Jukato - Magdalena Kiermaszek - ebook + książka

Jukato ebook

Magdalena Kiermaszek

3,0

Opis

Co robić, kiedy nie wiesz, czy operacja się udała, lekarze nie odpowiadają na pytania, a wszyscy wokół mają dość twoich humorów?
Kacpra, Tomka i Julkę łączy szpitalna przyjaźń. By przetrwać trudny czas, wspólnie wymyślają Jukato. Ale chyba sami do końca nie wiedzą, co stworzyli: krainę piękną i przyjazną czy dziwną i szaloną, a może mroczną i niebezpieczną?
Gdy cała trójka wyjdzie ze szpitala, Jukato nieoczekiwanie pojawi się w ich życiu…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 82

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redakcja: Grażyna Kompowska, Dorota Szkudlarek

Projekt okładki: Marta Handschke

Ilustracje: Kamila Kozłowska

Skład: Maciej Goldfarth

Opracowanie e-wydania:

Wydawca: Wydawnictwo Adamada

Al. Grunwaldzka 411, 80-309 Gdańsk

ISBN 978-83-8118-030-6 (epub)

ISBN 978-83-8118-031-3 (mobi)

Gdańsk 2017. Wydanie pierwsze

Spis treści

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Treść

Dawniej, kiedy po ziemi przechadzały się jeszcze wróżki, a w przestworzach krążyły smoki, wszystko było prostsze. Dobrych i sprawiedliwych czekało szczęśliwe zakończenie, zaś złych spotykała kara. Trudy zostawały wynagrodzone, życzenia spełnione, księżniczki uratowane z więzień w najwyższych wieżach. Na każdym rozstaju dróg czekała przygoda, często też można było liczyć na pomoc czarodzieja lub znalezienie magicznego przedmiotu, który wszystko ułatwiał. Ratunek mogły też ewentualnie zapewnić zaczarowane zwierzęta, chochliki, krasnale lub inne baśniowe postacie. A nawet jeśli ktoś był stary czy chory, to zajmował pozycję nadwornego mędrca lub wręcz króla i lud otaczał go szacunkiem. Wszystko było możliwe. A już na pewno żadne dziecko nie miało zostać nieszczęśliwe do końca życia. Tak jak Kacper.

Gdyby chłopiec żył w dawnych czasach, pewnie ścigałby smoki i potwory, a rany, które odnosiłby w potyczkach, znikałyby pod wpływem magicznego eliksiru. Ale tak się złożyło, że chłopiec urodził się nie w zamku, tylko w nowoczesnej klinice, a kiedy był już trochę starszy, nie próbował uratować księżniczki, tylko swojego szczeniaka Bruna, który wpadł do wody.

Kacper niewiele pamiętał z tego, co działo się po jego skoku do jeziora. Na dobre obudził się dopiero w szpitalu, gdzie podawano mu nie cudowny eliksir, ale przezroczystą kroplówkę. Na nodze miał ogromny gips. Wokół łóżka stało kilku lekarzy w białych fartuchach. Każdy z nich miał na nosie wielkie okulary, każdy też trzymał w ręku jakiś przyrząd medyczny.

Kacper od razu rozpoznał wszystkie przedmioty, ponieważ widział je już w przychodni u swojej pani doktor. Były tam słuchawki, które pozwalały lekarce dowiedzieć się, jak bije jego serce. Patyczek, który wkłada się do buzi i ogląda, co jest w środku. Lejek, przez który można było zajrzeć do ucha. Ciśnieniomierz (do czego służy, Kacper nigdy nie mógł zrozumieć, ale wiedział, że nie ma się czego bać).

Jeden z Bardzo Ważnych Doktorów nie miał przy sobie żadnego lekarskiego przyrządu, ale za to zawzięcie pstrykał długopisem. Kacper się uśmiechnął, ponieważ doktorzy wyglądali jak dzieci w piaskownicy, z których każde chce przekonać resztę, że to jego zabawka jest najlepsza. Nikt nie zwrócił na chłopca uwagi.

– Dzieci nie powinny mieć psów – powiedział ten ze słuchawkami głosem Największego Ważniaka Świata.

– Oczywiście – przytaknął skwapliwie lekarz z patyczkiem, starając się pozować na Tylko Trochę Mniejszego Ważniaka. – Co więcej, psy w ogóle nie powinny istnieć.

– Ani jeziora – dołączył ten z ciśnieniomierzem, powagą prawie dorównujący Największemu Ważniakowi.

– Ani dzieci! – wypalił doktor z długopisem. Widać było, że dopiero stara się o pozycję Młodszego Ważniaka.

Największy Ważniak Świata spojrzał na niego surowo.

– Bez dzieci, kolego, nie mielibyśmy pracy.

Kacper zdziwił się bardzo, bo ważniejsze wydawało mu się to, że bez dzieci nie byłoby też dorosłych (nawet poważnych doktorów), ale postanowił się nie odzywać. Ważniacy natomiast pokiwali głowami i wyszli.

***

Parę dni później Kacper nadal leżał w szpitalnym łóżku. Wiedział już, że Brunowi nic się nie stało, ale nie mógł go zobaczyć i tęsknił za nim. Brakowało mu też kolegów z klasy, piłki nożnej i jeżdżenia na rowerze. Poza tym – komputera i gier. Próbował namówić tatę, żeby zostawił mu w szpitalu swój laptop, ale ojciec potrzebował go w pracy.

Nikt nie chciał powiedzieć chłopcu, kiedy w końcu będzie mógł wrócić do domu. Pytał o to różne osoby, ale żadna nie znała odpowiedzi – lub udawała, że nie zna. Mama zawsze zmieniała temat. Tata przerywał pytanie i też zaczynał mówić o czymś innym. Największy Ważniak Świata udawał, że nie słyszy. Z kolei Tylko Trochę Mniejszy Ważniak odpowiadał przeważnie tak:

– To, kiedy wrócisz do domu, chłopcze, zależne jest od wielu czynników. Medycyna jest największą nauką świata, ale i ona nie przeniknęła jeszcze wszystkich tajników ludzkiego – w tym także twojego – ciała. Któż może przewidzieć, jakie wyniki da jutro twoje UKG, EEG, ultrasonografia lub rozmaz? Czy choćby za minutę impulsy w twoim mózgu nie staną się zbyt wolne lub zbyt szybkie? Czy za moment nie zostaniesz dotknięty amnezją, hipoksją, paraplegią lub dwubiegunową psychozą afektywną? Wreszcie, czy choćby do jutra twoi rodzice pozostaną zdrowi, czy nie załamie się twoje łóżko, przy czym skręcisz nadgarstek? Być może na skutek awarii prądu, gdy nocą cały szpital wpadnie w popłoch, ktoś podbije ci oko? Może do sali wpadnie przez okno gołąb i dziobnie cię w ucho? Nie myśl nawet, że wtedy wypuścimy cię do domu. Potrzebny będzie szereg badań. Możesz się zakrztusić. Dostać kataru. Kichnąć. Medycyna to nie wróżbita, nici z przepowiadania przyszłości. A może ty sam zapragniesz zostać tu na dłużej…?

Za pierwszym razem, kiedy Tylko Trochę Mniejszy Ważniak rozpoczął swoją przemowę, Kacper nieźle się przestraszył. Nie miał pojęcia, że tak wiele niebezpieczeństw czyha na niego w szpitalu. Nie rozumiał też wszystkich słów, co było jeszcze gorsze.

Wyobraź sobie, że znajdujesz się w zupełnych ciemnościach, a ze wszystkich stron napiera na ciebie NIEZNANE. Gdyby można było je dostrzec i nazwać, nie byłoby to tak przerażające. Kacper też wiedział, że gdyby rozumiał lekarza, czułby się lepiej – niestety, słowa doktora nic mu nie mówiły.

W tym momencie dostrzegł za plecami Ważniaka kogoś jeszcze. Był to ten sam doktor, który w pierwszym dniu pobytu Kacpra w szpitalu z taką pasją zajmował się pstrykaniem długopisem. Teraz wyglądał dużo mniej poważnie. Przypatrywał się z ciekawością Tylko Trochę Mniejszemu Ważniakowi. Chwilę później mrugnął do Kacpra porozumiewawczo, a potem wywrócił oczami, jakby chciał powiedzieć chłopcu: „Nie da się tego słuchać, co?”. Dopiero po tym wstępie rozpoczął prawdziwe przedstawienie.

Gdy Tylko Trochę Mniejszy Ważniak używał niezrozumiałych dla Kacpra wyrazów, młody lekarz stojący z tyłu sali przybierał bardzo groźną i poważną minę, bezgłośnie powtarzając każde słowo Ważniaka. Wyglądał jak jego idealna kopia… „Chociaż nie – pomyślał Kacper – czy on aby nie robi zeza?”

Już po chwili młody lekarz błyskawicznie – choć bezgłośnie – spadł z głupią miną z łóżka (w powietrzu!). Jeszcze zanim skończył odgrywać tę scenę, płynnie stał się awarią prądu (nie pytaj mnie, jak to zrobił). Nagle jedna z jego rąk, która dopiero co niemal błyskała elektrycznością, stała się gołębiem wpadającym przez okno i dziobiącym lekarza (który na ułamek sekundy stał się Kacprem) w ucho.

Chłopiec nie odrywał wzroku od odgrywającego się bez żadnego dźwięku spektaklu i już się nie bał. Szczerze mówiąc, śmiał się do rozpuku, ale cichutko, w środku siebie, żeby nie obrazić przemawiającego Ważniaka. W końcu czy to jego wina, że medycyna nie jest wróżbitą?

***