Klątwa burz. Przeklęci. Tom 3 - Meredith Wild - ebook

Klątwa burz. Przeklęci. Tom 3 ebook

Meredith Wild

4,4

Opis

Skradzione przeznaczenie. Niemożliwe zadanie.

Kara Valari złamała jedno z najwyższych praw podziemia i odbywa ostateczny wyrok. Ale nic – nawet konieczność przekroczenia granic piekła i zmierzenia się z samym Hadesem – nie powstrzyma Maximusa Kane’a przed jej uratowaniem. Podróż będzie wymagała nie lada odwagi… i pomocy nieprawdopodobnego przewodnika. Kierowany miłością Maximus wyrusza do mrocznego królestwa, które zna tylko z podartych stron „Boskiej komedii” Dantego.

W ponurym świecie piekła Hades pod wpływem chorobliwej fascynacji bezlitośnie atakuje każdą część duszy Kary. Żąda podania intymnych szczegółów i wyznania, dlaczego ośmieliła się być mu nieposłuszna. Właśnie kiedy Kara godzi się z tym, że przyjdzie jej żyć w wiecznym koszmarze, odkrywa iskierkę nadziei… Sposób na dostrzeżenie ukochanego. Czy jej wizje Maximusa zjednoczą ich raz jeszcze, czy są tylko kolejną pokrętną torturą w królestwie agonii?

W ulotnych chwilach światła i pasji Kara wznawia walkę o przetrwanie. Ciemność może nadal oddzielać ją od Maximusa, ale łączy ich los. Lecz czy ich miłość przetrwa tę burzę?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 286

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (30 ocen)
19
3
8
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
myszkaa877

Całkiem niezła

z Przykrością musze stwierdzić, że wymęczyłam tom 3 .
10
Ewakr1

Nie oderwiesz się od lektury

piękna a jak napisana, łał
01
Tapiratorek

Nie oderwiesz się od lektury

super polecam wszystkim fanom romansu paranormal.
01

Popularność




Angel, dziękuję za wszystko. – Meredith * * * Thomasowi. Bo jesteś zapisany w moim wszechświecie. – Angel

Zbądź obawy; nikt nie jest dość silny, Aby nam bruździł, gdy Bóg wolność daje. Tu na mnie czekaj i pokarm posilny Nadziei spożyj, i niech myśl się cuci, Wiedząc, żem twego bezpieczeństwa pilny.

– Dante Alighieri, Boska komedia, Piekło, pieśń VIII

Rozdział 1

Kara

– Piękny widok, nieprawdaż?

Hades szepcze te słowa stanowczo zbyt przesłodzonym tonem, a ja wbijam paznokcie głębiej w nagą skórę rąk. Uparcie unikając jego spojrzenia, obejmuję tępym wzrokiem rozciągającą się za oknem panoramę.

To coś więcej niż odrętwienie. Mam wrażenie, że jestem martwa. Czuję jedynie niekończący się lodowaty ból. Moje trzewia przeszywają ostrza rozpaczy, sięgając samej duszy. Jeśli wciąż ją mam, teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej wiem, do kogo tak naprawdę należy: do diabła, który nieśpiesznie się do mnie zbliża, stukając zelówkami o krwistoczerwoną marmurową podłogę. Boga, którego głos odbija się uwodzicielskim echem od kamiennych ścian i gotyckich sklepień przepastnej sali.

Wzdrygam się, czując na ramieniu lekki jak mgła dotyk jego ciepłej, delikatnej dłoni.

– Och, Karo, najdroższa, ty marzniesz.

– Przeżyję.

Przecież nie zamarznę na śmierć, choć po stokroć wolałabym taki los od jego dotyku.

Pomimo to w szerokim kominku znienacka bucha ogień. Zaciskam zęby, ale błyskawicznie rozlewające się po wnętrzu ciepło zaczyna topić moją wściekłą determinację. Do tej pory trzymałam się jej kurczowo, wbrew nadziei odmierzając godzinę za godziną w tej niezmiennej otchłani.

Tu czas nie istnieje. Słońce nie wschodzi ani nie zachodzi. Jak okiem sięgnąć, jest tylko krajobraz bezdennej rozpaczy. Pod ołowianym niebem rozciąga się w nieskończoność ponure bezkształtne miasto.

– Proszę… – Przyciska czule usta tam, gdzie przed chwilą spoczęła jego dłoń.

Gdy sztywnieję, zaciska ją na tyle mocno, bym poczuła jego pierścienie i paznokcie wrzynające się w moje rozgrzewające się ciało.

– No już, już. Nie utrudniaj. Nie mamy dużo czasu, nie marnujmy go.

Odwracam się i wbijam wzrok w czarną otchłań jego oczu.

– Co masz na myśli? Czas jest wszystkim, co mamy.

Rozluźnia uścisk i podchodzi do kominka. Bursztynowa poświata ognia ciemnieje. Płomienie wyzierają z paleniska, jakby próbowały sięgnąć swego władcy.

– Niestety nie – mruczy. – Mamy tylko parę tygodni. Potem przestaniesz być panią mojego domu.

Momentalnie zdaję sobie sprawę, o czym mówi. Tu czas może i nie istnieje, ale w Los Angeles pojawiły się już pierwsze oznaki nadciągającej jesieni.

– Persefona.

– Stęskniłem się za nią – odpowiada lekko łamiącym się głosem. – Po jej powrocie zamierzam się skupić wyłącznie na niej.

Czuję, jak w gardle rośnie mi gula.

– A co się stanie… ze mną?

Wzrusza ramionami, a od jego drogiego szkarłatnego płaszcza odbija się światło.

– Pójdziesz tam, gdzie już dawno powinnaś była się znaleźć. Gdyby wspomnienia Maximusa o tobie tak silnie do mnie nie przemówiły, posłałbym cię tam bez zastanowienia.

Wpatruję się w kanały oplatające u podstawy zamek jego przerażającego królestwa. Na dole nic się nie zmieniło. Odległy lament zbolałych dusz – nieuchwytny, choć słyszalny skowyt potępieńców – przerywają jedynie głuche uderzenia łodzi o nabrzeże i pokrzykiwania ich wychudłych kapitanów we wszystkich językach świata.

Hades staje przy mnie i podąża za moim wzrokiem i wyżej.

– Naprawdę kocham ten widok – mówi lekko.

Nie chcę wdawać się z nim w dyskusję ani przebywać w jego towarzystwie nawet minuty dłużej, ale ciekawość bierze górę.

– Gdzie jesteśmy?

– W stolicy oczywiście. Każde królestwo ją ma.

– Dis – mówię.

Ponownie wzrusza ramionami.

– Giudeka. Dis. To miasto ma wiele nazw. Ja nazywam je domem. Na razie jest nim również dla ciebie.

Na razie…

– A reszta?

– Och, moje królestwo jest o wiele większe. – Wędruje palcem wzdłuż rysujących się na horyzoncie granic miasta, gdzie kilometry kanałów i budowli poskramia szeroka rzeka, za którą w nieskończoność ciągnie się jałowa ziemia spustoszona w różnym stopniu. Ze zwęglonych pól niczym dymiące groby wyrastają drzewa. Bezkres czarnego błota zdaje się żyć własnym życiem pod naporem czołgających się w nim poddanych Hadesa. W oddali w ołowiane niebo wrzynają się postrzępione górskie wierzchołki i choć nie widzę ich z bliska, czuję przez skórę, że i na tych grzbietach odbywają się jakiegoś rodzaju tortury.

Mój głód wiedzy staje się już niepohamowany i nie mogę się oprzeć odpychającej, acz naglącej potrzebie, by zrozumieć to miejsce.

– Są tu kręgi?

Hades krzyżuje ręce na piersi i opiera się swobodnie o krawędź okna w moim polu widzenia.

– Raczej dystrykty, każdy przystosowany do wymierzania kary stosownej do przewinienia potępionego.

– Do którego ja trafię?

Znów zaczyna cicho mruczeć w zamyśleniu, co zupełnie nie pasuje do diabła we własnej osobie.

– Cóż, twoi przodkowie pomagają nadzorować dystrykt trzeci, ale ponieważ twoim grzechem jest sprzeniewierzenie się przeznaczeniu dla zaspokojenia cielesnych żądzy, być może miejscem dla ciebie jest dystrykt drugi. Ale podobno jesteś prawdziwą ekspertką w tej dziedzinie, więc może ty mi powiesz.

Przygląda mi się przez dłuższą chwilę. Nie połykam haczyka i powstrzymuję się przed podzieleniem się z nim swoimi teoriami naukowymi – które są tylko teoriami. Luźnymi koncepcjami, kolejną interpretacją osobliwych wyobrażeń piekła. Bez porównania do przerażającej rzeczywistości, którą on zna z pierwszej ręki.

Przekrzywia głowę z tą samą upiorną pewnością siebie.

– Przyznaj, twoja ciekawość jest rozbudzona. Nie krępuj się i pytaj śmiało, Karo. Otwórz przede mną umysł. Pokaż mi wszystkie myśli.

W każdym innym miejscu i czasie nawet bym się nie zawahała, ale nie chcę znać uczuć choćby jednego jego paznokcia, a co dopiero całego szatańskiego jestestwa. Choć jakiś instynkt z najmroczniejszych zakamarków mojej duszy podpowiada mi, że on chce właśnie tego.

Sztywnieję jeszcze bardziej, rozpaczliwie się obejmuję, jakbym w ten sposób mogła utrzymać go na dystans. Ale jednocześnie wiem, że to naiwne. Jestem bezsilna w starciu z nim i jego żelazną wolą.

I osamotniona. Nie mam tu sprzymierzeńców, przyjaciół, nadziei.

Ale jest jeszcze rodzina. To musi coś znaczyć.

– Powiedziałeś, że moi przodkowie nadzorują dystrykt trzeci.

Mija długa chwila. To prawdziwe tortury i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że on wie. Ale nawet jeśli tak jest, nie daje tego po sobie poznać. Na jego twarzy maluje się skupienie, gdy spogląda z okna na swoje bezkresne królestwo.

– Może się wydawać, że panuje tu chaos, ale jesteśmy dobrze zorganizowani. Nie jestem w stanie zapanować nad wszystkim sam, więc polegam na tych, którzy się sprawdzili jako liderzy poszczególnych dystryktów. Naturalnie w moich szeregach wybiją się tylko najbardziej bezwzględne i przebiegłe istoty. – Uśmiecha się złośliwie. – Hierarchia ma to do siebie, że wyzwala to, co najgorsze. Nic nie raduje tak, jak widok tłuszczy zbrodniarzy próbujących wybić się po trupach dla tak nędznych korzyści. – Po dłuższej chwili przenosi wzrok z powrotem na mnie. – Tak się składa, że jesteś do niej bardzo podobna.

Marszczę brwi.

– Do kogo?

– Do swojej babki, Charleny. Od wieków jest dla mnie niezastąpiona.

Od zawsze znałam jej imię i wiedziałam, że moja matka, rodzeństwo i ja przyszliśmy na świat, bo oszukała dziadka. Jej obraz z tych kilku starych fotografii w zderzeniu ze świadomością, że jest mieszkającym tu demonem, budzi we mnie kolejne niepokojące odczucia. I brak wiary, że mogłoby zależeć jej na mnie na tyle, by pomóc mi się stąd wydostać. Moja matka to sopel lodu, ale obawiam się, że pod tym względem nawet się nie umywa do Charleny. Jeśli jest tak bezduszna jak twierdzi Hades, nie ma co na nią liczyć.

– Skoro jest tu taka potrzebna, czemu to właśnie ją wybrano, by zwieść i ukarać mojego dziadka?

Hades wzrusza ramionami.

– Dobrze mi służyła. Chwilowe opuszczenie mojego królestwa to jak wakacje.

– Długie wakacje… – Na tyle długie, by spłodzić moją matkę i jej rodzeństwo.

– W istocie. – Odrywa się od ściany i rusza w moją stronę. – Ale po wykonaniu zadania chętnie wróciła. Po pewnym czasie na ziemi czujemy się jak śmiertelnicy w piekle, wierz mi.

Gdy wyciąga do mnie rękę, odwracam się i zaciskam powieki, ale nie jestem w stanie uciec przed jego ciepłymi palcami wędrującymi po mojej szczęce.

– Uważam cię za swoją poddaną, ale doceniam twoje ziemskie piękno. Jesteś równie urodziwa, co fascynująca.

Wypuszczam powietrze, drżąc – choć nie wiem: od jego dotyku czy z zimna opuszczającego moje kości.

– Czego ode mnie chcesz?

Powoli i cierpliwie rysuje palcem kółka na moim ramieniu.

– Jesteś grzechem, którego jeszcze nie zaznałem… I już nie mogę się doczekać, by go skosztować.

Na te słowa uciekam spod jego dotyku i wbijam w niego nienawistne spojrzenie.

– Tego właśnie chcesz? Wykorzystać mnie i wyrzucić? – Wskazuję ze złością kontrastujące z surowym wnętrzem łoże obite jedwabiem i aksamitem. Na razie nie zmrużyłam oka, wpatrując się posępnie w nieskończoność. Na myśl o tym, że miałabym je dzielić z władcą piekieł, to królewskie łoże staje się jeszcze mniej pociągające.

Po ciągnącej się w nieskończoność chwili okrutnego milczenia Hades wybucha gromkim śmiechem, przez co czuję dobitnie, jak niewiele wobec niego znaczę.

– Och, Karo, zapewniam, że w niczym nie przypominam mojego rozpustnego brata. Uleganie pokusom ciała to zgrany grzech. Już dawno mi się znudził. Jesteś piękną istotą, ale pociąga mnie w tobie coś innego: to, co obudziłaś w Maximusie.

Nie wiedzieć czemu jego zapewnienia tylko potęgują moje dreszcze. Oddanie mu ciała byłoby dużo prostsze, tego jestem pewna.

– Emocje, które wyławiasz… – Kręci głową niczym dziecko pierwszy raz oglądające fajerwerki. – Tak różnorodne, intensywne, żywe i rzadkie… Nic dziwnego, że jest od ciebie uzależniony. A teraz i ja nabrałem na nie apetytu.

Wciągam ze świstem powietrze.

– Nigdy ich nie zakosztujesz. Nie rozumiesz tego? To, co jest między nami, istnieje tylko między nami. Przed nim z nikim tak nie miałam.

Jego źrenice rozszerzają się z zaintrygowania.

– Uwielbiam wyzwania. Może sam mój dotyk nie rozbudzi tej anomalii jak w jego przypadku, ale z pewnością znajdziemy sposób, by ją w tobie wskrzesić. A gdy to się stanie… gdy sięgnę w głąb twojego umysłu… doświadczę nowych doznań.

Kręcę gwałtownie głową.

– Co takiego mogę ci dać, czego nie zdążyłeś już poznać przez niego?

Oblizuje usta. Płomienie odbijają się od ich wilgoci i tańczą w jego czarnych jak węgiel oczach.

– Tę nieskończoną pętlę… Obwód połączenia. Chcę zobaczyć ich barwy twoimi oczami. Zajrzeć na drugą stronę tego fascynującego lustra. Cudownie byłoby zobaczyć je przez uniesienie, ale skoro nie chcesz mi go dać, mogę obudzić w tobie cały wachlarz emocji. Strach… smutek… gniew. Jest tyle nieprzyjemnych możliwości.

Robię kolejny krok w tył, choć wiem, że to na nic się nie zda. Nie jestem w stanie stawić mu oporu. Nie jestem w stanie uciec. Mogę jedynie mieć nadzieję, że go rozczaruję, a on da mi spokój i odeśle tam, gdzie czeka mnie straszny los. Będę musiała otoczyć się szczelnym murem. Zaciskam powieki, by już teraz zacząć go wznosić.

– Może to jeszcze przemyślisz – dodaje łagodnie. – W końcu mamy trochę czasu. Gdybyś zmieniła zdanie, sprawiłabyś mi miłą niespodziankę. W głębi duszy jestem wielkim zwolennikiem wolnej woli. – Podaje mi rękę. – Chodź, oprowadzę cię.

Rozdział 2

Maximus

Po raz trzeci w ciągu niespełna godziny na śliskiej ulicy pod moim oknem jakieś auto hamuje z piskiem opon, po czym rozlega się klakson i głośny łoskot. Niemal natychmiast trzaskają drzwi i obaj kierowcy zaczynają na siebie wrzeszczeć.

Sięgam po pilota i podkręcam głośność, by zagłuszyć awanturę na zewnątrz. Telewizor jest włączony od rana, bo Jesse twierdzi, że lubi biały szum, choć zabronił włączania fonii. Wyświadczyłem mu tę grzeczność, bo teraz potrzebuję go bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Usadowiony w moim kąciku jadalnym spogląda na mnie z uniesioną brwią.

– Może zakręciłbyś na chwilę tę ulewę, żebym mógł się skupić?

Marszczę brwi, spoglądając na burzowe niebo, i krzywię się na dźwięk ogłuszającego grzmotu, który kilka sekund później rozlega się w oddali.

– Nie mam wyłącznika, okej?

Na szczęście w kolizji pod oknami ucierpiały tylko zderzaki, a kierowcy zdążyli już zedrzeć sobie gardła.

Na powrót wyciszam telewizor, usiłując nie zwracać uwagi na lód w żyłach, ogień lęku w trzewiach i gonitwę myśli.

Mój najlepszy przyjaciel już zdążył to wszystko wyłapać.

– Cholera, stary. Szkoda, że wiem, kto i co à propos tego deszczmaggedonu za oknem, inaczej miałbym niezłą radochę.

Rzucam mu przez ramię gniewne spojrzenie. Zachowując spokój, dyplomatycznie nie odrywa wzroku od ekranu laptopa. Od wczorajszej nocy przyrósł do komputera w imię pomocy przyjacielowi, który wlał w niego morze herbaty, błagając o ratunek.

Ale ma rację. Rozgorączkowane relacje na żywo z rozpętanej przeze mnie nawałnicy na wszystkich kanałach lokalnej telewizji nie pomagają nam się skupić. A teraz potrzebuję każdej szarej komórki jego mózgu.

Na szczęście do moich drzwi na razie przynajmniej nie dobija się półdemon od stóp do głów ubrany w Pradę.

– Racja – bąkam. – Wizyta Veroniki to ostatnie, czego mi teraz trzeba.

Jesse chichocze.

– Naprawdę myślisz, że jeszcze nic nie wie? Pewnie Z. już dawno puścił farbę. Hades to w końcu jego brat. A poza tym Z. to władca Olimpu. Założę się, że w piekle też ma swoich sługusów, którzy skwapliwie donoszą mu o wszelkich dramatycznych zwrotach akcji.

– Skąd pomysł, że dla mojego ojca to jakiś zwrot akcji?

– Że co? – pyta zszokowany Jesse i odsuwa komputer, nadstawiając uszu.

Czuję ukłucie wyrzutów sumienia. Naprawdę miałem nadzieję, że uda mi się go nie mieszać w tę nieboską plątaninę, w którą zamieniło się moje życie. Ale już za późno: znalazł się w samym oku cyklonu i żadnym sposobem nie byłbym w stanie go zeń wyrwać.

– Nawet jeśli o wszystkim wie, nie przybędzie mi ot tak na ratunek. W każdym razie już nie.

Na czole Jessego pojawia się co najmniej tuzin bruzd.

– To twój stary.

– Który chyba jest wypalony.

– To bogowie tak mają?

– Jest na świecie od bardzo dawna, Jesse. Wszystko już widział i robił, pewnie ma na koncie nawet parę dobrych uczynków. Nie wspominając, że ludzkość włożyła go między bajki. Ma zazdrosną, zgorzkniałą i roszczeniową żonę. Jego bracia to uparte skurczybyki z własnymi królestwami. Jego poddani to istoty o nadprzyrodzonych mocach i zapewne stosownie przerośniętym ego. I teraz wyobraź sobie, że musisz na co dzień zmagać się z tym wszystkim, a końca wcale nie widać.

– No tak. Cholera. – Jesse kiwa głową. – Tam na górze raczej nie ma limitu kadencji.

– Raczej nie.

Mój przyjaciel unosi kącik ust.

– Maximusie Kane, czyżbyś bronił swojego ojczulka?

– Mówię po prostu, że życie na Olimpie to nie tylko arkadyjskie łąki i słodki nektar – odparowuję. – Ale to nie wymówka dla niego, tylko wytłumaczenie dla mnie.

Niewygodne wytłumaczenie. Nie potrafię wyobrazić sobie większego kryzysu, ale dla Z. rodzina nigdy nie będzie najwyższym priorytetem.

To prawda, do zeszłego tygodnia nie był nawet punkcikiem na horyzoncie mojego świata i byłem bez niego najzupełniej szczęśliwy: zapracowany, otoczony przez rodzinę i przyjaciół i zakochany jak nigdy dotąd. Nie potrzebowałem ojca. Wcale.

Ale bez Kary mój świat przestałby istnieć.

Zgasłoby światło rozjaśniające mój mrok. Pochodnia prowadząca mnie przez labirynt życia, które już nigdy nie wróci do normalności.

Z pomocą Jessego odnajdę do niej drogę. A wtedy pomaszeruję prosto do piekła. W przeciwieństwie do Dantego nie popchnie mnie tam ciekawość i przeczeszę każdy jego centymetr, a jeśli będzie trzeba, zburzę każdy mur. Stanę do walki ze wszystkimi potępieńcami, którzy zastąpią mi drogę.

Z oddali dobiegają kolejne uderzenia pioruna, a ja wstaję i zaczynam się przechadzać z zaciśniętymi pięściami.

– Czyli naprawdę to wszystko łykasz?

Mój przyjaciel unosi brew.

– Że jesteś półbogiem?

Niestety ja już dawno w to uwierzyłem. Parę wypadów do Labiryntu i wizyta Hadesa w moim umyśle pozbawiły mnie resztek nadziei. Tego ostatniego nie życzyłbym najgorszemu wrogowi, a co dopiero najlepszemu przyjacielowi, który siedzi teraz zgarbiony przy stole przede mną. Patrząc na tę odmienioną rzeczywistość jego oczami, znów czuję nadciągającą falę lęku, ale walka z nią jest teraz ponad moje siły.

Obracam się w stronę aneksu kuchennego.

– Tak. A reszta?

Zagląda do komputera, po czym zapisuje parę linijek w jednym ze swoich nieodłącznych kołonotatników.

– Nauka zajmuje się faktami, ale fikcja też może być wiarygodna, nawet w twoim przypadku. Po prostu niektóre rzeczy są łatwiejsze do przełknięcia, na przykład mentalne sztuczki Kary, które stosuje, by uspokoić twoje biedne zszargane nerwy.

Na te słowa mam ochotę się uśmiechnąć. Powstrzymuję ciągnące w górę kąciki ust, ale jego deklaracja ściska mnie za serce.

– To prawda – przyznaję mu rację. – To dobra dziewczyna, ale kiedy chce, potrafi być zawzięta.

– Ta cecha plus fakt, że jest demonem, sprawią, że wasz związek albo zmieni kosmiczne zasady gry, albo będzie najbardziej pokręconym reality show w historii świata.

Słysząc z jego ust potencjalne wersje naszej przyszłości, wreszcie się poddaję i uśmiecham. Ale tę chwilę szybko pochłania tsunami gniewu, gdy na powrót uderza mnie świadomość naszego beznadziejnego położenia.

Muszę ją odnaleźć.

Bez względu na wszystko.

Nawet jeśli to niemożliwe.

Jesse czyta to wszystko z mojej twarzy, gdy się pochylam, bębniąc palcami w stół.

Wskazuję brodą jego notes.

– Co masz? Powiedz, że coś znalazłeś. Cokolwiek. – Teraz już bębnię tak mocno, że w blacie zostają wgłębienia.

– Coś znalazłem. – Bruzdy na jego czole pogłębiają się. – A raczej… wszystko.

– To znaczy?

– To znaczy, że próba zlokalizowania wrót piekła przypomina szukanie igły w stogu siana.

Mówiąc to, przysuwa notes w moją stronę. Pożeram wzrokiem teorie, które streścił na kartce – plus co najmniej tuzin kolejnych.

– Od czego zacząć? – bąkam pod nosem.

– Obawiam się, że nie ma prostej odpowiedzi. Na każde biblijne czy literackie odniesienie, które wygrzebałeś, przypada kilkanaście naukowych odpowiedników – tłumaczy.

– Ale niektóre je wykluczają, zgadza się? – odparowuję. – Więc możemy od razu je odrzucić.

– Te oczywiste, owszem. Strefę 51, Stonehenge, Roswell, Oko Sahary, Loch Ness, Blood Falls…

Unoszę brew.

– Ktoś naprawdę uważa Loss Ness za wejście do piekła?

Wzruszył ramionami.

– Wiesz, Nessie i jego sekrety…

Przerzucam kartkę, przebiegając wzrokiem kolejną porcję notatek.

– W przypadku Hadesa nic nie jest oczywiste. Wczoraj myśleliśmy, że trafiliśmy po prostu na luzacką imprezę na plaży. – Poczułem ukłucie w piersi, które momentalnie przeszło w ochrypły głos. – A potem wyszło szydło z worka.

– I na tym koniec z chandrą. – Łapie za mysz niczym treser lwów za bicz i zaczyna równie metodycznie i błyskawicznie klikać. – W obozie pracy nie ma czasu na użalanie się nad sobą, kolego. Jeśli ma nam się udać, twój mózg musi być w dobrej formie.

– Masz rację. – Kiwam głową, przywołując się w duchu do porządku, i dla pewności powtarzam całą operację, strząsając z siebie jak najwięcej ponurych wspomnień, by poświęcić mu pełną uwagę.

– Wprowadź mnie. Jaką masz teorię?

– Teorie – poprawia Jesse. – Stary, jesteśmy dopiero na początku drogi.

– To jak szybko możemy zawęzić ich liczbę?

Musi wiedzieć, że abstrahując od niekończącej się ulewy, moja nadzieja wisi już na włosku.

– Zostawiłem kryształową kulę w drugiej rezydencji – odparowuje z kamienną twarzą. – Miejmy jednak nadzieję na szybki przełom. – Przygląda mi się bacznie. – Ale najpierw… Jesteś absolutnie pewien, że w salonie Rereka Horne’a nie było więcej portali? Nie ostała się żadna rzeźba kryjąca w sobie przejście między wymiarami?

Biorę głęboki oddech i wypuszczam powietrze.

– Wtedy już dawno by mnie tu nie było.

Jesse wraca do klikania.

– No tak, to pewnie był portal wyłącznie dla użytku króla. W tym wymiarze mają je nawet pałace. Albo Hades jest tak cholernie wyjątkowy, że nie potrzebuje żadnych portali. Jest na tyle potężny, by każdorazowo je sobie stworzyć.

– Musi być jakieś inne wejście. – Ozdabiam blat kolejnymi wgłębieniami. – Coś większego. Fizycznego. A nawet metafizycznego. – Nie będę kaprysił. Obejdę się bez neonu i złotych schodów. Potrzebuję tylko jakiejś wskazówki, by ruszyć z miejsca.

– Jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu bym to wyśmiał – odpowiada Jesse – ale wczoraj nie wierzyłem też w demony i półbogów.

– To według ciebie gdzie powinniśmy zacząć szukać tych… wrót?

Od odpowiedzi na to pytanie zależy los Kary.

– Cóż… – Jesse się odchyla i wyjmuje jedną ze swoich ulubionych przylepnych zabawek. Naciąga żelową gumkę jak procę i wypuszcza, a łapka przywiera do okna mojego tarasu, by zaraz wrócić do właściciela.

– Przyłożyłem twoje mitologiczne i socjologiczne odwołania do tego, co dzisiejsza nauka i geografia są w stanie mniej więcej potwierdzić. Twoja pierwsza sugestia, że Hades włada surowymi, posępnymi zaświatami na skraju morza, pasuje do opisów pokaźnej garści wysp rozsianych po świecie.

Pokazując mi ich listę, przerzuca kartki notesu za pomocą żelowej łapki. Oczy prawie wychodzą mi z orbit.

– Pokaźna garść?

Wzdycha.

– No dobra, bardziej wyczerpujący spis.

– Do którego wrócimy później. – Próbuję czytać jego „wyczerpujący spis”, ale szybko daję za wygraną i pośpiesznie przerzucam kolejną kartkę. – Co jeszcze masz?

– Tu jest wszystko, co pasuje do Elizjum, czyli tej części zaświatów, która nie znajduje się pod bezpośrednią jurysdykcją Hadesa. Twój kolega Dante był jednym z nielicznych, którzy mieli na ten temat inne zdanie. To miejsce jest również nazywane Białą Wyspą i w wierzeniach występuje jako raj dla bohaterów i szlachetnych wojowników.

– Czyli tę ewentualność też możemy zarchiwizować.

– Przypuszczałem, że tak powiesz. – Wzdycha, gdy przewracam kolejną kartkę. – Aurevoir, Bora-Bora. Aloha, zatoko Kapalua.

– Powiedziałem zarchiwizować, nie wykreślić – uderzam w defensywny ton.

Fantazjuję o leniuchowaniu z Karą na którejś z tych egzotycznych plaż, najlepiej bez ubrań. Potrzebuję tych obrazków jako motywacji, by stawić czoła kolejnej gęsto zapisanej kartce notesu Jessego.

– Dalej: Tartar – ciągnie mój przyjaciel. – Najmroczniejsza i najniżej położona część krainy podziemia vel wielka kosmiczna otchłań. Pozbawiona światła i rzekomo głębsza niż piekielna. Zaopatrzona w żelazną bramę tudzież umocnienia, których strzegą węże. Mówiąc językiem nauki, to…

– Jaskinia – kończymy chórem.

Moja twarz tężeje w odpowiedzi na jego grymas.

Przewracam kartkę, jęcząc na widok kolejnej gęsto zapisanej strony.

Kiwa głową.

– To lista jaskiń położonych nad poziomem morza. Podzieliłem je na dwie grupy. Najwięcej jest tych naturalnych, ale spokoju nie dawał mi ten fragment z żelazem. Jeśli chodzi tu o jakąś rudę, naszą główną kandydatką jest Australia. Choć w Brazylii, Chinach i Rosji też znajdują się duże złoża.

– A ta druga grupa? – Jeśli nie zacznę go ponaglać, zaleje mnie lawiną informacji i utkniemy tu na dobre. – Odrzucone?

Kręci głową.

– To jaskinie podwodne.

Wzdycham ciężko. Pomimo najlepszych starań mój umysł już zaczyna wysychać jak błoto w pełnym słońcu, a to dopiero początek.

Surowym głosem wykładowcy przypominam sobie w duchu, że to ja wezwałem go na pomoc. Sam się o to prosiłem, dobrze wiedząc, że research z Jessem to nie przelewki. Jeszcze mu podziękuję za tę drobiazgowość. Tylko nie teraz.

– To co jest na reszcie kartek?

– Niesklasyfikowane teorie – odpowiada bez zająknięcia. – Miejsca i zjawiska, które nie wpisują się w żadną kategorię, ale mogą być tym, czego szukamy. Na przykład wyładowania atmosferyczne nad Catatumbo, krater gazowy Derweze czy wulkany na Kamczatce. Warte odnotowania, ale zbyt oczywiste, prawda?

– No pewnie – odpowiadam z przekąsem, choć wiem, że nawet nie zwróci uwagi na mój ironiczny ton.

– Innym jednak można by się przyjrzeć. Dajmy na to w Kotlinie Danakilskiej panują wyjątkowo nieprzyjazne warunki… Wyspa Węży, park narodowy Madidi czy jaskinie Gomantong też są ciekawe, ale chyba zbyt oczywiste.

– Tak jak wulkany?

Znów strzela łapką w okno. Od jednego z żelowych paluchów odbija się słaby promień słońca. Nie obiecuję nic w kwestii pogody, ale sama rozmowa o tych wszystkich ewentualnościach podnosi mnie na duchu.

– Świetna robota, stary – mówię prosto z serca. – Naprawdę.

Ale to i tak za mało, by wyrazić moją wdzięczność. Po pierwsze przyleciał tu, gdy tylko powiedziałem mu prawdę o sobie i Karze. Po drugie ani na chwilę nie odszedł od komputera. Siedzimy tu praktycznie cały dzień. Choć słońce wreszcie zaczęło nieśmiało wyglądać zza chmur, za niespełna godzinę będziemy oglądać jego zachód.

– Pfff – rzuca lekceważąco i znów strzela łapką, co rozluźnia atmosferę. – Podziękuj mi pizzą i skrzydełkami, kochaniutki.

– Już się robi, kierowniku – odpowiadam, przeciągając samogłoski, i włączam apkę w telefonie.

Czekając na przyjazd kolacji, Jesse sięga po notes i jeszcze raz go kartkuje.

– Jak zawęzimy nasze opcje?

– Myślisz, że mam pomysł?

– Któryś z nas będzie musiał zdecydować. Sprawdzenie wszystkiego zajęłoby lata.

– W najlepszym wypadku mamy parę dni.

Ogarnia mnie rozdrażnienie i zniecierpliwienie. Co robić? Od czego zacząć? Jak oddzielić ziarno od plew, rzeczywistość od mitologii? Dokąd ten cholerny Hades porwał połowę mojego serca i duszy?

Twarz Jessego wykrzywia się, jakby słyszał moją wewnętrzną rozpacz. Wyjeżdża zza stołu i powoli sunie przez salon.

– Kiedy już myślałem, że wszystko można znaleźć w podręczniku albo dziennikach z podróży… – zaczyna, wpatrując się w ciemny ekran telewizora, i ciężko wzdycha – musiałeś rozpocząć poszukiwania mapy drogowej do piekła – mruczy pod nosem, wracając.

W chwili gdy mówi te słowa, podnoszę gwałtownie głowę. Ściska mnie w gardle, a serce chyba chce mi połamać żebra. I tak jak przedtem, Jesse natychmiast to wychwytuje.

– Co? – Podjeżdża do stołu. – Znów skończył im się lepszy sos do skrzydełek?

Kręcę głową.

– Nie – wyduszam z siebie. – Dziennik podróży po piekle…

– Wiesz, gdzie możemy go dostać? – pyta na wpół kpiarsko.

Wpatruję się w przestrzeń bez mrugnięcia okiem, bo nie żartuję.

– Może.

– No dobra – odpowiada powoli. – Jedziemy po niego na Bora-Bora? Na Hawaje? Bo jeśli tak, to się na to piszę.

– Ani tu, ani tu.

Smutnieje.

– To dokąd?

– Do Beverly Hills.

Rozdział 3

Kara

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Fate of Storms

Redaktorka prowadząca: Ewa Pustelnik

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Małgorzata Denys

Opracowanie graficzne okładki: Marta Lisowska

Projekt i zdjęcie na okładce: © Regina Wamba

Copyright © 2021, Waterhouse Press, LLC

Copyright © 2022 for the Polish edition by Niegrzeczne Książki

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Edyta Świerczyńska, 2022

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2022

ISBN 978-83-67247-45-0

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek