Księgi Mroku - J.A. White - ebook + audiobook

Księgi Mroku ebook i audiobook

J.A. White

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Wciągająca od pierwszych stron powieść pełna magii, grozy i zaskakujących zwrotów akcji!

Aleks to zafascynowany horrorami oraz powieściami grozy nastolatek, któremu ciąży własna odmienność i nieprzystosowanie do grupy. Bardzo chce być taki jak inni, ma dość bycia klasowym dziwakiem. Na swojej drodze do normalności spotyka niezwykłe postacie, które wciągają go do przedziwnego świata ukrytego za drzwiami zaklętego mieszkania... Będzie nie tylko walczyć z magicznymi mocami, ale też musi wymyślać – niczym Szeherezada – straszne historie, żeby przeżyć. Czy odnajdzie w końcu bezcenną przyjaźń oraz czy odzyska wiarę w samego siebie?

Książka została zekranizowana przez Netflixa i jest do obejrzenia na platformie on-line pt. STRASZNE HISTORIE.

 

J. A. White stworzył mrożącą krew w żyłach powieść o sile płynącej z samoakceptacji i walki z własnymi lękami. Fani przewrotnej twórczości Neila Gaimana, Lemony Snicketa czy Adama Gidwitza odnajdą w KSIĘGACH MROKU równie zaskakujące i przerażające historie.

School Library Journal

 

Utrzymana w szybkim tempie opowieść, która z wdziękiem przestraszy i zaintryguje, będąca także hołdem dla sztuki opowiadania. Zachwyci miłośników fantastycznych i magicznych światów, którzy lubią się bać i obgryzać paznokcie podczas lektury.

Claire Legrand

 

Inteligentna wariacja na temat Baśni tysiąca i jednej nocy oraz Jasia i Małgosi, w której bohater schwytany przez wiedźmę musi co noc opowiadać jej nową straszną historię. Wybuchowa mieszanka baśni, magii i grozy. Pomimo mrocznej konwencji, autor nigdy nie idzie za daleko, dzięki czemu lektura jest odpowiednia także dla młodszych czytelników.

Publishers Weekly

 

Ekscytująca opowieść o magii, która może być też przerażająca. J. A. White napisał wciągającą książkę, która odkrywa przed czytelnikami pisarski warsztat oraz mechanizmy powstawania powieści. Podejmuje też ważny dla nastoletnich czytelników temat odmienności i przystosowania do grupy.

 

Kirkus Review

 

Ta książka jest niesamowita, gdyż łączy tak wiele motywów w tak ciekawej i nieoczywistej konwencji. KSIĘGI MROKU są jednocześnie czarujące, porywające, przyciągające, ekscytujące i... po prostu mądre. Jednak, co najważniejsze, to cudo pokazuje nam, jak ważna jest walka o samego siebie. Czytając ją, będziecie mogli przyjrzeć się przemianie głównego bohatera, procesowi jego samoakceptacji i rodzącej się wielkiej przyjaźni... ...Od zarania wielbię dobre kryminały, zagadki detektywistyczne, świat przedstawiony pełen magii, grozy i niespodziewanych zwrotów akcji. Gdy natrafiam na opowieść, która zawiera te elementy, a jednocześnie jej nicią narracyjną czy tłem jest ważny aspekt psychologiczny, chęć bycia "normalnym" i potrzeba odnalezienia siebie, kiedy to ma się dość bycia klasowym dziwakiem, to sorry, ale kupuję to całym sobą I tak się składa, że właśnie z taką opowieścią dziś do Was przychodzę...

...KSIĘGI MROKU mroku są perełką. Bo są to księgi mroku, który tak naprawdę skrywa światło. A to światło jest w nas samych i w tym, co możemy stworzyć wspólnie z innymi - dzięki oparciu swoich działań zarówno o uniwersalne wartości, jak i kreatywność, pomysłowość i łamanie schematów...

Przemek Staroń

 

Zaczęłam czytać tę książkę wieczorem, a skończyłam rano. Nie mogłam się od opowieści oderwać i z wielkim bólem odkładałam ją na bok. „Księgi Mroku” zachwycą nie tylko młodych czytelników, którzy chcą poznać fascynującą opowieść, ale i starszych, którzy pragną odnaleźć w sobie dziecięcą radość z lektury. Każda kolejna strona zapierała mi dech w piersiach. Autor tak prowadził akcję, że nawet na chwilę nie zwalniała, a tajemnice intrygowały i bardzo chciałam poznać ich zakończenie. 

z bloga SZKRABAJKI

 

To było tak: piątek. Kraków. [Targi Książki w Krakowie, październik 2021] Zuza, Ola i ja chodzimy po stoiskach po raz setny, szukając jednego z wydawnictw. Okazało się, że rezydują na stoisku księgarni, a przy zakupie książki Pan Barista robił kawę. Umówmy się: kawa to priorytet w pewnym wieku. Szczególnie flat white z serduszkiem z pianki hihi. No, to rozglądam się: co by tu wziąć. I nagle wpada mi w ręce ta książka. Przyznaję się bez bicia: pierwsze słyszę o tytule i wydawnictwie, ale okładka była super: ta dziurka od klucza i biblioteka! To wzięłam. Wczoraj w samolocie pochłonęłam. I jak? Historia Aleksa skierowana jest do młodszych czytelników (ale plus 12! Bo bywa strasznie, smutno i okrutnie też!) i na początku się wahałam, ale historia chłopca porwanego przez wiedźmę i zmuszonego do wymyślania strasznych historii szybko mnie wciągnęła. Musiałam wiedzieć, jak się skończy, a jeśli myślicie, że każda młodzieżówka tego typu powinna skończyć się happy endem, cóż: think again.

Podobała mi się zabawa horrorami i nieoczywiste postaci. Jestem pod wrażeniem i polecam nieustraszonym czytelnikom.

z instagrama Panny Fox

 

...Księgi Mroku to książka, która idealnie nada się na nadchodzące wielkimi krokami Halloween! ...Mroczna historia kryjąca się na kartach tej książki jest zdecydowanie moją ulubioną pozycją jeśli chodzi o halloweenowe powieści!

Utrzymująca nas w napięciu aż do ostatnich stron, straszy czytelnika z wdziękiem i zaskakuje niezwykłą wyobraźnią autora. Wiele mrocznych wątków sprawia, że nie sposób oderwać się od lektury tej książki. Jest bardzo wciągająca i stanowczo można pozazdrościć osobom, które lekturę mają jeszcze przed sobą! Książkę czyta się szybko, fabuła jest porywająca, wartka i przedstawia nam ciekawych bohaterów. Szybsze bicie serca to normalna reakcja podczas zagłębienia się Księgi Mroku. Sam koniec jest zaskakujący i świetnie napisany!

z bloga W naszej bajce

 

Ależ ja byłam ciekawa, co takiego mrocznego kryją w sobie „Księgi”! A jak już zaczęłam czytać, to nie mogłam przestać. Mamy tu współczesną wersję Jasia i Małgosi, ciekawą i bardzo pomysłową. Opowieść jest mroczna, lekko straszna i bardzo wciągająca. (...)

W tej książce jest tyle różnych wątków, że nie sposób o wszystkich napisać, a nie chcę też psuć Wam przyjemności czytania. Napiszę tylko, że „Księgi mroku” zdecydowanie warto przeczytać. Jest lekko strasznie, a raz nawet bardzo strasznie, ale jest też niesamowicie ciekawie i wciągająco.

Autor miał dużo świetnych pomysłów i wiele razy udało się mu mnie zaskoczyć. W tym wszystkim znalazł też miejsce na przyjaźń, troskę, pokonywanie lęków i samoakceptację. Jest fantastycznie i magicznie. Polecam!

z bloga Mali czytelnicy

 

...od około 3 lat kupuję prawie wyłącznie lektury w rytmie slow-life, podróżnicze i o rozwoju osobistym. Porzuciłam kryminały, książki wojenne i fantastykę za cenę spokojnego nocnego odpoczynku. I nie przypuszczałam, że jakaś tam mroczna książeczka dla dzieci zrobi na mnie takie wrażenie, że Mąż kilka razy musiał mnie szturchnąć, aby dotarło do mnie, że coś do mnie mówi. Bo ja cała w pąsach siedziałam w książce i kompletnie zapomniałam o świecie... „Księgi Mroku” to książka, która ma drugie dno. W szeregu wydarzeń świata czarnej magii, mroku i niebezpieczeństw, między wierszami znajdziesz opowieści:

o sile przyjaźni – o budowaniu jej przez współdziałanie i tym, jak wiele można osiągnąć, patrząc w jednym kierunku.

o szukaniu poczucia wewnętrznej wartości, trzymaniu się własnej prawdy i dążeniu do życia w zgodzie ze sobą.

o walce z własnymi lękami, o przezwyciężaniu słabości oraz szukaniu w nich siły.

o nieustającej drodze do rozwikłania problemu mimo przeciwności losu.

o tym, że odwaga, współczucie i otwartość na drugiego człowieka są solidną podstawą do budowania dobrego życia.

o odrzuceniu zawiści, zemsty i knucia podstępnych planów, bo one niszczą od środka.

o nieustannym uczeniu się życia, świata, drugiego człowieka i siebie samego.

o tym, że dobro powraca, więc warto je rozprzestrzeniać.

o tym, żeby nie zadręczać się po niepowodzeniu, tylko działać, próbować, kombinować. By polepszyć swoją sytuację. Nie poddawać się. NIGDY!

I to jest coś, czego potrzebuje dzisiejsza mała młodzież. Wartości dodatkowych, głębokich i wiecznych. Płynących z głębi serca, stanowiących podstawę do świadomego życia, dających szczęśliwe dni tu na ziemi.

Nawet jeśli jest w tym trochę magii.

z bloga Rok po Roku

 

J.A. White

Autor dwóch serii książkowych dla młodzieży (Shadow school, The Thickety). Kiedy nie pracuje nad kolejnymi powieściami, uczy matematyki oraz tworzenia i pisania ciekawych historii. Mieszka w New Jersey wraz z żoną, trzema synami i duchem chomika. Chciałby, aby smoki żyły naprawdę, bo można by wówczas latać nimi do pracy.Więcej informacji o autorze na: www.jawhitebooks.com

 

J. A. White – Księgi Mroku

tytuł oryginału: Nightbooks

tłumaczenie: Paulina Zagórska (Instagram: @doktornieuczka)

ISBN 978-83-62965-89-2

data wydania w formacie e-book: 28.03.2022

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 262

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 17 min

Lektor: Czyta: Janusz Zadura
Oceny
4,4 (427 ocen)
236
130
52
7
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Andante

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja. Bez względu na wiek. Cieszę się, że wpadła mi w ręce!
51
zbsobczak

Nie oderwiesz się od lektury

Książka opisana w bardzo luźnym tonie. kartki przeskakuje się za kartkami a fabuła płynie wręcz jak przy oglądaniu kolejnych odcinków seriali, kiedy każdy znas mówi sobie , to już ostatni i idę spać. trzeba zaznaczyć, że mimo skierowania czytelnika na bardziej nastolatka to bywały mroczne opisy , które i dla dorosłego czytelnika działają na wyobraźnię .
20
redcherry

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa lektura dla młodzieży. polecam audiobooka, pan Janusz Zadura to mistrz lektorów
10
laujam

Nie oderwiesz się od lektury

powiem tyle: o wiele lepsza niż lepsza
10
danieldydak

Nie oderwiesz się od lektury

uwielbiam historię z dreszczykiem to była moja najlepsza książka którą czytałam na Legimi super uwielbiam ją uwielbiam również się bać
10

Popularność




Reko­men­da­cje

Utrzy­mana w szyb­kim tem­pie opo­wieść, która stra­szy z wdzię­kiem. To także hołd dla sztuki opo­wia­da­nia, który zachwyci miło­śni­ków fan­ta­stycz­nych i magicz­nych świa­tów. Gratka dla tych, któ­rzy lubią się bać i obgry­zać paznok­cie pod­czas lek­tury.

Cla­ire Legrand

Mroczna powieść o sile pły­ną­cej z samo­ak­cep­ta­cji i walce z wła­snymi lękami. Fani twór­czo­ści Neila Gaimana, Lemony Snic­keta czy Adama Gidwitza odnajdą w Księ­gach Mroku rów­nie zaska­ku­jące i prze­ra­ża­jące histo­rie.

„School Library Jour­nal”

Wybu­chowa mie­szanka baśni, magii i grozy. Inte­li­gentna waria­cja na temat Baśni tysiąca i jed­nej nocy oraz Jasia i Mał­gosi, w któ­rej boha­ter schwy­tany przez wiedźmę musi co noc opo­wia­dać jej nową straszną histo­rię, żeby prze­trwać. Pomimo mrocz­nej kon­wen­cji, autor ni­gdy nie idzie za daleko, dzięki czemu lek­tura jest odpo­wied­nia także dla młod­szych czy­tel­ni­ków.

„Publi­shers Weekly”

Bar­dzo wcią­ga­jąca książka, która odkrywa przed czy­tel­ni­kami pisar­ski warsz­tat oraz mecha­ni­zmy powsta­wa­nia powie­ści. Podej­muje rów­nież ważny dla nasto­let­nich czy­tel­ni­ków temat odmien­no­ści i przy­sto­so­wa­nia do grupy. Księgi Mroku to także eks­cy­tu­jąca opo­wieść o magii, która może być prze­ra­ża­jąca.

„Kir­kus Review”

Trzy­ma­jąca w napię­ciu powieść z mądrym prze­sła­niem o potrze­bie samo­ak­cep­ta­cji i sile przy­jaźni, która pomaga sta­wiać czoła życio­wym pro­ble­mom. Oprócz intry­gu­jąco mrocz­nych histo­rii znaj­dziemy tu też wiele reflek­sji o tru­dach pisar­skiego rze­mio­sła oraz kilka cen­nych wska­zó­wek na temat two­rze­nia pory­wa­ją­cych fabuł.

„Com­mon Sense Media”

Night­bo­oks Copy­ri­ght © 2018 by J.A. White

This edi­tion © Baba­ryba 2021 All rights rese­rved.

Ilu­stra­cja na okładce © Daniel Bur­gess Pro­jekt okładki: Amy Ryan Tłu­ma­cze­nie: Pau­lina Zagór­ska Opieka redak­cyjna: Marek Wło­dar­ski Korekta: Kata­rzyna Sza­jow­ska

Wszel­kie prawa zastrze­żone. Powie­la­nie, roz­po­wszech­nia­nie w jakiej­kol­wiek for­mie z wyko­rzy­sta­niem jakich­kol­wiek tech­nik cało­ści lub frag­men­tów niniej­szego dzieła bez wcze­śniej­szej pisem­nej zgody wła­ści­ciela tych praw jest zabro­nione.

ISBN 978-83-62965-89-2 WAR­SZAWA 2021

Wydaw­nic­two BABA­RYBA www.baba­ryba.pl

Wer­sję elek­tro­niczną przy­go­to­wała firma Eli­bri

Dla Jacka Pac­cione jr.

1. Złe pię­tro

1

ZŁE PIĘ­TRO

Wresz­cie cała rodzina zasnęła. Aleks zarzu­cił ple­cak na ramię i wymknął się z miesz­ka­nia, deli­kat­nie przy­trzy­mu­jąc drzwi, żeby przy­pad­kiem nie trza­snęły. Nocą na ósmym pię­trze kory­tarz pre­zen­to­wał się jesz­cze posęp­niej niż zwy­kle, pozba­wiony choćby odro­biny świa­tła wpa­da­ją­cego przez malut­kie okna. Chło­pak zawa­hał się. Stał na wycie­raczce, pró­bu­jąc zwal­czyć chęć powrotu do cie­płego, wygod­nego łóżka. Jeśli wró­cisz – pomy­ślał – jutro wciąż będziesz tym samym, nud­nym Alek­sem Moshe­rem co zawsze. Dzi­wa­kiem. Świ­rem. Fra­je­rem. Chcesz tego?!

– Nie – wyszep­tał i ruszył szybko w stronę windy na końcu kory­ta­rza.

W ciągu dnia przez cien­kie drzwi miesz­kań można było usły­szeć odgłosy codzien­nego życia sąsia­dów: stłu­mione roz­mowy, śmie­chy, pod­nie­sione głosy, dud­nie­nie tele­wi­zo­rów, a nawet nie­udolną grę na skrzyp­cach syna pana Gar­cii… Jed­nak teraz w środku nocy na kory­ta­rzu pano­wała nie­malże mar­twa cisza. Spo­kój ten prze­ry­wało jedy­nie bzy­cze­nie brud­nej żarówki oraz paniczny sze­lest prze­wa­la­ją­cych się w ple­caku Aleksa rze­czy, które – jak mu się zda­wało – chciały uciec przed swoim prze­zna­cze­niem. Chło­pak coraz bar­dziej czuł się winny, a do tego było mu bar­dzo przy­kro. Gdyby tylko nie musiał tego robić… ale nie miał prze­cież innego wyj­ścia.

Na pory­so­wa­nym panelu przy win­dzie wci­snął przy­cisk ze strzałką w dół. Głę­boko w trze­wiach budynku roz­le­gło się skrzy­pie­nie sta­rej maszy­ne­rii prze­ry­wa­jące nocną ciszę. Aleks wzdry­gnął się i zer­k­nął szybko przez ramię. Prze­stra­szył się, że hałas obu­dzi któ­re­goś z domow­ni­ków albo sąsia­dów. Schody byłyby dys­kret­niej­szym roz­wią­za­niem, ale zale­żało mu na cza­sie. Bał się, że gdyby miał nawet tylko chwilę wię­cej do prze­my­śleń, to zwąt­piłby w słusz­ność swo­jej decy­zji.

Ding!

Drzwi do windy otwo­rzyły się z prze­cią­głym skrzy­pie­niem. Wnę­trze było pokryte brud­nymi lustrami. Aleks wszedł do środka i naci­snął przy­cisk -1. Piw­nica była jego ulu­bio­nym miej­scem w całym budynku. Niczym cmen­ta­rzy­sko upior­nych rupieci zapchana była po sam sufit gra­tami porzu­co­nymi tam przez poprzed­nich najem­ców. Jed­nak naj­bar­dziej nie­sa­mo­witą rze­czą w piw­nicy był piec: żela­zny potwór liczący sobie nie­mal sześć­dzie­siąt lat. Aleks nazy­wał go Sta­rym Kop­ciu­chem. To wła­śnie on był celem jego noc­nej wyprawy.

Drzwi zamknęły się, a winda ruszyła powoli i nie­zgrab­nie w dół, szar­piąc co chwilę. Chło­pak zaczął ner­wowo tupać. Choć jego ple­cak był znacz­nie lżej­szy niż zazwy­czaj, zda­wał się cią­żyć mu, jakby wypeł­niony był kamie­niami. Poczuję się lepiej, kiedy w końcu się ich pozbędę – pomy­ślał. Wystar­czy wrzu­cić je do ognia i od razu odejść. Nie cze­kać, nie patrzeć, jak się palą, nie oglą­dać się za sie­bie.

Oczy­wi­ście Aleks rów­nie dobrze mógł wyrzu­cić zawar­tość ple­caka do śmieci i mieć to wszystko z głowy, ale takie roz­wią­za­nie wydało mu się okrutne. Kre­ma­cja w Sta­rym Kop­ciu­chu zda­wała się dostoj­niej­szym poże­gna­niem, przy­po­mi­nała mu pale­nie ciał pole­głych wojow­ni­ków. Uznał, że jest im przy­naj­mniej winien godną śmierć. Koniec koń­ców to prze­cież on je stwo­rzył.

Gdy winda w końcu sta­nęła, a drzwi się otwo­rzyły, zamiast piw­nicy Aleks ujrzał nie­znany mu kory­tarz. Wyświe­tlacz poka­zy­wał pię­tro 4. Coś się musiało chyba zepsuć! – pomy­ślał zasko­czony. Naci­snął ener­gicz­nie kilka razy przy­cisk -1, ale winda ani drgnęła. Aleks prych­nął ze zło­ści. A więc jed­nak schody!

Wyszedł z windy i skie­ro­wał się w stronę klatki scho­do­wej. Kory­tarz na czwar­tym pię­trze miał taki sam układ co na ósmym, ale był wyraź­nie ciem­niej­szy. Aleks zer­k­nął na żarówki, zasta­na­wia­jąc się, czy kilka z nich aby się nie prze­pa­liło, ale wyglą­dało na to, że wszyst­kie były sprawne. Jed­nak z jakie­goś tajem­ni­czego powodu nie oświe­tlały kory­ta­rza tak mocno, jak powinny, jakby ciem­ność go spo­wi­ja­jąca była gęsta, nie­prze­pusz­cza­jąca świa­tła. Aleks pomy­ślał, że to jego wyobraź­nia znów zaczyna pra­co­wać, jed­no­cze­śnie sta­rał się igno­ro­wać zimny dreszcz, który zaczął peł­znąć mu po ple­cach. Pew­nie żarówki są po pro­stu stare albo…

Nagle usły­szał głosy.

Docho­dziły z miesz­ka­nia znaj­du­ją­cego się na końcu kory­ta­rza. Począt­kowo Alek­sowi zda­wało się, że to roz­mowa miesz­kań­ców. Jed­nak kiedy pod­szedł bli­żej, usły­szał prze­ra­ża­jącą muzykę i zdał sobie sprawę, że głosy nale­żały do postaci fil­mo­wych. Uśmiech­nął się, bo od razu roz­po­znał tytuł. To Noc żywych tru­pów!

Miał zale­d­wie cztery lata, kiedy po raz pierw­szy obej­rzał ten film. Powi­nien był wtedy już dawno spać, jed­nak dzi­waczne odgłosy docho­dzące z salonu zacie­ka­wiły go, wstał więc z łóżka, żeby spraw­dzić ich źró­dło. Rodzice sie­dzieli przy­tu­leni na kana­pie przed tele­wi­zo­rem z miską popcornu. Aleks scho­wał się za fote­lem i utkwił wzrok w ekra­nie. Ni­gdy w życiu nie był tak prze­ra­żony i… tak pod­eks­cy­to­wany.

Kiedy rodzice zorien­to­wali się, że nie są sami, było już za późno… Aleks zdą­żył zła­pać bak­cyla grozy i mroku. Wkrótce jego zabawki zostały zapa­ko­wane do pudła i znie­sione do piw­nicy, żeby zro­bić miej­sce pla­sti­ko­wym potwo­rom, wam­pi­rzym kłom oraz plu­szo­wym duchom. Aleks roze­brał swoje wozy stra­żac­kie i rakiety kosmiczne z kloc­ków Lego i zbu­do­wał z nich nawie­dzony dom. Co się zaś tyczyło ksią­żek, to wypo­ży­czał z biblio­teki wyłącz­nie te, które miały napis Hal­lo­ween na grzbie­cie.

Noc żywych tru­pów zaj­mo­wała w jego sercu wyjąt­kowe miej­sce, bo dzięki niej odkrył fascy­nu­jący świat grozy. Kiedy tak stał teraz w ciem­nym kory­ta­rzu na czwar­tym pię­trze, ogar­nęło go nagle silne pra­gnie­nie, które przy­sło­niło mu wszyst­kie inne myśli: żeby jesz­cze raz obej­rzeć ten film. Aleks zro­bił kolejny krok w kie­runku drzwi miesz­ka­nia 4E, wabiony mro­żącą krew w żyłach ścieżką dźwię­kową, aż wresz­cie przy­ło­żył do nich ucho. To był dopiero począ­tek filmu, tuż przed sceną, w któ­rej Bar­bara i jej brat zostali zaata­ko­wani przez zombi na cmen­ta­rzu. Zaafe­ro­wany pomy­ślał, że nie­wiele go omi­nęło. Kom­plet­nie zapo­mniał o swoim ple­caku i o tym, po co w ogóle wyszedł z miesz­ka­nia tak późno w nocy. Jedyne, o czym myślał, to film. Musiał go zoba­czyć. Gdyby roz­są­dek wziął górę, uświa­do­miłby sobie, że to pra­gnie­nie nie miało naj­mniej­szego sensu. Prze­cież mógł obej­rzeć ten film w dowol­nym momen­cie na swoim table­cie, co byłoby na pewno lep­szym pomy­słem niż dobi­ja­nie się do sąsia­dów w środku nocy. Nie­stety, roz­są­dek nie wygrał. Jego skryte za oku­la­rami oczy, zazwy­czaj tak bystre i cie­kaw­skie, teraz jakby zaszły mgłą. Otwo­rzył jesz­cze usta, zdzi­wiony i zasko­czony, przez co zaczął przy­po­mi­nać zombi ze swo­jego uko­cha­nego filmu.

Zapu­kał do drzwi trzy razy, krótko i zde­cy­do­wa­nie. Nie­mal natych­miast otwo­rzyła mu jakaś kobieta, jakby tylko cze­kała na gości.

– No, no, no… i kogo my tu mamy? – zapy­tała, przy­glą­da­jąc mu się z góry. – Jakiś gość!

Kobieta była przed trzy­dziestką, miała jasną cerę i krótko ostrzy­żone, ster­czące włosy. Była ubrana na czarno, a na twa­rzy miała grubą war­stwę maki­jażu, zwłasz­cza wokół oczu.

– Prze­pra­szam – wybą­kał Aleks. Zakrę­ciło mu się w gło­wie. Co ja wypra­wiam? – pomy­ślał. – Nie wiem, dla­czego do pani zapu­ka­łem. Usły­sza­łem po pro­stu…

– Co takiego usły­sza­łeś? – spy­tała kobieta, nachy­la­jąc się ku niemu. – No, powiedz mi.

– Film.

Kobieta się uśmiech­nęła. Miała dziwne zęby, które oddzie­lone były od sie­bie malut­kimi szpar­kami, co spra­wiało, że wyglą­dała jak jedna z tych potwo­rza­stych ryb z głę­bin oce­anu.

– A to ci dopiero! Jaki film?! – zapy­tała ze szczerą cie­ka­wo­ścią.

Aleks popa­trzył na nią podejrz­li­wie. Zza jej ple­ców wciąż było sły­chać dziwne odgłosy. Aku­rat zombi waliły pię­ściami w okno samo­chodu Bar­bary, a mimo to nie­zna­joma kobieta sto­jąca w drzwiach zacho­wy­wała się, jakby nic nie sły­szała.

– Nie wiesz? – spy­tał Aleks.

– A skąd mam wie­dzieć? Ten film jest dla cie­bie, a nie dla mnie – odpo­wie­działa, po czym sze­rzej uchy­liła drzwi. – Chcesz obej­rzeć? Założę się, że to jeden z two­ich ulu­bio­nych!

Nagle Aleksa ogar­nął strach. Jest śro­dek nocy, a ja sobie roz­ma­wiam z obcą osobą jak gdyby ni­gdy nic. Co ja robię?! – pomy­ślał. Cof­nął się o krok. Chciał odejść naj­szyb­ciej, jak to moż­liwe, kiedy w noz­drza ude­rzył go zna­jomy, słodki zapach cze­goś, co naj­wy­raź­niej znaj­do­wało się w miesz­ka­niu. To było jego ulu­bione cia­sto dyniowe, a w dodatku chyba jesz­cze świeżo upie­czone! Poczuł się bez­piecz­nie, wdy­cha­jąc kojący zapach cyna­monu i gałki musz­ka­to­ło­wej. Jego lęki znik­nęły jak ręką odjął. Pomy­ślał, że ta kobieta nie może być groźna. Ot, miła pani, która lubi hor­rory… Zupeł­nie tak jak on!

