Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
23 osoby interesują się tą książką
„Jego słowa były moim końcem, ale również i początkiem”.
Polina Durov, jak na zasady panujące w jej rodzinie mafijnej, dosyć długo pozostawała panną. Wiedziała, że jest łakomym kąskiem dla potencjalnych kandydatów, dlatego robiła wszystko, żeby uniknąć zamążpójścia. Zdecydowanie pomagały w tym plotki krążące na jej temat: że została porzucona przed ołtarzem, że jest siostrą szaleńca, że miało ją wielu mężczyzn.
Być może kobiecie nadal udałoby się unikać ślubnego kobierca, gdyby nie powrót byłego narzeczonego. Faceta, który boleśnie ją zranił i nauczył, czym jest nienawiść.
Młody capo Franco Callaro został wdowcem, ale to nie znaczy, że zwolniono go z obowiązku posiadania żony. Poza tym potrzebuje dziedzica, który w przyszłości stanie na czele Cosa Nostry.
Franco traktuje ślub z Poliną jako układ bez emocji. Planuje podporządkować sobie żonę, żeby szybko zrozumiała, jaka jest jej rola i czego się od niej oczekuje. Jednak mężczyzna nie wie, że między nim a Poliną uczucia od dawna są obecne. Oboje czują do siebie coś bardzo silnego – czystą nienawiść.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 531
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2022
Amelia Sowińska
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Katarzyna Moch
Korekta:
Magdalena Mieczkowska
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8178-843-4
Polina
W naszym świecie wiek dwudziestu pięciu lat można spokojnie uznać za staropanieństwo. Dziewczyny z moskiewskiej bratwy dosyć wcześnie wychodzą za mąż, czasami ledwo przekraczając próg pełnoletniości. Zamiast zasmakować życia, od razu uczą się swojej roli. Przykładnej żony, matki, czasem i kochanki, co może dawać złudne poczucie ucieczki od tego bezkompromisowego koszmaru.
Można powiedzieć, że uchowałam się pod kloszem, broniąc się rękami i nogami przed zamążpójściem. Ku wielkiemu niezadowoleniu matki odnajdywałam nowe wymówki, które świetnie nadawały się, by odwlec w czasie ten przykry obowiązek.
Z czasem jednak ukończyłam studia, mój najtwardszy argument, i zaczęłam tracić nadzieję, że uda mi się wymyślić coś równie mocnego. Coś, co pozwoliłoby mi kupić jeszcze trochę czasu w nadziei, że nikt mnie nie zechce. Ale czy był sens w dalszym okłamywaniu siebie? Byłam Poliną Durov, łakomym kąskiem dla każdego mężczyzny w bratwie, który chciałby się wybić na moim nazwisku. Jakbym tylko tyle miała do zaoferowania, a nic więcej nie miało znaczenia.
Niestety, tak jak się spodziewałam, od małżeństwa nie było ucieczki. Tym bardziej, jeśli żyło się moim cholernym życiem, a brat był bossem całej moskiewskiej braci. Każdy liczył na jego przychylność i potencjalny awans płynący z poślubienia mojej osoby.
Wielka, szanowana rosyjska rodzina. Honorowa i doskonale wywiązująca się ze swoich obowiązków, do których między innymi należało przynoszące korzyści małżeństwo, najlepiej zawarte z innym bogatym rodem. Oczywiście kwestia wyboru nie miała najmniejszego znaczenia. Nic dziwnego więc, że gdy tylko Włosi ponownie chcieli podjąć z nami współpracę, rodzice podarowali mnie ich capo jak kaczkę na złotej tacy.
Niechciany, zwrócony prezent, który został przewinięty w inny, bardziej atrakcyjny papier.
Przełknęłam smak goryczy i uniosłam wzrok, by jeszcze raz poprawić niesforny materiał koronki. Suknia wybrana na dzisiejszą uroczystość różniła się znacząco od poprzedniej.
Gdy za pierwszym razem, prawie dwa lata temu, szykowałam się do ślubu z Callaro, marzyłam o wywołującej podziw i zachwyt sukience w stylu księżniczki. Rozłożystej na wszystkie strony, obfitującej w tiul, białej jak śnieg i stanowiącej symbol niewinności, którym w tamtym momencie byłam. Jakbym faktycznie miała stać się królewną wydaną za swojego upragnionego księcia.
Prawie zwymiotowałam na to wspomnienie i z zaciętym wyrazem twarzy obejrzałam się w lustrze. Zdecydowanie wybór obcisłej sukienki o kolorze kości słoniowej, uszytej z koronki i podkreślającej zaokrągloną figurę, był strzałem w dziesiątkę. Wyglądałam seksownie i władczo, a nie jak uległa panienka, która została przywieziona z dalekiej i dzikiej Rosji.
Nie byłam tą samą naiwną dziewczynką liczącą na włoskie, szczęśliwe życie. Być może zawsze zdawałam sobie sprawę ze śmieszności takiej perspektywy, ale cóż, kiedyś miałam chociaż nadzieję.
Dziś skupiałam się wyłącznie na powierzonym mi zadaniu. A do jego realizacji musiałam schować na chwilę dumę do kieszeni i udawać, jakim wspaniałym wydarzeniem jest ślub z capofamiglii.
– Polino! Pospiesz się – jęknęła matka, widząc moje nieprzygotowanie.
Rzeczywiście, mimo ubioru dalej byłam w proszku. Nie żebym się tym zbytnio przejmowała. Mogli przecież na mnie poczekać.
– Jeszcze makijaż i fryzura. Nie możesz wyjść nieuczesana, a niestety nasza fryzjerka nie mogła przylecieć do Nowego Jorku. Sama muszę się tym zająć. Jakbym miała mało spraw na głowie… Synowa mi rodzi, a ja utknęłam na innym kontynencie.
Jej sfrustrowany głos działał na mnie niczym płachta na byka. Jakbym była winna temu, że ślub nie odbywa się w Moskwie. Mogła za to podziękować wyłącznie Callaro, który z obojętnością zignorował rosyjskie tradycje i zarządził, że to ja i moja rodzina mamy przyjechać do niego.
Dary z dowozem, jakby był pieprzonym królem świata.
Prychnęłam zirytowana i podkreśliłam zielone oczy ciemnym cieniem. Mocno wytuszowałam rzęsy, przez co nadały moim tęczówkom dzikiego, drapieżnego charakteru. Moje czarne, proste włosy spłynęły kaskadą na gołe plecy.
Chciałam je tak zostawić, bez zbędnych i finezyjnych upięć. Widziałam, jak włoskie panienki modnie upinają swoje loki na dzisiejsze przyjęcie. Ja natomiast miałam ochotę na wyróżnienie się i zignorowanie obyczajów famiglii.
– Chcę mieć rozpuszczone włosy – powiedziałam stanowczym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
– Polino, na Boga, to nie jest eleganckie…
Przerwałam jej, nim zdążyła dokończyć.
– To moje ostatnie słowo, a jeśli coś ci nie pasuje, proszę bardzo, zamieńmy się miejscami – syknęłam, nie mogąc pohamować narastającej złości.
I nie chodziło o to, że jestem pyskatą smarkulą, ale naprawdę nienawidziłam, gdy mną sterowano.
Oczywiście, znałam swoją sytuację i byłam przygotowywana do małżeństwa od najmłodszych lat. Nie wyobrażałam sobie jednak nigdy, że będzie to związek z kimś całkowicie obcym, a na dodatek tak daleko od domu, tysiące kilometrów od Moskwy. I chociaż kiedyś lubiłam Nowy Jork, zastanawiałam się, jak miałabym się tu odnaleźć. Całkowicie sama, w obcej rodzinie.
Olga pokręciła głową z rozczarowaniem wymalowanym na twarzy. Wiedziałam, że od zawsze odbiegam od ideałów o idealnej córce, potulnej, grzecznej i gotowej do manipulacji na skinienie palcem.
Nie chciałam już być bezsilna. Nigdy więcej.
– Twój brat nie sprawiał takich problemów. Nie wiem, co w ciebie wstąpiło, ale lepiej uspokój się do wesela. Wątpię, by capo chciał znosić twoje humorki.
Zacisnęłam karminowe usta w wąską kreskę i rzuciłam matce ostre spojrzenie.
Za każdym razem, gdy tylko miałam czelność się z czymś nie zgodzić, byłam porównywana do brata.
– Jak słusznie zauważyłaś, mamo, nie jestem swoim bratem. I mogłabyś być nieco bardziej krytyczna. Nie uważasz, że ostatnimi czasy okropnie namieszał? Gdyby nie on, unia nie zostałaby zerwana, a ja zhańbiona – mruknęłam, czując coraz większą złość wobec rodziny.
Jak mogli być tak ślepi? A szczególnie matka, wpatrzona w swojego ukochanego chłopca.
– A może to twój niewyparzony język był powodem przerwania pokoju?
Nie wierząc w to, co usłyszałam, spojrzałam zaskoczona na matkę.
Przełknęłam łzy rozczarowania i postanowiłam nie odzywać się do końca przygotowań.
Czy powinnam być zaskoczona? Absolutnie nie. Zawsze to Polina była wszystkiemu winna. Nastraszyłam Sophię, przyjaźniłam się z nieodpowiednią osobą, która, jak się okazało, była porządnie popieprzona, a na koniec zostałam porzucona przez najbardziej wpływowego człowieka na wschodnim wybrzeżu. Dlaczego? Bo oczywiście sama na to zapracowałam.
Westchnęłam głośno, wspominając Franca sprzed dwóch lat, gdy pierwszy raz oficjalnie się spotkaliśmy.
Jego chłodny wzrok przeszywał mnie na wskroś, jakby analizował każdy fragment mojego ciała, czy na pewno jestem odpowiednim towarem godnym przetargu.
Poniżające, ale jednocześnie coś w tej jego obojętności, którą przywdziewał na twarz jak maskę, sprawiało, że nogi drżały mi z podniecenia. Pragnęłam wywołać u niego jakiekolwiek emocje, stawiając sobie za cel odkrycie jego prawdziwej natury. A może nawet doprowadzenie go do ostateczności, ślepo wierząc, że w tych zimnych, brązowych oczach może czaić się ogień.
Był to mój błąd numer jeden. Powinnam uciekać najdalej, jak tylko się da, a nie ekscytować się na myśl o rozgrzaniu tego martwego serca.
A teraz? Teraz ponownie dałam się wmanewrować w małżeństwo z wielkim capo, jakby miało być plastrem na mój zraniony honor.
– Gotowa? – spytała Olga, patrząc na mnie uspokojonym i łagodnym wzrokiem.
Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie. Elegancka, majestatyczna, piękna. Biała niczym płatek śniegu, z oczami o oliwkowym odcieniu i ustami pomalowanymi na wściekłą czerwień. Wyniosła, dumna, zawzięta, patrząca na innych z góry.
Podniosłam dumnie głowę, poprawiając złotą klamrę wplątaną w hebanowe włosy.
Nic dziwnego, że większość kobiet stroniła od mojego towarzystwa, bojąc się złośliwych komentarzy.
Ale czy Polina Durov naprawdę jest takim potworem? Królową lodu bez serca i emocji?
Wykluczone. Jednak to była jedyna wersja, którą mogłam zaprezentować światu.
Prawdziwa ja złamałaby się pod ciężarem litości w oczach innych, gdyby tylko poznali prawdę.
***
Nigdy nie marzyłam o ślubie w kościele i nie byłam specjalnie rozczarowana, że uroczystość miała odbyć się w ogrodzie mojego przyszłego męża.
Był wdowcem, więc nie mogłam się dziwić na wybór cywilnego przyjęcia. Zgodnie z włoską tradycją ślub kościelny można wziąć tylko raz w życiu i pewnie sam Franco z chęcią zostałby przy tym rozwiązaniu, gdyby nie naciski starszyzny. Dobrze wiedziałam, że najchętniej odwołałby ponowne zaręczyny, ale niestety nie miał wyboru, jak każdy w tym świecie. Capo bez żony i dziedzica stawał się bezużyteczny, więc moim głównym zadaniem było urodzić chłopca. Przyszłego szefa Cosa Nostry.
Myśl o urodzeniu dziecka ścisnęła mój żołądek z nerwów. Najpierw chciałam bliżej poznać córkę Callaro, siedmioletnią Valerię, którą pamiętałam jak przez mgłę.
Zdenerwowana do granic możliwości udałam się w kierunku miejsca ceremonii. Pragnęłam jednak chociaż na chwilę odetchnąć pełną piersią, zanim stanę oko w oko z nieubłaganym przeznaczeniem.
Dzięki plątaninie ogromnej ilości korytarzy w domu Callaro łatwo można było się zgubić. Postanowiłam skorzystać z okazji i zboczyć z trasy, by jeszcze raz powtórzyć w myślach swoją rolę.
Niespodziewanie zatrzymały mnie odgłosy żwawej rozmowy, a w paplaninie słów szybko wychwyciłam swoje imię.
Zaciekawiona ostrożnie przyłożyłam ucho do drzwi.
– Nie bądź śmieszny, Michele. Wiesz, że traktuję to małżeństwo tylko jak biznes, a odkąd Durov zapanował nad bratwą, układ i wzmocnienie unii wydaje się sensownym rozwiązaniem. Boston tylko czeka na moją porażkę, szukając sojuszników poza granicami. Ponadto zdążyłem poznać Polinę i dowiedzieć się mniej więcej, co może mi zaoferować, a czego nie – wyjaśnił zirytowanym głosem Franco.
Zacisnęłam szczękę, dalej przysłuchując się tej intrygującej rozmowie. W myślach raz po raz wbijałam ostry nóż w serce tego zimnego drania.
Głośny śmiech drugiego rozmówcy rozniósł się po całym korytarzu.
– Jesteś pewien, że unia to jedyny powód, dla którego żenisz się z tą apetyczną Rosjanką? Jak na moje oko przypadła ci do gustu i ewidentnie chcesz ją dla siebie.
Nie rozpoznawałam, do kogo należał głos, ale z pewnością był to ktoś z bliskiego grona Callaro. Może jego doradca. Tak zwany consigliere1.
Zawstydzona nie potrafiłam odejść i przestać podsłuchiwać. Jak zahipnotyzowana czekałam, aż ten zimny niczym lód mężczyzna przyzna się w końcu, że mnie pragnie.
– Ponosi cię wyobraźnia. Pokażę jej jednak, że miejsce kobiety jest pod capo, i ukrócę te wszystkie bezczelne odzywki. Będzie posłuszną żoną słuchającą swojego męża. Wizytówką na salonach przyszykowaną przez bratwę do swojej roli, a pewnego dnia, by zamknąć usta famiglii, urodzi mi dziedzica. To wszystko, czego od niej oczekuję. Ni mniej, ni więcej. Żadnych uczuć, prosty, czysty układ.
Kipiący irytacją głos Franca zmroził mi krew w żyłach.
Jakim cholernym prawem traktował mnie jak zwykłą klacz rozpłodową?
Syknęłam rozjuszona i ledwo pohamowałam się przed wtargnięciem do gabinetu, by udowodnić mu, że nigdy nie będę posłuszną żoną bez własnego zdania. Nigdy nie ulegnę, jeśli na to właśnie liczył.
– Czyli to strategiczne małżeństwo. Biznes – skwitował towarzysz Franca.
– Oczywiście. Czysta logika i korzyści. Nic więcej. Ta dziewczyna to chodzące utrapienie. A patrząc na jej rodzinę, a szczególnie braci, podejrzewam, że i Polina może okazać się nieokiełznana i nieobliczalna. W rodzinie nic nie ginie, jestem tego cholernie pewien.
Michele ponownie zaniósł się gromkim śmiechem.
– Ale chyba twoja sorella2 jest z nim z własnego wyboru. Może jednak ta popieprzona rodzinka umie owinąć sobie ludzi wokół palca.
Warknięcie Callaro rozniosło się dudniącym dźwiękiem.
Uśmiechnęłam się na myśl, że był wściekły i nie mógł opanować złości. Doskonale wiedziałam, co czuje. Znałam to słodko-gorzkie uczucie, kiedy ciało ogarniała dzika potrzeba zniszczenia wszystkiego wokół siebie.
Często czułam to samo, wyobrażając sobie małżeństwo z tym okrutnym człowiekiem. I chociaż kiedyś szczerze wierzyłam w perspektywę szczęśliwego życia z nim, już dawno straciłam nadzieję. A dokładnie wtedy, gdy wielki pan capo włoskiej famiglii postanowił porzucić mnie dwa tygodnie przed ślubem. Tym jednak razem to ja sprawię, że straci wszystko, na co przez lata pracował. Zostanie nikłym wspomnieniem na kartach historii Cosa Nostry.
Niechciany, odrzucony i całkowicie, niezaprzeczalnie skompromitowany.
Nim zdążyłam się otrząsnąć i ruszyć na ceremonię, niespodziewanie dostałam drzwiami prosto w bok. Upadłam na podłogę, jęcząc żałośnie z bólu.
Cudownie, czy mógł być lepszy moment na to żenujące spotkanie? Nie marzyłam o niczym innym, niż zapaść się pod ziemię. Cholerny Franco i jego cholerny, ogromny dom.
– Nic ci nie jest? – zapytał z rozbawieniem w głosie Michele. – Chyba mocno cię uderzyłem. Możesz wstać? W takiej obcisłej kiecce masz małe pole do manewru.
Prychnęłam zirytowana i podniosłam wzrok na swojego oprawcę. Młody, przystojny mężczyzna wpatrywał się we mnie ciepło niebieskimi oczami niczym zaczarowany. Otworzyłam szeroko usta, chcąc zmieszać go z błotem, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Do głowy natomiast przyszedł mi całkiem zabawny pomysł.
Ciekawe, czy trochę flirtu z nieznajomym rozjuszy jeszcze bardziej zdenerwowanego Callaro.
Zalotnie zamrugałam rzęsami, a usta ułożyłam w uroczy, pełen magii uśmieszek.
– Pozwól, piękna, że pomogę. – Michele wyciągnął w moim kierunku dłoń, jednak szybko została odepchnięta przez capo.
Franco rozwścieczonym wzrokiem patrzył na mój słodki wyraz twarzy skierowany do przystojnego consigliere.
Czyżby był zazdrosny? Niemożliwe. Prawie parsknęłam śmiechem na jego reakcję i zaborczy uścisk na mojej dłoni.
Pociągnął mnie do góry, taksując wygłodniałym wzrokiem po całej długości sylwetki.
Och tak, doskonale znałam ten wzrok. Pragnienie, ochota na spróbowanie tego, co kryje się pod obcisłą sukienką. I mimo że Franco Callaro nie przepadał za moją osobą, z pewnością nie dało się ukryć, że mnie pożądał.
