Miłość nieśmiertelna - J.R Ward - ebook

Miłość nieśmiertelna ebook

Ward J.R

0,0
49,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Miłość krwią naznaczona

Między wampirami a ich prześladowcami toczy się wojna. Wrath, król wampirów, nie zna litości dla wrogów swej rasy. Wraz z Bractwem zrobi wszystko, by zapewnić jej przetrwanie.

Tymczasem Rhage, członek Bractwa Czarnego Sztyletu, ma ogromny apetyt na życie. To śmiertelnie niebezpieczny wojownik, nienasycony kochanek i porywczy wampir. Świadom ciążącej nad nim klątwy, która zmienia go w morderczą bestię, zakochuje się w Mary Luce – kobiecie, która jest… człowiekiem.

Los nie szczędzi kochankom problemów. Tą miłością Rhage łamie obowiązujące w świecie wampirów zasady, czym naraża się na gniew Dziewicy Kronik. Na domiar złego Mary Luce również dźwiga piętno, a jej przekleństwem jest śmiertelna choroba.

Czy za uczucie przyjdzie kochankom zapłacić krwią?

„Najlepsza seria, jaką czytałam od lat! Napisana z rozmachem, nieprzyzwoicie sexy i piekielnie zabawna.”

Lisa Gardner

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 500

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




J.R. Ward Miłość nieśmiertelna. Bractwo Czarnego Sztyletu tom 2 Tytuł oryginału Lover Eternal ISBN 978-83-8203-319-9 Copyright © Jessica Bird, 2006 This edition published by arrangement with Berkley, an imprint of Penguin Publishing Group, a division of Penguin Random House LLC. All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form. Tłumaczenie © Wydawnictwo Nowa Baśń, 2024 Redaktor prowadząca Izabela Troinska Redakcja Barbara Kaszubowska Projekt typograficzny i łamanie Agata Tondera Projekt okładki Agata Wawryniuk Ilustracja rozdziałowa Natalia Juszczak Zdjęcia wykorzystane na okładce gettyimages.com / Proxyminder istockphoto.com / Ninell Art freepik.com / Vectonauta Wydanie 1 Wydawnictwo Nowa Baśń ul. Czechowska 10, 60-447 Poznań telefon 881 000 125www.nowabasn.com Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być kopiowana i wykorzystywana w jakiejkolwiek formie bez zgody wydawcy i/lub właściciela praw autorskich. Konwersję do wersji elektronicznej wykonał Jarosław Szumski.
Dla Ciebie Początkowo między nami nie zaiskrzyło, prawda? Ale potem zrozumiałam, jaki jesteś naprawdę, i zakochałam się.Dziękuję, że pozwoliłeś mi patrzeć na świat swoimi oczami i pójść przez życie Twoją drogą. Jesteś po prostu taki… piękny. Z nieopisaną wdzięcznością – czytelnikom „Bractwa Czarnego Sztyletu”. Bez Was bracia nie ożyliby na tych kartach. Składam ogromne podziękowania następującym osobom: Karen Solem, Karze Cesare, Claire Zion, Karze Welsh, Rose Hilliard. Z miłością mojej rodzinie, przyjaciołom i zawsze z szacunkiem mojemu Komitetowi Wykonawczemu: Sue Grafton, dr Jessice Andersen, Betsey Vaughan.

Glosariusz pojęć i nazw własnych

Bractwo Czarnego Sztyletu – organizacja wyszkolonych wampirów, wojowników, którzy bronią swój gatunek przed atakami Zakonu Martwych Dusz. Dzięki odpowiedniemu doborowi genetycznemu w obrębie rasy bracia dysponują niezwykłą siłą fizyczną oraz inteligencją, a także zdolnością do szybkiej regeneracji. W większości nie są ze sobą spokrewnieni, a do Bractwa trafiają dzięki rekomendacji innych członków. Z natury są agresywni, samowystarczalni i skryci; funkcjonują na marginesie społeczności, a kontakty z przedstawicielami innych kast nawiązują tylko wtedy, gdy brakuje im pożywienia. W świecie wampirów są traktowani z szacunkiem, jak istoty niemal legendarne. Giną wyłącznie na skutek bardzo poważnych obrażeń, takich jak cios lub strzał w samo serce.

Czas rozrodu – okres płodności samicy wampira, który trwa zwykle dwa dni i towarzyszy mu intensywne podniecenie seksualne. Występuje po upływie około pięciu lat od przemiany i powtarza się raz na dekadę. Wszystkie samce w takim czy innym stopniu reagują na obecność samicy w okresie rozrodu. Okres ten bywa niebezpieczny – może dochodzić do konfliktów i walk pomiędzy konkurującymi ze sobą samcami, szczególnie jeśli samica nie ma partnera.

Doggen – członek kasty sług w świecie wampirów. Doggeni służą swym panom zgodnie ze starą, konserwatywną tradycją, wedle której przestrzegają formalnego kodeksu ubioru i zachowania. Światło dzienne nie wyrządza im krzywdy, ale starzeją się stosunkowo szybko. Średnia długość ich życia to około pięciuset lat.

Dziewica Kronik – mistyczna siła, która pełni rolę doradczą wobec króla oraz sprawuje pieczę nad archiwami wampirów i udziela im przywilejów. Istnieje w wymiarze ponadczasowym i ma potężne moce. Posiada zdolność tworzenia, którą wykorzystuje, by powoływać do życia wampiry.

Hellren – wampir płci męskiej, który połączył się z samicą. Samce mogą kojarzyć się z więcej niż jedną samicą.

Krypta – święty grobowiec Bractwa Czarnego Sztyletu. Służy jako miejsce odprawiania ceremonii oraz przechowywania naczyń zawierających serca martwiaków. Przeprowadza się tu takie obrzędy, jak przyjęcie do Bractwa, pogrzeby, a także wymierza kary braciom. Do Krypty wstęp mają wyłącznie członkowie Bractwa, Dziewica Kronik oraz kandydaci na członków.

Leelan – pieszczotliwe określenie oznaczające mniej więcej „najdroższy(-sza)”.

Martwiak – człowiek pozbawiony duszy, który eksterminuje wampiry jako członek Zakonu Martwych Dusz. Aby zabić martwiaka, należy przebić mu pierś. Istoty te nie starzeją się i nie umierają w sposób naturalny. Nie jedzą, nie piją, są impotentami. Z czasem ich skóra, włosy i tęczówki tracą pigment, stają się więc jasnowłosi, bladzi, o bardzo jasnych oczach. Wydzielają zapach zasypki dla niemowląt. Do Zakonu wprowadza ich Omega; po przejściu rytuału zachowują ceramiczne naczynie, w którym umieszczone jest ich serce.

Niewolnik krwi – wampir płci męskiej lub żeńskiej, który służy innemu wampirowi, dostarczając mu krew. Praktyka posiadania niewolników krwi w dużej mierze wygasła, choć nie została zakazana przez prawo.

Omega – tajemniczy wróg wampirów, który wypowiedział im wojnę, ponieważ żywi nienawiść wobec Dziewicy Kronik. Istnieje w wymiarze ponadczasowym i ma wielkie moce, lecz nie ma zdolności tworzenia.

Pirokant – cecha krytyczna, stanowiąca słaby punkt danej jednostki. Słabość ta może mieć charakter wewnętrzny (nałóg) lub zewnętrzny (np. kochanek lub kochanka).

Princeps – najwyższy szczebel arystokracji wśród wampirów, ustępujący jedynie Rodzinie Panującej lub Wybrankom Dziewicy Kronik. Tytuł ten jest przyrodzony, nie może zostać nadany.

Przemiana – kluczowy moment w życiu wampira, chwila osiągnięcia dojrzałości. Po przemianie wampiry muszą pić krew osobników płci przeciwnej, by przetrwać, i nie znoszą światła słonecznego. Przemiana następuje zwykle w wieku dwudziestu kilku lat. Dla niektórych wampirów, szczególnie samców, miewa niekiedy skutek śmiertelny. Przed przemianą wampiry są słabe fizycznie, nie odczuwają żądzy seksualnej i nie posiadają zdolności do dematerializacji.

Rodzina Panująca – król i królowa wampirów oraz ich dzieci, o ile je mają.

Ryt – rytualny bój honorowy z tym, kto dopuścił się obrazy. Jeśli wyzwanie zostanie przyjęte, obrażony wybiera broń i uderza w nieuzbrojonego przeciwnika.

Shellan – wampirzyca, która została skojarzona z samcem. Samice nie mają z reguły więcej niż jednego partnera ze względu na silny instynkt terytorialny samców.

Wampir – członek gatunku odrębnego od homo sapiens. Wampiry muszą pić krew osobników płci przeciwnej, aby przetrwać. Krew ludzka utrzymuje je przy życiu, lecz nie jest w stanie wzmocnić ich na długi czas. Po przemianie, która następuje w wieku dwudziestu kilku lat, tracą odporność na światło słoneczne i muszą regularnie żywić się krwią. Wampiry nie mogą „zamieniać” ludzi w wampiry poprzez ugryzienie lub transfuzję krwi, ale w nielicznych przypadkach zdarza się, że miewają potomstwo z przedstawicielami innych gatunków. Są w stanie dematerializować się siłą woli, wymaga to jednak opanowania i koncentracji; nie mogą też w tym czasie mieć przy sobie ciężkich przedmiotów. Potrafią czyścić pamięć ludzi, lecz wyłącznie krótkotrwałą. Niektóre wampiry umieją czytać w myślach. Przeciętna długość życia wampira wynosi tysiąc lat; niektóre żyją nawet dłużej.

Wędrowiec – wampir, który umarł i powrócił do świata żywych z Zatraty. Wędrowców darzy się wielkim szacunkiem i czcią z powodu cierpienia, które stało się ich udziałem.

Wybranki – wampirzyce hodowane jako sługi Dziewicy Kronik. Są uznawane za członkinie arystokracji, choć interesuje je raczej wymiar duchowy życia niż jego doczesne aspekty. W bardzo ograniczonym stopniu mają styczność z osobnikami płci męskiej, ale mogą parzyć się z wojownikami na polecenie Dziewicy Kronik w celu pomnożenia swej kasty. Potrafią przepowiadać przyszłość. W przeszłości żywiły krwią tych członków Bractwa, którzy nie mieli swoich samic, praktyka ta została jednak zarzucona przez braci.

Zakon Martwych Dusz – zakon zabójców, założony przez Omegę w celu wyeliminowania wampirów jako gatunku.

Zatrata – wymiar pozaczasowy, w którym zmarli łączą się ze swymi ukochanymi i spędzają wieczność.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Jezu, V., ty mnie wykończysz. – Butch O’Neal grzebał w szufladzie pełnej białych bawełnianych skarpet. Potrzebował choć jednej pary do garnituru, z czarnego jedwabiu.

Poszukiwania nie były całkowicie bezowocne. Znalazł jedną sztukę. Trudno było to nazwać sukcesem.

Łypnął spod oka na współlokatora, z którym oprócz kwatery łączyła go miłość do Red Soxów. Był to jego najlepszy… jeden z dwóch jego najlepszych przyjaciół.

Tak się złożyło, że obaj byli wampirami.

Vishous, który dopiero co wyszedł spod prysznica, wprawdzie owinął się w pasie ręcznikiem, ale potężna klatka piersiowa i grube ramiona nie były niczym osłonięte. Nakładał właśnie skórzaną czarną rękawicę na pokrytą tatuażami lewą dłoń.

– Naprawdę musisz podbierać mi czarne skarpetki?

V. wyszczerzył kły, które zabłysły nad kozią bródką.

– Mam do nich słabość.

– Dlaczego nie poprosisz Fritza, żeby kupił ci zapas?

– Nie ma czasu, człowieku, jest pochłonięty kompletowaniem garderoby dla ciebie.

No dobrze, może i Butch odkrył w sobie ostatnio pewną słabość do Versacego, ale czy naprawdę w tym domu nie sposób było dostać tuzina jedwabnych skarpet?

– Poproszę go w twoim imieniu.

– Jak miło z twojej strony. – V. odgarnął do tyłu ciemne włosy i odsłonił na chwilę tatuaż na lewej skroni. – Potrzebujesz cadillaca na wieczór?

– Tak, dzięki. – Butch wsunął stopy w mokasyny od Gucciego.

– Spotykasz się z Marissą?

Butch kiwnął głową.

– Muszę wiedzieć. Albo rybki, albo akwarium.

Miał przeczucie, że jednak wyląduje z głową w akwarium.

– To dobra samica.

Owszem, taka właśnie była i pewnie dlatego nie odbierała od niego telefonów. Były gliniarz z upodobaniem do szkockiej to kiepski materiał na towarzysza życia – czy to dla kobiety, czy wampirzycy. Fakt, że należeli do różnych gatunków, nie ułatwiał sytuacji.

– Rhage i ja wybieramy się na kilka głębszych do One Eye. Wpadnij, kiedy skończysz.

Grzmot, który zabrzmiał, jakby ktoś próbował taranem wyważyć frontowe drzwi, sprawił, że obaj odwrócili głowy. V. poprawił ręcznik.

– Do diabła, kiedy ten goguś nauczy się wreszcie, do czego służy dzwonek?

– Ty mu wytłumacz. Mnie nie posłucha.

– On nie słucha nikogo.

V. wybiegł do hallu. Gdy łomot ucichł, Butch rozpoczął przegląd swojej stale rosnącej kolekcji krawatów. Wybrał jasnoniebieski od Brioniego, postawił kołnierzyk białej koszuli i owinął sobie jedwabną wstęgę wokół szyi. Wchodząc do salonu, słyszał, jak Rhage i V. dyskutują na temat RU still down? 2Paca.

Butch nie zdołał powstrzymać śmiechu. Z niejednego pieca chleb jadł i zdarzało mu się mieszkać w różnych miejscach – na ogół paskudnych – ale kto by pomyślał, że los zwiąże go na stałe z szóstką wampirów wojowników? Albo że uczyni go ich sojusznikiem w walce o przetrwanie ginącego gatunku? Czuł jednak przynależność do Bractwa Czarnego Sztyletu. A on, Vishous i Rhage tworzyli świetne trio.

Rhage mieszkał wprawdzie z pozostałymi braćmi w rezydencji naprzeciwko, ale najchętniej przesiadywał w oficynie, gdzie rezydowali V. i Butch. Wilcza Jama, jak ją nazywano, była prawdziwym pałacem w porównaniu z absolutnie każdą norą, które Butch nazywał domem w swoim poprzednim życiu. On i V. mieli dwie sypialnie, dwie łazienki, niewielką kuchnię i uroczy salon, urządzony w postmodernistycznym stylu, który przypominał świetlicę w ekskluzywnym męskim akademiku: dwie skórzane kanapy, płaski plazmowy telewizor, stół do gry w piłkarzyki i niezliczone worki treningowe.

Butch zatrzymał się w drzwiach jak wryty na widok wieczorowej kreacji Rhage’a. Czarny skórzany płaszcz, zarzucony na ramiona wampira, sięgał aż do kostek. Czarny podkoszulek był wpuszczony w skórzane spodnie. W solidnych buciorach Rhage miał chyba ze dwa metry wzrostu. Wyglądał absolutnie zabójczo. Musiał to przyznać nawet Butch, zatwardziały heteroseksualista. Skurczybyk był tak atrakcyjny, że zdawało się to urągać prawom fizyki. Jasne włosy były podgolone z tyłu, ale na czoło opadała długa grzywka. Błękitne oczy miały kolor oceanu, oblewającego wybrzeże Bahamów. Gdyby Brad Pitt miał z nim konkurować o rolę, skończyłby jako statysta.

Rhage był czarujący, ale pod żadnym względem nie przypominał maminsynka. Za olśniewającą powierzchownością kryło się coś mrocznego i śmiertelnie groźnego; było wyczuwalne na pierwszy rzut oka. Roztaczał wokół siebie aurę gościa, który przez życie toruje sobie drogę pięściami, z uśmiechem, który nie schodzi mu z twarzy nawet, kiedy wypluwa zęby.

– Co tam słychać, Hollywood? – spytał Butch.

Rhage uśmiechnął się, odsłaniając olśniewająco białe siekacze i nienaturalnie długie kły.

– Nic specjalnego poza tym, że właśnie ruszam w miasto.

– Cholerny wampirze, nie dosyć ci było wczoraj? Ta ruda kompletnie straciła dla ciebie głowę. Jej siostrzyczka zresztą też.

– Znasz mnie. Zawsze mi mało.

No tak – na szczęście dla Rhage’a kobiet gotowych pójść za nim na pierwsze skinienie nigdy nie brakowało. Słodki Jezu, a on brał je wszystkie. Nie pił. Nie palił. Ale Butch w życiu nie widział nikogo, kto zaliczałby dziewczyny w takim tempie. A przecież jego dawnym kolegom daleko było do świętoszków.

Rhage rzucił okiem na V.

– Ubieraj się, chłopie. Chyba że wybierasz się do One Eye w ręczniku?

– Nie popędzaj mnie, bracie.

– W takim razie rusz tyłek.

Vishous wstał od stołu zastawionego elektroniką w takich ilościach, że sam Bill Gates byłby pod wrażeniem. Ze swojego centrum dowodzenia V. nadzorował systemy bezpieczeństwa i monitoringu siedziby Bractwa, w tym głównej rezydencji, podziemnych sal treningowych, Krypty i Wilczej Jamy, jak również sieci tuneli podziemnych łączących budynki. Miał tutaj wszystko pod kontrolą: stalowe żaluzje na wszystkich oknach, zamki w drzwiach, temperaturę w pomieszczeniach, oświetlenie, kamery przemysłowe i bramy.

Założył wszystkie instalacje sam, zanim Bractwo wprowadziło się tu przed trzema tygodniami. Budynki i tunele powstały na początku dwudziestego wieku, przez długi czas jednak stały puste. Po wydarzeniach, które miały miejsce w lipcu, zapadła decyzja o konsolidacji działalności Bractwa i wszyscy wylądowali tutaj.

Kiedy V. poszedł do siebie, Rhage wyciągnął z kieszeni okrągłego lizaka, wyłuskał go z czerwonego papierka i wsadził sobie do ust. Butch czuł na sobie jego wzrok. Nie był zdziwiony, kiedy R. odezwał się zaczepnym tonem:

– Nie wierzę, że tak się odstawiłeś, żeby pójść z nami do baru, glino. Za ciężki kaliber, nawet jak na ciebie. Ten krawat, te spinki… Wszystko nowiutkie, zgadza się?

Butch wygładził krawat od Brioniego i sięgnął po marynarkę od Toma Forda, starannie dopasowaną do czarnych spodni. Nie miał ochoty rozmawiać o Marissie. Wystarczyło mu tych kilka słów, zamienionych z V. A zresztą, co mógł powiedzieć?

Zadurzyłem się w niej po uszy, ale od trzech tygodni mnie unika. A ja, zamiast pojąć aluzję i się odczepić, chcę ją błagać, żeby dała mi szansę, jak jakiś zdesperowany dupek.

Nie miał najmniejszej ochoty zwierzać się z tego Panu Idealnemu, nawet jeśli byli kumplami.

Rhage obrócił lizaka w ustach.

– Powiedz mi, stary, po co ty się tak stroisz? Przecież i tak nie robisz z tego żadnego użytku. Co wieczór widzę, jak spławiasz kolejne samice przy barze. Chcesz zachować cnotę do ślubu czy co?

– No. Właśnie. Zawiązałem sobie na supeł do czasu, kiedy pójdę do ołtarza.

– Nie żartuj, naprawdę mnie to dręczy. Masz kogoś na oku?

Odpowiedziała mu cisza; wampir roześmiał się cicho.

– Znam ją?

Butch zmrużył oczy. Zastanawiał się, czy milczenie pozwoli tej rozmowie umrzeć śmiercią naturalną. Prawdopodobnie nie. Kiedy Rhage do czegoś się przyczepił, nie odpuszczał, dopóki nie dopiął swego. I w rozmowie, i w walce prezentował ten sam ośli upór.

Rhage potrząsnął głową ze smutkiem.

– Nie leci na ciebie?

– Dziś wieczorem się tego dowiemy.

Butch sprawdził zawartość portfela. Po szesnastu latach pracy na posadzie detektywa w wydziale zabójstw jego stan posiadania nie prezentował się imponująco. Jednak odkąd zadał się z Bractwem, miał więcej pieniędzy, niż był w stanie wydać.

– Szczęściarz z ciebie, glino.

Butch rzucił na niego okiem.

– A to dlaczego?

– Zawsze się zastanawiałem, jak by to było ustatkować się u boku porządnej samicy.

Butch się roześmiał. Rhage był bogiem seksu – erotyczną legendą swojej rasy. V. twierdził, że ojcowie opowiadali historie o jego wyczynach synom, gdy ci osiągali stosowny wiek. Pomysł, że miałby zostać statecznym mężem, brzmiał absurdalnie.

– Hollywood, ty dowcipnisiu. Zebrało ci się na żarty?

Rhage zamrugał i odwrócił wzrok.

Jasna cholera, on mówił poważnie.

– Ejże. Słuchaj, nie chciałem…

– Nie, w porządku.

Uśmiech powrócił na jego twarz, ale oczy patrzyły bez wyrazu. Podszedł powoli do kosza na śmieci i wyrzucił patyk od lizaka.

– No dobra, idziemy? Mam już dosyć czekania na was, chłopaki.

Mary Luce wjechała do garażu, zgasiła silnik swojej hondy i utkwiła wzrok w łopatach do śniegu, wiszących przed nią na drążku.

Była zmęczona, choć dzień nie był szczególnie ciężki. Odbieranie telefonów i wypełnianie dokumentów w kancelarii prawnej nie było męczące psychicznie ani fizycznie. Nie miała powodu czuć się wyczerpana.

Ale może właśnie w tym tkwił problem. Brakowało jej wyzwań, więc więdła.

Może czas, żeby wróciła do dzieci? W końcu miała do tego kwalifikacje. Kochała ten zawód. Dzięki niemu czuła, że żyje. Praca z autystami, którym pomagała porozumiewać się ze światem, dawała jej mnóstwo satysfakcji, osobistej i zawodowej. Dwuletnia przerwa nie była jej wyborem. Może powinna zadzwonić do ośrodka, zapytać, czy coś by dla niej mieli. A nawet jeśli nie, zawsze zostawał jej jeszcze wolontariat do czasu, kiedy coś się zwolni.

Tak, powinna to zrobić jutro. Nie było na co czekać.

Mary chwyciła torebkę i wysiadła z samochodu. Kiedy drzwi garażu się zamykały, przeszła do drzwi frontowych i wyjęła pocztę ze skrzynki. Przewertowała rachunki, a potem zatrzymała się na chwilę i odetchnęła głęboko zimnym powietrzem październikowej nocy. Pachniało upajająco. Już dobry miesiąc temu lato ustąpiło miejsca jesieni, która przyfrunęła na skrzydłach zimnego wiatru z Kanady.

Kochała jesień. A tu, w północnej części stanu Nowy Jork, ta pora roku miała szczególny urok.

Caldwell, miasteczko, w którym się urodziła i najpewniej miała także umrzeć, było położone godzinę drogi na północ od Manhattanu. Przedzielone na pół rzeką Hudson Caldie – jak pieszczotliwie mówili o nim tutejsi mieszkańcy – było typowym amerykańskim miastem średniej wielkości. Miało swoje bogate i biedne dzielnice, paskudne i przyjemne zakątki. Supermarkety wielkich sieci i McDonaldy. Muzea i biblioteki. Centra handlowe na przedmieściach opasających podupadłe centrum. Trzy szpitale, dwie uczelnie i pomnik George’a Washingtona z brązu w jednym z parków.

Mary odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na gwiazdy, myśląc, że nie wyjechałaby stąd nigdy w życiu. Nie była pewna, czy to oznaka przywiązania, czy braku wyobraźni.

Może chodziło o dom, pomyślała, kierując się ku drzwiom frontowym. Dom, przebudowany ze stodoły, leżał na skraju starej farmy, a Mary złożyła ofertę kupna piętnaście minut po zakończeniu oględzin w towarzystwie agenta nieruchomości. Wszystkie pomieszczenia były nieduże i przytulne, a dom… piękny.

Dlatego właśnie go kupiła przed czterema laty, tuż po śmierci matki. Potrzebowała czegoś, co cieszyłoby oko, a także całkowitej zmiany otoczenia. Jej stodoła miała wszystko, czego brakowało domowi jej dzieciństwa. Sosnowe deski podłogowe w kolorze miodu, bez ani jednej plamki, były pokryte przezroczystym lakierem. Meble z Crate i Barrel były zupełnie nowe – żadnych zużytych rupieci. Sizalowe dywany o krótkim włosiu były obrębione zamszem. Wszystko: od narzut i zasłon po ściany i sufity, miało barwę kremowej bieli.

Wybrała ten kolor, ponieważ nienawidziła ciemności. Zresztą, jeśli wszystko jest w odcieniach beżu, to idealnie do siebie pasuje, tak?

Odłożyła kluczyki i torebkę na kuchenny stół i chwyciła za słuchawkę telefonu. Rozległ się komunikat: „Masz dwie nowe wiadomości”, a po nim usłyszała: „Cześć, Mary, tu Bill. Słuchaj, chciałbym przyjąć twoją propozycję. Jeśli zastąpisz mnie dziś przez godzinkę na dyżurze, będę bardzo wdzięczny. Jeśli nie oddzwonisz, uznam, że oferta jest aktualna. Jeszcze raz dzięki”.

Skasowała wiadomość; rozległ się przeciągły dźwięk.

„Mary, dzwonię z gabinetu doktor Della Croce. Chciałabym zarejestrować cię na konsultację w związku z wynikami twoich badań okresowych. Czy możesz oddzwonić, żeby umówić wizytę, kiedy odbierzesz tę wiadomość? Znajdziemy ci jakiś termin. Dziękuję, Mary”.

Odłożyła słuchawkę. Drżały jej kolana i to drżenie wędrowało coraz wyżej, aż do mięśni ud. Kiedy dotarło do żołądka, poczuła, że musi jak najszybciej biec do toalety.

„Konsultacja. Znajdziemy ci jakiś termin”.

Wróciła, pomyślała. Białaczkawróciła.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki