Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Szczęśliwe życie jest najlepszą zemstą…
Ile jest w stanie udźwignąć człowiek? Jak wiele tajemnic i bólu może w sobie skrywać? W przypadku Adrianny Małeckiej przeszłość oraz przyszłość już na zawsze są naznaczone piętnem pozostawionym przez jej byłego męża Jakuba. Jego wręcz obsesyjna miłość oraz potrzeba sprawowania kontroli nad byłą małżonką rozkręcają niekończącą się spiralę prześladowania i przemocy. Kobieta stoi przed niebezpieczeństwem utraty tego, co jest dla niej najcenniejsze. Jakie okrucieństwo wymyśli tym razem jej były mąż?
Czy Adrianna zdoła sobie z tym poradzić? Czy znajdzie gdzieś pomoc? I czy ta pomoc nie ściągnie na nią jeszcze większego nieszczęścia? I czy jej gorąca relacja z Maksem przetrwa ten huragan?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 436
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Redakcja: Beata Kostrzewska
Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lingventa
Zdjęcia na okładce
© Artemfurman/Dreamstime.com
© svetikd/iStock
Element graficzny w tekście
© Alhovik/Dreamstime.com
© for the text by Aleksandra Pakuła
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021
ISBN 978-83-287-1842-5
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2021
fragment
Tę książkę dedykuję wszystkim kobietom, którym, tak jak Adriannie, nikt szczerze nie powiedział tych słów:
Jesteś piękna, taka jaka jesteś!
Ten dzień nie należy do najprzyjemniejszych i to nie za sprawą ruchu w Ahorze. Jak na początek maja jest jeszcze spokojnie, ciężko, ale spokojnie. Od kilku miesięcy znów pracujemy z Pablo tylko we dwóch i, kurwa, wiem, że tak się nie da, bo fizycznie jesteśmy na wykończeni. Żaden z frajerów, którzy przychodzili na próbę, nie wytrzymywał presji. Potrafili tyle co pierwszoroczniak w szkole. Nic poza programową ramą w gastronomiku. Ani jeden nie umiał również odnaleźć się w naszym popieprzonym systemie pracy.
Wiem, że w stosunku do tego ostatniego gościa zachowałem się jak kutas, wyrzucając go po trzech tygodniach, ale był tak spanikowany, gdy mieliśmy komplet na sali, że sam się o to prosił. Albo jesteś w stanie wytrzymać presję czasu, stres i towarzystwo pracowników równie zmęczonych, jak ty sam, albo do widzenia.
Przecieram dłonią twarz. Nie mogę się skupić, mam megakaca i jestem wkurwiony, chyba nawet bardziej niż wkurwiony. Nie potrafię pojąć, jak Aureliusz mógł podjąć decyzję o zatrudnieniu kogoś nowego beze mnie. I to jeszcze, kurwa, jakiejś baby… Jakby tego było mało, Polki bez doświadczenia. Co ja niby, kurwa, mam z nią zrobić?!
– Ja pierdolę, co my wczoraj piliśmy? – drze się Carlos. Łeb mi pęka.
– Jakieś kolorowe gówno – jęczę na wspomnienie tego słodkiego szajsu, który jedyne, co powoduje, to ból głowy na następny dzień. – Mówiłem ci, że te dwie laski zwiastują kłopoty!
– Jakoś sobie tego nie przypominam. – Carlos idiotycznie przewraca oczami. – Mówiłeś to, nim zacząłeś się wymieniać z jedną z nich płynami ustrojowymi czy tuż przed tym, jak wsadzała ci rękę w spodnie? – dopytuje.
Udając, że drapię się po głowie, pokazuję mu środkowy palec.
– Dobra chociaż była?
– Całkiem niezła. Zaokrąglona w odpowiednich miejscach. – Milknę, przypominając sobie tę napaloną szatynkę, przez którą spałem ledwie trzy godziny.
Carlos upija łyk czarnej jak smoła kawy i mówi:
– Mam nadzieję, że ta nowa też będzie ładna.
– I żeby miała niezły tyłek! – dodaje Pablo, szczerząc się jak dzieciak.
– Aurelio ma raczej dobry gust, popatrz na Renatę… Nie przywiózłby z importu marnego towaru – żartuje Carlos. – A ty, szefie, czego byś sobie życzył? – pyta z rozmarzonym wyrazem twarzy.
– Żeby nie pieprzyła bez sensu jak wy i pracowała bez narzekania – syczę, wymachując w jego stronę nożem.
Na samo wspomnienie o „nowej” ponownie zaczyna ogarniać mnie złość. Jak znam moje szczęście, przyleci jakaś wytapetowana paniusia, uważająca ponadośmiogodzinny dzień pracy za niewolniczy system, a jedyne, na czym będzie się znała, to malowanie paznokci.
– Nie pierdol, że to jedyne twoje oczekiwania!
Zaczynam się śmiać, gdy Carlos dłońmi wyrysowuje w powietrzu kobiece kształty.
– I żeby przynosiła mi kolację… najlepiej od razu ze śniadaniem! – Parskam głośnym śmiechem, a kiedy Carlos i Pablo również zaczynają się śmiać, dodaję: – Oczywiście z dostawą do mojego łóżka.
Do kuchni wpada Lalo ze stertą brudnych naczyń, którą w ekspresowym tempie upycha w zmywarce. Przez to, że w kuchni nie mamy nikogo do pomocy, on i Carlos mają jeszcze więcej obowiązków. Staje obok nas z oburzoną miną i odzywa się:
– Moglibyście już skończyć. Jesteście jak banda dzieciaków. – Przewracam oczami, bo jak tak gada, jest podobny do ciotki Juanity. – Ona przyjeżdża tu do pracy, a nie jako atrakcja. A poza tym Aureliusz wcale nie mówił, że to będzie młoda dziewczyna, a już na pewno nic nie wspomniał o tym, że będzie ładna, tylko że jest spokojna. Może to ktoś starszy… Jak nasza mama?!
– Kurwa, zawsze musisz zjebać mi humor! W takich momentach zastanawiam się, czy my aby na pewno jesteśmy braćmi. Zrzędzisz jak matka! – rzuca oschle w jego stronę Carlos.
Obaj wychodzą z kuchni, spierając się o to, kto jest gorszym bratem. Nagle przerywają, gwałtownie przystają i szczerząc się, wykrzykują:
– ¡Hola!, Aurelio!
– ¡Hola!, panowie – odpowiada im Aureliusz.
Odwracam wzrok. Czuję, jak wszystko zaczyna się we mnie gotować. Nie mam zamiaru iść Aureliuszowi na rękę. Nie będę ułatwiał mu tej sytuacji. Sam mnie w to wpakował! Nie mam też zamiaru gadać z tą nową… Na pewno nie po polsku i na pewno nie będę jej traktować inaczej. Żadnej taryfy ulgowej. To, że jest babą, niczego nie zmienia.
– Tak jak mówiłem wcześniej, przywiozłem wam pomoc do pracy. To Adrianna – oznajmia im tym swoim wesolutkim głosikiem, który jeszcze bardziej podnosi mi ciśnienie.
– ¡Hola! – słyszę niepewny, za to dosyć niski i szorstki jak na kobietę głos, zapewne należy do nowej. Intrygujące…
Mam ochotę się obejrzeć. Kurwa, już pękam, a nie minęło nawet kilka minut. Kątem oka zauważam, jak Pablo z otwartą gębą przygląda się przedstawieniu, jakie odstawia Aureliusz. Nie umiem się powstrzymać i też obracam się w ich stronę.
– Jednak Lalo bardzo się mylił… No może prócz wzrostu – szepcze w moją stronę Pablo. – Chyba jesteś zadowolony, szefie? – dopytuje, szczerząc się od ucha do ucha.
Coś mamroczę, by go zbyć, i patrzę na dziewczynę, którą przywiózł Aureliusz. Jest piękna. Może zbyt drobna i za niska jak dla mnie, ale piękna. Blondynka z twarzą niemal tak ładną jak jej biust. Coś tam gadają między sobą, ale nie mam pojęcia o czym. Nie mogę oderwać wzroku od jej…
Pablo macha mi przed oczami dłonią, co wyrywa mnie z krótkiego amoku. Śmiejąc się, odpycham go i wołam:
– Bierz się do roboty!
Aureliusz wprowadza małą blondyneczkę do kuchni.
– Ten po lewej to Pablo – przedstawia jej chłopaka.
Pablo macha ręką na przywitanie, po czym wraca do pracy, a Aureliusz obraca się w moją stronę. Widzę po nim, że nadal jest na mnie tak samo wkurwiony jak ja na niego. Patrzy mi w oczy i z poważnym wyrazem twarzy oznajmia:
– A ten tu to Maks, szef kuchni. To on tu rządzi i jeśli mnie nie ma, to jego musisz słuchać.
Staram się nie pokazać nic po sobie. Nie zamierzam mu ustąpić. Zrobił źle, decydując za mnie, i udowodnię mu to. Nie dam mu satysfakcji. Tylko że ona… wygląda na przerażoną. Nawet bardzo. Patrzy na mnie i nie mogę wyrzucić z głowy myśli, że może mój ukochany szef nagadał jej, jakim to pojebem jestem w pracy i czego może się po mnie spodziewać. Może to nawet i lepiej. Niespecjalnie wychodzi mi udawanie, a im szybciej ona nie wytrzyma presji w pracy i wróci, skąd przyleciała, tym lepiej dla mnie. Nie będę musiał jej niańczyć w kuchni.
Nie umiem oprzeć się pokusie i zaczynam wędrować wzrokiem po jej ciele. Jest niezła. Ma zajebiste cycki. Ciekawe, ile czasu zajęłoby mi zdjęcie jej bluzki, by zobaczyć je w całej okazałości. Choć właściwie ma taki dekolt, że niewiele materiału je osłania…
– Takiego jak on to ja się mogę ewentualnie słuchać naga w łóżku.
No kurwa, chyba się przesłyszałem. W głowie sam sobie przybijam piątkę.
– Co mówiłaś? – pyta Aureliusz, pochylając się w jej stronę.
Nie jestem w stanie powstrzymać uśmiechu, który wkrada się na moją twarz. Korzystam z chwili, gdy ona najwidoczniej nie ma pojęcia, że rozumiem, co mówi. Sunę wzrokiem po jej ciele, mimo że wolałbym robić to dłońmi. Chociaż jest chuda, ma niezły tyłek. Mogłaby się tylko jeszcze obrócić…
– Nic, nic, tak tylko głośno myślałam… – odpowiada, przygryzając dolną wargę.
Nagle nasze spojrzenia się spotykają i dociera do mnie, że ona robi dokładnie to samo co ja – lustruje mnie od góry do dołu. Ma delikatną urodę. Jej ciało jest bardzo kobiece, ale twarz pozostała dziewczęca. Jedynie oczy… Niby są niebieskie, ale wydają się jakieś przygaszone, poważne, a może… przerażone? Pewnie jest zestresowana. Z ogromną chęcią pomógłbym jej się odstresować, zresztą i mnie by się to dzisiaj przydało.
Ja pierdolę, o czym ja myślę? Biorę spokojny wdech i próbuję zapanować nad sobą. Aureliusz ładnie mnie wjebał. Jak ja mam z nią pracować, skoro jedyne, co mam teraz w głowie, to seks? Przed oczami pojawiają mi się dziesiątki wyobrażeń, w jaki sposób mógłbym to z nią robić. Z takimi cyckami powinna być na górze…
Dobra, weź się w garść.
– Cześć, jestem Maks – odzywam się w moim ojczystym języku, którego nie używałem od tak dawna.
Wyciągam rękę na powitanie. Dobrze widzę, jak zaskoczony jest Aureliusz, zresztą jak cała reszta, ale ich zdziwienie to nic w porównaniu z miną tej małej. Dziewczyna podaje mi swoją dłoń i delikatnie ściska. Na jej przedramieniu momentalnie pojawia się gęsia skórka i to chyba jeszcze bardziej mnie zaskakuje.
– Adrianna…
Posyła szefowi gniewne spojrzenie i machając rękami, wykrzykuje go niego:
– Cholera! Aureliusz, nie mogłeś mi dać znać, że oprócz naszej dwójki ktoś też tutaj mówi i przede wszystkim rozumie po polsku?
Wygląda jak mała, słodka, oburzona dziewczynka, gdy tak wrzeszczy na Aureliusza. Dziewczynka, która bez mrugnięcia okiem sypie przekleństwami w jego stronę. Z trudem nad sobą panuję, staram się nie roześmiać z tej groteskowej sceny. Jak na kogoś, kto dziś poznał swojego pracodawcę, nowej wyjątkowo łatwo przyszło opieprzenie właściciela… No, chyba że się znają?
– A nie mówiłem, że spokojnie dasz radę się dogadać nawet ze słabym angielskim? – odpiera z rozbawieniem Aureliusz. – Najczęściej rozmawiamy po hiszpańsku, żeby wszyscy mogli zrozumieć, i sam już zapomniałem, że Maks jest Polakiem. – Przerywa na chwilę. Często tak robi, gdy kłamie.
Nagle zaczyna się głośno śmiać. Mam wrażenie, że z całej tej absurdalnej sytuacji. Ostatnie kilka miesięcy kłóciliśmy się o nowego pracownika. Zapewniałem go, że nie będę z nią gadał, ale… teraz nie mogłem się powstrzymać, słysząc jej tekst o słuchaniu się mnie w łóżku. Zaczynam się śmiać.
– No już, nie gniewaj się. – Aureliusz obejmuje nową ramieniem. – Chodź, pokażę ci twój pokój, a potem coś zjemy.
Gdy tylko znikają, do kuchni wpada Carlos i już się domyślam, co za moment zacznie pieprzyć.
– Czekaj, czekaj, jak to było?! – podpytuje idiotycznie z miną cwaniaka. – Nie będę z nikim gadał! Nie będę szedł na rękę! Nie będę rozmawiać po polsku… Bla, bla, bla…
Próbuję się nie roześmiać z całej sytuacji i pokazując mu środkowy palec, wracam do czytania kolejnych zamówień, które przynosi Lalo.
– To z dobroci serca czy przekonały cię… – obracam głowę w stronę Carlosa, który śmiejąc się, dłońmi maluje w powietrzu kobiece piersi – jej odpowiednie kompetencje?!
– Wiesz, że mam dobre serce – parskam – i świetny wzrok!
– Nareszcie będzie na co popatrzeć! A nie ciągle tylko twoja rozdarta morda! – woła do mnie Pablo.
– Uważaj, bo możesz zobaczyć drzwi z drugiej strony! – dogryzam mu, chociaż nigdy bym go nie wyrzucił.
Pablo to jedyny kucharz po Ramiro, z którym umiem się zgrać w pracy, i nie potrzeba zbędnych słów. Jest młody, ale ma talent. Dużo potrafi i bardzo szybko się uczy, a to dla mnie, jako szefa kuchni, największy sukces. Bo nie sztuką jest dobrze gotować, największym wyzwaniem jest wychować kolejnego świetnego kucharza na przyszłość.
– Pablo ma rację! – stwierdza Carlos. – Ma zajebiste cycki! Dzień w tej popieprzonej robocie od razu staje się piękniejszy, jeśli można popatrzeć na zgrabny tyłek wypinający się przy zmywarce!
Wszyscy zaczynamy się śmiać, a wtedy w kuchni ponownie zjawia się Aureliusz. Od razu widzę tę jego niezadowoloną, pełną powagi minę.
– Ja powiem to tylko raz – zaczyna głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Macie ją traktować na równi. Ona nie jest dla was atrakcją czy… – Nerwowo chrząka, po czym łapie spokojny oddech i dodaje: – zabawką. Nie chcę słyszeć żadnych takich durnych tekścików jak przed chwilą! Rozumiemy się?
Przewracam oczami, ale razem z całą naszą ekipą przytakuję jego słowom. Aureliusz łagodnieje. Wystawia rękę z kluczykami od samochodu i pyta:
– A teraz, który z was będzie taki miły i zaniesie Adriannie walizkę, bo muszę zadzwonić w kilka miejsc?
– Ja to zrobię! – Podchodzę do niego i wyciągam dłoń. – Oczywiście z dobroci serca! – dodaję prześmiewczo.
– Maks, nie denerwuj mnie – mówi stanowczo, przytrzymując kluczyki. – Ty akurat masz się trzymać od niej z daleka! Najlepiej zrobisz, jak przygotujesz dla nas obiad.
– To jak mam jej zanieść walizkę? Poza tym tego, o czym myślę, nie da się robić na odległość! – naśmiewam się. – Obiad też mogę przygotować…
Wspólnie z chłopakami zaczynamy się śmiać. Jedynie Aureliusz wygląda, jakby zupełnie nie zrozumiał mojego żartu, a przecież znamy się już dwadzieścia lat. Wie, że uwielbiam się z nim droczyć. Poza tym nie pójdę przecież do niej i jej nie przelecę. Aureliusz dziwnie się zachowuje, zupełnie jakby ta nowa sytuacja go stresowała, a może nawet przerastała.
– Żartowałem tylko – wyjaśniam tak dla pewności. – Kim ona jest, że się tak spinasz?
Mężczyzna kilkukrotnie ucieka wzrokiem, w końcu bierze głęboki wdech i mówi:
– To córka mojej znajomej z Polski. Ma problemy i potrzebuje zarobić.
– Już myślałem, że przechodzisz kryzys wieku średniego i przywiozłeś sobie z importu świeży, młody towar! – mówię, po czym wszyscy znów zaczynamy się śmiać. – Żartowałem! – dodaję kąśliwie.
– Ale ja nie żartuję! Trzymaj się od niej z daleka! – ponownie mi rozkazuje, tym razem jednak brzmi o wiele groźniej. – Zresztą to się tyczy was wszystkich, ale jakoś przeczuwam, że to z tobą będą, jak zwykle, największe problemy! – dodaje, patrząc na mnie.
Pomrukuję pod nosem i wyrywam mu te jebane kluczyki, po czym wychodzę na zewnątrz. Kurwa, ta nowa nawet nie jest tu godzinę, a już stwarza problemy. Wiedziałem, że tak będzie. Było dobrze, jak było. Baba na kuchni to zawsze kłopot.
– Ja pierdolę, większej walizki nie mogła zabrać. Przecież ona sama by się do niej wcisnęła – marudzę, wnosząc bagaż po schodach.
Staję przed drzwiami pokoju mojej nowej pracownicy i pukam, bo mam wrażenie, że ukochany szef będzie potrafił i o to się przypieprzyć.
– Proszę – krzyczy po polsku.
Gdy tylko otwieram drzwi, dziewczyna jak rażona prądem zrywa się z łóżka. Wygląda, jakbym ją na czymś przyłapał… No, sam nie wiem… Podbiega do mnie i prawie wyrywa mi walizkę z ręki. Nawet nie podnosi wzroku.
– Dzięki – rzuca tylko.
– Nie ma za co – odpowiadam i próbuję sobie przypomnieć, jak ma na imię. Cholera, już zapomniałem. – Aureliusz prosił, żebym zrobił dla was obiad. Co lubisz? – pytam, bo nie mam pojęcia, czy szef powiedział, na co mają ochotę.
– Nie lubię owoców morza, nie licząc krewetek.
Pięknie, przyjechała do kraju słynącego z owoców morza i ma zamiar jeść… Dobra, zresztą czym ja się przejmuję?
– Tak to wszystko inne jest okej – dodaje, uciekając wzrokiem, kiedy na nią patrzę.
Chyba jest zestresowana i to nawet bardzo. Nie wiem czemu, ale robi mi się jej szkoda. Jest sama w nowym miejscu, raczej nie dogada się po hiszpańsku. Po angielsku kiepsko mówi albo się wstydzi… Wszystko jest obce i dziwne… Dobrze pamiętam, jak to jest.
Dam jej spokój. Przynajmniej przez kilka pierwszych dni, niech się wdroży. Potem zobaczymy.
– Niech będzie – mówię.
Odwracam się w stronę drzwi i nagle już wiem, jak rozluźnić atmosferę.
– Prawie zapomniałem… Jak to było z tym słuchaniem się mnie w łóżku? – pytam rozbawionym tonem.
Nowa czerwieni się i wygląda z tym rumieńcem jak zawstydzona dziewczynka. To nawet urocze. Mała, słodka dziewczynka z zajebistym ciałem…
Cholera, Aureliusz miał rację, będę miał problem. Problem z trzymaniem się na dystans.
Leżę w łóżku, patrzę w sufit i czuję, że spadam… Powoli znikam w otchłani. Jestem coraz niżej i niżej, i niżej, i niżej. Tonę w morzu swoich łez. Gubię się w emocjonalnym labiryncie.
Myślałam, że Jakub nigdy więcej mnie nie skrzywdzi. Byłam pewna, że odebrał mi już wszystko, co tylko mógł – godność, pewność siebie, wiarę w swoje możliwości, ufność w bezinteresowne dobro ludzi. Jakże się myliłam. Nigdy nie będzie miał dość. Żyłam w przekonaniu, że już ani razu nie pozwolę mu się zranić, a tymczasem, nim się zorientowałam, co tak naprawdę planuje, już zdołał odebrać mi ostatnią osobę, dla której byłam w stanie jeszcze żyć. Jestem świadoma, że w starciu z nim na sali sądowej nie mam najmniejszych szans, już to przerabiałam. Jego pieniądze, znajomości i układy potrafią czynić cuda. Kto mi uwierzy? Przecież on to chodzący ideał. A ja? Ja jestem nikim…
Nie wiem, co robić. Nie wiem też, czy znajdę wystarczająco dużo siły, by cokolwiek jeszcze uczynić, bo za każdym razem, gdy spoglądam w swoje odbicie w lustrze, widzę jedynie siebie sprzed lat, tak kruchą i bezradną… Wodzę wzrokiem po wszystkich „dowodach miłości” mojego męża – cienkiej szramie na brodzie od uderzenia o komodę, bliznach na nadgarstku i w zgięciu ręki od przypalania papierosem, zgrubieniu na grzbiecie nosa po jego złamaniu. Na niewinnie wyglądającą bliznę przy oku nie mogę patrzeć, przywołuje zbyt wiele bolesnych wspomnień.
W ciągu tych kilku dób, które minęły od druzgoczącej wiadomości Aureliusza, gładko przeskakiwałam przez fazy zaprzeczania, gniewu, załamania, a nawet poddania się. Wielokrotnie próbowałam skontaktować się z córką, jednak mój były mąż skutecznie mi to utrudniał, wymyślając coraz to bardziej absurdalne powody. Łzy oraz bezsenność spowodowana nocnymi koszmarami są jedynymi stałymi punktami każdego dnia… No i jeszcze praca, w której już przez brak koncentracji poparzyłam dłoń. Jednak mimo tego ona jest jedynym powodem, dla którego jeszcze podnoszę się z łóżka. Nadal potrzebuję pieniędzy.
Czuję, że to, z czym muszę się teraz mierzyć to moja największa porażka, zarówno jako kobiety, żony, ale przede wszystkim jako matki. Zostałam nie tylko pokonana przez Jakuba. Jestem również samotna, tak jak tego pragnął. Czuję ogromną potrzebę, by wypłakać się Pauli, jednak za każdym razem, kiedy wybieram jej numer, w ostatnim momencie rezygnuję. Nie chcę kolejny raz obciążać jej swoimi problemami. Aureliusz natomiast od czasu naszej ostatniej rozmowy nie przyjeżdża do Ahory. Maks także mnie unika albo daje mi coś w rodzaju wolnej przestrzeni. Nie dziwię się. Jaki mężczyzna, nie tylko w jego wieku, chciałby ładować się w taki popieprzony chaos tylko z powodu seksu, nieważne jak dobry by ten nie był?! Mijamy się więc, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, choć życie dało mi kolejną bolesną lekcję…
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz