Miłosne perypetie panny Arlette - Helen Dickson - ebook

Miłosne perypetie panny Arlette ebook

Helen Dickson

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Arlette wciąż wspomina Williama, dzięki któremu dotarła bezpiecznie do Londynu. Podczas podróży przez ogarnięty wojną domową kraj połączyła ich silna więź. Spotykają się ponownie dopiero po dziewięciu latach. Na widok Williama w sercu Arlette odżywają dawne emocje. To nie tylko echo młodzieńczego zauroczenia i nadal żywe uczucie wdzięczności. Ona naprawdę kocha Williama, czuje też, że nie jest mu obojętna. Niestety mogą jedynie pomarzyć o wspólnej przyszłości. Rodzina chce jak najszybciej wydać Arlette za bogatego kupca, a William ma narzeczoną. Jednak fortuna sprzyja zakochanym i niespodziewanie wskazuje im szansę na odmianę losu. Tylko czy starczy im odwagi, by z niej skorzystać?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 271

Oceny
4,0 (6 ocen)
2
3
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mgm25

Z braku laku…

Trochę nudnawa.
00

Popularność




Helen Dickson

Miłosne perypetie panny Arlette

Tłumaczenie: Bożena Kucharuk

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: Reunited at the King’s Court

Pierwsze wydanie: Harlequin Books S.A. , 2019

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2019 by Helen Dickson

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7973-4

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

PROLOG

Arlette Dryden była półsierotą bez matki, kiedy jej ojciec i brat stanęli do walki po stronie rojalistów, zostawiając ją w Mayfield Hall w Oxfordshire pod opieką zaufanych służących. Wieści o nowej bitwie stoczonej pomiędzy armią Cromwella a rojalistami pod Worcester sprawiły, że trzynastoletnia wówczas Arlette uznała za swój obowiązek ukrycie konia ojca, nieocenionego Hektora. Rok wcześniej ten duży, wspaniały, obdarzony ogromnym temperamentem wierzchowiec przywiózł do domu ojca rannego w bitwie pod Dunbar. Ojciec już nigdy potem nie był w stanie unieść miecza. Hektor stał teraz na padoku. Powinna znaleźć mu jakąś kryjówkę, na wypadek gdyby w okolicy pojawili się żołnierze.

O ile można było wierzyć przechodzącym nieznajomym, pokonawszy rojalistów, zwolennicy parlamentu, czyli okrągłogłowi, urośli w siłę, tak więc Blanche, gospodyni, zabroniła Arlette wychodzenia z domu. Arlette solennie to obiecała, jednak nie mogła znieść myśli o Hektorze narażonym na niebezpieczeństwo. Wizja jakiegoś okrągłogłowego dosiadającego Hektora wydała jej się tak straszna, że nie była w stanie zastosować się do polecenia Blanche.

Gdy dobiegła do padoku oddalonego spory kawałek od domu, była zdyszana, brakowało jej tchu. Hektor spokojnie skubał trawę. Zadowolony, że widzi dziewczynkę, cicho zarżał i zarzucił czarną grzywą, wyginając szyję. Arlette postanowiła nie zabierać go do stajni na tyłach domu. Dawniej stajnie były pełne, jednak konie już dawno zostały oddane rojalistom. Poprowadziła Hektora w róg padoku, gdzie za okazałymi krzewami laurowymi stała drewniana chatynka, w której zgromadzono zapas wody i siana. Zapędziła ogiera do środka, poklepała po grzbiecie i szeptem nakazała, by był cicho. Potem wyszła i starannie zamknęła za sobą drzwi, uznając, że koń będzie tu bezpieczny.

Pobiegła w stronę domu, mając nadzieję, że Blanche nie zauważyła jej nieobecności. Zachowała jedynie mgliste wspomnienie matki, która zmarła przy porodzie siostry, gdy Arlette miała zaledwie dwa latka. Siostra także nie przeżyła porodu. Na szczęście Arlette zawsze mogła liczyć na Blanche, która kochała ją całym sercem. Niewiele wiedziała na temat swojej mamy, ale gdy o nią pytała, nikt, nawet ojciec, nie chciał o niej mówić. Wszyscy udzielali wymijających odpowiedzi i szybko zmieniali temat. Arlette doszła do wniosku, że wspomnienie utraconej miłości jest dla ojca zbyt bolesne. Tylko takie wyjaśnienie przychodziło jej do głowy.

Poza tym ojciec miał dość innych kłopotów. Dawniej, dzięki dobremu zarządzaniu, jego włości kwitły, jednak ogromne opłaty nałożone przez parlament na rojalistów podczas wojny domowej doprowadziły posiadłość na skraj ruiny. Ojciec spodziewał się, że lada dzień mogą zostać wygnani z Mayfield Hall, a majątek zostanie przejęty przez państwo, które w ten sposób potraktowało wielu rojalistów.

Spojrzawszy w stronę sadu, zauważyła mężczyznę stojącego w cieniu grusz i obserwującego dom. Ostrożnie podeszła do niego i przyjrzała mu się z zaciekawieniem. Był młody, mógł mieć jakieś siedemnaście lat. Miał na sobie podarte, brudne ubranie, jego twarz była umazana i pokryta potem. Znać na niej było wyczerpanie. Otaczał go łatwy do rozpoznania zapach prochu. Jego podkrążone oczy patrzyły ponuro. Zaschnięta krew plamiła jego kaftan na wysokości barku.

Promienie słońca padały prosto na jego twarz. Arlette ogarnął niepokój. Skąd przybył ten nieznajomy? Wstrzymała oddech. Nigdy dotąd nie widziała tak pięknego mężczyzny. Miał regularne rysy, które można by określić mianem kobiecych, gdyby nie wyrażający zdecydowanie wykrój warg i wyrazisty podbródek. Ciemnobrązowe włosy, osmalone prochem i zlepione potem, były obcięte tuż poniżej uszu. Granatowy kaftan okrywał szerokie bary i mocne ramiona. Jasnoniebieskie oczy tego dnia płonęły niezdrowym ogniem po tym, jakby widziały zbyt wiele, gdy rojaliści zostali otoczeni pod Worcester. Nagle mężczyzna wydał jej się dziwnie znajomy.

– Kim pan jest? Mam wrażenie, że już się kiedyś spotkaliśmy.

– Nazywam się William… William Latham. Jestem synem lorda Roberta Lathama z Arlington Court w Warwickshire. – Akcent i ton jego głosu zdradzał szlachetnie urodzonego. – Czy to jest dom sir Isaaca Drydena?

Arlette kiwnęła głową. Znała nazwisko młodzieńca. Był przyjacielem jej brata Thomasa.

– To mój ojciec. Był pan pod Worcester? Podobno toczyła się tam bitwa.

– Tak. Już po bitwie. Wojska króla zostały pokonane. Byłem tam. Mam wiadomości dla pani ojca.

Arlette spojrzała mu w oczy, przeczuwając, że coś się stało jej bratu Thomasowi.

– Czy chodzi o Thomasa? – ośmieliła się zapytać, bojąc się odpowiedzi. – Mam na imię Arlette. Thomas jest moim bratem. Walczy w armii króla.

– Wiem. Walczyliśmy razem.

– Pamiętam, jak Thomas mówił mi o panu.

– Chodziliśmy razem do szkół. Przyjechałem tu na jego prośbę. Zaprowadzi mnie pani do ojca?

Skinęła głową.

– Nie może się doczekać wieści o Thomasie. Sprawia pan wrażenie wyczerpanego i jest pan ranny. – Zauważyła, w jaki sposób trzyma rękę. – Nie jest łatwo uciekać z raną od miecza. – Nie ma pan konia?

– Miałem, ale zadano mu tyle ran pod Worcester, że musiałem go zostawić kilka mil stąd.

– Ktoś się nim opiekuje?

– Tak. Spotkałem uprzejmego farmera. Obiecał, że się nim zajmie. Nie chciałbym sprawić kłopotu pani rodzinie, więc musimy się pospieszyć. Cała okolica niedługo zaroi się od okrągłogłowych szukających zbiegłych z pola walki. Będą bezwzględni również dla tych, którzy przyjęli zbiega pod swój dach.

– Przepraszam, już prowadzę pana do ojca. Muszę jednak uprzedzić, że jest bardzo słaby, chyba bliski śmierci – dodała szeptem.

– Przykro mi to słyszeć.

– Został ranny w bitwie pod Dunbar we wrześniu zeszłego roku. Udało mu się wrócić do domu, ale od tamtej pory nie wstał z łóżka. Chodźmy, z pewnością ucieszy go pana widok.

Osiemnastoletni William starał się dotrzymać jej kroku. Myślał o swoim rannym koniu i o tym, jak go zastrzelił w akcie miłosierdzia. Nie mógł tego powiedzieć tej niewinnej dziewczynce. Nie skłamał, mówiąc jej o uczynnym farmerze. Ten człowiek, sympatyzujący z rojalistami, wiedząc, że William pragnie uciec okrągłogłowym, zgodził się ukryć ciało konia.

Mayfield Hall było pięknym, starym domostwem. Zbudowane z czerwonej cegły, miało okna z witrażami w kształcie rombów, lśniące teraz w promieniach słońca. Po wejściu do holu William rozejrzał się dokoła. Zauważył, że i na tym domu wojna odcisnęła piętno, podobnie jak na domach innych rojalistów. Meble nosiły ślady użytkowania niezgodnego z przeznaczeniem. Ze ścian zdarto boazerie, pęknięte szyby nie zostały naprawione.

Wspięli się po dębowych schodach na piętro i ruszyli korytarzem. W pewnej chwili Arlette zatrzymała się przed drzwiami. William zauważył, że na jej twarzy pojawił się wyraz zatroskania. Była jeszcze dzieckiem, później dowiedział się, że miała trzynaście lat. W niebieskiej sukience wyglądała jak leśna nimfa. Jej ogromne oczy w odcieniu zieleni i błękitu patrzyły na niego z niezwykłą intensywnością. Gęste kręcone włosy lśniły w świetle słońca.

– Proszę chwilkę zaczekać. Powiem ojcu, że ma gościa.

William spełnił prośbę i po chwili usłyszał stłumione głosy dochodzące zza drzwi. Gdy Arlette wróciła, powiedziała:

– Kiedy mój ojciec wyruszał do Szkocji, był przystojnym, silnym mężczyzną. Proszę się nie przerazić jego wyglądem. Wiele wycierpiał.

William wszedł do pokoju, w którym na łóżku leżał sir Isaac Dryden. W powietrzu czuć było woń choroby, a liczne buteleczki i fiolki z lekarstwami oraz słoiki z maściami zajmowały całą powierzchnię nocnego stolika. Mimo ostrzeżenia ze strony dziewczynki z trudem opanował szok na widok sir Drydena. Mężczyzna był niewiarygodnie chudy i blady. Jednak oczy patrzące na przybysza były bystre, przenikliwe i błyszczały inteligencją. William podszedł do łóżka i uprzejmie się skłonił. Nie zamierzał ukrywać powagi chwili.

– Moja córka powiedziała, że nazywa się pan William Latham, a pańska rodzina mieszka w Arlington Court w Warwickshire. Przypominam sobie, że Thomas o panu wspominał. Witam w Mayfield Hall. A więc jest pan synem lorda Roberta Lathama.

William skinął głową.

– Zginął podczas oblężenia Colchester w czterdziestym ósmym.

– Przykro mi to słyszeć. Dobrze go znałem. Był dobrym człowiekiem.

– To prawda.

– Zapewne nie było panu łatwo tu dotrzeć. Doszły nas słuchy, że pod Worcester rozegrała się bitwa zakończona druzgocącą porażką rojalistów.

– Bitwa została przegrana jeszcze przed jej rozpoczęciem.

– A mój syn… Thomas?

– Został jeńcem.

Na twarzy sir Isaaca odmalowała się ulga.

– Dzięki Bogu. Pan także przeżył bitwę i domyślam się, że chce pan znaleźć się jak najdalej od zwycięzców.

Zamilkł, a jego ciałem wstrząsnął kaszel. Potem, wyraźnie zmęczony, opadł na poduszkę. Arlette posmutniała i podeszła do łóżka.

– Ojcze, musisz odpocząć.

Na twarzy starszego mężczyzny pojawił się cień uśmiechu.

– Wkrótce będę miał mnóstwo czasu na odpoczynek, Arlette. – Jeszcze raz zakaszlał, a potem spojrzał na gościa. – Umieram, sir… umieram od czasu odniesienia rany pod Dunbar. Modliłem się do Boga, by w swej mądrości i dobroci utrzymał mnie przy życiu do czasu powrotu mojego syna do domu. Teraz widzę, że tak się nie stanie. – Przygnębiony, pokręcił głową. – Thomas był typem uczonego. Nie miał smykałki do żołnierki. – Spojrzenia obu mężczyzn spotkały się. – Proszę mi powiedzieć, co się stało.

– Dobrze sobie radził, ale teraz będzie zdany na łaskę i niełaskę zwycięzców. – Kątem oka dostrzegł, że twarzyczka dziewczynki ścisnęła się bólem.

– Wojna źle się obeszła z tymi, którzy stali po stronie króla – powiedział cicho sir Isaac. – Moja rodzina utraciła w bitwach braci i kuzynów. Moja córka Hester mieszka w Londynie. Poślubiła kupca bławatnego, stronnika parlamentu. To małżeństwo spowodowało głęboki kryzys w naszych stosunkach. Pozostali mi tylko Arlette i Thomas. Niech Bóg ma ich w opiece. – Dotknął kościstą dłonią policzka córki. – Proszę mi więc powiedzieć, gdzie jest teraz Thomas.

– Oboje zostaliśmy wzięci do niewoli… i jeszcze dziesięciu naszych towarzyszy broni. Zapędzono nas do katedry, skąd mieliśmy wyruszyć do Londynu. Miałem szczęście, bo w zamieszaniu po walce udało mi się uciec.

Sir Isaac milczał dłuższą chwilę.

– Czy Thomas był ranny?

– Nie, jedynie wyczerpany i głodny, ale nie tracił ducha. Brakowało nam jedzenia. W ostatnich chwilach, które spędziliśmy razem, poprosił, żebym – o ile to będzie możliwe – przybył tu i powiadomił pana o jego losach.

– Dziękuję panu. Wiadomość, że nie zginął w bitwie, jest dla mnie niezwykle cenna. Wprawdzie nie wiadomo, jak będzie traktowany, jednak nawet poplecznicy Cromwella nie będą w stanie osądzić tak wielu uwięzionych. Ale co będzie z panem? Przypuszczam, że okrągłogłowi będą szukać rojalistów, którym udało się uciec spod Worcester.

– Już szukają. Sądzę, że wojna się już skończyła, a rojaliści sromotnie przegrali. Cały kraj ucierpiał z powodu tych walk. Uczciwi obywatele stali się żebrakami. Świat, który znaliśmy przed wybuchem wojny, już nie istnieje. Ja zamierzam przedostać się do Francji.

– A jeśli Cromwell zaoferuje rojalistom ułaskawienie? Czy pan zostanie i zaakceptuje nowy porządek rzeczy?

– Nigdy. – Oczy Williama błysnęły dziko. – Przystąpiłem do walki, mając szesnaście lat i dzielnie biłem się za króla, dopóki nie został brutalnie obalony i ścięty. Jestem lojalnym poddanym jego syna, króla Karola Stuarta. Nie opuszczę go teraz, gdy potrzebuje wsparcia bardziej niż kiedykolwiek. Spodziewam się, że posiadłość Arlington Court zostanie skonfiskowana, podobnie jak wiele innych majątków tych arystokratów, którzy popierali króla.

– A gdzie jest młody Karol Stuart?

– Słyszałem, że udało mu się zbiec spod Worcester.

– Nadejdzie taki dzień, kiedy obejmie samodzielne rządy… jestem tego pewien. Kiedy to się stanie, wszystkie skonfiskowane dobra zostaną zwrócone lojalnym poddany. Złe czasy przeminą.

– Naprawdę pan w to wierzy?

– Musi tak być. Nie wyobrażam sobie, by Anglicy na długo zwrócili się przeciwko swemu królowi. Rozum w końcu zwycięży.

– Mam nadzieję. Nie możemy nic zrobić, tylko czekać i obserwować sytuację. Niestety muszę państwa opuścić. Gdyby mnie tu znaleziono, mieliby państwo wielkie kłopoty.

– Patrole okrągłogłowych były tu już trzy razy. Na pewno widział pan, jakie ślady po sobie zostawili. Za każdym razem przeszukiwano dom. Ma pan rację, powinien pan trzymać się od nich jak najdalej. Widzę, że jest pan ranny – szepnął sir Isaac, patrząc na krew na kaftanie. – Musi się pan odświeżyć, trzeba też opatrzyć ranę. Mam do pana prośbę, pilną, zważywszy, co stało się pod Worcester i mój stan zdrowia. Moje życie dobiega końca. Teraz leży mi na sercu przede wszystkim dobro Arlette. Nie wiem, co z nią będzie, jeśli tu zostanie. – Popatrzył na córkę wzrokiem pełnym miłości, lecz w jego oczach kryła się obawa. – Chciałbym, żeby Arlette zamieszkała ze swoją siostrą przyrodnią w Londynie.

Arlette gwałtownie zaczerpnęła tchu.

– Nie, ojcze. Nigdzie się stąd nie ruszę. Proszę, nie każ mi wyjeżdżać. Nie zniosę życia pod jednym dachem ze stronnikiem parlamentu. Jestem twoją córką i moje miejsce jest przy tobie.

– Córka powinna słuchać ojca – rzekł łagodnie.

Arlette uniosła hardo podbródek.

– Nigdzie nie pojadę. Myślisz, że mogłabym spokojnie żyć gdzieś na uboczu, wiedząc, że jesteś tu wystawiony na niebezpieczeństwo?

– Spróbuj mnie zrozumieć, Arlette. Nie chcę, żebyś cierpiała, kiedy przyjdą tu okrągłogłowi… a przyjdą, jestem tego pewien. Wiem, że w dzieciństwie spędzałaś niewiele czasu z Hester, ale w jej domu będziesz bezpieczna. Chociaż różnimy się z jej mężem w poglądach, uważam go za rozsądnego człowieka. Hester jest prawą, uczciwą kobietą. Z pewnością dołoży wszelkich starań, żeby cię chronić i by niczego ci nie zabrakło. Błagam cię, Arlette, zastosuj się do mojej prośby. – Popatrzył na Williama. – Zabierze ją pan?

William spojrzał na Arlette. Dziewczynka boleśnie przeżywała konieczność rozstania z ojcem. Zauważył, że stara się ukryć głęboki smutek i rozczarowanie pod maską opanowania. Serce ścisnęło mu się współczuciem.

– Zrobi to pan? – spytał sir Isaac.

William skinął głową.

– Odwiozę pańską córkę do Londynu – powiedział ochrypłym głosem. – Potem udam się na wybrzeże i odpłynę na Kontynent. Są tam już moja matka i siostra.

Niechętnie wyraziwszy zgodę na spełnienie prośby sir Isaaca, przeniósł wzrok na Arlette. Pragnął pozbyć się uczucia niepokoju i dodać dziewczynce otuchy. Uśmiechnął się do niej i z ulgą stwierdził, że odwzajemnia jego spojrzenie. Ta mała demonstracja siły podniosła go na duchu.

Godzinę później, po tym jak się posilił, a gospodyni opatrzyła mu ranę, wraz z Arlette pośpiesznie zgromadzili zapasy jedzenia i przedmioty potrzebne w drodze do Londynu. Potem wyszli i dosiedli Hektora.

Mocno przytuliła się do Williama. Łzy dławiły ją w gardle na wspomnienie pożegnania z ojcem i Blanche, która przez tak wiele lat była dla niej jak matka. Jej serce pękało z bólu na myśl, że już nigdy nie ujrzy ojca. Musiała jednak przyznać, że obecność Williama przynosi jej pocieszenie.

Gdy wyjechali poza obręb majątku, odwróciła się, spojrzała na dom i głęboko wciągnęła powietrze. Czuła, że zapamiętany teraz obraz domu będzie jej musiał wystarczyć na wiele lat.

Przez całą drogę do Londynu czuła się dziwnie nieswojo. Jechała na końskim grzbiecie, siedząc za Williamem. Kiedy spotkali samotnego, dziwnie wyglądającego podróżnego, William powiedział, że Arlette jest jego siostrą i jadą w odwiedziny do rodziny w Londynie. Trzymali się z dala od głównych dróg, na których mogli spotkać okrągłogłowych albo rabusiów.

Pierwszej nocy, gdy położyli się spać pod gołym niebem, ogarnęło ją uczucie opuszczenia i beznadziei na myśl, że już nigdy nie spotka się z ojcem. Łzy popłynęły jej z oczu i zaczęły ściekać po policzkach. Patrząc na udręczoną twarzyczkę, William bez namysłu wziął dziewczynkę w ramiona. Podziwiał jej hart ducha. Zmuszona do opuszczenia domu, jadąca w nieznane, wykazywała niezwykłą odwagę. Następnego dnia już nie ujrzał łez w jej oczach.

Cieszyło go jej towarzystwo. Po rzezi pod Worcester, gdzie widział tak wielu brutalnie zabitych towarzyszy, znajdował się na granicy psychicznego wyczerpania. Arlette udało się oderwać go od straszliwych, bolesnych wspomnień. Miał wrażenie, że dzięki niej znalazł się w nowym świecie, gdzie wszystko jest świeże i żywe. W razie niebezpieczeństwa był gotów bronić jej do ostatniego tchu.

Kiedy w końcu po trzech dniach dotarli do Londynu, oboje czuli potworne zmęczenie.

Rozpoczął się dziwny okres w życiu Arlette. Jedynie Hester była w stanie ją zrozumieć, jako że też utraciła rodzinę. Bardzo pomogła jej obecność Williama. Niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość, już na zawsze połączyła ich głęboka więź, która zrodziła się i umocniła w podróży.

William z ulgą przyjął wiadomość, że mąż Hester, Richard Arden, wyjechał do środkowej Anglii w interesach. Dzięki temu ryzyko, że William zostanie wydany władzom, było znacznie mniejsze. Leżało mu na sercu dobro Arlette. Przed wyjazdem podzielił się obawami z jej siostrą.

– Konieczność wyjazdu z domu i pożegnanie z ojcem było dla niej ciężkim przeżyciem. Blizny na duszy nie zagoją się jeszcze przez długi czas.

– Zajmę się nią troskliwie, ale ma pan rację. Arlette czuje się opuszczona, samotna. Niełatwo jej będzie dojść do siebie, ufam jednak, że da sobie radę. Jest silna.

Lato dobiegało końca i w powietrzu czuć było jesienny chłód, gdy William żegnał się z Arlette. Kiedy przyjechał do Mayfield Hall, był dla niej nieznajomym. Ogarnął ją wtedy strach. Teraz musiała przeżyć bolesne rozstanie z mężczyzną, który stał się jej bardzo drogi. Wolałaby, żeby dzień pożegnania nigdy nie nadszedł.

William zdjął kapelusz i uściskał Arlette.

– Nie chcę, żeby pan wyjeżdżał – powiedziała szeptem, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Chcę jechać z panem.

– Nie mogę cię zabrać, Arlette. Jadę na Kontynent, by dołączyć do króla we Francji. Mój ojciec nie żyje, reszta mojej rodziny przebywa we Francji, mój majątek w Warwickshire został przejęty przez parlament, a ja zostałem uznany za zdrajcę. Nie mam wyboru.

– Ale wróci pan, prawda?

– To możliwe… po pewnym czasie. Nie wrócę jednak do Anglii rządzonej przez Cromwella. – Widząc ból w jej oczach, położył ręce na jej ramionach i pochylił się, by ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. – Dobrze się stało, że jesteś teraz z siostrą. – Popatrzył na nią poważnie. – Rozumiesz, dlaczego muszę jechać?

Pokiwała głową, z trudem przełykając ślinę i mrugając, by powstrzymać łzy.

– Tak – odpowiedziała szeptem. – Ale mnie pan nie zapomni?

– Stałaś mi się bardzo bliska i droga, Arlette. Jak mógłbym o tobie zapomnieć?

Uśmiechnęła się przez łzy i cofnęła o krok.

– Proszę chwilkę zaczekać. Mam coś dla pana.

Patrzył, jak odbiega, a potem usłyszał stukot końskich kopyt o kocie łby i po chwili zobaczył Arlette prowadzącą Hektora. Uśmiechnął się.

– A co my tu mamy?

Arlette spojrzała na żałośnie prezentującego się wierzchowca, którego dała mu jej siostra.

– Chcę, żeby wziął pan Hektora.

– Ale przecież Hektor był koniem twojego ojca. Nie mogę przyjąć takiego prezentu.

– Chcę, żeby pan go miał. Jestem pewna, że tego życzyłby sobie także mój ojciec. Poza tym Hektor pana polubił i wiem, że będzie pan o niego dbał.

Czując dławienie w gardle, William chwycił drobną dziewczynkę w ramiona i mocno przytulił, a potem ujął jej twarz w dłonie i pocałował ją w czoło.

– Do widzenia, Arlette. Życzę ci dużo szczęścia i radości. Nie Bóg cię błogosławi.

– Williamie – powiedziała, gdy się odwrócił. – Proszę, niech pan będzie ostrożny. Musi pan przeżyć.

Przez chwilę milczał, a potem odparł:

– Oczywiście, będą uważał. Dlaczego to powiedziałaś? Czyżby moje życie było dla ciebie tak cenne?

Powoli kiwnęła głową.

– Tak. Czy jeszcze kiedyś pana zobaczę?

– Mam zwyczaj pojawiać się w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Może będę miał sposobność odwiedzić cię w Londynie… albo lepiej w Mayfield Hall, kiedy to wszystko się skończy. Czy mogę liczyć na to, że zostanę przyjęty w twoim domu?

– Zawsze może pan na to liczyć, Williamie… niezależnie od tego, gdzie się będę znajdować.

Pochylił głowę, odwrócił się i odszedł. Arlette odprowadzała go wzrokiem, pragnąc powiedzieć coś jeszcze, lecz żadne słowa nie chciały jej przejść przez zaciśnięte gardło. Wiedziała, że któregoś dnia William odjedzie, że zagościł w jej życiu na krótko. Rozstanie nadeszło jednak zbyt wcześnie. Przepełnił ją żal i smutek. Patrzyła, jak William wsiada na konia i odjeżdża. Pozostało jej teraz jedynie wspomnienie pocałunku w czoło.

Hester podeszła do siostry i otoczyła ją ramieniem.

– Czy on wróci? – spytała cicho Arlette.

– Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Arlette czuła się tak samotna i opuszczona jak wtedy, gdy wyjeżdżała z Mayfield Hall.

– On musi wrócić – powiedziała ledwie słyszalnym szeptem. – Musi. Nie poradzę sobie, jeśli on nie wróci.

ROZDZIAŁ 1

1660 r.

Arlette spędziła ranek, siedząc nad rzeką i patrząc na przepływające statki. Przywołana przez siostrę, szybko strzepnęła suchą trawę ze spódnicy, przygładziła włosy i pobiegła w stronę domu.

Położony w zachodniej części Londynu Oaklands House był wspaniałą rezydencją należą od pokoleń do rodziny Richarda Ardena. Został wzniesiony w lepszych czasach z dala od centrum, by chronić mieszkańców przed zarazą, która corocznie atakowała zatłoczone miasto. Przestronne hole, ogromne salony i pokoje gościnne były wyłożone dywanami i gustownie umeblowane. Za domem znajdowały się budynki spiżarni, piekarni i pralni. Rozległe ogrody, których starannie przystrzyżone trawniki sięgały aż do rzeki, były utrzymane w doskonałym stanie. W domu panował idealny porządek – Hester twardą ręką zarządzała służbą.

Ardenowie byli ciężko pracującymi kupcami bławatnymi. Rodzinne zakłady przemysłowe znajdowały się w Spitalfields. Tam wykwalifikowane pracownice i praktykantki w skórzanych fartuchach zajmowały się tkaniem, tam też składowano tkaniny. Mąż Hester, Richard Arden, surowy i lubiący mieć nad wszystkim kontrolę, każdego dnia płynął łodzią do Londynu. Prowadził intensywny tryb życia, zajęty interesami oraz sprawami administracyjnymi, nie miał wiele czasu dla rodziny.

Jego interesy rozkwitły jeszcze przed wojnami domowymi, a jako że został stronnikiem parlamentu, mógł bez przeszkód prowadzić działalność również w czasach wojennej zawieruchy. Niestety podczas wojen handel prawie zamierał. Teraz, gdy do Anglii powracał król Karol, w Londynie znów zaroiło się od szlachetnie urodzonych i ich dam. Błyskawicznie wzrastało zapotrzebowanie na luksusowe tkaniny – brokat z Mediolanu, jedwab z Lukki i weneckie atłasy pierwszorzędnej jakości. Richard nie dysponował jednak w tej chwili kapitałem na inwestycje.

Arlette zastała siostrę w salonie. Po przybyciu do Oaklands House szybko zrozumiała, że życie nie będzie łatwe w miejscu, gdzie obowiązuje tak wiele ograniczeń. Richard przyjął ją bardzo ciepło, zadowolony, że Hester będzie mogła cieszyć się towarzystwem siostry i zyska pomoc w codziennych obowiązkach.

Hester rozpaczliwie pragnęła mieć dziecko. Na początku małżeństwa poroniła, a potem przez wiele lat nie mogła zajść w ciążę. Patrząc na znajome i ich potomstwo, czuła głęboki żal do losu, że nie jest jej pisane spełnienie w roli matki. W tej chwili już od kilku dni była spięta, jak zawsze, gdy miała odwiedzić siostrę Richarda, Anne Willoughby, mającą gromadkę dzieci. Ich widok pogłębiał smutek Hester i skłaniał do użalania się nad sobą.

Hester krytycznie przyjrzała się ubiorowi siostry, zatrzymując się wzrokiem na rozdartej spódnicy, którą Arlette zaczepiła o jakiś ciernisty krzew. Arlette wiedziała, że Hester jest niezadowolona z jej znajomości z Jamesem Seftonem. Jej zdaniem Arlette mogłaby spędzać czas pożyteczniej. Seftonowie z Willow Hall byli sąsiadami Ardenów. Jasnowłosy James był dobrze wychowanym, otwartym młodzieńcem. Arlette bardzo ceniła sobie jego towarzystwo, ich znajomość nie wykraczała poza ramy przyjaźni. Po zagranicznych wojażach powrócił do Anglii, a lada chwila miał powrócić z wygnania jego ojciec. Matka Jamesa, purytanka, czas wojen spędziła w Willow Hall.

– Mary powiedziała, że chcesz ze mną porozmawiać, Hester.

– Posłałam po ciebie już pół godziny temu. Czy ja nie mam niczego innego do roboty, jak tylko martwic się o ciebie? Jak wiesz, jutro jedziemy do Londynu i mamy w związku z tym mnóstwo spraw na głowie. Anne i jej mąż spodziewają się naszego przybycia o umówionej porze. Mamy u nich spędzić noc, więc muszę spakować sporo rzeczy, w czym mi pomożesz, kiedy się umyjesz i przebierzesz.

Zmrużywszy jasnoniebieskie oczy, Hester posłała jej kilka karcących spojrzeń. Arlette wiedziała, że przedstawia sobą opłakany widok w poplamionej, pogniecionej spódnicy. Odgarnąwszy gęste niesforne włosy z twarzy, opadła na fotel. Nie próbowała udobruchać Hester. Dobrze wiedziała, że choć Hester ją kocha, zawsze będzie narzekać na jej zachowanie. Usłyszała, jak Hester ciężko wzdycha, jakby przytłoczona ciężarem ponad jej siły.

Wkrótce po tym, jak William Latham przywiózł Arlette do Londynu, dotarła do nich wiadomość, że sir Isaac zmarł niedługo po wtargnięciu do domu żołnierzy Cromwella. Szukali rojalistów, którzy uciekli po bitwie spod Worcester. Podobnie jak wiele innych majątków rojalistów, Mayfield Hall zostało skonfiskowane przez parlament. Od tego czasu żadna z sióstr nie pojechała do Mayfield, chociaż Blanche pisywała do Arlette listy, przekazując wiadomości o przyjaciołach i sąsiadach oraz o stronniku parlamentu i jego żonie, którzy mieszkali teraz w Mayfield Hall. Siostry dowiedziały się w ten sposób, że ich brat Thomas, wraz z ponad tysiącem angielskich i szkockich jeńców oraz najemnikami zostali wysłani na Barbados, praktycznie w roli niewolników. Niestety nie znały jego dalszych losów.

Arlette wyrosła na piękną kobietę. Żyła chwilą i nie interesowała się niczym poza zabawami na powietrzu.

Po dziesięcioletnim pobycie we Francji król powracał z wygnania. Jego statek wraz z resztą floty wpłynął do Dover, gdzie został powitany z szacunkiem i honorami przez generała Moncka, przywódcę Republiki Angielskiej, człowieka, który wydatnie przyczynił się do restauracji dynastii Stuartów. Spodziewano się, że za kilka dni król wjedzie do Londynu. To właśnie z tego powodu Richard zaplanował wizytę w Londynie. Richard i Anne wychowali się w purytańskim domu i stanęli po stronie parlamentu. Tylko Edward, mąż Anne, który był zagorzałym rojalistą, cieszył się z powrotu monarchy i nalegał, by to uczcić.

Zasmucona, że zawiodła siostrę, Arlette odgarnęła włosy z twarzy i wstała.

– Pomogę ci, Hester. Przepraszam. Nie powinnam była zostawiać cię samej z tym wszystkim. Zupełnie o tym nie pomyślałam. Czy chcesz mi jeszcze coś powiedzieć?

– Tak. Sir Ralph Crompton znów rozmawiał z Richardem. Czyżbyś zapomniała, że wkrótce mają się odbyć wasze zaręczyny?

Arlette zesztywniała. Słowa Hester podziałały na nią jak kubeł lodowatej wody. Uświadomiła sobie, że niedługo będzie musiała podjąć nudne obowiązki żony. Niedługo, ale jeszcze nie teraz…. Postanowiła dalej stawiać opór.

– Nie zapomniałam, Hester, ale… – Westchnęła. – Dlaczego muszę wyjść za niego za mąż?

– Jest tobą zauroczony, Arlette. Dobrze o tym wiesz.

To była prawda. Sir Ralph również był kupcem bławatnym, Richarda cieszyła myśl o małżeństwie szwagierki z wpływowym i szanowanym członkiem gildii, mężczyzną odgrywającym czołową rolę w życiu Londynu. Podobnie jak inni kupcy, Richard dotkliwie ucierpiał z powodu restrykcji nałożonych przez Republikę Angielską. Czuł się upokorzony pogorszeniem swojego statusu społecznego i kiedy sir Ralph oznajmił, że jest zainteresowany małżeństwem z Arlette, w Richarda wstąpiła nadzieja. Arlette nie miała teraz dużego posagu, toteż dla wielu mężczyzn nie była atrakcyjną partią. Małżeństwo Arlette z sir Ralphem zapewniłoby Richardowi odpowiednie kontakty i szacunek członków gildii. Sir Ralph zaproponował znaczną sumę, więc te pieniądze przeszłyby Richardowi koło nosa, gdyby Arlette nie wyraziła zgody na małżeństwo. W każdym razie Richard nader chętnie przyjął oświadczyny w imieniu Arlette.

Gdy Arlette ujrzała Ralpha Cromptona po raz pierwszy, natychmiast powzięła do niego głęboką niechęć. Na twarzy tego niezmiernie z siebie zadowolonego mężczyzny błąkał się uśmieszek pełen satysfakcji. Cofnęła się, gdy dotknął dłonią jej biodra, tak jakby miał do tego prawo. Otaksował ją wzrokiem człowieka, który dobrze wie, czego chce, i zwykł zawsze spełniać wszystkie zachcianki. Nigdy by nie przypuszczała, że może wzbudzić pożądanie w mężczyźnie jego pokroju.

– Przecież może wybierać spośród setek kobiet. Dlaczego upatrzył sobie właśnie mnie?

– Powinnaś dziękować losowi, że wciąż chce się z tobą żenić.

– Wcale mnie to nie dziwi. Ktoś musi się zaopiekować jego dwiema córkami – powiedziała Arlette, nie potrafiąc ukryć goryczy.

Hester machnęła ręką.

– Tak czy owak, twój opór i plotki na temat twojej przyjaźni z Jamesem Seftonem bardzo zmartwiły Richarda. Jeśli sir Ralph zmieni zdanie…

– W takim razie jeszcze bardziej powinnam sobie zszargać reputację, bo w ten sposób uniknę jego zalotów – odcięła się Arlette, butnie potrząsając głową. Natychmiast pożałowała swych słów, widząc, że jeszcze bardziej rozgniewała Hester.

– Tylko spróbuj – syknęła Hester i gwałtownie zaczerpnęła tchu, chcąc opanować wzbierającą w niej furię. – Możesz uważać się za szczęściarę, bo małżeństwo z Ralphem Cromptonem zapewni ci pozycję i status materialny, na jaki zasługujesz. – Widząc, że Arlette wydyma wargi, zrezygnowanym gestem odgarnęła włosy z czoła. – Jesteś moją siostrą i bardzo cię kocham, a nawet rozumiem, że sprzeciwiasz się temu małżeństwu, ale…

– Richard nie będzie taki wspaniałomyślny. Gdy w grę wchodzi twój mąż, moje zdanie zupełnie się nie liczy. – Arlette westchnęła. – Nie martw się, Hester, wiem, że muszę poślubić sir Ralpha. Nie cofnę danego słowa – powiedziała, choć czuła obrzydzenie do przyszłego męża.

– Richard po prostu uważa, że to najlepsze rozwiązanie. – Hester stanęła w obronie męża. – Już najwyższy czas, żebyś wyszła za mąż, a sir Ralph jako jedyny stara się o twoją rękę. To małżeństwo jest także bardzo ważne dla Richarda… o wiele ważniejsze, niż możesz sobie wyobrazić. Powinnaś być mu wdzięczna, że tak dba o twoje dobro.

Arlette wciągnęła głośno powietrze. Myśl, że zostaje poświęcona na ołtarzu ambicji Richarda, doprowadzała ją do rozpaczy. Znała jednak swoje miejsce w tym domu i wiedziała, że nie należy łamać obowiązujących tu zasad i szukać szczęścia na własną rękę. Miała dotąd nadzieję, że sama wybierze kandydata na męża, tymczasem to Richard zadecydował o jej losie.

– Miałam nadzieję, że będziesz żałować swoich szalonych postępków – ciągnęła Hester – ale niepotrzebnie się łudziłam. Odkąd tu zamieszkałaś, staram się ze wszystkich sił, żebyś dobrze się tu czuła. Myślałam, że staniesz się pokorniejsza, posłuszna, bardziej skłonna do ustępstw, jednak te cechy nie leżą w twoim charakterze. W Mayfield Hall dawano ci za dużo wolności, nie miał kto tobą pokierować. Naprawdę bardzo cię kocham, ale zaczyna mi brakować cierpliwości.

– Bardzo mi przykro, że przysporzyłam ci tak wielu zmartwień, Hester, naprawdę. Jestem ogromnie wdzięczna tobie i Richardowi za to, co dla mnie zrobiliście. Ale – dodała czupurnie – mam dwadzieścia dwa lata, myślałam, że będę miała coś do powiedzenia w sprawie wyboru męża. Ja nigdy nie wybrałabym sir Ralpha.

Wściekła na siostrę Hester nie potrafiła powściągnąć języka, czego później miała gorzko pożałować.

– Ty niewdzięcznico. Przypominasz mi twoją matkę. Robisz się do niej coraz bardziej podobna. Jesteś tak samo niewdzięczna, ona też nie doceniła tego, co zrobił dla niej nasz ojciec.

Arlette w osłupieniu wpatrywała się w siostrę.

– Moja matka? Dlaczego mówisz o mojej matce? I niby za co powinna być wdzięczna naszemu ojcu?

– Nasz ojciec był głupcem, że w ogóle się z nią ożenił.

– Proszę, nie mów tak, Hester. Nie pozwolę ci szargać pamięci mojej matki, niszczyć moich pięknych wspomnień. Bardzo ją kochałam.

– Coś podobnego! Przecież ledwie ją pamiętasz.

– Owszem, kiedy umarła, byłam małym dzieckiem. Nie wiem, w jakich okolicznościach została żoną naszego ojca.

– W takim razie już najwyższy czas, żebyś się dowiedziała – odparła ostrym tonem Hester. – Powinnaś wiedzieć, co z niej była za kobieta. – Twarz Hester poczerwieniała ze złości, w oczach pojawiły się błyski gniewu. Kipiała wściekłością tak, że Arlette miała ochotę uciec z pokoju.

– Wybacz, Hester, ale nie zamierzam słuchać niepochlebnych opinii na temat mojej matki, oszczerstw uwłaczających jej pamięci.

– Zostaniesz tu i mnie wysłuchasz.

Arlette od dawna zastanawiała się, dlaczego nikt z domowników nie chce rozmawiać o jej matce. Czuła, że kryje się za tym coś głębszego.

– Ojciec chciał, byś wierzyła, że twoja matka zmarła przy porodzie twojej siostry. Pragnął ukryć prawdę. Twojej matce nie zależało na naszym ojcu. Mężczyzną, którego kochała, był pewien wdowiec. Cudzołożyła z nim i zaszła z nim w ciążę, kiedy ojciec wyjechał do Londynu wezwany przez króla.

Arlette zamarła z przerażenia. Miała wrażenie, że pokój się kołysze. To nie mogło być prawdą.

– Ale przecież… to niemożliwe… nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego…

– Niestety, Arlette, zrobiła. Musisz przyjąć tę bolesną prawdę. Ojciec był w nią wpatrzony jak głupiec. Jednak kiedy wrócił do domu po długiej nieobecności i zastał ją z niemowlęciem na ręku… Wiedząc, że to nie jego dziecko, wyrzucił z domu zarówno ją, jak i niemowlę.

Arlette opadła na krzesło przy stole i zapatrzyła się przed siebie, lecz niczego teraz nie dostrzegała. Ściskało ją w gardle, a oczy napełniły się łzami.

– Co się z nią stało? Dokąd poszła?

– Nie wiem.

– A co się stało z moją siostrą?.

Hester wzruszyła ramionami.

– Tego także nie wiem.

– Jak moja siostra miała na imię?

– Nie pamiętam. Miranda… Matilda, jakoś tak. Ale jakie to ma teraz znaczenie? Była twoją, a nie moją siostrą.

– Dla mnie to ma znaczenie. Dlaczego mi o tym powiedziałaś właśnie teraz? Mogłaś mi tego oszczędzić, czasami lepiej tkwić w niewiedzy.

– Zrobiłam to, ponieważ przekroczyłaś granice mojej cierpliwości. Nie byłam w stanie dłużej milczeć – odpowiedziała Hester zmęczonym głosem. – Tak czy owak, był już najwyższy czas, żebyś poznała prawdę.

– Mów, co tylko chcesz, Hester. Łatwo obwiniać moją matkę, kiedy jej tu nie ma i nie może się bronić. Zachowam o niej jak najlepsze wspomnienia, niezależnie od tego, co mi jeszcze powiesz. Czy Richard o tym wie?

– Nie. Wstydziłam się mu powiedzieć.

Arlette czuła, że płoną jej policzki. Miała ochotę przemówić w obronie matki, jednak Hester uciszyła ją gestem ręki.

– Jako twoja siostra będę dalej wypełniała moje obowiązki wobec ciebie, jak życzyłby sobie tego nasz ojciec. Dopilnuję więc przygotowań do twojego ślubu z sir Ralphem i zadbam, by stało się to jak najszybciej. Kiedy znajdziesz się pod jego opieką, ubędzie mi zmartwień związanych z twoją osobą.

Przy pierwszej nadarzającej się okazji Arlette wymknęła się do swego pokoju na poddaszu, by w spokoju przemyśleć słowa Hester. Ojciec nie był już młodzieniaszkiem, żeniąc się z matką Arlette. Jego pierwsza żona zmarła wkrótce po urodzeniu Hester. Matka Arlette była o dwadzieścia lat młodsza od męża. Mówiono, że zmarła przy porodzie wraz z przychodzącym na świat dzieckiem.

Po tym, co Arlette usłyszała od Hester, zrozumiała, dlaczego w Mayfield Hall panował smutek i dało się wyczuć napiętą atmosferę. Arlette miała wtedy dwa latka i nie rozumiała, co się dzieje. Jej ojciec był dobrym, szlachetnym człowiekiem, jednak z powodu wojen znikał z domu na długo, zostawiając Arlette pod opieką kochającej Blanche.

Po tym, co usłyszała od Hester, uporządkowany świat Arlette nagle zachwiał się w posadach. Jej matka i siostra mogły wciąż żyć. Trudno jej było sobie wyobrazić, co przeżywała matka, gdy została wyrzucona z domu, zmuszona do porzucenia Arlette.

Usiadła na łóżku, starając się uporządkować myśli, wyciszyć emocje. Dlaczego ojciec, Hester i Blanche ukrywali przed nią prawdę?

Siedziała na łóżku już dobre pół godziny, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. To była Hester. Arlette zauważyła, że siostra jest przygnębiona i wyczerpana.

– Coś się stało, Hester?

Siostra pokręciła głową. Podeszła do okna i przez dłuższą chwilę stała, zapatrzona w przestrzeń, zwrócona plecami do Arlette, jakby nagle zabrakło jej sił. To był niecodzienny widok, jako że Hester była zawsze zajęta i nie traciła czasu na plotki i czcze rozmowy.

– Arlette, przepraszam, że powiedziałam ci to tak brutalnie i tak szorstkim tonem. Czasami sama nie wiem, co we mnie wstępuje. Wiem, że cię zraniłam, ale nie kłamałam. – Odeszła od okna, usiadła obok Arlette i ujęła ją za rękę.

Ten gest i delikatne słowa, wypowiedziane w poczuciu winy, wzruszyły Arlette. Hester nigdy nie była wylewna ani w stosunku do Arlette, ani do innych, jednak miała miękkie serce, zaś Arlette szczerze ją kochała.

– Dobrze, że mi o tym powiedziałaś, Hester. Żałuję tylko, że tak późno. Nie winię cię za to, nie kontaktowałyśmy się po twoim ślubie z Richardem i przeprowadzce do Londynu. Nie posiadam się jednak ze zdumienia, że nie powiedzieli mi o tym ani ojciec, ani Blanche. Jak mogli to przede mną ukrywać? Przez te wszystkie lata myślałam, że moja matka nie żyje…

– To był bardzo ciężki czas dla ojca. Nie potrafił wybaczyć twojej matce zdrady. Kiedy opuściła Mayfield Hall, zakazał nam o niej mówić. Naprawdę nie wiem, dokąd się udała, ani czy jeszcze żyje. Po jej wyjeździe z Mayfield nie mieliśmy o niej żadnych wiadomości.

– Chciałabym ją odnaleźć, Hester. Nie wiem tylko, gdzie mam szukać. Kim był mężczyzna, z którym…

Hester pokręciła głową.

– Wiem tylko, że był wdowcem. Niektórzy podejrzewali, że chodzi o lorda Stanhope’a z Warwick. Dużo o nim mówiła po powrocie z wizyt u mieszkającej tam kuzynki. Zabierała cię tam. W tym czasie ojciec przebywał w Londynie, wezwany przez króla, co zdarzało się wówczas bardzo często. Najwyraźniej lord Stanhope odwiedzał dom tej kuzynki. Nikt jednak tak naprawdę nie wiedział, co łączyło go z twoją matką. Przypominam sobie, że po powrocie z ostatniej wizyty była dziwnie cicha. Miałam wrażenie, że jest nieszczęśliwa.

Arlette nie potrafiła sobie przypomnieć wydarzeń z tamtych czasów. Była wtedy małym dzieckiem, jednak nazwisko lorda Stanhope’a zapadło jej w pamięć. Postanowiła zbadać ten trop, kiedy czas jej na to pozwoli.

– Chciałabym, żebyś i ty była szczęśliwsza, Hester – powiedziała cicho. – Ostatnio stałaś się zgorzkniała.

– Życie zmienia nas wszystkich.

– Ale wciąż jest w nim tak wiele dobrego.

– Jakoś nie potrafię tego dostrzec.

– Mam za sobą trudny okres, ale to już przeszłość. Musimy zbudować nowe życie.

– Dwie rzeczy mogą uczynić mnie szczęśliwą. Dziecko i twoje małżeństwo. Dlaczego inne kobiety mogą cieszyć się urokami macierzyństwa, a mnie nie jest to dane? Nieustannie zadaję sobie to pytanie.

Usiadła obok Arlette, z twarzą białą jak marmur, lecz z żywym blaskiem w niebieskich oczach, tak podobnych do oczu ojca. Arlette natychmiast skarciła się w myślach za to, że nie dostrzegała cierpienia Hester. Ogarnęło ją współczucie.

– Nie wiem, Hester, choć bardzo chciałabym odpowiedzieć na to pytanie. Jednak nie jest jeszcze za późno, wciąż możesz urodzić dziecko. Wiele kobiet starszych od ciebie zostaje matkami. Może za bardzo się tym przejmujesz. – Arlette westchnęła i wzięła siostrę za rękę. – Wiem, że nie cieszy cię perspektywa noclegu w domu Anne, która uwielbia chwalić się dziećmi. Nie pozwól, by zepsuła ci nastrój, skup się na celu naszej wizyty. Mamy zobaczyć wjazd króla Karola do Londynu i wziąć udział w świętowaniu tego radosnego wydarzenia. Cały Londyn kipi z podniecenia na myśl o przywróceniu monarchii.

– Zapominasz, że Richard i Anne nie podzielają twoich poglądów.

– W takim razie pozostaje mi dziękować Bogu za Edwarda. Jest zdecydowany okazać poparcie dla króla Karola, zaś Anne nic na to nie poradzi.

Na twarzy Hester zagościł uśmiech.

– To prawda, a ja postaram się miło spędzić czas – powiedziała, jakby przypominając sobie, że wychowała się wśród rojalistów. – Myślisz, że Mayfield będzie świętować?

– Jestem tego pewna. Wszystkie rodziny wspierały tam króla.

– Chciałabyś tam pojechać, Arlette?

– Sama nie wiem. – Pomyślała o bracie, o którym nie miała żadnych wiadomości. – Wierzę, że Thomas wróci do naszego rodzinnego domu. Może teraz, po restauracji Stuartów, skonfiskowane dobra zostaną nam zwrócone. Będziemy musieli wystąpić z petycją. Słyszałam, że rojaliści, którym zabrano domy, zamierzają złożyć pozew. – Tęskniła za Mayfield; pamiętała obrazy, zapachy i smaki z dzieciństwa, wioskę i ludzi.

Ucichła, myśląc o słowach Hester. Zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby zdobyć informacje o matce i siostrze. Na pewno nie ustanie w swych wysiłkach mających na celu poznanie prawdy. Na razie jednak nie miała pojęcia, od czego zacząć poszukiwania. Jej matka i siostra, nawet jeśli żyły, mogły teraz mieszkać dosłownie wszędzie. Była jednak zdecydowana zająć się tą sprawą przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Siostra Richarda mieszkała w ogromnym domu przy ulicy Strand. Po latach surowych rządów Olivera Cromwella za czasów Republiki Angielskiej, kiedy to zakazane były wszelkie zabawy, a ludzie żyli w poczuciu niepewności, wraz z powrotem króla znów pojawiła się nadzieja na lepsze czasy. Miejsca oferujące rozrywkę, zamknięte w czasach bezkrólewia, zaczynały się otwierać. W tawernach wznoszono toasty na cześć Jego Królewskiej Mości Karola Stuarta, wracającego w końcu do Anglii i poddanych.

Był dwudziesty dziewiąty maja, dzień trzydziestych urodzin króla Karola, i cały Londyn świętował. Wzdłuż ulicy Strand stali ludzie trzymający podobizny Karola Stuarta przyozdobione kwiatami. Tłumy gromadziły się wokół ulicznych sprzedawców, a wkoło krążyli złodzieje, licząc na obfite łupy. Tłum wiwatował, w tawernach opróżniano kolejne kufle piwa. Wystrzały armatnie przy Tower obwieściły, że król przejechał przez London Bridge. Zaraz potem rozdzwoniły się wszystkie kościelne dzwony, potęgując radosny nastrój. Na niebie nie było ani jednej chmurki; promienie słońca złociły romboidalne szyby okien domu Willoughbych.

Pokaźnych rozmiarów dom był tego dnia wypełniony tłumem podekscytowanych przyjaciół i sąsiadów, chętnych do obejrzenia z balkonu przejazdu króla. Radośnie popiskujące dzieci plątały się pod nogami, a nadąsany Richard stał w rogu sali z grupką dżentelmenów.

Drżąc z podniecenia, świadoma, że uczestniczy w wielkim wydarzeniu historycznym, Arlette stała przy otwartym oknie. Tego dnia miała na sobie najlepszą suknię barwy kaczeńców z wyraźnie zaznaczonym stanem, szeroką spódnicą i okrągłym dekoltem ozdobionym delikatną koronką. Rękawy, sięgające łokci, również zostały obszyte koronką. Rozpuszczone włosy spięła jedynie dwiema ozdobnymi klamerkami po obu stronach głowy, by niesforne pasma nie opadały jej na oczy i by z uczesania nie wysunęły się gałązki głogu, które zerwała tego ranka.

Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, gdy ujrzała króla, przed którym jechali heroldowie dmący w długie trąby. Po obu stronach króla jechali jego bracia. Za nimi podążali lord burmistrz Londynu i radni miejscy w szkarłatnych togach ze złotymi łańcuchami. Następnie pojawili się wierni kawalerowie, stronnicy króla w czasie wojny domowej. Ta kawalkada, przemierzająca usłane kwiatami ulice Londynu, stanowiła uderzający kontrast z burymi barwami purytanów. Dzielni mężczyźni towarzyszący królowi tworzyli pulsujący kolorami orszak, w którym pyszniły się szkarłatne stroje ze złotym szamerunkiem, jasnoniebieskie i zielone wamsy, długie loki i fantazyjne kapelusze, kołyszące się pióra i kaskady koronek przy szyi i wokół nadgarstków.

Wszyscy śmiali się i machali, chwytali kwiaty, rzucane przez uszczęśliwione dzieci. W oczach mężczyzn można było jednak dostrzec zmęczenie i determinację, by nigdy już nie cierpieć głodu i biedy. Niemal dziesięć lat czekali na wygnaniu na tę chwilę. Wielu z nich nie wytrzymało przymusowej bezczynności, zatraciło się w rozwiązłości, uległo deprawacji.

Arlette śmiała się i wraz z innym i witała radosny pochód machaniem. Uważnie przyglądała się twarzom mężczyzn, mając nadzieję, że ujrzy wśród nich brata Thomasa. Jej wzrok przyciągnął jeden z dżentelmenów, którego twarz była częściowo osłonięta przez szerokoskrzydły kapelusz. Na jego przystojnej twarzy gościł szeroki uśmiech. Nie mogąc się powstrzymać, wzięła od Anne kwiat i rzuciła w jego kierunku. Chwycił kwiat, uniósł głowę, by zobaczyć, kto go rzucił, a potem lekko się skłonił.

Arlette miała urodziwą twarz o delikatnych rysach, podobno odziedziczonych po matce, której nie pamiętała. Widoczny podziw w oczach przejeżdżającego pod oknem kawalera sprawił, że zaparło jej dech i obudziły się uśpione zmysły. Przez chwilę wpatrywali się w siebie tak, jakby się znali i doskonale rozumieli. Nagle oboje doznali olśnienia. Arlette rozpoznała w przystojnym kawalerze mężczyznę, który przywiózł ją w bezpieczne miejsce przed swoim wyjazdem do Francji. To był William Latham, niewidziany od dziewięciu lat, lecz zawsze obecny w jej myślach. Wmawiała sobie, że przed laty przywiązała się do niego jak do opiekuna i przyjaciela, jednak jej serce omal nie pękło z bólu, kiedy ją opuścił. Nawet po tak długim czasie wspomnienie razem spędzonych chwil ani trochę nie zbladło. A teraz znów był blisko. Wrócił!

Zauważyła, że jego oczy rozszerzają się ze zdumienia, gdy uzmysłowił sobie, kim była. Z tyłu napierali inni kawalerowie; musiał więc minąć dom, jednak obejrzał się, wyciągając szyję. Pod wpływem impulsu Arlette zbiegła ze schodów, wpadła do obszernego holu pachnącego cytrynowym środkiem do czyszczenia. Hester przechodziła właśnie obok, niosąc tacę z jedzeniem. Tym razem Arlette nie zwróciła uwagi na słowa siostry nakazującej jej pozostanie w domu. Gwałtownie wybiegła na ulicę.

Wytrwale przepychała się przez tłum, dopóki znów nie ujrzała Williama. Otoczony ze wszystkich stron, jakimś cudem skierował konia w jej kierunku. Gdy był już blisko, zeskoczył z wierzchowca, uważając, by nie puścić wodzy. Nagle jak spod ziemi wyrósł przy niej muskularny młodzieniec w dopasowanych spodniach i koszuli z grubego lnu. Miał szeroką twarz o grubych rysach i zmierzwione brązowe włosy. Arlette nie spodobało się spojrzenie jego nabiegłych krwią oczu. Jego usta wygięły się w lubieżnym uśmiechu. Potem szybko chwycił ją za ramię i pociągnął w stronę wejścia do sklepu.

– A co tu robi samotna piękna panna? Szukasz towarzystwa, malutka?

– Puść mnie – powiedziała lodowatym tonem, starając się wyrwać z jego uścisku. – Jesteś pijany.

– Cały Londyn jest dzisiaj pijany. Chodź, napij się ze mną, a potem… zobaczymy, co dalej.

– Jesteś okropny. Puść mnie.

– Nie tak szybko, panienko – burknął.

– Mam wrażenie, że naprzykrza się pan tej damie – odezwał się ktoś ostrym tonem.

Głos dobiegał zza pleców Arlette. Silna dłoń chwyciła ją za ramię i odciągnęła od napastnika. William Latham stanął pomiędzy nią a natrętem. Młodzieniec zrobił się czerwony jak burak. Czuł się zdecydowanie nieswojo, patrząc na wyższego od siebie, opanowanego mężczyznę.

– To nie pańska sprawa – rzekł wojowniczo.

– Właśnie stała się moja – odrzekł William. – A teraz zmykaj, bo za chwilę pożałujesz, że zaczepiłeś tę młodą damę.

Mówił spokojnym tonem, jednak młodzieniec gwałtownie zbladł. Cofnął się kilka kroków, omal nie upadając, wymamrotał pod nosem coś niezrozumiałego i odszedł szybkim, chwiejnym krokiem, a po chwili zniknął w tłumie.

– Dziękuję – powiedziała Arlette. – Był pijany.

– A ja zjawiłem się w samą porę.

– Jestem szczęśliwa, widząc że przeżyłeś – szepnęła, promieniejąc z radości.

Chwycił ją za ramię i po chwili stanęli w łukowato sklepionym wejściu do sklepu. Gdy ich spojrzenia się spotkały, serce Arlette gwałtownie zatrzepotało w piersi. Nie mogła uwierzyć, że William stoi tuż obok niej. Dostrzegając podziw w jego wzroku, rozchyliła usta i zwilżyła językiem wargi.

Uśmiechnął się.

– Enchanté, mademoiselle – powiedział cichym tonem i wyciągnął ku niej dłoń.

Arlette podała mu rękę, a William nakrył jej dłoń swoimi dłońmi i przytrzymał.

– Arlette! Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty… tutaj. – Uniósł jej dłoń do warg i ucałował.

– Całujesz w rękę wszystkie spotkane damy?

Roześmiał się.

– Ależ skąd. Tylko te, które mi się podobają.

– Nie przypuszczałam, że mnie rozpoznasz.

– Owszem, wydoroślałaś, nie od razu cię poznałam. Co ty tu robisz?

Uśmiechali się do siebie, serce Arlette przepełniała radość.

– Nie dziw się tak bardzo. Przecież sam mnie tu przywiozłeś.

– Myślałem, że wróciłaś do Mayfield Hall.

Pokręciła głową, w jej oczach zagościł smutek.

– Nie. Ojciec umarł niedługo po naszym wyjeździe, a Thomas wciąż przebywa na wyspie Barbados… przynajmniej tak nam się wydaje. Od czasów aresztowania nie mieliśmy żadnych wiadomości na jego temat. Boję się o niego. Wolę nie myśleć, że mogło mu się przytrafić coś złego.

William spochmurniał.

– Rozumiem twój niepokój. Ja też liczyłem na to, że otrzymam od niego jakąś wiadomość.

– Dom i majątek zostały skonfiskowane. Na szczęście teraz, po przywróceniu monarchii, chyba uda nam się wszystko odzyskać.

– Wielu rojalistów na to liczy. – Zamilkł. Przyglądał się jej takim wzrokiem, jakby nie mógł się na nią napatrzeć. – Ślicznie wyglądasz, Arlette, wyrosłaś i jesteś éleganté. Najwyraźniej życie w Londynie ci służy.

– Cieszę się, że tak uważasz. I owszem, bardzo lubię Londyn – powiedziała, nieco skrępowana i cofnęła rękę. Była zła, że odczuwa niepokój. – Chociaż kiedy tu przyjechałam, wszystko mnie przerażało.

– Dobrze ci się mieszka z siostrą i jej mężem?

– Tak, ale bardzo tęskniłam za ojcem i domem.

– A jak twoja rodzina radziła sobie w czasach dyktatury Cromwella?

– Czasami było nam ciężko. Kiedy wybuchła wojna, Richard zaczął zarabiać na handlu wełną, ale po bitwie pod Worcester wszystko się zmieniło, nie tylko dla Richarda. Z początku czułam się dziwnie w domu, w którym panują surowe reguły, ale teraz zależy mi już tylko na tym, żeby żyć w miarę normalnie i bez wojen. Niezależnie od przekonań Richarda cieszę się, że jego dom nie ucierpiał podczas wojen, chociaż w tej chwili nie mamy za dużo pieniędzy. – Wykrzywiła wargi w grymasie. – Mój szwagier jest hipokrytą. Stały w poglądach jak chorągiewka na wietrze. Po śmierci Cromwella, przewidując powrót króla, stał się bardziej tolerancyjny. Nadal sympatyzuje z parlamentem, ale nie ma nic przeciwko temu, by sprzedawać jedwabie i aksamit rojalistom. Liczy się tylko interes.

– Roztropny człowiek… Wie, wobec kogo należy być lojalnym w trudnych czasach.

– Może… Jednak Richard wciąż jest przekonany, że przyjemności takie jak muzyka i taniec, to sprawki diabła.

– Miejmy nadzieję, że teraz, kiedy król powrócił do Anglii, będziemy świadkami lepszych czasów.

Przemawiał do niej łagodnym, ciepłym głosem. Była zachwycona jego prezencją i inteligencją. Szczupły, wysoki i niezwykle przystojny, bez wątpienia podobał się wielu kobietom. Jego żywe spojrzenie i uśmiech musiały budzić zainteresowanie. Młody, chłopięcy William Latham, jakiego znała, stał się mężczyzną. Prezentował nienaganną sylwetkę, jednak na jego twarzy pojawiły się zmarszczki, ślady trudów życia. Wyczuwała też w nim jakieś napięcie, gdy taksował ją wzrokiem od stóp do głów. Zmieszana, bezwiednie wygładziła spódnicę i przeczesała palcami włosy.

– Niestety, ujrzałeś mnie w niekorzystnej sytuacji. Zazwyczaj nie jestem taka rozczochrana.

Popatrzył na swe ubranie, poplamione i wygniecione po długiej jeździe.

– Ja też nie prezentuję się idealnie. Jechaliśmy tu od świtu.

– Jesteś w Anglii pierwszy raz, odkąd wyjechałeś do Francji?

– Tak. Minęło dziewięć długich lat… mam wrażenie, że minęły całe wieki. Nikt z nas nie wybrałby sobie takiego losu, ale po prostu nie mieliśmy wyboru.

– Co robiłeś przez te lata, Williamie? Mieszkałeś w Paryżu, korzystając z jego uciech?

Roześmiał się.

– Nie, nic podobnego. Po przyjeździe na Kontynent dokuczała nam nuda. Wraz z innymi, którzy nie zamierzali spędzać życia na wygnaniu na nieróbstwie, pojechałem do Niderlandów z królem. Udało mu się zebrać wojsko pod dowództwem jego brata, księcia Yorku. Służyliśmy pod hiszpańską flagą.

– Więc nie zaniechałeś wojaczki po wyjeździe z Anglii – powiedziała, pragnąc dowiedzieć się jak najwięcej o jego życiu. Odnosiła wrażenie, że nie był zadowolony ze swoich dokonań.

– Nie. Nasz oddział często walczył i wielu towarzyszy zginęło. Zbyt wielu. Niełatwo jest być żołnierzem, nawet zwycięskim. Ja żyję, ale straciłem prawie wszystkich, którzy byli mi drodzy. Moja matka zmarła, a siostra wyszła za Francuza.

– Tak mi przykro, Williamie. To musiało być dla ciebie bardzo trudne.

Kiwnął głową.

– To drogo okupione zwycięstwo, jednak jestem wdzięczny losowi, że żyję. Wróciłem do kraju jako jeden ze szczęśliwców.

Zamilkł i pogrążył się we własnych myślach.

– Williamie? – Delikatnie dotknęła jego ramienia.

Spojrzał na Arlette jak wyrwany ze snu.

– Podobnie jak wszyscy rojaliści, którzy walczyli o takie właśnie szczęśliwe zakończenie, mamy całe mnóstwo rzeczy do zrobienia. Mam serdecznie dość włóczenia się po świecie. Lata wojaczki nie były łatwe, ale nigdy nie wątpiłem, że muszę walczyć za króla. Czas już, abym przestał żyć przeszłością i skupił się na teraźniejszości i przyszłości. Zamierzam spędzić resztę życia w Anglii i nigdy więcej nie unieść miecza w gniewie.

– Zobaczysz, jak wiele się tu zmieniło.

– Nie wątpię… sprawy nie mogły potoczyć się lepiej. To wielkie szczęście, że król wrócił. Podobają ci się te uroczystości?

– Tak. Zostajemy dziś na noc u siostry Richarda.

– A Hester? Jak się czuje twoja siostra?

– Dobrze, dziękuję. Skoro już o niej mówimy, to powinnam wracać. Z pewnością skarci mnie za to, że wyszłam z domu.

– Rozumiem. Chodź, odprowadzę cię.

Położył rękę na jej ramionach i ruszyli w stronę domu. Po chwili ujął jej dłoń i uniósł do warg.

– Zatrzymam się na pewien czas w Londynie, Arlette. Wkrótce złożę ci wizytę. Chciałbym też złożyć wyrazy szacunku Hester i jej mężowi. Nie spotkałem Richarda, kiedy przywiozłem cię do Londynu. To był uśmiech losu. Jako mój wróg mógł kazać mnie aresztować.

– Wolę myśleć, że by do tego nie doszło. Oddałeś wielką przysługę mojemu ojcu, Hester również jest ci za to głęboko wdzięczna. – Uśmiechnęła się. – Do widzenia, Williamie. Jeśli będziesz mógł, wpadnij do nas na dalsze świętowanie.

Patrząc na niego, zdała sobie sprawę, że bije od niego wewnętrzna siła, jakby aura władzy. W nagłym przypływie radości wbiegła po schodach do domu.

ROZDZIAŁ 2

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8