Liliana. Seria Słabosilna. Tom 1 - Katarzyna Kasmat - Łyskaniuk - ebook + audiobook
BESTSELLER

Liliana. Seria Słabosilna. Tom 1 ebook i audiobook

Katarzyna Kasmat - Łyskaniuk

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Małżeństwo Liliany i Camerona nie należało do udanych, choć w towarzystwie uważani byli za parę idealną. Za zamkniętymi drzwiami ich pięknego domu rozgrywał się jednak koszmar, który pewnego wieczoru przerodził się w piekło.

Uciekając przed mężem, Lili trafiła do Miami. Właśnie tam spotkała ludzi pracujących w klubie nocnym z męskim striptizem.

Za namową właścicielki lokalu zgodziła się podjąć tam pracę. Powoli układała sobie życie na nowo, co nie należało do łatwych zadań. Nie potrafiła zapomnieć o doznanych krzywdach. Strach był jej towarzyszem, ale wierzyła, że sobie poradzi i przeszłość nie wróci.

Jej przyjaźń z jednym z tancerzy niespodziewanie rozkwitła, przynosząc niechciane uczucia. Opór Liliany jednak słabł, a Lucas nie zamierzał się poddawać.

I kiedy wydawało się, że wszystko zmierza ku dobremu, koszmar powrócił. Tym razem już nie we wspomnieniach.

Demony nie znikają, tylko ucinają sobie drzemkę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 346

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 49 min

Lektor: Katarzyna Hołyńska Mikołaj Krawczyk
Oceny
4,6 (629 ocen)
447
119
46
13
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dorgyu
(edytowany)

Z braku laku…

Piękna okładka, sam pomysł świetny ale zabrakło czegoś żeby książka mnie porwała. W recenzjach dużo informacji o uczuciach i przeżyciach ale jak dla mnie wszystko zostało bardzo spłycone, zdecydowanie czytałam dużo lepsze książki o tej tematyce.
ksiazkowa_nutka
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Idealna para dla świata, a w czterech ścianach odgrywany dramat. Dramat, który z dnia na dzień coraz bardziej wyniszczał naszą bohaterkę. Liliana to młoda dziewczyna, która w swoim życiu trafiła na potwora bez hamulców. Postanawia się od niego odciąć, a wtedy los na jej drodze stawia ludzi, którzy pracują w klubie z męskim striptizem. Czy uda jej się zacząć żyć na nowo? Czy nie wpadnie z deszczu pod rynnę? Od tego spotkania zaczyna się ta historia (no może troszeczkę wcześniej). Autorka serwuje pełen rollercoaster emocji czytelnikom. Liliana nie miała lekkiego życia u boku męża, kochający w oczach świata, pokazywał swoje prawdziwe oblicze w domu. Stawał się tyranem. Taki toksyczny związek potrafi wyssać energię. Chciałabym aby każda kobieta, która mierzy się z czymś takim, potrafiła powiedzieć DOŚĆ, NIE ZGADZAM SIĘ na takie traktowanie i aby potrafiła spróbować się uwolnić jak Lilka. Ta książka jest bardzo życiowa i mimo, iż chciałoby się aby takich Cameronów (mąż bohaterki) było jak...
71
Ruddaa
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Jakie to było GENIALNE! Nie mogę sie doczekać kolejnego tomu!!!
61
arletatatarek

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna a zarazem bolesna historia ♥️🖤 Polecam przeczytać a uwierzcie nie pożałujecie❣️
50
Maveric666

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała i cudowna powieść naprawdę godna polecenia zachęcam do lektury
40

Popularność




Kobiecie, która nauczyła mnie, jak być silną.

Nigdy nie przestanę za Tobą tęsknić, Mamo.

Od Autorki

Historia ta zawiera sceny przemocy domowej. Mogą one wzbudzać silne emocje, szczególnie u osób, które się z nią zetknęły. Liliana i pozostali bohaterowie są postaciami fikcyjnymi, przemoc domowa jednak dotyka wielu osób, a jej ofiary postrzegają świat inaczej. Wieloletnia manipulacja, zastraszanie i życie w toksycznym środowisku sieją spustoszenie w psychice.

Oceniając, gardząc, komentując w przykry sposób (na przykład: „widziały gały, co brały”, „sama jest sobie winna”), wspieramy agresora, czyli osobę popełniającą przestępstwo. On czuje się silniejszy, a ona – coraz słabsza.

Jeśli jesteś ofiarą przemocy, spróbuj poszukać wsparcia. Pamiętaj, że to nie jest Twoja wina. Winę ponosi wyłącznie agresor. Rozumiem Twój wstyd, blokadę, brak sił, ale pamiętaj, że nikt nie ma prawa traktować Cię źle. Nie zasłużyłaś na to, nawet jeśli ktoś wmawia Ci, że jest inaczej.

Prolog

Strach. Spadek po naszych przodkach. Pierwotna cecha, która jest ściśle powiązana z instynktem przetrwania. Wyostrza zmysły, spina mięśnie, odcina mózg od nieistotnych bodźców, aby nastawić go na znalezienie rozwiązań. Całe ciało staje się gotowe do ucieczki. W ciągu zaledwie kilku sekund przetwarzamy mnóstwo informacji, aby odsiać kompletnie bzdurne pomysły od tych, które mogą dać nam szansę na przetrwanie. W takich chwilach jesteśmy w stanie robić rzeczy, o jakich nam się nie śniło. Dopuszczać się czynów, do których normalnie nie bylibyśmy zdolni.

Lęk. Stan emocjonalny, który alarmuje nas o nadchodzącym zagrożeniu. Czasem irracjonalny, patologiczny, odczuwalny nawet wtedy, gdy nic nam nie grozi. Paraliżujący, gdy stajemy oko w oko z jego źródłem.

Dreszcze, ciarki, nasilający się niepokój, uczucie zdrętwiałych kończyn, rozmazujący się obraz, drżenie, mdłości, szybkie bicie serca, uderzenia gorąca, szum w uszach i dudnienie krwi w skroniach.

Zdarza się, że nie umiemy stwierdzić, skąd się bierze. Czasem nie ma twarzy, innym razem możemy ze szczegółami opisać każdy jej grymas, kolor oczu, kształt ust, a nawet mniej widoczne zmarszczki.

Znamy go jak najlepszego przyjaciela, gdy staje się częścią codzienności. Moglibyśmy nawet odpowiedzieć na pytanie, czy chrapie. Znamy go lepiej niż samych siebie. Uzależniamy się od jego źródła.

I co najgorsze… już nigdy nie mija.

Można przeżyć w spokoju tydzień, miesiąc, a nawet dwa lata. Później stajesz w miejscu wraz z biciem serca, nogi stapiają się z chodnikiem, świat wokół krąży zbyt szybko, choć masz wrażenie, że stanął w miejscu. Widzisz, słyszysz lub czujesz tylko jedno. Coś, co przypomina ci, skąd wziął się ten lęk i dlaczego jeszcze niedawno byliście sobie bliscy.

I co najgorsze… już nigdy cię nie zostawi.

Jest toksyczny, destrukcyjny, wyczerpujący, a przede wszystkim niezniszczalny. Niczym trucizna zepsuje wiele pięknych chwil. Wystarczy sekunda, a zaśmieje się prosto w twarz, krzycząc zajadle: „Cześć, skarbie! Pamiętasz mnie?”.

Bo on podąży za tobą wszędzie.

Wiem, czym jest lęk, wiem o nim wszystko. Tak samo jak kobiety, które siedzą obok mnie. Każda nosi na barkach ciężar swojej historii. Niektórych słucha się z trudem, inne powodują, że unoszę brew, bo zadaję sobie pytanie: „Jak można przejmować się takimi pierdołami?”. A później się tego wstydzę, bo nie powinnam oceniać. To nie konkurs na to, kto przeszedł w życiu więcej. Ludzie mają różny próg bólu, tego psychicznego też.

– Może ty?

Brunetka prowadząca spotkanie wskazuje na mnie. Właśnie na mnie.

Cholera.

– Chciałabyś coś dodać, a może opowiedzieć nam o sobie?

Odchrząkuję, niepewnie poprawiając się na krześle. Naciągam mocniej rękawy brązowego swetra, patrząc na pozostałe kobiety. Oczekują, że po wielu tygodniach w końcu i ja coś powiem, zamiast wciąż siedzieć w ciszy i rozmyślać.

Niech im będzie.

– Nazywam się Liliana Braun. I byłam… jestem… JESTEM ofiarą przemocy domowej. Jestem, bo nigdy nie przestajemy nią być. To staje się częścią nas, częścią naszej historii.

– Czy zechcesz opowiedzieć nam swoją historię? – Prowadząca posyła mi zachęcające spojrzenie.

– No nie wiem… – odpowiadam, głośno wydychając powietrze. – Ja chyba nie pamiętam wszystkiego. Nawet tego, kiedy zrobiło się nieznośnie…

– Nie szkodzi, jesteśmy tu po to, żeby pomóc ci zrozumieć. Możesz powiedzieć cokolwiek.

Kobiety z grupy wsparcia kiwają zgodnie głowami, uśmiechając się do mnie ciepło. Chciały, żebym się otworzyła. A może uważają, że jestem im to winna, skoro one mówiły, a ja słuchałam ich płaczów i zwierzeń?

– Spróbuję… – Przełykam z trudem ślinę. – Więc… było chyba jakoś tak…

Rozdział 1

Naprawdę nie pamiętałam początku. To przychodzi powoli, oswaja się z tobą, zaczyna się w tobie zadomawiać, zanim zdasz sobie sprawę z tego, co się dzieje. Pierwszy cios nie boli tak bardzo. Szok hamuje odczuwanie bólu. Po prostu trzymasz się za policzek i nie dowierzasz, że książę z bajki miał odwagę podnieść na ciebie rękę. Wcale nie miał odwagi. Sprawdzał cię. Sprawdzał, czy pozwolisz, czy wybaczysz, czy nadstawisz drugi policzek. To test… A czas na odpowiednią reakcję ucieka. Masz zaledwie kilka sekund, żeby zdecydować, jak dalej potoczy się twoje życie.

W tym momencie powinnaś z całych swoich sił krzyknąć, zagrozić, że to zgłosisz, a później się spakować… Tu nie będzie happy endu. Facet, który podniósł na ciebie rękę, na zawsze pozostanie facetem, który podniósł na ciebie rękę. Chciałabyś tego dla swojej córki, przyjaciółki, mamy, siostry? Nie? To dlaczego siebie pozwalasz tak traktować?

Nie bój się, nie oceniam, nie mam prawa. Sama źle zareagowałam, dlatego przestrzegam.

A później tonie się w tym bagnie po kolana, po piersi, po szyję…

Nie pamięta się wszystkiego. W głowie pozostają strzępki awantur, przepychanek, różnych sytuacji. Za to niektóre momenty zapamiętuje się na zawsze, można je opisać ze szczegółami o każdej porze dnia i nocy.

Tamten wieczór też pozostanie ze mną na zawsze, tak jak pierwszy cios, bo to on sprawił, że znów stanęłam przed wyborem. Miałam tylko parę sekund na reakcję.

Czy tym razem postąpiłam dobrze? Ty mi powiedz.

***

– Wszystko jest przepyszne – pochwaliłam podane dania i uśmiechnęłam się do gospodarzy.

Nerwowo spojrzałam w lustro wiszące na ścianie w salonie, aby się upewnić, że mój uśmiech jest równie nienaganny co makijaż i fryzura. Cała musiałam być idealna, żadnej sałatki między zębami ani rozmazanej szminki.

– Dziękuję. – Pani domu odwzajemniła uśmiech.

Jej mąż patrzył na mnie zbyt długo. Cameron właśnie położył swoją wielką dłoń na moim drobnym karku, wywołując nieznośne napięcie w ciele.

– Tak, dziękujemy, że nas zaprosiliście i tak wspaniale ugościliście, następnym razem to my zapraszamy. Prawda, kochanie?

Nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć. Wypalał mi wzrokiem wnętrzności.

– Oczywiście – odpowiedziałam grzecznie, zwracając się do gospodarzy.

Po kolejnym drinku mój mąż poluzował krawat. Przyprawił mnie tym gestem o dreszcze, ale nie dałam tego po sobie poznać. Siedziałam prosto i grzecznie się uśmiechałam, a przed oczami przewijały się wszystkie złe chwile z krawatami w roli głównej. Nic nie mogłam poradzić na uwierające myśli, że już daje mi znaki.

Nadszedł czas, którego się obawiałam. Przekroczyliśmy próg domu. Zsunęłam ze stóp szpilki. Moje nogi drżały lekko, gdyż wciąż wyczuwałam za sobą jego obecność. Nic nie mówił, więc wolnym krokiem ruszyłam na górę, a gdy tylko zniknęłam mu z oczu, przyspieszyłam, by błyskawicznie zamknąć za sobą drzwi łazienki. Oparłam się o nie, biorąc głęboki wdech. Nadal niczego nie mogłam być pewna, ale uspokoiłam się odrobinę. Zmyłam makijaż, wzięłam szybki prysznic i wypielęgnowałam ciało. Po włożeniu piżamy nie miałam już więcej powodów, żeby zostać w tym pomieszczeniu.

Podeszłam do drzwi. Przez chwilę przysłuchiwałam się odgłosom domu. Niczym niezmącona cisza oznaczała, że mąż zasnął. Gdziekolwiek, ale zasnął. Przekręciłam klucz w zamku. Wstrzymałam bezwiednie oddech, po czym nacisnęłam klamkę.

Wyjrzałam na korytarz. Nie dostrzegłam niczego niepokojącego, więc nareszcie opuściłam łazienkę. Weszłam do ciemnego pokoju. Drogę do łóżka znałam na pamięć.

Nagle rozbłysło światło… Pchnął mnie na szafę, dociskając mi szyję krawatem.

– Musiałaś flirtować? – wycedził przez zęby, zionąc alkoholem. Na komodzie stała kolejna rozpoczęta butelka. – Przez ciebie wszystko zrujnowane, wszystkie moje plany. Myślisz, że łatwo być kimś takim jak ja? Polityka rządzi się swoimi prawami.

– Nie flirtowałam – wyrzuciłam z siebie.

Próbowałam poluzować materiał wsuniętymi pod niego palcami.

– Gapił się na ciebie! A jego żona to zauważyła! Baba nie zniesie innej baby! Więcej nas nie zaproszą!

– Sam wybrałeś mi ubrania! – syknęłam z nienawiścią w oczach.

Kopałam go gdzie popadnie, ale był niewzruszony. Czasem miałam wrażenie, że lubi opór, obronę, stawianie się – mógł wtedy więcej niszczyć.

Nachylił się do mojego ucha, zaciskając krawat tak mocno, że zaczęłam się dusić.

– Jak założysz świni perły, nadal będzie świnią. Jak przebierzesz dziwkę za damę, nadal będzie dziwką. Ten smród wyczuje każdy facet. Nawet jeśli cię zabiję, nikt nie zareaguje, bo nie jesteś nic warta.

Odpychałam go od siebie, pragnąc tylko jednego… Powietrza!

– W sumie niegłupi plan. Do czego ty mi jesteś właściwie potrzebna? – Zaśmiał się demonicznie, robiąc krok w tył i zabierając krawat.

Złapałam się za szyję, próbując wyrównać oddech. Nie myślałam o tym, co mówił, bo instynkt przetrwania był silniejszy. Chciałam znów regularnie oddychać i napić się wody, żeby złagodzić pieczenie gardła. Groził mi niezliczoną ilość razy, więc i teraz puściłam te teksty mimo uszu.

– Tak wiele ci dałem, a ty rujnujesz moje życie!

Opadłam na kolana, kiedy kopnął mnie w brzuch. Wiedział, że nie ma innego sposobu, żebym przed nim uklęknęła.

Owinął krawat wokół mojej szyi i chociaż się wyrywałam, nie miałam z nim szans. Ciągnął mnie po podłodze, szarpiąc z całych sił, a ja musiałam na czworakach podążać za swoim panem niczym pies. Musiałam, jeśli chciałam zaczerpnąć powietrza. Tylko idąc w przód, mogłam zrobić wdech.

Dotarliśmy do szczytu schodów. Pociągnął krawat w górę, ale nie miałam już siły, żeby się opierać. Chwycił mnie więc za ramię i podniósł wyżej, po czym oparł moje ciało o swój tors. Owinął po raz kolejny materiał wokół dłoni, zaciskając go mocniej. Nachylił się, szepcząc wprost mi w policzek:

– Myślisz, że jak teraz cię puszczę, przeżyjesz? A może po prostu pchnę? Czy to będzie tak, jakbyś się powiesiła?

Zaśmiał się, luzując uścisk, żebym mogła odpowiedzieć. Poczułam smród alkoholu. Przeraziłam się, bo mimo całego wachlarza przemocy nigdy nie posunął się aż tak daleko.

– Jesteś pijany, jutro będziesz żałował.

– A ty nie jesteś mi dłużej potrzebna. Łożę na ciebie, twoją matkę, wyciągnąłem cię z bagna, a co mam w zamian? Nie jesteś damą i nigdy nie będziesz. Nie pasujesz już do mnie.

– Więc mnie wypuść – poprosiłam, starając się nie patrzeć w stronę schodów.

– Nie ma mowy. – Zaakcentował każde słowo. – Byłem zakochany i niepotrzebnie wziąłem z tobą ślub. Nie dostaniesz moich pieniędzy.

– Zróbmy tak… – Próbowałam zapanować nad głosem. – Weźmiemy rozwód z mojej winy. Nic od ciebie nie chcę, nic nie wezmę. Wyjdę teraz, nie zabierając kompletnie nic, dobrze?

– Nie, niedobrze – wysyczał, zostawiając ślinę na moim policzku. – Wrócisz i będziesz chciała mi wszystko odebrać. Piękna żona była mi potrzebna do robienia interesów i stwarzania pozorów, a ty wszystko rujnujesz! Tak! To twoja wina!

– Masz rację, zawiniłam. Byłam złą żoną. Dlatego pozwól mi odejść, puść mnie. – Zamilkłam, bo znowu mocno naciągnął krawat, aż przylgnęłam do jego ciała.

– Mam cię puścić? Mam? – Zaśmiał się złowieszczo. – To leć.

Pchnął mnie, po czym od razu przyciągnął. Krew uderzyła mi do głowy, rozmazując obraz. Naprawdę myślałam, że mnie zrzuci.

– Proszę… – błagałam. – Proszę…

– A może jednak?

Znów mnie pchnął i znów przyciągnął do siebie. Stałam na krawędzi schodów już niemal na samych piętach, a oczy zaszły mi łzami.

Gdy poczułam, że zamierza zrobić to po raz kolejny, przyszła mi do głowy pewna myśl. Spłynęła na mnie wola walki.

– Dziękuję za dziesięć lat małżeństwa – zakpił, po czym ucałował moją skroń.

Poczułam, że napina mięśnie. W ostatnim momencie chwyciłam się mocno jego przedramienia. Nie zdążył zareagować.

Gdy pchnął mnie z całych sił… zabrałam go ze sobą.

Rozdział 2

– Hej, laleczko.

Ktoś potrząsnął moim ramieniem, więc otworzyłam szeroko oczy. Mocniej wbiłam się plecami w oparcie ławki i gdyby nie ono, pewnie spadłabym z wrażenia.

Nade mną nachylało się czterech napakowanych osiłków. Mieli idealne fryzury i gładkie twarze, nadal jednak było to czworo silnych mężczyzn. Jeden z nich pstryknął mi palcami przed oczami, bo nie do końca rozumiałam, co się dzieje.

– Słyszysz, co mówię? Pytałem, co tu robisz.

– Nie wyglądasz na kogoś, kto sypia na ławkach – dodał drugi, mierząc mnie wzrokiem.

Rozejrzałam się. Dotarło do mnie, że już jest dzień. Nie wiedziałam, jak przetrwać noc, ale przetrwałam, choć większość tego czasu przesiedziałam w autobusach mających mnie wywieźć jak najdalej od Fort Myers. Później błąkałam się po Miami, aż w końcu usiadłam… i zasnęłam.

– I co z nią? – zapytała jakaś kobieta koło pięćdziesiątki, przysiadając się do mnie i podając mi zakręconą butelkę wody. – Potrzebujesz pogotowia? Bo ktoś taki jak ty raczej nie śpi na ławce, a na pewno nie w tej dzielnicy. Myśleliśmy, że zasłabłaś albo ktoś ci czegoś dosypał.

– Ona chyba nie mówi – rzucił trzeci, uśmiechając się szeroko.

– Dziękuję, wszystko dobrze.

Odkręciłam wodę i zaczęłam ją pić tak szybko, jakbym nie piła… w sumie nie piłam od wielu godzin.

– Czyżby? – Ten drugi zmrużył oczy, zaplatając ręce na torsie i tym samym uwydatniając mięśnie. – To dlaczego tu spałaś?

– Czekałam na coś… kogoś… zasnęłam przypadkiem.

– Kto normalny, trzeźwy i chcący żyć zasypia na ławkach? – odburknął czwarty, jak dotąd milczący i wyglądem przypominający długowłosego Tarzana. – Ty jesteś w ogóle stąd?

– Nie.

– Widać. Otaczają cię kluby nocne, wiesz? Tu się nie śpi, bo najlepsze, co może cię spotkać, to kradzież.

Spojrzałam na kobietę, a ona uporczywie wpatrywała się w moją obrączkę. Szybko włożyłam rękę do kieszeni bluzy i wtedy nasze spojrzenia się spotkały.

– Czy ty masz na sobie piżamę? – zapytała cicho, ale nie miałam pewności, czy tamci mężczyźni tego nie usłyszeli.

– To dres.

Pokiwała głową w milczeniu, jakby analizowała sytuację. Dostrzegłam moment, w którym coś przyszło jej do głowy.

– Szliśmy na śniadanie, dołącz do nas.

– Co? – zapytałam zdziwiona i szerzej otworzyłam oczy, po czym zlustrowałam chłopaków po kolei, a później wróciłam spojrzeniem do niej. – Bardzo dziękuję za propozycję, ale nie mogę.

– Nie gryziemy. – Trzeci ponownie się uśmiechnął. Miał zaraźliwy uśmiech i postanowiłam w myślach nazwać go Śmieszkiem.

– Chyba że trzeba – burknął znów czwarty.

O, jest i Gburek.

– Chodź.

Kobieta wstała, a mężczyźni, prostując się, zrobili krok w tył, jakby jej słuchali. I faktycznie miała w sobie coś, co i mnie kazało jej posłuchać.

– Kim jesteście?

– Ella. – Podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam.

– Aaron. – Drugi, który głównie słuchał i się przyglądał, wyciągnął dłoń i miło się uśmiechnął. – To nasza szefowa, a ty kim jesteś?

Uniosłam brew, natychmiast chowając ręce między kolana. Usilnie próbowałam zsunąć z palca obrączkę.

– Szefowa?

– Tak, jest właścicielką klubu, w którym tańczymy. Owen, a ty?

Ręka Tarzana Gburka znalazła się przede mną, a ja już prawie zsunęłam dowód zamążpójścia. Udało się. Odetchnęłam z ulgą i podałam dłoń.

– Liliana.

Następnie odezwał się ten, który mnie obudził:

– Eddie.

– Nate – przedstawił się również Śmieszek.

– Idziemy. – Ella klasnęła w dłonie, gdy poznałam już wszystkich. – Chłopcy stawiają, więc jedz, ile chcesz.

Kiwnęli głowami, jakby się z nią zgadzali. Chyba naprawdę byli jej posłuszni, i to nie ze względu na relację pracownik–szef, lecz z powodu drzemiącej w niej siły.

Niechętnie i niezbyt zgrabnie wstałam z ławki, bo ciało nie było skore do współpracy po nocy spędzonej w tak niewygodnej pozycji. Nate podał mi dłoń, ale nie przyjęłam pomocy. Uśmiechnęłam się tylko grzecznie.

Zajrzałam do torebki, żeby się upewnić, że jednak nie zostałam okradziona. Chyba miałam szczęście, bo portfel spoczywał na swoim miejscu. Nie miałam dużo pieniędzy, ale najważniejsze były dokumenty. Wychodząc z domu, nie myślałam o tym, co powinnam zabrać, po prostu odruchowo chwyciłam torebkę.

Chcąc nie chcąc, ruszyłam się. Trzymałam jednak dystans, krocząc z dala od krawężnika, bo przyszło mi do głowy, że mogą chcieć wciągnąć mnie do samochodu.

Myliłam się. Tuż za zakrętem Ella otworzyła drzwi jakiegoś lokalu. Czterech mięśniaków poczekało, aż wejdziemy do środka. Mijając ich, otuliłam się mocniej rękami na wysokości brzucha. Bałam się, że zaraz dostanę czymś w tył głowy.

Wolałabym siedzieć na wylocie, w tej sytuacji jednak również trzymali się dżentelmeńskich zasad. Nate wskazał ręką, żebym zajęła miejsce obok Elli. Niestety to oznaczało wsunięcie się do środka półokrągłej czerwonej sofy i uwięzienie między górą mięśni. Następnie podali mi menu, a Aaron znowu przyglądał mi się spod przymrużonych powiek, jakby nad czymś myślał.

– To skąd się tu wzięłaś?

– Ymm… – Oblizałam wargi. – To dość długa historia.

– E tam. – Nate machnął ręką. – Pewnie krótka i konkretna, jak to bywa w przypadku wielu osób przybywających do miasta grzechu. Postanowiłaś zaryzykować, rzucić wszystko i szukać szczęścia właśnie tu, gdzie sny się spełniają lub stają koszmarami. Czasem człowiek nie ma już sił na półśrodki.

– Właśnie tak było.

Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, a on, jak to Śmieszek – o wiele szerzej. Gdy patrzyliśmy sobie w oczy, poczułam dziwną więź, jakby mógł stać się moim dobrym kumplem.

– Czyli jesteś bez kasy, bez planu i bez dachu nad głową – burknął Gburek. – Niezbyt mądrze, jak na taką ładną kobietę.

Nie, nie był to komplement, a przynajmniej nie wskazywał na to wyraz twarzy mówiącego. Nie miał pojęcia, że moja uroda, którą kiedyś doceniałam, doprowadziła mnie do zguby. Pragnął jej nieodpowiedni człowiek. Wykorzystywał to, nie widząc we mnie nic poza przyciągającą męskie spojrzenia buzią, dzięki której łatwiej szło mu w interesach. Zaczynałam jednak się starzeć, nie miałam już dwudziestu lat. Skończyłam trzydziesty drugi rok życia i chociaż dzięki pieniądzom nadal wyglądałam młodo i dobrze, dla męża traciłam już na wartości od jakiegoś czasu.

Posmutniałam, uciekając wzrokiem w menu. Przy stoliku zapadła cisza, ale tylko na chwilę, bo Ella z podekscytowaniem klasnęła w dłonie.

– To świetnie się składa! Jedna dziewczyna jest w ciąży, druga nie może przyjść, a przed nami trudna noc. My pomożemy tobie, a ty nam.

– Yyy… nie… – wyjąkałam, machając dłonią. – Nie sądzę, nie nadaję się do…

– Tańczenia – wypalił z uśmiechem Nate.

Dostrzegłam, że stoi obok niego kelnerka, na którą jeszcze nikt nie zwrócił uwagi. Właśnie wtedy, gdy ją ujrzałam, wszyscy skupili się na niej.

– Co podać? – spytała, zachęcając nas do złożenia zamówienia.

Podali numerki, znając menu na pamięć. Ja natomiast ze stresu podałam pierwszy lepszy. Byłam tak głodna, że pewnie i tak zjadłabym niemal wszystko.

– Źle mnie zrozumiałaś, kochaniutka. – Ella położyła dłoń na mojej, chyba dostrzegając brak obrączki. – Chłopcy tańczą, dziewczyny stoją za barem, krążą między stolikami lub sprzątają po zamknięciu.

– Ach… Mogę sprzątać.

– Nie, znów nie zrozumiałaś. – Pokręciła głową z uśmiechem. – Mamy pokój na górze, jeśli chcesz, ale w zamian robisz wszystko, co powiedziałam. Pracujesz tam, gdzie będziesz potrzebna. I ostrzegam, że to ciężka praca, nocą i za dnia. Trzeba sprzątać, przygotowywać salę i bar, obsługiwać klientów, a później znów sprzątać… Dostaniesz pensję obniżoną o wynajem pokoju.

– Płacą dobrze. – Nate znów się uśmiechnął.

Aaron zmrużył oczy, obserwując mnie czujnie i czekając na odpowiedź, a Gburek pomasował się po brodzie, unosząc brew, po czym powiedział:

– Tak długo się zastanawiasz, jakbyś miała gdzie spać. – Wzruszył ramionami. – Skoro wolisz ulicę, twój wybór, ale tam proponują o wiele gorsze prace.

– To po prostu dziwna sytuacja. – Przełknęłam z trudem ślinę. – Pojawiacie się znikąd i składacie taką propozycję.

– Bo jeszcze godzinę temu zamartwiałam się, skąd wezmę dodatkowego pracownika. – Ella westchnęła. – Aaron już nawet dzwonił do swojej siostry, ale ona dziś nie może.

– Mnie Ella też zgarnęła z ulicy – przyznał Aaron.

– I mnie też. – Nate zachował tym razem powagę, jakby nie zawsze był taki radosny. – A my z wdzięczności jesteśmy wzorowymi pracownikami, lojalnymi i wiernymi.

– Bo i mnie ktoś pomógł, gdy było źle – powiedziała kobieta. – Wtedy obiecałam sobie, że jeśli będę mogła, ja też spróbuję komuś dać szansę na lepsze życie. Niestety, ono pisze różne scenariusze. Czasem czyjaś wyciągnięta dłoń to jedyne, co nam pozostaje. – Spojrzała na mnie z mądrością w oczach, po czym się uśmiechnęła. – Mówiłam już, że jesteś nam potrzebna? Chociaż dziś, jedna noc, a później zdecydujesz, czy chcesz iść swoją drogą, czy zostać.

– Dobrze – odpowiedziałam, nie będąc pewna swojej decyzji.

To mogła być moja szansa na przetrwanie nocy lub kolejny krok do piekła, z którego przecież chciałam uciec.

Po opuszczeniu restauracji kroczyliśmy chodnikiem sennej ulicy. Ukryłam dłonie głęboko w kieszeniach bluzy. Czułam się nieswojo w towarzystwie czterech facetów i drobnej kobiety. Wyglądali jak gang prowadzony przez z pozoru miłą panią, która lada chwila wyciągnie szpony i okaże się chodzącą makabrą.

O tej porze Fort Myers tętniłoby już życiem. W Miami ludzie funkcjonowali nocą, a za dnia się regenerowali. Nie wiem, co strzeliło mi do głowy, że dotarłam właśnie tutaj. Gdy kupowałam bilet, pragnęłam się znaleźć po prostu jak najdalej. Powinnam wybrać małą mieścinę na uboczu. Tak byłoby rozsądniej.

Wyczułam pod palcami obrączkę. Wspomnienia zeszłej nocy wróciły do mnie niczym film odtwarzany na okrągło. Zacisnęłam powieki, usiłując odgonić okropny obraz.

Wszystko mnie bolało, ale otworzyłam oczy. Odwróciłam lekko głowę, sprawdzając, co się stało z Cameronem. Leżał obok. Oboje spadliśmy z kilkudziesięciu schodów. Zaczęłam się zastanawiać, czy żyje. Z trudem przełknęłam ślinę, wpatrując się w rzeźbiony sufit, z którego zwisał kryształowy żyrandol. Akurat teraz stał się interesujący. To takie dziwne… ale pomogło mi otrzeźwieć. Zaczęłam się powoli podnosić, mając wrażenie, jakby ktoś walił mnie belką po plecach. Nawet oddychanie sprawiało ból. Najpierw udało mi się przewrócić na brzuch, później podparłam się na rękach. Gdy uklęknęłam, potarłam czoło i skronie, modląc się, żeby nie było widać śladów, bo to oznaczało areszt domowy na wiele tygodni. Gdy obrażenia były widoczne, nie mogłam nawet rozmawiać z panią sprzątającą. Cameron zwyczajnie zamykał mnie w piwnicy, gdy wychodził do pracy, i wypuszczał, gdy wracał. Czasem przywiózł jedzenie, czasem nie, a czasem kazał mi siedzieć przy stole i patrzeć, jak on je, bo ja nie zasłużyłam.

Westchnęłam ciężko, przysuwając się bliżej męża. Próbowałam sprawdzić, czy oddycha. Kiedy położyłam dłoń na jego czole, otworzył oczy, z których uderzyła we mnie nienawiść. Nim zdążyłam się odsunąć, chwycił moją szyję i skutecznie mnie unieruchomił. Zaciskał palce na skórze tak mocno, jakby były kajdanami.

– Ty dziwko! – wycedził ze wściekłością. – Zrzuciłaś mnie! Teraz popamiętasz…

Uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową, a ponieważ to nie pomogło, powtórzyłam cios prosto w krocze. Puścił, a ja próbowałam zignorować zawroty głowy i uciekać. Tym razem to nie były puste słowa, czułam, że on naprawdę mnie skrzywdzi.

Udało mi się stanąć na nogi, a gdy zrobiłam krok w przód, Cameron chwycił moją łydkę, przez co znów runęłam na twardą posadzkę.

– Nie wyjdziesz stąd żywa! Stanę się twoim nieszczęśliwym wypadkiem, a wszyscy będą mi współczuć. Niewdzięczna suka! Chciałaś mnie zabić?!

Szarpał moim ciałem, ciągnąc je w swoją stronę. Nie rozumiałam, dlaczego się nie podniósł.

Może jednak coś sobie zrobił?

Próbowałam złapać się czegokolwiek, ale dywanik niewiele mi pomógł. Ręce Camerona znalazły się już na moich udach. Zawyłam przez łzy, nie panując nad sobą. Miałam świadomość, że jeszcze sekunda i mnie dopadnie… W ostatniej chwili chwyciłam się stolika. Gdy mój mąż szarpnął z pełną mocą, ciężki szklany mebel przewrócił się na nas, a stojące na nim przedmioty uderzyły w nasze ciała.

Cameron ucichł.

– Kurwa… – jęknęłam.

Próbowałam się wyczołgać spod mnóstwa przedmiotów sprawiających ból, a najgorsza była głowa męża dociśnięta czymś do mojego pośladka. Przesuwała się po moim ciele, gdy się spod niego wyczołgiwałam. Najpierw czułam ją na udzie, później na łydce, a na końcu musiałam wyszarpać stopę.

Napędzała mnie adrenalina, nie obejrzałam się za siebie. Wsunęłam balerinki, zabrałam z wieszaka bluzę i torebkę. Nie wróciłam po telefon. Wyszłam i dopiero po kilku minutach biegu zorientowałam się, że nie mam dokąd pójść. Wyszłam, nie sprawdziwszy, czy Cameron żyje…

– Ogłuchłaś? – Gburek stanął przede mną, tarasując mi drogę.

Niemal odbiłam się od niego. Faktycznie, wyłączyłam się, tonąc we wspomnieniach.

Uniosłam brodę i popatrzyłam w oczy Tarzanowi, ale Nate znalazł się tuż obok i wyciągnął rękę, jakby chciał mi coś pokazać.

– Jesteśmy na miejscu.

Zerknęłam w tamtą stronę. Teraz wyłączony szyld dumnie prezentował nazwę klubu – Spearmint. Ella nie podeszła do głównych drzwi. Ominęła je i kilka kroków dalej otworzyła ciężkie metalowe skrzydło. Owen je dla niej przytrzymał.

– Księżniczka czeka na zaproszenie? – warknął.

Ella, usłyszawszy to, wróciła, klepnęła go ostrzegawczo w ramię i pogroziła mu palcem, mówiąc:

– Bądź milszy.

– Idziesz czy nie? – Nate uśmiechnął się zachęcająco.

Zauważyłam, że pozostali też przystanęli. Czekali, aż wejdę pierwsza.

Tylko czy powinnam tam wejść?

Nie wiedziałam, co czekało za drzwiami, a przecież istniały gorsze potwory niż mój mąż…

Rozdział 3

Część mnie się wahała, więc niepewnie zrobiłam pierwszy i drugi krok. Choć wydawało się, że trwało to wieczność, tak naprawdę podjęłam decyzję w ciągu sekundy. Nie miałam lepszej opcji, przynajmniej nie teraz.

Przekroczyłam próg i od razu uderzyła we mnie różnica w natężeniu światła. Podczas gdy na zewnątrz słońce świeciło coraz śmielej, tu nie było żadnych okien, tylko wąski hol z niebieskimi LED-ami na suficie. Chłopcy weszli tuż za mną, a metalowe drzwi zamknęły się z charakterystycznym, mocnym trzaśnięciem, które sprawiło, że przeszedł mi po kręgosłupie dreszcz. Zrobiło się jeszcze ciemniej.

W tym momencie mogło się wydarzyć wszystko. Nawet przyszła mi do głowy myśl, że postąpiłam źle pod wpływem emocji, że powinnam natychmiast wrócić do domu, sprawdzić, co z mężem, i poukładać jakoś swoje życie. Istniały przecież inne sposoby niż ucieczka. Mnóstwo sposobów, które nagle wydawały się tak łatwe, jakbym zupełnie zapomniała, przez co przeszłam i jak cwany był mój mąż. Nie wiedziałam już, co gorsze – oni czy Cameron.

To było takie głupie… Nie miałam jednak pieniędzy na powrót, bo wydałam większość na bilety, nie wzięłam ze sobą nic, uciekając pod wpływem adrenaliny.

I co teraz? Gdzie się znalazłam? A może powinnam po prostu poprosić o możliwość skorzystania z telefonu, zadzwonić do Camerona i powiedzieć, żeby po mnie przyjechał?

Przygryzłam wargę, obawiając się, co by mi zrobił, gdyby mnie znalazł w takim miejscu jak to, z takimi ludźmi jak oni… Czy w ogóle dojechałabym do domu?

Dotarliśmy do zaplecza, w którym znajdowało się niewielkie okno. Ella już czekała przed drzwiami z napisem „Biuro”. Uśmiechnęła się, pukając w nie, po czym gestem ręki zaprosiła mnie do środka. Chłopcy gdzieś zniknęli.

Jeśli powiedziało się A, trzeba powiedzieć B.

Weszłam do małego pomieszczenia. Za biurkiem siedział mężczyzna. Ella podeszła do niego i pocałowała czule jego łysinę, a następnie stanęła obok mnie.

– To Liliana, pomoże nam dzisiaj.

– Świetnie! – zareagował entuzjastycznie. – Pokaż jej, co i jak. Liczę, że ma doświadczenie. – Nie spojrzał na mnie, stukając w klawiaturę. – Muszę to skończyć i później do was dołączę.

– Kochanie… – Ella przeciągnęła głoski, obejmując mnie w pasie. – Lily nie przyszła dorobić na jedną noc, zostaje z nami w zamian za pokój. I tak stoi pusty od jakiegoś czasu.

Mężczyzna w końcu oderwał się od monitora i uniósł głowę. Przez chwilę lustrował mnie z góry na dół, a później leniwie, lecz ostrzegawczo przeniósł wzrok na kobietę.

– Znów się bawisz w zbawicielkę?

– Jeszcze nigdy nie pomyliłam się co do ludzi, prawda?

– A właśnie, że zdarzyło ci się pomylić.

– Lily potrzebuje nas, a my jej. To transakcja wiązana.

– Nic o niej nie wiesz. Może jest poszukiwana przez policję?

– Jesteś poszukiwana, dziecinko? – zwróciła się do mnie, unosząc brew.

Rozchyliłam usta, tak naprawdę nie znając prawidłowej odpowiedzi na to pytanie. Wszystko zależało od tego, jakich obrażeń doznał mój mąż.

– Yyy… Nic mi na ten temat nie wiadomo.

– Widzisz? – Spojrzała na mężczyznę zadowolona z siebie.

On machnął ręką z rezygnacją, głośno nabierając powietrza.

– Witaj na pokładzie, Liliano. Mam na imię Elliot, jestem tu szefem. Moja żona pokaże ci, gdzie możesz spać i co masz robić. Jak mówiłem, zaraz pomogę wam przygotowywać salę, bo naprawdę akurat dziś zostaliśmy bez pracowników.

Ella była wyraźnie zadowolona. Pewnie również tak bardzo bym się cieszyła, gdyby nie moje wewnętrzne lęki, że skoro idzie dobrze, to zło czyha za rogiem. Dlatego napięcie nadal nie opuszczało mojego ciała. Ani wtedy, gdy dziękowałam Elliotowi za rozmowę, ani gdy wchodziłam za Ellą po schodach.

Przystanęła nagle, wyciągnęła z kieszeni klucz i podała mi go, wskazując ręką na drzwi.

– Nie spodziewaj się luksusów, bo ich nie znajdziesz. – Uśmiechnęła się wymownie, podczas gdy ja siłowałam się z zamkiem. – Różni ludzie tu pomieszkiwali. Ivy, Lucas. Nawet Eddie czasem tu sypia po pracy, bo mu się nie chce wracać do domu, więc wymienię ci pościel.

Gdy pchnęłam drzwi i zamierzałam wejść do środka, puściła mi oczko.

Przekroczyłam próg i faktycznie zobaczyłam niewiele mebli. Stara szafa, stolik, pojedyncze szafki i jednoosobowe łóżko, które chyba sporo już przeżyło.

– Tam masz łazienkę. – Wyminęła mnie. – Sprawdzę, w jakim stanie ją zostawili i czy masz ją czym wyczyścić. Gdybym się spodziewała gości, postarałabym się – mówiła z wnętrza pomieszczenia, a ja podeszłam do okna, żeby sprawdzić, jaki jest z niego widok. Nagle znalazła się tuż obok. – Wiem, że przywykłaś do lepszych warunków…

Uniosłam brew, bojąc się, co jeszcze ta kobieta we mnie wyczyta, skoro nic o sobie nie mówiłam.

– Skóra, włosy, paznokcie – wyliczała, przypatrując mi się uważnie. – Wyglądasz młodo i rześko, zapewne nie na swój wiek. Nie znalazłaś się tutaj z powodu braku pieniędzy.

– Jest pani spostrzegawcza – przyznałam, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć.

– Powiedzmy, że wiele już widziałam i wiele przeżyłam.

Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy, jakbyśmy wzajemnie chciały odkryć swoje tajemnice. Podskoczyłam, gdy klasnęła w dłonie. Chyba lubiła to robić.

– Przyniosę ci strój do pracy, przymierzysz. Tak w ogóle masz coś jeszcze ze sobą?

– Nie, tylko torebkę.

– Dziewczyny często zostawiają jakieś rzeczy. Zarówno klientki, jak i pracownice. Klientki, bo są pijane, a pracownice zwyczajnie uciekają – powiedziała rozbawiona, za to mnie zmroziło.

– Jak to… uciekają?

– Większość nie potrafi przetrwać nocy. – Wzruszyła ramionami. – Rozgość się, zaraz wracam.

Wyszła.

Wzięłam głęboki wdech, pocierając wargi o siebie. Zanim wróciła, ogarnęłam łazienkę, po czym ściągnęłam starą, niezbyt ładnie pachnącą pościel. Otworzyłam okno, żeby trochę przewietrzyć. Mimo wpadającego do pokoju ciepła nie ściągnęłam z siebie bluzy. Nie mogłam.

Kobieta szybko wróciła, przynosząc ze sobą niespożytą energię. Położyła na łóżku ubrania i kilka paczek rajstop.

– Przymierz. Jeśli nie będzie pasowało, przyniosę inny rozmiar, ale nie sądzę, żebym się pomyliła.

Wzięłam jedno opakowanie rajstop, orientując się, że wszystkie są we wzorki, kokardki lub to po prostu kabaretki. W połączeniu ze srebrnymi sandałkami na obcasie i z krótkimi srebrnymi spodenkami miałam osiągnąć jeden efekt… być seksowna.

– Myślałam, że tutaj… że kobiety przychodzą oglądać tańczących mężczyzn. Źle zrozumiałam?

– Dobrze zrozumiałaś. Dzięki jasnym kolorom jesteś lepiej widoczna dla ochrony i przyciągasz klientów płci męskiej. Nie wszystkie kobiety przychodzą w towarzystwie koleżanek. Niektóre są z braćmi, kuzynami, ze znajomymi, a nawet z mężami.

– Z mężami? – Odwróciłam się do niej gwałtownie.

– Ludzie mają różne potrzeby. – Przekrzywiła głowę. – Lepiej nie wnikać. Zaraz przyniosę ci zwykłe ubrania – zakomunikowała i zniknęła ponownie.

Obejrzałam jeszcze raz strój do pracy. Nie chciałam się przebierać przy Elli, więc tylko przyłożyłam do ciała jasnoszarą bokserkę z fluorescencyjnym napisem „Spearmint”, uznając, że raczej wszystko będzie pasować.

– Jestem. – Rzuciła na podłogę karton, na którym ktoś napisał czarnym markerem: „Rzeczy znalezione”. – Przejrzysz sobie później. Teraz się prześpij. Kiedy wszyscy przyjdą, obudzę cię, żebyś mogła poznać ekipę. Ach! – Uniosła palec. – Pościel! Zaraz wracam.

Po tym, jak Ella życzyła mi dobrych snów, zamknęłam drzwi od środka – mimo jej zapewnień, że poza nią i mężem nikogo nie ma w budynku. Chłopcy też wrócili do swoich domów, żeby się wyspać.

Zasłoniłam okno i się rozebrałam. Byłam sina. Moje plecy, ramiona, a nawet żebra zostały udekorowane fioletowoniebieskimi plamami. Wracając do łóżka, zerknęłam przelotnie na strój, który dostałam od Elli.

Jak miałam się w tym pokazać? Nieważne. Teraz musiałam przede wszystkim spróbować zasnąć.

Czekała mnie cała noc na obcasach, ale sen nie przyszedł szybko. Wydarzyło się zbyt wiele… Cameron, klub, ci ludzie…

– Lily, słyszysz mnie?! – Ella coraz mocniej waliła w drzwi.

Poderwałam się z łóżka, przecierając twarz.

– Tak, już wstałam, moment! – krzyknęłam zachrypnięta.

Szybko włożyłam bluzę i wcisnęłam się w spodnie od piżamy, po czym otworzyłam drzwi.

– Kawa i kanapka.

– Dziękuję.

Nie wiedziałam, za które z tych cudów byłam jej bardziej wdzięczna, ale przyjęłam je z ochotą, od razu upijając łyk kawy.

– Dotrzesz sama do baru czy wrócić po ciebie?

– Dokąd się kierować, gdy zejdę?

– Nieważne. – Machnęła ręką. – Przyjdę za dwadzieścia minut, bądź gotowa do pracy.

Odwróciła się i tyle ją widziałam. Zamknęłam drzwi nogą, wgryzając się w kanapkę. Zerknęłam na skotłowaną pościel. Wróciłam pamięcią do przerwanego przez Ellę snu. Od natłoku emocji wszystko mi się pomieszało. We śnie Cameron był najcudowniejszym mężczyzną pod słońcem. Nagle jego oczy, a po chwili także twarz zrobiły się czarne i zaczął zmieniać się w przerażającego demona.

– W sumie tak było – wymamrotałam sama do siebie z pełnymi ustami, ale nagle zastygłam jak rażona piorunem.

Nie potrafiłam sobie przypomnieć, w jakim stanie go zostawiłam. Nie odwróciłam się za siebie, nie sprawdziłam, nie upewniłam się.

Może Cameron żyje? Może nie… Może znalazła go gosposia i leży w szpitalu? Co powiedział? Czy szuka mnie policja?

Zrobiło mi się słabo. Usiadłam na krześle, czując nagłą niemoc. Kanapka podeszła mi do gardła. Odstawiłam na szafkę kubek z kawą, bo i ona nagle wydała się kwaskowata. Dotarła do mnie prawda.

Nigdy nie odzyskam wolności. Nie w taki sposób.

Patrząc na wszystko z dystansu, sama byłam zszokowana swoją nagłą ucieczką. Zrobiłam to, bo uważałam, że mnie zabije, ale nie mogłam się chować w nieskończoność.

– Zarobię na adwokata, wrócę do domu i wezmę po ludzku rozwód – obiecywałam sobie na głos, jakby to miało dodać mi mocy. – Tak zrobię. Potrzebuję pieniędzy, a gdy je uzbieram, wynajmę kogoś, kto podejmie się walki z politykiem.

Pokręciłam głową, średnio w to wierząc. Cameron był zbyt przebiegły, nie miałam przeciw niemu żadnych dowodów. Tylko raz nagrałam jego awanturę po pijaku i to, jak w jej trakcie wciągał nosem narkotyki. Od tamtej pory codziennie sprawdzał mi wyrywkowo telefon, zainstalował kontrolę rodzicielską i usuwał wszystko, co chciał i kiedy chciał, a ja musiałam odsiedzieć swoje w piwnicy bez jedzenia i wody. Przynosił coś, gdy miał dobry humor, i tłumaczył, jak źle się zachowałam. Tak, to zawsze była moja wina.

Próbując odgonić nieprzyjemne myśli, poszłam do łazienki, żeby odrobinę się ogarnąć. Włożyłam ciuchy, ale nie podobało mi się to, co zobaczyłam w lustrze. Strój odsłonił niektóre siniaki. Nie mając wyjścia, rozpuściłam włosy i włożyłam bluzę zapinaną na zamek. Miałam nadzieję, że szefostwo się o to nie przyczepi.

Ella zapukała kilka minut później. Zlustrowała moją sylwetkę uważnym spojrzeniem. Wskazała palcem na bluzę i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.

Poszłam za nią do baru, starając się zapamiętać dokładny rozkład pomieszczeń i drogę do swojego pokoju.

– Kochanieńka, najpierw przedstawię cię reszcie, później pokażę salę i toalety. Jak mówiłam, będziesz robiła dosłownie wszystko. Musimy załatać dziurę w grafiku. Tam, gdzie ktoś każe ci iść i coś zrobić, tam idziesz.

– Dobrze – odpowiedziałam do jej pleców, rozglądając się po kuchni.

Jeszcze kilka kroków i znalazłyśmy się za barem. Jakiś mężczyzna obejmował ramieniem dziewczynę. Oboje śmiali się w głos.

– Dzieciaki, to Liliana.

Odwrócili się równocześnie. Chłopak uroczo się uśmiechnął. Nie dało się nie zauważyć w policzku dołeczka, którym zapewne czarował klientki. Dziewczyna za to zrobiła raczej kwaśną minę.

– Cześć, jestem Lucas. – Podał mi dłoń. – Witaj w drużynie.

– O ile zakład, że zwieje do północy? – Dziewczyna zaśmiała się szyderczo.

– Nora, daj jej szansę. – Lucas przekrzywił głowę, a później wrócił wzrokiem do mnie, puszczając mi oczko. – Nie jest taka straszna, jak wygląda. Nie bój się.

Pokiwałam głową, nie mając zamiaru wdawać się w dyskusję. Nie należałam do ich drużyny i wolałam nie robić sobie wrogów.

– Lucas już zmyka po skrzynki, skoro się nudzi – skwitowała Ella. – A później Nora pokaże ci, co się robi przy barze. Chodź dalej… – Złapała mnie za ramię.

– Dzień dobry! – usłyszałam za sobą pisk. Ella przystanęła, wskazując na szeroko uśmiechniętą blondynkę.

– To Ivy, pracuje głównie na sali. Jej też będziesz pomagać, bo dziś naprawdę każdy jest sam na swoim stanowisku, a tak się po prostu nie da.

Dziewczyny wycałowały swoje policzki. Przedstawiłam się grzecznie:

– Cześć, jestem Lily.

– Miło mi. – Uśmiechnęła się życzliwie i szczerze. – Przed nami trudna noc. Uwierz, jeśli ją przetrwasz, to kolejne będą łatwiejsze.

– A mogłam się rozchorować. – Nora westchnęła ciężko, ale widziałam, że po jej twarzy błąka się uśmieszek.

– Doprowadzicie mnie do zawału. – Ella złapała się pod boki.

Nora się roześmiała, otaczając ją ramieniem.

– Przecież żartuję.

– Weźcie się lepiej do roboty. – Pogroziła dziewczynom palcem.

Lucas przyniósł pierwsze skrzynki z alkoholem, a Nora od razu zaczęła je rozładowywać. Ella znów chwyciła moje ramię, każąc mi iść dalej. Pokazała salę, strefę VIP, toalety oraz składzik na ścierki i mopa. Gdy wróciłyśmy do kuchni, poinstruowała mnie, gdzie co leży i jak się tego używa. Chodziło głównie o mycie naczyń. W lokalu rzadko podawano ciepłe przekąski, a na pewno nie tego dnia, bo nie było nikogo, kto by się tym zajął.

Na końcu pokazała mi sygnały, na które reagowała ochrona, i ich znaczenie. Oczywiście, że tego wszystkiego nie zapamiętałam. Ella chyba dostrzegła moje zagubienie, bo złapała mnie za ramiona, zmuszając, żebym spojrzała jej w oczy.

– Ktokolwiek stanął na twojej drodze i sprawił, że się tu znalazłaś, niech się wstydzi. Pokaż mu, że nie miał co do ciebie racji. Skoro ta buda jeszcze stoi i wszyscy dajemy radę, ty też dasz, Lily. Dasz radę, tylko w to uwierz.

– Dziękuję.

W jej słowach było coś, co dodawało sił. Musiałam sobie poradzić, bo nie miałam innego wyjścia.

Nadszedł czas, by zacząć pierwszy dzień. A raczej noc.

Rozdział 4

Świat wirował, dosłownie i w przenośni. Te wszystkie dziko tańczące, oślepiające światła, muzyka dostająca się pod skórę, nadająca rytm biciu serca. Krzyki, piski, ogólna euforia, gdy na scenę wyszli chłopcy w przebraniach. A do tego obowiązki. Byłam potrzebna wszędzie, a nie opanowałam umiejętności znajdowania się w kilku miejscach jednocześnie.

Weszłam za bar z pełną tacą pustych szklanek i butelek.

– Dawaj.

Nora wyciągnęła z mojej kieszeni notesik, na którym zapisywałam numery drinków. Nadal musiałam sprawdzać nazwy, ale numerki zapisywało się szybciej i łatwiej zapamiętywało. Machnęła ręką na dziewczyny siedzące przy barze i rzuciła:

– Otwórz i podaj im pięć piw.

Odstawiłam tacę, po czym sięgnęłam po otwieracz i schyliłam się po piwa.

– Te brudne szklanki mi przeszkadzają – przekrzyczała muzykę Nora.

W tym momencie za moimi plecami przeszła Ivy.

– Nie wolno tu zostawiać tac. Musisz je wynosić tam, bo zaraz ktoś to rozbije. – Mówiąc to, zabrała przy okazji moją i wyniosła razem ze swoją.

Z niezwykłą gracją wzięła pełną tacę przygotowaną przez Norę, po czym wróciła na salę. Miała to opanowane do perfekcji.

Ja w tym czasie, otwierając trzecie piwo, zahaczyłam otwieraczem o dłoń i delikatnie rozcięłam sobie skórę. Syknęłam, odruchowo potrząsając ręką. Nora zerknęła w moją stronę i przewróciła oczami. Spodziewała się tego po mnie. Pewnie z kimś się założyła, że nie dam rady.

– Idź, umyj ręce, a przy okazji szklanki, bo zaraz nie będę miała w czym robić tych drinków.

Podałam dziewczynom przy barze zamówione piwo. Ivy znów mnie wyminęła z pustą tacą. Podziwiałam, jak świetnie była zorganizowana. Po drodze wrzuciła do słoika jakieś banknoty.

To pewnie napiwek.

W kuchni było o wiele ciszej. Nawet mnie to ucieszyło, ale nie na długo, bo zanim zdążyłam zabrać się do roboty, wpadła Ella.

– Ja to zrobię, trzeba sprawdzić toalety. Pamiętasz, gdzie są sprzęty?

– Tak, już idę. – Uśmiechnęłam się, chociaż wcale nie było mi wesoło.

Minęły zaledwie dwie godziny od otwarcia, a ja miałam dosyć. Nie potrafiłam odnaleźć się w tym chaosie.

Wróciłam na salę. Światła wirowały, pomieszczenie wypełnił dym, a na scenę ponownie wyszli chłopcy. Wszyscy w szarych spodniach dresowych, z gołymi klatami, w białych czapkach, białych butach i z czerwonymi bandanami na twarzach. Zaczęli tańczyć, scalając się z każdym dźwiękiem. Przystanęłam oczarowana.

To była bardzo dobrze przemyślana choreografia – nie samo rozbieranie się, lecz autentyczna miłość do muzyki i tańca. Potrafili przykuć uwagę. Ich ruchy były nie tylko seksowne, pewne i zaplanowane. Istniała w tym jakaś nieuchwytna magia.

– Nie radzę – powiedziała mi do ucha Ivy. – Napatrzysz się na próbach. Teraz pracuj albo nie dostaniesz swojej części napiwków. Tu wszyscy wszystko widzą.

Ruszyłam przed siebie, odwracając wzrok od pokazu. Miała rację, nie po to tu byłam i dobrze, że zwróciła mi uwagę, zanim zauważyli mnie Nora lub szefostwo.

Uzbrojona w mop, rękawiczki i środki czystości próbowałam się przecisnąć w stronę toalet. Nie było to łatwe.

– Wszystko przez ciebie – wysyczała jakaś dziewczyna.

Myślałam, że to do mnie, więc na nią spojrzałam. Mówiła jednak do koleżanki, wskazując na scenę.

– To mogłam być ja, czekałam właśnie na niego.

Odwróciłam się, żeby zobaczyć, o co jej chodziło. Jakaś kobieta siedziała na krześle, a na niej – Lucas, który uwodził ją na wszelkie możliwe sposoby. Poruszał się tak, jakby zapraszał ją do wspólnych namiętnych chwil, ocierał się, głaszcząc po policzku i patrząc w oczy. Nagle chwycił ją za włosy i odchylił jej głowę w tył, a ona z rozkoszą polizała jego umięśniony brzuch, wbijając paznokcie w męskie pośladki.

Obok niego Owen leżał na innej kobiecie w takiej pozycji, jakby znajdowali się w łóżku, i poruszał biodrami, jeżdżąc nosem po jej szyi. Od razu przypomniałam sobie, że jestem w pracy i mam obowiązki. To było dla mnie za wiele. Sam seks. A raczej nierozładowane, wciąż rosnące napięcie seksualne, co dało się wyczuć w kolejce do toalety.

Udało mi się przecisnąć, ale gdy dotarłam do miejsca docelowego, opadły mi ręce. Jakbym wlazła w mrowisko. Wszędzie krążyły kobiety, drzwi kabin niemal się nie zamykały, bo wciąż ktoś wchodził i wychodził. Wszystkie lustra zajęte, ochlapane, a na jednym narysowano serduszko szminką.

Na posadzce prawie nie było widać płytek. Utworzył się dywan zużytych ręczników papierowych i innych dupereli, które gdy nie były dłużej potrzebne, najłatwiej było rzucić byle gdzie. Stały tam nawet puste szklanki po drinkach.