Like A Death #2 - A.N. Wata - ebook + książka

Like A Death #2 ebook

Wata A.N.

4,5

Opis

Amalie jest pewna, że ma już wszystko, o czym tylko mogła zamarzyć. Ma męża, który kocha ją całym sercem i dla którego jest wszystkim; ma syna, który pochłania całą jej uwagę; ma dom, w którym chce stworzyć swój piękny świat. Nazwisko Moretti zmieniło w niej wszystko, a to, co przeżyła, sprawiło, że jest jeszcze silniejsza i twardsza. Mimo to doskonale wie, że wystarczy moment, a przeznaczenie może się całkowicie odmienić.

 

Czy będzie mogła powiedzieć w końcu „żyli długo i szczęśliwie”?

Czy będzie w stanie unieść to, co ją czeka?

Czy interesy jej męża nie wpłyną na nią zbyt mocno?

I co najważniejsze, jak ułoży się jej dalsze życie?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 600

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (57 ocen)
43
5
5
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
angi1988

Dobrze spędzony czas

Ta część była o niebo lepsza niż poprzednia..
20
Iwonamaslona

Nie oderwiesz się od lektury

Książka super a wiecie kiedy 3 część
20
Wiola_loves_books1

Nie oderwiesz się od lektury

🫦🫦 RECENZJA 🫦🫦 A. N. Wata "Like a death" Amelie w końcu jest spełniona, ma kochającego męża, cudownego synka i perspektywy na szczęśliwą przyszłość. Niestety ta sielanka nie trwa wiecznie, jednego dnia jej życie wali się jak domek z kart. Cierpienie i tęsknota przysłaniają kobiecie codzienność, lecz ona nie może sobie na to pozwolić, musi stanąć na nogi i przejąć władzę po mężu. Czy znajdzie w sobie wystarczająco dużo siły by to zrobić? Czy Amelie jeszcze kiedyś odnajdzie szczęście? Co jeszcze przygotował dla niej los? Kochani przed wami druga część historii Amelie i Williama i muszę przyznać, że jak dla mnie jest ona jeszcze lepsza niż jej poprzedniczka. Choć początkowo autorka skupiła się głównie na wręcz cukierkowej codzienności naszych bohaterów, to bardzo szybko zmieniła fabułę i przeszła do konkretów, zrzucając na nas bombę tak dużą, że aż serce na moment przestało mi bić. Nie mogłam pogodzić się z zaistniałą sytuacją, cierpiałam wraz z Amelie i bardzo wierzyłam w to, że ...
20
Melania22

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna książka... kurczę teraz trzeba czekać na trzeci tom 🥰🥰
20
Kurczaczek36

Nie oderwiesz się od lektury

💔🩷 RECENZJA PATRONACKA 🩷💔 "Razem z Sebastianem już za tobą tęsknimy i czekamy z niecierpliwością, aż do nas wrócisz, William. Kochamy cię catymi naszymi sercami." ✨✨✨ Cześć, kochani dziś przychodzę do was z moim cudownym patronatem, jakim jest „Like a Death” Tom 2. Nie będę ukrywać, że czekałam na drugą część historii Amalie i Williama, i ich dalsze losy. Po zakończeniu pierwszego tomu czułam ogromny niedosyt. Bardzo się ucieszyłam, kiedy się dowiedziałam, że mogę być patronką tej wspaniałej historii, tym bardziej że bohaterowie stworzeni przez autorkę skradli moje serce już od samego początku. Od pierwszego rozdziału zostałam pochłonięta przez świetną fabułę i do samego końca byłam trzymana w napięciu. Autorka potrafi dawkować emocje, które mi towarzyszyły podczas czytania. Jest to jedna z książek, którą trudno było mi odłożyć, dopóki nie przeczytałam ostatniej strony. Było to tak wspaniałe, że nie chciałam, aby ta fabuła kończyła się zbyt szybko. W tej powieści nie zabraknie ...
20

Popularność




Playlista

Labirynt – The Feels

Aron Dee – Breathe

Jann – One Missed Call

D4vd – Poetic Vulgarity

Arlekkin – SAVE ME

Josef Salvat – Alone

CLOVES – Don’t Forget About Me

Flume – Insane

Hiatus – Fortune’s Fool

Mr Little Jeans – The Suburbs

JPOLND – The End

Winona Oak – Break My Broken Heart

Sasha Smith – Lone wolf carousel

The Hot Damns, Smokey Jones – Last Goodbye

Cała playlista jest dostępna na moim Spotify.

Zapraszam

Copyright © by A.N. Wata, 2023Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by soup__studio/iStock

Ilustracja w środku książki: Clker-Free-Vector-Images z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-528-1

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Playlista

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Rozdział 43

Rozdział 44

Rozdział 45

Rozdział 46

Podziękowania

Mojemu mężowiZa to, że tak dzielnie słucha mojego gadania o wszystkich książkach i wspiera mnie w każdym możliwym momencie

– Powiedz mi, jak mnie kochasz.– Powiem.– Więc?– Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec.Kocham cię w kapeluszu i w berecie.W wielkim wietrze na szosie i na koncercie.W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona.I gdy jajko roztłukujesz ładnie –nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.

Rozmowa liryczna, Konstanty Ildefons Gałczyński

Rozdział 1

Jeżeli ktoś by mi kiedyś powiedział, że poród siłami natury to pikuś, to jako młoda, niedoświadczona dziewczyna uwierzyłabym mu na słowo. Jako kobieta, która urodziła dziecko, zupełnie bym się z tym stwierdzeniem nie zgodziła.

Chociaż wydawało mi się, że byłam na to wszystko gotowa i wyedukowana przez prywatną położną, to rzeczywistość mnie zaskoczyła. Wody odeszły mi w nocy, kiedy smacznie spałam, przez co wydawało mi się, że zesikałam się do łóżka.

Kiedy razem z Williamem pojechaliśmy do szpitala, kardiotokograf, który ma za zadanie badać tętno dziecka i wykazywać skurcze, nie wykazywał ich. Do rana byliśmy zestresowani do granic możliwości, ale nasz syn nie był jeszcze gotowy na to, aby opuścić moje ciało.

Męczyłam się więc z tymi cholernie bolesnymi skurczami pół dnia, ale na szczęście William i moja matka przez cały czas byli razem ze mną.

Gdy w końcu doszło do rozwiązania, William nie zaglądał pomiędzy moje nogi, choć znał mnie w tamtych rejonach bardzo dobrze. Za dużo naczytałam się, jak to faceci, widząc poród, zrażali się do swoich kobiet, czując obrzydzenie. Nie wiedziałam, czy to prawda, ale wolałam nie ryzykować.

Wiedziałam, że Will oglądał w swoim życiu całą masę flaków walających się pod jego nogami, ale ja byłam jego żoną i na mnie mógł zareagować inaczej. On na szczęście grzecznie spełnił moją prośbę i siedział na fotelu obok mojego łóżka, trzymając mnie mocno za dłoń. Nie przeklinałam i nie groziłam mu tak jak na filmach, skupiłam się tylko na osiągnięciu celu. Życie zweryfikowało wszystkie moje przekonania.

Moja matka pomagająca mi w porodzie natomiast z chęcią zaglądała między moje nogi i komentowała wszystko to, co się działo. Kiedy w pewnym momencie krzyknęła, że widać już ciemne włosy, widziałam, jak Will pobladł, ale szeroko się uśmiechał, bo Sebastiano miał mieć kolor włosów po nim.

Wszystkie te negatywne uczucia, emocje i wydarzenia zeszły jednak na drugi plan, gdy położyli mi na klatce piersiowej nasze dziecko. Te uczucia zostały zastąpione nowymi, na zupełnie innym poziomie. Popłakałam się, kiedy usłyszałam ten delikatny głosik. To wszystko było naprawdę cudowne i nie do opisania. Byłam pewna, że nie zapomnę tego dnia do końca mojego życia.

Mieszanka szczęścia, radości i miłości – to stanowczo zbyt mało powiedziane. To było ogromne uczucie, które zapłonęło we mnie w sekundę i oddaliło ode mnie wszystko inne. Liczył się tylko on i nikt więcej. Mój syn, moja krew.

Kiedy położna zabrała małego i wsadziła Williamowi pod koszulkę, widziałam, jak z jego oczu leciały łzy. Tak, on płakał ze szczęścia. Byłam bardzo ciekawa, co powiedzieliby jego ludzie, gdyby go takiego zobaczyli. Mnie ten obraz zapadł w pamięć na tyle mocno, że byłam pewna, iż to właśnie z nim przed oczami umrę.

Mimo wszystko te pierwsze chwile minęły szybko i bezpowrotnie. Wróciliśmy do domu, gdzie mój mąż obrał sobie za cel „oprowadzenie” śpiącego w jego ramionach Sebastiana. Z uśmiecham na ustach słuchałam, jak opowiadał małemu o każdym miejscu i przedmiocie. O zabawkach, które mu kupiliśmy, o łóżeczku, które stało obok naszego w sypialni, a nawet o pozytywce, której w dzieciństwie słuchał sam William, a którą dostał od swojej mamy.

Później zaczęła się ta nieco mniej przyjemna część bycia rodzicami. Początki były bardzo trudne, i to głównie przez brak doświadczenia. Sebastiano miał dosłownie wilczy apetyt. Budził się często i ciągle chciał jeść. Jako że zdecydowałam się karmić go piersią, za każdym razem wstawałam z nim. Czułam się jak zombie, które nie ma jak się wyspać. Oczywiście William starał się mnie wspierać na każdym kroku, prawie nie wychodząc z domu.

Zmieniał Sebastianowi pieluchy, przebierał go, kąpał, zajmował się nim, kiedy potrzebowałam chwili dla siebie, a nawet karmił moim odciągniętym mlekiem. Na szczęście nie kłóciliśmy się w tym czasie, bo wiedzieliśmy, że mogło to być destrukcyjne dla naszego małżeństwa. Po trzech miesiącach nasze doświadczenie i znajomość własnego dziecka były na takim poziomie, iż miałam wrażenie, że wszystko się uspokoiło. Nasze życie zaczęło wracać na spokojne tory.

– Jak zawsze wyglądasz przepięknie, Amalie. – William uśmiechnął się do mnie.

Spojrzałam na swoje ubrania i miałam ochotę się popłakać. Miałam na sobie zbyt szerokie, poplamione spodnie dresowe, dużą koszulkę, która sprawiała, że moje ciało robiło się niekształtne, a do tego paznokcie u stóp z obdrapanym lakierem. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, jak bardzo zaniedbaną kobietą się stałam, i wiedziałam, że tak nie powinno być. Nie potrafiłam powiedzieć, czy mężczyzna naśmiewa się ze mnie, czy mówi poważnie. Było mi naprawdę przykro, że przez ten czas, od kiedy urodził się Sebastiano, zapomniałam, co to kosmetyki i seksowne sukienki.

Musiałam o siebie zadbać i w końcu się ogarnąć. Chciałam godnie reprezentować nazwisko Moretti na każdej możliwej płaszczyźnie, a urodzenie dziecka nie zwalniało mnie z tego, aby zawsze wyglądać świetnie.

– Mówisz poważnie czy tylko sobie ze mnie żartujesz? – Odłożyłam sztućce na bok, spoglądając na jego twarz z niemałym zainteresowaniem. – Nie umiem tego rozpoznać.

– Amalie, nie rozumiem, co jest w tym aż takiego dziwnego. – Patrzył na mnie tym swoim spokojnym wzrokiem. – Już ci mówiłem, że choćbyś miała na sobie worek po ziemniakach, to i tak wyglądałabyś najpiękniej na świecie. Poza tym jesteś moją bohaterką, którą podziwiam. Siłaczka, która na swoich delikatnych ramionach dźwiga cały mój świat.

Powtarzał mi te słowa od dnia porodu, a one cały czas tak samo mnie zawstydzały. Will sprawiał, że czułam się podziwiana i niezwykle silna. To było miłe i budujące.

– Nie jestem żadną siłaczką. – Moje policzki się zarumieniły. – Wcale się tak nie czuję. Wiele kobiet rodzi, czasami nawet w gorszych męczarniach niż ja.

– Dla mnie nie liczą się inne kobiety, tylko ty. Pamiętaj, że byłem z tobą w szpitalu, kiedy to się działo i widziałem, że poród był dla ciebie ciężki. Chcę cię podziwiać i tak będę robił. – Włożył sobie jedzenie do ust i zamilkł.

Byłam ciekawa, czy wszyscy mężowie, partnerzy i partnerki mówili swoim kobietom po porodzie takie słowa. Było mi naprawdę przyjemnie to wszystko słyszeć i w pewnym sensie czułam się tym podbudowana. Wiedziałam, że ciało po porodzie stawało się zupełnie inne. Co prawda ja aż tak dużo nie przytyłam, ale wszystko zebrało się na moim brzuchu. Skóra w tym miejscu stała się zwiotczała i rozciągnięta; pomimo że bardzo szybko wróciłam do mojej wagi, ten brzuch nadal był inny. Mimo to zdawałam sobie sprawę, że długo był domem dla mojego dziecka, więc nie powinnam była się dziwić.

– Może pójdziemy na spacer zaraz po obiedzie? – zapytałam spokojnie i nieśmiało.

Cały czas obawiałam się, że William będzie chciał jechać załatwiać interesy i zostawi nas samych. Nie chciałam, aby jakkolwiek narażał się na rany, nie mogliśmy go stracić. Do tej pory nawet nie jeździliśmy do firmy, gdzie było względnie bezpiecznie.

– Oczywiście, jeżeli masz na to ochotę, to z miłą chęcią pospaceruję. Tutaj niedaleko jest plac zabaw w parku. Wiem, że na razie Sebastiano jest jeszcze za mały na zabawę, ale jestem pewien, że jak podrośnie, to będziemy tam chodzić dosyć często. Dzisiaj chciałem ci go pokazać. Jak zjesz, to idź się przygotować, a ja w tym czasie zajmę się naszym synem.

Zazwyczaj chodziliśmy blisko domu, bo Will obawiał się o nasze bezpieczeństwo.

Pokiwałam głową. Spokojnie dojadłam obiad, a następnie wstałam od stołu. William wziął Sebastiana na ręce i razem ze mną poszedł do sypialni, gdzie przebrał mu pieluszkę i zaczął ubierać w jakieś wyjściowe rzeczy. Ja sama pognałam do garderoby, gdzie przez dłuższą chwilę nie mogłam zdecydować się, w którą sukienkę się ubrać. To był pierwszy raz, kiedy chciałam znowu wydawać się mojemu mężowi atrakcyjna.

Pobiegłam do łazienki, aby wziąć prysznic, zajęłam się włosami i makijażem. Po półgodzinie spojrzałam na odbicie w lustrze. Wyglądałam naprawdę atrakcyjnie, zwłaszcza że bez problemu mieściłam się w moje sukienki sprzed ciąży, nawet jeżeli moje piersi były nieco większe. Spokojnym krokiem zeszłam na dół domu, gdzie w salonie na sofie siedział, a może półleżał mój mąż, a na jego brzuchu leżał Sebastiano.

– Mama zapewne odstawi się jak szprycha. – Zaśmiał się, całując główkę maluszka. – Wcale nie musi się aż tak bardzo starać, bo dla mnie cały czas jest tak samo piękna. Nawet przez sekundę nie stała się ani odrobinę mniej. Jak podrośniesz, to zobaczysz, że będą się w niej kochali wszyscy twoi kumple, ale masz im cały czas mówić, że ona należy wyłącznie do twojego taty.

Stanęłam, opierając się plecami o ścianę w takim miejscu, że mnie nie widział. Położyłam dłoń na klatce piersiowej i uśmiechnięta przymknęłam na chwileczkę oczy. William nawet nie wiedział, jak dobrze było to słyszeć. Chciałam się zestarzeć przy jego boku, chciałam wieść przy nim naprawdę piękne życie i mieć z nim całą gromadę dzieci. Nie bałam się już kolejnego porodu, bo wiedziałam mniej więcej, czego się spodziewać. Wzięłam głęboki oddech, kiedy na samą myśl o większej liczbie dzieci pod moimi powiekami pojawiły się łzy.

– Ty również jesteś pięknym chłopcem, ale jak mogłoby być inaczej, skoro masz takich rodziców jak my?

Zachciało mi się śmiać, gdy usłyszałam te słowa.

– To zobowiązuje do bycia pięknym.

Postanowiłam już dłużej nie czekać, tylko odepchnęłam się od ściany i ruszyłam do salonu. Kiedy William mnie zobaczył, jego ciemne oczy rozbłysły jak dwie gwiazdy na niebie. Nieważne, co mówił i co sądził, ja wiedziałam, że chciał mnie widzieć w takiej wersji jak najczęściej. Może i byłam dla niego piękna nawet taka zaniedbana, ale z całą pewnością kiedy o siebie dbałam, stawałam się o wiele bardziej pociągająca.

Wstał z łóżka z małym na rękach i podszedł do mnie. Nie powstrzymałam się i pomimo że miałam na stopach szpilki, to wspięłam się na palce i go pocałowałam.

– Chyba jednak nie chcesz wyjść dzisiaj z domu – wyszeptał tym swoim niskim, seksownym głosem, śmiejąc się. – Wiesz, że zaraz możemy cofnąć się do sypialni?

Spojrzałam na naszego syna. Nie wiedziałam, jak to się stało, ale gdy pojawiło się dziecko, to cały nasz system wartości zaczął się zmieniać. Normalnie od razu zaciągnęłabym Williama do sypialni i uprawiałabym z nim seks cały dzień i całą noc. Od kiedy urodził się mały, chciałam wykorzystywać każdą wolną chwilę na spędzanie z nim czasu na dworze i na spacery, wiedziałam, że nadejdą deszczowe dni i wtedy będziemy siedzieć w domu.

– Może nieco później. – Zaśmiałam się pod nosem. – Teraz chodźmy skorzystać z dobrej pogody.

Nie odpowiedział, tylko dał mi małego na ręce i szybkim krokiem skoczył na piętro, by się ogarnąć. Ja podeszłam do wózka i włożyłam do niego małego, który głużył coś pod nosem. Pochyliłam się i delikatnie uśmiechnęłam. Wiedziałam, że gdyby nie obowiązki, to siedziałabym cały dzień i nie robiłabym nic innego poza gapieniem się na Sebastiana. Zapamiętywałam każde wyciąganie się, minkę czy mrugnięcie okiem.

Po chwili obok mnie stał już William. Jak zawsze kiedy chodziliśmy razem na spacery, to właśnie on prowadził wózek, a ja ani razu mu tego nie zabraniałam. Gdy ruszyliśmy ulicą, uważnie rozejrzałam się dookoła. Oczywiście jak cień podążał za nami nie kto inny jak Tim, który miał sprawować nad nami opiekę. Dla Williama to właśnie moje i Sebastiana bezpieczeństwo było najważniejsze.

– Wiesz, zastanawiam się, czy nie zorganizować rodzinnej kolacji dla nas wszystkich. Ty, ja, Lucia i Luigi oraz moi rodzice – powiedziałam, gdy szliśmy obok siebie spokojnym krokiem. – Myślę, że byłoby miło, gdybyśmy się wszyscy spotkali. Mogłabym mieć chwileczkę dla siebie, bo z całą pewnością każde z nich chciałoby się zająć Sebastianem.

Nigdy, nawet przez sekundę nie zanegowałam tego, że Lucia i Luigi byli dziadkami dla Sebastiana. Kiedy odwiedzili nas pierwszy raz po wyjściu ze szpitala, w oczach Lucii widziałam, że zakochała się w małym już przy pierwszym spotkaniu. Poza tym skoro traktowali Williama jak własnego syna, to byłam pewna, że równie mocno będą kochać Sebastiana.

– Oczywiście jeżeli tylko masz ochotę, to możemy zaprosić ich do nas do domu albo do restauracji. – Will spojrzał na mnie z góry i się do mnie uśmiechnął. – Miło byłoby spędzić z nimi trochę czasu.

Tak, to był dobry plan. Poza tym wiedziałam, że moi rodzice zostaliby u nas chwilę dłużej i chociaż jeden wieczór mogliby zająć się Sebastianem. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Mama zaraz po porodzie pomagała mi z małym, dzięki czemu o wiele szybciej zaadaptowałam się do nowej roli. Dała mi wiele cennych rad i wskazówek, w jaki sposób opiekować się dzieckiem. Ufałam jej w stu procentach, że wie, co robić, bo po pierwsze miała córkę, a po drugie była lekarzem. Stosunki mojego ojca i Williama bardzo się zacieśniły, w końcu zaczęli zachowywać się jak kumple.

Szliśmy obok siebie w milczeniu. Niestety nie mogliśmy trzymać się za dłonie jak to miało miejsce przed porodem, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Raz na jakiś czas niby przypadkowo go dotykałam, a on się do mnie uśmiechał. Kiedy doszliśmy do parku o którym mówił, zatrzymaliśmy się jeszcze w malutkiej kawiarence po lody. Długo chodziliśmy alejkami, ciesząc się ciszą, spokojem i swoją obecnością. W pewnym momencie William zatrzymał się przy placu zabaw. Jego oczy wyrażały rozbawienie.

– Gdy byłem mały, mama bardzo często mnie tutaj zabierała. Co prawda w tamtych czasach plac zabaw nie był jeszcze aż tak nowoczesny, ale i tak się na nim świetnie bawiłem. Kiedy tato był z nami, huśtał mnie wysoko, a ja krzyczałem z radości.

Widziałam, że te wspomnienia wywołują w nim pozytywne emocje. Jego dzieciństwo musiało być naprawdę szczęśliwe i pełne cudownych chwil z rodzicami. Ja również nie narzekałam na rodzicielską miłość, ale moi rodzice byli lekarzami i praca czasami wymagała od nich poświęceń. Nie miałam im tego za złe, bo zawsze starali się, by było ze mną chociaż jedno z nich. Też miałam taki plac zabaw pełen wspomnień.

Kiedy Sebastiano w końcu zasnął, usiedliśmy na ławce, zajadając się lodami.

– Myślisz, że twoi rodzice byliby zadowoleni, gdyby dowiedzieli się, że mamy dziecko?

– Wiesz co? Myślę, że nie.

Kiedy to powiedział, poczułam się, jakbym zjeżdżała kolejką górską, w której nie było pasów.

– Oni z całą pewnością chcieliby o wiele więcej wnuków niż jeden. Wiesz, moja mama miała komplikacje podczas porodu, przez co nie mogła mieć więcej dzieci, a bardzo tego chciała.

Przez jakiś czas zastanawiałam się, dlaczego tak właściwie Will był jedynakiem. Jego rodzice mieli pieniądze, wielki dom i mogli zapewnić godne życie większej liczbie osób. Wydawało mi się, że byli wygodni tak jak moi, ale jednak stała za tym tragedia jego matki. Pomimo tego, że ich nie znałam, byłam pewna, że byliby naprawdę dobrymi dziadkami. Na szczęście pozostawili nam po sobie dwa anioły, Lucię i Luigiego.

– Będziemy mieć ich więcej, ale dopiero za jakiś czas. – Uśmiechnęłam się. – Też nie chcę mieć tylko jednego dziecka, bo sama jestem jedynaczką i zawsze chciałam rodzeństwo. Poza tym mamy wielki dom, który chciałabym zapełnić dziecięcym śmiechem, tupotem małych stóp, a czasem nawet kłótniami.

– Przyznam ci się szczerze, że uwielbiam pracować z tobą w tym temacie. – Pochylił się do mnie i pocałował w skroń. – Wiesz, jak to mówią, trening czyni mistrza.

– Wcale nie musisz się martwić, bo jesteś całkiem dobry w te klocki. – Zaśmiałam się cicho pod nosem. – Mimo to faktycznie dobrze jest trenować, aby czasami nie zapomnieć pewnych rzeczy.

Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej i spoglądając mu w oczy, polizałam loda. William spoważniał, wpatrując się przy tym w moje usta. Mój mąż był tak łatwy w obsłudze, że chciało mi się z tego śmiać. Wystarczyło zaledwie kilka kobiecych trików i już miałam go w garści. Oblizałam usta, seksownie manewrując językiem. Wręcz widziałam i prawie słyszałam, jak głośno przełyka ślinę, otwierając przy tym nieco szerzej oczy. Położyłam wolną dłoń na jego udzie i spojrzałam do wózka na spokojną twarz Sebastiana.

– Boże, Amalie, jak ty mnie kręcisz. – Włożył twarz w moje włosy, pochylając się do mojego ucha. – Mam nadzieję, że ja również działam na ciebie w taki sam sposób.

– Nie musisz się o to martwić. – Mrugnęłam do niego.

Prawdę mówiąc, nasz celibat nadal trwał. Najpierw nie mogliśmy uprawiać seksu zgodnie z zaleceniami po porodzie, a później za każdym razem kiedy zabieraliśmy się do roboty, to trzeba było przerwać, aby zrobić coś przy Sebastianie. Finalnie jedno z nas po prostu zasypiało. To jednak kompletnie niczego pomiędzy nami nie zmieniło. Wiedziałam, że wrócimy do tego w wolnej chwili. Mogło się to wydarzyć chociażby tej nocy.

– Sebastiano jest spełnieniem moich marzeń. – Uśmiechnęłam się. – To ogromny cud móc dać drugiemu człowiekowi życie. Z naszych komórek powstał człowiek, którego tak bardzo kochamy.

– To nasza miłość. Ona jest w stanie zrobić wszystko: od stworzenia człowieka po przezwyciężanie wszystkich przeciwności losu – odpowiedział bez chwili zawahania.

Zgadzałam się z nim. Nasze uczucia względem siebie były ogromne i były w stanie przezwyciężyć wszystko. Przy Williamie nie bałam się niczego, czułam się bezpieczna i wiedziałam, że on ochroniłby mnie własnym ciałem, gdyby zaszła taka potrzeba. Spojrzałam na bok, gdzie dwie ławki dalej siedział Tim w ciemnych okularach. Właśnie dlatego William zabierał go z nami. Jemu nie chodziło o własne bezpieczeństwo, tylko o mnie i Sebastiana. Spojrzałam z powrotem na siedzącego przy mnie mężczyznę. Sprawiał, że byłam naprawdę szczęśliwa i chciało mi się żyć pełnią życia.

Rozdział 2

– Jesteś pewna, że chcesz to dzisiaj zrobić? – William spojrzał na mnie tym swoim nieodgadnionym wzrokiem. – Wiesz, że nie musisz wychodzić z domu, a już na pewno nie po to, by jechać do firmy. Tam wszyscy chodzą jak w zegarku, ja i Fede nad tym czuwamy.

– Czuję, że to dobry moment, żeby się tam pojawić. – Lekko się uśmiechnęłam. – Dlatego dzisiaj pojedziemy tam wszyscy razem. Chciałam tylko rzucić okiem na kilka ważnych spraw.

Uważnie spojrzałam na sylwetkę Williama w odbiciu lustra stojącego w naszej garderobie. Tego dnia miałam na niego tak piekielną ochotę, że z trudem nad sobą panowałam. Wydawało mi się, że stanowczo zbyt długo nie uprawialiśmy seksu i bardzo chciałam to jak najszybciej zmienić. Kiedy mężczyzna poprawiał krawat, widziałam, jak napinały się mięśnie na jego rękach. To sprawiło, że mój puls nagle przyspieszył, a oddech lekko się spłycił. Will był cholernie przystojny, niesamowicie pociągający i nieziemsko przyciągający. Oblizałam usta, kiedy przerzucił na mnie uważne spojrzenie swoich ciemnych oczu.

– Amalie. – Na jego przystojnej twarzy zagościł pewny, cwaniacki uśmiech. – Nie kuś mnie.

– Nie kusić cię? Niby dlaczego? – Obróciłam się w jego stronę. – Masz swoje powinności małżeńskie wobec mnie.

Moje słowa zawisły między nami. Przez dłuższy czas wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu i bezruchu. W końcu to ja nie wytrzymałam napięcia pomiędzy nami. Skierowałam w jego stronę spokojne, seksowne kroki. Kiedy stanęłam przed nim, zadarłam głowę. William był ode mnie sporo wyższy, bo nie miałam jeszcze na sobie szpilek. Podniosłam wzrok i spoglądając mu w oczy, rozpinałam guziki koszuli, które chwilę wcześniej zapiął. Moje palce szybko i zwinnie ślizgały się po nich. Mężczyzna spoglądał na mnie co najmniej jak zaczarowany. Słyszałam jego ciężki i szybki oddech. On już doskonale wiedział, do czego dążyłam, i najwyraźniej bardzo mu się to podobało.

Elektroniczna niania stojąca na szafce milczała.

Niewiele myśląc, pochyliłam się do brzucha mężczyzny i lizałam go, schodząc coraz niżej. Uklękłam i szybko rozpięłam spodnie, a kiedy opuściłam je razem z majtkami do samych kostek, zobaczyłam, jak bardzo jest na mnie napalony. Złapałam jego przyrodzenie, objęłam ustami i zassałam. William wplótł palce w moje włosy i zacisnął na nich pięść. Ja w tym czasie włożyłam go sobie do ust tak głęboko, że lekko się zakrztusiłam. Ruchy mojej głowy były rytmiczne i dosyć wolne. Podobało mu się to, co robiłam, nawet nieco za bardzo. On również dobrze o tym wiedział, bo w pewnym momencie mnie zatrzymał.

Zastygłam w bezruchu, nie mogąc i chyba nawet nie chcąc wypuścić go z ust. Podniosłam wzrok i zobaczyłam jego podniecenie, które mogło doprowadzić do tego, że nasz numerek będzie bardzo krótki, ale owocny.

– Nie tak, Amalie, nie chcę robić tego w ten sposób. Chcę być w tobie i dać przyjemność nam obojgu – szepnął, stając się poważny.

Puścił moje włosy i wyciągnął dłoń w moją stronę. Wsparłam się na niej, kiedy wstawałam z podłogi. Pochylił się do moich ust i łapczywie pocałował. Rozpiął zamek mojej sukienki i zsunął z ramion materiał, który opadł na podłogę. Will przejechał palcami po obojczyku, klatce piersiowej i zatrzymał się na brzuchu.

– Nawet nie wiesz, jak cholernie za tobą tęskniłem, skarbie. – Uważnie spoglądał mi w oczy. – Tak długo nie miałem cię w moich spragnionych twojej bliskości ramionach, że chyba się nie powstrzymam i dojdę w minutę.

– Nie musisz się o to martwić, bo ja też nie będę miała z tym najmniejszego problemu. – Uśmiechnęłam się delikatnie. – Już od jakiegoś czasu cię obserwowałam i za każdym razem nakręcałam się coraz mocniej.

Jego twarz nagle rozjaśniła się w uśmiechu, kiedy przełożył dłonie na moje pośladki i je ścisnął. To jednak mu nie wystarczało, bo po kilku sekundach podniósł mnie i podszedł do ściany. Już wiedziałam, jak to wszystko się potoczy i jak cudownie skończy.

Gdy we mnie wszedł, mój puls przyspieszył. Było mi gorąco i przyjemnie. Z każdym ruchem mężczyzny napierałam plecami na ścianę. Spoglądaliśmy sobie w oczy, kiedy nasze ciepłe oddechy mieszały się ze sobą. Czułam nadciągający niczym sztorm orgazm. Nie dałam rady zbyt długo opierać się tej obezwładniającej rozkoszy. Gdy dochodziłam, jęczałam. To musiało go nakręcić jeszcze mocniej, bo po chwili doszedł i zamarł w bezruchu. Nadal stał i spoglądał w moje oczy, ciężko dysząc.

– Jesteś tak cholernie seksowna, Amalie. Wydaje mi się nawet, że jeszcze bardziej niż przed ciążą. – Uśmiechał się do mnie. – Nadal nie mogę się od ciebie odkleić i cały czas rozmyślam, jak dobrać się do twoich majtek.

– Weź w końcu przestań o tym tyle myśleć i zacznij działać. – Podniosłam dłoń, położyłam na jego policzku i delikatnie go pogłaskałam.

Dla Williama to wciąż było za mało. Przyłożył swoje usta do moich i pocałował mnie długo i namiętnie. Kiedy w końcu postawił mnie na podłogę, jego nasienie wymieszane z moimi sokami pociekło po moich udach.

Sama nie wiedziałam, czy dobrze robiliśmy, nie zabezpieczając się. Mimo to zdążyłam się już przekonać, że nie miałam najmniejszej szansy, by oszukać przeznaczenie. Jak miałam być w kolejnej ciąży, to i tak w którymś momencie bym w nią zaszła.

William złapał mnie za dłoń i pociągnął do toalety. Jedyne, co zdążyłam jeszcze zrobić, to wziąć elektroniczną nianię. Kiedy stanęliśmy w pomieszczeniu, umył moje nogi, a później to, co znajdowało się między nimi. Na koniec zajął się również sobą.

– Niestety, po wizycie w firmie chyba będę musiał pozałatwiać kilka niecierpiących zwłoki spraw. – Był poważny. – W ostatnim czasie nie miałem zbyt wiele okazji, aby zajmować się interesami. Co prawda to właśnie Fede doglądał wszystkiego, ale to nie było zbyt dobre posunięcie z mojej strony, bo on nie ma zbyt dużego autorytetu.

– W porządku, nie musisz się przejmować. – Pokiwałam głową. – Pamiętaj, że ja wszystko rozumiem. My z Sebastianem poczekamy na ciebie w domu. Tim zawiezie nas na miejsce.

Mężczyzna uśmiechnął się do mnie czule. Oczywiście, że wcale nie chciałam, aby oddalał się od nas choćby na sekundę; kiedy brałam z nim ślub, wiedziałam jednak, czym się zajmował. Musiał pozałatwiać te wszystkie nielegalne interesy, o których tak naprawdę nie chciałam słyszeć ani myśleć.

Gdy skończył się ogarniać, podszedł do mnie i mocno przytulił. Pogłaskał moje rozpuszczone kosmyki.

– Mamy dzisiaj spotkanie z dyrektorami działów, ale jeżeli nie chcesz, to nie musisz na nim być – szeptał do mnie, trzymając twarz w moich włosach.

Doskonale wiedziałam, o co mu chodziło. Oczywiście, że nie chciałam rozdzielać się z naszym dzieckiem nawet na chwilę, ale z drugiej strony nadal pragnęłam uczestniczyć w życiu firmy. Miałam szczerą nadzieję, że Sam będzie mogła przypilnować Sebastiana, a on nie będzie za mną płakać. Jako że ciągle z nim przebywałam, byliśmy ze sobą mocno związani.

– Zobaczymy na miejscu, Will. – Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.

Nic więcej nie dodałam, tylko złapałam go za dłoń i pociągnęłam do naszej sypialni, a później garderoby. Oboje szybko się ogarnęliśmy, wzięliśmy Sebastiana i po chwili siedzieliśmy w jadącym w stronę centrum miasta samochodzie.

Ku mojemu zaskoczeniu auto prowadził sam William. No tak, mieliśmy wrócić do domu razem z Timem, a mój mąż musiał się czymś poruszać. Usiadłam z tyłu, obok fotelika, w którym smacznie spał Sebastiano. Chciałam być w pobliżu, aby go uspokoić, w razie gdyby coś się działo.

W samochodzie przez większą część drogi panowało milczenie przerywane jedynie cichą muzyką.

– Nawet nie masz pojęcia, jaki jestem szczęśliwy, Amalie. – William spojrzał na mnie w lusterku wstecznym. – Wszystko w moim życiu jest wprost idealne. Ty jesteś moją żoną, mamy cudownego syna, kochamy się. Naprawdę niczego więcej nie potrzebuje do szczęścia.

– No, no, no. Nie poznaję cię. Nie wiem, od kiedy stałeś się aż taki sentymentalny. – Zaśmiałam się cicho. – Ja też bardzo się z tego wszystkiego cieszę, Will. Mam wrażenie, że wszystko jest tak, jak być powinno.

To była prawda. Odkąd William zabił Sista, oprócz jednej wiadomości w moje urodziny nie dostałam już żadnej kolejnej. Minęło już kilka miesięcy, więc dzięki tej ciszy w pewnym sensie odzyskałam spokój ducha. Chociaż z drugiej strony od czasu do czasu przypominała mi się rozmowa z dziewczyną, która opiekowała się mną podczas porwania. Pamiętałam, że powiedziała mi, iż to wcale nie Sisto był mózgiem całej tej operacji, tylko ktoś zupełnie inny. Dodatkowo ten SMS…

Mimo wszystko nie czułam się zagrożona, więc jak mogłam, to odpychałam od siebie wspomnienia. Już nie miałam zamiaru o tym myśleć. Byłam tak skupiona na opiece nad Sebastianem, że mój mózg wypełniały głównie rodzicielskie myśli.

Uważnie spojrzałam na Williama. On nie zachowywał się jak większość typowych tatusiów, którzy za wszelką cenę uciekali od zajmowania się własnymi dziećmi. Tak naprawdę robił przy Sebastianie wszystko, również wtedy, kiedy go o to nie prosiłam. Will już od pierwszego dnia życia naszego syna przewijał go, nawet gdy zrobił kupę, kąpał i chociaż na początku szło mu nieco nieporadnie, tak samo jak mi, w końcu wszystkiego się nauczyliśmy.

Miałam nieodparte wrażenie, że on to wszystko robił z ogromną przyjemnością.

– Prawdę mówiąc, od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, to dużo rozmyślałem nad tym, że chciałbym, aby to wszystko pomiędzy nami tak się potoczyło.

Wjechaliśmy na parking pod budynkiem, w którym mieściła się firma.

– Gdybym nawet miał jakiś wybór, to nie zamieniłbym was na nic innego, bo dla mnie jesteście warci więcej niż całe złoto tego świata.

Kiedy skończył mówić, uśmiechnęłam się bardziej do siebie niż do niego. Wyłączył silnik auta i obrócił się w moją stronę, patrząc na Sebastiana. Tak, wiedziałam, o czym do mnie mówił, i wcale nie musiał mnie w tym utwierdzać. Ja miałam tak samo. Byłam pewna, że chciałam wychować z nim nasze wspaniałe dziecko na dobrego i sprawiedliwego człowieka, a potem się zestarzeć.

Will wysiadł z auta jako pierwszy i wypiął fotelik. Po chwili stanęłam obok nich i skierowaliśmy spokojne kroki do windy. Kiedy tylko znaleźliśmy się przy recepcji, dziewczyna, która siedziała za wysoką szklaną ladą, zerwała się na równe nogi i w kilka sekund była już przy nas.

– Dzień dobry. Mój dobry Boże, jaki on jest rozkoszny. Jak dwie krople wody z panem prezesem – ćwierkała swoim cukierkowym głosikiem. – To najsłodsze dziecko, jakie widziałam przez całe moje życie. Mogłabym go po prostu zjeść.

– Daruj sobie takie zachowanie wobec nas – warknęłam na nią niezadowolona. – Nie zapominaj, gdzie jesteś i za co ci płacimy. Lepiej wracaj już do pracy.

Widziałam jej szeroko otwarte oczy.

Po chwili bez słowa sprzeciwu zrobiła tak, jak chciałam. Ona wiedziała, że ja również miałam w tej firmie ważny głos i nie zamierzała mi podpaść.

Ramię w ramię z Williamem szliśmy do mojego biura.

– Amalie, co ty jesteś dzisiaj aż taka nabuzowana? – Spojrzał na mnie z góry. – Nie spodziewałem się, że aż tak ostro zareagujesz, kiedy ktoś skupi się na naszym synu.

– Nie podoba mi się takie zachowanie wobec niego. Sebastiano nie jest jakąś zabawką z wystawy. – Byłam całkowicie poważna. – Miałam wrażenie, że ona tak go potraktowała, co jest dla mnie niedopuszczalne.

– Tak? Mnie się wydaje, że jesteś zazdrosną żonką i zazdrosną mamuśką. – Uśmiechnął się.

William rozbawił mnie swoimi słowami na tyle, że wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, co mnie rozluźniło. Faktycznie byłam okropną zazdrośnicą, chociaż wcale tego nie planowałam. Mimo to powinno było być to dla niego zrozumiałe, bo obaj byli mężczyznami mojego życia, więc chyba miałam do tego prawo.

Kiedy stanęliśmy przy biurku Sam, dziewczyna wstała i powiedziała:

– Dzień dobry, Amalie, dzień dobry, panie prezesie. – Jej głos był spokojny i radosny.

– Dzień dobry – odpowiedzieliśmy jednocześnie, jakbyśmy byli zaprogramowani.

Tego dnia William potrzebował chwili skupienia i maksymalnego wyciszenia, więc postanowił popracować w swoim biurze. Pożegnał się ze mną i na odchodne rzucił mi jedynie, że za pół godziny spotkanie w konferencyjnej. Byłam pewna, że przez swoją rzadką obecność w firmie miał całą masę roboty.

Sam szybko przeszła na moją stronę biurka i kucnęła przy foteliku Sebastiana. Tak naprawdę był to pierwszy raz, kiedy go widziała, pomimo że nasze relacje były bliskie.

– Boże, jeszcze niedawno moja córka była taka malutka jak Sebastiano, a już wyrosła na taką pannicę. – Uśmiechnęła się, gładząc małego po policzku. – Ma w sobie coś przyciągającego i wydaje mi się, że to jest twoja cecha.

– Mimo to jest bardzo podobny do Williama, ale poczekaj tylko, aż otworzy te swoje oczy. Je ewidentnie odziedziczył po mnie. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Ma coś mojego.

– Z twoimi oczami i urodą po panu prezesie z całą pewnością będzie przyciągał całą masę dziewczyn. – Wpatrywała się w niego jak w obrazek.

– Proszę cię, Sam, nie strasz mnie takimi słowami. Wiem, że będę musiała robić ostrą selekcję tych wszystkich panienek. – Zaśmiałam się, po czym spoważniałam. – Tak właściwie to mam do ciebie ogromną prośbę. Czy mogłabyś się zając Sebastianem, kiedy ja będę na zebraniu? Tobie jako jedynej tutaj ufam.

– No pewnie, z miłą chęcią się nim zajmę. – Znowu pogłaskała policzek mojego syna. – Dobrze wiem, jak powinno się zajmować małymi dziećmi, chyba jeszcze nie wyszłam z wprawy.

Pokiwałam głową, po czym zabrałam małego i zamknęłam się w swoim biurze. Usiadłam za biurkiem, po czym położyłam syna na podłodze obok moich nóg. Otworzyłam laptop, ale za cholerę nie mogłam się na niczym skupić.

Uważnie rozejrzałam się po biurze i spojrzałam na spory kawałek pustej przestrzeni na podłodze. Musiałam kupić piękny dziecięcy dywan, na którym mój syn będzie mógł się bawić, kiedy zrobi się nieco starszy. Chciałam przebywać w tym miejscu jak najczęściej, bo czułam się w nim jak ryba w wodzie, a nie zamierzałam zostawiać Sebastiana w domu. Musiałam więc przeorganizować całe pomieszczenie.

Rozmarzyłam się, jak tak właściwie mogłoby wyglądać to miejsce i jak świetnie mógłby się w nim bawić Sebastiano. W pewnym momencie Sam zapukała cicho do drzwi. Nic nie odpowiedziałam, a ona i tak weszła do środka, czego nie miałam jej za złe.

– Amalie, przed chwilą zadzwonił do mnie pan prezes i kazał ci przypomnieć o zebraniu. – Uśmiechnęła się, podchodząc do Sebastiana. – Nie musisz się o nic martwić, ja się dobrze zaopiekuję Sebastianem.

Wzięła z biura torbę z jego rzeczami i skierowała się do wyjścia z pomieszczenia.

– Bardzo ci dziękuję, Sam. – Lekko się do niej uśmiechnęłam. – W razie gdybyś mnie potrzebowała, to biorę ze sobą telefon. Nie wahaj się dzwonić.

Skierowałam szybkie kroki do wyjścia z pomieszczenia. W ekspresowym tempie, jakby gonił mnie sam diabeł, przeszłam prawie pustymi korytarzami do sali konferencyjnej. Jak zwykle przybyłam jako ostatnia osoba. Usiadłam na swoim miejscu, kładąc przed sobą telefon i dopiero się rozejrzałam.

To, co się działo, wydawało się naprawdę dziwne, ale przyjemnie było zobaczyć twarze współpracowników. Oczywiście to Federico zajął się prowadzeniem spotkania, z którego jakimś cudem się wyłączyłam. Spojrzałam na Williama. Tego dnia sprawiał wrażenie całkowicie poważnego i skupionego. Raz za razem przeskakiwał wzrokiem z jednej osoby na drugą.

Cofnęłam się pamięcią do momentu mojego pierwszego zebrania w pracy. Przypomniałam sobie, co wtedy czułam i jak zachowywał się wobec mnie Will. Przez cały ten czas zbyt wiele się nie zmienił. Chociaż byłam pewną siebie kobietą, to właśnie taki chłodny i władczy William kręcił mnie najmocniej.

Kiedy tylko nasze spojrzenia zderzyły się ze sobą, mój na ogół spokojny puls nagle przyspieszył. Czułam, jak dosłownie w sekundę moje policzki zapłonęły. Pomimo że mężczyzna starał się nad sobą zapanować, to widziałam w jego oczach wręcz ogromne pożądanie.

Nieświadomie oblizałam usta. Widziałam, jak jego wzrok opadł na moje wargi, a po chwili na delikatnie wyeksponowane piersi. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, jak wielką miałam na niego ochotę. Spojrzałam na jego ukryte pod dopasowaną do jego ciała marynarką barki i ramiona. Widziałam, jak bardzo są spięte. Przerzucił wzrok na jedną z osób, które akurat się wypowiadały, po czym szybko wrócił do mnie.

Poprawiłam się na krześle. Chciałam samymi oczami pokazać mu, jak mnie kręci. Po raz kolejny oblizałam usta, ale tym razem zrobiłam to świadomie. Uśmiechnęłam się do niego subtelnie, prawie niezauważalnie dla innych. On zdawał się doskonale wiedzieć, o co mi chodziło. Widziałam po nim, że również miał ochotę na moment zapomnienia.

Nie spodziewałam się po sobie, że wspomnienia tego wszystkiego, co robiliśmy we dwoje w firmie, aż tak na mnie podziałają. Chciałam go w tej chwili, w tym miejscu, na oczach wszystkich pracowników. Nagle uderzyła we mnie fala gorąca. Czułam przyjemne pulsowanie między nogami. Zacisnęłam jeszcze mocniej kolana. Marzyłam już jedynie o tym, aby zebranie jak najszybciej się skończyło.

Seks na biurku to było moje jedyne pragnienie.

Rozdział 3

– Nadal nie mogę uwierzyć w to, jak ogromne szczęście dałaś nam wszystkim. Sebastiano jest cudowny i za każdym razem kiedy tylko na niego spoglądam, mam ochotę go jeść. Sama słodycz. – Niebieskooka kobieta spoglądała na mnie radośnie.

Nie spodziewałam się, że moi rodzice aż tak bardzo wezmą sobie do serca rolę dziadków i będą chcieli spędzać tyle czasu z moim synem. Odkąd mały się urodził, byli w naszym domu tak często, że nie zliczyłabym tego na palcach obu dłoni. Nie narzekałam, bo zawsze wtedy mieliśmy z Williamem nieco więcej czasu dla siebie. Poza tym gdy moja mama zajmowała się Sebastianem, widziałam w jej oczach, że przypominała sobie czasy, kiedy zajmowała się mną taką malutką. Czasami zastanawiałam się, czy żałowała tego, że miała tylko jedno dziecko, ale nie chciałam jej wypytywać, aby jej nie urazić.

Uważnie spojrzałam na kobietę, która chcąc rozpieścić moje dziecko, nosiła je cały czas na rękach. Nie negowałam tego, bo uważałam, że to właśnie rodzice byli od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania. Poza tym w jej oczach pojawiało się wówczas tak ogromne ciepło, jakiego nie widziałam w niej od bardzo dawna. Była dobrą, kochającą babcią, tak samo, jak Lucia.

– Tak naprawdę nie jest to nic dziwnego, skoro chłopak ma nasze geny. – Tato przyłożył do ust szklankę z herbatą.

Nerwowo spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku. Williama nie było, bo musiał wyjść i pozałatwiać coś związanego z nielegalnymi interesami. Nie wnikałam, bo nadal wychodziłam z założenia, że jestem z nim, a nie z tym, czym się zajmuje. Popatrzyłam na leżący na stoliku telefon, który przez cały dzień nie podświetlił się ani razu. Byłam naprawdę zła na Williama, że nie dał mi nawet znać, o której ma zamiar wrócić.

Wzięłam głęboki wdech, by się uspokoić, co oczywiście nie uszło uwadze mojej mamy.

– Przestań się w końcu aż tak denerwować, Amalie. – Usiadła na sofie obok mnie ze spokojnie spoglądającym w moją stronę Sebastianem. – Widzę, że przez cały czas jesteś pochmurna, zupełnie jakbyś nie chciała, abyśmy do was przyjeżdżali.

– Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. – Westchnęłam zmarnowana. – Nie lubię, jak William się nie odzywa i nie daje znać, o której wróci do domu. Dzisiaj dostałam od niego dwa w jednym.

– Gdzie on się tak właściwie podziewa? – wtrącił się mój ojciec.

– Zajmuje się interesami – odpowiedziałam szybko. – Musi doglądać klubów i restauracji.

– Może on wcale nie pracuje, tylko podrywa dziewczyny? – nabijał się ze mnie.

– Daj sobie spokój, nawet nie sugeruj takich głupot. – Mama chciała go utemperować.

Po jej słowach mały zaczął głośno płakać i kobieta mi go oddała. Doskonale wiedziałam, że nadszedł czas na karmienie. Bez skrępowania wyciągnęłam pierś i przystawiłam go do niej. Zamilkłam, wpatrując się w anielską twarz mojego dziecka. Naprawdę nie lubiłam, kiedy ktoś, nawet dla żartów, sugerował, że William mógłby mnie zdradzać. Nigdy nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Mimo wszystko wiedziałam, jak przystojnym był mężczyzną i że każda kobieta, która go spotykała, miała na niego ochotę.

Spojrzałam na przymknięte powieki mojego dziecka i zaciśniętą w piąstkę dłoń. Byłam święcie przekonana, że William nigdy nie poświęciłby mnie i małego tylko po to, aby się zabawić. Poza tym wróciliśmy do uprawiania seksu pełną parą, więc na to nie mógł narzekać.

Kiedy tak intensywnie o tym rozmyślałam, drzwi się otworzyły. Mężczyzna wszedł szybkim krokiem, uważnie wpatrując się spokojnym i chłodnym wzrokiem w wyświetlacz telefonu.

– Amalie, bardzo cię przepraszam, że się nie odzywałem, ale ten dzień był dla mnie cholernie trudny. Jedyne, o czym marzyłem, to to, aby w końcu być z tobą i Sebastianem. Dobry wieczór, miło mi was widzieć – zwrócił się do moich rodziców.

Spojrzał mi w oczy i lekko się do mnie uśmiechnął, kiedy zobaczył, jak Sebastiano zajada się mlekiem. Will podszedł do moich rodziców i się z nimi przywitał, a po chwili już stał przy mnie. Pochylił się do moich ust, po czym przelotnie i szybko je pocałował. Dał małemu buziaka w główkę, ale on się tym nie przejął, tylko skupiał się na zaspokajaniu swojego głodu.

– Wybaczycie mi, że najpierw pójdę się odświeżyć i przebrać? – Głaskał mój policzek, nawet nie spoglądając w moją stronę. – Za moment do was wrócę.

Moi rodzice zgodnie pokiwali głowami. Ja zaś uważnie go obserwowałam i doskonale widziałam, że jest niespokojny i podenerwowany. Mimo wszystko nie chciałam poruszać pewnych tematów przy moich rodzicach, bo wiedziałam, że informacje dotyczące interesów mogły być dla nich niebezpieczne. Na odchodne spojrzał mi w oczy, po czym zagadał Gianno w ich ojczystym języku, a na koniec ją minął. Pierwszy raz zapragnęłam się nauczyć włoskiego. Denerwowało mnie to, że nie miałam pojęcia, o czym tak właściwie cały czas ze sobą rozmawiają.

Kiedy Sebastiano skończył jeść, wzięłam go na ręce i przechadzałam się po pokoju.

– Jak tam w pracy, kochanie? – odezwała się moja matka.

– W sumie całkiem w porządku – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Myślałam nad rozwiązaniem, aby Sebastiano mógł spędzać tam ze mną czas.

Przez dłuższą chwilę rozmawiałyśmy jedynie o tym. Niestety nie do końca mogłam się skupić. Kobieta, która tak chętnie zajmowała się moim synem, zabrała mi go z rąk.

Po raz kolejny tego wieczora nerwowo spojrzałam na zegarek. Williama nie było dosyć długo, a miał zaraz do nas dołączyć. Niepokoiłam się, więc przeprosiłam moich rodziców i weszłam na piętro.

Zajrzałam do łazienki, ale Willa tam nie było. Wzięłam głęboki uspokajający oddech i weszłam do naszej sypialni. Światło w pomieszczeniu było przytłumione, ale widziałam, że mężczyzna stał przy oknie, opierając się o nie dłonią. W drugiej trzymał szklankę z ulubioną whisky. Widziałam na jego przystojnej twarzy, że intensywnie o czymś rozmyśla. Po cichu, prawie na palcach, podeszłam do niego i objęłam w pasie. Czułam, jak mięśnie na jego ciele napinają się pod moim dotykiem.

– Co się z tobą dzieje, William? – szepnęłam spokojnie. – Widzę, że jesteś jakiś nieswój.

– Nic, skarbie.

Nie widziałam jego twarzy, ale byłam pewna, że chciał coś przede mną ukryć i bardzo mi się to nie podobało.

– Nie okłamuj mnie, Will. – Ku mojemu zaskoczeniu, mój głos stał się o wiele chłodniejszy. – Wiesz przecież, że nie na tym polega małżeństwo.

– Prawdę mówiąc, tęskniłem za tobą cały dzień.

Cholernik doskonale wiedział, jak takie słowa łapały mnie za serce.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, abyś cały czas była przy moim boku.

– Mamy dziecko, Will, a ja jestem jego matką. Nie wyobrażam sobie, abym miała je zostawić z jakąś obcą kobietą, opiekunką.

Obrócił się do mnie i mnie objął.

– Musisz teraz nauczyć się dzielić mną z nim. On potrzebuje mnie równie mocno, co ty.

– Jeżeli chodzi o ciebie, to jestem bardzo egoistyczny. Pomimo że kocham Sebastiana całym sercem, to chciałbym cię mieć tylko dla siebie. – Pogłaskał mój policzek.

Zachichotałam pod nosem, a on pochylił twarz do mojej i pocałował mnie w usta. To był jeden z tych łapczywych pocałunków świadczących o jego wielkiej ochocie na mnie. Oczywiście ja nie byłam gorsza, miałam na niego chrapkę. Mimo to czekałam, aż on przejmie kontrolę i wszystko zainicjuje. Odstawił pustą szklankę na parapet, zjechał dłońmi po moim ciele i zatrzymał się na pośladkach.

– Nawet nie masz zielonego pojęcia, jaką mam na ciebie ochotę, skarbie. – Intensywnie wpatrywał się w moje oczy. – Cały dzień rozmyślałem nad tym, jaka jesteś piękna, i pomimo ważnych spotkań nie mogłem się skupić na niczym.

– To świetnie się składa, bo ja również mam na ciebie ochotę – odpowiedziałam, czując, jak mocno pulsują mi usta pragnące jego kolejnych intensywnych pocałunków.

– Moja piękna i inteligentna pani Moretti – wydyszał, kiedy rozpięłam rozporek eleganckich spodni i pociągnęłam je w dół.

Gdy opadły razem z majtkami, kucnął przy mnie. Spoglądał mi w oczy, zsuwając wolno moje jeansy. W momencie w którym byłam już półnaga, przysunął się jeszcze bliżej mnie i polizał moje wargi oraz nabrzmiałą łechtaczkę. Z trudem zdusiłam w sobie jęk. To była z jego strony jedynie zachęta dla mnie. Podniósł się i ściągnął koszulę. Obrócił mnie tyłem do siebie i jednym ruchem zdjął mi koszulkę. Poprowadził mnie w stronę naszego łóżka.

Czułam na plecach jego naprężonego do granic możliwości fiuta. Uśmiechałam się głupkowato sama do siebie. Pomimo że urodziłam jego dziecko, nadal mocno go kręciłam. Pchnął mnie tak, że dłońmi oparłam się o materac, wypinając przy tym pośladki. Nie protestowałam, kiedy złapał mnie za miednicę i wszedł we mnie bez zbędnych ceregieli. Byłam tak mokra, że nie miał z tym najmniejszego problemu. Już od pierwszego wbicia się we mnie jego ruchy były głębokie.

– Cholera jasna, ta pozycja tak mnie kręci, że wydaje mi się, że zaraz dojdę. – Nagle zatrzymał się i objął mnie w pasie. – A jednak jest pozycja, w której o wiele bardziej chcę cię mieć. Chcę widzieć twoje piękne ciało z przodu i orgazm na twojej twarzy.

Bez chwili namysłu wyszedł ze mnie i usiadł na łóżku. Od razu wiedziałam, czego tak właściwie chciał. Wspięłam się na niego i usiadłam okrakiem na jego udach. Kiedy był we mnie, myślałam wyłącznie o przyjemności, jaką odczuwałam. To było dziwne, ale z każdym dniem pragnęłam go coraz więcej i więcej.

W tej kwestii nigdy nie byłam typową kobietą. Wiele matek długo po urodzeniu miało wątpliwą ochotę na igraszki ze swoimi partnerami.

Ja szybko wróciłam do myślenia o tym temacie. To, że obserwowałam mojego męża, bardzo mi w tym pomagało. Za każdym razem, kiedy nosił na rękach nasze dziecko, widziałam jego napinające się mięśnie i jedyne, o czym potrafiłam myśleć w takich momentach, to to, jak zaciągnąć go do łóżka.

Mężczyzna położył dłonie na mojej miednicy, mocno zacisnął na niej palce i wprawił moje ciało w intensywniejszy ruch. Wręcz uwielbiałam, kiedy to robił. Will doskonale mnie znał i wiedział, co przyniesie mi przyjemność.

Przyłożył usta do mojej piersi. Dobrze wiedział, że Sebastiano nie ściągnął mi z jednej z nich mleka. Czułam, jak z każdą mijającą sekundą robi mi się coraz przyjemniej, jak po moim ciele rozchodzi się obezwładniające mój umysł pulsowanie, w którego rytm zaczęłam oddychać. Jęknęłam, nie panując nad sobą, a kiedy doszłam, Will nie zatrzymał się, tylko przyspieszył.

Nagle wyszedł ze mnie i sama nie wiedziałam jak, ale nagle znalazł się z tyłu. Jego ruchy były zdecydowane i mocne. Gdy się zatrzymał, wiedziałam, że skończył. Słyszałam, jak szybko oddychał, obejmując mnie w pasie i przytulając się.

– Twoje ciało to moja świątynia – szepnął już spokojnym głosem. – Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem przez całe moje życie.

– Ty natomiast jesteś największym lizusem na świecie, Will. – Zaśmiałam się radośnie, kiedy czułam, że rozpuszczone włosy lepią się do moich wilgotnych pleców. – Mimo wszystko dziękuję, bardzo miło mi słyszeć takie rzeczy z twoich ust.

Chwilę się jeszcze przytulaliśmy. Oczywiście to nie zaspokajało naszej potrzeby bliskości, ale wiedziałam, że nadrobimy w nocy.

Ogarnęliśmy się i zeszliśmy do moich rodziców.

Gianno przygotowała dla nas wszystkich stół i kolację. Mimo protestów Williama ja jako pierwsza zajęłam się naszym synem. Chciałam, by mąż zjadł na spokojnie. W gruncie rzeczy to nawet nie byłam aż taka głodna.

Trzymając w ramionach naszego cudownego syna, czułam niesamowity wewnętrzny spokój i miłość. Pochyliłam się, pocałowałam jego delikatne czółko i zaciągnęłam się wyjątkowym zapachem jego ciemnych gęstych włosków.

Ani przez chwilę nie żałowałam, że poznałam Williama i że później zmajstrowaliśmy dziecko. Gdzieś w środku czułam, że tak miało się to wszystko ułożyć. Spojrzałam na siedzącego obok mnie mężczyznę, który zrelaksowany rozmawiał z moim ojcem.

Teraz, z perspektywy czasu, zastanawiałam się, jak mogłam być na niego zła za to, że ściągnął mnie do swojej firmy, kiedy w końcu mnie odnalazł i dowiedział się o mnie wszystkiego. Jak dla mnie było to najlepsze, co mógł zrobić.

Obrócił się w moją stronę, milknąc. Popatrzył mi głęboko w oczy, jakby mnie o coś podejrzewał.

– Amalie, coś się stało? – Uśmiechał się, głaszcząc główkę naszego syna. – Dziwnie się we mnie wpatrujesz.

– Tak sobie myślę, że to, że sprowadziłeś mnie do swojej firmy, było najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić – odparłam poważnie. – Dzięki temu mam teraz ciebie i Sebastiana. Uwierz mi, że niczego więcej nie potrzebuję do szczęścia.

Kompletnie nie zwracałam uwagi na siedzących z nami przy stole moich rodziców. Will najwyraźniej również nie zaprzątał sobie nimi głowy, tylko wyciągnął do mnie dłoń i dotknął mojego policzka, po czym czule go pogłaskał. W tym jednym geście i spojrzeniu widziałam o wiele więcej niż w słowach „kocham cię”. William świetnie porozumiewał się ze mną mową ciała, a ja bez najmniejszego problemu potrafiłam to odczytać.

Kiedy tylko zjadł, zabrał ode mnie nasze dziecko, a wtedy ja zajęłam się jedzeniem. Niestety, wszyscy musieli na mnie poczekać, ale wcale się nie nudzili ani nie wlepiali we mnie spojrzeń, pospieszając mnie tym. Rozmawiali na różne tematy, a ja jadłam wolno i spokojnie.

– Tak właściwie to jeżeli nie macie nic przeciwko temu, to chcielibyśmy zostać u was na kilka dni – głos zabrała moja mama. – Spędźcie nieco więcej czasu we dwoje i wyjdźcie gdzieś, może na kolację. My zajmiemy się Sebastianem. Amalie, odciągniesz mleko, a my sobie poradzimy. Jeszcze niedawno zajmowałam się tobą, kiedy byłaś taka malutka.

– Naprawdę? – William ożywił się zadowolony. – Zajmiecie się nim?

– Will – upomniałam go, bo za bardzo się cieszył.

– Jasne, że tak i nie widzę w tym niczego dziwnego – ekscytowała się mama. – Wy też zasługujecie na chwile tylko dla siebie.

– Dziękuję. Chciałem zabrać Amalie na randkę. – Mężczyzna uśmiechał się od ucha do ucha.

Nie dowierzając, pokiwałam głową z szerokim uśmiechem na twarzy.

Z jednej strony wcale nie chciałam zostawiać mojego malutkiego dziecka w domu, a z drugiej pragnęłam chociaż chwili sam na sam z moim mężem. Znowu czułam się, jakby zamieszkały we mnie dwie osoby. Wzięłam głęboki uspokajający wdech. Wiedziałam, że Sebastiano z moimi rodzicami, Timem i całą ochroną był bezpieczny.

– Więc jak, Amalie? Dasz się namówić na randkę? – Uśmiechnął się szeroko. – Tylko nie daj się prosić, skarbie.

– W porządku, przecież to zaledwie kilka godzin – odparłam, po czym spojrzałam na małego. – Mama i tata dostali od dziadków wychodne.

William wziął małego na ręce i złapał mnie za dłoń. Tak naprawdę cieszyłam się, że będziemy mogli poświęcić całą swoją uwagę wyłącznie sobie. Byłam ciekawa, jaką mężczyzna mógł wymyślić dla nas randkę.

Skończyłam jeść i zabrałam się do sprzątania. Moi rodzice i William przenieśli się do salonu. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie.

Wydawało mi się, że Williamowi nadal na mnie zależało. Po tym, jak urodziłam Sebastiana, staliśmy się sobie jeszcze bliżsi.

Każdej nocy, kiedy Sebastiano budził się z płaczem, Will wstawał sam albo ze mną i przy nim czuwał. To były noce wypełnione wieloma znaczącymi dla naszego małżeństwa rozmowami. Dzieliliśmy się ze sobą dosłownie wszystkim, co przeżyliśmy, i emocjami, jakie nam towarzyszyły.

Jeszcze nigdy nie rozmawiałam z nikim tyle co z nim, Will był ciekawy moich wspomnień, chciał znać moje myśli i pragnienia. Oczywiście zdarzały się tematy, których woleliśmy unikać, jak interesy czy seks z innymi. Oboje wiedzieliśmy tyle, ile było rozsądne, i żadne z nas nie chciało wnikać w to, co się kiedyś działo w życiu drugiego.

Rozdział 4

Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pasy, spojrzałam na pogodną twarz Willa, który odpalił silnik, mając na ustach uśmiech jak małe dziecko, które miało zaraz coś nabroić. Ja natomiast miałam wyrzuty sumienia, bo wcale nie chciałam zostawiać syna. Pragnęłam być cały czas przy Sebastianie, bo wiedziałam, że straconego czasu nie da się już odzyskać.

– Doskonale wiem, że chciałabyś wrócić do domu i być z naszym synkiem – rzekł William, odjeżdżając spokojnie spod naszego domu. – W końcu jednak przyszedł ten moment, w którym jego rodzice mogą spędzić czas sam na sam. Cieszmy się, że mamy taką możliwość.

– Łatwo ci powiedzieć. Nosiłam go pod sercem tyle miesięcy, a później nie rozstawaliśmy się nawet na chwilę… Nic dziwnego, że jest to dla mnie dosyć trudne. – Westchnęłam, czując, że w oczach zaczynają zbierać mi się łzy.

– Wiem, skarbie, ja to wszystko rozumiem, ale pamiętaj, że on ma teraz świetną opiekę. – Uśmiechał się, patrząc przed siebie. – Jestem pewien, że twoja mama nie dałaby mu zrobić krzywdy.

– Właśnie dlatego cieszę się, że jedziemy. Prędzej czy później będę musiała zacząć odcinać łączącą nas niewidzialną pępowinę. – Udawałam, że palcami tnę powietrze. – Poza tym brakowało mi tych naszych chwil we dwoje.

Mężczyzna nie odpowiedział, tylko położył ciepłą dłoń na moim udzie i je pogładził. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, łapiąc jego rękę, a on, zupełnie jakby chciał mnie pocieszyć i wesprzeć, lekko ścisnął moje palce.

Na szczęście nie jechaliśmy zbyt długo, a gdy zatrzymaliśmy się na parkingu przed restauracją, moim oczom ukazał się szyld z nazwą kojarzoną z wieloma lokalnymi celebrytami. Kiedy wysiedliśmy, Will oddał parkingowemu kluczyki od auta i bez wahania złapał mnie za dłoń, po czym pociągnął w stronę budynku.

Sztywny jak kij od szczotki, ale spokojny kelner zaprowadził nas do stolika przy przeszklonej ścianie z widokiem na miasto. Usiedliśmy na wprost siebie, a kelner od razu podał nam karty.

– Naprawdę się cieszę, że jesteśmy tutaj razem, William. – Uśmiechałam się od ucha do ucha, patrząc w jego ciemne oczy.

– Uwierz mi, że ja również bardzo się cieszę. – Widziałam szczerość na jego twarzy. – W domu mimo wszystko cały czas jesteś przy Sebastianie. Nie mam ci tego za złe, ja to wszystko rozumiem i popieram, bo to nasz syn, którego oboje kochamy. Mimo to od czasu do czasy, jak mamy okazję, to musimy pobyć we dwoje.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem, bo w pełni go popierałam. Mimo wszystko dla mnie było to nieco trudniejsze ze względu na tę niewidzialną pępowinę pomiędzy matką a dzieckiem. Opuściłam wzrok i spojrzałam na kartę, a kiedy kelner do nas wrócił, złożyliśmy zamówienie.

Po chwili stały przed nami zamówione napoje. Trudno było mi się skupić, bo czułam się obserwowana przez mężczyznę siedzącego na wprost mnie. Widziałam, jak Will uważnie lustruje mnie wzrokiem. Wyciągnęłam nogi i wsunęłam pomiędzy jego uda. Lubiłam czuć jego ciepło i bliskość jego ciała.

Oczekując na zamówienie, a potem jedząc, rozmawialiśmy głównie o Sebastianie i moich rodzicach. Na szczęście nigdzie nam się nie spieszyło. Nasze życie było stabilne, spokojne, a nawet i nudne. Kiedy skończyłam jeść, czułam się pełna i okrągła, zupełnie jakbym znowu była w ciąży.

– Tak właściwie to mam coś dla ciebie, Amalie. Chciałem ci to dać o wiele wcześniej, ale ciągle nie było okazji. – Wyciągnął w moją stronę kwadratowe czerwone pudełeczko. – Dziękuję, że uczyniłaś mi ten zaszczyt i zostałaś moją żoną, oraz za to, że wciąż mnie kochasz i dałaś mi cudownego syna. Uważam cię za moją osobistą bohaterkę i siłaczkę.

– William, przecież wiesz, że nie musisz mi niczego kupować. – Uważnie wpatrywałam się w jego oczy. – Po prostu bądź z nami, bo to jest najważniejsze.

– Tak, wiem, ale chciałem to zrobić. To jest dla mnie symbol cudu, jakim mnie obdarzyłaś. – Położył pudełeczko na blat i je do mnie przysunął. – Bardzo cieszę się, że podeszłaś do mnie tamtego dnia. Wtedy zmieniło się całe moje życie.

Czułam, że moje policzki zaczęły dosłownie płonąć z zawstydzenia. Nie spodziewałam się, że podczas kolacji ma zamiar mówić takie rzeczy.

Wyciągnęłam dłoń po prezent i go otworzyłam. Na białym materiale leżał złoty pierścionek z diamentem. William złapał moje dłonie i wsunął mi go na palec. Pasował idealnie. Spojrzałam na jego szeroki uśmiech. Był z siebie bardzo zadowolony. Oczywiście, że mi się podobał, mężczyzna miał wyjątkowo dobry gust. Faktycznie, ten prezent był symbolem narodzin naszego syna.

– Dziękuję, William – piszczałam niemalże. – Jest naprawdę piękny.

– Miałem nadzieję, że ci się spodoba, bo wybierałem go sam. – Patrzył mi głęboko w oczy. – Nigdy nie przestawaj go nosić.

Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy kelner przyniósł desery. Ani razu na niego nie spojrzałam, nie mogłam oderwać wzroku od siedzącego na wprost mnie mężczyzny. Widziałam w jego oczach nieskrywane szczęście i radość. Miałam wrażenie, że w tym momencie czujemy to samo. Złapałam za widelczyk i spokojnie zajadałam się deserem.

– Amalie, a może będziesz nosiła więcej pierścionków? – Lekko pochylił się w moją stronę i ściszył nieco głos. – Mam na to ogromną nadzieję.

– Chciałbyś mieć więcej dzieci? – Uśmiechałam się.

– Oczywiście, że tak, i myślałem, że o tym wiesz. Chciałbym mieć z tobą całą gromadę pięknych dzieci. – Wyciągnął do mnie dłoń i pogłaskał mój policzek. – Nie chcę, aby Sebastiano był jedynakiem tak jak ja. Mamy pieniądze, duży dom, siebie, więc możemy pozwolić sobie nawet na całą drużynę piłkarską.

– Najlepiej niczego nie planujmy. Wszystko samo wyjdzie. Pewne rzeczy są nam przeznaczone i za nic ich nie zmienimy – wyznałam szczerze. – Nie będę się specjalnie starała; co ma być, to będzie. – Uśmiechnęłam się lekko.

Plemniki Williama ostatnim razem świetnie sobie poradziły. Nie wiedziałam, czy on o tym wiedział, ale na razie się nie zabezpieczaliśmy, a przecież uprawialiśmy dosyć dużo seksu.

Włożyłam kolejny kęs do ust, kiedy mężczyzna się ożywił i wyciągnął z kieszeni telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a później w moje oczy.

– Cholera jasna – szepnął niezadowolony. – Bardzo cię przepraszam, skarbie, ale muszę odebrać. To musi być naprawdę pilna sprawa.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem i popatrzyłam na piękny pierścionek na placu. Wielki diament radośnie błyszczał, odbijając wszystkie światła dookoła.

Nie spodziewałam się takiego prezentu. William wciąż potrafił mnie zaskoczyć.

– Mówiłem ci, że dzisiaj zabieram Amalie na kolację. Nie powinieneś był więc do mnie dzwonić. Nie mogę jechać i załatwiać wszystkich spraw za ciebie. – Spoglądał na mnie raz po raz. – Nie mam na to czasu. Musisz zająć się tym sam. W porządku.

Rozłączył się i dłuższą chwilę w milczeniu stukał palcami w wyświetlacz telefonu. Był bardzo zdenerwowany. Nie musiał nawet nic do mnie mówić ani patrzeć w moją stronę, jego ciało mówiło samo za siebie. Szybkim ruchem odłożył komórkę na blat stołu, co jedynie świadczyło o jego negatywnych emocjach. Byłam ciekawa, co się tak właściwie działo.

– Co się stało, William? – Uważnie spojrzałam mu w oczy.

– Nic ważnego, skarbie. – Uśmiechnął się do mnie blado, po czym położył dłoń na mojej. – Jedz, Amalie, bo wszystko, co się tutaj dzieje, jest dla nas i dla naszego małżeństwa.

– Will, proszę cię, bądź ze mną szczery i nie zatajaj niczego przede mną. – Lekko zmrużyłam oczy. – Powiedz mi, co się dzieje.

– Zadzwonił do mnie Federico i poinformował o problemach w interesach. – Starał się być spokojny. – Stwierdził, że sam sobie ze wszystkim poradzi.

Zamarłam, wpatrując się w jego oczy. Wyprostowałam się i nagle spojrzałam na kelnera, który obsługiwał nas przez cały wieczór. Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, dzięki czemu musiał zrozumieć, że niemo go do siebie przywołuję.

– Czy moglibyśmy prosić o rachunek? – zapytałam, gdy do nas podszedł.

Pokiwał głową.

– Amalie, co ty robisz? Dlaczego prosisz już o rachunek? Nie skończyliśmy. – William był wyraźnie zaskoczony. – Przecież to nasz wieczór we dwoje.

– To nic, będziemy mieć jeszcze całe mnóstwo takich wieczorów, ale ty jesteś tam szefem i nie powinno cię zabraknąć, gdy coś się dzieje. – Uważnie na niego spoglądałam. – Musisz zapłacić, bo nie wzięłam ze sobą ani karty, ani gotówki.

Oczywiście robiłam to niechętnie, bo tak naprawdę nie wiedziałam, kiedy taka kolacja się powtórzy. Doskonale jednak zdawałam sobie sprawę z tego, kim był mój mąż, i chciałam być dla niego dobrą żoną, która mimo wszystko będzie go we wszystkim wspierała. Musiał wiedzieć, że mógł na mnie zawsze liczyć, dosłownie w każdej możliwej sytuacji.

William nie odpowiedział, tylko wyciągnął z kieszeni portfel i zapłacił, zostawiając przy tym spory napiwek. Kiedy byliśmy już gotowi, skierowaliśmy się do wyjścia. Złapałam Willa za dłoń, spowalniając jego kroki. Spojrzał mi w oczy w góry.

– Bardzo cię przepraszam, że idę aż tak szybko. – Uśmiechnął się do mnie lekko, nieco zbyt nerwowo. – Korzystam z tego, że na razie jesteś pewna, że chcesz to zrobić. Załatwienie tych interesów zajmie mi zaledwie pół godzinki i po tym będziemy wolni. Nie wrócimy jeszcze do domu, tylko gdzieś pójdziemy.

– W porządku, ja naprawdę wszystko rozumiem, William. Nie musisz się o to martwić.

Zatrzymał się nagle i lekkim szarpnięciem ręki przyciągnął mnie do siebie. Zamknął w swoich objęciach, sprawiając tym samym, że mój puls stał się o wiele szybszy i nierównomierny. Pochylił twarz do mojej i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Nasze języki zdawały się tańczyć taniec godowy. Przytuliliśmy się tak mocno, że pomiędzy nami nie został nawet milimetr przestrzeni, dałam mu się całować. Chciałam być jeszcze bliżej niego, tak jakbyśmy stali się jedną całością.

– Amalie, kocham cię. Jesteś najwspanialszą żoną na świecie. – Oderwał swoje miękkie, ciepłe usta od moich i spoglądał na mnie łagodnie z góry.

– Ja ciebie też kocham, Will. Zawsze będę cię we wszystkim wspierała i nigdy w to nie wątp. – Podniosłam dłoń i bardzo delikatnie pogładziłam jego policzek.

Kiedy byłam tak blisko niego, doskonale czułam, jak mocno biło mi serce, a kiedy spoglądałam w jego ciemne oczy, widziałam w nich dosłownie całą gamę pozytywnych uczuć. Miałam szczerą nadzieję, że on widział to w moich oczach. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Will z całą pewnością był moją drugą połówką, był kimś, kogo brakowało mi przez całe życie, był symbolem bezpieczeństwa i spokoju, a przede wszystkim był moją ostoją.

Uśmiechnął się do mnie, odrywając ciało od mojego. Złapał mnie mocno za dłoń i pociągnął w stronę wyjścia, nie przejmując się przyglądającym nam się ludziom. Oni musieli zdawać sobie sprawę z tego, kim był mój mąż. Po chwili siedzieliśmy w naszym aucie. Zapięłam pasy bezpieczeństwa, kiedy telefon w mojej torebce zawibrował. Niewiele myśląc, od razu go wyciągnęłam i odczytałam:

– Świetnie sobie radzimy z naszym małym słoneczkiem. Nie musicie się o nic martwić. Jeżeli macie ochotę, to możecie wrócić nawet nad ranem. Sebastiano jest przy nas naprawdę spokojny i grzeczny.

– Wow, możemy wrócić do domu nad ranem. – Przez twarz siedzącego obok mnie mężczyzny przeszedł cwaniacki uśmiech. – Chętnie skorzystam z takiej propozycji. Na szczęście twoja mama to świetna, zaangażowana babcia.

– Dzięki niej możesz mnie zbajerować i bzyknąć poza domem – zażartowałam.