Prawdopodobnie chciał mnie naznaczyć jako swoją własność tak samo mocno, jak mnie nienawidził. A ja doskonale wiedziałam, z czym to się wiązało. Dostałam już kiedyś mały przedsmak kuszących warg tego mężczyzny, ale tym razem nie zamierzałam dać się zdominować.
Zabawne, we włoskiej mafii panuje wojna domowa? Ja zagwarantuję mu jego własną.
Oblizałam leniwie usta i zmrużyłam oczy. Z satysfakcją obserwowałam kropelki potu gromadzące się na czole Franca oraz jego zaciśniętą szczękę. Byłam przekonana, że gdybym przypadkiem otarła się o jego krocze, poczułabym imponującą erekcję.
Lekko kołysząc biodrami, zbliżyłam się do ucha mojego przyszłego męża i wyszeptałam drżącym z podniecenia głosem:
– Jestem całkiem pewna, że to ty będziesz pode mną, capo.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Dwa lata wcześniej
Polina
Po raz szósty dzisiejszego dnia przejechałam usta szminką, chcąc uzyskać idealny efekt. Wargi miałam spuchnięte i podrażnione od ciągłego ścierania i ponownego malowania ich na bordowo. Nie byłam pewna, czy istniało cokolwiek, co mogłoby mnie wyrwać z tego nerwowego transu.
Zawsze, gdy w moim ciele pojawiała się lawina stresu, zachowywałam się w ten sam mechaniczny sposób. Zagryzanie wargi, drapanie się do czerwoności po kostce, pstrykanie gumką umieszczoną na nadgarstku czy perfekcyjne wykańczanie makijażu. Tylko w ten sposób radziłam sobie z niekomfortowym napięciem, chcąc zredukować je do minimum i odzyskać zdolność logicznego myślenia. I chociaż czasem cholernie to bolało, nie potrafiłam przestać. Byłam jak uzależniona.
Niestety, dzisiaj moje zdenerwowanie sięgało zenitu. Od tygodnia rodzice szykowali mnie na oficjalną kolację z Frankiem Callaro i chociaż widziałam go już parę razy, nigdy nie miałam okazji z nim porozmawiać. Dziś jednak miało się to zmienić, a krew coraz szybciej krążyła mi w żyłach na wspomnienie tych czekoladowych oczu, kompletnie niepasujących do jego blond włosów.
Był to pierwszy mężczyzna, który szczerze mnie onieśmielał i wprawiał w zakłopotanie. Wysoki, silny, z obojętnym i wręcz zarozumiałym wyrazem twarzy. Elegancki, zawsze w najlepszym, najdroższym i cholernie dobrze dopasowanym garniturze. A jego przydługie kosmyki w odcieniu ciemnego blondu sprawiały, że wyglądał jak seksowny surfer, który przebrał się za adwokata samego diabła.
Przełknęłam ślinę i spróbowałam przestać o nim fantazjować. Musiałam czym prędzej wrócić na ziemię i skupić się na obowiązkach. Od dziecka oczekiwano ode mnie pewnych zachowań, a matka podkreślała, że to dzięki mojej nonszalancji i braku emocjonalnej strony Franco zwrócił na mnie uwagę.
Przypominałam mu pewnie jego lustrzane odbicie, pełne dystansu i rezerwy, z nienagannie założoną na twarz maską ignorancji. Och, nawet nie miał pojęcia, jak bardzo się mylił. Trochę przerażała mnie myśl, że gdy pozna mnie lepiej, rozczaruje się moim niezbyt łagodnym temperamentem.
Owszem, byłam świetną aktorką, ale nie umiałabym trzymać się tej wyuczonej roli przez całe nasze małżeństwo. Często czułam gniew, a jedynym ratunkiem, by utrzymać język za zębami, było odwracanie uwagi poprzez moje osobiste, nieco dziwaczne rytuały. I chociaż ból stawał się prawdziwy, to nadal było to lepsze uczucie niż duszenie się brakiem możliwości powiedzenia głośno tego, co się myśli.
A my, kobiety z moskiewskiej bratwy, nie miałyśmy prawa głosu. Zostałam wychowana z tą myślą i, cholera, miałam dwadzieścia trzy lata, by się z tym oswoić. By zaakceptować swój los i fakt, że pewnego dnia jakiś przeklęty drań będzie rządził mną jak marionetką.
O wiele łatwiej by było, gdybym urodziła się mężczyzną w tym chorym, zdominowanym przez samców świecie.
Mrugnęłam parę razy, by uspokoić rozszalałe serce. Jeśli nie spodobam się Callaro, ojciec dostanie szału. Być może za karę wyda mnie jakiemuś staremu, obrzydliwemu koledze, czym czasami mi groził, gdy robiłam się nieposłuszna. A wśród jego ulubionych przyjaciół nie brakowało prawdziwych psychopatów. Mężczyzn, którzy podniecali się upokarzaniem kobiet, sadystów i pedofilów, najgorszych z najgorszych.
Czułam narastające mdłości, kiedy z coraz czarniejszych myśli wyrwał mnie głos matki.
– Gotowa? – Spojrzała na mnie, stojąc w drzwiach pokoju.
Ostatni raz rzuciłam okiem na dopasowaną bordową sukienkę i poprawiłam czarne fale włosów, nadając im więcej objętości.
– Gotowa – odparłam, modląc się, żeby faktycznie tak było.
Nie liczyłam na żadne słowa wsparcia i pociechy, ale grobowa cisza podczas podróży do posiadłości capo nie była pomocna.
Nerwowo zagryzłam wargę, gdy przed oczami ujrzałam ogromny dom, dużo większy od naszego. A więc to tu miałam spędzić resztę swojego życia.
Przynajmniej moje nowe więzienie wyglądało na ładne i bogato wyposażone.
Zanim zdążyłam wysiąść z samochodu, ojciec złapał mnie za rękę i z groźną miną oświadczył ozięble:
– Albo Franco, albo wydam cię za Rodiona. Ostatnio narzekał na samotność i z pewnością przyda mu się ktoś do ogrzania łóżka.
Jego słowa zawisły w powietrzu, sprawiając, że serce prawie przestało mi bić z przerażenia. Zszokowana szukałam w jego słowach krzty żartu, ale, cholera, mówił całkowicie poważnie. Jakim prawem? Jak? Przecież pan Kostoya znał mnie od małego, a ja i jego córka byłyśmy kiedyś najlepszymi przyjaciółkami.
Nie byłam w stanie wyrzucić z głowy groźby ojca. Matka milczała, udając zapewne, że nie słyszała, co powiedział Michaił. Ale ja znałam prawdę. Byłam niemal pewna, że ze strachu przed mężem nie sprzeciwiłaby się jego woli.
Stojąc przed drzwiami rezydencji, drżałam i próbowałam zapanować nad oddechem. Jeśli naprawdę mnie nie zechce, skończę w najgorszy możliwy sposób. U boku starszego o prawie trzydzieści lat mężczyzny, który mógłby być moim ojcem.
Nie. Nie mogłabym tak żyć i szybko znalazłabym ostateczne, ale szybkie wyjście z sytuacji.
Nim zdążyłam opanować wykrzywioną przerażeniem twarz, Franco Callaro zaprosił nas do środka i bacznie obserwował mnie bystrym wzrokiem. Pewnie pomyślał, że to na jego widok trzęsłam się z niepokoju, ale jak na ironię losu, był moim wybawieniem. Nie katem, a jedyną szansą na normalne życie.
Niepewnie podałam mu dłoń, do której przycisnął pełne wargi.
– Polino Durov, to czysta przyjemność móc spędzić z tobą więcej czasu. Zapraszam.
Ruszyłam ustami, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jakby nagle język utknął mi w gardle, a przecież zawsze miałam w pogotowiu nienaganne odpowiedzi. Dziękuję. Cała przyjemność po mojej stronie. Wzajemnie. To dla mnie zaszczyt.
Tym razem jednak zostałam całkowicie zwalona z nóg i onieśmielona. To będzie interesująca kolacja, a jedyna odpowiedź, która przychodziła mi do głowy, była daleka od stosowności.
Rozglądając się po wspaniałej posiadłości, zapomniałam, jak zachwycający jest włoski gust i sztuka. Na ścianach rozpoznałam idealne repliki słynnych dzieł, które odcisnęły piętno w historii malarstwa.
Znałam się na obrazach, ale rzadko chwaliłam się swoją wiedzą. Dziewczyna z bratwynie powinna zbytnio się panoszyć i zawstydzać mężczyzn. Mogłabym równie dobrze być niemową. Ważne tylko było, bym sprawnie rozkładała nogi i wiarygodnie udawała orgazmy.
– Polino?
Usłyszałam ponaglający głos matki wyrywający mnie z transu. Niemal z czułością wpatrywałam się w Guernicę, a dokładniej w jej idealną kopię.
– Picasso. Najbardziej klasyczny surrealizm, jaki można sobie wyobrazić. Podoba ci się?
Zawstydzona oderwałam wzrok od obrazu i z zaskoczeniem spojrzałam na dumnego z siebie Callaro. Uniósł ciemną brew, czekając na odpowiedź. Z takiej odległości mogłam dostrzec ślady kilkudniowego ciemnego zarostu, a męski zapach zawładnął moim nosem. Nieświadomie przymykając oczy, zaciągnęłam się tą słodką mieszanką. Mężczyźni w Rosji pachnieli głównie mocnym alkoholem i dymem papierosowym. Nie perfumami z najwyższej półki.
Otworzyłam szeroko oczy i zawstydzona dostrzegłam rozbawienie w ciemnych oczach Franca. Cholera, moja fascynacja musiała być dla niego widoczna. Powinnam bardziej panować nad zachowaniem w jego towarzystwie.
Jakimś cudem ten mężczyzna sprawił, że na chwilę zrzuciłam maskę lodowej księżniczki.
– Jest cudowny. Świetna replika – powiedziałam nieco zachrypniętym głosem, unosząc wyżej podbródek.
Franco odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się radośnie.
– Kto powiedział, że to replika?
Jego prowokujący ton sprawił, że zadrżałam z podniecenia. W ciągu dziesięciu minut od naszego spotkania zdążyłam przemoczyć bieliznę i zapomnieć, że słynęłam z ciętych gierek słownych.
– Nie masz chyba na myśli tego, o czym myślę?
Wzruszył nonszalancko ramionami i zwęził oczy, mierząc mnie kolejny raz wzrokiem po całej sylwetce. Gdzieś w głębi siebie liczyłam na to, że podoba mu się to, co widzi.
– Lubię kolekcjonować ładne rzeczy – powiedział niskim tonem, a ja zadrżałam przez tę niemą obietnicę. – Można powiedzieć, że to moje hobby.
Kiwnęłam głową z przejęciem i ponownie spojrzałam na dzieło Pabla. Famiglia naprawdę nie miała żadnych zahamowań w zdobyciu tego, czego pragnęła.
– Zapraszam na kolację.
Grzecznie podążyłam do wielkiej, oświetlonej jadalni, próbując skupić się na odegraniu roli panienki z przykładnego domu. Rosjanki ponoć słynęły ze swojego posłuszeństwa i dbania o samopoczucie męża na każdym kroku. Milczące i wierne laleczki, zawsze gotowe do dawania rozkoszy.
Wielka szkoda, że zapomniałam przyswoić tę wiedzę.
***
Posiłek minął na prozaicznej rozmowie, głównie skupionej wokół tematu interesów i wzmocnienia unii. Małżeństwo mojego brata z Sophią było początkiem, symbolem zacieśniającej się współpracy.
Zastanawiałam się momentami, czy Siergiej zdążył już psychicznie zniszczyć tę biedną dziewczynę. Gdybym tylko mogła, uratowałabym ją z tego koszmaru. Wyzwoliła i pomogła uciec, by nie skończyła tak jak moja martwa przyjaciółka.
Nie byłam w stanie przełknąć dużej ilości jedzenia. Grzebałam w talerzu widelcem, uśmiechając się grzecznie do wszystkich gości. Rodzice Franca byli chłodnymi osobami traktującymi nas z rezerwą. W zasadzie byłam całkiem pewna, że uważali nas za dzikusów z odległej Rosji.
Cóż, nie mogłam się z nimi nie zgodzić. Faktycznie różnice kulturowe rzucały się w oczy i chcąc tego czy nie, będę musiała się przystosować.
– Polino, powiedz nam, jaką skończyłaś szkołę. Którąś z Ivy League3? – rzuciła na pozór swobodnym tonem matka narzeczonego. – Poprzednia żona mojego syna, Carmella, była znaną w famiglii prawniczką po Harvardzie.
Przełknęłam to upokorzenie, a na usta przykleiłam fałszywy, szeroki uśmiech. W sam raz idealny na miłą pogawędkę z przyszłą teściową, która na każdym kroku porównywała mnie do zmarłej żony Callaro.
– Nie, proszę pani. Ukończyłam Uniwersytet w Moskwie.
Grzecznie, nienagannie, jak zawsze, by nikogo nie zawieść.
Beatrice wydęła usta zniesmaczona, jakby właśnie połknęła gówno. Uśmiechnęłam się na tę myśl, coraz bardziej czując jej niezadowolenie moją osobą.
– Niezbyt imponujące. Nasz syn skończył Harvard, a następnie studia podyplomowe na MIT. Nie wyobrażam sobie, by jego kolejna żona była niewykształcona. Ktoś musi dawać Valerii dobry przykład i wzór.
Atmosfera przy stole była tak gęsta, że można było kroić ją nożem.
Przełknęłam smak zniewagi i z całych sił uszczypnęłam się pod stołem w nadgarstek, by opanować narastającą złość. Gdybym tylko mogła, rzuciłabym w tę kobietę nożami, z przyjemnością oglądając, jak wykrwawia się na śmierć.
Niestety nie miałam takiej możliwości, a do moich obowiązków należało bezmyślne uśmiechanie się i udawanie grzecznej, naiwnej dziewczynki.
– Ależ Uniwersytet w Moskwie to, jak nazwa wskazuje, uniwersytet. Zapewnia wyższe wykształcenie, droga pani.
Brzmiałam jak najdelikatniejszy balsam na oparzenia. Oczywiście pod nutą słodkiego głosu ukrywała się doskonale słyszalna obelga.
Twarz przyszłej teściowej zrobiła się czerwona, kobieta sapnęła ze złości. Na pewno wściekła się przez to, że miałam czelność odpowiedzieć jej w ten sposób.
Rzuciłam okiem po zebranych i gdy dostrzegłam wyraz twarzy ojca, od razu zamarłam. Moja chwilowa odwaga mogła mnie cholernie dużo kosztować. Małżeństwo ze starym, obrzydliwym dziadkiem.
– Matko, gdybym potrzebował twoich rad, poszukałbym żony na uniwersytecie w Oksfordzie. Inteligencja nie jest priorytetem, którym powinniśmy się kierować.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a dłonie zaciskają się w pięści. Byłam blisko wybuchu podobnego do eksplozji pieprzonej Etny.
Kurwa jego mać.
Zacisnęłam wargi, wpatrując się w obraz wiszący na ścianie. Dziękowałam w myślach za zdolność opanowania emocji, która od dziecka była mi wpajana.
Pieprzona famiglia miała się za bogów greckich i bez skrępowania pokazywała swoją wyższość.
Po krótkiej, niekomfortowej ciszy atmosfera zaczęła się rozluźniać, a rozmowy dalej toczyły się wokół interesów.
Kątem oka dostrzegłam zadowoloną z siebie Beatrice, która gruchała niczym stara plotkara na uszko ze swoją jeszcze bardziej podłą córką, Sorayą. Zadziwiające, że Sophia, w porównaniu do tych potworów, miała dobre i czyste serce.
Naprawdę powinna być wdzięczna losowi za to, że wychowała się gdzie indziej, a nie w tej chorej rodzinie. Nie żeby moja była lepsza, jednak zawsze traktowaliśmy gości z należytym szacunkiem. Gość w domu, Bóg w domu.
Niestety, Włosi mieli najwidoczniej inne zwyczaje, dużo bardziej prostackie. Zabawne, że to nas mieli za zacofanych jaskiniowców.
Nikt więcej nie próbował ze mną rozmawiać i chociaż na chwilę mogłam oderwać się myślami od oceniających mnie państwa Callaro.
A co do Franca, czar spowodowany jego przystojnym wyglądem szybko został zastąpiony gorzkim rozczarowaniem. Był zimnym, wrednym sukinsynem ubranym w drogi garnitur. Niczym więcej poza tą diabelsko przystojną twarzą i oczami wypalającymi dziurę w mojej klatce piersiowej.
Gdy kolacja dobiegła końca, mężczyźni udali się na partyjkę bilarda i drinki. Oczywiście, tradycyjne oddzielenie samców od niepotrzebnych, głupich kobiet.
Nie chciałam jednak zostać w towarzystwie Beatrice i jej córeczki, więc szybko postanowiłam pozwiedzać dom pod pretekstem poszukiwania łazienki. Nawet matka, zajęta podlizywaniem się pani Callaro, nie zauważyła mojego zniknięcia.
Bez większego celu błąkałam się długimi korytarzami, krążąc od jednego do drugiego skrzydła. Bałam się otworzyć jakiekolwiek drzwi, ale po piętnastu minutach łażenia w szpilkach musiałam chwilę odpocząć.
Ostatecznie zatrzymałam się przed lekko uchylonymi drzwiami i niewiele myśląc, weszłam do środka.
Miałam więcej szczęścia, niż sądziłam. Znalazłam się bowiem w wielkiej, bogato wyposażonej bibliotece. Odetchnęłam z ulgą, ściągnęłam niewygodne buty i runęłam niczym szmaciana lalka na sofę.
Boże, chyba jednak byłam w ogromnym błędzie. Życie u boku Callaro zapowiadało się na pieprzoną katastrofę. Miałam chociaż nadzieję, że nie mieszkają z nim na stałe rodzice. Życie pod jednym dachem z przemiłą Beatrice byłoby piekłem na ziemi.
W samotności pozwoliłam sobie na dopuszczenie prawdziwych uczuć. Czułam coraz większą wściekłość na ten cholerny teatrzyk. Nie mogąc się uspokoić, postanowiłam wyrzucić z siebie wszystkie żale, by chociaż w ten sposób sobie ulżyć. Zazwyczaj działało to kojąco, napawając mnie nadzieją, że nadal mam prawo głosu i do własnego zdania, nawet jeśli miało to być przeznaczone tylko dla moich uszu.
– Cholerny Franco i jego nadęta rodzina. Zachowują się jak rodzina królewska, a tak naprawdę to czyste chamstwo. Cudowna teściowa. Założę się, że do łóżka też będzie nam zaglądać, by sprawdzić, czy na pewno poprawnie rozkładam nogi przed jej synem. – Uśmiechałam się, widząc dosyć obrazowo tę scenę przed oczami. – Jestem pewna, że ten wymuskany capo o wszystko pyta mamy. Mamo, dobry krawat? Mamo, a jak leży ten garnitur?Czy seks przedmałżeński to grzech? – Wypuściłam głęboki wydech, w końcu rozluźniając napięte mięśnie. – Ciekawe, czy z jego powściągliwą naturą skusiłby się na odważniejsze zabawy, ale patrząc na jego zachowawczość, mam szczere wątpliwości. Zimna, pieprzona bryła lodu. Skończę z cholernym trupem w łóżku.
Nie wiedziałam, co mnie opętało, ale nie potrafiłam opanować chichotu, który wymsknął mi się z ust. Wypowiadając głośno te złośliwe przemyślenia, czułam się, jakbym chociaż trochę mogła im się odgryźć za zniewagę podczas kolacji.
Zamknęłam oczy, rozkoszując się błogą ciszą. Czy mogłoby tak zostać?
– Więc martwisz się o satysfakcję seksualną podczas naszego przyszłego pożycia małżeńskiego? O to, czy będę w stanie cię zaspokoić?
Niski tembr głosu zabrzmiał drwiąco w moich uszach.
Boże, Boże. Niemożliwe. Cholera.
Przełknęłam głośno ślinę i mocno zacisnęłam powieki, licząc na to, że mam omamy słuchowe.
– Odpowiedz, Polino – powtórzył stanowczo, żądając odpowiedzi.
Niepewnie otworzyłam oczy, modląc się w myślach o litość. Zdawałam sobie sprawę z tego, że przegięłam.
Franco Callaro, rozjuszony niczym hiszpański byk, zawisł nade mną, opierając dłonie po obu stronach mojej głowy. Cholera, był zdecydowanie za blisko.
– Słucham? – spytałam zachrypniętym głosem.
Być może nie słyszał całości mojego przemówienia, ale błysk wściekłości w jego oczach dawał mi jasno do zrozumienia, że mam przechlapane.
– Dobrze słyszałaś, tesoro4 – wycedził przez zęby, oddychając coraz głośniej. – Myślisz, że nie będę w stanie spełnić twoich seksualnych oczekiwań. Doprowadzić cię do orgazmu.
Ruszałam ustami, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Znalazłam się w cholernie niekomfortowej sytuacji i nie mogłam nic poradzić na to, że byłam nakręcona do granic możliwości.
Zamiast kulić się ze strachu, drżałam z podniecenia. Zacisnęłam uda, czując, jak zalewa mnie kolejna fala wilgoci.
– Milczysz? Przed chwilą byłaś bardziej rozmowna, ale dobrze. Pozwól, że sam sobie na to odpowiem. Chyba rozumiesz. Należę do ludzi, którzy nigdy nie wierzą nikomu na słowo. Potrzebuję dowodów.
I nim zdążyłam zareagować, jednym sprawnym ruchem podwinął moją sukienkę.
Och, Boże. Niedobrze. Blyat’5.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Dwa lata wcześniej
Polina
Czasami w życiu doświadczamy cholernie irracjonalnych rzeczy. Jakbyśmy to nie my brali w nich udział, tylko patrzyli z boku na swoje idealne kopie. Przyglądamy się im, przekrzywiamy głowę i zastanawiamy, co, do cholery, właśnie wyprawiamy. Mamy ochotę uderzyć się w głowę, ale bezskutecznie. Możemy tylko patrzeć i podziwiać, jak zręcznie doprowadzamy własne życie do nieuniknionej katastrofy.
Pokręciłam głową, wracając myślami na ziemię i obserwując mojego narzeczonego ściągającego ze mnie czarne, koronkowe majtki.
Oczywiście nie pisnęłam ani słowa protestu, jakbym nagle zapomniała angielskiego.
Czy to się dzieje naprawdę?
Dla pewności kilka razy mrugnęłam oczami, ale nadal po ich otwarciu widziałam górującą nade mną sylwetkę Callaro.
Napięty do granic możliwości, w eleganckiej, czarnej koszuli, i toczący walkę z własnym sumieniem. Dostrzegłam, że w trakcie moich rozmyślań musiał pozbyć się marynarki, przez co wyglądał jeszcze bardziej apetycznie i władczo. Tylko ten jeden piaskowy kosmyk włosów wpadający do oczu dodawał mu chłopięcego uroku i emocji do pozbawionej jakichkolwiek uczuć twarzy.
Mogłabym go namalować, by na pamiątkę zostawić sobie ten obraz.
Przełknęłam głośno ślinę i zdałam sobie sprawę, że jestem w całkowitym potrzasku, zamknięta między jego silnymi ramionami, czując na sobie palący, pełen pożądania wzrok.
– Chyba nie mówisz poważnie – szepnęłam, oddychając coraz płycej.
Franco podniósł jedną brew i z kpiącym uśmieszkiem na ustach sunął palcem od mojej kostki po udo. Cholera, niedobrze.
Jeszcze moment, a zamknęłabym oczy z przyjemności płynącej z tej niewinnej pieszczoty.
– Nie jesteśmy małżeństwem. Nie możesz. Nie masz prawa…
Desperacja w moim głosie malała z każdą sekundą i powoli zaczynałam brzmieć, jakbym wcale się nie opierała, a wręcz tego pragnęła i ponaglała swojego kochanka.
Przygryzłam wargę i obserwowałam jego ciemne jak noc oczy.
Jak ktoś pozornie idealnie opanowany mógł iskrzyć tak cholernie intensywnym ogniem?
Chyba straciłam rozum i zdrowy rozsądek, bo mimowolnie rozchyliłam wargi i uda w zapraszającym geście. Czy byłam dziwką? Cholera wie, ale pierwszy raz w życiu miałam ochotę zrobić coś dla siebie.
Co za różnica, skoro i tak zostanie moim mężem?
I mimo wściekłości, którą czułam na wspomnienie jego złośliwej uwagi, pragnęłam tego mężczyzny jak nikogo innego.
Boże, dopomóż.
Franco wciągnął głośno powietrze i zmrużył oczy, wpatrując się w moje czerwone usta. Wciąż trzymał rękę na moim udzie, centymetry od palącego centrum, ale nie wykonał żadnego ruchu.
Czyżby się wahał? Żałował swojej niespodziewanej porywczości?
Policzek drgnął mu nerwowo, a szczęka jeszcze bardziej się zacisnęła, gdy przypadkiem cichutko jęknęłam. Zdecydowanie miałam potok między nogami. Gdyby ktoś wszedł teraz do biblioteki, nie wiem, czy wyszłabym z tego cało. Plotka na temat mojej rozwiązłości rozniosłaby się aż do samej Moskwy.
Ale, cóż, musiałam przyznać, że wizja miny Beatrice na widok jej synka, gdy sprawia mi rozkosz ustami, byłaby cholernie bezcenna. Mimowolnie uśmiechnęłam się na tę myśl, co omyłkowo Franco odebrał jako zachętę.
Nim zdążyłam powiedzieć, by dla dobra nas obojga zostawił mnie w spokoju, bo i moja, i jego reputacja może zostać zrujnowana, dotknął mojej rozpalonej cipki.
I przepadłam.
Sapnęłam, czując, jak jego długie, wypielęgnowane palce rozwarły moje wargi sromowe i wślizgnęły się do środka bez żadnego ostrzeżenia.
– Boże – jęknęłam. – Przestań, do cholery! Nie możesz tego robić. Nie jestem jeszcze twoja.
– Jeszcze, ale to wkrótce się zmieni.
Mężczyzna oblizał usta i zamiast uszanować moje życzenie, szybciej zaczął poruszać we mnie palcami, sprawiając, że w zawrotnym tempie zbliżałam się do orgazmu.
Nie wiedziałam, co robić. Z jednej strony było to tak cholernie złe, ale z drugiej miałam wrażenie, że całe napięcie i złość znajdują właśnie ujście. Potrzebowałam tego orgazmu jak tlenu i, cholera, Franco miał bardzo sprawne dłonie. Jego zdolności przyprawiały mnie o zawrót głowy.
Zamknęłam oczy, czując, jak na moje policzki wpełza ogromny, soczysty rumieniec. Gdyby można było zapaść się pod ziemię ze wstydu, z pewnością znalazłabym się pięć metrów pod nią.
Odchyliłam głową na oparcie i przełknęłam głośno ślinę, czując, jak jego kciuk dosięga mojej opuchniętej łechtaczki. Chyba rzeczywiście trafiłam prosto w serce samego piekła, ale nie miałam siły dalej uciekać.
Callaro był mężczyzną, który wiedział, czego chce, i nie bał się po to sięgnąć. A w tej chwili ewidentnie chciał mi dać jakąś cholerną nauczkę. Nie wiedziałam tylko, dlaczego rozkosz miałaby być karą, nie nagrodą.
– Jesteś tak kurewsko mokra, mia cara6. Sprawiasz, że mam ochotę zrobić z tobą bardzo niegrzeczne rzeczy.
Zadrżałam na dźwięk niskiego, ochrypłego głosu i otworzyłam oczy, nie mogąc dalej uciekać przed własną ciekawością. Musiałam się dowiedzieć, czy on również mnie pragnął tak samo mocno jak ja jego.
Nasze twarze niemal się stykały, nos z nosem, czoło z czołem, gdy sprawnie pieprzył mnie palcami. Oddychaliśmy tym samym powietrzem, a jego zamglony wzrok sprawił, że ponownie jęknęłam z przyjemności.
Z tyłu głowy wiedziałam jednak, że nic w przyrodzie nie dzieje się bez konsekwencji.
Jaką cenę przyjdzie mi zapłacić za te parę chwil szaleństwa?
– Musisz przestać. Jeśli ktoś nas przyłapie, będę skończona. Przestań, błagam – powiedziałam, ocierając ustami o jego wargi, niemal prosząc o pocałunek, a nie łaskę.
Gdzie się podziała moja waleczna strona? Jedno dotknięcie tego mężczyzny i topiłam się jak świeca.
Franco zmniejszył tempo, ale wciąż wciskał we mnie dwa grube palce. Na łechtaczce zataczał delikatnie malutkie kółeczka. Wystarczyłby mocniejszy ucisk, a nie pohamowałabym bezwarunkowej reakcji, bezczelnie dochodząc na jego dłoni.
– Przestaniesz? – spytałam ponownie, przecząc sobie i wypychając biodra do jego dłoni.
Nie taki był plan, ale cóż. Moje ciało nie współpracowało dziś ze mną. Ewidentnie zostało oddanym fanem capofamiglii.
Mężczyzna odsunął się na chwilę, by ocenić mój wyraz twarzy z większej odległości, i zatrzymał spojrzenie na moich ustach.
Mogłam dostrzec, jak w okamgnieniu podjął decyzję i wydobył z siebie jedno krótkie słowo, które omal nie wpędziło mnie do cholernego grobu:
– Nie.
Wpił się zachłannie w moje wargi, a dłonią przyspieszył ruchy, sprawiając, że powstrzymanie orgazmu stało się niemożliwe. Przepadłam w ramionach niemal obcego mężczyzny. Zastanawiałam się, co o mnie pomyśli, gdy odzyska zdolność logicznego myślenia. Ale, na Boga, jak miałam się przed nim bronić? Praktycznie zamknął mnie w klatce ze swoich ramion i obserwował niczym doświadczony drapieżca, jak krok po kroku ulegam jego urokowi.
Przymknęłam oczy na uczucie bezlitosnego wypełnienia. Czułam, jak jestem coraz bliżej spełnienia, i drżałam z każdym jego posunięciem.
Nie mogąc dłużej wytrzymać, szarpnęłam się w kilku skurczach spowodowanych mocnym orgazmem. Z satysfakcją i zachwytem wymalowanym na twarzy obserwował, jak rozpadam się pod jego dotykiem na miliony pieprzonych kawałków.
Nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś równie intensywnego. Nigdy nie czułam takiego cholernego ognia przeszywającego każdą komórkę w moim ciele.
Wycieńczona opadłam na oparcie kanapy, zamykając oczy i marząc, że to nie wydarzyło się naprawdę.
Fala wstydu uderzyła mnie niczym tsunami. Miałam całkowicie przechlapane.
– Sorprendente7. Kurewsko pięknie rozpłynęłaś się pod moim dotykiem – wymruczał niskim głosem.
Nie rozumiałam, co mówi, ale, cholera, brzmiało to na coś seksownego.
Niepewnie otworzyłam oczy i prawie spadłam z kanapy, gdy zobaczyłam, jak zadowolony oblizuje palce. Te same, którymi posuwał moją aktualnie obolałą cipkę.
– Mmm… Delizioso. Przepyszna.
Kompletnie oszołomiona oglądałam ten mały pokaz perwersji. Nie mogłam wydobyć z siebie głosu, bo i co miałabym powiedzieć? Dziękuję za orgazm? Miło, że ci smakuję? Nie ma sprawy, przyjemność po mojej stronie?
Franco szybko włożył na siebie marynarkę, poprawił rozczochrane włosy i wyszedł, nie obrzucając mnie choćby spojrzeniem.
Blyat’.
Zażenowana zakryłam dłonią oczy, nie chcąc nawet myśleć o tym, co właśnie się stało, w ogóle jakim prawem do tego doszło. I, co najgorsze, dlaczego tego nie powstrzymałam?
Powrót na kolację wydawał się surrealistyczny. Obawiałam się, że mam wszystko wymalowane na twarzy. Każde jego dotknięcie i namiętność, którą przeżyłam na kanapie w bibliotece domu Callaro.
Mimo wszystko musiałam przybrać obojętny wyraz twarzy, poprawić makijaż i usiąść do stołu. Akurat serwowano deser, gdy grzecznie odsunęłam krzesło i zawinęłam zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
– Gdzie zniknęłaś? – zapytała matka, wkładając do ust torcik Pavlova.
Wzruszyłam ramionami i nie odrywałam wzroku od ciastka, udając, że niezwykle interesuje mnie struktura bezy.
Nagle do moich uszu dotarł wyniosły ton teściowej:
– Franco, nie masz ochoty na deser?
Nie odważyłam się podnieść głowy, jednak czułam na sobie palący wzrok mężczyzny.
Cholera, byłam niemal pewna, że na twarzy pojawił mi się nerwowy rumieniec, którego nie mogłam ukryć.
– Nie, Beatrice – odchrząknął, brzmiąc jak rasowy biznesmen. – Przed chwilą zjadłem coś słodkiego i wątpię, by ciasto Zoi mogło przebić ten fantastyczny smak, którego miałem okazję skosztować. Ale tobie, mamo, życzę smacznego – odpowiedział grzecznie męskim głosem.
I niby jakim cudem miałam się skupić na trzymaniu fasady, gdy właśnie przez głowę przelatywały mi obrazy sprzed kilkunastu minut. Było gorzej, niż myślałam, ale próbowałam grać dalej swoją rolę. Nie mogłam rozczarować ojca, który pokładał we mnie nadzieje. Kara za brak propozycji małżeństwa byłaby dla mnie wyrokiem śmierci.
Przełknęłam kawałek torcika i z niepewnością obserwowałam rozwój sytuacji. Mężczyźni, wyraźnie rozluźnieni po paru drinkach, poluzowali krawaty i omawiali teraz sprzedaż klaczy.
Mnie.
– Nestore, nie chcemy czekać na ślub dłużej niż dwa miesiące. To nasza ostateczna propozycja.
Zdecydowany głos ojca rozniósł się echem po luksusowej jadalni. Teraz miałam już pewność, że Michaił chciał jak najszybciej się mnie pozbyć. Nie powinnam być zaskoczona ani się tym smucić, ale pewna mała część mnie miała nadzieję na protest matki. Niestety, ta milczała jak grób.
– Nie rozumiem, po co ten pośpiech? – zapytał ze znudzeniem starszy Callaro. – Franco potrzebuje żony, ale to nie tak, że wasza córka jest najlepszą ofertą. Małżeństwo byłoby tylko wzmocnieniem unii, nie warunkiem.
Nerwowo zacisnęłam usta, nie chcąc dać po sobie poznać, że kolejny raz czuję się urażona ich bezczelnością. Famiglia naprawdę postradała zmysły, uważając się za panów świata. Nie mogłam zrozumieć, po cholerę zawracali nam głowę, skoro ewidentnie nie chcieli mieszać z nami krwi.
– Ojcze – oburzył się Franco, przez co od razu na niego spojrzałam.
W jego ciemnych oczach czaiła się furia.
Czyżby chodziło o mnie? Czy o dyktowanie warunków przez Nestorego? Na pewno to drugie, w końcu nie miało znaczenia, czy to będę ja, czy jakaś inna. Mężczyzna potrzebował mnie tylko do jednego. Urodzenia dziedzica i wychowania potomstwa.
– Podjąłem decyzję i ją uszanujesz. Moje słowo jest prawem, odkąd oddałeś mi stery.
Brzmiał na tak rzeczowego i nieznoszącego sprzeciwu, że nawet ja nie ośmieliłabym się podważyć jego słów. A więc miałam poślubić najbardziej wpływowego człowieka na wschodnim wybrzeżu. Intrygujące.
– Franco, są opcje od Korsykanów dające więcej możliwości wpływu na Amerykę Południową. Warte rozważenia…
I zanim Nestore zdążył dokończyć, zostałam chwycona za łokieć przez ojca, który nie wytrzymał kolejnego znieważenia. Był dumnym człowiekiem, a za takie słowa w moim kraju groziła każdemu kula między oczy. W Moskwie nikt o zdrowych zmysłach nie odważyłby się podważyć siły dynastii Durov.
Famiglia musiała mieć ogromny tupet, pozwalając sobie na złośliwości. Mogło zakończyć się to krwawą rzezią, ale na szczęście Franco był głosem rozsądku.
– Wybaczcie ojcu. Wciąż trudno mu zaakceptować fakt, że teraz to ja rządzę famiglią.Dobrze przygotował mnie do tej roli. – Spojrzał wymownie na starszego mężczyznę. – Ale reprezentujemy inne poglądy. Zacieśnienie kontaktów z bratwą jest niezbędne i przyszłościowe. Nie musicie się niczym martwić. Ślub odbędzie się za siedem tygodni. Famiglia wszystkim się zajmie, ale wcześniej mam pewien warunek. Zanim dojdzie do małżeństwa, Polina musi poznać moją córkę i przyzwyczaić ją do siebie. Zostanie więc w Nowym Jorku pod moją opieką, oczywiście w innym mieszkaniu. Jeśli się nie zgodzicie, nie poślubię jej.
Zachłysnęłam się powietrzem i spojrzałam w oczy mężczyzny. Co, do cholery?Miałam przechodzić przez jakiś mało zabawny casting? To oczywiste, że zrobiłabym wszystko, by zbliżyć się do Valerii. Nie musi widzieć we mnie wroga i obawiać się, że będę źle traktować jego dziecko. Nie byłam przecież bez serca. Tak naprawdę miałam w sobie dużo współczucia dla tej małej, na wpół osieroconej dziewczynki.
Nie wiedziałam dokładnie, co stało się z jej matką, ale wszyscy w towarzystwie mówili, że zmarła na nowotwór, a Franco kochał ją całym sercem. Zabawne, czyż nie w podobnej sytuacji znajdowała się moja nowa bratowa?
– Net, kurwa. Żadna szanująca się Rosjanka nie zostałaby w obcym państwie tylko po to, by udowadniać swoją wartość. Znajdziemy dla Poliny kogoś, kto uszanuje nasze tradycje. Jest dużo chętnych i mężnych kandydatów w Moskwie, którzy pozabijaliby się, żeby dostać jej rękę. Najwidoczniej famiglia ma inne zwyczaje, ale nikt z rodziny Durov nie zostanie pośmiewiskiem.
Ojciec ponownie pociągnął moją rękę, a przed oczami zobaczyłam obrzydliwą twarz Rodiona. Nie, nie mogłam do tego dopuścić. Prędzej umarłabym, niż wyszła za tego obrzydliwego starca.
Wyszarpałam się z mocnego uścisku Michaiła i wyprostowałam się jak naprężona struna. Nie miałam nic do stracenia, a tylko do zyskania. I jeśli chciałam chociaż przez chwilę decydować o swoim losie, właśnie miałam ku temu okazję.
– Zrobię to. Zostanę pod opieką famiglii i poznam córkę pana Callaro – wydyszałam na jednym wydechu, czując, jak wszyscy wbijają we mnie zaskoczone spojrzenia.
Franco zmrużył oczy i obrzucił mnie wzrokiem z mieszanką dumy i podziwu. Cóż, przynajmniej trochę mu zaimponowałam. Niestety Beatrice ponownie wykrzywiła usta z niezadowoleniem. Pewnie szykowała dla niego jakąś czystej krwi Włoszkę.
Szach-mat, stara suko.
Nie dam tak łatwo wygryźć się z tej ciekawej gry.
Włosi byli dla mnie przepustką, a raczej ratunkiem od gniewu ojca. I żadna wymalowana zołza nie przekreśli moich planów.
Wypięłam pierś do przodu i uśmiechnęłam się serdecznie, chcąc przekonać ich do swoich racji. Zachowywałam się jak urodzona dyplomatka, a przynajmniej pozornie.
– Ojcze – zwróciłam się do Michaiła, by złagodzić jego rozwścieczone spojrzenie. – Wiem, że takie zachowanie jest wbrew tradycji, ale uważam, że poradzę sobie w tej nowej, nietypowej sytuacji. Czuję się wystarczająco odpowiedzialna, by sprostać ich oczekiwaniom wobec mojej skromnej osoby. Jestem przygotowana na poznanie córki pana Callaro i rozumiem jego warunek. Mam nadzieję, że wy także okażecie wyrozumiałość i unia między bratwą a famiglią zyska na tym małżeństwie nowe, obiecujące korzyści.
Brzmiałam jak wyuczona laleczka, przygotowywana do bycia pokorną, posłuszną żoną. Przynajmniej chociaż raz ta nauka do czegoś się przydała. Musiałam zawalczyć o swoje życie i w ciemno postawić wszystko na jedną kartę. Na Franca Callaro. Obym tego nigdy nie żałowała.
Dwa lata wcześniej
Polina
Nie byłam pewna, jakim cudem udało się przekonać Michaiła, ale pozwolił mi zostać w Nowym Jorku na umówione siedem tygodni. I chociaż pierwszy raz w życiu mogłam oddychać pełną piersią, to sen z powiek spędzała mi perspektywa małżeństwa z Callaro.
Skłamałabym, mówiąc, że to spełnienie moich marzeń. Zdecydowanie nie, ale w świecie bratwy nie istniało miejsce na snucie mrzonek o wolności i poślubieniu kogoś z czystej miłości. Mimo to Franco stał się najlepszą opcją z możliwych. Przede wszystkim zapewniłby mi ucieczkę z Moskwy, o której skrycie marzyłam od dziecka. Nigdy więcej tych podłych, zakłamanych twarzy. Nigdy więcej cierpienia, rodziny, która traktuje mnie jak towar na wymianę.
Istniały zalety tej nietypowej umowy, ale przeszkadzał mi jeden nieznośny fakt. Franco należał do grupy mężczyzn „cholernie przystojnych i niedostępnych” i musiałabym być ślepa, by tego nie zauważyć. Moja dekoncentracja spowodowana jego obecnością nie poprawiała moich zdolności logicznego myślenia. Obawiałam się, że mogłabym łatwo ulec jego urokowi, chociaż od tamtej pamiętnej kolacji unikał mojego dotyku jak ognia piekielnego. W zasadzie w ogóle mnie nie dotykał, nawet na przywitanie. Delikatne skinienie głowy i dystans, który działał mi na nerwy. Im bardziej mnie od siebie odsuwał, tym częściej o nim myślałam, ciągle wracając do uczucia jego palców na mojej kobiecości.
Niestety, często musiałam się stopować i usilnie starałam się wymazać obraz jego roziskrzonych brązowych oczu. Mimo tej drobnej komplikacji cieszyłam się perspektywą zmiany swojego życia.
Wręcz nie mogłam się doczekać, by spakować walizki i na stałe zamieszkać w Nowym Jorku. Nawet jeśli oznaczało to kolejną złotą klatkę, to tym razem bez moich demonów. Dużo więcej miejsca i zdecydowanie przyjemniej. Nie licząc zimnego jak lód męża, ale tym nie chciałam się teraz przejmować.
Ucieszona tą małą wizją szykowałam się na przyjęcie zorganizowane specjalnie przez famiglię. Spodziewałam się całonocnego świętowania z okazji zaręczyn i wzmocnienia unii, jednak nie chciałam wielkiego splendoru. Nie byłam gotowa na bycie w centrum uwagi w tłumie fałszywych twarzy oraz obok cudownej przyszłej teściowej. Zdawałam sobie jednak sprawę, że czas nie grał na korzyść bratwy.
Do ślubu zostały niespełna dwa tygodnie i wszystkie przygotowania prowadzono za moimi plecami. Ja miałam skupić się tylko na jednym zadaniu. Poznanie małej, pięcioletniej Valerii, która była oczkiem w głowie mojego narzeczonego.
Początkowo obawiałam się, że trudno będzie złapać nić porozumienia z tą małą dziewczynką. Nikt, kto mnie znał, nie nazwałby mnie otwartą osobą, a doświadczenie życiowe sprawiło, że byłam nieufna wobec innych. Nawet dzieci, które od dnia narodzin obciążone były grzechami noszonego nazwiska.
Czy miałam więc jakiekolwiek szanse, by wkraść się w łaski małej księżniczki famiglii? Ignorując obawy, musiałam spróbować i uznałam, że może to być dobry trening przed posiadaniem własnego potomstwa. A z tego, co wiem, z warunków unii wynika, że mam w ekspresowym czasie urodzić dziedzica. Przewróciłam oczami na tę irracjonalną myśl, jakby moja rola miała sprowadzać się do bycia żywym inkubatorem. Patrząc na obojętność mojego przyszłego męża, prawdopodobnie rozważał in vitro, byleby nigdy więcej mnie nie dotknąć.
Miałam jednak przeczucie, że los rozdał mi dobre karty. Dużo do zyskania, jeśli tylko się postaram.
Byłam przygotowana na poznanie rozwydrzonej małej księżniczki tatusia. Ku mojej uldze Valeria okazała się mądrą i grzeczną dziewczynką, wychowaną na prawdziwą małą damę. Z początku patrzyła na mnie podejrzliwym wzrokiem, pełnym nieufności i, jak wyczuwałam, lekkiej zazdrości o uwagę ojca, ale szybko wciągnęłam ją w wir rozmowy. Nie wywyższała się swoim pochodzeniem i często odlatywała myślami gdzieś hen daleko, jakby żyła trochę w chmurach. Zazdrościłam jej tej cudownej beztroski i, jak się zdawało, szczęśliwego dzieciństwa.
Pamiętam, jak pewnego słonecznego dnia przechadzałyśmy się po Muzeum Sztuki, gdy w pewnym momencie złapała mnie za rękę i pociągnęła do znanego obrazu Botticellego. Gestem dłoni poprosiła, bym schyliła się ku jej słodkiej buźce.
– Widzisz ten obraz? – szepnęła mi na ucho.
Pokiwałam ostrożnie głową, wpatrując się w zachwycającą Wenus z Milo. Długowłosa kobieta stojąca w muszli, przedstawiona w akcie swoich narodzin. Klasyka. Niewątpliwie był to jeden z moich ulubionych obrazów, chociaż dużo bardziej wolałam sztukę współczesną i abstrakcjonizm. Szczególnie łączenia różnorakich barw, figur geometrycznych i twarzy, co tworzyło niesamowity efekt.
– Zdradzę ci sekret, ale jeśli obiecasz zachować go w tajemnicy – powiedziała słodkim głosikiem pięciolatki.
Z uśmiechem na ustach i dumą w piersi wyciągnęłam do niej mały palec prawej ręki i złączyłam z jej palcem w haczyk symbolizujący znak naszej tajnej umowy.
Być może przebywanie z dziećmi nie stanowiło takiego wyzwania, jakiego się spodziewałam. Zaczynałam darzyć tę małą szczerą sympatią.
– Obiecuję – odparłam.
Valeria uśmiechnęła się z błyskiem ekscytacji w niebieskich oczach i niepewnie rzuciła szybkie spojrzenie na ojca, który z kpiącym uśmieszkiem wpatrywał się w inny obraz włoskiego malarza. Byłam ciekawa, co go tak bawiło, ale nie mogłam non stop wpatrywać się w niego jak ostatnia desperatka.
– U taty w piwnicy jest prawdziwa wersja obrazu. Ta tutaj – wskazała rączką na dzieło – to tylko kopia. My mamy oryginał, który pokazujemy specjalnym gościom. – Spuściła zawstydzona głowę. – Miałam na myśli, że tatuś pokazuje, ale parę razy udało mi się zobaczyć takie spotkania. Schowałam się i widziałam, jak inni panowie, a czasem też panie, podnoszą karteczki z cyferkami, a potem kupują obraz. Za dużo pieniążków.
– Licytują – poprawiłam automatycznie dziewczynkę, nie chcąc jednak burzyć jej szczerości. – I co dalej się dzieje?
Valeria wzruszyła małymi ramionami i pokręciła blond grzywką, wydymając wargi.
– Nie wiem. Nie mogę przebywać na dole, gdy przychodzą goście. Marianna się mną wtedy zajmuje.
– Rozumiem. Dziękuję za powierzenie mi tej tajemnicy. Będzie ze mną bezpieczna – zapewniłam nową przyjaciółkę, a w ramach wdzięczności obdarzyła mnie słodkim uśmiechem, prezentując śnieżnobiałe ząbki.
Z pewnością któregoś dnia księżniczka mafii stanie się prawdziwą pięknością. Jej piaskowe blond włosy i ciemnoniebieskie oczy skryte są pod grubymi czarnymi rzęsami. Prawdziwa mała ślicznotka, a na dodatek swoją inteligencją potrafiła zawstydzić niejedną osobę.
Nic dziwnego, że Franco miał na jej punkcie świra. I chociaż wydawać by się mogło, że z przejęciem podziwia wystawę „Metropolitan Art Gallery”, to kątem oka śledził każdy nasz ruch.
Gdy spędziłam więcej czasu z Val, zrozumiałam, dlaczego tak istotne znaczenie miał mój kontakt z nią. Dziewczynka nie potrzebowała macochy. Potrzebowała prawdziwej matki, jednak nie byłam pewna, czy kiedykolwiek umiałabym zdobyć się na taką bliskość. Musiałam spróbować i obiecałam sobie, że ze wszystkich sił będę starała się być dla niej jeśli nie matką, to chociaż najlepszą przyjaciółką.
Podczas kolejnych spotkań, zawsze w towarzystwie Callaro i jego ochrony, spacerowałyśmy po Central Parku albo spędzałyśmy czas na plaży w Hamptons, ciesząc się ostatnimi urokami słońca. I chociaż podobał mi się czas spędzony z Valerią, to brakowało mi możliwości rozmowy z jej ojcem. Po naszym małym incydencie w bibliotece mężczyzna wydawał się w ogóle mnie nie zauważać. Cholernie mnie to frustrowało i przyprawiało o zgrzytanie zębami.
Dlaczego nie potrafiłam wyrzucić go z głowy tak szybko, jak on zrobił to ze mną? Niestety, jak żałosna nowicjuszka w miłosnych podbojach wpatrywałam się w jego profil z tęsknotą i wściekłymi rumieńcami na twarzy.
Wróciłam myślami na ziemię, by nie przygnębiać się przed przyjęciem. Spojrzałam w lustro, ćwicząc piękny, urzekający uśmiech. Musiałam rozluźnić mięśnie twarzy i zakryć pod złotą bransoletką moją gumkę-terapeutkę, którą strzelałam, by rozładować napięcie.
Oceniłam krytycznym okiem swój wygląd, ale wyjątkowo nie mogłam nic sobie zarzucić. Długa, zielona welurowa suknia podkreślająca pokaźny biust oraz spięte w koński ogon czarne włosy. Powinnam zadowolić rodziców doborem kreacji i błyszczeć wśród włoskich panienek.
Gdy zeszłam po schodach, by oznajmić, że jestem gotowa, matka spojrzała na mnie spanikowanym wzrokiem.
– Odzywał się do ciebie Siergiej?
Jej roztrzęsiony ton głosu przypomniał mi, że byłam dzieckiem drugiej kategorii. Nigdy wystarczająco ważna, by chociaż w dniu oficjalnej prezentacji być w centrum uwagi, dostać wsparcie, którego cholernie potrzebowałam.
Zacisnęłam usta w wąską kreskę i prawie starłam fioletową szminkę. Nim zdążyłam się odezwać, kobieta wyjaśniła:
– Nie widziałam ani jego, ani Sophii od prawie dwóch tygodni. Martwię się i nie wiem, co się dzieje z moimi dziećmi. Myślałam, że może coś wiesz. – Słyszałam nadzieję w jej głosie.
Zagotowana do czerwoności warknęłam w odpowiedzi:
– Jakbyś nie zauważyła, nie rozmawiam z tym potworem, odkąd pozbawił życia moją jedyną przyjaciółkę. Być może to samo spotkało biedną Sophię, ale ostrzegałam ją przed tym życiem. Niestety, nie chciała mojej pomocy.
Palnęłam to bez zastanowienia i w oczach matki dostrzegłam rozczarowanie. Oczywiście dobrze znałam ten wzrok. Ten wyraz twarzy mówiący, że Polina Durov nie umie się zachować, że nie wie, kiedy zamknąć pieprzone usta. Ale czy naprawdę wszyscy byli obojętni na śmierć Kateriny? To ona wyciągnęła do mnie dłoń, kiedy potrzebowałam bliskości i zrozumienia. Wciąż nie mogłam pogodzić się z jej nagłym odejściem i trudno było mi uwierzyć w nieszczęśliwy wypadek.
– Lepiej już jedźmy – powiedziała matka, chcąc załagodzić sytuację, i przez chwilę poczułam wyraźne wyrzuty sumienia.
Przed tym cholernym małżeństwem byłam jedyną ulubienicą mojego brata i spędzałam z nim każdą wolną chwilę. Od dziecka nie radził sobie z emocjami, zwłaszcza ze złością, i to właśnie on pokazał mi sposób z gumką. Cholernie pomocny, gdy zawodziło się każdego, kto na ciebie liczył. Tak jak ja zawiodłam Katerinę, a teraz Sophię.
Nie miałam jednak czasu analizować tej sytuacji i w duchu modliłam się, by dziewczyna była cała i zdrowa. Jak tylko skończy się przyjęcie, zacznę do niej wydzwaniać i zmuszę Siergieja do mówienia. Nie pozwolę mu kolejny raz zniszczyć sobie życia.
***
Małe przyjęcie w ogrodzie z pewnością nie było takie małe.
Cholera. Chyba famiglia oszalała, ustawiając rzeźby lodowe między różanymi krzewami. Przepych i bogactwo błyszczały na każdym metrze kwadratowym posiadłości państwa Callaro.
Przełknęłam głośno ślinę, taksując wzrokiem setki girland zawieszonych nad śnieżnobiałym namiotem. To z pewnością nie była drobna uroczystość, a małe wesele. Okrągłe stoły, eleganckie obrusy, drewniany parkiet i milion ozdobnych kwiatów.
Oszołomiona szłam za rodzicami, czując na sobie wzrok tłumu gapiów wpatrzonych we mnie, jakbym była nową małpą w zoo. Przynajmniej dostarczałam tym pustym ludziom trochę rozrywki.
Próbowałam zacisnąć dłonie i nie myśleć o ich fałszywych uśmiechach, jakbym miała się nabrać na tę tanią gierkę. Oczywiste było, że famiglia od zawsze gardziła bratwą. Miała nas za barbarzyńców, a nasze kobiety za dziwki. Pewnie uważali, że wygrałam los na loterii, stając się panią Callaro i, cholera, czy mi się to podobało, czy nie, mieli rację. W Rosji nie czekało mnie nic lepszego, a tutaj przynajmniej mieli dobry gust. To jest dużo lepiej wyposażona złota klatka.
– Olgo, Polino! Vieni da noi8! Sei bellissima!9
Z oddali rozpoznałam przesłodzony głos Sorayi, siostry mojego narzeczonego.
Jej niebieskie, chłodne oczy i jasne blond włosy wyglądały niemal nieludzko, podkreślając pozbawiony uczuć charakter. Dużo cieplejsze były brązowe tęczówki Franca, który chyba chował się przede mną.
Nigdzie nie mogłam go dostrzec, ale pośród takiego tłumu nie było to nic dziwnego. Miałam wrażenie, że każdy członek famiglii przybył na oględziny nowej ofiary mafii. Mnie, dziewicy prowadzonej na rzeź.
– Zbladłaś, dolcezza10. Na pewno dobrze się czujesz? Może szampana? – zapytała Soraya, obrzucając mnie ironicznym uśmiechem.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
1Consigliere – (z wł.) doradca (przyp. aut.).
2Sorella – (z wł.) siostra (przyp. aut.).
3 Ivy League – (z ang.) osiem prestiżowych uniwersytetów na wschodzie USA (przyp. aut.).
4Tesoro – (z wł.) kochanie (przyp. aut.).
5Blyat’ – (z ros.) kurwa (przyp. aut.).
6Mia cara – (z wł.) moja droga (przyp. aut.).
7Sorprendente – (z wł.) niesamowite (przyp. aut.).
8Vieni da noi! – (z wł.) Podejdźcie do nas! (przyp. aut.).
9Sei bellissima! – (z wł.) Pięknie wyglądacie! (przyp. aut.).
10Dolcezza – (z wł.) ślicznotko (przyp. aut.).