11,99 zł
„W ciągu ostatniego tygodnia kochali się tyle razy, że stracił rachubę. Popołudnia spędzane na urządzaniu wnętrz były fascynujące, nocami zaś wciąż na nowo odkrywali siebie. Carter stracił dla Macy głowę, uzależnił się od niej. Była dla niego jak lek, który bał się odstawić. Nie przestawał o niej myśleć. Zastanawiał się, kiedy to się zmieni, kiedy ogień namiętności przestanie palić się płomieniem, a zacznie tylko tlić...”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 152
Charlene Sands
Pod wpływem impulsu
Tłumaczenie:
Krystyna Rabińska
Wild River, Teksas
Potarł zapałkę o obcas i przytknął do papierosa w ustach. Mocno wciągnął powietrze, koniuszek papierosa się rozżarzył. Carter McCay zamknął oczy.
Pod powiekami zaczęły mu się przesuwać wizerunki poległych towarzyszy broni. Zaciągnął się, składając hołd ich pamięci. Był to rytuał ustalony przez szczęśliwców, którzy wrócili do domu. Pierwszego dnia miesiąca każdy z dwudziestu trzech kumpli, byłych żołnierzy piechoty morskiej, czynił to samo: zapalał papierosa i wspominał Afganistan.
Cichy szmer rzeki sprzyjał zadumie. Carter, oparty o pień starego dębu, śledził zmarszczki na powierzchni wody. Otaczała go cisza i spokój, gałęzie drzewa chroniły od teksańskiego słońca.
Nadbiegł pies, usiadł mu przy nodze, zadarł głowę i czując dym, zaskomlał długo i żałośnie.
Carter spojrzał na wiernego przyjaciela. Nie mógł mieć do niego pretensji, że boi się dymu. Zbyt wiele widział i doświadczył.
– Przybiegłeś za mną? – Upuścił papierosa na ziemię i zgniótł go butem. Potem nachylił się i pogłaskał psa po łbie. Golden retriever westchnął ciężko. – Wiem, wiem, wspomnienia.
Cieszył się, że zabrał psa od ojca. Rodzinny dom nie był teraz odpowiednim miejscem dla zwierzęcia.
Rozległ się sygnał nadejścia esemesa. Carter wyjął komórkę z kieszeni i zerknął na ekran. Roark Black.
Po odbyciu służby Roark zaczął jeździć po świecie i skupować cenne przedmioty dla domu aukcyjnego Waverly’s z Nowego Jorku. Carter od miesięcy nie miał z nim kontaktu, lecz nie zdziwił się, że odzywa się właśnie dziś. Pewnie też zapalił papierosa, pomyślał i otworzył wiadomość.
C. Wpadłem w tarapaty. Ukrywam się. Przekaż Ann Richardson z Waverly’s: figurka Złote Serce nie jest kradziona. Nie mam zaufania do ich sieci. R.B.
Carter zmarszczył czoło. O co, do diabła, chodzi?
– Idziemy, Rocky – rzucił i nie oglądając się, wsiadł do dżipa. Wiedział, że pies pobiegnie za nim. –Przeprowadzimy małe dochodzenie.
Dwie godziny później na ranczu zjawił się Brady, kuzyn Cartera. Carter wprowadził go do ogromnego salonu. Kiedy odziedziczył posiadłość po wuju Dale’u, rozwinął hodowlę oraz przebudował i unowocześnił dom. Na powitanie Carter wręczył gościowi szklankę whisky.
– Wiem, że gdzieś na kuli ziemskiej jest teraz piąta po południu – zażartował Brady – ale powiedz, dlaczego chcesz pić tak wcześnie?
– Bo dzięki tobie jadę jutro do Nowego Jorku.
– Dzięki mnie? Do Nowego Jorku? Ty?
Carter nie mógł mu powiedzieć o enigmatycznym esemesie Roarka. Nikomu nie mógł o nim mówić. Mógł jednak rozmawiać o drugim powodzie podróży. Przejrzał stronę internetową domu aukcyjnego, dla którego pracował Roark, i dowiedział się, że w najbliższy weekend odbędzie się aukcja pamiątek po zmarłej kilka miesięcy temu hollywoodzkiej gwieździe, Tinie Tarlington, między innymi trzech pierścionków z brylantami. Carter postanowił kupić jeden z nich, a przy okazji zobaczyć się z dyrektorką naczelną Waverly’s, Ann Richardson.
– To ty przestawiłeś mnie Jocelyn, tak?
– Nie zaprzeczam.
– Jest teraz u przyjaciółki w Nowym Jorku. Zamierzam się jej oświadczyć.
Brady aż zamrugał z wrażenia.
– Chcesz ożenić się z Jocelyn Grayson? Nie wiedziałem, że myślisz o niej poważnie.
– Myślę i już od kilku tygodni szukam pierścionka zaręczynowego. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, wkrótce Jocelyn zostanie moją oficjalną narzeczoną.
– Naprawdę ją kochasz? – W głosie Brady’ego pobrzmiewała nuta niedowierzania.
Carter znał Jocelyn niecały rok, lecz od pierwszej chwili stracił dla niej głowę.
– To kobieta dla mnie.
– Cóż – mruknął Brady. Na jego twarzy nie było cienia uśmiechu. – W takim razie gratulacje.
Carter gestem toastu uniósł szklankę. Nie mógł się doczekać chwili, gdy zobaczy reakcję Jocelyn na pierścionek. Słynny brylant Tiny Tarlington na pewno zrobi wrażenie nawet na dziedziczce fortuny zbudowanej na ropie. Od razu będzie wiedziała, ile dla niego znaczy.
– Za Jocelyn!
Macy Tarlington nigdy nie wiedziała, czy jej kamuflaż sprawdzi się czy nie. Dzisiaj jednak beżowy szal zakrywający kruczoczarne włosy i ciemne okulary spełniły zadanie. Nikt jej nie śledził. I dzięki Bogu. Wyglądem zbyt przypominała matkę, Tinę Tarlington, legendę kina i znaną hollywoodzką piękność, toteż paparazzi ciągnęli do niej jak pszczoły do miodu.
Wchodząc teraz do imponującej siedziby domu aukcyjnego Waverly’s przy Madison Avenue w Nowym Jorku, Macy miała duszę na ramieniu. W holu spotkała jednak przyjaciółkę, Avery Cullen, i już razem udały się do sali, w której miała się odbyć licytacja.
Macy rozejrzała się. Ściany utrzymane były w przyjemnej dla oka beżowobrzoskwiniowej tonacji, z sufitu zwieszały się kryształowe żyrandole. Eleganckie krzesła z wysokimi oparciami ustawiono w dwunastu rzędach przedzielonych przejściem.
– Nie wiem, jak ci dziękować, że jesteś tu ze mną – powiedziała.
Avery przyleciała specjalnie z Londynu, aby ją wspierać.
– Przecież wiem, jak ci ciężko.
– Niestety muszę przez to przebrnąć, chociaż oglądanie pamiątek po mamie wystawionych na widok publiczny jest strasznie przykre.
Avery ścisnęła Macy za rękę i szepnęła jej do ucha:
– Te dwa krzesła w ostatnim rzędzie tuż przy przejściu są dla nas. Zarezerwowałam.
Siadając, Macy spostrzegła, że wszystkie miejsca są zajęte. Zauważyła Ann Richardson i skinęła jej głową. Ann odpowiedziała w podobny sposób, potem odwróciła się, aby przywitać się z gośćmi w pierwszym rzędzie.
Macy otworzyła katalog i już przy pierwszym zdjęciu łzy napłynęły jej do oczu. Osaczyły ją wspomnienia.
Obchodzi dziesiąte urodziny. Tuż przed rozpoczęciem balu w ekskluzywnym klubie Magic Castle Mansion wpada Tina w kostiumie do roli Eleonor Neal, za którą była nominowana do Oscara. Zdjęcia się przedłużały, przyjechała więc prosto z planu. Macy rzuca się mamie na szyję, a Tina tak się śmieje, że tusz do rzęs spływa jej po policzkach. To była magiczna chwila i najlepsze urodzinowe przyjęcie w całym życiu Macy.
Teraz zdjęcie różowej sukni z dżetami opatrzono informacją: Kostium z cieszącego się uznaniem krytyków filmu „W poszukiwaniu zemsty” (1996). Całe życie Tiny sprowadzone zostało do jednozdaniowych podpisów i dat.
Macy zamknęła katalog i wzięła głęboki oddech. Nie wolno jej się rozklejać. Zaczęła powtarzać w myślach wszystkie znane na pamięć racjonalne argumenty, że sprzedaż pamiątek i biżuterii jest absolutną koniecznością.
Dyskretnie powiodła wzrokiem po sali, szukając czegoś, co odwróciłoby jej uwagę od niewesołej rzeczywistości. I znalazła. Po drugiej stronie przejścia, jeden rząd przed nią, siedział silnie zbudowany mężczyzna w marynarce o kroju westernowym, w białej koszuli, pogrążony w lekturze katalogu. Widziała jego profil.
Na jedno mgnienie odwrócił głowę w jej stronę, jakby poczuł na sobie jej wzrok. Błysnęły srebrne końcówki i spinka krawatu bolo. Macy wstrzymała oddech. Oblała ją fala gorąca, lecz mężczyzna na szczęście już patrzył w innym kierunku. Zauważyła, że zerka na podium, jakby nie mógł się doczekać rozpoczęcia aukcji.
Minutę później na scenę weszła Ann Richardson, serdecznie przywitała zebranych, potem oddała mikrofon licytatorowi prowadzącemu aukcję. Kiedy mężczyzna przybił młotkiem pierwszą transakcję, Avery wzięła Macy za rękę, uścisnęła i szepnęła jej do ucha:
– Pamiętaj, twoja mama chciałaby tego.
Macy w milczeniu kiwnęła głową.
Tina nie potrafiła mądrze zarządzać majątkiem. Kochała swoje pamiątki, lecz jeszcze bardziej kochała córkę. I Macy o tym wiedziała. Kiedy dziesięć lat temu zginął jej ojciec, Clyde Tarlington, Tina z samozaparciem znosiła wszelkie przeciwności losu.
Macy ponownie zerknęła na przystojnego mężczyznę. Przyciągał jej wzrok, lecz nie potrafiłaby wytłumaczyć, co ją tak intrygowało. Przecież w Hollywood przystojnych mężczyzn spotykała niemal na każdym kroku.
Doszła do wniosku, że to nie styl kowboja ją fascynuje. Mimo widocznego skrępowania sytuacją – zdecydowanie nie był bywalcem salonów nowojorskich – biła od niego pewność siebie. I to jej się w nim podobało.
Znowu skupiła uwagę na przebiegu aukcji. Już wkrótce zacznie się licytacja pierścionków. Macy aż się wzdrygnęła. Żal jej się zrobiło ludzi, którzy staną się ich właścicielami.
Trzy pierścionki z brylantami. Trzy małżeństwa skazane na niepowodzenie.
– Te pierścionki przynoszą nieszczęście – szepnęła do Avery.
Przyjaciółka kiwnęła głową i odparła:
– Więc się ciesz, że się ich pozbędziesz.
Cieszyła się, i to bardzo.
Pierścionki przypominały o bólu i złamanym sercu. Uczucie, jakie symbolizowały, nie trwało długo. Macy nazywała je w duchu przeklętymi, a ich właścicieli ofiarami klątwy miłości. Oczywiście nie mówiła tego głośno. Zbyt potrzebowała pieniędzy, aby ryzykować obniżenie wartości brylantów. Niemniej z każdym z pierścionków wiązała się osobna dramatyczna historia, którą ona niestety dobrze znała.
Jako pierwszy szedł pod młotek unikalny pierścionek ofiarowany Tinie przez Clyde’a Tarlingtona. Z trzech klejnotów wystawionych na licytację ten był najcenniejszy i najoryginalniejszy – idealnie czysty brylant w oprawie z mniejszych ułożonych tak, by utworzyć literę T.
Avery trąciła Macy ramieniem.
– Spójrz – dyskretnie wskazała krzesła po drugiej stronie przejścia – twój kowboj szykuje się do ataku. Chyba chodzi mu o ten pierścionek.
Carter tak bardzo pragnął zdobyć to słynne cacko, że był gotów wydać na niego fortunę. Gdy licytacja innych przedmiotów się przedłużała, zirytowany westchnął głośno. Elegancka dama siedząca obok obrzuciła go karcącym wzrokiem. Potem z dezaprobatą spojrzała na kowbojski kapelusz na kolanach mężczyzny i lekko się odsunęła, dając mu do zrozumienia, że nie pasuje ani do tego miejsca, ani do towarzystwa.
Miała rację. Carter nie lubił tłumów, ciasnych ulic, nowojorskiego zgiełku. Niemniej miał powody, aby tu przyjechać. Chciał kupić pierścionek zaręczynowy i pomóc przyjacielowi. Oba powody były ważne i mogły zmienić bieg jego życia.
Rano przeczytał w gazecie o możliwej zmowie między Waverly’s i konkurencyjnym domem aukcyjnym Rothchild’s. Autor artykułu przestawił Waverly’s w bardzo niekorzystnym świetle. Carter zastanawiał się nawet, czy w związku z tym dawać im swoje pieniądze, lecz doszedł do wniosku, że skoro Roark ufa Ann Richardson, to on też może to zrobić.
Dyrektor naczelna cały czas siedziała w sali.
Carter bacznie ją obserwował. Postanowił, że nie wyjdzie, dopóki z nią nie porozmawia i nie przekaże wiadomości od Roarka.
Tymczasem licytator nareszcie ogłosił:
– Pierścionek z brylantem o szlifie szmaragdowym. Waga trzy karaty, czystość VS1, barwa D. Oprawa z sześciu podłużnych brylantów o łącznej wadze jednego i czterech dziesiątych karata. Cena wywoławcza pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
Carter podniósł tabliczkę z numerem. Zaraz po nim w górę poszły trzy następne tabliczki.
Cena skoczyła do siedemdziesięciu pięciu tysięcy. W sali zaległa cisza przerywana tylko kaszlnięciem albo szelestem ubrań. Carter zorientował się, że pozostali licytujący są tak samo zdeterminowani jak on. Cena pierścionka szybko się podwoiła.
Gdy ponownie podniósł tabliczkę, dwóch licytujących zrezygnowało. Szykował się pojedynek między nim i przeciwnikiem, którego nie mógł dostrzec.
Gdy cena znowu się podwoiła, Carter uznał się za pokonanego. Rozsądek zwyciężył. Nie zapłaci za pierścionek ceny ponad dwukrotnie przewyższającej jego realną wartość. Licytator przybił transakcję młotkiem. Carter wyciągnął głowę i zobaczył kobietę w surowym kostiumie, z zadowoleniem kiwającą głową. Zmarszczył brwi. Był wściekły. Nie lubił przegrywać.
Następny pierścionek, dwukaratowy brylant o niemal idealnej przejrzystości w oprawie z platyny, ofiarowany gwieździe przez trzeciego męża, Josepha Madigana, nie był aż tak sławny i aż tak efektowny, więc Carterowi już nikt nie zagroził.
– Po raz pierwszy – rozległ się głos licytatora – po raz drugi… po raz trzeci! – Młotek aukcyjny uderzył o pulpit. – Sprzedano!
Carter poczuł miłe łaskotanie w żołądku. Przeleciał pół kontynentu po pierścionek zaręczynowy dla Jocelyn i jutro wieczorem wsunie go jej na palec.
Po zakończonej licytacji szybko dopełnił formalności i złapał Ann Richardson, gdy wychodziła z sali.
– Przepraszam…
Wysoka smukła blondynka odwróciła się. Z bliska wyglądała bardzo młodo.
– Tak?
– Czy moglibyśmy zamienić kilka słów na osobności?
– Jakieś kłopoty z zakupem? Stał się pan właścicielem pięknego klejnotu.
– Nie, nie. Z tym wszystko w porządku.
– Cieszę się. Mam nadzieję, że pierścionek przyniesie panu szczęście. – Ann Richardson przyglądała mu się z wyraźną rezerwą.
– Dziękuję. – Uśmiechnął się. – Jutro oświadczę się mojej dziewczynie.
Twarz Ann rozjaśniła się.
– Gratuluję, panie…
– Carter McCay. – Podali sobie dłonie. – Nie jestem z prasy – dodał – jeśli to panią niepokoi.
Ann spojrzała na niego przepraszająco.
– Nie zaprzeczam, że przemknęło mi to przez myśl. – Powiodła wzrokiem po pustoszejącej sali. – Oni potrafią być bezwzględni.
Carter kiwnął głową.
– Gdzie możemy spokojnie porozmawiać? To sprawa prywatna. Przysłał mnie Roark Black.
Na dźwięk tego nazwiska Ann uniosła brwi, jakby to była ostatnia rzecz, jaką spodziewała się usłyszeć.
– Tędy, proszę.
Po chwili znaleźli się w niewielkim pokoju bez okien. Ann zapaliła światło, oparła się o biurko i skrzyżowała ręce na piersi. Gdy Carter zamknął drzwi, zapytała:
– O co chodzi? Mam nadzieję, że nic złego mu się nie przytrafiło.
– I ja mam taką nadzieję. Jest moim przyjacielem. Poznaliśmy się w Afganistanie. Dwa dni temu dostałem od niego esemesa z pani nazwiskiem.
– Z moim nazwiskiem?! Proszę mi pokazać.
Carter wyjął komórkę i dotknął ekranu. Po chwili wręczył aparat Ann.
– Pisze, że tę informację przekazuje tylko mnie, bo tylko mnie ufa. I że się ukrywa. – Podniosła wzrok na Cartera. – W co on się wpakował?
– Nie mam pojęcia. Pisze o jakiejś figurce. Mówi to coś pani?
Ann ponownie przeczytała tekst.
– Złote Serce. Istnieją tylko trzy takie posążki. Możliwe, że odkrył coś, czego nie powinien. – Ann ponownie spojrzała na Cartera. – Niewykluczone, że jest w niebezpieczeństwie.
Carter wytrzymał jej spojrzenie.
– Niewykluczone.
Westchnęła i oddała mu komórkę.
– To dobry człowiek.
Przytaknął ruchem głowy.
– Znam Roarka. Nieraz znajdował się w nieciekawych sytuacjach, ale zawsze wychodził z nich obronną ręką.
– Chce pan powiedzieć, żebym się nie niepokoiła, tak? – zapytała Ann ściszonym głosem.
Carter sam się niepokoił, że przyjaciel znalazł się w opresji, lecz na razie nic nie mógł zrobić.
– Tak. Martwienie się nie ma sensu. Roark wie, co robi. Bardzo mu zależało, aby ta wiadomość do pani dotarła przeze mnie, nie zwykłą drogą. Jest nieufny.
– Rozumiem. Dziękuję, że podjął się pan tego zadania. Proszę mi obiecać, że mnie pan zawiadomi, jeśli Roark znowu się odezwie, dobrze?
– Oczywiście.
– Dziękuję. – Odprowadziła go do drzwi. – I jeszcze raz gratulacje z powodu zaręczyn. Każda kobieta chciałaby nosić pierścionek Tiny Tarlington.
– Taki jest plan – odparł Carter z uśmiechem.
– Pana wybranka ma szczęście.
Pożegnał się z Ann Richardson i z lekkim sercem opuścił dom aukcyjny.
Załatwił dwie niezwykle ważne sprawy. Jutro jego życie odmieni się na zawsze.
Macy, w piżamie i z telefonem przy uchu, wygodnie wyciągnięta na ogromnym łożu, wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze. Nie lubiła pokoi hotelowych z małżeńskim łożem, uważała bowiem, że mnóstwo miejsca się w nim marnuje. Z drugiej strony dwa osobne łóżka działały na nią równie deprymująco. Czuła się jeszcze bardziej samotna.
– Nadal myślisz o tym kowboju? – zapytała Avery.
Macy uśmiechnęła się. Kowboj? Och, on wypełniłby puste miejsce na łóżku obok mnie, pomyślała.
– Tak, przyznaję się bez bicia. Ale nie dziw się. Moje życie uczuciowe pozostawia wiele do życzenia. Gdybym miała chociaż jedną dziesiąta romansów, jakie mi przypisuje portal Movie.Mash.com, to byłby cud. Od ośmiu miesięcy nie byłam na żadnej randce. W ten sposób spełniam warunki uczestnictwa w tym nowym reality show „Randkowe rozterki”.
– Och, Macy – westchnęła Avery. – To tylko dowód, że byłaś zajęta chorą mamą, a teraz wciąż nosisz po niej żałobę. Sama uznasz, kiedy będziesz gotowa rozpocząć nowy rozdział.
Avery niedawno straciła ojca i doskonale rozumiała Macy. Kiedy Tina zmarła, bardzo wspierała przyjaciółkę. Właściwie wzajemnie się wspierały.
– Napaliłaś się na niego, a to dobry znak – stwierdziła.
Macy ponownie spojrzała na swoje odbicie w lustrze i zwykły biały szlafrok w żółte kwiatki. Zanotowała w pamięci, że musi sobie sprawić seksowną bieliznę.
– To prawda – przyznała.
Ten mężczyzna miał w sobie coś, co ją ujęło. Od pierwszej chwili się w nim zadurzyła. To dobre słowo na określenie uczuć, jakie wzbudził w niej tajemniczy nieznajomy, który nieświadomie pomógł jej przeżyć ten trudny dzień. I nigdy się o tym nie dowie.
– Biedak kupił jeden z przeklętych pierścionków – odezwała się ściszonym głosem. – Przypadkiem usłyszałam, jak mówił, że jutro zamierza się oświadczyć.
– Jak to, usłyszałaś?
– Mam bardzo dobry słuch, nie pamiętasz? Kiedy wychodziłyśmy, rozmawiał z Ann Richardson. To jej się zwierzał, po co kupił pierścionek. Byłam zdruzgotana.
Avery zachichotała. Uważała, że Macy żartuje.
Kobieta przy zdrowych zmysłach nie straciłaby przecież głowy dla mężczyzny, którego widziała raz, i to przypadkiem. I dlatego nie podejrzewała, że Macy naprawdę poczuła się rozczarowana, iż nieznajomy stał się dla niej nieosiągalny.
– Jeszcze nie poprosił jej o rękę, a już to małżeństwo jest skazane na niepowodzenie.
– Nie wiesz tego na pewno – stwierdziła Avery. – Spójrz na to inaczej. To nie pierścionki, ale jakieś zrządzenie losu, zbyt wielkie oczekiwania albo zwykły zbieg okoliczności przesądziły o tym, że małżeństwa twojej mamy były nieudane.
– Sama nie wiem. Może masz rację? Może to nie pierścionki? Może ja po prostu już nie wierzę w miłość? Ale zobacz, mama i wszystkie jej przyjaciółki cierpiały z powodu nieudanych związków. Wiesz, jak Tina kochała mojego ojca. Kiedy zginął w wypadku, była wściekła na niego, że ją zostawił samą.
Clyde Tarlington był utalentowanym aktorem i kochającym ojcem, lecz prawdziwą miłością jego życia były hazard i alkohol. Uzależnił się i od jednego i od drugiego. Gdy wygrywał, stawiał wszystkim kolejkę za kolejką. Tak też się stało w dniu jego śmierci. Pijany usiadł za kierownicą i wjechał swoim lamborghini prosto w drzewo.
– Była zdruzgotana.
– Ale się podniosła i znalazła męża numer dwa, a potem nawet numer trzy. Doskonale wiesz, jak te małżeństwa wyglądały. – Serce Macy ścisnął żal. – Kowboj kupił pierścionek od tego trzeciego palanta.
– Macy? Przyjadę, jeśli chcesz – zaoferowała się Avery.
– W środku nocy? Nic mi nie jest. Dam sobie radę.
Macy nadrabiała miną. Jej sytuacja majątkowa była opłakana, ale nie chciała wszystkiego roztrząsać od nowa. Ponosiła konsekwencje, również finansowe, tego, że ma zasady i ich przestrzega. Właśnie jutro była umówiona ze swoim nowojorskim adwokatem i wizja tego spotkania wcale jej nie cieszyła.
– Dzięki, że dzisiaj byłaś ze mną i mnie wspierałaś. – Macy urwała i udała, że ziewa. – Padam ze zmęczenia. Spróbuję się przespać.
– Jesteś pewna?
– Owszem. Widzimy się jutro przed twoim wylotem, tak? Zjemy kolację? Dobranoc.
– Dobranoc, Macy. Śpij dobrze.
– Mam taki zamiar. – Znowu skłamała. Wiedziała, że myśli o kłopotach nie dadzą jej zasnąć.
– Nie?
Carter siedział naprzeciwko Jocelyn przy stoliku w Rosyjskiej Herbaciarni. Wszystko było idealne, sceneria, atmosfera, pierścionek. Tylko odpowiedź brzmiała nie tak, jak zaplanował.
– Nie przesłyszałeś się – szepnęła Jocelyn. – Nie wyjdę za ciebie.
Carter wpatrywał się w nią oniemiały. Jocelyn westchnęła teatralnie. Była zirytowana.
– Sądziłam, że wiesz, że nie traktowałam naszej znajomości poważnie.
– Skąd miałem wiedzieć? – Carter starał się panować nad głosem.
– Nigdy nie rozmawialiśmy o przyszłości. – Urwała i zerknęła na otwarte pudełeczko z pierścionkiem. – Nie konkretnie.
– Chcesz powiedzieć – teraz jego głos zabrzmiał ostrzej – że leżąc ze mną w łóżku i zwierzając się mi z marzeń o rodzinie, dzieciach, kłamałaś? I kiedy mówiłaś o wakacyjnym domu, też mówiłaś, aby tylko mówić?
Jeszcze do niego nie dotarło, że dostał kosza i gorączkowo szukał w pamięci jakichś wskazówek, sygnałów, które przeoczył. Cały czas mu się wydawało, że oboje pragną tego samego.
Jocelyn zignorowała jego pytanie.
– Nie znamy się długo – stwierdziła.
– Rok nie wystarczy?
– Nie, jeśli ty mieszkasz w Wild River, a ja w Dallas. Nie widywaliśmy się za często.
Czuł nieznośny ból. Odmowa była ciosem w jego dumę. Z oczu spadły mu łuski. Zobaczył Jocelyn w zupełnie nowym świetle.
– Ten pierścionek jest olśniewający – ciągnęła – ale nie mogę go przyjąć. – Wzruszyła ramionami. – Nie kocham cię.
Carter wziął pudełeczko, zamknął je i wcisnął do kieszeni. Nie mógł znieść jego widoku.
– Jasno stawiasz sprawę.
– Cóż… Przykro mi.
Jednak ton, z jakim wypowiedziała te słowa, temu przeczył.
– Psiakrew! Teraz pewnie zaproponujesz, żebyśmy zostali przyjaciółmi?
Nie tylko jego ego ucierpiało, serce również. Wszystkie marzenia o przyszłości skoncentrował wokół Jocelyn. Jak mógł aż tak się pomylić? Wiedział, że jest kobietą wymagającą i trudną w pożyciu, lecz wierzył, że potrafi uczynić ją szczęśliwą.
– Nie bądź idiotą, Carter – prychnęła.
– Nie mów mi, kim mam być, a kim nie – odparował. – Nawet ty musisz się domyślać, że to dla mnie cios.
– Od samego początku się myliłeś. Zbyt wiele się spodziewałeś po naszym związku.
– Zbyt wiele? – spytał przez zęby. – Chyba zapomniałaś, kto zaczął ten flirt. Od pierwszego spotkania przypuściłaś na mnie szturm. Pamiętasz jarmark w Wild River? Ocierałaś się o mnie przy każdej okazji i musiałem wskoczyć do rzeki, żeby ochłonąć. A ty wskoczyłaś za mną i od tamtej pory jesteśmy razem. Mam powody być wściekły. Mam powody niczego nie rozumieć.
A noce, kiedy w chwili rozkoszy krzyczałaś moje imię, dodał już w myślach, i zapewniałaś mnie, że jestem najlepszym kochankiem, jakiego miałaś? A konne przejażdżki przy świetle księżyca? A wszystkie imprezy towarzyskie, na których uczepiona mojego ramienia pokazywałaś wszem i wobec, że jestem najważniejszą osobą w twoim życiu? To wszystko była tylko gra?
– Nie rozumiesz. Mnie nie chodziło o ciebie.
– Akurat! – prychnął.
– Nic do ciebie nie dociera. Sądziłam, że to jasne jak słońce. – Jocelyn wstała i wzięła torebkę. Potem spojrzała Carterowi w oczy i oświadczyła: – Kocham Brady’ego. Chciałam wzbudzić jego zazdrość.
Cartera te rewelacje wbiły w krzesło.
– Mówisz o moim kuzynie? – Poznali się, kiedy Jocelyn przyjechała z wizytą do babki, sąsiadki Brady’ego. To wtedy wybrali się w trójkę na jarmark.
Carter również wstał i z góry mierzył Jocelyn wzrokiem. W ustach czuł gorycz.
– Więc cały czas chciałaś wzbudzić zazdrość w Bradym, tak? Z jakim rezultatem?
– Och, przestań już!
Jocelyn zrobiła taki ruch, jakby chciała go wyminąć, lecz przytrzymał ją za ramię.
– Zrobiłaś ze mnie durnia.
Uniosła majestatycznie głowę.
– Nie musiałam. Jesteś durniem. Cholernym głupim prostakiem, którego owinęłam sobie wokół małego palca.
Carterowi zrobiło się gorąco ze złości.
– Powtórzę Brady’emu, co tutaj usłyszałem. Krewny głupiego prostaka sam jest głupim prostakiem. Tamten głupi prostak nie ma zbyt wysokiego mniemania o tobie. Tym razem całkowicie się z nim zgadzam.
Wiedział, że cios był celny. Sprawiło mu to satysfakcję, mimo że nie zachował się jak dżentelmen. Ale ona też nie zachowała się jak dama.
Jocelyn wyszarpnęła rękę z jego uścisku. Nie zatrzymywał jej.
– Idź – powiedział.
Nie odprowadził jej wzrokiem. Podszedł do baru. Musiał utopić smutek w whisky. Jocelyn nie była kobietą, za jaką ją uważał. Cały czas nim manipulowała. A on jej na to pozwolił. Teraz już żadnej kobiecie nie da się wykorzystywać.
Kiedy barman postawił przed nim szklankę, wypił toast za to, że w ostatniej chwili udało mu się zdjąć pętlę z szyi. Pół godziny później, pokrzepiony najlepszą whisky, jaką można kupić, wyszedł na ulicę. Otoczyło go nocne sierpniowe powietrze przesycone wilgocią.
Nagle ni stąd, ni zowąd drogę zastąpiła mu grupa kilkunastu dziennikarzy napierających na kobietę usiłującą wejść do restauracji. Błyskały flesze, stukały obcasy, pytania padały jak pociski. Kobieta była bez szans. W pewnej chwili podniosła wzrok i wtedy w jej fiołkowych oczach Carter zobaczył zwierzęcy strach.
Gdzieś już ją widział…
Tak. Wczoraj. W domu aukcyjnym.
Ktoś ściągnął jej z głowy szal, włosy falami opadły jej na ramiona. Carter, rozpychając się łokciami, dotarł do samego środka tłumu, chwycił osaczoną ofiarę za przeguby i plecami oraz naciągniętym głęboko na czoło kapeluszem zasłonił ją przed kolejnym atakiem ciekawskich reporterów.
– Wyprowadzę panią stąd, ale musi mi pani zaufać.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: Exquisite Acquisitions
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2023
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2012 by Harlequin Books S.A., II wydanie
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-291-1312-0
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek