Kiedy budzi się namiętność - Charlene Sands - ebook

Kiedy budzi się namiętność ebook

Charlene Sands

3,3
10,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Harper bierze udział w programie randkowym, odmawia jednak poślubienia adoratora wybranego przez komputer. Gdy spada na nią fala hejtu i osaczają ją paparazzi, ukrywa się w górskim domu swojej przyjaciółki Lily. Wkrótce pojawia się tam brat Lily, Cade, który przyjechał odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku. Jest uprzejmy, seksowny i pociąga ją jak nikt dotąd. Harper uświadamia sobie, że miejsce upragnionego spokoju zajmuje pożądanie...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 156

Oceny
3,3 (6 ocen)
1
2
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Charlene Sands

Kiedy budzi się namiętność

Tłumaczenie:

Grażyna Woyda

Tytuł oryginału: Craving a Real Texan

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2021

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2021 by Charlene Swink

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-276-9522-2

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Jestem na miejscu, Lily – wyszeptała Harper Dawn do telefonu. – Chyba nikt mnie nie zauważył.

Była tego niemal pewna. Za pomocą pudełka ciemnobrązowej farby do włosów przekształciła się w ciągu kilku minut z jasnej blondynki w brunetkę. Skróciła sięgające do pasa loki, które były jej znakiem firmowym, a teraz opadały luźno na ramiona. Sama była zaskoczona rozmiarami zmian, więc miała nadzieję, że nie rozpoznają jej paparazzi.

- Jak ci się to udało? – spytała Lily, a Harper uśmiechnęła się z zadowoleniem.

Wiedziała dobrze, że jest w tej chwili najbardziej znienawidzoną gwiazdą programów reality na świecie, ponieważ zerwała z pozornie idealnym partnerem, również znanym szefem kuchni, na oczach milionów widzów, którzy śledzili ich romans w sieci telewizyjnej o międzynarodowym zasięgu.

- Jak ci się udało wyjść niepostrzeżenie z domu?

- To nie było łatwe. Wyprowadził mnie mój sąsiad, Tony. Jestem tak ucharakteryzowana, że nawet ty mnie nie poznasz. – W tym momencie dostrzegła mijający ją samochód Lily. – Prawdę mówiąc, właśnie przejechałaś obok mnie.

- Co? Nie zauważyłam… O rany! W porządku, widzę cię na stopniach biblioteki. Poczekaj, muszę zawrócić.

Harper zaśmiała się głośno po raz pierwszy od trzech dni, czyli od głośnego zerwania w programie „Ostatnia randka”. Doszła do wniosku, że skoro nie rozpoznała jej przyjaciółka, z którą dzieliła niegdyś pokój w domu akademickim, podstęp zrodzony w głowie Lily może się udać.

Pospiesznie wskoczyła do hamującego samochodu. Miała wrażenie, że występuje w filmie kryminalnym, w którym ona gra rolę bankowego rabusia, a Lily rolę siedzącego za kierownicą współuczestnika napadu.

- O rany! – zawołała ponownie przyjaciółka, ruszając gwałtownie z miejsca. – Rzeczywiście wyglądasz inaczej. To dobrze, że udało ci się wymknąć, ale bardzo proszę, żebyś przez jakiś czas nie zaglądała do Twittera.

- Więc jest aż tak źle?

- Jest jeszcze gorzej – odparła Lily, kiwając głową. – A ja czuję się za to po części odpowiedzialna, bo nakłaniałam cię do wystąpienia w tym programie. Ale nie miałam pojęcia, że sprawy przybiorą tak katastrofalny obrót.

- To nie twoja wina. Przecież do niczego mnie nie zmuszałaś. Nie mam do ciebie żalu. To ja powinnam była zdobyć się na odrobinę zdrowego rozsądku.

- Ty szukasz miłości, Harper. Każdy człowiek ma prawo dążyć do szczęścia. To dotyczy również ciebie.

- Zaczynam myśleć, że nigdy go nie znajdę. Spójrzmy prawdzie w oczy: mam trzydzieści lat, a za sobą mnóstwo nieudanych związków. Albo nie znam się na ludziach, albo nie jestem kimś, kogo można kochać.

- Gadasz głupstwa. – Lily oderwała na chwilę oczy od drogi i surowo spojrzała na przyjaciółkę. – Żadna z tych ewentualności nie wchodzi w grę. Po prostu nie spotkałaś jeszcze właściwego faceta. Kiedy to nastąpi, poczujesz się tak, jakbyś przyrządziła perfekcyjny suflet. No, jesteśmy na miejscu. Od tej pory będziesz zdana na własne siły.

Lily zatrzymała się na parkingu jakiejś restauracji obok białej limuzyny i wręczyła przyjaciółce kluczyki od wynajętego samochodu.

- Na czyje nazwisko wypożyczyłaś tego forda? – spytała Harper.

- Na moje, więc nikt cię nie wytropi. I jeszcze to – dodała Lily, wręczając jej dużą płócienną torbę. – Będziesz potrzebowała ciuchów, kosmetyków i innych drobiazgów. Włożyłam też do niej laptopa.

- Lily, jesteś… cudowna. Pomyślałaś o wszystkim. Obiecuję, że jakoś ci się odwdzięczę.

- Nie ma o czym mówić. Zbliżają się twoje urodziny. Uznaj to za prezent. Wiedziałam, że nie zdołasz ukradkiem wyjść z tego twojego apartamentowca obładowana bagażami.

- Tak czy owak jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką miałam. Przyjechałaś z okręgu Juliet, żeby mnie ratować. Bez twojej pomocy nigdy nie zdołałabym się wymknąć tej bandzie wścibskich dziennikarzy, którzy dotarli moim tropem aż do Barrel Falls.

Po ucieczce z Los Angeles Harper zatrzymała się w Barrel Falls, małym miasteczku, ale już po kilku tygodniach zaproponowano jej udział w programie telewizyjnym, a ona zawiesiła swoją karierę zawodową w nadziei, że znalazła prawdziwą miłość.

- Nie ma o czym mówić. Jedź do tej chatki i spróbuj odpocząć. Jest tam mnóstwo miejsca. Nikt ci nie będzie przeszkadzał w pracy nad tą nową książką kucharską. Domek leży w górach i jest tam bardzo pięknie. Trafisz do niego bez trudu z pomocą GPS-a. Masz przed sobą dwie godziny jazdy, więc ruszaj w drogę. Obiecuję, że będę do ciebie często dzwonić.

- Okej. – Harper kiwnęła głową i zrobiła głęboki wdech. – Nie przeżyłam w życiu czegoś podobnego. Czuję sią tak, jakbym popełniła jakieś przestępstwo.

- Harper, poszłam za głosem serca. Nie kochałaś Dale’a Murphy, więc zrobiłaś słusznie, rozstając się z nim. Gwarantuję ci, że za tydzień lub dwa wrzawa ucichnie i będziesz mogła wrócić spokojnie do domu.

- Jesteś… - Harper przerwała, bo poczuła ucisk w gardle, a do jej oczu napłynęły łzy. – Jesteś dobrą przyjaciółką, Lil.

Lily Tremaine była jedyną córką Branda Tremaine’a, jednego z najbogatszych ludzi w okręgu Juliet, jeśli nie w całym Teksasie. Ona i Harper były współlokatorkami podczas studiów na uniwersytecie Stanforda i przysięgły sobie dozgonną przyjaźń. Wybrały jednak różne drogi kariery zawodowej. Lily zajęła się projektowaniem wnętrz, a Harper podjęła naukę w szkole kucharskiej.

- Jestem pewna, że zrobiłabyś to samo dla mnie – odparła z uśmiechem Lily.

Harper wsiadła do wynajętego samochodu i pomachała przyjaciółce ręką.

Chwilę później pędziła już w kierunku ustronnego domku ukrytego wśród wzgórz Teksasu.

- Wyjedź na urlop, Cade. Pracujesz za ciężko.

Doktor Adams wydał to zalecenie, kiedy w trakcie gruntownego badania odkrył, że jego pacjent ma bardzo wysokie ciśnienie jak na mężczyznę, który niedawno ukończył trzydziestkę. Cade cierpiał też na bezsenność i chodził nocami po korytarzach. Pragnąc poznać tajniki rodzinnej firmy, spędzał zbyt wiele godzin w siedzibie Tremaine Corporation i eksploatował swój organizm do granic wytrzymałości. Tak stwierdził znany lekarz.

Teraz Cade Tremaine siedział na łóżku, masując palcami czoło. Jako uczeń szkoły średniej był obiecującym sportowcem, a na uniwersytecie, na którym studiował zarządzanie i administrację, często grywał w baseball. Szczycił się tym, że dba o zdrowie i kondycję.

Wszystko to jednak należało do przeszłości. Półtora roku temu jego ukochana Bree, najwspanialsza kobieta na świecie, padła ofiarą nieuleczalnej choroby.

Kiedy zdał sobie sprawę, że mógłby zostać sam ze swoimi myślami, zadrżał z niepokoju. Zmuszał się do pracy ponad siły, aby odwrócić uwagę od swojego nieszczęścia i stłumić ból. Zarządzanie rodzinnym ranczem, rodzinną firmą naftową i rodzinnym przedsiębiorstwem handlu nieruchomościami pochłaniało całą jego energię.

Lekarz jednak powiedział mu stanowczo, że musi odpocząć albo skazać się na długą i żmudną terapię.

Po raz pierwszy w życiu żałował, że nie jest takim człowiekiem jak jego młodszy brat, Gage.

Ten znany gwiazdor muzyki country nigdy niczym się nie przejmował i zachowywał w każdej sytuacji pogodne oblicze, podczas gdy jego starszy brat tłumił w sobie wszystkie namiętności.

Kiedy jednak Brand Tremaine przed ośmioma laty zmarł, to właśnie Cade wziął na siebie ciężar prowadzenia interesów rodziny i dbał od tej pory o jej finansową pomyślność.

W drzwiach sypialni pojawiła się nagle matka. Ta dystyngowana i elegancka kobieta w każdej sytuacji zwracała na siebie uwagę. Dając dobry przykład całej rodzinie, traktowała zawsze tak samo wszystkich ludzi, od kucharki aż po burmistrza okręgu Juliet. Jej dwaj synowie i córka często mówili żartem, że ich matka jest bliźniaczo podobna do Helen Mirren.

- Dzień dobry, Cade. Widzę, że już się spakowałeś. Cieszę się, że jedziesz w góry. Pobyt w naszym domku dobrze ci zrobi.

- Wcale nie jestem tego pewny.

- Musisz zwolnić tempo, Cade. Praca może poczekać. Podczas twojej nieobecności wszystkim zajmie się Albert, który z pewnością stanie na wysokości zadania.

- Niepokoi mnie myśl o tej planowanej fuzji, która ostatnio pochłaniała całą moją uwagę.

- Chyba zapominasz o tym, że twój ojciec nie zakładał tej firmy bez niczyjej pomocy. Ja zostaję na miejscu, a Albert wie, że może na mnie liczyć. Uważam, że twój przymusowy odpoczynek jest zapowiedzią zmiany na lepsze. Staczasz się ostatnio po równi pochyłej. Jadasz byle co, prawie wcale nie sypiasz i zapracowujesz się na śmierć. To wszystko zagraża zdrowiu.

- Przemawiasz do mnie tak jak mój lekarz – mruknął niechętnie Cade, zamykając oczy.

Wcale nie był zachwycony perspektywą wyjazdu. Przerażało go to, że będzie przebywał samotnie w górskim ustroniu, skazany na dręczące go czarne myśli.

- Jestem twoją matką, a matka zawsze wie najlepiej, co będzie dobre dla jej dziecka – oświadczyła pani Tremaine, całując go w policzek. – Przyrzekam ci, że ten wyjazd będzie dla ciebie błogosławieństwem. Kazałam wszystko przygotować na twoje przyjęcie.

- Bardzo ci dziękuję, mamo – wyszeptał Cade, uśmiechając się do niej z wdzięcznością.

Gdy jednak wyszła z pokoju, wrócił myślami do Bree. Miał niejasne wrażenie, że dopóki jest pogrążony w bólu, dochowuje jej wierności i że dopuściłby się zdrady, podejmując próbę odbudowania swojego życia.

Harper nie mogła uwierzyć, że zaledwie kilka dni temu była nękana przez media, nachodzona przez paparazzich i potępiana jako najbardziej znienawidzona kobieta w świecie telewizji.

Wiedziona ciekawością nie usłuchała rady Lily i złożyła wizytę w krainie Twittera, narażając się na wstrząs. Stwierdziła jednak z zadowoleniem, że nie wszyscy współtwórcy mediów społecznościowych, oczarowani wdziękiem i błyskotliwością Dale’a Murphy, jednoznacznie ją potępiali. Nieliczni jej obrońcy zachowali racjonalny umiar, ograniczając się do stwierdzenia, że potencjalni małżonkowie i tak do siebie nie pasowali.

Dziś jednak była w znakomitym nastroju. Nuciła pod nosem piosenkę, którą właśnie śpiewał w radio Gage Tremaine. Był to wielki przebój muzyki country: opowieść o mężczyźnie, który przeżył trudne chwile, ale odniósł sukces dzięki miłości wspaniałej kobiety.

Do tej pory nie mogła uwierzyć, że ten czarujący gwiazdor jest po prostu bratem Lily. Nigdy nie poznała żadnego z członków tej rodziny, ale przyjaciółka często o nich opowiadała, kiedy były jeszcze studentkami i dzieliły pokój. I oto mieszkała teraz w należącym do Tremaine’ów domku, który był w istocie luksusową willą z czterema sypialniami wzniesioną wśród gór nad pięknym jeziorem, i piekła kurczaka z ziołami w nowoczesnej kuchence.

W powietrzu unosił się aromat szałwii, rozmarynu i czosnku. W tym cudownym miejscu panował idealny spokój, a co najważniejsze, nie tłoczyli się wokół niego natrętni fotoreporterzy.

Wyjęła kurczaka z kuchenki i przykryła go folią. Po przyjeździe do willi zastała w niej znakomicie zaopatrzoną spiżarnię i pełną lodówkę. Brakowało tylko świeżych owoców i jarzyn.

Postanowiła więc wyjść z ukrycia po raz pierwszy od dwóch dni i zrobić zakupy w pobliskim miasteczku, Bright Landing, oddalonym zaledwie o dwa kilometry.

Włożyła lekką kurtkę i czapkę z daszkiem oraz słoneczne okulary. Zostawiła pod domem wynajęty samochód i pomaszerowała w kierunku miasteczka, rozkoszując się chłodnym górskim powietrzem.

Wkrótce ujrzała przed sobą nieco staroświecki, lecz dobrze zaopatrzony sklep, wzięła koszyk i zaczęła przechadzać się między półkami, szukając składników do sałatki jarzynowej. Już po chwili jej koszyk był pełny, więc ruszyła w stronę kas i natychmiast wpadła na jakiegoś wysokiego, ciemnowłosego i potężnie zbudowanego mężczyznę.

- Bardzo przepraszam, nie zauważyłam pana – rzekła, z trudem odzyskując równowagę.

- Ja też pani nie widziałem. – Miał głęboki dźwięczny głos i mówił z teksańskim akcentem. – Czy nic się pani nie stało?

- Wszystko jest w porządku.

Nieznajomy zauważył na podłodze jabłko, które wypadło z jej koszyka, więc schylił się, by je podnieść. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, dostrzegła w jego oczach wyraz zabarwionego czujnością i starannie tłumionego bólu. Podświadomość podsunęła jej podejrzenie, że są to oczy człowieka, który wiele przeszedł.

Gdy jednak się uśmiechnął, poczuła emanującą z niego życzliwość i pogodę ducha, jaskrawo kontrastującą ze smutkiem, jaki bił z jego oczu. Ta nagła zmiana wydała jej się fascynująca.

Sekundę później dostrzegła regał z czasopismami, którego dominującym punktem była pierwsza strona miejscowej brukowej gazety ozdobiona jej fotografią i wielkim tytułem: „ZNANY SZEF KUCHNI, DALE MURPHY, POSZUKUJE SWOJEJ BYŁEJ NARZECZONEJ, HARPER DAWN”.

Zdała sobie sprawę, że skoro wrzawa związana z jej osobą dotarła nawet do tak małego miasteczka jak Bright Landing, to nigdzie nie może czuć się bezpieczna.

Podziękowała w duchu swemu instynktowi, który nakłonił ją do przefarbowania włosów, bo na eksponowanym zdjęciu była wciąż blondynką. Maskarada okazała się na tyle skuteczna, że żaden z klientów sklepu nie zwrócił na nią uwagi. Pospiesznie ustawiła się w kolejce do kasy, by zapłacić za zakupy, ale odetchnęła z ulgą dopiero, gdy opuściła sklep.

Mimo to drżała nadal z przerażenia. Czuła się bezbronna i narażona na wstrętne manipulacje mediów.

W zarzutach kierowanych pod jej adresem nie było ani źdźbła prawdy. Nie igrała z uczuciami Dale’a tylko po to, by brutalnie je podeptać. Nie chciała nikogo skrzywdzić. Pragnęła tylko znaleźć prawdziwą miłość i dzielić życie z wymarzonym mężczyzną, z którym połączy ją wspólny sposób myślenia.

Całe otoczenie zdawało się uważać, że skoro oboje są szefami kuchni, to okażą się idealnie dobraną parą, a ona też przez chwilę w to wierzyła. Potem uświadomiła sobie, że łącząca ich więź kończy się po wyjściu z kuchni.

Zbyt późno odkryła, że podziwia kulinarne talenty Dale’a, ale w gruncie rzeczy nie widzi w nim kandydata na mężczyznę swojego życia.

Pospiesznie wróciła do willi i rozpakowała zakupy, a potem włożyła swój ukochany różowy fartuszek w białe kropki i zaczęła przygotowywać sałatkę.

Gotowanie zawsze działało kojąco na jej nerwy. Wrzuciła do miski pokrojone brokuły i liście kapusty, a następnie ozdobiła wszystko skrawkami jarmużu. Poczuła przypływ wdzięczności wobec Lily, która zapewniła jej to bezpieczne schronienie, i zaczęła nawet nucić cicho jakąś melodię, ale ten dobry nastrój zakłócił dzwonek telefonu.

Zerknęła na wyświetlacz i z ulgą dostrzegła na nim numer przyjaciółki.

- Witaj, Lily.

- Witaj, Harper. Jak sobie radzisz?

- Raz lepiej, raz gorzej. Jestem zachwycona domem i otoczeniem. Ale poszłam rano na zakupy do miejscowego sklepu i zobaczyłam swoje zdjęcie na pierwszej stronie jakiegoś brukowca, więc domyślam się, że wrzawa jeszcze nie ucichła.

- Przykro mi to słyszeć, Harper, ale sytuacja zmieni się na lepsze. To tylko kwestia czasu.

- Pewnie masz rację, choć w tej chwili trudno mi w to uwierzyć. Zmienię więc temat i zapytam, dlaczego mi nie powiedziałaś, że ten wiejski domek to w gruncie rzeczy luksusowa willa. Jestem wdzięczna tobie i twojej rodzinie za to, że pozwoliliście mi się tu ukryć. Nigdy ci tego nie zapomnę.

- Dzwonię właśnie w tej sprawie, bo chcę cię poprosić o drobną przysługę.

- Wiesz dobrze, że wszystko chętnie dla ciebie zrobię.

- Boję się, że możesz zmienić zdanie, kiedy usłyszysz o co chodzi. Właśnie się dowiedziałam, że do tej chatki wybiera się też Cade, mój starszy brat. Mama nie wspomniała mi o tym, bo nie podejrzewała, że może dojść do kolizji terminów. Korzystamy z tego domu tak rzadko, że niekiedy jest on na głucho zamknięty nawet przez cały rok. Chodzi o to, że Cade przeżył załamanie po śmierci narzeczonej i do tej pory nie odzyskał formy. Zapracowuje się na śmierć, je byle co i ma podwyższone ciśnienie. Lekarz stwierdził, że jest przemęczony i kazał mu odpocząć, ale on się tym nie przejął. Więc mama wymyśliła podstęp, który skłonił go do wyjazdu na urlop.

- Rozumiem – mruknęła Harper, domyślając się dalszego ciągu. – W takim razie będzie chyba lepiej, jeśli stąd zniknę.

- Nie bądź niemądra. Przecież obie wiemy, że nie masz gdzie się podziać. Twoja charakteryzacja jest skuteczna, ale chyba tylko dlatego, że w takim małym miasteczku nikt ci się dokładnie nie przygląda. Dom jest wystarczająco przestronny…

- Ale…

- Cade jest porządnym facetem. Jeśli wyznamy mu prawdę, wyjedzie i odda dom do twojej dyspozycji. On zresztą wcale nie chce tam być, więc potraktuje to jako pretekst do rezygnacji z urlopu.

- Więc co proponujesz?

- Rozmawiałam o tym z mamą i doszłyśmy do wniosku, że będzie najlepiej, jeśli przedstawimy cię jako jego prywatną kucharkę, którą wynajęła nasza matka.

- Co takiego?

- Przecież jesteś zawodowym szefem kuchni, a lekarz kazał mu się dobrze odżywiać, więc ta propozycja brzmi sensownie. Będziesz tylko musiała zmienić imię. On nigdy cię nie widział, ale słyszał moje opowieści o przyjaciółce, która ma na imię Harper. Na pewno nie widział cię w telewizji, bo ogląda tylko programy sportowe. Nasza sztuczka może się udać. Przecież chodzi tylko o tydzień albo dwa.

- Ale… – zaczęła Harper, lecz przerwał jej szelest opon hamującego na żwirowym podjeździe samochodu.

Jej serce biło jak szalone, a przez głowę przelatywały chaotyczne myśli.

- On już tu jest!

- Co w takim razie zrobisz? – spytała Lily nerwowym szeptem, a Harper zdała sobie sprawę, że w gruncie rzeczy nie ma wyboru.

- Przyjmę twoją propozycję. Powiem mu, że jestem kucharką wynajętą przez Rose.

- Zdejmujesz mi kamień z serca. Bardzo ci dziękuję, Harper. Zadzwonię do ciebie…

- Muszę lecieć. On jest już przy drzwiach.

- Okej. Powodzenia.

Harper ruszyła w kierunku drzwi, ale zatrzymał ją zgrzyt obracanego w zamku klucza. Stała w przedpokoju, z trudem chwytając oddech i pytając się w duchu, dlaczego wyraziła zgodę na odgrywanie tak absurdalnej roli.

Przecież jest spokojną dziewczyną spędzającą wieczory na testowaniu różnych przepisów kuchni domowej i zadowalającą się stanowiskiem szefa kuchni w małomiasteczkowej restauracji.

Nadal stała nieruchomo, nie mogąc oderwać wzroku od frontowych drzwi, przez które wpadła najpierw duża brezentowa torba, a w ślad za nią pojawił się mężczyzna niosący elegancką czarną walizkę.

Gdy tylko przekroczył próg, jej serce zaczęło bić jeszcze mocniej. Miała przed sobą nieznajomego, na którego wpadła w sklepie.

- To pan… - wyszeptała, a on przystanął i z niedowierzaniem pokręcił głową.

- Albo mam zwidy, albo jest pani tą dziewczyną ze sklepu.

- Zgadza się – wykrztusiła, wycierając ręce w fartuch.

- Co pani tu robi? – spytał, stawiając na podłodze walizkę, a potem uniósł głowę, wciągnął powietrze przez nos i uśmiechnął się z zadowoleniem. – Coś tu bardzo kusząco pachnie.

- Dziękuję – odparła z uśmiechem. – Mam na imię Dawn i jestem pana osobistą kucharką.

Cade nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny, którą niedawno potrącił w sklepie, a która teraz stała w drzwiach kuchni i patrzyła na niego z takim przerażeniem, jakby się bała, że utnie jej głowę.

- To zabawne, ale nie przypominam sobie, żebym zatrudniał osobistego szefa kuchni.

- Wynajęła mnie Rose, pana matka.

Westchnął i podrapał się po głowie. Słowa tej kobiety brzmiały bardzo wiarygodnie. Jego matka była człowiekiem czynu i zawsze stawiała na swoim. Gdyby spytała go o zgodę, oświadczyłby jej, że nie potrzebuje pomocy domowej. Choć więc teraz był oburzony jej samowolą, w gruncie rzeczy ucieszyła go świadomość, że nie będzie przebywał na tym odludziu zupełnie sam, skazany na własne towarzystwo i bolesne wspomnienia.

- Takie postępowanie jest typowe dla mojej matki. Ona wie, że nie mam pojęcia o gotowaniu, a szczytem moich możliwości jest jajko na miękko. Nawiasem mówiąc, mam na imię Cade – dodał, przypominając sobie zasady dobrego wychowania. – Miło cię poznać, Dawn.

Wyciągnął do niej rękę, a ona uścisnęła ją i uśmiechnęła się serdecznie. Zauważył, że ma błękitne oczy, ciemną karnację osoby spędzającej dużo czasu na powietrzu i kasztanowe włosy, które lśniły w świetle lampy.

- W takim razie chyba zacznę się rozpakowywać – dodał tak niepewnie, jakby perspektywa pobytu pod jednym dachem z młodą kobietą była dla niego krępująca. – Czy mieszkasz niedaleko?

- Nie. Pochodzę z Barrel Falls, małego miasteczka oddalonego stąd o jakieś sto trzydzieści kilometrów.

- A ja przyjechałem z Juliet, więc jesteśmy niemal sąsiadami. Wnoszę z tego, że będziesz mieszkać w tym domu.

- Tak, ale obiecuję, że nie będę ci wchodzić w drogę. Ja… pracuję nad książką kucharską, więc spędzam większość czasu na testowaniu różnych przepisów i robieniu notatek.

- Książką kucharską? – powtórzył, marszcząc brwi.

- Owszem. Marzę o tym, żeby stała się ona dziełem mojego życia. Ale ty chcesz pewnie jak najszybciej się urządzić, więc nie będę cię zatrzymywała. Zajęłam jedną z parterowych sypialni, ale mogę ci ją ustąpić.

- Nie, nie. Zamieszkam na piętrze. Wszystkie cztery sypialnie są równie luksusowe.

- Upiekłam kurczaka i kończę robić sałatkę – oznajmiła, spoglądając w kierunku kuchni. – Więc zapraszam na skromny posiłek.

- Jeśli jego smak jest równie atrakcyjny jak zapach, to zaraz zejdę na dół.

- W takim razie do zobaczenia niebawem.

Cade kiwnął głową, a potem ruszył po schodach na piętro, zmierzając do swojego ulubionego niebieskiego pokoju, z którego rozciągał się wspaniały widok na jezioro oraz pobliskie wzgórza. Postawił walizkę na podłodze i skierował się do łazienki, by ochlapać twarz zimną wodą. Potem przebrał się i starannie uczesał włosy.

Nigdy nie dbał przesadnie o swój wygląd podczas pobytów w tym domu, ale uznał, że towarzystwo kobiety tego wymaga. Zamierzał zostać w willi najwyżej dziesięć dni, więc przywiózł z sobą tylko sportowe części garderoby: dżinsy, T-shirty i kolorowe koszule.

Wyjął z walizki oprawioną fotografię pochodzącą z najszczęśliwszego okresu jego znajomości z Bree. Wykonano ją tuż przed koncertem Gage’a; oboje stali na scenie, uśmiechając się promiennie do kamery. Właśnie tego wieczoru zdał sobie sprawę, jak bardzo kocha swoją narzeczoną.

- Zapewniam cię, Bree, że nic się w tej sprawie nie zmieniło – wyszeptał z posępnym uśmiechem, a potem odłożył zdjęcie do walizki i zszedł na dół.

- Czy będziesz jadał tutaj, czy mam nakrywać w jadalni? – spytała Dawn, kiedy wszedł do przestronnej kuchni, której dominującym akcentem był duży dębowy stół mogący pomieścić dziesięć osób.

- Nie mam nic przeciwko jadaniu w kuchni… jeśli tylko moja obecność nie będzie ci przeszkadzać.

- Bynajmniej – odparła, a potem wskazała mu miejsce u szczytu stołu i postawiła przed nim talerz z pieczonym kurczakiem w ziołowym sosie oraz gotowanymi ziemniakami.

Jego uwagę przyciągnęła też miska z wielobarwną sałatką jarzynową.

- Co będziesz pił?

- Muszę zobaczyć, czym dysponujemy. – Otworzył podwójne drzwi ogromnej lodówki i zachwycił się panującym w niej porządkiem. Doszedł do wniosku, że ta kucharka musi być również znakomitą organizatorką przestrzeni. – Na razie wystarczy mi woda – mruknął, wyjmując butelkę.

- W takim razie życzę smacznego – powiedziała z uśmiechem, zdejmując fartuch i chowając go do szuflady. – Mam nadzieję, że moja potrawa zyska twoją aprobatę. Będę w swoim pokoju. Zawołaj mnie w razie potrzeby.

- Jak to? – spytał z niedowierzaniem. – Nie usiądziesz do stołu razem ze mną?

- Nie, ja… - Zagryzła dolną wargę, a Cade zauważył, że ma bardzo kształtne usta. – Z reguły nie jadam z… klientami.

A więc stałem się klientem, pomyślał z rozbawieniem, a głośno zapytał:

- Czyżby szkoda ci było na to czasu?

- Kiedy nie gotuję, rozmyślam o gotowaniu. Opracowuję nowe przepisy albo eksperymentuję.

- Rozumiem. Chcę jednak, abyś wiedziała, że jesteś zawsze mile widziana przy moim stole.

- Dziękuję. Będę o tym pamiętała.

Wyszła z kuchni, a on zabrał się do jedzenia.

Kurczak był doskonały, nasycony aromatem, z którym dotąd się nie zetknął. Przyznał w duchu, że w życiu nie skosztował lepszego dania z drobiu. Doszedł do wniosku, że nadopiekuńczość matki przyniosła tym razem korzystne skutki, gdyż kucharka, którą wynajęła, okazała się bardzo utalentowana.

Potrawa była wyśmienita, ale nie zjadł jej do końca. Od pewnego czasu dokuczał mu brak apetytu, a w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy sporo stracił na wadze.

Nie mógł czasem uwierzyć, że od śmierci Bree upłynęło już półtora roku. Jego życie było starannie zaplanowane. Odnosił sukcesy zawodowe, przygotowywał się do ślubu i marzył o posiadaniu rodziny. Bezlitosny wyrok losu rozwiał wszystkie jego nadzieje.

Wstał od stołu i włożył naczynia do zmywarki. Nie zamierzał obciążać Dawn, wykwalifikowanej szefowej kuchni, obowiązkami pomocy domowej. Poza tym i tak nie miał nic lepszego do roboty.

Wszedł do ogromnego salonu i zobaczył, że z leżącego obok kominka stosu drewna zostało tylko kilka polan. Przyszło mu do głowy, że ciężka fizyczna praca pomoże mu zwalczyć napięcie, które zawsze towarzyszyło jego samotności. Włożył sportowe buty, wybiegł na dwór i dotarł do znajdującego się na tyłach rezydencji baraku, w którym znalazł siekierę, ochronne okulary i kask.

Stary pień do rąbania drewna stał na swoim zwykłym miejscu.

- Ciekawe, czy pamiętam, jak się to robi? – mruknął do siebie, umieszczając na pniaku grubą kłodę i unosząc siekierę. Rozłupał ją już za drugim uderzeniem i uśmiechnął się z satysfakcją.

Pół godziny później poczuł, że robi mu się gorąco, więc zdjął czarny T-shirt i strząsnął z czoła kilka kropel potu. Zamachnął się ponownie, ale zastygł, bo usłyszał cichy kobiecy okrzyk.

- Och!

Odwrócił się na pięcie i ujrzał Dawn, która miała na sobie buty wspinaczkowe, niebieską kraciastą koszulę i szorty zrobione z obciętych dżinsów.

- Bardzo przepraszam – powiedziała, nie odrywając wzroku od jego nagiego torsu, a on dostrzegł w jej wzroku przelotny błysk podziwu.

Miał przez chwilę wrażenie, że połączyła ich jakaś niewidzialna więź… coś, czego nie potrafił zdefiniować. Nie posiadał skłonności narcystycznych, ale pełne uznania spojrzenie, jakim obrzuciła go Dawn, korzystnie wpłynęło na jego ego.

- Wybieram się na krótką wycieczkę – wyjaśniła niepewnym głosem. – Nie wiedziałam, że tu jesteś.

- Nie miałem pojęcia, jak zabić czas, więc wziąłem się do rąbania drewna.

- Mogłabym znaleźć ci jakieś zajęcie…

Cade zmarszczył brwi. Wiedział, że prowokacja zawarta w jej sugestii nie była zamierzona, ale odruchowo wyobraził sobie szereg czynności, które mogliby razem wykonać. Nie zadawał się z żadną kobietą od śmierci Bree, a teraz po raz pierwszy od osiemnastu miesięcy przypomniał sobie o istnieniu czegoś takiego jak seks.

Pochylił się i zaczął wycierać twarz, żeby Dawn nie mogła wyczytać z niej jego myśli.

- Chciałam tylko powiedzieć, że jeśli lubisz zajęcia na świeżym powietrzu, to możesz tu znaleźć wiele atrakcji.

- Takich jak górskie wycieczki?

- Dowiedziałam się, że niedaleko stąd rosną jakieś interesujące zioła. Chciałabym je obejrzeć i rozważyć możliwość ich wykorzystania w kuchni. Co powiesz na kolację o siódmej?

- Czy nie zostało nic z lunchu?

- Spora porcja kurczaka. Czy chcesz go zjeść jutro?

- Jasne. Był naprawdę świetny.

- Dziękuję. Wieczorem mam zamiar wypróbować nowy przepis na makaron. Czy to ci odpowiada?

- Jak najbardziej. Przecież wszyscy kochamy włoskie żarcie.

Uśmiechnęła się pogodnie, jeszcze raz zerknęła na jego tors i odeszła, dając mu okazję do podziwiania swoich długich opalonych nóg i kształtnych pośladków.

Wiedział, że nie powinien się na nią gapić.

Ale przecież nie byłby mężczyzną, gdyby pozostał obojętny na jej urodę.

ROZDZIAŁ DRUGI

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY