Mała Charlie 2. Prawo do szczęśliwego zakończenia - Kulik Zuzanna - ebook

Mała Charlie 2. Prawo do szczęśliwego zakończenia ebook

Kulik Zuzanna

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

63 osoby interesują się tą książką

Opis

"Mała Charlie 2" Zuzanny Kulik - książka, która poruszy Twoje serce -" BLOG

Kiedy ich drogi znów się przecinają...

Odkąd Charlie zapragnęła zaznać trochę wolności od swoich nadopiekuńczych braci i dowiedzieć się, jak wygląda życie studenckie, minęło sporo czasu. Młoda, niezwykle ambitna kobieta zdobyła upragnione stanowisko w rodzinnej firmie i może wreszcie odetchnąć z ulgą. W końcu udało jej się dopiąć swego. Poukładała życie w zgodzie z własnymi zasadami i jest szczęśliwa. Teraz szykuje się na wesele najlepszej przyjaciółki Haley i tylko to, że swoją obecnością ma je uświetnić ON, nieco mąci spokój Charlie.

Ashton, choć wolałby zostać w Bostonie i nadal tkwić w nieszczęśliwej rzeczywistości, ostatecznie decyduje się przylecieć na ślub siostry. Nie może odpuścić tej okazji, nawet jeśli oznacza to spotkanie z NIĄ. Gdy odnajduje ją na przyjęciu weselnym, ze zdziwieniem przekonuje się, że Charlie nie jest sama. Dodatkowy problem polega na tym, że on też ma u swojego boku osobę towarzyszącą...

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 342

Oceny
4,2 (119 ocen)
66
25
19
9
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kattra8747

Całkiem niezła

Rozczarowanie. Niestety. Rozpoczętych dużo nowych wątkòw, jakby Autorka nie mogła się zdecydować czy będzie kontynuacja czy jednak nie. Pierwsza częśc bardzo mi się spodobała, początek drugiej części był obiecujący. Środek i koniec wymęczony.Szkoda
40
Aneta1206

Z braku laku…

O jeju jak ciężko było to skończyć. Zero akcji, zero emocji, lanie wody żeby cokolwiek napisać. Można było tak piękną historię stworzyć. A jest rozkapryszona główna bohaterka i facet w kryzysie wieku średniego. Mega ciężko się to czytalo. A pierwsza część była super ..szkoda
30
Olczi97

Z braku laku…

Bardzo słaba. Nie ma polotu do 1 części. Wydaje się jakby była napisana na siłę.
30
Weronika8608

Całkiem niezła

Rozczarowana, pierwsza część bardzo mi się podobała, ale ta była całkowicie infantylna, minęło niby 6 lat a bohaterowie żadnej mądrości życiowej nie zdobyli a wręcz ich zachowanie jest żenujące
20
mona_mona

Dobrze spędzony czas

Jestem bardzo rozczarowana. Czekałam z niecierpliwością na II część, a tu... liczyłam na coś lepszego.
20



Zuzanna Kulik

Mała Charlie

Prawo do szczęśliwego zakończenia

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttps://editio.pl/user/opinie/malch2_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-2486-4

Copyright © Helion S.A. 2025

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Rozdział 1. Dziewczynki mogą tańczyć tylko z chłopcami

CHARLIE

Sześć lat później…

– Jest za ciasna! – krzyczy zdenerwowana Haley.

Przewracam oczami i próbuję nie wzdychać za głośno, bo gdy to robię, dziewczyna jeszcze bardziej szaleje. Wolę udawać, że tak samo jak ona martwię się zapięciem tej cholernej sukni. Nie mogę pozwolić, by odgadła, iż coś innego zaprząta moje myśli. To jej dzień.

– Nie jest ciasna – odpowiadam spokojnie, po czym ściągam gorset najmocniej, jak potrafię. – Po prostu weź głęboki wdech i nie wypuszczaj powietrza przez jakieś dwie godziny. To wystarczy.

Podczas przymiarek, miesiące temu, gorset był tak samo sztywny jak teraz. Potrzebowałam pomocy, by go zapiąć, ale później Haley mogła już oddychać swobodnie. Gdyby był luźniejszy, jej dwa lata temu zoperowane piersi w rozmiarze DD wyskoczyłyby na wierzch na oczach stu pięćdziesięciu gości zebranych w ogrodzie na dole.

– To ta głupia pizza – jęczy sama do siebie. – Wiedziałam, żeby nie zamawiać dodatkowej porcji sera. Ta mozzarella roztyła mnie w najważniejszym dniu mojego życia!

Parskam cicho, ale szybko tego żałuję. Wzrok przyjaciółki zamienia się ze zrozpaczonego na wściekły. Naciągam gwałtownie gorset i zapinam trzy środkowe guziki. Słyszę głośny jęk Haley, ale go ignoruję i zaczynam zapinać kolejne guziki.

– Jeśli nie zemdleję przed powiedzeniem sakramentalnego „tak”, to będzie cud – dodaje pod nosem przyjaciółka, po czym obraca się przodem do mnie, prezentując zapiętą suknię. – I co? Wyglądam jak panna młoda?

Wygląda wspaniale. Ten dzień jest spełnieniem jej marzeń, mimo że przez lata wyśmiewała pomysł małżeństwa. Wiedziałam, że skrycie marzy o czymś stałym i szczęśliwym, ale nigdy nie przypuszczałam, że znajdzie to akurat u boku mojego brata. Po pięciu latach w końcu przestałam się krzywić, gdy Will wpychał język do ust Haley. Początkowo było to cholernie dziwne, zważywszy na to, jak wyglądało ich dzieciństwo. Moja szalona przyjaciółka przecież zawsze powtarzała, że moi bracia są wrzodami na tyłku i ma ochotę ich udusić.

A jednak nienawiść dzieli od miłości naprawdę cienka granica.

– Wyglądasz cudownie – odpowiadam po chwili z promiennym uśmiechem. – Jestem szczęśliwa, że mogę być tu z tobą.

– A kto inny miałby tu być? – pyta cicho, po czym mnie obejmuje. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, co nie?

Właśnie taką przyjaźń sobie wymarzyłam.

– Tak – mówię zdławionym głosem. – Jesteśmy jak…

– Tylko nie kończ, że jak siostry! – krzyczy nagle, odpychając mnie od siebie. – Przyjaciółki! Tylko to określenie nie brzmi dziwnie, biorąc pod uwagę to, za kogo dzisiaj wychodzę i z kim ty…

– Okej. – Przerywam jej, zanim zacznie temat, na który nie mam ochoty gadać. – Zbierajmy się.

Charlie, tonie jest moment na myślenie o nim. Opanuj się.

Odsuwam się od Haley i ruszam w stronę drzwi. Czuję, jak moje ręce zaczynają nieznacznie drżeć, ale staram się to zignorować. Biorę głęboki wdech i przyspieszam, by jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Potrzebuję powietrza. Im więcej świeżego powietrza, tym lepiej. Muszę się uspokoić, bo inaczej pozwolę swojemu umysłowi całkowicie zająć się sprawami, które nie powinny mnie martwić.

On tu będzie. To jest więcej niż pewne i wiedziałam o tym już od dawna. Jednak dziś pierwszy raz poczułam strach. Wcześniej to wypierałam, zupełnie jakby Haley tylko żartowała, że jej brat pojawi się na weselu.

Teraz mam ochotę zwymiotować na jej wspaniałą suknię w kolorze pudrowego różu.

– Charlie, czekaj! – woła za mną Haley, gdy jestem już na korytarzu. Zerkam na nią z ukosa. – Gdzie jest Mel?

Na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech.

– Z wujkami – oznajmiam krótko. – I mam nadzieję, że tym razem Bryan nie będzie uczył jej głupich żartów.

***

Nie było go.

Stałam przy ołtarzu, trzymając maleńki bukiet różowych lilii i omiatając ciągle wzrokiem gości wpatrzonych w młodą parę. To naprawdę spory tłum, a mimo to zdołałam dokładnie przeskanować każde zajęte miejsce. Widziałam Sarah i Bradena siedzącego jej na kolanach. Zauważyłam mamę, która ocierała łzy, nie mogąc się zdecydować, czy patrzeć na swojego syna składającego przysięgę małżeńską, czy na Melody z koszykiem płatków róż. Zerknęłam ukradkiem na państwa Woodsów siedzących po dwóch przeciwległych stronach ogrodu. Rozwód jednak im nie pomógł; sprawił jedynie, że nie mogą spędzić w swoim towarzystwie nawet pięciu minut.

Byli wszyscy. Zarówno najbliżsi, jak i zwykli znajomi z czasów studenckich. Wszystkie głośne ciotki oraz zazdrosne koleżanki, które pojawiły się bez osób towarzyszących. Nawet kilku partnerów biznesowych ojca, z którymi Will zamienił może kilka zdań.

Wszyscy oprócz niego. Dlaczego? Co sprawiło, że zrezygnował z przyjęcia ślubnego własnej siostry i – byłego już – przyjaciela? Ta uroczystość jest największym i zarazem najważniejszym wydarzeniem dla naszych rodzin. O niczym innym nie rozmawialiśmy podczas niedzielnych obiadów.

A jednak dla Woodsa możliwość towarzyszenia własnej siostrze podczas najważniejszego dnia w jej życiu nie jest tak ważna, jak mogłoby się wydawać.

Typowe.

– Wymiękam już – wzdycha nagle Sarah, przez co wybudzam się z transu. – Jakim cudem mój syn ma tyle siły, skoro ja z natury jestem cholernie leniwa?

Obracam się w jej stronę i uśmiecham szeroko. Widać, że jest naprawdę zmęczona, a na jej czole błyszczy kilka kropelek potu. Lipiec nie jest najlepszym miesiącem na imprezy w plenerze. Nawet jeśli jest już wieczór, to słońce grzało przez cały dzień jak na Hawajach.

– Aż tak? – pytam ze śmiechem, zerkając na parkiet.

Cole właśnie bierze Bradena na ręce, po czym obraca się wokół własnej osi, a chłopiec zaczyna się śmiać, jakby był na karuzeli. To naprawdę wspaniały widok.

Pamiętam, jak dowiedziałam się o drugim ślubie brata i jego nowej żonie, która była w ciąży, ale nie z nim. Cole tłumaczył mi wtedy, że to jedynie układ. Miał jej pomóc.

Ale później coś się zmieniło. Sarah ciężko zniosła ostatnie miesiące ciąży, a Cole czuwał przy niej, jakby był lekarzem. Dwa miesiące później przyłapałam ich na całowaniu się w łazience w naszym domu rodzinnym.

Dzisiaj Sarah jest w drugiej ciąży, a ojcem będzie mój brat.

– Tylko Cole ma taką samą werwę – odzywa się Sarah, patrząc podejrzliwie na swojego męża i syna. – Jednak coś ich łączy.

Nigdy jej nie pytałam, kto jest biologicznym ojcem Bradena, bo nie chcę zaczynać tematu, który mógłby być dla niej niewygodny. Często jednak widzę, jak ze smutkiem przygląda się tej dwójce. Od sześciu lat jest żoną Cole’a, który adoptował Bradena i oficjalnie został jego ojcem. Mój brat i Sarah odnaleźli coś, co powinno ich połączyć zdecydowanie wcześniej. Dlaczego nadal martwi się przeszłością?

Postanawiam szybko odwrócić jej uwagę, by nie psuć atmosfery. Jeśli Sarah będzie smutna, to ja też zaraz zacznę pogrążać się w czeluściach swojego zdradzieckiego umysłu.

– A co sądzisz o…

– Kurczę – wtrąca nagle. – Melody chyba płacze.

Podnoszę się gwałtownie z krzesła i odwracam w stronę parkietu. Biegnę, nie zastanawiając się, czy moje szpilki zniosą wyprawę po miękkiej trawie. Szybko pokonuję dystans i kucam przy zapłakanej brunetce w brzoskwiniowej sukience z tiulu.

– Skarbie – szepczę, wycierając jej mokre policzki. – Co się stało?

– Wujek nie umie tańczyć! – piszczy zdenerwowana, dławiąc się łzami. – Jest za szybki!

Unoszę spojrzenie na rozbawionego Bryana.

– Zwariowałeś? – syczę. – Ktoś mógł ją podeptać!

Czasami przesadzam. Wiem o tym, ale nie potrafię tego opanować. Instynkt jest silniejszy od racjonalnego myślenia.

– Przecież dobrze wiesz, że bym do tego nie dopuścił – broni się brat. – Podniosłem ją, zanim jeszcze dotknęła parkietu.

Wracam wzorkiem do purpurowej twarzy dziewczynki. Już nie płacze, ale oczy nadal ma zaszklone.

– Nie będę już tańczyła z wujkiem – oznajmia ze złością. – Niech w końcu znajdzie sobie żonę!

Parsknęłabym śmiechem, gdyby nie to, że mała patrzy na mnie tak cholernie poważnym wzrokiem.

– Dobrze – mówię spokojnie. Składam czuły pocałunek na jej czole. – Ja będę z tobą tańczyła.

– Nie możesz – odpowiada cicho.

– Dlaczego?

– Bo ty nie jesteś chłopcem. Dziewczynki mogą tańczyć tylko z chłopcami.

Słyszę, jak muzyka powoli cichnie, a ludzie znikają z parkietu, chcąc chwilę odpocząć przy stołach. Bryan odchodzi, by dłużej nie wkurzać Mel, a ja w końcu staję i chwytam delikatnie za jej rączkę.

– To w takim razie poszukamy…

– Mamo, a mogę zatańczyć z nim?

Obracam się gwałtownie w stronę, w którą wskazuje Melody.

Dopiero teraz czuję prawdziwy strach. Moje ciało zamiera, a wzrok staje się zamglony. Przestaję cokolwiek słyszeć. Muzyka, rozmowy czy śmiechy gości nie mają żadnego znaczenia. Ściskam dłoń córki, jakby to ona miała mnie uratować.

– Witaj, mała Charlie.

Rozdział 2. Tęskniłem za moim nazwiskiem padającym z jej ust

ASHTON

Chwytam dłoń towarzyszącej mi kobiety i przechodzę przez niemal pusty salon państwa Handersów. Tuż za drzwiami balkonowymi rozgrywa się ślubne przyjęcie mojej siostry.

Przyjęcie, na które się spóźniłem.

– Stresujesz się?

– Nie – kłamię, gapiąc się tępo na otwarte drzwi. – Nie – powtarzam sam do siebie.

– Więc możesz przestać łamać mi palce? – pyta ze śmiechem Camilla. – To boli, Ash.

Puszczam szybko jej rękę i krzywię się, gdy zauważam, jak bardzo poczerwieniała jej skóra.

– Przepraszam – mówię spięty. – Myślałem, że nad tym panuję.

– Po to tu jestem – zapewnia mnie spokojnym głosem. – Będzie dobrze. Tylko już nie napinaj się tak, bo marynarka ci pęknie.

Camilla jest jedną z tych kobiet, których chciałem unikać, ale ona mi na to nie pozwoliła. Jest piękna, mądra i utalentowana, ale też nieco rozchwiana emocjonalnie. Do tego pewna siebie i nieuznająca słowa „nie”. Jako trzydziestoletnia prawniczka ma wiele osiągnieć na gruncie zawodowym, ale niewiele może powiedzieć o swoim życiu osobistym. Nie ma rodziny ani znajomych. Całkowicie oddaje się pracy, przez co nie skupia się na relacjach damsko-męskich. Na początku myślała, że jestem odpowiednim kandydatem na partnera, ale z czasem zrozumiała, jak bardzo nie pasuję do tej roli. Wyjaśniłem jej, czego może ode mnie oczekiwać, a ona na to przystała. Obiecaliśmy sobie, że będzie nas łączyć wyłącznie przyjaźń. Parę razy poszliśmy do łóżka, ale ledwo to pamiętam. Byłem zbyt pijany, by zrozumieć, co robię. Po pierwszym razie chciałem uciec. W końcu to wychodzi mi najlepiej.

Jednak Camilla postawiła sprawę jasno: stwierdziła, że potrzebujemy siebie nawzajem i nie pozwoli mi spieprzyć. Ta kobieta potrafi rozproszyć moją uwagę bezsensownymi żartami czy opowieściami, które słyszała od klientów. To właśnie dlatego przyleciała tu ze mną. Gdy będę potrzebował rozproszenia, ona będzie obok niczym anioł stróż.

Pobyt w Bostonie był moim osobistym piekłem. Przez pierwszy miesiąc zapijałem się w pustym mieszkaniu, w którym na środku małego salonu znajdował się jedynie materac. Nawet nie próbowałem zacząć żyć od nowa. Wolałem się nad sobą użalać.

Po dwóch miesiącach obsługiwałem niemal każdą sprawę w kancelarii wspólnika.

Po dwóch latach wiedziałem, że tylko praca mnie uratuje. Spędzałem więcej czasu w sądzie niż w mieszkaniu. Stałem się pracoholikiem, który uparcie wierzył, że kiedyś całkowicie zapomni.

I co, kurwa? Nie zapomniałem.

– Nie reaguj na złośliwość Haley – odzywam się beznamiętnym głosem, po czym kładę dłoń na dole pleców Camilli. – Wolałbym, żebyś nie pokłóciła się z moją siostrą.

– Spokojnie. – Śmieje się znów i macha lekceważąco ręką. – Myślę, że sobie poradzę.

– Po prostu odwracaj moją uwagę. Tylko tyle, Camillo.

Stałem się zgorzkniały, ale ona dobrze mnie zna i wie, że to nie z jej powodu jestem oschły. Stałem się najgorszą wersją samego siebie, ale ona to znosi. Jest przyjaciółką, której nigdy nie planowałem mieć.

Nigdy nie chciałem czuć się w taki sposób, ale nie potrafię inaczej. Ostatni raz uśmiechałem się szczerze trzy miesiące temu, gdy Haley wpadła z niezapowiedzianą wizytą. Tylko ona przyleciała do Bostonu, by mnie odwiedzić. Jestem samotny, ale na własne życzenie. Nie mogę nikogo za to winić. To ja jestem jebanym problemem.

– Oczywiście, Ash. Jestem tu dla ciebie.

Naiwnie wierzę, że dzięki jej obecności zdołam przetrwać ten wieczór. Chciałbym tylko przywitać się z siostrą i mamą. Niczego więcej nie planuję. Mogę zmyć się stąd kwadrans później.

Im dalej idziemy, tym więcej osób się nam przygląda. Kilka ciotek mruga do mnie porozumiewawczo, jakbym pokazał właśnie światu swoją przyszłą żonę. Nie mają pojęcia, jak bardzo się mylą. Uśmiecham się do nich uprzejmie, ale nie przystaję, by porozmawiać. Wymijam je, przedzierając się przez tłum ludzi celebrujących szczęście Haley i Willa.

Haley i Will.

Moja młodsza siostra i mój… były przyjaciel.

Nie ukrywam, że informacja o ich związku trochę namieszała mi w głowie. W pierwszej chwili chciałem wracać do Nowego Jorku. Pomyślałem, że skoro oni mogą być razem, to ja i…

Nie,Ash. Nie idź tą drogą.

– A jak w ogóle wygląda twoja siostra? – dopytuje Camilla. – Wiem, że może mieć suknię ślubną, ale równie dobrze mogłaby się przebrać i wtedy…

– Jest ruda – wtrącam szybko, przerywając jej.

– Tylko tyle?

– Ruda i wredna.

– Ale…

– Ashton! – krzyczy nagle moja matka, sprawiając, że zatrzymujemy się w połowie drogi. Podbiega do nas na wysokich szpilkach, które niekoniecznie nadają się na taką powierzchnię. – Ash! Synku!

Uśmiecham się lekko i odsuwam od Camilli, by objąć mamę. Pochylam się i całuję jej lewy policzek.

Tak cholernie za nią tęskniłem, że teraz nawet nie wiem, co powiedzieć. Rozmowy telefoniczne to nie to samo co spotkanie na żywo.

– Cześć, mamo – odzywam się słabo.

– Jak dobrze cię widzieć – szepcze, kładąc obie dłonie na mojej twarzy. W jej oczach pojawia się kilka łez, które powoli zaczynają spływać po policzkach. – Nareszcie.

W jej głosie słyszę ulgę i robi mi się niedobrze, bo wiem, że za kilka dni wracam do Bostonu. Ta kobieta przepłakała wiele nocy z mojego powodu. Nie mogła pogodzić się z tym, że opuściłem rodzinę. Była pewna, że za moim wyjazdem stało coś innego niż sama chęć przeniesienia kancelarii do innego miasta. Czuła, że przed czymś uciekłem.

A gdy potrzebowała mnie w czasie rozwodu z ojcem, nie przyjechałem, by ją wesprzeć.

Tego nigdy sobie nie wybaczę.

Z trudem przełykam ślinę i staram się uśmiechnąć najszerzej, jak potrafię. Jeszcze przyjdzie czas na kolejną rozmowę o moim życiu osobistym.

– Bardzo mi miło w końcu panią poznać – mówi głośno Camilla, przypominając o swojej obecności.

Zerkam ostrożnie w jej stronę i łapię za jej drżącą dłoń.

– Mamo, to jest Camilla. Moja znajoma.

– Camilla… – wzdycha zaskoczona mama, patrząc na mnie z przerażeniem. Następnie przenosi spojrzenie na moją partnerkę i podaje jej wypielęgnowaną dłoń. – Mnie także jest miło.

Zakładałem, że widok kobiety u mojego boku ją ucieszy.

A jednak moja matka stoi niemal nieruchomo i przygląda się Camilli tak, jakby moja towarzyszka była intruzem na rodzinnym przyjęciu. Ścisnęła jej dłoń uprzejmie, ale krótko, z kolei uśmiech na jej twarzy nie pojawił się nawet na ułamek sekundy.

– Przyznam, że nie spodziewałam się… – Milknie nagle, szukając odpowiednich słów. – Tego.

– Ash w ostatniej chwili poprosił, bym z nim przyleciała – tłumaczy Camilla.

Nie prosiłem. Zaproponowałem, nie wierząc do końca, że to dobry pomysł. W przypływie stresu zdałem sobie sprawę, że potrzebuję kogoś, kto odwróci moją uwagę od tego, co mnie czeka.

– Niebywałe – komentuje cicho mama. Przygląda mi się z tą samą karcącą miną co kiedyś. – Zaskoczyłeś mnie, synu.

Jej ton się zmienił. Wzruszenie z powodu mojego przyjazdu zniknęło, jego miejsce zajęła oschłość, jaką pokazywała, gdy chciała ukryć prawdziwe emocje.

Jest zawiedziona. Widzę to aż za dobrze. Czym, do cholery? To nie na ten moment czekała od lat? Zawsze powtarzała, że w końcu będzie za późno na założenie rodziny. Próbowała mi wmówić, że potrzebuję żony.

A teraz, gdy przedstawiam jej tę kobietę, matka zachowuje się, jakbym ją zawiódł.

– Jest pani niemożliwie podoba do syna – wtrąca kolejny raz Camilla. Uśmiecha się szeroko, próbując za wszelką cenę przekonać do siebie moją rodzicielkę. – To znaczy… On jest podobny do pani. Bardzo.

– Dziękuję – odpowiada uprzejmie matka.

Biorę głęboki wdech i aby ukryć drżenie dłoni, wkładam je w kieszenie spodni. Nie potrzebuję kolejnych problemów i kłótni. Najgorsze, z czym muszę się zmierzyć, dopiero przede mną.

– Poszukaj lepiej Haley – dodaje po chwili mama, już znacznie przyjemniejszym głosem. – To jej wielki dzień, a ty się spóźniłeś.

Nie zdążyłem na ceremonię, za co zapewne oberwę. To nie moja wina, tylko lotniska, które opóźnia loty, tłumacząc się złymi warunkami pogodowymi. Chciałem być od samego początku, a zamiast tego jestem pod koniec weselnego przyjęcia.

Żegnam się z mamą i prowadzę Camillę przez tłum. Ludzie rozchodzą się do stolików, utrudniając mi znalezienie tej jednej rudowłosej. W głowie już zaczynam przygotowywać przemowę z przeprosinami, choć wiem, że to niewiele da. Jeśli Haley będzie chciała mi dokopać, to i tak to zrobi. Nie będę jej powstrzymywał, bo mi się należy.

Przepychamy się w poszukiwaniu siostry, mijając na wpół pijanych gości. Luzuję nieco krawat, bo powoli czuję, jak zaczyna brakować mi powietrza. Pierwszy raz stresuję się spotkaniem z własną siostrą. Ja pierdolę. Im jest starsza, tym wydaje się groźniejsza.

W końcu docieram do prowizorycznego parkietu z podświetlaną podłogą. Przeczesuję wzorkiem tłum. Parkiet pustoszeje, a ja już nie szukam wkurzonej na mnie panny młodej.

Mój wzrok utkwiony jest w tej, której szukać nie chciałem.

O ja pierdolę…

Stoję jak zahipnotyzowany, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Podejść do niej i się przywitać czy lepiej spierdolić? W ucieczce jesteś przecież najlepszy, Ash. Widzę jedynie czarne włosy do ramion, które zasłaniają jej twarz.

Nie, kurwa. Nie mogę o tym myśleć. Nie mogę na nią patrzeć i zastanawiać się, jak bardzo zmieniła się jej twarz. Muszę odejść. Muszę jak najszybciej…

– Mamo, a mogę zatańczyć z nim?

Mamo?

Charlie obraca się gwałtownie w moją stronę, a tuż obok niej zauważam jej malutką kopię.

Kopię…

Dziewczynka ma tak samo ciemne włosy jak Charlie i duże oczy, w których widać radość.

Dopiero teraz tracę powietrze. Duszą mnie moje własne ubrania, które mam ochotę wypierdolić, by poczuć chociaż odrobinę ulgi. Patrzę oniemiały na przestraszoną Charlie. Nie odpowiada dziewczynce. Jest w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek zrobić.

Dlatego postanawiam tym razem okazać się mężczyzną, a nie tchórzem.

Muszę w końcu się odezwać. Na ucieczkę jest już za późno.

– Witaj, mała Charlie – odzywam się zachrypniętym głosem.

Wypowiedzenie do niej tych słów to najtrudniejsze, co przyszło mi zrobić od dawna.

Jest piękna. Zajebiście piękna.

Chciałbym do niej podejść, ale nie wiem, czy mogę sobie ufać. Co miałbym niby zrobić? Objąć ją? Pocałować w policzek na powitanie?

– Woods.

Unoszę kąciki ust w szczerym uśmiechu.

Tęskniłem za moim nazwiskiem padającym z jej ust. Tylko ona potrafi wypowiedzieć je w tak seksowny sposób.

Dziewczynka niespodziewanie puszcza jej dłoń i rusza w moją stronę.

– To mogę? – pyta, zerkając po drodze na Charlie. – Mamo, mogę?

Czuję obok siebie ruch i duszące perfumy Camilli. Wsuwa rękę pod moje ramię, czym zwraca uwagę Charlie.

– Pani jest żoną? – dopytuje głośno dziewczynka, która stanęła tuż przed nami. – Mogę zatańczyć z pani mężem?

Krew odpływa mi z mózgu. Mam wrażenie, że lewituję.

– Oczywiście – odpowiada radośnie Camilla. – Pożyczam ci go, ale tylko na chwilkę.

Charlie blednie. Widzę, jak kładzie dłoń na brzuchu i zaciska usta w wąską linię.

I nagle mam ochotę wsiąść z powrotem do samolotu.

Kurwa, Ash, coty tu robisz?

Rozdział 3. A umie pan tańczyć?

CHARLIE

Musisz wziąć się w garść, Charlie.

On tu jest. On naprawdę tu jest.

I patrzy na moją córkę.

Na naszą…

Chryste, zaraz zemdleję…

Postanawiam w końcu ruszyć za Melody, ale nogi mi się chwieją, przez co tracę kontrolę nad ciałem. Wysokie szpilki nie pomagają w utrzymaniu się w pionie. Zamykam na sekundę oczy, marząc, by to był sen. Boże, czy ja naprawdę tracę równowagę akurat w takim momencie? Dlaczego, do cholery?

– Mam cię – odzywa się głęboki męski głos.

Otwieram oczy, ale mój tyłek nie boli. Nie upadłam. Zamiast tego zwisam nad podłogą, trzymana przez Ashtona Woodsa. Patrzę na niego, jakbym zobaczyła ducha.

Zmienił się. Jego twarz stała się jeszcze poważniejsza, o ile to w ogóle możliwe. Kruczoczarne włosy pokrywa na skroniach delikatna siwizna.

Jednak jest coś, co w ogóle się nie zmieniło.

Jego spojrzenie nadal jest pochmurne. Wpatruje się we mnie tak poważnym wzrokiem, jakbym była oskarżoną na sali sądowej.

– Wszystko w porządku? – pyta cicho, zerkając na moje usta.

Nie. Nic nie jest w porządku.

– Puść mnie – mówię w końcu.

Mój głos nie jest ani trochę uprzejmy. Najchętniej warknęłabym na niego i wyrwała się z jego ramion, ale nie mogę. Zrobiłabym scenę na ślubie przyjaciółki.

Ash nadal mnie nie puszcza, mimo że zaczynam się nieznacznie wiercić. Jego ramiona są ciasno owinięte wokół mojej talii, przez co czuję w tym miejscu palący żar, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Przez głowę przelatują mi wspomnienia. Mam wrażenie, że oglądam pokaz slajdów. Staram się o tym nie myśleć.

On nie jest tego wart.

– Odsuń się, Woods – dodaję cicho z syknięciem.

Puszcza mnie, jakby w końcu dotarło do niego, kogo obejmuje. Przygląda mi się, gdy poprawiam lekko pogniecioną sukienkę. Odsuwam się od niego, bo im dalej od siebie jesteśmy, tym lepiej. Nie chcę, by jego obecność wpływała negatywnie na moje zachowanie, a właśnie tak się dzieje. Jestem zła na samą siebie, że po tym, jak mnie potraktował, nadal tak na mnie działa. Powinnam ani trochę nie przejmować się jego przyjazdem, a jednak panikuję.

I wtedy przypominam sobie o Mel.

Wymijam pospiesznie Asha i zbliżam się do córki. Łapię ją delikatnie za biodra i unoszę. Od razu zaplątuje rączki wokół mojej szyi.

– Przepraszam, że panią zagadała – odzywam się, może trochę zbyt szorstko, do kobiety stojącej przede mną.

Jest w wieku Asha, może nieznacznie młodsza. Jej brązowe włosy są starannie upięte w ciasny kok, a twarz pokrywa tak mocny makijaż, jakby pomyliła wesele z wyjściem do klubu z koleżankami. Włożyła czerwoną sukienkę, która wygląda koszmarnie drogo. Jej złote szpilki nie są ubabrane błotem tak jak moje. Trawnik i szpilki to nie jest najlepsze połączenie, gdy trzeba biegać za dzieckiem.

Przyglądam się kobiecie przez krótką chwilę, ale w sumie nie wiem dlaczego. Jej widok zszokował mnie tak bardzo, że zapomniałam, jak się chodzi, i zrobiłam z siebie idiotkę. A później moja wygadana córka wspomniała coś o żonie. Dlaczego Ash i jego… towarzyszka nie zaprzeczyli?

Woods ma żonę.

Boże, on ma żonę…

Dopiero teraz to do mnie trafia. Mnie wmawiał, że nie wierzy w małżeństwo, a teraz…

Opuszczam wzrok na dłonie kobiety. Na palcach ma mnóstwo pierścionków i nie jestem w stanie ocenić, czy któryś z nich to obrączka. Wypielęgnowane paznokcie pokryte krwistoczerwonym lakierem świadczą o tym, że ma klasę

I jest kompletnym przeciwieństwem mnie.

– Ależ niepotrzebnie – szczebiocze kobieta, machając przy tym dłonią, jakby odganiała owady. – Jest przeurocza.

– Dziękuję – mówię pod nosem.

Muszę jak najszybciej stąd odejść, bo czuję, że robi mi się słabo. Nie chciałam go spotkać. A tym bardziej nie chciałam spotkać go z żoną.

Dlaczego Haley mi o niej nie powiedziała, do cholery? Ukrywała to, ale po co? Przecież to cholernie ważna informacja! Wiedziałam, że on się pojawi, ale nie że będzie z kimś! Byłam przygotowana na jego widok. Nasze krótkie spotkanie jakoś przeżyłam i nie pozwoliłam sobie na okazanie słabości.

A teraz stoję naprzeciwko jego pieprzonej żony i mam ochotę krzyczeć tak głośno, by każdy usłyszał, jak bardzo jestem wściekła i zawiedziona.

Chwieję się, robiąc krok w bok. Wciąż trzymam w ramionach Mel. Odwracam wzrok od szatynki i blednę jeszcze bardziej, zauważywszy wpatrujący się w nas tłum gości. Haley obserwuje wszystko z wkurzeniem wypisanym na twarzy, jakby już szykowała się na dodanie swoich trzech groszy. Tuż obok niej stoją moi bracia, którzy chyba nie rozumieją, co się dzieje. Przy stołach nikt nie zajmuje się dopiero co postawionymi przez kelnerki daniami. Wszyscy trzymają w dłoniach kieliszki z szampanem i oglądają nas jak pieprzoną argentyńską telenowelę.

Charlie, twoje życie znów się komplikuje…

– Mam na imię Camilla i przyleciałam razem z Ashtonem.

Nieruchomieję na dźwięk słów wypowiadanych przez tę kobietę. Zerkam na nią ukradkiem, udając, że to zdanie nie robi na mnie wrażenia.

Camilla.

Camilla Woods.

Chryste…

– Super – odpowiadam ze sztucznym uśmiechem. – Bawcie się dobrze.

Czy ja jestem zazdrosna? Naprawdę odezwałam się do niej w taki sposób? Gryzę się w język, by nie palnąć kolejnego głupstwa. Powinnam się przedstawić, tak jak zrobiła to ona, po czym grzecznie odejść. Jestem dorosła. Tu nie ma miejsca na szczeniackie odzywki.

Lecz nie robię ani jednego, ani drugiego.

Stoję jak kretynka, czekając na cud.

– Mamusiu, to mogę zatańczyć z tamtym panem? – pyta Mel, tuląc twarz do mojej szyi. – Proszę.

Jej słodki głos sprawia, że czuję się podle. Jestem wkurzona i bardzo nie chcę, by mała to zauważyła. Widać, że jest już trochę zmęczona i potrzebuje odpoczynku, ale zbyt dużo dzieje się dookoła, by chciała opuścić przyjęcie. Ten mały promyczek to wulkan energii, gdy sytuacja akurat tego nie wymaga. Biorę głęboki wdech i uśmiecham się do córki najszerzej, jak potrafię.

– Może najpierw coś zjemy, co? – proponuję z nadzieją, że wygram tę walkę. – A później zatańczymy z wujkiem Willem i…

– To żaden problem – wtrąca kobieta przesłodzonym głosem. – Ashton pewnie się ucieszy.

– Camilla. – Ash wypowiada jej imię z oczywistym ostrzeżeniem, przez co się wzdrygam. Jest wkurzony? Doskonale pamiętam ten ton…

Stoi tuż za mną. Czuję go. Zapach jego intensywnych perfum trafia do moich nozdrzy i sprawia, że mięknę.

Potrzebuję pomocy. Natychmiast.

– Bawcie się dobrze – powtarzam jak idiotka. – My już…

– A umie pan tańczyć? – zagaduje radośnie Mel.

– Nie – odpowiada ledwie słyszalnie Ash.

On nie lubi tańczyć. A przynajmniej nie lubił. Kiedyś.

Nie chcę tu dłużej stać, ale mam wrażenie, że moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Pragnę uwolnić się od pary, która stresuje mnie bardziej niż zebranie zarządu firmy w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca.

Tłum w końcu się rozprasza za sprawą muzyki, która powoli staje się coraz głośniejsza. Goście zaczynają tańczyć, a ja wreszcie oddycham z ulgą, że już nie jestem w centrum uwagi.

– Ja umiem – mówi Melody, wiercąc się w moich ramionach. – Tańczyłam dziś z Bradenem i próbowałam go nauczyć, ale on nie umie i deptał mi po nowych bucikach. Pan też depcze po bucikach?

– Chyba nie. – Ash się śmieje.

Tak dawno nie słyszałam tego śmiechu…

Z mojej prawej strony słyszę chichot i znów przypominam sobie o szatynce.

– To koniecznie musicie zatańczyć – komentuje Camilla.

Na pewno nie.

Próbuję obrócić Mel w swoją stronę, ale ona za bardzo się wierci. Spodobała jej się rozmowa z Ashtonem, bo już zaczyna kolejny temat – o jej różowych sandałkach, których szukałyśmy od miesiąca. Słabnę nieco, wkurzona sama na siebie, że włożyłam te cholernie wysokie szpilki. Biorę kilka głębokich wdechów. Czuję się trochę jak wtedy, gdy byłam w ciąży i miałam mdłości. Tylko oddychanie jakoś pomagało. W tej chwili mam ochotę zrzygać się na oczach gości.

– Wszystko w porządku? – pyta cicho żona Woodsa.

Nie odpowiadam. Skupiam się na oddychaniu.

Nie myśl o nim.Nie myśl o niej. Nie myśl o nich razem.

To jego wina. Wrócił o sześć lat za późno.

Rozdział 4. Moja młodsza siostra jest żoną

ASHTON

Na sali sądowej jestem wygadany i potrafię wygrać nawet najtrudniejszy proces.

A teraz mam wrażenie, że grunt osuwa mi się pod stopami. Nie wiem, na kim skupić wzrok. Na Charlie, jej córce czy Haley? W mojej głowie piętrzy się wiele pytań, na które z pewnością nikt nie będzie chciał mi odpowiedzieć.

Charlie wyszła za mąż? Przyszła tutaj z nim? To jego córka?

Charlie ma córkę… Mała Charlie dorosła i ma dziecko, a ja nie potrafię oderwać od nich spojrzenia. Dziewczynka jest urocza i uśmiecha się do mnie, jakbym był jej bliski, mimo że zna mnie może kilka minut. Chciała ze mną zatańczyć.

A ja przez krótką chwilę planowałem się zgodzić, mimo że jestem słabym tancerzem.

Ta mała jest jak Charlie – nie mógłbym jej odmówić, bo ten szeroki uśmiech jest zaraźliwy. Unoszę niepewnie kąciki ust, gdy dziewczynka kolejny raz puszcza do mnie oczko.

Ale wtedy coś odwraca moją uwagę. Trzech mężczyzn stoi w oddali, obserwując mnie uważnie.

Bracia Handers.

Znamy się od piaskownicy. Przeszliśmy razem długą drogę – zaczynając od małych smarkaczy bawiących się całe dnie na podwórku, a kończąc na dorosłych mężczyznach pochłoniętych przede wszystkim pracą.

Kończąc… No właśnie.

Mój wyjazd sprawił, że kontakt niemal nagle się urwał. Jeszcze przez jakiś czas próbowałem to uratować, ale w końcu odpuściłem. Cole był za bardzo zajęty swoją rodziną, która podobno stała się prawdziwa. Żona i dziecko tak go pochłonęły, że przez dwa lata nawet nie miał czasu, by odpisać mi na SMS-a. Z Willem widziałem się raz, gdy Haley mnie odwiedziła, a z Bryanem kontakt urwał się zaraz po wyjeździe.

Nie sądziłem, że tak łatwo można stracić przyjaciół. Miałem nadzieję, że jednak któryś z nich będzie chciał czasami ze mną pogadać. Sam jestem sobie winien i czasu nie cofnę, ale muszę przyznać, że cholernie mi ich brakuje.

Charlie odchodzi z córką na rękach w stronę domu. Odprowadzam je wzrokiem, co nie umyka uwadze chłopaków.

Oni wiedzą? Patrzą na mnie tak, jakby chcieli mi wpierdolić. Znam te spojrzenia. Chcą mnie zastraszyć.

Charlie wyznała im prawdę? Myślałem, że to niemożliwe, ale może jednak…

– Chodź tu, gnojku – odzywa się Haley z warknięciem, po czym odciąga mnie na bok. – Później się nie dało?

– Co? – pytam zmieszany.

– Trzeba było w ogóle przylecieć jutro. W Bostonie za mało cię biłam?

Błądzę wzorkiem po białej, długiej sukni, rdzawych włosach upiętych w kok oraz szmaragdowych tęczówkach, w których wypisana jest wściekłość. Moja siostra wygląda przepięknie, a ja przegapiłem moment, gdy szła do ołtarza. Marzyła o tym, bym to ja ją poprowadził. Od miesiąca dzień w dzień wysyłała mi wiadomości z przypomnieniem, że mam się nie wyjebać w drodze do pastora prowadzącego ceremonię i czekającego na nią Willa.

Już chyba bardziej nie dało się zjebać.

– Przepraszam – wyduszam nerwowo. – Wyglądasz… Haley… – jąkam się, nie wiedząc, co powiedzieć. – Kurwa, wyglądasz wspaniale.

Otaczam ją ciasno ramionami, mimo że się wyrywa. Jest na mnie zła, ale zaraz jej przejdzie. Dobrze wiem, że cieszy się na mój widok. Gdy słyszę znajome parsknięcie, zaciskam mocniej ręce i uśmiecham się pod nosem.

– Puszczaj, ty głupku, bo mnie udusisz – krzyczy rozbawiona siostra. – Przede mną jeszcze noc poślubna.

Spinam się i odsuwam od niej.

Ja pierdolę. Moja młodsza siostra jest żoną.

Jako starszy brat powinienem ostrzec Willa, że go zajebię, jeśli skrzywdzi moją siostrzyczkę, ale to niewykonalne. Nie przeszłoby mi to przez gardło.

Ash, ty jebany hipokryto.

– To był mój dzień, Ash – oznajmia wściekła. Jej uśmiech znikł tak szybko, jak się pojawił. – Mam pokłóconych rodziców, którzy nie chcą na siebie patrzeć, i jedyne, czego pragnęłam, to twojego cholernego sztywnego uśmiechu! Wolałam, żebyś to ty poprowadził mnie do ołtarza – dodaje znacznie ciszej. – Dobrze o tym wiedziałeś.

Nie wiem, co powiedzieć. Zwykle pewnie rzuciłbym jakimś sarkastycznym przytykiem, wskutek czego rozpętałbym wojnę. Haley nigdy nie była cicha, jest moim przeciwieństwem. Gdy ja stoję opanowany, tłumiąc wkurwienie, ona ma ochotę rzucać się do gardeł.

Tym razem jest bezsilna. Sprawia wrażenie zmęczonej.

– Spóźniłem się przez samolot – wyjaśniam poważnym tonem.

– Mówiłam, żebyś przyleciał w środę. – Szturcha mnie mocno w ramię, po czym parska gorzkim śmiechem. – No tak. Ty wolałeś pojawić się najpóźniej, jak to możliwe, i zapewne spieprzyć następnego dnia.

Planowaliśmy z Camillą wylecieć jutro wieczorem. Nie jestem pewien, czy zdołam przebywać tu dłużej niż dzień.

Camilla…

Kurwa, dopiero teraz sobie o niej przypominam i od razu zaczynam szukać jej w tłumie, ale okazuje się, że gdzieś zniknęła.

– Zostań na dłużej – proponuje potulnie Haley, przez co znowu spoglądam w jej stronę. – Proszę, Ash. Jesteś tu potrzebny. Dwa tygodnie. Chociaż dwa tygodnie.

– Potrzebny?

– Mama bardzo cieszyła się na twój przyjazd. Nie było cię w czasie rozwodu, a ona… – Zerka ostrożnie w bok. – Ona jest taka trochę wycofana, wiesz? Stała się jeszcze bardziej milcząca niż w czasie małżeństwa. Miałam nadzieję, że twój powrót jakoś jej pomoże.

Jestem jej to winien, ale… Czy ja mogę w ogóle zostać tu dłużej?

Nie. Nie, kurwa.

Nie wytrzymam tutaj dwóch tygodni. Oszaleję, myśląc o tym, czy…

Czy mogę podejść do Charlie i znów ją zobaczyć? W Bostonie tłumienie tej potrzeby było łatwiejsze, ponieważ dzieliły nas setki mil. Tutaj szybko stracę nad sobą kontrolę. Jestem tego bardziej niż pewny, bo jeszcze chwilę temu trzymałem ją w swoich ramionach. To był odruch bezwarunkowy. Rzuciłem się z pomocą, jakby od tego zależało jej życie. Chciałem ją uratować czy po prostu jej dotknąć?

Nie wiem, do cholery. Chciałem tego wszystkiego naraz.

– Zobaczymy, siostra – odzywam się po dłuższej chwili. – Mam trochę pracy.

– Zawsze masz.

– Bo jestem najlepszym prawnikiem w…

– Nie zasłaniaj się pracą. Już wystarczająco długo się ukrywałeś.

I miałbym tak po prostu wrócić? Wiedziałem, że życie toczy się dalej i w końcu poniosę konsekwencje swoich czynów, ale chyba jeszcze nie jestem na to gotowy. Widok Charlie z córką mnie zszokował i nie wiem, jak bym sobie poradził, gdybym zobaczył ją z innym mężczyzną. Po tylu latach… świadomość, że nie mogę jej mieć, wciąż sprawia ból.

– Przemyślę to. – Wzdycham zrezygnowany. – Dobra? Przemyślę.

Haley kiwa głową i krzyżuje ramiona na piersi, jakby miała już przygotowane kąśliwe komentarze.

– Co to za laska? – pyta, potwierdzając moje obawy. – Kim ona jest? Ładna. Ale nie pasuje do ciebie.

– To tylko znajoma – odpowiadam sztywno.

– Tylko znajoma? I tylko znajomą zabrałeś na mój ślub?

– Tak.

– Nigdy mi o niej nie mówiłeś. Nie uważasz, że powinieneś mnie informować o takich rzeczach? Jestem twoją siostrą, ty cymbale, i…

– Ty także nic nie mówiłaś o Charlie – wtrącam bez namysłu.

Ja pierdolę. Po choleręsię odzywałeś, debilu?

Nim siostra odpowiada, tuż obok mnie pojawia się Camilla, na widok której przerywamy naszą wymianę zdań. Moja towarzyszka przysuwa się do mnie, a ja odruchowo dotykam jej dłoni. Znów wyczuwam drżenie.

– Cześć – mówi pogodnie kobieta. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo chciałam cię poznać.

– Wyobrażam sobie – rzuca złośliwie Haley.

Mam już dość tego jebanego Nowego Jorku.

Rozdział 5. Masz miesiąc

CHARLIE

Całuję delikatnie czoło córki i odsuwam się od niej.

– Dobranoc, mamusiu – szepcze sennie Mel.

– Dobranoc, skarbie.

Jest wykończona i mogę przysiąc, że po wypowiedzeniu tych słów od razu zasypia. Przykrywam ją kołdrą, po czym ruszam do wyjścia. Mój stary pokój stał się pokojem Melody, w razie gdyby potrzebowała drzemki, tak jak w tej chwili. W ogrodzie nadal trwa wesele, ale na szczęście nie dochodzą tutaj żadne dźwięki. Sama z chęcią położyłabym się na wygodnym materacu, jednak wiem, że to niemożliwe.

Jestem druhną i nie mogę tak po prostu zniknąć. Na zegarze ledwo wybiła ósma i tak naprawdę dopiero teraz zaczyna się przyjęcie, które zapewne potrwa do rana. Ostatni raz zerkam na łóżko i włączam głośnik generujący biały szum. Nie chciałabym, żeby niespodziewany hałas obudził Mel, gdy nie będzie mnie w pobliżu.

Wychodzę na korytarz i piszczę cicho.

– Porozmawiajmy – grzmi groźnie Cole. – Teraz.

– Po cholerę się zakradasz? – syczę wkurzona. – Jeśli przez ciebie ją obudziłam, to…

Już mam się odwrócić i zajrzeć do pokoju, ale brat skutecznie odciąga mnie na bok.

– Podejrzewaliśmy to – zaczyna, prowadząc mnie do jego starej sypialni. – Naprawdę, kurwa, długo o tym myśleliśmy – dodaje i wpycha mnie siłą do pomieszczenia, w którym stoją już Will i Bryan.

– Co wy…

– To jemu mamy uciąć fiuta? – wtrąca poważnie Bryan.

Zamieram, a głos więźnie mi w gardle.

Nie muszę dopytywać, o co i o kogo im chodzi. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mam bardzo mądrych i upartych braci. Przez lata pytali nieustannie o tożsamość ojca Mel. Nie mogli pogodzić się z faktem, że zostałam sama w ciąży. Raz Will zapytał wprost, czy to Ash jest ojcem, ale zaprzeczyłam. Zbyłam go wtedy śmiechem i jakoś udało mi się go oszukać.

Ale tym razem nie potrafię się nawet uśmiechnąć.

Biorę głęboki wdech i mrugam szybko.

Nie rozrycz się, Charlie. Nie rozrycz się, błagam.

– Co? – Wykrzywiam twarz w dziwnym grymasie, który ani trochę nie przypomina uśmiechu. – Co wy sobie ubzduraliście? – Brnij w to, Charlie. Postarajsię. – Może już wystarczy tego alkoholu, co?

Wybucham żałosnym śmiechem, lecz po chwili milknę. Zakładam ramiona na piersi, by ukryć drżenie rąk.

– Dodaliśmy dwa do dwóch – odzywa się Cole. – Jesteś dorosła. Skończ z tą dziecinadą i powiedz nam prawdę.

Jest źle.

Źle dla mnie.

Spodziewałam się, że w końcu nastąpi ten dzień. Ćwiczyłam monolog, który mogłabym wygłosić, żeby jakoś załagodzić wybuchową reakcję braci. Jednak w tym momencie mam kompletną pustkę w głowie. Co mam im niby powiedzieć? Jeśli powiem prawdę, to wybiegną z pokoju i zrobią scenę na weselu Haley.

– Słuchajcie, to teraz nie jest istotne – mówię słabo. – A tak poza tym, to nie jest wasza sprawa.

Will nagle mnie wymija i rusza w kierunku drzwi.

– Zabiję go, kurwa – warczy pod nosem. – Zabiję własnego szwagra.

Łapię szybko za jego ramię, próbując go zatrzymać. Jest cholernie silny, ale jakoś udaje mi się odsunąć go od drzwi. Patrzę na zaciśnięte szczęki i ciemniejące ze złości oczy. Nie powinien się mną przejmować na własnym ślubie.

– Will – mówię, a głos mi się załamuje. Przełykam nerwowo ślinę. – Will, proszę cię.

– Charlie, nie możemy tak tego zostawić! – krzyczy Cole. – Jak możesz być taka nieodpowiedzialna? Myślałem, że dorosłaś, a jednak bawisz się w jakieś tajemnice, które…

– Słucham?!

Puszczam ramię Willa i podchodzę szybko do Cole’a. Uderzam go w szeroką pierś, co w ogóle nie robi na nim wrażenia. Biorę głęboki wdech i próbuję się uspokoić na tyle, by móc im powiedzieć, żeby trzymali się z daleka od tej sprawy.

– Kim ty jesteś, żeby wypominać mi tajemnice? – dodaję podniesionym głosem. – Mam ci przypomnieć o twoim sekretnym ślubie? Poznaliśmy twoją żonę, gdy była w ciąży. Nie masz prawa oczekiwać ode mnie jakichkolwiek wyjaśnień!

Nie chciałam go urazić, ale złość bierze nade mną górę. Jak mam stać spokojnie i słuchać ich pretensji? Pomimo upływu lat ich zachowanie się nie zmieniło. Wciąż chcą traktować mnie jak nastolatkę.

– On cię zostawił – prycha pogardliwie Bryan. – I przylazł tu z jakąś laską. Nie rusza cię to?

Nie chcę, żeby mnie to ruszało.

Próbuję wymazać z pamięci widok Woodsa z żoną. Jak ona tego, do cholery, dokonała? Jakim cudem namówiła go na ślub?

Opanuj się, Charlie. Nie teraz.

Przenoszę spojrzenie na Bryana. To on najbardziej zżył się z Mel. Przez pewien czas byli niemal nierozłączni. Ten wysoki głupek pomagał mi w każdym możliwym momencie i nie oczekiwał niczego w zamian. Opiekował się siostrzenicą jak własnym dzieckiem.

– On nie wiedział – szepczę zrezygnowana. – On nie wie – dodaję jeszcze ciszej.

W pokoju zapada niezręczna cisza. Żaden z braci nie odzywa się choćby słowem. Stoją nieruchomo, wpatrując się we mnie zszokowani. Zaczynam bawić się dłońmi, bo jestem tak zestresowana, że nie mam pojęcia, co miałabym teraz zrobić. Usłyszeli mnie. Na pewno usłyszeli, co powiedziałam.

A mimo to nadal milczą.

Wciągam głęboko powietrze do płuc.

– Nie powiedziałam mu – kontynuuję żałośnie. – I nie wiem, kiedy to zrobię. Potrzebuję czasu. – Uśmiecham się krzywo, czując napływające do oczu łzy. – Albo odwagi.

Jeśli zajdzie taka potrzeba, to będę ich błagać o zachowanie tajemnicy. Trzęsę się jak idiotka, bo doskonale wiem, że nie mogę im w pełni ufać. Są impulsywni. Czekali na ten moment bardzo długo. Ta niewiedza zżerała ich od środka, a chęć dokopania temu, który mnie zranił, była ich priorytetem.

– Błagam, nie mówcie mu – dodaję słabo.

– To twoja sprawa, Charlie.

Słowa Cole’a zaskakują nie tylko mnie. Pozostali bracia także wbijają w niego zdezorientowane spojrzenia.

– Co ty… – zaczyna Will.

– On nie wie – tłumaczy Cole. – Charlie nie powiedziała mu o Mel, a my nie możemy tego zrobić.

Ponownie nastaje niezręczna cisza. W końcu robię krok do przodu i nieśmiało przytulam brata.

– Dziękuję – mówię cicho.

– Masz miesiąc – oznajmia ozięble, przez co zastygam w bezruchu.

– Co?

– Miesiąc, Charlie. Jeśli nie wyznasz mu prawdy w ciągu miesiąca, my to zrobimy.

Odrywam się od brata i patrzę na niego wściekle.

– Żartujesz sobie? Jak śmiesz mi…

– Gdybym miał córkę, to chciałbym o tym wiedzieć. – Cole rusza do wyjścia, a za nim podąża reszta braci. Zerka na mnie, gdy jest tuż przy drzwiach. – Jesteście dorośli, jak mówiłaś. Zachowuj się dorośle, siostra.

Kiedyś ich uduszę, przysięgam.