– Ten film to Noc żywych tru­pów z 1968 roku – wyja­śnił Aleks. – W reży­se­rii Geo­rge’a Romera.

– Och… a to cie­kawe. I jak, mia­łam rację? To jeden z two­ich ulu­bio­nych fil­mów?

– Jeden z dzie­się­ciu naj­bar­dziej ulu­bio­nych. Jest pomię­dzy Pozwól mi wejść i Rin­giem. – Aleks wzru­szył ramio­nami, jakby chciał ukryć zakło­po­ta­nie. – Lubię się bać…

– Brzmisz jak swój chło­pak! – odpo­wie­działa kobieta, sze­roko się uśmie­cha­jąc. – To nie­sa­mo­wite! Już mia­łam zacząć oglą­dać, kiedy aku­rat pomy­śla­łam sobie, jak wspa­niale byłoby obej­rzeć ten film z kimś, kto naprawdę potra­fiłby go doce­nić. I oto jesteś!

Kobieta otwo­rzyła w końcu drzwi na oścież. Aleks dostrzegł salon, a w nim kanapę, która wyglą­dała na bar­dzo wygodną, oraz sto­lik kawowy z tale­rzem wypeł­nio­nym cia­stecz­kami owsia­nymi i pach­ną­cym cia­stem dynio­wym. Wszystko to wyglą­dało zachę­ca­jąco i przy­tul­nie. Na ścia­nie wisiał ogromny tele­wi­zor, a na ekra­nie leciał czarno-biały film, który Aleks tak bar­dzo chciał znowu zoba­czyć. Główna boha­terka ści­gana przez bandę zombi aku­rat bie­gła do domu, gdzie miała pozo­stać uwię­ziona do końca filmu. Aleks tkwił w drzwiach jak zahip­no­ty­zo­wany.

– No, nie stój jak kołek, głup­ta­sie. Wchodź dalej do środka! – zachę­cała go nie­zna­joma.

Nawet dużo póź­niej, kiedy Aleks wie­dział już, że znaj­do­wał się wów­czas pod wpły­wem sil­nego zaklę­cia, nie mógł uwie­rzyć, że tak nie­wiele było trzeba, żeby zwa­bić go do miesz­ka­nia. Czuł się tak, jakby jego ciało nie nale­żało do niego, jakby był ćmą, która nie mogła się oprzeć bla­skowi tele­wi­zora.

Prze­kro­czył próg. Drzwi zatrza­snęły się za nim.

– Mam cię! – wyszep­tała kobieta.

Chwy­ciła go zimną ręką za nad­gar­stek i nagle poczuł, jak ucieka z niego cała ener­gia. Opadł na pokrytą podusz­kami kanapę, z tru­dem opie­ra­jąc się poku­sie, żeby zasnąć.

Kobieta roz­sia­dła się na krze­śle naprze­ciwko. Nie uśmie­chała się już.

– Jak masz na imię? – spy­tała.

– Alek­san­der. Aleks.

– A więc jak?

– Aleks.

Sko­ło­wany rozej­rzał się po miesz­ka­niu. Tele­wi­zor znik­nął, a razem z nim sto­lik i cia­sto dyniowe.

– Co się stało z tele­wi­zo­rem?! – zapy­tał.

– Ni­gdy go tu nie było.

– Nie­prawda! – zapro­te­sto­wał. – Sam widzia­łem…

– To miesz­ka­nie zrobi wszystko, co konieczne, żeby zwa­bić kogoś do środka. Dla każ­dego coś innego! Film rzadko się zda­rza, naj­czę­ściej spraw­dza się jedze­nie. Przez żołą­dek do serca… ha, ha, ha!

– Poczu­łem cia­sto dyniowe.

– No, o to mi wła­śnie cho­dzi.

Aleks z tru­dem zebrał myśli. Pokój wiro­wał mu przed oczami, jakby dopiero co wysiadł z kolejki gór­skiej w weso­łym mia­steczku. Zro­biło mu się nie­do­brze.

– Chcę do domu – powie­dział.

– Oj, oba­wiam się, że to nie­moż­liwe.

Obró­cił się na kana­pie. Ruszał się niczym mucha w smole, jed­nak liczył jesz­cze na to, że uda mu się dosko­czyć do drzwi. Tyle że nie było już żad­nych drzwi… W miej­scu, któ­rym wszedł do środka, teraz znaj­do­wała się ściana.

– Gdzie są drzwi?! – spy­tał na wpół przy­tom­nie.

– Nie ma – odpo­wie­działa bez­tro­sko nie­zna­joma. – Ale nie martw się, nie będą ci już potrzebne.

– To… to nie­moż­liwe… prze­cież drzwi… nie mogą ot tak… – jąkał się Aleks.

– Na­dal nie wiesz, o co cho­dzi? – Wyszcze­rzyła z dumą zęby. – Jestem wiedźmą! – Postu­kała w jego czoło paznok­ciem. – A ty, myszko, wła­śnie wpa­dłeś w moją pułapkę.

Aleks pró­bo­wał wstać, ale nogi miał jak z waty, więc runął na pod­łogę. Ostat­nią rze­czą, którą zare­je­stro­wał, była wszech­ogar­nia­jąca fala ciem­no­ści.

2. Głos zza drzwi

2

GŁOS ZZA DRZWI

Aleks obu­dził się na dole pię­tro­wego łóżka. Nie miał poję­cia ani gdzie się znaj­duje, ani jak się tu zna­lazł. Był dosłow­nie spa­ra­li­żo­wany stra­chem. Stop­niowo zaczęły do niego wra­cać wyda­rze­nia z poprzed­niej nocy.

Winda. Miesz­ka­nie. Wiedźma.

Tyle że ona nie jest chyba praw­dziwą wiedźmą – myślał gorącz­kowo. Prze­cież wiedźmy nie ist­nieją. To po pro­stu jakaś wariatka, któ­rej wydaje się, że jest cza­row­nicą. Ale w takim razie… dla­czego widzia­łem tele­wi­zor, któ­rego wcale tam nie było?! Zahip­no­ty­zo­wała mnie czy co?!

Nagle do głowy przy­szła mu inna prze­ra­ża­jąca myśl: Ktoś śpi na górze… Zaci­snął ner­wowo palce na okry­wa­ją­cym go kocu i spoj­rzał na meta­lowe rurki nad sobą, na któ­rych opie­rał się mate­rac. Aleks pró­bo­wał wyczuć lub usły­szeć, czy na górze ktoś oddy­cha. Cisza. Po chwili bez­sze­lest­nie wstał z łóżka, przy­czaił się i bły­ska­wicz­nie zaj­rzał do góry. Nikogo tam nie było! Tylko stary mate­rac, bez koca ani prze­ście­ra­dła. Chło­pak ode­tchnął z ulgą. W życiu bym nie pomy­ślał, że łóżko pię­trowe może być takie straszne.

Pokój był mały, wypo­sa­żony tylko w pro­ste meble, z lustrem sto­ją­cym w kącie. W pokoju było też dwoje drzwi, z któ­rych jedne pro­wa­dziły do wbu­do­wa­nej w ścianę pra­wie pustej szafy. Wisiały w niej tylko poje­dyn­cze dzie­cięce ubra­nia – koszulki, spodnie, sukienki – w róż­nych roz­mia­rach. Aleks prze­rzu­cał szybko wie­szaki, kiedy nagle przy­po­mniało mu się coś jesz­cze z ubie­głej nocy: To miesz­ka­nie zrobi wszystko, co konieczne, żeby zwa­bić kogoś do środka… naj­czę­ściej spraw­dza się jedze­nie…

Naj­czę­ściej… – powtó­rzył w myślach Aleks. Zro­biło mu się nie­do­brze ze stra­chu. A więc nie jestem tu pierw­szy.

Oczy­wi­ście, gdyby potrak­to­wać zupeł­nie serio to, co powie­działa mu nie­zna­joma kobieta, to miesz­ka­nie miało zdol­ność czy­ta­nia w ludz­kich umy­słach tylko po to, by sku­tecz­nie zwa­bić ofiarę do środka. Jak spryt­niej­sza wer­sja pier­ni­ko­wej chatki z Jasia i Mał­gosi – pomy­ślał. Przy­nętą dla mnie był mój ulu­biony hor­ror. Spoj­rzał na wiszące w sza­fie ubra­nia. Ale co się stało z innymi? Co ich tu ścią­gnęło? Zapach ulu­bio­nych potraw? Głosy zna­jo­mych?

– Nie! – powie­dział sta­now­czo Aleks. – To nie­moż­liwe! Prze­cież magia nie ist­nieje!

Zatrza­snął drzwi do szafy z takim hukiem, że w środku aż zakle­ko­tały wie­szaki. Jeśli nawet magia poja­wia się tylko w baj­kach, to wciąż pozo­sta­wało fak­tem, że w tym pokoju spało przed nim wiele innych osób, a po ubra­niach w sza­fie oce­nia­jąc, w więk­szo­ści dzieci. Straszna myśl… Skoro Aleks nie był pierw­szą osobą porwaną przez tę kobietę, to co się stało z całą resztą?!

Zanim jego bujna wyobraź­nia zdą­żyła pod­su­nąć mu krwawe odpo­wie­dzi na to pyta­nie, Aleks ruszył do dru­gich drzwi, pra­wie prze­wra­ca­jąc się po dro­dze o swój ple­cak. Drzwi wyglą­dały zupeł­nie zwy­czaj­nie: może jedy­nie poza tym, że w zamku zamiast jed­nej były dwie dziurki od klu­cza. Górna dziurka nie wyróż­niała się niczym szcze­gól­nym, za to dolna miała nie­ty­powy kształt jakby pół­księ­życa. To pew­nie jakiś spe­cjalny rodzaj zamka, żeby nikt stąd nie uciekł – pomy­ślał. Był tak pewny, że drzwi będą zamknięte, że aż się wzdry­gnął, kiedy ustą­piły po naci­śnię­ciu klamki. Musiała zapo­mnieć zamknąć… – pomy­ślał, czu­jąc jed­no­cze­śnie, jak budzi się w nim nadzieja na udaną ucieczkę.

Aleks wstrzy­mał oddech i otwo­rzył drzwi naj­ci­szej i naj­wol­niej, jak tylko potra­fił. Kolejny pokój wyglą­dał iden­tycz­nie jak poprzedni: pro­ste łóżko, wbu­do­wana szafa, lustro w kącie. Wszedł do środka, uwa­ża­jąc, by pod­łoga nie zaskrzy­piała pod jego cię­ża­rem. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, te na chwilę znik­nęły, a w ich miej­scu poja­wiła się ściana. Po kilku sekun­dach drzwi znowu były na swoim miej­scu.

– Że co?! – wydu­sił zszo­ko­wany i zaczął się cofać, aż potknął się o coś na pod­ło­dze.

Jego ple­cak.

– To nie­moż­liwe! – powie­dział, krę­cąc głową. – Prze­cież on został w tam­tym pokoju!

Zaj­rzał do środka i już nie miał wąt­pli­wo­ści: to był naprawdę jego ple­cak, który w jakiś nie­wy­ja­śniony spo­sób tele­por­to­wał się z poprzed­niego pokoju albo działo się tu coś jesz­cze dziw­niej­szego. Drżą­cymi rękami otwo­rzył szafę. W środku wisiały dzie­cięce ubra­nia, iden­tyczne jak te, które oglą­dał w poprzed­nim pomiesz­cze­niu zale­d­wie chwilę temu.

– To ten sam pokój! – stwier­dził zdu­miony.

Otwo­rzył drzwi z dwiema dziur­kami na klucz i zaczął porów­ny­wać oba pokoje w poszu­ki­wa­niu choćby naj­mniej­szego szcze­gółu, który by je róż­nił. Nic nie zna­lazł. Drzwi w kolej­nym pokoju też były otwarte i pro­wa­dziły do nie­skoń­czo­nej liczby kolej­nych iden­tycz­nych pokoi, niczym odbi­cie uchwy­cone mię­dzy dwoma lustrami. Cie­kawe, co się sta­nie, jak pod­niosę ple­cak? Bliź­nia­czy ple­cak w kolej­nym pokoju uniósł się sam w powie­trzu niczym rekwi­zyt w nawie­dzo­nym domu. Czy to zaklęte wię­zie­nie, z któ­rego nie da się uciec?! – zapy­tał sam sie­bie.

Zamknął drzwi i usiadł na łóżku. Wszyst­kie try­biki w jego mózgu krę­ciły się jak sza­lone, kiedy pró­bo­wał zro­zu­mieć to, czego wła­śnie doświad­czał. Jego świat został wywró­cony do góry nogami. To chyba ozna­cza, że magia ist­nieje… – pomy­ślał pod­ła­many i scho­wał twarz w dło­niach.

Długo sie­dział w tej pozy­cji, aż przy­szła mu do głowy nowa myśl. Zerwał się na równe nogi i zaczął drzeć się wnie­bo­głosy, ska­kać i walić pię­ściami w ściany, tak żeby hałas był jak naj­więk­szy.

– Pomocy! Porwała mnie jakaś wariatka! Poli­cja!

Może i to miesz­ka­nie jest zacza­ro­wane, ale wciąż znaj­duje się w budynku w Nowym Jorku – myślał. To nie jest jakaś chatka w leśnej głu­szy. Ktoś musi mnie usły­szeć. Ktoś…

Ściany zadrżały.

Jako miesz­ka­niec Wschod­niego Wybrzeża Sta­nów Zjed­no­czo­nych Aleks ni­gdy nie doświad­czył trzę­sie­nia ziemi. A jed­nak to, co wła­śnie poczuł i zoba­czył, drżąca pod­łoga i trzę­sące się ściany, dokład­nie odpo­wia­dało jego wyobra­że­niom o trzę­sie­niach ziemi. Z prze­ra­że­nia aż zabra­kło mu tchu. Był pewny, że lada moment pod­łoga pod nim pęk­nie na pół i pochło­nie go w cało­ści albo że sufit zwali mu się na głowę, grze­biąc go na zawsze pod zwa­łami gruzu…

I nagle wszystko ustało.

Co to było? – zdzi­wił się. Upadł na kolana w ocze­ki­wa­niu na drugą falę wstrzą­sów. To nie mogło być trzę­sie­nie ziemi, nie w Nowym Jorku… Ale skoro to nie było trzę­sie­nie ziemi, to co?!

Wtem usły­szał jakby dra­pa­nie i zoba­czył, że ktoś naci­ska klamkę z zewnątrz. Zauwa­żył jesz­cze, że po dru­giej stro­nie drzwi ktoś wkłada klucz do tego dziw­nego zamka. Do pokoju weszła wiedźma.

– No i czemu tak się wydzie­rasz?! – spy­tała. – To miesz­ka­nie jest zaklęte. Mogłaby w nim zagrać cała orkie­stra sym­fo­niczna, a i tak na zewnątrz nic by nie było sły­chać.

Miała na sobie zwiewną czarną suk­nię, czarne buty i czarną szminkę na ustach. Nosiła dłu­gie, ostro zakoń­czone paznok­cie także poma­lo­wane na czarno. Na szyi miała wisio­rek: czar­nego chrząsz­cza zato­pio­nego w bursz­ty­nie.

Wygląda zupeł­nie jak wiedźma – pomy­ślał Aleks. Jedyne, czego jej bra­kuje, to mio­tły i spi­cza­stego kape­lu­sza.

W ręku miała pęk klu­czy. Nie­które wyglą­dały zwy­czaj­nie, pod­czas gdy inne były białe, zro­bione jakby z kości sło­nio­wej.

– To było trzę­sie­nie ziemi… czy jak? – bąk­nął pyta­jąco.

– Nie, to tylko miesz­ka­nie się usta­wiało. Cza­sem to się zda­rza.

– Naprawdę? – zdzi­wił się szcze­rze Aleks. – Wyda­wało mi się, że…

Kobieta znik­nęła na jego oczach.

– Bu! – szep­nęła mu pro­sto do ucha. Stała tuż za nim.

Aleks krzyk­nął ze stra­chu i chwie­jąc się, o mało się nie prze­wró­cił.

– Nie­sa­mo­wite, co? – spy­tała wyraź­nie zado­wo­lona z sie­bie kobieta. – Chcesz jesz­cze raz?

Aleks nie mógł wydu­sić ani słowa, więc tylko pokrę­cił prze­cząco głową.

Jest wiedźmą – pomy­ślał. Praw­dziwą, żywą, stu­pro­cen­tową wiedźmą.

– Wypuść mnie, pro­szę – ode­zwał się w końcu gło­sem tak sła­bym, że brzmiał jak szept. – Nikomu nic nie powiem, obie­cuję!

– Alan, tak? – spy­tała.

– Aleks.

– Aleks, nie Alek­san­der – przy­po­mniała sobie. – Jestem Nata­sza. Pro­blem polega na tym, że nie mogę cię wypu­ścić. Ani teraz, ani ni­gdy.

– Dla­czego nie? – spy­tał ner­wowo chło­pak. – Zamie­rzasz zro­bić mi jakąś krzywdę? – Gar­dło miał tak ści­śnięte stra­chem, że jego głos nawet dla niego brzmiał obco.

– Jestem wiedźmą. Ty jesteś dziec­kiem. No prze­cież wia­domo, że nie będziemy grać w war­caby… Co ty, bajek ni­gdy nie czy­ta­łeś? – powie­działa Nata­sza.

Aleks poki­wał głową.

– To wiesz, co i jak – wes­tchnęła znu­żona. – Zresztą nie mam już wię­cej czasu. Jestem spóź­niona na ważne spo­tka­nie.

Przyj­rzała mu się uważ­nie i uśmiech­nęła się pod nosem.

– Na pra­cu­sia to ty mi nie wyglą­dasz. Tro­chę za dużo dese­rów lodo­wych jak na moje oko. I co ja mam z tobą zro­bić?

– Możesz na przy­kład mnie wypu­ścić – zasu­ge­ro­wał Aleks.

– Ha! Zabawny jesteś. Na twoje nie­szczę­ście zabawny to jed­nak nie to samo co uży­teczny. No cóż… Jeśli nic z tego nie wyj­dzie, w naj­gor­szym razie dołą­czysz do mojej kolek­cji. – Potarła ręce, jakby je myła. – I po kło­po­cie!

– Co to za kolek…

Nagle, zer­ka­jąc na zega­rek, Nata­sza krzyk­nęła:

– Przez cie­bie jestem teraz jesz­cze bar­dziej spóź­niona! Jesteś tu dopiero od paru godzin, a już mam z tobą pro­blemy. To nie wróży dobrze naszej współ­pracy, Alan!

Wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Zamek klik­nął.

Aleks znów był zamknięty.

Bez okien, które pozwo­li­łyby oce­nić upływ czasu, godziny zle­wały się w jed­no­litą, cią­gnącą się masę. Aleks nie miał poję­cia, ile czasu spę­dził w swoim wię­zie­niu. Cztery godziny? – zasta­na­wiał się. A może osiem? Nie było sensu szu­kać drogi ucieczki. Zmie­niał pokoje kilka razy bez naj­mniej­szego efektu.

Już nawet nie miał ochoty wołać o pomoc. Uwie­rzył Nata­szy, kiedy powie­działa mu, że i tak nikt go nie usły­szy. Było nie było, na wła­sne oczy widział, jak ona sama znika i poja­wia się rów­nie nagle w innej czę­ści pokoju. W porów­na­niu do tych jej sztu­czek dźwię­kosz­czel­ność miesz­ka­nia nie wyda­wała mu się jakąś wyjąt­kowo nad­zwy­czajną cechą.

Choć pró­bo­wał powstrzy­mać łzy, to nie dał rady i tro­chę sobie popła­kał. Był zała­many. Było mu zimno, bał się, czuł się samotny i… roz­cza­ro­wany. Prze­cież całe życie uwiel­biał straszne histo­rie i w końcu sam został boha­te­rem jed­nej z nich. Powi­nien więc być zado­wo­lony. Pro­blem pole­gał jed­nak na tym, że wiedźmy, o któ­rych Aleks wcze­śniej czy­tał w książ­kach, były straszne tylko „na papie­rze”. Nata­sza zaś była naprawdę prze­ra­ża­jąca, a to sta­no­wiło ogromną róż­nicę.

Co ona ze mną zrobi, kiedy tu wróci? – cią­gle się zasta­na­wiał. Jego wyobraź­nia pod­su­wała mu same okropne sce­na­riu­sze. Może mnie zje? Albo ugo­tuje w kotle? Albo pokroi na kawałki i użyje jako skład­nika do jakie­goś zaklę­cia? W jego gło­wie poja­wiały się maka­bryczne pomy­sły, a każdy kolejny był strasz­niej­szy od poprzed­niego. Aleks pró­bo­wał pozbyć się tych myśli, ale to wcale nie było takie pro­ste jak zamknię­cie drzwi czy wyłą­cze­nie świa­tła. Jedyne, co mógł zro­bić, to prze­cze­kać ten strach.

Wresz­cie usły­szał kroki.

Począt­kowo zda­wało mu się, że to wró­ciła Nata­sza. Serce zabiło mu w piersi jak sza­lone. To koniec – pomy­ślał. Tym­cza­sem zamiast otwo­rzyć drzwi, osoba po dru­giej stro­nie się zawa­hała. Przez szparę w pod­ło­dze Aleks dostrzegł długi cień.

– Halo? Jest tam kto? – spy­tał.

Usły­szał czyjś płytki oddech.

– Bła­gam! Ona nie­długo wróci! Pro­szę, pomóż mi! – wołał Aleks.

Cisza prze­cią­gała się tak długo, że chło­pak zaczął się zasta­na­wiać, czy to jego wyobraź­nia nie spła­tała mu figla. Wtem usły­szał dziew­częcy szept:

– Ona lubi straszne histo­rie…

Deski pod­łogi zaskrzy­piały, a cień zza drzwi odszedł. Aleks znowu był sam.

3. Co było w ple­caku?

3

CO BYŁO W PLE­CAKU?

Aleks zda­wał sobie sprawę z tego, że nie był odważny. Bał się kole­jek gór­skich, ład­nych dziew­czyn i że zgubi się rodzi­com w tłu­mie. Jeśli zda­rzyło mu się, że w szkole któ­ryś ze star­szych dzie­cia­ków wpadł na nie-go na kory­ta­rzu – nie­ważne, czy celowo, czy nie – zawsze pod nosem mam­ro­tał „sorki” i szedł dalej. Nawet kla­sówki z matmy spra­wiały, że oble­wał go zimny pot.

Nie­stety, teraz zna­lazł się w sytu­acji, w któ­rej przy­da­łoby mu się dużo odwagi. Jako że sam dosko­nale wie­dział, że zde­cy­do­wa­nie mu jej bra­kuje, sta­rał się wyobra­zić sobie, co by w tej sytu­acji zro­bił jego star­szy brat. Nie było to trudne zada­nie. John na wszel­kie prze­ciw­no­ści losu reago­wał zło­ścią, a cza­sami nawet agre­sją, czego dowo­dem było całe pudło poła­ma­nych padów do gry.

Zno­kau­to­wałby ją przy pierw­szej lep­szej oka­zji – pomy­ślał Aleks.

Ogól­nie rzecz bio­rąc, Aleks uwa­żał swo­jego star­szego brata za tępaka o IQ nie­wiele wyż­szym od zombi, jed­nak w obec­nej sytu­acji musiał przy­znać, że podej­ście Johna wyda­wało się naj­wła­ściw­sze. Zatem kiedy tylko Nata­sza wróci, Aleks prze­wróci ją na pod­łogę, zabie­rze jej klu­cze, uciek­nie z pokoju i zatrza­śnie za sobą drzwi.

Będę musiał zaata­ko­wać ją z zasko­cze­nia, zanim rzuci na mnie jakieś zaklę­cie. Tylko w ten spo­sób mam jakie­kol­wiek szanse – kom­bi­no­wał.

Przy­jął pozy­cję sprin­tera w bloku star­to­wym, opie­ra­jąc stopę o ramę łóżka. Usta­wił się w kie­runku wej­ścia do pokoju. Sta­rał się wytrwać w swo­jej pozy­cji, raz po raz napi­na­jąc mię­śnie oraz doda­jąc sobie odwagi wyobra­ża­niem, że jest wojow­ni­kiem przy­go­to­wa­nym do ataku.

Wresz­cie się docze­kał! Ktoś naci­snął klamkę… Aleks rzu­cił się naprzód. Nata­sza wcho­dząc do środka, unio­sła brwi na widok lecą­cego w jej kie­runku nie­zdar­nego ciała i lek­ce­wa­żąco mach­nęła ręką. Aleks poczuł, jak coś łapie go w żela­zny uchwyt i cią­gnie za nogi. Po bole­snym lądo­wa­niu spoj­rzał za sie­bie – to meta­lowe nogi łóżka owi­nęły mu się wokół kostek niczym wino­rośl. Na jego oczach zaraz go puściły i przy­brały pier­wotny nie­winny kształt. Nata­sza patrzyła na Aleksa z rezy­gna­cją, jakby był przy­krym obo­wiąz­kiem, któ­rego nie da się już prze­ło­żyć na póź­niej… na przy­kład brudną pod­łogą do umy­cia albo pustą lodówką.

– Moje spo­tka­nie poszło świet­nie! – zawo­łała tak, jakby chło­pak ją o to zapy­tał. – Nowy klient! Zło­żył ogromne zamó­wie­nie, zaofe­ro­wał podwójną stawkę. Cudow­nie, prawda?

Aleks był zain­try­go­wany, mimo tej prze­dziw­nej sytu­acji, w któ­rej się zna­lazł. Wiedźmy z ksią­żek i fil­mów zaj­mo­wały się głów­nie rzu­ca­niem klątw i szpa­chlo­wa­niem leśnych cha­tek lukrem. Nie koja­rzył żad­nej histo­rii, w któ­rej wiedźma mia­łaby wła­sną dobrze pro­spe­ru­jącą firmę.

– A na co to zamó­wie­nie? – spy­tał.

– A jak ci się wydaje? Magiczne olejki, rzecz jasna! Jest na nie ogromny popyt. Klą­twa na wku­rza­ją­cego sąsiada, szczypta szczę­ścia na week­en­dowy wypad za mia­sto. No i olejki miło­sne. – Nata­sza prze­wró­ciła oczami. – Mam ich po dziurki w nosie. No, ale jak to mówią: busi­ness is busi­ness.

Aleks zmu­sił się do uśmie­chu. Skoro nie mógł stąd uciec, posta­no­wił przy­naj­mniej wkraść się nieco w łaski wiedźmy.

– Gra­tu­la­cje! To naprawdę… super!

– Jak miło z two­jej strony – powie­działa Nata­sza, kle­piąc go po gło­wie. – Nie­stety, w związku z tym, że wszystko mi tak świet­nie idzie, nie zamie­rzam rzu­cać sobie kłód pod nogi. Raczej nie będę mieć z cie­bie pożytku…

Unio­sła ręce w górę. Zaczęły lśnić błę­kit­nym bla­skiem.

– Bądź grzeczny i nie ruszaj się przez chwilę. Tylko nie zamy­kaj oczu! – instru­owała go – Jak­byś pozo­wał do zdję­cia…

Zni­żyła ręce do wyso­ko­ści jego ramion. Chło­pak zadrżał ze stra­chu, rozu­mie­jąc, że to już koniec i że nie ma przed nią nawet dokąd uciec. Chcę do domu. Chcę znów spo­tkać moją rodzinę – pomy­ślał. Nagle przy­po­mniał sobie słowa dziew­czyny zza drzwi.

– Opo­wie­dzieć ci dobrą histo­rię? – spy­tał, uzna­jąc, że i tak nie ma nic do stra­ce­nia.

Nata­sza prze­rwała i spoj­rzała na niego zacie­ka­wiona, prze­chy­la­jąc głowę na bok.

– A co to za histo­ria? – spy­tała.

– Straszna!

Spoj­rzała na Aleksa scep­tycz­nie, a błę­kitne świa­tło wokół jej dłoni znik­nęło.

– No, cie­kawe. Zasta­na­wiam się… – prze­rwała na chwilę i pokrę­ciła głową. – Nieee, jesteś tylko zwy­czaj­nym chłop­cem. Jakież to straszne histo­rie może znać ktoś taki jak ty?! Wyczy­ta­łeś coś w książce z biblio­teczki szkol­nej? Usły­sza­łeś przy ogni­sku? Nie dla mnie jakieś ckliwe bajeczki dla przed­szko­la­ków.

– Moich na pewno nie sły­sza­łaś. Sam je wymy­śli­łem!

– Jesz­cze gorzej! – burk­nęła Nata­sza. – Potrze­buję naprawdę prze­ra­ża­ją­cych i zaska­ku­ją­cych histo­rii, a nie jakichś łza­wych bajek dla dzieci.

Aleks aż poczer­wie­niał ze zło­ści.

– Moje opo­wia­da­nia nie są łzawe! Są straszne! – krzyk­nął. – Nawet bar­dzo straszne! To dla­tego zamie­rza­łem je spa­lić w piecu zeszłej nocy!

– Prze­cież to bez sensu – stwier­dziła Nata­sza. – Jeśli te histo­rie są tak dobre, jak twier­dzisz, po co miał­byś je nisz­czyć?

Aleks mil­czał. Instynkt pod­po­wia­dał mu, że powi­nien zacho­wać szcze­góły dla sie­bie, przy­naj­mniej na razie. Bo kiedy Nata­sza dowie się wszyst­kiego, to prze­sta­nie się nim inte­re­so­wać. Jeśli więc miał wyjść z tej opre­sji teraz cało, to musi doło­żyć wszel­kich sta­rań, by nie zdra­dzić jej od razu wszyst­kiego.

– No dobra! – powie­działa w końcu Nata­sza i kla­snęła. Z pod­łogi natych­miast wyro­sło krze­sło niczym utkane z cie­nia. Roz­sia­dła się na nim wygod­nie i spoj­rzała na Aleksa wycze­ku­jąco.

– Dobra, dawaj tę straszną histo­rię. Zobaczmy, czy jest tak dobra, jak ją rekla­mu­jesz.

Aleks chwy­cił swój ple­cak. Ręce miał spo­cone ze zde­ner­wo­wa­nia.

– Co robisz? – spy­tała Nata­sza.

– Moje Księgi Mroku są w ple­caku – wyja­śnił.

– Księgi Mroku?!

– To zeszyty, w któ­rych spi­suję moje opo­wia­da­nia – wytłu­ma­czył Aleks. – Czę­sto nie mogę spać. A jak już zasnę, to mam kosz­mary. Jedy­nym spo­so­bem na uwol­nie­nie się od nich jest prze­la­nie ich na papier.

– Księgi Mroku – powtó­rzyła Nata­sza. Mla­snęła, jakby spraw­dzała smak tych słów. – Podoba mi się.

Aleks przy­klęk­nął, otwo­rzył przed­nią kie­szeń ple­caka i wycią­gnął z niej zeszyt o mar­mur­ko­wej okładce, pod­pi­sa­nej jego sta­ran­nie wyka­li­gra­fo­wa­nym imie­niem. Którą histo­rię wybrać? – myślał gorącz­kowo. W samym zeszy­cie, który wła­śnie trzy­mał, miał ich kil­ka­dzie­siąt. Zda­wał sobie sprawę, że jeśli teraz dokona złego wyboru, może już ni­gdy nie dostać dru­giej szansy.

– Coś krót­kiego – powie­działa wyraź­nie znie­cier­pli­wiona Nata­sza. – Przy­sta­weczkę, żebym mogła oce­nić, czy mam ochotę na dru­gie danie.

Aleks otwo­rzył pierw­szą Księgę Mroku i zaczął ją kart­ko­wać drżą­cymi rękami. Wresz­cie zna­lazł histo­rię, którą uznał za odpo­wied­nią. Jeśli jej się nie spodoba, to już po mnie… – pomy­ślał.

I zaczął czy­tać.

SMUTNE OCZY PSA

Greg po raz pierw­szy zoba­czył tego psa, kiedy był w odwie­dzi­nach u Eryka. Chłopcy bawili się razem cały dzień. Naj­pierw grali na kon­soli, a kiedy to im się znu­dziło, posta­no­wili wyjść porzu­cać fris­bee. Pies sie­dział na ganku przed domem. Był raczej śred­niej wiel­ko­ści, z nędz­nymi reszt­kami bia­łej sier­ści wyra­sta­ją­cej z pokry­tej świerz­bem skóry. Wyglą­dał jak stary sprany pod­ko­szu­lek, który już dawno powi­nien był wylą­do­wać w koszu na śmieci. Ani Greg, ani Eryk nie wie­dzieli, co to za rasa.

– Dobry pie­sek – powie­dział łagod­nie Eryk.

Uklęk­nął, żeby pogła­skać psa. Ten nawet nie zamer­dał ogo­nem. Patrzył tylko na chłopca smut­nymi oczami.

– Musiał się zgu­bić – stwier­dził Greg, trzy­ma­jąc się z daleka od zwie­rzę­cia. Jego mamę pies ugryzł, kiedy była jesz­cze małą dziew­czynką, więc zawsze mu powta­rzała, żeby nie zbli­żał się do obcych zwie­rząt. – Sprawdź obrożę, może to pies któ­re­goś z sąsia­dów? – zasu­ge­ro­wał.

Eryk przyj­rzał się zawieszce na meta­lo­wej obroży. Była czarna, błysz­cząca, w kształ­cie trój­kąta, i nie było na niej ani imie­nia psa, ani adresu wła­ści­ciela.

– Dziwne – mruk­nął Eryk, dotknąw­szy nie­zwy­kłej zawieszki. – Zobacz, jest zimna jak lód.

– Nie, spoko, dzięki. – Greg cof­nął się o krok.

Pies patrzył na niego smutno. Greg sam nie wie­dział czemu, ale nagle poczuł, że chce wziąć nogi za pas.

– Spa­dam do domu – powie­dział.

Następ­nego ranka rodzice posa­dzili go przy stole w jadalni i prze­ka­zali mu straszną wia­do­mość: w no-cy w wyniku zwar­cia insta­la­cji elek­trycz­nej w domu Eryka wybuchł pożar. Cała rodzina Eryka wów­czas spała. Nikt nie prze­żył.

Minął rok. Greg na­dal czuł smu­tek na myśl o Eryku, ale ten smu­tek powoli mijał. Pew­nego dnia w dro­dze powrot­nej ze szkoły prze­cho­dził obok domu Wil­so­nów. Widać było, że nikt nie kosił traw­nika przed ich domem już od dłuż­szego czasu, a ze skrzynki na listy wysy­py­wała się poczta. Żaden z sąsia­dów nie miał tego jed­nak rodzi­nie Wil­so­nów za złe. Ich córka Renne była bar­dzo chora. To nie było zwy­kłe prze­zię­bie­nie, na które mama wypi­sa­łaby jej zwol­nie­nie z lek­cji, tylko cho­roba, przez którą Renne musiała noco­wać w szpi­talu.

W oknie domu Wil­so­nów Greg doj­rzał bia­łego psa, który upo­rczy­wie mu się przy­glą­dał.

Greg kom­plet­nie zapo­mniał o tym psie, któ­rego widział przed domem Eryka w dzień tra­gicz­nego pożaru. Teraz wspo­mnie­nia wró­ciły wez­braną falą. To nie może być ten sam pies. To nie­moż­liwe! Greg pod­szedł bli­żej domu, żeby lepiej przyj­rzeć się zwie­rzę­ciu. Pies sie­dział nie­ru­chomo niczym posąg i patrzył na niego smut­nymi oczami.

Na obroży wisiała czarna trój­kątna zawieszka.

Greg rzu­cił się bie­giem do domu. Następ­nego ranka ktoś zadzwo­nił do jego mamy. Mama słu­chała przez chwilę głosu po dru­giej stro­nie, po czym wybu­chła pła­czem.

Renne Wil­son umarła we śnie.

Po tym zda­rze­niu Greg zaczął wypa­try­wać bia­łego psa wszę­dzie, gdzie­kol­wiek poszedł. Koniec koń­ców doszedł do wnio­sku, że pies był jedy­nie wytwo­rem jego wyobraźni.

Pew­nego pięk­nego let­niego dnia Greg wybrał się do weso­łego mia­steczka. Aku­rat otwo­rzyli nową atrak­cję: kolejkę gór­ską. To była jedna z naj­więk­szych takich kole­jek na świe­cie. Greg długo cze­kał, żeby się nią prze­je­chać. Począt­kowo mama nie chciała się zgo­dzić, bo czy­tała w inter­ne­cie, że ta kolejka nie była do końca bez­pieczna, ale Gre­gowi udało się wresz­cie ją prze­ko­nać. Do kasy stał kilka godzin, żeby dostać miej­sce w pierw­szym wago­nie. Zapi­na­jąc pas bez­pie­czeń­stwa, był pewny, że warto było cze­kać.

Kolejka pięła się w górę powoli, coraz wyżej i wyżej. Greg spoj­rzał za sie­bie i aż go zatkało. Ludzie na dole byli tak daleko, że wyda­wali się malutcy jak robaczki. Wyszcze­rzył zęby w sze­ro­kim uśmie­chu. Ale będzie eks­tra!

Wzdłuż kolejki wybu­do­wano maleń­kie schodki na wypa­dek, gdyby pra­cow­nik weso­łego mia­steczka miał wejść na górę, żeby coś napra­wić. Na samej górze znaj­do­wała się nie­wielka plat­forma, aku­rat na jedną osobę. Greg zoba­czył, że sie­dzi na niej biały pies i obser­wuje, jak kolejka pnie się w górę. Jego oczy wyglą­dały jesz­cze smut­niej niż wcze­śniej. Słońce odbi­jało się w czar­nej zawieszce na obroży.

Greg zadrżał, bo wie­dział, że obec­ność psa może ozna­czać tylko jedno.

– Zatrzy­mać kolejkę! – wrza­snął, pró­bu­jąc jed­no­cze­śnie wyszarp­nąć się z pasów bez­pie­czeń­stwa.

Ale było już za późno. Pierw­szy wago­nik kolejki zaczął już zjeż­dżać w dół.

Greg zdą­żył jesz­cze tylko usły­szeć, jak wszy­scy pasa­że­ro­wie zaczęli prze­raź­li­wie krzy­czeć…

Aleks zamknął swoją Księgę Mroku. Nata­sza patrzyła na niego, prze­ni­kli­wie mru­żąc oczy.

Nie podo­bało się jej – pomy­ślał Aleks. Zmar­no­wa­łem swoją jedyną szansę!

– Naprawdę sam to napi­sa­łeś? – spy­tała wresz­cie.

Aleks poki­wał głową.

– Na pewno? Może po pro­stu prze­czy­ta­łeś gdzieś opo­wia­da­nie, które ci się spodo­bało, prze­pi­sa­łeś je do tego zeszy­ciku i powie­dzia­łeś wszyst­kim, że to twoje?

– Ni­gdy bym cze­goś takiego nie zro­bił! – obu­rzył się Aleks. Gniew oka­zał się sil­niej­szy od stra­chu. – To moja histo­ria. Mogę ci nawet powie­dzieć, skąd mi przy­szła do głowy. Mój przy­ja­ciel zna­lazł kie­dyś psa, a ja wyobra­zi­łem sobie, co by było, gdyby Ponury Kosiarz miał zwie­rzątko…

Nata­sza unio­sła brwi zacie­ka­wiona.

– Więk­szość dzie­cia­ków po pro­stu rzu­ci­łaby psu piłkę i tyle! – stwier­dziła.

– Więk­szość dzie­cia­ków… – odpo­wie­dział Aleks i zaci­snął palce na Księ­dze Mroku. – Więk­szość bawi się z psami, a ja bawię się z liter­kami w „A co by było gdyby…”. Chciał­bym być taki jak inni, ale nie­stety nie potra­fię.

– No, raczej nie. – Nata­sza uśmiech­nęła się wyro­zu­miale. – Domy­ślam się, że nie.

Wciąż przy­glą­dała się Alek­sowi, bez­wied­nie gła­dząc kosmyk cie­nia z magicz­nego krze­sła i okrę­ca­jąc go sobie wokół palca.

– Podo­bało ci się…? – spy­tał wresz­cie Aleks, prze­kli­na­jąc w duchu swoją nie­pew­ność oraz potrzebę pozna­nia odpo­wie­dzi.

Ni­gdy jesz­cze nie dał nikomu do prze­czy­ta­nia żad­nego swo­jego opo­wia­da­nia, więc teraz, kiedy to już zro­bił, był bar­dzo cie­kaw jej opi­nii.

– Złe pyta­nie – odpo­wie­działa Nata­sza.

Wstała z cie­ni­stego krze­sła, które od razu roz­pły­nęło się w powie­trzu, i przy­ło­żyła ucho do naj­bliż­szej ściany niczym kasiarz.

– Co robisz?! – spy­tał Aleks.

– Ćśśś…

Nata­sza słu­chała uważ­nie. Wresz­cie kiw­nęła z satys­fak­cją głową.

– Dobrze – powie­działa. – Tak, to mi wystar­czy.

– Co wystar­czy?! – spy­tał Aleks. – O czym ty mówisz?!

Wiedźma zigno­ro­wała go i otwo­rzyła drzwi do pokoju. Aleks zdo­łał dostrzec cią­gnący się za nimi kory­tarz, który wyglą­dał zupeł­nie zwy­czaj­nie.

– Śpij dobrze, opo­wia­da­czu – rzu­ciła Nata­sza, wycho­dząc z miesz­ka­nia. – Jutro zaczniesz naprawdę pra­co­wać.

Zamknęła za sobą drzwi.

4. Salon Mrocz­nych Dzi­wów

4

SALON MROCZ­NYCH DZI­WÓW

Aleksa obu­dził zna­jomy dźwięk: jego mama i tata hała­so­wali w kuchni, przy­go­to­wu­jąc nie­dzielne śnia­da­nie. Głosy, śmie­chy, brzęk garn­ków i patelni… Kiedy otwo­rzył oczy, domowy har­mi­der od razu ucichł. To była tylko okrutna faza przej­ściowa mię­dzy snem a jawą.

Nie jestem w domu – przy­po­mniał sobie Aleks. Porwała mnie wiedźma.

Zamknął oczy, wciąż jesz­cze nie­go­towy na wyj­ście z bez­piecz­nego łóżka. Myślał o swo­jej rodzi­nie. Czy ktoś w ogóle zorien­to­wał się, że zagi­ną­łem? Na pewno nie jego brat, John, który w pią­tek rano zawsze spie­szył się na auto­bus. Tata też pew­nie nie. Ni­gdy nie był ran­nym ptasz­kiem i zale­gał w łóżku tak długo, jak tylko się dało.

Mama na pewno coś zauwa­żyła!

Oczami wyobraźni Aleks widział, jak mama wcho­dzi do jego pokoju i widzi puste łóżko. Nie pani­ko­wa­łaby, a w każ­dym razie nie od razu. Pew­nie zało­ży­łaby, że już wstał i je śnia­da­nie w kuchni albo że jest w łazience. Szybko zauwa­ży­łaby, że bra­kuje jego torby. Zapewne w tym momen­cie zadzwo­ni­łaby do szkoły spraw­dzić, czy przy­pad­kiem, z jakie­goś tajem­ni­czego powodu, nie poje­chał tam wcze­śniej.

Kiedy powie­dzą jej, że nie ma mnie w szkole, wtedy do niej dotrze. Wtedy obu­dzi tatę – myślał Aleks. Zasta­na­wiał się, czy już zawia­do­mili poli­cję. Wyobra­żał sobie rodzi­ców, jak sie­dzą na kana­pie w salo­nie, trzy­ma­jąc się za ręce, i odpo­wia­dają na pyta­nia męż­czy­zny w nie­bie­skim mun­du­rze, który skru­pu­lat­nie wszystko notuje w małym note­siku. Zalała go tak potężna fala miło­ści do nich, że z tru­dem prze­łknął łzy. To wszystko moja wina. Gdy­bym nie wymknął się z domu w środku nocy, żeby pozbyć się swo­ich zeszy­tów, to wszystko ni­gdy by się nie wyda­rzyło. Gdy­bym tylko nie był kre­ty­nem, który pisze głu­pie, mroczne histo­rie…

Aleks otwo­rzył oczy.

Wie­dział prze­cież, że takie myśli w niczym mu nie pomogą. W tej chwili naj­waż­niej­sze było zacho­wa­nie spo­koju i opra­co­wa­nie planu ucieczki. Aleks pomy­ślał, że naj­lep­szymi prze­pro­si­nami dla rodzi­ców za stres i nerwy byłby jego powrót do domu w jed­nym kawałku. Usiadł nagle… i wal­nął głową w górne łóżko. Pię­trowe łóżko! – przy­po­mniał sobie i chla­snął się ręką w czoło. Na śmierć zapo­mnia­łem!

Mate­rac nad nim zaskrzy­piał. Coś się na nim poru­szyło.

– Hej? – zmro­ził go strach. – Ktoś tam jest?!

Cisza.

Serce waliło mu jak mło­tem. Aleks cichutko wstał i na pal­cach odszedł od łóżka na tyle daleko, żeby móc doj­rzeć, co jest na górze. Zoba­czył zwa­li­sty obły kształt cze­goś w kolo­rze poma­rań­czo­wym. Jado­wi­cie zie­lone oczy obser­wo­wały bacz­nie każdy jego ruch.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki