dość rozumu ani odwagi, żeby się jej postawić. Planowała to przez cały czas? Teoretycznie Olivia miała rację. Reguły to reguły, a Shannon była nieobecna podczas ostatnich dwóch spotkań. Ale i tak cała ta sprawa nie wydawała mi się właściwa.

Przeszłam przez restaurację i napotkałam Crystal; zajęła już miejsce, czekając na Olivię i na mnie. Widziałam jej zdjęcia w mediach społecznościowych, kiedy razem z Shannon robiłyśmy małe śledztwo po kilku butelkach wina, ale w rzeczywistości była dużo ładniejsza. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami, w kwiecistej sukience, przy stoliku zastawionym drogim szkłem i świeżymi tulipanami i przykrytym białym, lnianym obrusem. Jej długie blond włosy miały naturalne fale na całej długości i była opalona – nie jak ja, miała opaleniznę dzięki przebywaniu na zewnątrz. Bił od niej blask. Była świeża i piękna w niewymuszony sposób. Zaczęłam rozumieć, co Bryce w niej widział.

Podeszłam do stolika, a ona wydawała się nieświadoma, kim jestem. Najwyraźniej nie sprawdziła nas.

– Crystal?

– Tak, to ja. – Uśmiechnęła się. W jej głosie wyraźnie było słychać Teksas.

Wyciągnęłam rękę.

– Jestem Karen Richardson. Miło cię poznać.

Wstała i po prostu mnie uściskała. Spodziewałam się, że będzie rozkapryszona, ale ona miała w sobie spokojną rozwagę. Była miła. Chciałam nienawidzić ją ze względu na Shannon, ale nie mogłam – przynajmniej jeszcze nie.

Usiadłam przy stole, odstawiłam torebkę na podłogę obok swojego krzesła i zamówiłam chardonnay u kelnerki. Zwykle nie piłam w tygodniu w porze lunchu, ale po tym spotkaniu zarządu potrzebowałam czegoś mocniejszego niż sok z selera.

– Jak podoba ci się w Buckhead? – zapytałam, wiedząc, że była w okolicy dopiero od kilku miesięcy i odnajdywała swoje miejsce w społeczności. Po przyjeździe była odludkiem. Nie winiłam jej za to. Większość kobiet nie lubiła jej już na wstępie, ponieważ ukradła Shannon męża.

– Na razie dobrze, staram się wyczuć miasto, zrozumieć je trochę. – Bawiła się serwetką, rozkładała ją i składała z powrotem.

– Och, skarbie, ja mieszkam tu ponad dekadę i nadal nie czuję, żebym rozumiała to miasto – powiedziałam ze śmiechem.

Również się zaśmiała.

– Masz jakąś radę?

– Po prostu bądź cierpliwa. Ludzie się przyzwyczają. – Upiłam łyk wina. Widziałam, że nieco się rozluźniła. Była wyraźnie zdenerwowana i nie chciała tu być. Przypuszczałam, że Bryce nalegał, żeby nawiązała z nami relację. Robił wszystko, żeby naprawić swoją reputację po zostawieniu Shannon.

– Więc czym się zajmujesz? – zapytała Crystal.

– Piję. – Wzięłam łyk wina.

Na chwilę szeroko otworzyła oczy.

– Żartuję.

Napiła się ze swojej wysokiej szklanki. To było piwo. Nawet nie zauważyłam, że piła piwo. Wtedy już wiedziałam, że ją polubię. Kobiety tutaj piły zmiksowane warzywa, szampana, wino i wódkę. Nigdy piwo.

– Ale teraz poważnie. – Odstawiłam kieliszek. – Prowadzę firmę zajmującą się pośrednictwem sprzedaży nieruchomości i mam pięcioletniego syna, Rileya. – Wzięłam telefon i pokazałam jej kilka zdjęć mojego małego dzikuska, chudego chłopczyka, który wyglądał na idealne połączenie Marka i mnie. Miał moje oczy i nos, ale włosy i posturę Marka.

– Jest cudny – westchnęła Crystal.

– Tak, jest całym moim światem. – Włożyłam telefon z powrotem do torebki. – Masz dzieci? – Wiedziałam, że nie miała, ale chciałam wyczuć, czy pragnęła je mieć, czy ona i Bryce rozmawiali o posiadaniu własnych. Nie wiedziałam, czy pytałam ze względu na siebie, czy na Shannon.

– Boże, nie. Kiedyś chciałabym mieć kilkoro, ale jeszcze nie teraz. Chyba nie jestem gotowa.

– Jestem pewna, że Bryce jest bardziej niż gotowy. – Nie wiedziałam, czemu to powiedziałam. To był przytyk, taki mały, dla Shannon. Ostatni raz, tak sobie mówiłam. Crystal była miła. Nie miałam powodu, żeby jej nienawidzić. Odkaszlnęła lekko zmieszana.

– A ty prowadzisz własną firmę zajmującą się nieruchomościami. Imponujące – powiedziała i brzmiała przy tym naprawdę szczerze.

– Dzięki. Zbudowałam ją od podstaw, kiedy się tutaj wprowadziłam. Chciałam mieć coś swojego, ale odniosła taki sukces, że teraz już nie zajmuje tyle mojego czasu, co wcześniej. Obecnie jestem bardziej jej twarzą. Zajmuję się wizerunkiem i zamykam umowy. – Uśmiechnęłam się do niej.

– Chciałabym też kiedyś dojść do czegoś… wiesz, mieć coś swojego. – Upiła mały łyk piwa.

Sączyłam wino i w tej chwili zauważyłam Olivię idącą przez restaurację. Spóźniła się, jak zawsze, co nie miało sensu, bo przecież już była na miejscu. Ale to Olivia. I zdążyła się przebrać od naszego spotkania. Teraz miała na sobie obcisłą, szkarłatną sukienkę, idealną mieszankę elegancji i seksowności. Olivia była w tym mistrzynią, bo sama wymyśliła taki styl.

– Wybaczcie mi spóźnienie. – Zajęła miejsce przy stole. – Cześć, jestem Olivia Petrov.

Ona i Crystal uściskały się i przedstawiły sobie. Olivia zamówiła chardonnay i sałatkę. Ja również wzięłam sałatkę, a Crystal burgera z frytkami. Olivia zmrużyła oczy na jej zamówienie, wyraźnie ją oceniając i nienawidząc zarazem. Crystal miała dwadzieścia pięć lat. Mogło jej ujść na sucho jedzenie czegokolwiek. Olivia i ja byłyśmy po trzydziestce, musiałyśmy oszczędzać zapas kalorii na wino.

Kiedy Olivia i ja skubałyśmy swoje sałatki i sączyłyśmy alkohol, Crystal piła piwo wielkimi łykami i odgryzała ogromne kęsy burgera. Olivia przyglądała się jej, jakby obserwowała zwierzę zamknięte w klatce w zoo, ciekawego, a jednak godnego pożałowania stwora.

Crystal cicho beknęła.

– Wybaczcie.

Wytarła kąciki ust i jadła dalej. Przynajmniej próbowała się dopasować, ale dziewczyna z Teksasu nie może po prostu porzucić kowbojskich butów i lassa. Starała się siedzieć prosto, kopiując sposób siedzenia Olivii, ale co chwilę ramiona jej opadały i musiała poprawiać pozycję. Siedziałyśmy w ciszy, skupiając się na jedzeniu przed nami i wymieniając szybkie spojrzenia oraz niewielkie uśmiechy. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Było niezręcznie. Nie tak wyobrażałam sobie fajne popołudnie. W końcu Olivia przerwała ciszę.

– Więc ty i Bryce… Jak się poznaliście?

Oczywiście, że Olivia zamierzała pójść w tę stronę. Prosto do plotek. Powiedziałabym, że to niestosowne, ale sama byłam ciekawa. Jak dziewczyna taka jak Crystal poznała mężczyznę takiego jak Bryce?

Crystal odłożyła burgera i otarła usta chusteczką. Odchrząknęła.

– W barze w Teksasie, w którym pracowałam. Załatwiał w mieście jakieś interesy i od razu wpadliśmy sobie w oko. – W jej oczach pojawił się błysk, nie złośliwy, raczej uroczy. Naprawdę zależało jej na nim.

– Wiedziałaś, że jest żonaty? – Olivia uśmiechnęła się pod nosem. – Nie osądzam cię – dodała, jakby to mogło sprawić, że jej pytanie było mniej niestosowne.

Crystal przesunęła wzrokiem między nami i przygryzła wargę. Wychyliła resztę piwa i odstawiła szklankę w hukiem.

– Wyjaśnię tę sprawę od razu, bo nie chcę dłużej się tym zajmować. Na początku nie wiedziałam. Nie powiedział mi od razu, a kiedy już to zrobił, byłam w nim zakochana. Nie jestem taką kobietą, choć pewnie w jakimś sensie jestem. I jest mi szkoda Shannon. Nigdy nie chciałam, żeby do tego doszło, ale stało się. Poznałam mężczyznę i zakochałam się w nim. Nie jest mi przykro z tego powodu i chyba nie powinno. – Powiedziała to wszystko na jednym wydechu, jakby wcześniej ćwiczyła te zdania wiele razy. Crystal spojrzała na każdą z nas, szukając aprobaty.

– Nie ma sensu czegokolwiek żałować – powiedziała Olivia, dając Crystal wsparcie, którego ta szukała. Było oczywiste, że Olivia nie mówiła szczerze. – Jak człowiek wie, to wie – dodała.

Olivia mrugnęła do mnie. Nie byłam pewna, czemu akurat do mnie, ale i tak odpowiedziałam jej uśmiechem. W Buckhead wszystko kręciło się wokół uśmiechów. Uśmiechałeś się, kiedy byłeś wściekły albo zadowolony.

– Ja też chcę to wyjaśnić. Przyjaźnię się z Shannon, ale wobec ciebie też chcę być szczera. Mam nadzieję, że rozumiesz i że Shannon również zrozumie. – Czułam się bardzo winna, siedząc z nimi. Moja lojalność była i powinna pozostać przy Shannon.

– Rozumiem – przytaknęła Crystal. – I szanuję to.

Uśmiechnęłam się do niej, tym razem uprzejmie.

Olivia rzuciła serwetkę i wypiła resztę wina.

– A ja nie. Skończyłam z Shannon i ty też powinnaś.

Przekrzywiłam głowę i zmarszczyłam brwi.

– Czy przejęcie jej stanowiska przewodniczącej ci nie wystarczyło?

– Nie. A nie pamiętasz, w jaki sposób mnie traktowała, kiedy sprowadziłam się do Buckhead? – Olivia uniosła podbródek. Upiła łyk ze świeżo uzupełnionego kieliszka wina.

– Nie, a poza tym to było dawno temu. – Wywróciłam oczami.

– Oprawca zawsze zapomina o swoich przewinieniach. Ofiara nigdy. Poza tym ona jest już skończona. Rozwiodła się zarówno z mężem, jak i z pozycją w zarządzie. Nie potrzebuję w życiu balastu i nie mogę radzić sobie z taką negatywną energią. – Olivia ściągnęła usta.

Rzuciłam serwetkę na stół. Rzeczywiście, był czas, kiedy Shannon i Olivia się nie dogadywały, ale nie pamiętam, żeby było aż tak źle. Chyba zdarzyło się to jakieś pięć lat temu, mniej więcej wtedy, kiedy urodziłam Rileya. Wydaje mi się, że było trochę nieciekawie. Nie pamiętam dokładnie. Miałam pełne ręce roboty z noworodkiem i prowadzeniem firmy. Ale kto rozpamiętuje przez tyle czasu? Olivia.

Już miałam wyjść ostentacyjnie, ale powstrzymałam się, bo nie zapłaciłam rachunku, ale też dlatego, że Crystal na to nie zasługiwała… jeszcze. Wiedziałam, że działo się coś więcej niż historia Olivii i Shannon, skoro Olivia była aż tak wytrącona z równowagi. To oczywiste. Shannon nie była dużo starsza od Olivii, a jej mąż wymienił ją na nowszy model. Nienawiść Olivii miała swoje źródło w niepewności i lęku. Wyraźnie starała się wykluczyć Shannon, bo bała się, że skończy jak ona. Lęk sprawia, że ludzie wariują. Niepewność tylko pogarsza sprawę.

– Nie chcę sprawiać problemów. – Crystal spojrzała na mnie. – Podziwiam, że chcesz zachować lojalność wobec Shannon, a jednocześnie zapoznać się ze mną. – Spojrzała na Olivię. – I proszę, nie czuj się w obowiązku wykluczać Shannon ze względu na mnie.

– Nie wykluczam jej ze względu na ciebie. Wykluczam ją, bo sobie, kurwa, na to zasłużyła. – Olivia poderwała się z miejsca. Krzesło upadło za jej plecami. Rzuciła na stół banknot studolarowy (jej specjalność) i wypadła z restauracji, nie oglądając się za siebie. Zawsze lubiła dramaty. To był pokręcony sposób Olivii, żeby pokazać Crystal dwie rzeczy: po pierwsze, że nie wolno z nią zadzierać, a po drugie, lepiej postarać się mieć ją blisko siebie. Złudzenie to potężne narzędzie. Wywróciłam oczami, dokończyłam swoje wino, a potem wypiłam resztę z kieliszka Olivii.

Crystal zmarszczyła nos, wytarła podbródek serwetką i upiła odrobinę wody.

– Będziesz musiała się do niej przyzwyczaić – powiedziałam ze śmiechem. To prawda. Olivia wżerała się w ludzi… jak rak. Nigdy nie była osobą, którą dało się polubić od razu, chyba że sama tego chciała, a działo się tak tylko wtedy, gdy mogłeś jej coś zaoferować. To znaczy, była moją przyjaciółką, ale pamiętam, że nie lubiłam jej, a nawet teraz miałam wrażenie, że ledwo ją tolerowałam. Takie było Buckhead.

Mój telefon zawibrował, Crystal również. Pojawiła się grupowa wiadomość od Olivii.

 

Przepraszam za mój wybuch. Jestem pod dużą presją z powodu mojej nowej pozycji jako przewodnicząca, a to, co Shannon zrobiła mi pięć lat temu, nadal jest świeże. Proszę, wybaczcie mi. Zapłaciłam rachunek.

Xoxo, Olivia.

 

– Naprawdę będziesz musiała się do niej przyzwy­czaić – oznajmiłam, potrząsając głową.

– Tak… – Crystal zamilkła. Kelnerka zapytała, czy chciałybyśmy zamówić coś jeszcze. Poprosiłam o dwa szoty tequili. Przynieśli cały zestaw… limonkę, sól i wściekłość Olivii. Zlizałyśmy sól, a zanim wypiłyśmy, wzniosłam toast.

– Za Buckhead! Mam nadzieję, że wyjdziesz stąd żywa. – Wychyliłyśmy szoty, possałyśmy limonkę i zaśmiałyśmy się.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

Tytuł oryginału: One of Us Is Dead

 

Copyright © 2022 by Jeneva Rose Nerge

Published in 2022 by Blackstone Publishing

Copyright for the Polish edition © 2022 by Wydawnictwo FILIA

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiekformie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to takżefotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwemnośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2022

 

Projekt okładki: Mariusz Banachowicz

Zdjęcie na okładce: © Stephen Mulcahey / Trevillion Images

 

Redakcja: Paulina Jeske-Choińska

Korekta: Agnieszka Czapczyk, Lidia Kozłowska

Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8280-305-1

 

 

Wydawnictwo FILIA

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA Mroczna Strona

 

mrocznastrona.pl