Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kontynuacja historii Sary i Edwarda z powieści "Wiosna"!
Mija dziesięć dni odkąd Sara dowiedziała się prawdy o Edwardzie.
Rozerwana pomiędzy miłością do ukochanego a szacunkiem do samej siebie ostatecznie stawia na półśrodek - nie zrezygnuje w pracy w jego księgarni i wciąż będą się widywać, ale pod jednym warunkiem...
Druga część dylogii opowiadająca o trudnej miłości do o wiele lat starszego mężczyzny, zdradzie, zemście oraz przewrotnym losie, który nigdy nie współgra z naszymi pragnieniami.
Książka zawiera opisy +18
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 311
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
J.K.Sindal
Lato
ISBN 978-83-969103-3-2
Wydanie pierwsze
Rok 2024, Leicester
Wszelkie prawa zastrzeżone
Dla wszystkich tych,
którzy stracili już nadzieję na szczęście
Rozdział 1
Sara
Rozpacz.
Myślałam, że znam to uczucie.
Myślałam, że znam granice bólu, który mogę odczuwać.
Myślałam, że po kilku godzinach czy dniach ból zniknie. Rozpryśnie się jak bańka mydlana, a ja będę mogła wrócić do normalnego życia, takiego, jakie wiodłam, zanim go poznałam.
Myliłam się.
Pomimo upływającego czasu rozpacz pożera każdy kawałek mojego serca i duszy, raz za razem, codziennie od nowa, z taką samą siłą jak na początku. Jej czerń zalewa moje myśli, nadzieje, marzenia. Czuję jej macki w swojej głowie. Czuję, jak odbierają mi zdolność logicznego myślenia. Obezwładniają moje ciało sprawiając, że każdy ruch wymaga ode mnie całych pokładów siły. Siły, której nie mam. Siły, która została mi odebrana przez tę straszną, czarną jak atrament rozpacz.
Minęło dziesięć dni od urodzin Edwarda. Dziesięć dni, odkąd dowiedziałam się, że przez cały ten czas, który spędziliśmy razem, skrywał przede mną sekret. Z resztą, ile ich miał? Przed synem ukrywał nas, a przede mną – swoją żonę. Tak, wcale się z nią nie rozwiódł, mimo że z jego rozmów jasno wynikało, iż porzuciła go lata temu. Wyjechała do Anglii, znalazła innego i jest z nim szczęśliwa. Wyszłam z mylnego założenia, że dawno załatwili wszelkie formalności związane z zakończeniem swojego małżeństwa. Przecież skoro od lat nie są razem, to po co mieliby trwać w związku, który nie istnieje?
A teraz, jak gdyby nigdy nic, jego żona wróciła do domu. Do mieszkania, które jest jej. Do męża, z którym nigdy się nie rozwiodła.
A mnie ogarnęła rozpacz.
Rozpaczam, ponieważ mi nie powiedział.
Rozpaczam, ponieważ zaufałam mu całkowicie, nigdy nie wątpiąc w żadne jego słowo.
Rozpaczam, ponieważ mimo że przez tygodnie ukrywał przede mną prawdę, jedyne, czego pragnę od chwili, gdy dziesięć dni temu zostawiłam go pod jego blokiem, to by wziął mnie w ramiona. By powiedział, że to wszystko to był jedynie kiepski żart, mizernie ułożona zemsta Michała.
Rozpaczam, ponieważ, jak głupia, wciąż go kocham i pragnę jego miłości, dotyku i ciepła.
Pragnę go, i to pragnienie powoli mnie zabija.
Patrzę w biały sufit mojego obładowanego książkami pokoju i czekam na świt, choć nie wiem, czy jestem na niego gotowa.
Za chwilę zacznie się jedenasty dzień, odkąd dowiedziałam się o żonie Edwarda.
Niewiele pamiętam z pierwszych trzech – płacz, mamę, która próbowała ukoić mój boli, choć obie wiedziałyśmy, że to niemożliwe i jedynie czas może uleczyć moje rany. Jedzenie, które we mnie wmuszała za co jestem jej wdzięczna, bo inaczej pewnie umarłabym już z wycieńczenia. Chociaż nie, nie grozi mi śmierć po kilku dniach bez posiłku. W końcu mam tyle nadprogramowego tłuszczu, że organizm potrzebowałby tygodni, aby to wszystko spalić. To chyba pierwsza zaleta moich dodatkowych kilogramów, jaką w życiu odkryłam.
Czwartego dnia powiedziałam mamie, że nie może wiecznie mnie niańczyć i powinna wrócić do pracy – obie potrzebowałyśmy chwili odpoczynku.
Kolejne dni spędziłam na zastanawianiu się, co mam zrobić dalej. Jak postąpić? Wrócić do pracy i udawać, że nic nigdy pomiędzy nami nie było? Wysłuchać tego, co ma mi do powiedzenia? Wysłać pocztą elektroniczną wypowiedzenie i całkowicie zerwać kontakt? A może pójść do niego i rzucić mu się w ramiona?
Żadna z tych opcji nie wydawała mi się ani zła, ani dobra. Ostatnia była najbardziej kusząca, ale wiedziałam, że nie powinnam tego robić.
Cały ten czas Edward wysłał mi tonę wiadomości, których nie byłam w stanie przeczytać. Dzwonił niezliczoną ilość razy, ale nie miałam dość sił, żeby odebrać. Wydawałoby się, że rozpacz to jedynie kwestia naszego umysłu i pomimo niej powinniśmy wciąż być w stanie fizycznie normalnie funkcjonować, ale ja nie mogę. Do wyjścia z łóżka zmusza mnie jedynie silna potrzeba pójścia do toalety oraz mama, która zmusza mnie do jedzenia, które przechodzi mi przez gardło niczym potłuczone szkło.
W piątek postanowiłam, że jeśli chcę w poniedziałek iść do pracy, to powinnam wstać i przynajmniej spróbować więcej pochodzić. Jestem tak osłabiona, że nie zdołam dojechać na Grochów w tym stanie, a co dopiero pracować przez cały dzień.
Sobotę spędzam więc na generalnym sprzątaniu, włączając w to nawet przesuwanie sprzętów i mebli. Na koniec dnia jestem kompletnie wykończona, a całe ciało mnie boli, ale czuję się jakaś szczęśliwsza.
W niedzielę wstaję rano z postanowieniem sprzątnięcia piwnicy, ale mama ma inny plan – zarządza dzień piękności.
– Idź, zobacz się w lusterku. Chcesz, żeby ludzie w księgarni dostali zawału, jak cię jutro zobaczą?
Nigdy nie oceniała mojego wyglądu w ten sposób, co dało mi do myślenia, więc niechętnie ruszyłam do łazienki i rzeczywiście przeraziłam się na swój widok – szara cera, zarośnięte brwi, wąsik, cienie pod oczami. Nawet włosy ucierpiały w ostatnich dniach – straciły swój blask i stały się matowe. Chyba faktycznie powinnam się ogarnąć, w końcu nie chcę, aby Edward zobaczył mnie jutro w tym stanie. Jego żona i tak wygląda o niebo lepiej ode mnie, z tymi swoimi blond włosami i nogami po samą szyję. Nie chcę jeszcze bardziej pogłębiać tej niekorzystnej dla mnie różnicy w jego oczach.
Kolejne godziny spędzamy więc na regulowaniu brwi, malowaniu paznokci, wcieraniu oliwy we włosy i wszystkim tym, co sprawi, że jutro będziemy piękniejsze niż dzisiaj.
Lubię takie dni piękności, jak nazwała je moja mama. Robiłyśmy je sobie co jakiś czas właściwie od zawsze, choć oczywiście kiedyś wiele z tych rzeczy robiła mi „na niby”. Mimo to zawsze mnie to bardzo radowało i odprężało.
Późnym popołudniem, gdy już zaczynam przypominać siebie w lusterku i czuję się o wiele lepiej psychicznie, ktoś dzwoni domofonem.
Nikogo się dziś nie spodziewałyśmy, więc moją pierwszą myślą było, że to Edward, a na to nie byłam jeszcze gotowa. Mama dostrzegła panikę na mojej twarzy.
– Jakby co, to powiem, że pojechałaś do Gosi.
Szczerze mówiąc wątpię, aby w to uwierzył. Zbyt dobrze mnie zna.
Mama podnosi słuchawkę, a zatroskany wyraz jej twarzy natychmiast zmienia się w uśmiech.
Kamień z serca, to nie on. Biorę głęboki wdech, dopiero teraz uświadamiając sobie, że od kilku sekund nie oddychałam.
– To Basia i Ania.
Dwie przyjaciółki mamy, a w pewnym stopniu również i moje. Choć jestem już zmęczona i najchętniej wróciłabym do łóżka, to może i dobrze, że przyszły. Po dziesięciu dniach spędzonych tylko z mamą dobrze mi zrobi kontakt z innymi ludźmi.
Kilka minut później dziewczyny wchodzą do mieszkania, i jak zawsze w ich towarzystwie wszystko wokół ożywa i nabiera blasku. Nie wiem, jak one to robią, ale na ich widok każdemu pojawia się uśmiech na twarzy.
Robię nam wszystkim herbatę z cytryną, podczas gdy mama wymienia się z przyjaciółkami drobnymi ploteczkami.
Gdy siedzimy już wszyscy razem, dziewczyny dziwnie milkną, co jest do nich całkowicie niepodobne. Po minie mamy widzę, że ona również jest zdziwiona, bo one zawsze mają o czym rozmawiać. Może chcą porozmawiać z mamą na osobności?
– Pogadajcie sobie, a ja…
– Nie, Saro, zostań, prosimy – mówi Basia, zanim zdążę dokończyć – Bo my…
Basia zastyga i dzieje się coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam - brakuje jej słów. Zerka na Anię z prośbą w oczach. Po raz pierwszy od półtora tygodnia czuję coś innego niż smutek. Jest to ciekawość. O co chodzi?
Ania, widząc zdenerwowanie Basi, bierze ją za rękę w geście wsparcia. Obie zdają się coraz bardziej denerwować. Czyżby któraś z nich była ciężko chora? Przeprowadzała się do innego kraju? Co więcej, obydwie coraz bardziej się czerwienią.
Nagle zaczyna mi świtać, co chcą nam przekazać…
– Bo my jesteśmy razem – mówi Basia tak szybko, że ledwo można rozróżnić poszczególne słowa.
Patrzę na nie ze zdziwieniem w oczach.
Znam je od dawna i już kilka lat temu domyśliłam się, że łączy je coś więcej niż przyjaźń. Dziwi mnie jednak, że wyszły z założenia, że my z mamą nic nie zauważyłyśmy.
– To o to chodzi? – pyta mama, wymawiając na głos moje myśli – Przecież my od dawna o tym wiemy…
Siedzące obok siebie dziewczyny wyglądają w tej chwili jak dwa pomidory.
– Ale skąd…
– To da się wyczuć, mimo że bardzo dobrze się ukrywałyście za tą fasadą „dobrych przyjaciółek” – mówię, układając palce w cudzysłów przy ostatnich dwóch słowach – Bardzo się cieszę, że nam zaufałyście i postanowiłyście wyznać nam prawdę.
Mama dołącza do moich słów, uśmiechając się szeroko i kiwając głowami, a dziewczyny po raz pierwszy, odkąd je znam, spojrzały na siebie bez ukrywania swoich uczuć. Miłość, jaka je łączy, była w tej chwili widoczna w każdym centymetrze ich twarzy.
– To skoro już wiecie i nie macie nic przeciwko – zaczęła z uśmiechem Ania, wyjmując z torebki dwie koperty – chcemy was zaprosić na nasz ślub.
Ślub? Przecież w Polsce to zakazane.
Widząc nasze zdziwienie, Ania od razu zaczyna wyjaśniać.
– To znaczy, nie jest to taki prawdziwy ślub, bo jeszcze nie możemy, ale pomyślałyśmy o małym przyjęciu w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół, na którym będziemy mogły sobie wyznać miłość przed światem.
Przyjmuję białą kopertę i wyjmuję piękne zaproszenie.
Zaproszenie dla mnie i osoby towarzyszącej.
Choć bardzo się staram nie okazać po sobie emocji, które właśnie skradły się do mojego serca to chyba mi się to nie udaje.
– Saro, jeśli nie chcesz, to nie musisz…
– Chcę. I na pewno przyjdę – uśmiecham się do nich pomimo bólu, który czuję – po prostu…
Teraz to mi brakuje słów. Jak im powiedzieć to, co zaszło między mną a Edwardem? Jak mam się przyznać, że od kilku tygodni romansowałam z żonatym mężczyzną?
– Chodzi o to, że… – zaczyna mama, jednak i jej brakuje słów.
Dobra, nie ma co się pieścić i szukać frazy, która złagodziłaby to, co chcę im powiedzieć. Zamykam oczy i mówię szybko, podobnie jak wcześniej Basia.
– Edward jest żonaty – gorycz w moim głosie jest słyszalna nawet dla mnie.
Moje słowa sprawiają, że w pokoju zalega grobowa cisza – nawet serial na Netflixie, który dotychczas leciał cicho w tle, zatrzymał się z pytaniem, czy kontynuować.
Dziewczyny potrzebują chwili, aby znaczenie tego, co powiedziałam do nich dotarło, a gdy to się dzieje, na ich twarzach od razu pojawiają się niedowierzenie na przemian ze współczuciem.
– Jak to ma żonę? Przecież mówiłaś, że sam wychowuje syna – Gosia pierwsza odzyskuje głos.
– Bo tak jest. Jego żona kilka lat temu wyjechała do Anglii i tam kogoś poznała, a Edward został sam z Michałem. Zawsze mówił o ich małżeństwie jak o czymś, co było, a nie co wciąż trwa, więc wyszłam z głupiego założenia, że są po rozwodzie. Nie mam pojęcia, czemu nigdy o to nie dopytałam – mówię coraz ciszej, czując coraz większy wstyd zalewający moje ciało, jednak nie mogę powstrzymać słów, które wydobywają się ze mnie jak rwąca rzeka – A kilka dni temu jego żona wróciła. Wróciła do swojego męża i do domu, jakby ostatnie lata nigdy nie miały miejsca.
Kiwają przecząco głowami, dając tym samym znak, że nie mieści im się to wszystko w głowie. Przynajmniej nie jestem w tym sama.
– I on tak po prostu ją przyjął?
– Nie miał wyjścia, w końcu to również jej mieszkanie.
– I co teraz? Rozmawiałaś z nim, co planuje dalej?
– Nie, nie rozmawiałam z nim, odkąd zobaczyłam ją w ich mieszkaniu.
– Nie próbuje się wytłumaczyć?
– Pewnie próbuje, ale nie jestem jeszcze gotowa na odczytanie tych dziesiątek wiadomości, które mi codziennie wysyła.
– Rozumiem cię, jednak powinnaś z nim porozmawiać – mówi zatroskana Ania – może jest jakieś wyjście z tej sytuacji. Na pewno jest na to wszystko jakieś rozsądne wytłumaczenie.
– Jakieś pewnie jest, ale nie mam na to teraz sił. Jutro wracam do pracy, więc na pewno się z nim zobaczę i może porozmawiamy.
Po moim wyznaniu rozmowa nie klei się, mimo że dziewczyny dwoją się i troją, aby zmienić kierunek moich myśli na coś weselszego. Ja jednak, choć bardzo cieszę się ich szczęściem to jakoś nie umiem wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu w toczącej się rozmowie o nadchodzącym przyjęciu, sukniach i daniach. Zamiast tego coraz bardziej stresuję się jutrem. Cały relaks ostatnich dwóch dni wyparowuje ze mnie minuta po minucie, sprawiając, że gdy dziewczyny żegnają się z nami to znów jestem istnym kłębkiem nerwów.
Widząc, co się ze mną dzieje, mama próbuje zagaić rozmowę, ale po kilku próbach w końcu się poddaje i każda z nas idzie do swojego pokoju.
Kładąc się do łóżka nawet nie zerkam w stronę książki – nie mogę się na niej skupić, zbyt wiele myśli wiruje bez przerwy po mojej głowie.
Jutro porozmawiam z Edwardem i niezależnie od tego, do czego dojdziemy, poczuję się lepiej. Nawet najgorsza decyzja, gdy już zostanie podjęta, jest lepsza niż to, co czuję od kilku dni.
Z tą myślą zamykam oczy i usiłuję zasnąć.
Rozdział 3
Sara
Jest poniedziałek, piąta rano.
Dziś muszę podjąć decyzję, co dalej.
Tydzień temu mama zadzwoniła do księgarni, mówiąc, że mam grypę i nie jestem w stanie przyjść do pracy, ale nie mogę tego ciągnąc w nieskończoność. Dałam sobie czas do dzisiaj, a teraz nadszedł moment, by zdecydować, co dalej.
A co ważniejsze i zarazem o niebo trudniejsze, muszę się tej decyzji później trzymać.
Edward
Leżę na okropnie niewygodnej do spania sofie u Kamila w mieszkaniu. Już dawno przestałem liczyć na to, że sen nadejdzie. Staram się jedynie przetrwać do siódmej rano, kiedy w końcu będę mógł wstać, nie obawiając się, że chodzeniem po mieszkaniu obudzę swojego gospodarza.
Zerkam na zegarek. Jest piąta. Zostały mi jeszcze dwie godziny, podczas których mogę dalej myśleć o tym, jak bardzo zawaliłem.
A zawaliłem, kurwa, na całej linii.
Nie mam pojęcia, czemu nigdy nie powiedziałem jej prawdy. Gdy teraz o tym myślę zdaję sobie sprawę, jak głupie to było. Kiedy była przy mnie, w moich ramionach, patrząc na mnie oczami pełnymi miłości, kwestia rozwodu, do którego nigdy nie doszło, wydawała się nieistotnym szczegółem. Nic nieznaczącą formalnością, którą trzeba dopełnić. Niewartym uwagi detalem.
Byłem głupi. Tak bardzo, bardzo głupi.
Kompletnie nie przewidziałem takiego rozwoju sytuacji. Do głowy mi nie przyszło, że Michał zbuntuje przeciwko mnie swoją mamę, by się zemścić. Bo to, że mój syn będzie chciał zemsty zrozumiałem już wtedy w księgarni, gdy przyłapał nas na gorącym uczynku. Spodziewałem się po nim wiele, ale nie tego.
Po raz milionowy w ciągu ostatnich dziesięciu dni wyrzucam sobie, jak bardzo nie doceniałem swojego syna. A może przeceniałem?
Ostatecznie nie postanowił działać na własną rękę, a jedynie pobiegł na skargę do mamusi, niczym przedszkolak, a nie dorosły mężczyzna, za jakiego się uważa. Nie rozumiem, jak mógł nie czuć śmiertelnego wstydu, wyznając własnej matce prawdę o tym, jak uwodził niewinną dziewczynę, tylko po to, by dobrać się do innej.
Myślę o Gosi. Widziałem ją jedynie raz, tego dnia, w którym Michał dowiedział się prawdy o nas. Nie zamieniłem z nią nawet słowa, nie licząc krótkiego powitania, ale czuję się odpowiedzialny za to, co się stało. Michał wykorzystał ją w najgorszy możliwy sposób, i w dużej mierze to moja wina. Nie powinienem był tolerować tego, jak traktował dziewczyny. W pewnym stopniu można było przewidzieć, że i ją tylko wykorzysta, choć miałem nadzieję, że po doświadczeniu zawodu miłosnego nie będzie chciał serwować tego innym. I znowu się co do niego myliłem.
Nigdy nie uważałem się za jakoś wyjątkowo dobrego ojca, choć starałem się jak mogłem zapewnić synowi wszystko cokolwiek potrzebował. Był czas, kiedy przez ciągłą pracę nie byłem zbyt obecny w jego życiu, ale gdy Ola odeszła, próbowałem nadrobić ten czas.
Wychodzi na to, że pomimo dobrych chęci nie udało mi się wychować Michała na wartościowego człowieka. Jest to ogromna porażka dla mnie jako rodzica, ale również jako mężczyzny. Ojciec powinien być dla syna wzorem do naśladowania, a mój jest moim całkowitym przeciwieństwem.
Codziennie dzwonię i piszę do Sary w nadziei, że odbierze lub przynajmniej odczyta wiadomości, ale bez skutku. Mógłbym do niej pojechać, ale postanowiłem dać jej czas. Wiem, że wcześniej czy później odezwie się do mnie. Potrzebuje tylko kilka dni, żeby nad tym przeskoczyć. Tak jak wtedy, gdy Michał o mało nie przyłapał nas w łóżku.
Wróci do mnie, wysłucha mnie i pozwoli mi naprawić błędy.
Wmawiam to sobie raz po raz, bo inaczej już dawno rozpadłbym się na milion kawałków. Latami nie mogłem znaleźć kobiety, która tak zawładnęłaby moim sercem. A gdy już ją znalazłem, całkowicie ogłupiałem i w efekcie jestem o krok od tego, by ją stracić.
Nie! Nie mogę nawet o tym myśleć.
Ona wróci.
Wróci.
Wróci.
Musi wrócić, bo nie wyobrażam sobie już bez niej życia.
Rozdział 4
Sara
Zbieram się w sobie, wstaję z łóżka i postanawiam wziąć długi, gorący prysznic, mając nadzieję, że choć trochę rozluźni obolałe po nieprzespanej nocy ciało.
Wchodzę do kabiny i dokładnie szoruję każdy skrawek swojego ciała, a na koniec nakładam odżywkę na włosy, dając jej dodatkowe dwie minuty, licząc na to, że przywróci im dawny blask.
Gdy już jestem czysta, a włosy jedynie lekko wilgotne, zerkam w lustro. Cieszę się, że dałam się mamie namówić na ogarnięcie się, bo dziś nie muszę już wiele robić. Nakładam primer, a następnie podkład, dokładnie, zakrywając wszelkie oznaki mojego samopoczucia (ciemne zakola pod oczami wyglądają okropnie). Potem sięgam po jasnobrązowy cień do powiek, tusz do rzęs i przyciemniam brwi. Suszę włosy i zaplatam je w warkocz sięgający mi za pośladki. Po chwili wpatrywania się w lustro stwierdzam, że lepiej już nie będzie.
Wychodzę z łazienki i kieruję się do kuchni, gdzie zastaję mamę przygotowującą nam śniadanie.
– Wow, córcia, no w końcu! Już się bałam, że planujesz spędzić resztę dnia w łazience!
Mówi to żartem, ale widzę ulgę malującą się na jej twarzy. Ostatnie dni musiały być dla niej równie trudne jak dla mnie – kocha mnie i wiem, że nie mogła znieść widoku mojego cierpienia.
– Nie. Wiem, że nie mogę. Życie toczy się dalej, niezależnie od tego, jak paskudnie się czuję.
Mama kiwa głową z zrozumieniem.
– Tak właśnie jest. Jak to mówią, co nas nie zabije, to nas wzmocni – mówi zbyt entuzjastycznie, by po chwili dodać spokojniej, z troską w głosie – Porozmawiasz z nim?
– Pewnie nie będę miała wyjścia – odpowiadam, przeżuwając kanapkę z wędliną i pomidorem – w pewnej chwili, tak czy inaczej się spotkamy. Mogłabym po prostu wysłać mu wypowiedzenie mailem, ale doszłam do wniosku, że to byłoby dziecinne.
– Masz rację…
Przez chwilę siedzimy w ciszy, jedząc i zatapiając się w swoich myślach.
– Powinnaś z nim porozmawiać, dać mu szansę na wytłumaczenie. Wiesz, ludzie z różnych powodów nie rozwodzą się oficjalnie.
– Wiem, po prostu… Mógł mi to powiedzieć – to właśnie boli mnie najbardziej.
Nie wiem co bym zrobiła, gdyby powiedział mi o tym wcześniej. Duże prawdopodobieństwo, że odmówiłabym bycia z nim przynajmniej do czasu rozwodu, ale mimo wszystko… Powinnam była wiedzieć.
– Oczywiście, powinien, ale obiecaj mi, że przynajmniej spróbujesz go wysłuchać.
Tym razem to ja kiwam potakująco głową.
– Nie powinnaś raczej powiedzieć mi, że nie zasługuję na mężczyznę, który mnie okłamywał i zawiódł moje zaufanie, jak w tych wszystkich tandetnych filmach o nastolatkach?
– Jak sama mówisz, to tandetne filmy. I owszem, gdyby chodziło o kogoś innego, pewnie bym tak właśnie bym ci doradzała, ale Edward… On naprawdę cię kocha. Widziałam to w jego oczach, gestach i zachowaniu przy każdym spotkaniu. Nie wierzę, że zraniłby cię celowo. Zrobił źle, to pewne, ale spotkałam w swoim życiu wielu mężczyzn, którzy z różnych powodów się nie rozwiedli, mimo że żyją sami. Nie wiemy, jak to było z nim i jego żoną.
– Ja wiem. Powiedział mi, jeszcze zanim do czegokolwiek między nami doszło. Mówił, że latami się od siebie oddalali, aż ona postanowiła wyjechać do pracy do Anglii, mimo że ich sytuacja finansowa była już stabilna. Pojechała, a kilka miesięcy później wyznała mu, że poznała tam kogoś innego i już nie wróci. Porzuciła jego i Michała. Obaj ciężko to przeszli. Edward po kilku nieudanych związkach całkowicie stracił nadzieję na ponowne szczęście u boku jakiejkolwiek kobiety. Michał z kolei traktuje dziewczyny jak zabawki, kompletnie nie martwiąc się ich uczuciami.
Myślę o Gosi. Nie odzywała się do mnie od kilkunastu dni, a ja, zajęta swoimi żalami, całkiem o niej zapomniałam. Czuję ukłucie wyrzutów sumienia. Okropna ze mnie przyjaciółka. Dziś do niej zadzwonię.
– A pomyślałaś, że to właśnie dlatego Edward nigdy się z nią nie rozwiódł? Ona nigdy nie wróciła, a on stracił nadzieję na inny związek. Po co więc martwić się formalnościami, kosztami i nerwami związanymi z rozwodem?
Milknę, powoli przeżuwając resztkę kanapki i rozważając słowa mamy. To pokręcone, ale może jest w tym trochę racji.
– Sama nie wiem.
– I nie dowiesz się, jeśli z nim nie porozmawiasz. Nie proszę, żebyś mu wybaczyła, bo to tylko ty możesz o tym zdecydować, ale wysłuchaj go.
Z sercem na ramieniu podchodzę do księgarni Edwarda na Grochowie. Serce bije mi jak oszalałe, pompując krew w żyłach tak szybko i chaotycznie, że ledwo mogę myśleć. Drżącą z nerwów ręką otwieram drzwi.
Wchodzę.
Za ladą jak zawsze stoi Ewa – przemiła księgarka, która wiele mi pomogła w moich pierwszych dniach pracy. Uśmiecham się do niej.
– Dzień dobry, Ewo.
– Dzień dobry, Saro. Jak się czujesz? Twoja mama mówiła, że masz silną grypę.
W zeszły poniedziałek mama zadzwoniła, by powiedzieć, że jestem tak chora, że nie zdołam przyjść do pracy. Edward oczywiście wiedział, że to kłamstwo, ale trzeba było coś wymyślić na potrzeby innych.
– Czuję się dużo lepiej, dziękuję. Działo się coś ciekawego przez ten tydzień, kiedy mnie nie było? – zagaduję, mając nadzieję na szybką zmianę tematu. Nie chcę kłamać więcej, niż to absolutnie konieczne, a dodatkowe pytania o rzekomą chorobę zmusiłyby mnie do tego.
– W sumie to nie. Klientów nie było dużo, ale codziennie przychodzi więcej, więc mam nadzieję, że niedługo nie będziemy się wyrabiały we dwie. Kilka osób pytało o sesje czytelnicze dla dzieci, o których Edward wspomniał na otwarciu, ale mówiłam, że na razie jeszcze nic w tej sprawie nie wiadomo – opowiada Ewa, poprawiając kolekcjonerskie wydania znajdujące się za ladą, podczas gdy ja loguję się do systemu, aby zaznaczyć swoją obecność w pracy. – Dziś przyjdzie spora dostawa, Edward obiecał wpaść koło południa, by sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Serce podskakuje mi do gardła na tę wiadomość, i od razu zerkam na zegarek – mam ponad dwie godziny, by psychicznie przygotować się na jego przybycie. To dobrze, bo wciąż nie jestem pewna, co zrobić. W sumie wątpię, aby udało mi się teraz coś wymyślić, skoro przez dziesięć dni nie odniosłam sukcesu. Ale co innego mi pozostało? Nie mogę przecież, jak gdyby nigdy nic, rzucić mu się w ramiona, udając, że nic się nie stało.
Biorę się do pracy.
Czas mija mi nieubłaganie powoli.
Minuta.
Dwie.
Pięć.
Wycieram kurze na mniejszych regałach rozstawionych po całej księgarni, podlewam kwiaty w kąciku czytelniczym i zmieniam poszewki na poduszkach na świeże.
Rozglądam się i dochodzę do wniosku, że przydałoby się pozamiatać. Biorę do ręki miotłę i sprzątam każdy najmniejszy nawet zakamarek pomieszczenia, a następnie przecieram wszystko jeszcze na mokro mopem. Zerkam na zegarek – dopiero w pół do jedenastej.
Sama nie wiem, czy chcę, aby południe przyszło jak najszybciej, czy jednak nie. Z jednej strony nie mogę się doczekać, aż go znów zobaczę, a z drugiej boję się tego spotkania.
Boję się, że na jego widok natychmiast ulegnę, że wszystko, co sobie postanowiłam, rozwieje się w mgnieniu oka, a ja jak głupia rzucę mu się w ramiona. Tak bardzo za nim tęsknię. Czuję się, jakbym nie widziała się z nim od miesięcy, a nie od półtora tygodnia.
Niezależnie od tego czego naprawdę chcę, jedno jest pewne – potrzebuję zajęcia, bo inaczej oszaleję, czekając na jego przyjazd.
– Pójdę pozamiatać też na zapleczu. Wołaj, jak będziesz mnie potrzebować.
– Spokojnie, do południa zwykle nikt nie przychodzi.
Kiwam głową i z miotłą w jednej, a mopem i wiadrem w drugiej ręce idę na zaplecze.
Została mi już tylko kuchnia, gdy słyszę dźwięk dzwonka przy drzwiach, oznaczający wejście klienta, oraz ciche głosy. Jeden z nich rozpoznałabym nawet na końcu świata.
Zamieram. Serce, które podczas sprzątania uspokoiło się i biło miarowo, znów rusza w jakąś pogoń. Opieram się o blat kuchenny.
Przyszedł Edward.
Miał być dopiero około południa, a nie ma jeszcze jedenastej!
No tak, pewnie zobaczył, że się zalogowałam, i postanowił przyjechać od razu. Choć to głupie, moją pierwszą myślą jest sprawdzenie, jak wyglądam – spoglądam w swoje odbicie w mikrofali i z ulgą zauważam, że wyglądam dokładnie tak, jak wychodząc z domu. Słyszę kroki tuż przy drzwiach, więc odskakuję od mojego à la lusterka i odwracam się w stronę, z której nadchodzi.
Staje w drzwiach, a mi zapiera dech w piersi na jego widok.
Wysoki, umięśniony, zabójczo przystojny jak zawsze. Ciemnobrązowe włosy, błękitne oczy i idealnie skrojone różowe usta. Widziałam go już setki razy, a mimo to za każdym razem wywiera na mnie ogromne wrażenie.
Dziś jednak dostrzegam też coś jeszcze – szczuplejszą twarz, kilkudniowy zarost, niewyprasowaną koszulę. Oznaki tego, jak w ostatnich dniach się zaniedbał. W pierwszym odruchu mam ochotę podejść do niego, przytulić go i zapewnić, że go kocham.
Ledwo się powstrzymuję.
– Saro – jego głos jest ochrypły, gdy wypowiada moje imię. Od razu robi krok w moją stronę, a ja w ostatnim ułamku sekundy odzyskuję panowanie nad swoim ciałem. Robię krok w tył, odsuwam się dając mu tym samym do zrozumienia, że nie chce czuć na sobie jego dotyku – Saro, dzięki Bogu, że wróciłaś.
Robi kolejny krok w moją stronę, a ja kolejny do tyłu. Dotykam plecami ściany. Choć wiem, że Edward nie zrobi nic, na co mu nie pozwolę, czuję się jak w potrzasku, ponieważ z każdą sekundą coraz mniej ufam samej sobie. Zaciskam dłonie, wbijając paznokcie w skórę w nadziei, że ból pozwoli mi utrzymać moje pragnienie na wodzy, której teraz tak bardzo potrzebuję.
– Proszę, chce cię tylko przytulić. Poczuć, że naprawdę tu jesteś – jego głos pełen jest desperacji, wręcz błagania – Tak bardzo za tobą tęskniłem…
Jego słowa i ton, jakim je wypowiada, powinny skruszyć moje serce, sprawić, że rzucę mu się w ramiona, tak jak pragnęłam to zrobić jeszcze dwie sekundy temu. Zamiast tego czuje zbierającą się we mnie złość, która ostatnie dni spędziła zakopana pod całym tym smutkiem, który zalewał moje ciało raz po raz, jak tsunami, a teraz powoli, ale zdecydowanie wydostaje się na powierzchnię.
– Widzę, że żona nie dba o ciebie tak, jak powinna. Jeszcze nigdy nie widziałam na tobie pogniecionej koszuli – mówię, wkładając w swoje słowa potężną dawkę jadu.
Otwiera szeroko oczy, jakby był zdziwiony moim atakiem.
Na serio się dziwi? Pewnie spodziewał się, że na jego widok ugną się pode mną nogi, a on niczym książę w lśniącej zbroi podbiegnie, weźmie mnie w ramiona, a ja zapomnę o wszystkim, co się wydarzyło.
Jego niedoczekanie.
– Saro, proszę, wysłuchaj mnie… – jego głos się załamuje, ale w chwili obecnej mam to gdzieś. Jedyne, co mogę w tej chwili odczuwać, to ta ogromna złość, coraz większa z każdym jego słowem.
– Wysłuchać? I po co? Całymi tygodniami słuchałam tego, co masz mi do powiedzenia, wierzyłam w każde twoje słowo! Miałeś tysiące szans na wyznanie mi prawdy!
Nie wiem nawet kiedy podnoszę na niego swój głos. Jak przez mgłę dociera do mnie, że Ewa zapewne jest w stanie usłyszeć każde moje słowo, ale w tej chwili kompletnie nad sobą nie panuje i nie zależy mi na tym, co pomyślą inni.
– Zakochałam się w tobie jak głupia! Myślałam, że z twojej strony to też coś poważnego i co? Okazuje się, że bawiłeś się mną i moimi uczuciami! – zaciskam pięści, mając ochotę uderzyć w coś na tyle mocno, by choć na chwilę ból fizyczny mógł zagłuszyć ten, który czuję w mojej piersi.
– Saro, to nieprawda! Wiesz, że nigdy się tobą nie bawiłem… – przeczesuje nerwowym gestem swoje włosy.
– Naprawdę? I dlatego zrobiłeś ze mnie swoją kochankę? Jakbyś mnie naprawdę kochał, to byś mnie nie okłamywał! Czy ty wiesz, jak ja się poczułam, gdy zobaczyłam ją u ciebie w mieszkaniu? Jak powiedziałeś mi, kim ona jest? Poczułam się całkowicie zbrukana! Jak szmata! – szloch wydobywa się z mojego gardła.
Nawet nie wiem, kiedy złość przemieniła się na powrót w rozpacz. A może jedno i drugie się w tej chwili łączyło? Sama już nie wiem. Nie wiem, co czuję ani, czego chcę. Jestem kłębkiem emocji, których nawet nie umiem rozpoznać i nazwać.
Kompletnie tracę nad sobą panowanie. Zaczynam na oślep okładać pięściami po piersiach Edwarda. Chcę, aby czuł ból, taki, jak i ja czułam ostatnie dni z jego powodu. Czuję się jednak, jakbym waliła pięściami w mur, a nie w człowieka.
Trwa to tylko kilka sekund, w trakcie których Edwardowi udaje się unieruchomić moje ręce z tyłu. Łzy spływają mi po policzkach, mimo to wciąż próbuję walczyć, choć wiem, że to na nic – jest ode mnie większy i silniejszy. Wiem to, ale i tak nie przestaję, próbując raz po raz się od niego uwolnić. To jedyne, o czym mogę myśleć. Nie chcę, żeby mnie dotykał. Nie chcę, żeby nawet na mnie patrzył.
Chcę zanurzyć się w jego miłości.
Jak to możliwe? Jak można kogoś jednocześnie kochać i nienawidzić? Pragnąć dotyku, a jednocześnie nie chcieć być dotykaną?
W końcu po kilku minutach (a może godzinach) opadam z sił i opieram policzek o jego napięty, twardy tors i zalewam mu kolejną porcją łez tą okropnie pogniecioną koszulę.
Puszcza moje ręce i obejmuje mnie ciasno, jakby od tego zależało jego życie. Ciche westchnienie opuszcza moje rozchylone usta – przez wszystkie te dni tak bardzo pragnęłam znaleźć się w jego bezpiecznych ramionach. Chciałam zapomnieć o wszystkim, co mnie otacza, zatracić się w jego dotyku, pocałunkach i rozkoszy, którą tylko on potrafi mi dać. Podnoszę głowę i patrzę na niego błagalnie, licząc na to, że odczyta to wszystko z mojej twarzy.
Ten ostatni raz.
Nachyla się nade mną. Jego usta muskają moje, delikatnie, powoli.
Nie tego teraz potrzebuję.
Nie chcę delikatności.
Pragnę pożądania.
Obejmuję dłońmi jego twarz i rozchylam wargi, mając nadzieję na pogłębienie pocałunku. Od razu czuję, jak jego język rozpoczyna taniec z moim. Nasze wygłodniałe rozłąką ciała napierają na siebie. Dłonie rozpoczynają wędrówkę po plecach, karku, szyi a pieszczota ust staje się coraz bardziej namiętna, poganiana żarem, który zapłonął między nami. Czuję, jak czarne szpony rozpaczy ustępują miejsca falom gorąca, które zalewają moje serce i ciało.
Jęk rozkoszy wydobywa się z mojego gardła, gdy gorące usta Edwarda odnajdują czuły punkt na mojej szyi, składając na nim namiętny pocałunek, podczas gdy jego lewa dłoń wślizguje się pod moją bluzkę. Jego dotyk na mojej nagiej skórze sprawia, że odruchowo zaciskam uda, między którymi czuję wylewającą się wilgoć, a Edward mocniej dociska moje miękkie ciało do swoich bioder. Jego twarda jak skała męskość napiera na mnie, pragnie przypomnieć mi do kogo należę.
– Czujesz, jak bardzo cię pragnę? – szepcze między pocałunkami. – Jak moje ciało na ciebie reaguje?
– Edwardzie… – mój umysł ogarnięty jest tęsknotą i pożądaniem, a jego słowa jedynie potęgują to uczucie.
Odwraca mnie twarzą do ściany i przyciska swoje ciało do moich pośladków. Nie przerywając pocałunków na mojej szyi, jedną ręką obejmuje moją pierś, a drugą kieruje między uda, bezbłędnie odnajdując miejsce mojej rozkoszy.
– Ty też mnie pragniesz… Czuję, jak pulsujesz pod moją dłonią.
Jestem bliska szaleństwa, gdy czuję, jak zaczyna mnie pocierać przez warstwę ubrań.
Wiem, że jeszcze kilka sekund, a żadne z nas nie będzie w stanie zapanować nad swoim pragnieniem. Muszę to przerwać teraz. Usiłuję zebrać myśli i siły, aby go odepchnąć, ale zamiast tego jedynie jęczę, ledwo stojąc na drżących z rozkoszy nogach.
– Edwardzie, przestań – udaje mi się wychrypieć.
– Saro…
– Przestań! – mój głos drży, ale brzmi bardziej zdecydowanie.
Natychmiast przerywa pieszczoty, choć wiem, jak ciężko mu to przychodzi. Dla mnie też jest to trudne. Znów obraca mnie w swoją stronę, ale nie wypuszcza mnie z objęć. Opiera swoje czoło o moje, a my trwamy tak, minuta po minucie, aż nasze oddechy się uspokajają.
– Saro, nigdy się tobą nie bawiłem – patrzy mi w oczy. – Kocham cię całym sobą. Wiem, że źle zrobiłem, powinienem ci o wszystkim powiedzieć. Wiem, że to nie jest wymówka, ale byłem tak oszalały z miłości do ciebie, że kompletnie o tym nie pomyślałem. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, jak się czujesz, ale świadomość, że czujesz się tak przeze mnie doprowadza mnie na granicę szaleństwa – milknie na chwilę – Wiem, że zwykłe przeprosiny nie wystarczą. Wiem, że potrzebujesz czasu i dam ci go, ile tylko będziesz potrzebować, ale Saro… Błagam cię, wybacz mi.
Patrzę w błękit jego oczu i widzę w nich skruchę, szczerość, miłość i nadzieję.
Nadzieję na wybaczenie, którego nie jestem mu jeszcze w stanie dać.
– Spróbuję.
Dotyka dłonią mojego policzka, zatapia w moich włosach i składa delikatny jak skrzydła motyla pocałunek na moich ustach.
– Dziękuję.
Delikatnie odpycham go od siebie, robi dwa kroki do tyłu, dając mi tym samym odrobinę przestrzeni, której tak bardzo teraz potrzebuję. Muszę myśleć trzeźwo i nie pozwolić Edwardowi przekonać się do zmiany tego, co postanowiłam, zanim tu przyszedł.
To będzie ciężka przeprawa.
– Mam jednak warunki.
Nie wydaje się być tym zaskoczony.
– Oczywiście, rozwiodę się. Mój prawnik złożył pozew w zeszły poniedziałek i obiecał zrobić wszystko, co w jego mocy, abyśmy dostali jak najszybszy termin rozprawy – informuje mnie na jednym wdechu.
– To nie wszystko.
Tym razem patrzy na mnie z zainteresowaniem.
– Co tylko zechcesz. Proś o cokolwiek, a zrobię, co w mojej mocy, abyś to dostała.
Wciągam głęboko powietrze. Przypuszczam, że nad tym warunkiem będzie chciał dyskutować, ale obiecałam sobie nie ustąpić.
– Nie dotkniesz mnie do dnia, w którym dostaniesz rozwód.
Zaskoczenie natychmiast pojawia się na jego twarzy.
– Dlaczego?
Jest szczerze zdziwiony, choć dla mnie powód jest oczywisty.
– To proste. Nigdy świadomie nie byłabym z żonatym mężczyzną, niezależnie od tego, czy z żoną żyje, czy nie.
Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, w których kryje się przerażenie. Gdyby sytuacja nie była tak poważna, pewnie zaśmiałabym się na ten widok.
– Ale rozwód może potrwać miesiące, a jeśli Ola będzie robić problemy to może nawet i lata! – mówi oburzony.
– Wiem. I wiem, że proszę o wiele; dla mnie będzie to równie trudne, co dla ciebie – tłumaczę mu.
– Zatem, po co?
Podchodzi do mnie w ułamku sekundy i bierze mnie ponownie w ramiona. Przyciska moje miękkie ciało do swojego, napiętego i twardego.
Zawsze był w stosunku do mnie bardzo delikatny, czasem wręcz za bardzo, jakbym była porcelanową lalką, która w każdej chwili może się roztrzaskać.
To, jak mnie teraz trzyma, jak gorączkowo bierze w posiadanie moje usta, jest zupełnie inne. Zachłanne i zaborcze, nie oczekujące zgody, a jedynie biorące w posiadanie to, co należy do niego.
I tak cholernie podniecające.
Pragnienie, które jak myślałam opadło wróciło w ciągu kilku sekund, i to ze zdwojoną siłą.
Jego dłonie i gorące, wilgotne usta są wszędzie – na moich ustach, szyi, dekolcie. Czuję żar w całym ciele, a nogi uginają się pode mną pod wpływem przyjemności, która znów zalewa mnie falami, ale Edward nie pozwala mi upaść. Przyciska mnie do ściany i podnosi, zmuszając moje nogi do owinięcia się wokół jego bioder. Przez warstwy ubrań czuję na swoim kroczu, że znów jest twardy. Dowód, jak bardzo mnie pragnie. Cichy jęk opuszcza moje gardło.
– Chcesz z tego zrezygnować? – szepcze tuż przy moim uchu, ściskając moje pośladki i wydobywając ze mnie kolejny jęk – I z tego? – zasysa płatek mojego ucha, a ja nie jestem w stanie sformułować nawet jednego słowa. W mojej głowie jest jedynie on oraz to, co robi z moim ciałem. Ocieram się o wybrzuszenie na jego spodniach, pragnąc czuć go jeszcze bliżej. Wilgoć wylewa się ze mnie pod wpływem tego, jak się zaciskam.
Tak bardzo chcę poczuć go w sobie.
– Tego też nie chcesz? – jego ręka schodzi na moje krocze i natychmiast odnajduje miejsce, w którym najbardziej pragnę w tej chwili jego dotyku. Zatacza wokół niego kółeczka, sprawiając, że całkowicie zapominam, co się wokół mnie dzieje.
Przerywa pieszczotę na kilka sekund przed spełnieniem. Jęczę z niezadowolenia na ten niemal brutalny z jego strony gest. Sadza mnie na kuchennym stole.
– Odmawiasz mi przyjemności patrzenia na twoją twarz, gdy dochodzisz?
To dla mnie za wiele. Te słowa, które wypowiada, to jak moje ciało płonie pod jego dotykiem i ustami…
Tak bardzo go pragnę, ale wiem, że jeśli poddam się tej chwili to stracę do siebie te resztki szacunku, jakie mi pozostały.
Zbieram w sobie całą siłę i odpycham go.
Udaje mi się jedynie dlatego, że się tego nie spodziewał. Zaskoczenie, a następnie furia maluje się na jego zamroczonej pożądaniem twarzy.
– Edwardzie, błagam – mówię słabym od nadmiaru emocji i pragnienia głosem – nie mogę. Nie dopóki jesteś jej mężem.
– Nie żyje z nią jak z żoną od lat!
– Ale jesteś jej mężem.
Staram się mówić spokojnie, choć jest to kurewsko trudne, zważywszy na to, że całe moje ciało drży, pragnąc jego dotyku. Sama nie wiem, jak udaje mi się w ogóle mówić i formułować sensowne zdania. Zaciskam uda w nadziei, że to pomoże mi zapomnieć o tym, co czuję, ale zamiast tego odczuwam skurcz przyjemności przechodzący przez moją nabrzmiałą łechtaczkę.
Patrzę na ból malujący się na twarzy. Ciężko mi, ale nie mogę się ugiąć. Nie mogę być z nim, dopóki się nie rozwiedzie. Nie chcę być tą drugą, kochanką. Wiem, że przez ostatnie tygodnie tym właśnie byłam, ale teraz, kiedy już znam prawdę… Nie umiem tego wytłumaczyć, ale po prostu nie mogę.
Zaczyna chodzić po kuchni. Widzę, że nie chce pogodzić się z sytuacją. Wygląda jak wkurwiony lew zamknięty w klatce – chodzi w kółko po pomieszczeniu wzrokiem, mordując wszystko, co się da, od lodówki po kubek w zlewie, oszczędzając jedynie mnie. A to przecież ja jestem powodem, dla którego teraz się tak czuje.
– Niech to szlag!
Ten nagły krzyk i pięść, którą uderza z całą siłą w ścianę, sprawiają, że aż podskakuję. Patrzę na szkarłatny ślad jaki zostawiła po sobie jego dłoń. Sięgam po papierowy ręcznik i podchodzę do Edwarda. Przykładam mu papier do obitej dłoni, z której sączy się krew. Ciągnę go w stronę zlewu, puszczam letnią wodę i kieruję jego dłoń pod strumień. Oczyszczam ranę, a następnie wycieram ręcznikiem papierowym, który wyrzucam do śmieci. Odnajduję w szafce apteczkę, z której wyjmuję wodę utlenioną, gazę i plastry. Edward nawet nie syknął, gdy polałam ranę bulgoczącą cieczą i opatrzyłam. Odkładam apteczkę na miejsce i spoglądam na jego twarz – wydaje się być spokojniejszy, ale również zdecydowany.
– Ja też mam warunek – mówi mocnym głosem nieznoszącym sprzeciwu.
– Słucham.
– Nie przestaniesz u mnie pracować. Będziemy też chodzić na randki – patrzę na jego pewną stanowczości twarz – Obiecuję, że cię nie dotknę, ale nie wyobrażam sobie utracić cię ze swojego życia.
I tak nie planowałam odchodzić z pracy.
– Zgadzam się.
– Zatem ustalone.
Stoimy w kuchni, a napięcie między nami jest tak gęste, że można by je kroić nożem jak tort. Mimo to żadne z nas nie chce wychodzić.
Nagle dociera do mnie, że Ewa zapewne wszystko słyszała. Najpierw kłótnie, a potem… Policzki pokrywają mi się rumieńcem, gdy z pytaniem w oczach zerkam na Edwarda.
– Co powiemy Ewie? – zaczynam żałować chwil, w których nie przejmowałam się jej obecnością.
Siadam na krześle i łapię się za głowę. Ależ ja byłam głupia!
– Nie przejmuj się, ona i tak wie. Zresztą jak większość – Edward siada naprzeciw mnie. Widzę, że odruchowo chce wziąć mnie za rękę, ale powstrzymuje się w ostatniej chwili.
Opada mi szczęka. Powiedział wszystkim o nas? On chyba oszalał!
– Że co?!
– Nie denerwuj się na mnie – mówi, widząc moją minę – to akurat wina nas obojga, nie tylko moja. Kamil stwierdził, że już pierwszego dnia było widać jak na dłoni, że coś się święci, a każde kolejne spotkanie jedynie utwierdzało wszystkich w tym przekonaniu. Magda nawet się z nim założyła o to, kiedy wszystko się wyda.
Rumieniec jeszcze bardziej zalewa moje policzki. Przecież tak się staraliśmy! Byłam pewna, że idzie nam świetnie i nikt się niczego nie domyśli. A oni wiedzieli, co się wydarzy jeszcze zanim ja to wiedziałam?! Jak to w ogóle możliwe?
– Uwielbiam to.
– Co?
– Jak się rumienisz – uśmiecha się do mnie.
Oczywiście rumieniec, sądząc po jeszcze bardziej palących policzkach jedynie się pogłębił. A myślałam, że już bardziej się nie da.
– Edwardzie! Mamy umowę! – mówię oburzona, choć tak naprawdę kocham, gdy prawi mi komplementy.
– I trzymam się jej. Nie dotknąłem cię.
Racja.
Wstaje od stołu, obchodzi go dookoła i pochyla się nad moim uchem. Uważając, by nie dotknąć mojej skóry, szepcze mi do ucha cichym, pełnym pożądania i pewności głosem:
– Ale sprawię, że będziesz o to błagać.
Jego ciepły oddech na mojej szyi sprawia, że odruchowo czekam na dotyk jego ust na pulsującej skórze.
On, jednak prostuje się, poprawia tą obrzydliwe pogniecioną koszulę, która teraz dodatkowo uwalona jest od ich łez i podkładu, i wychodzi, zostawiając mnie samą.
Chowam twarz w dłonie. Mam ochotę zapaść się pod ziemię na myśl o wyjściu i spojrzeniu Ewie w oczy po tym wszystkim, co słyszała.
Dopiero po dobrych piętnastu minutach zbieram się w sobie na tyle, aby opuścić kuchnię.
Biorę głęboki wdech i niepewnie wynurzam się z zaplecza, rozglądając się po księgarni, aż mój wzrok pada na koleżankę stojącą przy ladzie.
– Dogadaliście się? – pyta, przeglądając coś w internecie. Jej bezpośredniość sprawia, że znów robię za pomidora.
Jak ja tego nienawidzę.
– Tak – odpowiadam speszona.
– To dobrze – zerka w moją stronę – wszystko w porządku? – uważnie mi się przygląda – Jeśli chcesz wrócić do domu, nie martw się, dam sobie radę dzisiaj sama – proponuje z widoczną troską na twarzy.
– Nie, nie trzeba… – zawahałam się – Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. Straciłam nad sobą panowanie i…
– Nie przepraszaj, nic nie słyszałam – uśmiecha się przyjaźnie – Przeczuwałam, że to nie będzie cicha pogawędka, więc postanowiłam iść wcześniej na przerwę. Zamknęłam księgarnię z kartką, że wrócę za pół godziny, i poszłam do kawiarni – obdarza mnie spojrzeniem pełnym wyrozumienia – Wróciłam dosłownie dziesięć minut temu. Byliście sami.