Misja Collie - Izabella Nowaczyk - ebook + audiobook
BESTSELLER

Misja Collie ebook i audiobook

Izabella Nowaczyk

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

30 osób interesuje się tą książką

Opis

Seria autorki powieści „Między wierszami”.

Nolie Tomson i Connor Watson to przyjaciele nierozłączni od lat. W trakcie wakacji postanawiają podjąć się ,,Misji Collie” – planu mającego na celu zeswatanie Connora i Emily Duncan, nowej dziewczyny w Dreamstone. Jednak szybko zauważają, że kontrolowanie uczuć jest trudniejsze, niż się spodziewali, a sytuacja często wymyka się spod kontroli. 

Zamiast skupić się na romantycznej misji, przyjaciele decydują się na intensywne przeżycie ostatnich tygodni przed rozpoczęciem studiów.

Błogi czas szybko zmienia się w koszmar, gdy przeszłość Nolie powraca w najmniej oczekiwanym momencie, przypominając o bólu i skrywanych tajemnicach. 

Dodatkowo Alex Gray, sąsiad Nolie, który dotąd był nieustającym źródłem jej frustracji, zostaje wmieszany w całą sytuację. 

Jedna noc potrafi zmienić wszystko. Zarówno Alex, jak i Nolie przekonają się o tym na własnej skórze.

Z ciężarem niewypowiedzianych słów oboje będą musieli stawić czoła teraźniejszości i wspólnie odkryć, czy są w stanie sprostać przyszłości i zbudować coś trwałego.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                        Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 557

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 15 godz. 1 min

Lektor: Karolina Gibowska
Oceny
4,5 (427 ocen)
277
89
46
13
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PatkaB91

Z braku laku…

Bez ładu i składu. Nie rozumiem właściwie o czym to było, tytuł książki nie ma nic wspólnego z treścią jak dla mnie. Milion zaczętych wątków. Niby będzie kolejna część, ale do niej nie zajrzę. Obiecujący poczatek...od połowy coraz większe rozczarowanie.
63
aneta42

Z braku laku…

Zaczęłam czytać i jakoś nie przypadła mi do gustu...
63
Patka19862019

Całkiem niezła

Niby spoko ale coś mi w tej historii nie pasuje Zobaczymy jaki będzie następny tom 😉
41
marcysia05
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Książka jest naprawdę dobra , przyjemnie i szybko się ją czyta w niektórych momentach trudno było powstrzymać mi płacz. Książka porusza trudne tematy i są one naprawdę dobrze opisane. Z pewnością będę czekać na dalszy ciąg tej historii. Książka trzyma w napięciu i nie nudzi. Relacje między bohaterami są opisane tak że nie wiesz z kim bohaterka końcowo będzie. Naprawdę pokochałam Historię Nollie oraz miasteczko Dreamstone. Bohaterka jest naprawdę ciekawą postacią i napewno będę polecać tą książkę innym . Książka zyskuje u mnie 4/5 gwiazdek bo naprawdę nie mogłam oderwać się od tej historii
41
aswitalska

Z braku laku…

Jakaś taka niby trudne tematy ale taka nijaka . Obydwoje bohaterów z dziwnym zachowaniem . Nie sięgnę po kolejna część
42

Popularność




Copyright © 2024

Izabella Nowaczyk

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2024

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Katarzyna Moch

Korekta:

Katarzyna Chybińska

Iwona Wieczorek-Bartkowiak

Barbara Hauzińska

Redakcja techniczna:

Michał Swędrowski

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-514-0

Od autorki

W książce pojawia się grooming. Polega on na podejmowaniu przez osobę dorosłą działań, które służą nawiązaniu więzi emocjonalnej z dzieckiem, by zmniejszyć jego opory, zdobyć zaufanie i móc je seksualnie wykorzystać.

Ofiara groomingu czuje niesamowitą więź z oprawcą. Tęskni za nim, kocha go, jest w niego wpatrzona. Jeśli sama nie zauważy, że jest ofiarą i nie dojrzy, że to, co się stało, było złe, to nie przestanie szukać swojego groomera. Nie przestanie szukać jego uczucia. Jest to niebezpieczna manipulacja, bo kiedy jesteśmy nastolatkami, wydaje nam się, że złapaliśmy pana Boga za nogi, ponieważ osoba starsza się nami zainteresowała, a tak naprawdę krzywdzi nas. Uważajcie na siebie.

W tej historii pojawia się również tematyka związana ze śmiercią.

Dreamstone to fikcyjna miejscowość stworzona na potrzeby tej książki. Z tego względu obowiązujące w niej prawo, zasady i zwyczaje mogą różnić się od tych realnie istniejących w innych rejonach Teksasu.

Playlista

1. Edison Lighthouse – Love Grows

2. Amy Macdonald – This Is The Life

3. Zara Larsson – Lush Life

4. Vance Joy – Riptide

5. JAWNY – Honeypie

6. Neoni – Darkside

7. Grandson – Blood// Water

8. Melanie Martinez – Tag, You’re It

9. Soap&Skin – Me and the Devil

10. Melanie Martinez – Teacher’s Pet

11. Mareux – The Perfect Girl

12. The Front Bottoms – Twin Size Mattress

13. Ed Sheeran – Shape of You

14. Neon Trees – Everybody Talks

15. Regina Spektor – Two Birds

16. Olivia Rodrigo – Can’t Catch Me Now

17. Lana Del Rey – Say Yes To Heaven

18. The Walters – I Love You So

19. Ellie Goulding – My Blood

20. Lorde – Ribs

Dla wszystkich, którzy poczuli, że są niepasującym puzzlem w układance tego świata.

Stwórzmy swoją własną.

„– Powiem ci, z czym mi się kojarzysz. […] Z ptakiem w klatce.

Marszczę brwi. To dość smutne.

– Klatka jest otwarta. Możesz w każdej chwili wylecieć i być wolna – kontynuuje poważnie. – Nie chcesz tego robić, bo choć klatka jest klatką, to nadal jest twoja i jest ci dobrze znana. Nie chcesz jej opuszczać, bo boisz się świata”.

Fragment książki

Prolog

– Nie ma czegoś takiego jak miłość od pierwszego wejrzenia, Connor.

W ostatniej chwili unikam poduszki lecącej w moją stronę. Łapię pierwszą rzecz, jaką mam pod ręką, i rzucam nią w swojego głupiego przyjaciela. Tą rzeczą okazuje się zszywacz. Przedmiot roztrzaskuje się o ścianę, a hałas ściąga do salonu moją mamę.

Kobieta patrzy to na podłogę, to na nasze twarze. Następnie ciężko wzdycha, opiera ręce na biodrach i rzuca nam pytające spojrzenie.

– Co tym razem się stało?

Wzruszam ramionami.

– Nolie jest okropną przyjaciółką! – Connor wyrzuca ręce w powietrze, by podkreślić swoje oburzenie. – Okazuje się, że za nic ma moje szczęście! Chce, bym został starym kawalerem z dwunastoma kotami!

– Po prostu nie chcę iść z tobą śledzić jakiejś dziewczyny, którą zobaczyłeś w sklepie – prycham.

– To nie jest jakaś tam dziewczyna! Zakochałem się! – stwierdza, kładąc się na podłodze. Ma rozmarzoną minę, którą próbuje przekonać mnie do swojego pomysłu. – Ja bym to dla ciebie zrobił.

Żałuję, że zszywacz jest daleko ode mnie, bo z chęcią użyłabym go do zamknięcia mu ust.

Connor jest świrem. I to nie byle jakim. Jest romantycznym świrem. Ubzdurał sobie, że piękna brunetka, którą zobaczył w sklepie, to jego bratnia dusza. Upiera się, że to ta jedyna i muszę pomóc mu do niej zagadać. Dlaczego muszę mu pomagać? Bo mój przyjaciel jest bardzo nieśmiały. Nie potrafi rozmawiać z płcią przeciwną, robi się cały czerwony i nie może wydukać z siebie słowa. Serio. Wygląda, jakby miał się udusić. Dlatego praktycznie każda z jego wcześniejszych wybranek uciekła.

– Co to za dziewczyna? – dopytuje moja mama.

Uwielbia wysłuchiwać o jego życiu uczuciowym z dwóch powodów. Pierwszy: traktuje go jak syna. Drugi: nie ma szansy słuchać o moim, ponieważ go nie posiadam.

Tak. Mam osiemnaście lat i małe doświadczenie ze związkami, które nie wynika z mojej nieśmiałości. Po prostu nie umiem się dogadać z chłopakami. Próbowałam, ale poważne randkowanie nie jest chyba dla mnie. Za każdym razem znajduję rzecz, która przeszkadza mi w potencjalnym partnerze, i uciekam. Ostatnio spławiłam Mitchella Wesleya za mlaskanie, co nie jest zbrodnią według kodeksu prawa, ale ja wyznaję trochę inne zasady. Mlaskanie jest wysoko na mojej liście zbrodni.

– Emily Duncan, osiemnaście lat, jej mama jest Koreanką, a ojciec Amerykaninem. Urodziła się i mieszka w Morro Bay, ale przyjechała do Dallas do babci na całe wakacje, by pomóc jej w sklepie.

– Nie wierzę! Wystalkowałeś jej dane?! – krzyczę z niedowierzaniem. – Brzmisz jak seryjny morderca!

– Oczywiście, że tak, a coś ty myślała? – prycha, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie. – Wszystko znalazłem na jej profilu.

– W zeszłym tygodniu nie było jakiejś Sam? – wtrąca się moja mama, na co Connor posyła jej karcące spojrzenie. – No tak. Zapomniałam, że masz duszę romantyka.

Zduszam chamski śmiech, który pragnie wydobyć się z moich ust. Mój przyjaciel zakochuje się średnio raz w tygodniu. I za każdym razem jest to „miłość od pierwszego wejrzenia”. Co za bzdury.

– Aby zdobyć jej serce, muszę być przygotowany. Wiedzieć, co lubi, czym się interesuje – tłumaczy chłopak, ale szybko mu przerywam:

– Mógłbyś dowiedzieć się tego od niej. Na przykład na randce? Tak robią normalni ludzie, idioto.

Mama chwyta z kanapy poduszkę, po czym ciska ją w moją stronę. Toż to zdrada! Każe nam niczego nie rozwalić i ponownie zostawia nas samych.

– Czego tak właściwie oczekujesz? – pytam Connora. – Mam cię trzymać za rączkę, czy mówić za ciebie?

– Pierwsza opcja brzmi kusząco, ale nie – odpowiada. – Musisz nauczyć mnie bycia tobą.

Marszczę brwi, kompletnie nie rozumiejąc, co ma na myśli. Bycia mną?

– To proste. Wstawaj o dwunastej, narzekaj, że Brad wyjadł ci mrożony jogurt i zawsze bądź głośno. No i nie zapominaj popychać go na schodach. Może kiedyś przyjdzie ten piękny dzień, w którym wybije sobie przez to zęby – wzdycham z rozmarzeniem.

Brad to mój starszy brat. Jest studentem prawa i jest bardziej irytujący niż wrzód na tyłku, naprawdę.

– Miałem na myśli gadanie z ludźmi – wyjaśnia powoli Connor. – Żartowanie i, no wiesz, jakieś podrywy.

– Connor. – Sprowadzam go na ziemię. – Przypomnij mi, ile się znamy?

– Dwanaście lat.

– Brawo. Ilu chłopaków w tym czasie miałam?

– Okrągłe zero.

– Zgadza się. – Uśmiecham się głupio. – Jeśli chcesz tekstów na podryw, to zgłoś się do Alexa. Z pewnością chętnie ci pomoże.

Chłopak przewraca oczami, kompletnie ignorując moją niechęć do jego pomysłu. Bo on wie, że i tak ulegnę. Jest moim najlepszym przyjacielem, a do tego nie ominę okazji do nabijania się z jego czerwonych uszu i jąkania się, gdy przyjdzie pora na rozmowę z obiektem jego zainteresowania.

– Co ty beze mnie zrobisz na studiach? – Posyłam mu uroczy uśmiech.

– Czyli się zgadzasz? – Podnosi się na równe nogi.

– Tak.

Wskakuje na mnie, miażdżąc mi kości i chyba wszystkie wnętrzności. Connor mierzy metr osiemdziesiąt pięć i waży z dziewięćdziesiąt kilogramów. Dusi mnie!

– Złaź! – Klepię go w plecy, próbując jednocześnie łapać cenne powietrze. – Lekcja numer jeden! Nigdy nie wskakuj tak na dziewczynę! Powtarzam! Nigdy nie wskakuj tak na dziewczynę!

1Niezbyt dobry początek

„To ostatnie wakacje przed studiami. Musimy przeżyć je jak najlepiej. Imprezy, picie do białego rana i podróże’’, tak sobie to z Connorem wyobrażaliśmy.

Natomiast co robimy? Leżymy na kanapie w salonie, jedząc mrożone jogurty i oglądając hiszpańską telenowelę.

Nie jest to tak tragiczne, jak może się wydawać. Mamy jeszcze dwa miesiące na bycie produktywnymi, jeden dzień zwłoki nikomu nie zaszkodzi. Poza tym obmyślamy plan. 

Nazwałam go „Misją Collie’’, bo tak zazwyczaj ludzie nazywają nasz duet. „Co’’ od Connora i „Lie’’ od Nolie. Dodajmy dodatkowe „l’’ dla lepszego brzmienia i bum, gotowe. Tak powstało „Collie’’. Wymyśliła to moja ciocia, mama mojego przyjaciela. Przyjęło się.

A więc w „Misji Collie’’ chodzi o to, by połączyć miłością Connora i Emily, chociaż ta jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. Ja jestem głównodowodzącą i w zasadzie na razie mamy tyle.

Nie mam pojęcia, jak wydobyć z Connora Watsona iskrę pewności siebie.

– Musisz zachowywać się tak jak przy mnie – mówię z pełnymi ustami. – Ze mną potrafisz rozmawiać.

– Ale ty to ty – odpowiada. – Ty to Nolie, a ona to Emily. – Rozpływa się na samo wspomnienie tej dziewczyny. – Nie denerwuję się, bo nigdy nie spojrzałbym na ciebie jak na kogoś, kto mógłby mi się podobać.

– Auć? – prycham, wkładając do ust kolejną porcję jogurtu.

– Przecież sama o tym wiesz. To by było jak kazirodztwo albo nawet gorzej.

– Może nie byłoby tak źle – zaczynam. – Przecież nie jestem jakąś ogrzycą czy coś.

Spoglądamy na siebie i dosłownie po kilku sekundach oboje się wzdrygamy na samo wyobrażenie nas razem.

– Masz rację – przyznaję. – To byłoby gorsze niż kazirodztwo.

Znamy się od urodzenia. Wychowywaliśmy się razem, jesteśmy dla siebie jak irytujące rodzeństwo. Nie ma opcji, byśmy kiedykolwiek mogli się w sobie zakochać. Wykluczone.

– Zaobserwowałeś ją na Instagramie? – pytam. – Mógłbyś do niej napisać, przygotować grunt czy coś… – urywam, widząc swojego brata wchodzącego do salonu. – Nie powinieneś pomagać tacie w sadzie? 

– Nie powinnaś sprzątać w pokoju? – odpowiada z drwiną.

Nie powiedziałabym, że mam bałagan. Raczej artystyczny nieład. Lepiej mi się myśli w takim otoczeniu.

Myślę, że moja relacja z bratem należy do jednej z najnormalniejszych wśród rodzeństwa. Dogryzamy sobie, przedrzeźniamy się i uprzykrzamy sobie życie na każdym kroku, ale równie mocno za sobą stoimy. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego brata.

Widząc, że Brad nie zamierza opuścić salonu, rzucam Connorowi porozumiewawcze spojrzenie i wychodzimy na werandę.

Lubię obserwować. Wszystko i wszystkich. Dopisuję sobie własne historie do obserwowanych akurat ludzi i rzeczy.

– Wraca ze schadzki z kochankiem – mówię, mając na myśli kobietę z zarumienionymi policzkami. Jej strój wskazuje na to, że biega, ale to zbyt nudne. Historia z kochankiem jest bardziej ekscytująca.

– Ma męża od dwóch lat, ale od roku im się nie układa. Facet poświęca więcej uwagi pracy, by mogli spłacić zaciągnięty kredyt i by ona nie musiała się niczym martwić – dopowiada mój przyjaciel.

Trudno się z nim nie zgodzić. Pani Mer nas zauważa i macha do nas z wesołym uśmiechem. To nasza była nauczycielka muzyki. Uwielbiam ją. Odmachuję jej i powracam do obserwowania.

Lubię chwile takie jak ta. Ciepłe popołudnie, siedzenie na werandzie i zajadanie się mrożonym jogurtem. Spokój i śpiew ptaków. To się nazywa życie.

– Powinniśmy tam iść – mówi Connor, podnosząc się nagle. Stawia kilka kroków, a gdy nie udaje mu się narzucić mi takiej samej reakcji, przystaje, odwraca się i robi sobie z rąk daszek, by słońce nie raziło go w oczy.

W tym świetle wygląda na o wiele młodszego, chociaż to chyba zasługa delikatnych rysów twarzy. Ma blond włosy, krótkie z tyłu, dłuższe na górze. Nigdy ich nie układa, bo wydaje mu się wtedy, że dzięki temu wygląda na łobuza, którego tak kochają dziewczyny. W jego przypadku przynosi to odwrotny efekt. Jest zbyt uroczy na udawanie złego chłopca. Zdecydowanie bliżej mu do golden retrievera niż dobermana. I to w nim kocham. Nie musi się zmieniać. Jest wspaniałą osobą.

A do tego ma piękne niebieskie oczy, chociaż on ich nienawidzi. Uważa, że są nudne i mało wyraziste. To nieprawda. Wierzcie mi. Są bardzo wyraziste. Za każdym razem, gdy z nim rozmawiam, odnoszę wrażenie, że chcą mi wykraść duszę. 

– Tak, Nolie. Świetny pomysł. Postoję tu jeszcze z godzinę.

– Mnie to pasuje – odpowiadam z uśmiechem, schowana pod dachem. – Nawet mi nie powiedziałeś, dokąd idziemy.

– Do Blerry’s. Czy to nie oczywiste? – prycha. – Emily powinna tam być.

No tak. Aktualnie nasze życie toczy się wokół tej dziewczyny. Nie żeby mi to przeszkadzało. Cieszy mnie, że mam jakiekolwiek zajęcie w te wakacje. Poza tym naprawdę chcę, by Connor porzucił swoją skorupę.

I żeby nie było, nie uważałabym tego za wadę, gdyby sam Watson nie miał z tym problemu. Natomiast byłam świadkiem wielu sytuacji, w których niepewność sprawiła, że stracił okazję na coś, na czym mu zależało. Dla przykładu, w ostatniej klasie nie dostał stypendium tylko dlatego, że nie miał odwagi wystąpić przed publicznością ze swoim przemówieniem. Zajął przez to trzecie miejsce i nie załapał się na stypendium. Wiem, jak bardzo mu na nim zależało.

Dlatego chcę, by Connor Watson był w pełni sobą i do tego szczęśliwy. Wtedy i ja będę szczęśliwa.

Droga do Blerry’s zajmuje nam z dziesięć minut, w czasie których chłopak przechodzi przez wszystkie znane mi emocje i ich fazy. Aktualnie trwa panika.

– Nie dam rady. – Ciągnie mnie w stronę przystanku. – Zrobię z siebie idiotę. Zbłaźnię się i już nigdy nie wyjdę z domu.

Siadamy na ławce, z której mamy doskonały widok na sklep, a raczej sklepik, bazując na jego małych rozmiarach.

W zasadzie przystanek to czwarte najczęściej wybierane przez nas miejsce do rozmów. Zaraz po moim domu, przystani i domu Connora.

– Co tak właściwie zamierzasz jej powiedzieć? – zagaduję szczerze zainteresowana. – Bo ciężko mi sobie wyobrazić cię pytającego ją o numer.

Przeciera rękami twarz i posyła mi mordercze spojrzenie. 

– Miałem plan, byś to ty… zaprosiła ją na ognisko – mamrocze niepewnie.

– O nie, nie, chłopcze. Nie będę załatwiać wszystkiego za ciebie. Nie na tym polega „Misja Collie’’.

– Jesteś dziewczyną. Szybciej ci zaufa. Jakie są szanse, że zgodzi się pójść z nieznajomym na ognisko? Pewnie nawet nie zna tych okolic.

Wydaję z siebie ciche westchnienie, myśląc nad jego słowami. Sama nie zgodziłabym się pójść gdzieś po ciemku i do tego z obcym chłopakiem. Cholera. Jako kobieta w zasadzie nawet przed wieczornym wyjściem ze znajomym porządnie bym się zastanowiła.

Krótko mówiąc, Connor ma rację.

– Jestem dla ciebie za dobra – mówię ze śmiechem. – Ale nie zapominaj, że to ty będziesz umilać jej czas. Ja tylko pytam o ognisko. Ty zagadujesz.

Watson przytakuje, wyraźnie ucieszony i oboje podnosimy się, by przejść na drugą stronę ulicy. Przed sklepem przy stoliku dwóch mężczyzn rozmawia o zbiorach, popijając przy tym niskiej jakości piwo. Witam się z panem Koore, na co on odpowiada „Dzień dobry, panienko”, ściągając czapkę, by skinąć mi głową.

Wszyscy uznajemy go za burmistrza. Zawsze nadzoruje wszystkie wydarzenia, jakie mają miejsce w miasteczku. Dodatkowo ogarnia fundusze od władz, dzięki czemu nasza miejscowość może się rozwijać i w miarę dobrze funkcjonować. Ale najważniejszy jest fakt, że dzięki panu Koore mamy tu niemal rodzinną atmosferę, bo to on organizuje festyny i zabawy, które zbliżają do siebie mieszkańców.

Dzwonek nad drzwiami obwieszcza nasze przybycie. Connor próbuje się za mną schować, jednak skutecznie mu to uniemożliwiam. Popycham go do przodu, a wtedy on znów łapie mnie za rękę i chowa się za mną. Przepychamy się, szepcząc: „Nie, ty pierwsza” i „Nie, bo ty”, aż w końcu zamieramy, słysząc, rozbawiony głos:

– W czym mogę pomóc?

Spoglądam w kierunku, z którego dobiega. Właścicielką głosu jest Emily, jak informuje plakietka na fioletowej koszulce. Ma kalifornijski akcent. Kolejną rzeczą, która rzuca mi się w oczy, jest jej wygląd. Naprawdę nie ma sobie równych. Blada cera, brązowe oczy z nią kontrastujące i włosy w odcieniu gorzkiej czekolady. Nie dziwi mnie fakt, że mój przyjaciel dla niej przepadł.

– Mówicie po angielsku? – pyta ponownie.

Uśmiecham się spokojnie i zerkam na Connora. Posyłam mu znaczące spojrzenie. Z kilometra da się wyczuć jego stres.

Wiedziałam, że to nie będzie takie proste, dlatego przejmuję stery.

– Nolie. – Podaję rękę nad blatem. – Wpadliśmy po coś do picia. Słońce jest bezlitosne. To Connor, mój przyjaciel. – Akcentuję ostatnie słowo, by dziewczynie nie wpadła do głowy myśl, że jesteśmy parą.

– Emily. – Śmieje się, ściskając mi rękę. – Całe życie spędziłam w Morro Bay, więc dla mnie tutejsze temperatury to jak przyjemna wiosna.

A więc dobrze typowałam jej akcent. Jestem w tym mistrzynią. Powinnam wpisać to sobie do CV.

– Zawsze marzyła mi się Kalifornia. Ciocia Connora mieszka w Los Angeles, prawda? – zachęcam go do dołączenia do rozmowy.

– N-No – jąka cicho.

Nastaje cisza. Emily uśmiecha się wyraźnie zakłopotana.

– Weźmiesz mi fantę? – pytam przyjaciela, chcąc wyratować go z tej sytuacji. Wskoczyliśmy zdecydowanie na zbyt głęboką wodę.

Chłopak znika za półką, a ja kołyszę się, myśląc, jak sprawić, by Emily chciała z nami wyjść. Chyba jak dotąd nie zrobiliśmy na niej dobrego pierwszego wrażenia.

– Przyjechałaś do babci?

– Widzę, że mieszkańcy lubią plotkować – kwituje z uśmiechem. Nie wydaje się jednak zdziwiona czy urażona. – Tak. Potrzebowała rąk do pomocy, a ja resetu przed collegem.

– Co studiujesz?

Obstawiam turystykę.

– To będzie mój pierwszy rok. Dopiero skończyłam szkołę i planuję zostać nauczycielką geografii.

Prawie trafiłam.

– Z Connorem też na jesień pójdziemy na studia – paplam. – Wybieram się do Kansas, a on na Uniwersytet w Miami. 

– Ooo, ja będę uczęszczać na Uniwersytet Barry w Hollywood.

– To godzina drogi – myślę na głos. Gdyby im wyszło, mieliby szansę na coś trwalszego niż wakacyjny romans.

– Słucham? – wtrąca zdziwiona.

– Nie zwracaj na mnie uwagi. Często gadam bez ładu i składu. – Zbywam ją machnięciem ręki.

W tym samym czasie wraca Connor, niosąc dwie butelki. Podaje je Emily, a po zapłaceniu odkręca wodę. Wiem, że się stresuje. Zawsze w takich sytuacjach coś pije, by nie musieć rozmawiać.

– Emily jest w naszym wieku. Na jesień zacznie pierwszy rok w Hollywood, niedaleko Miami – mówię przyjaźnie, trącając przy tym lekko przyjaciela w bok.

– Mhm. – Nadal przyciska do ust butelkę.

Boże, daj mi siłę do niego, bo oszaleję.

– Poznałaś już okolicę? – zwracam się do dziewczyny. – Connor jest świetnym przewodnikiem, mógłby pokazać ci fajne miejscówki.

Emily chwilę się zastanawia nad tą propozycją, aż w końcu wzrusza ramionami i się zgadza, czekając na reakcję Watsona.

Znów szturcham go w bok. Chłopak odsuwa od siebie butelkę i już mam się cieszyć, że ich ze sobą spiknę, ale nie jest mi to dane.

– Z welko chęciąąą – bełkocze i tym samym woda wylewa mu się z ust.

Oczy rozszerzają mi się do tego stopnia, że śmiało mogłyby wypaść ze swojego miejsca. Przez kolejne sekundy analizuję to, co właśnie się wydarzyło.

Nie. To się nie stało. Po prostu nie.

Emily szeroko się uśmiecha. Widzę, jak próbuje powstrzymać śmiech. Connor mamrocze pod nosem: „Przepraszam” i wybiega ze sklepu.

Chryste. To naprawdę się wydarzyło. Psia kostka. Nie ma mowy, że spytam ją teraz o wspólne wyjście. Nie ma szans.

– On tak zawsze? – pyta.

– Nie – odpowiadam, nadal będąc w szoku. – Zazwyczaj najpierw przełyka to, co ma w ustach, i później zaczyna mówić. Od tego upału chyba mu się przegrzały trybiki i nie zadziałało myślenie.

– Miałam na myśli, czy zawsze jest zestresowany – precyzuje.

Odrywam spojrzenie od plamy na podłodze.

– No tak. Nie, nie zawsze. Często, ale nie zawsze, miejmy nadzieję, że kiedyś się o tym przekonasz.

Oferuję pomoc przy wycieraniu wody z podłogi. Z dobrych wiadomości, Emily nie wydaje się zniesmaczona czy zrażona do nas. Bardziej rozbawiona i zdziwiona. Ze złych, Connor na bank mi w to nie uwierzy, a ja będę musiała siłą wyciągać go z domu.

2Lepsze drugie wrażenie

Po niefortunnym zajściu w sklepie kieruję się do domu swojego przyjaciela. Wymieniam uszczypliwości z jego młodszą siostrą, Mią, i idę na piętro, gdzie mieści się sypialnia Connora.

Nie fatyguję się z pukaniem, a po przekroczeniu progu od razu natykam się na jego zrozpaczoną minę. Przed oczami niczym film przewijają mi się wydarzenia ze sklepu, więc potrząsam głową, by o tym zapomnieć i nie parsknąć śmiechem.

Jeśli podejdziemy do tego inaczej, można to uznać za zabawne, obrócić wpadkę w żart, dzięki czemu nie będzie to dłużej wstydem.

– Jak bardzo jest źle? – pyta.

Wzdycham ciężko, zajmując miejsce na parapecie. Z okna widać stadninę, czego od zawsze Watsonowi zazdroszczę, bo on nie docenia tego widoku.

Powracam spojrzeniem do chłopaka na łóżku.

– Myślę, że jeśli kiedyś będzie chciała zobaczyć fontannę, to się do ciebie zgłosi – odpowiadam poważnie, na co obrywam poduszką. – No co? To był gejzer? O to ci chodzi?

– Nolie! – zawodzi.

– No cooo? – przeciągam słowo ze śmiechem. – Emily nawet nie była zła. Rozbawiłeś ją, a to plus. Śmiech to podstawa relacji. Ciesz się, bo dzięki temu występowi masz większe szanse.

Naprawdę tak uważam. Gdyby dziewczyna go skreśliła, już bym to wyczuła. Przegoniłaby mnie i zauważyłabym niechęć w jej postawie. Nic takiego nie miało miejsca. Ona potraktowała tę sprawę jak żart czy coś. Nie wiem. Jestem natomiast pewna tego, że nie wszystko jeszcze stracone. Z tej mąki powstanie kiedyś chleb. I do tego pyszny.

– Zaprosiłaś ją? – Podnosi się, wyraźnie podekscytowany tą wizją.

– Nie tak prędko. – Sprowadzam go na ziemię. – Kiedy miałam to zrobić? Po twoim wspaniałym przedstawieniu się? Pomiędzy wyżymaniem szmatki z wody a osuszaniem podłogi chusteczkami?

W moją stronę leci kolejna poduszka, lecz tym razem ją łapię, nim ląduje na mojej twarzy. Zostają mu jeszcze dwie, więc moja czujność musi być na wysokim poziomie.

– Dziś pójdziemy na przystań, a jutro wymyślimy, jak znów do niej zagadać – zapowiadam.

Podnoszę się i wskakuję na łóżko. Obracam się na bok, a następnie próbuję wymusić na Connorze uśmiech.

– Panie marudo – mówię piskliwie. – Proszę się uśmiechnąć. Mamy całe wakacje przed sobą. Nie ma czasu na smutki.

Chłopak wzdycha, ale dostrzegam cień uśmiechu na jego ustach, co cieszy i mnie.

– Mam nadzieję, że po drodze na nią nie wpadniemy – kapituluje.

– Pójdziemy tyłami – zapewniam. – Przyjdę po ciebie o dziewiątej, więc bądź gotowy – ostrzegam.

Przystań nie jest przystanią, chociaż można znaleźć tu samotną łódkę. Odkryliśmy to miejsce kilka lat temu razem z Kate, naszą wspólną przyjaciółką, i od tamtej pory to nasz drugi dom.

Z racji, że zainteresował nas los drewnianej łajby, stwierdziliśmy, że dobrym pomysłem będzie ogarnięcie terenu tak, byśmy mogli tam przebywać.

Ja, Connor, Oscar, Alex, Mia, Hilton i Kat z pomocą naszych rodziców stworzyliśmy tu świetną bazę do odpoczywania. Drewniana konstrukcja w kształcie ogromnej łódki. Na spokojnie mieścimy się w niej w siódemkę i wydaje mi się, że dalibyśmy radę wcisnąć jeszcze z pięć osób, ale nie mogę być tego pewna, bo nigdy nikogo więcej tu z nami nie było.

Na wypadek deszczu mamy nad sobą daszek, a wszelkie kubki, talerzyki, sztućce i inne tego typu rzeczy zamknięte są w szafkach, które robią również za nasze siedzenia.

Tak więc jest to mój ulubiony azyl, który mieści się w pobliskim lesie, tuż przy dzikiej plaży. Na szczęście zejście jest łagodne, więc w nocy jest mniejsza szansa na to, że wpadniemy do wody, chociaż Hiltonowi raz się to przydarzyło. Winię za to jednak jego niezdarność.

Z Connorem docieramy na miejsce jako pierwsi, więc włączamy oświetlenie składające się z lampek na baterie i gawędzimy o pani Calter i jej znajomości z burmistrzem. Wszyscy widzą, że mają się ku sobie i już powstają wśród mieszkańców zakłady, kiedy coś się między nimi zmieni.

– No w końcu! – krzyczę na widok burzy brązowych, kręconych włosów Hiltona. Jest z nas wszystkich najstarszy. Ma dwadzieścia lat i pełni funkcję starszego brata, czyli droczącego się ze wszystkimi, lub taty, dbającego, by nic nam się nie stało. Gra też na gitarze, i to jego sposób na podryw. Testuje go na każdym, nie na każdej. Dosłownie na każdym.

– Stęskniłeś się, złotowłosy? – mówi szyderczo do Connora.

Odkłada torby z jedzeniem, a następnie podchodzi do Watsona. Nim ten drugi jest w stanie pojąć, co się w ogóle dzieje, Hilton go podnosi, mocno przy tym ściskając.

– Gdzie Mia? – pyta, odstawiając jej brata z powrotem na ziemię.

– Byłem pewien, że przyjdzie z tobą.

Marszczę w zamyśleniu brwi. Hilton zwykle nadzoruje młodą Watsonównę. Ma jakąś obsesję na punkcie pilnowania jej. Chociaż jakby się nad tym dłużej zastanowić, to chyba jak każdy z nas. Mia jest najmłodsza w naszej paczce, ma dopiero szesnaście lat i raczej przez to odczuwamy większą potrzebę chronienia jej i dbania o nią.

Hilton wyciąga telefon i od razu wzdycha z ulgą. Czekam, aż wyjaśni, co go tak uspokoiło, ale nie muszę długo czekać, bo ekran mojej komórki się rozświetla, ukazując wiadomość z grupowego czatu:

JAK ŚLIWKI W KOMPOT:

Oscar: *przesłano zdjęcie*

Kate: Kasuj to, idioto.

Oscar: Dzieci i ryby głosu nie mają.

Hilton: Sprężajcie swoje zgrabne tyłki, misie kolorowe.

Oscar jest młodszy od Kate o dwa miesiące, ale lubi drażnić ją przezywaniem jej od dzieciaków. Zauważył, że ją to irytuje, więc to jej ksywka. Na zdjęciu natomiast widać Mię, dlatego podejrzewam, że to uspokoiło Hiltona.

– A ty się tak nie szczerz. – Wskazuje na mnie oskarżycielsko palcem.

Unoszę ostrzegawczo ręce w powietrze, chociaż na mojej twarzy nadal tli się coś na kształt uśmiechu.

Jak w każdej paczce mam swój ship1, a mianowicie Hiltona i Kate. Oni nie zdają sobie z tego sprawy albo dobrze to ukrywają. Między nimi czuć taką chemię, że łatwo można by od tego zachorować. Nie przesadzam.

I to nie tak, że bawię się w swatkę. Nic z tych rzeczy. Nie jestem nachalna. Po prostu dużo obserwuję i przez to zauważam detale, których inni nie widzą. Na przykład to, że po opowiedzeniu żartu chłopak najpierw spogląda na Kate. Upewnia się, że ją rozbawił. Jestem więc pewna, że coś jest na rzeczy.

Wszyscy wzdrygamy się na nagły krzyk zapowiadający resztę naszych przyjaciół. Oscar popycha delikatnie Mię, na co ta prawie ląduje na piasku. Dziewczyna posyła mu mordercze spojrzenie i już zauważam błysk agresji w jej brązowych tęczówkach. To w zasadzie nawet zabawne. Oscar zwykle ją zaczepia, bo wie, że łatwo wyprowadza ją tym z równowagi.

Kate, czarnowłosa osiemnastolatka, to przeciwieństwo Hiltona, to taka wyluzowana ciotka, która pozwala ci przeklinać za plecami mamy i rozmawia z tobą o chłopcach. Od zawsze lądowałyśmy w tej samej klasie, przez co nie było opcji, byśmy się nie zakolegowały.

Mię znam rzecz jasna od pieluchy ze względu na to, że jest siostrą Connora.

Hiltona poznałam pięć lat temu, gdy przypadkiem trafił mnie oponą w głowę. Za szkołą w ziemi zakopane były opony, żebyśmy mogli po nich skakać i dobrze się bawić. Niestety ktoś odkopał jedną z nich i chłopacy urządzili sobie zabawę w rzucanie. Skończyło się wstrząśnieniem mózgu, a on przez kolejne dwa miesiące odprowadzał mnie do szkoły i ze szkoły, bo bał się, że mogę przez niego zemdleć. Okazało się, że jest zabawny, więc wkręciłam go do naszej minipaczki. Przyprowadził też Oscara i takim sposobem spotykaliśmy się codziennie po lekcjach.

Hilton obecnie studiuje zarządzanie w Nowym Jorku dlatego wie, co czujemy w związku z rozpoczęciem przez nas college’u, sam przeżywał to dwa lata temu. Dorosłe życie zbliża się zdecydowanie za szybko.

– Gdzie Alex? – zauważa Connor.

Alex Gray dołączył do nas pięć lat temu. Przeprowadził się tu z Lutonu w Anglii i… trudno jest nam nawiązać więź. Reszta moich przyjaciół go uwielbia, a ja nie potrafię. Alex jest burakiem, prostakiem i gburem. I do tego pijakiem. Jest opryskliwy, arogancki i chamski. Do tej długiej listy wad mogę jeszcze dodać nachalność. Nie umie też przyjąć odrzucenia, bo jego nasilona wrogość do mnie zaczęła się po imprezie rok temu, gdy pijany się do mnie przystawiał, a ja nie byłam nim zainteresowana. Zraniłam go i najwidoczniej jego biedne serduszko nadal się po tym nie otrząsnęło.

Wolę, gdy go z nami nie ma. Tak jak teraz.

– Padam z głodu – mówię donośnie, ściągając na siebie uwagę wszystkich. – Rozpalamy?

Mam nadzieję, że przenośny grill zdoła sprawić, że reszta zapomni o Alexie. Podejrzewam, że odsypia poprzednią noc. Z relacji na Instagramie wiem, że spędził ją w jakimś klubie w Dallas, bezwstydnie trwoniąc pieniądze rodziców. Aż mi ich szkoda, że wychowali takiego gamonia.

– Znów poprawiałaś kolor, Mia? – Oplatam sobie wokół palców kosmyk bordowych włosów. – To zdecydowanie twój odcień.

– Myślę nad fioletowym – przyznaje z błyskiem podekscytowania w oczach.

Uwielbia szaleć z włosami i ich kolorami. Czasem zmienia je po skończeniu jakiegoś serialu, którego bohaterką chciałaby być. W rodzinie Watsonów to Mia jest tym zbuntowanym dzieckiem. O mało nie przyprawiła swojej mamy o zawał, gdy dwa miesiące temu pojawiła się w domu z kolczykiem w nosie. Connor nocował u mnie przez kolejny tydzień, bo Ellie Watson rzucała talerzami. W przenośni i dosłownie. Z czasem przyzwyczaiła się do błyskotki w nosie córki, ale nadal jest przeciwna kolejnym zmianom w jej wyglądzie. Moim zdaniem Mia wygląda ślicznie, a kolczyk pasuje do jej temperamentu.

– A tę co ugryzło? – pytam, zerkając na nachmurzoną Kate.

– Oscar – odpowiada mi krótko młoda Watson.

Zapewne znów wpadł na równie genialny pomysł, jak ten z zafarbowaniem jej brwi na zielono, gdy spała. Ach. Uśmiecham się na wspomnienie jej krzyków. W zamian zgoliła Smithowi brwi i byli kwita.

– No w końcu! – Zadowolony krzyk Hiltona wyrywa mnie z zamyślenia.

– Wystąpiło małe opóźnienie.

Przewracam oczami, słysząc ten lekko zachrypnięty głos. Nie odwracam głowy, bo nie mam ochoty psuć sobie humoru widokiem jego twarzy. Już sama jego obecność działa mi na nerwy.

Cisza, jaka zapada, zdziwienie na twarzy Mii i wypieki na twarzy Connora sprawiają jednak, że obracam się, by móc zobaczyć, co wywołało u nich takie reakcje.

Psia kość. Tego to ja się nie spodziewałam.

– Jestem Emily – bąka speszona dziewczyna.

Wszyscy jesteśmy zaskoczeni. Alex często poznaje nowe dziewczyny, które nam przedstawia, a my udajemy, że wierzymy w to, że ich relacja przetrwa tydzień. Poza tym wszyscy w Dreamstone wiedzą, jaki ten chłopak jest, więc nie czuję ogromnych wyrzutów sumienia. Natomiast sprawa z Emily to coś innego. Alex nigdy nie przyprowadził swojej „koleżanki” do przystani. To nowa sytuacja, a przecież wszystko, co nowe, nas przeraża, stąd ta reakcja zebranej ekipy.

Czy ten idiota naprawdę musiał wybrać akurat ją? Connor się załamie.

Bezwstydnie gapimy się na dziewczynę, wprawiając ją w jeszcze większe zmieszanie.

Kate jako pierwsza przełamuje lody. Uśmiecha się szeroko, ukazując aparat na zębach, i zachęca Emily do zajęcia miejsca.

Z Connorem posyłamy sobie znaczące spojrzenia, coś w guście: „Co ona tu robi?” i „Kłopoty”.

Automatycznie przypominam sobie sytuację ze sklepu. Już podejrzewam, jak zażenowany musi czuć się mój przyjaciel. Uśmiecham się do jego wybranki, gotowa nawiązać rozmowę, która wymaże poprzednie spotkanie, ale moje usta się zamykają, nim zdążę się odezwać, bo naprzeciwko mnie siada Alex.

Przeczesuje rękami czarne włosy, by następnie utkwić we mnie natarczywe spojrzenie. Unosi kącik ust w kpiącym uśmiechu, odkrywając dołeczek w policzku.

Nie jestem osobą, która zaprzecza faktom. Nie lubię okłamywać samej siebie, dlatego powiem prawdę. Alex Gray jest przystojny. Przerażająco piękny. Do jego twarzy przyłożyli się wszyscy aniołowie, a wysłannicy diabła im pomagali.

– Stęskniłaś się, Lie? – rzuca lodowato, na co się wzdrygam.

Nie wiem, jak przetrwam wieczór bez kłótni z tym człowiekiem.

3A skoro mowa o kompleksach…

Od piętnastu minut siedzimy z Connorem na dziurawej łódce na plaży i obserwujemy naszych przyjaciół. Grają w karty, a my obmyślamy plan odratowania wizerunku Watsona.

Emily, a tak właściwie Em, jak ją nazywam, coraz lepiej czuje się w towarzystwie. Pewnie piwo, które wypiła, miało w tym swój udział.

– Dlaczego ze wszystkich dziewczyn musiał wybrać ją? – szepcze Connor.

– Bo resztę już miał – prycham.

– Jak mam niby ją zdobyć, jeśli on też jest nią zainteresowany?

Nie mam pojęcia. Czeka nas ciężka misja, ale przecież nie jest to niemożliwe.

– Może zacznijmy od tego, że powinniśmy tam być? – odpowiadam. – Wyglądamy jak idioci. Poza tym Em może pomyśleć, że jej nie lubimy czy coś.

Przyjaciel podnosi się na równe nogi, podaje mi rękę i pomaga wstać. Przez chwilę szepczę do niego motywujące zdania typu: „Możesz wszystko’’ i „Żadna ci się nie oprze’’. Nie sądzę, że to jakkolwiek mu pomaga, ale chociaż próbuję.

Dołączamy do naszych przyjaciół w momencie rozpoczęcia nowej gry. Gramy w skojarzenia przez następnych kilkanaście minut, póki nie stwierdzamy, że Kaczor Donald nie powinien kojarzyć się Oscarowi z seksem i odpuszczamy. Poszliśmy w złą stronę.

Z przenośnego głośnika rozbrzmiewa „Lush Life’’ Zary Larsson i Hilton, jak to on, wstaje, by rozpocząć samotny taniec przy grillu. Wszyscy poza mną i, rzecz jasna, Mią piją piwo. Jesteśmy pod tym względem restrykcyjni, tak więc młoda otrzyma nasze błogosławieństwo dotyczące tego trunku dopiero po ukończeniu przez nią osiemnastego roku życia. Mocniejsze alkohole takie jak wódka czy domowej roboty bimber – po dwudziestym pierwszym roku życia, tak jak nakazuje prawo.

Ja za to nie piję, bo nie czuję takiej potrzeby. Podoba mi się świat taki, jaki jest. Nie potrzebuję go sztucznie ulepszać. Według większości rówieśników jestem nudna, co wcześniej mocno we mnie uderzało. Kłamałam, że boję się przyłapania i kłopotów z racji tego, że nie miałam jeszcze dwudziestu jeden lat, co zawsze wyśmiewali. W tym momencie jestem z siebie dumna, bo nie poddałam się tej rówieśniczej presji.

– Nadal ukrywasz fakt, że nie urosły ci cycki?

A skoro mowa o wpływach rówieśników… Alex Gray jest winnym wszelkich moich byłych kompleksów związanych z ciałem.

Gdy się poznaliśmy, moja szafa składała się wyłącznie z dresów i oversizowych koszulek. Jestem osobą szczupłą. Może nie mam idealnego wcięcia w talii, ale uważam się za atrakcyjną, a moje duże uda i tyłek są moim atutem. Alexowi to przeszkadzało i kiedyś spytał, czy jestem pewna, że nie miałam być chłopcem, bo nie mam biustu. Czternastoletnią mnie to zabolało i przez kilka dni wstydziłam się przebierać na wf-ie. Zastanawiałam się, czy ma rację.

Ktoś inny uświadomił mi wtedy, że jestem atrakcyjna i słowa Alexa przestały mieć aż takie znaczenie. Aczkolwiek pozostał niesmak.

– Ubliżaniem komuś próbujesz zagłuszyć własne kompleksy? – pytam, udając zaciekawienie.

– Kompleksy są ograniczeniami, które sami wymyślamy. Wyglądam ci na kogoś z ograniczeniami?

– Ograniczeniami umysłowymi? Zdecydowanie tak – odpowiadam poważnie.

Emily parska śmiechem, podobnie jak Oscar, Kate i Connor. Mia jest za to podekscytowana. Przyznała kiedyś, że nasze sprzeczki to powód, dla którego żyje.

– Nooo proooszę. – Gray przeciąga leniwie słowa. – Ubliżaniem komuś próbujesz zagłuszyć własne kompleksy? – powtarza po mnie.

– Nie mówiłeś czasem, że kompleksy są wymyślonymi przez nas ograniczeniami?

Gra się rozpoczęła. Tylko jedno z nas wygra. I obym to była ja.

– Zgadzasz się ze mną? – Unosi brwi.

Prycham.

– Zgodzę się, że kompleksy są ograniczeniami, ale zazwyczaj nie biorą się znikąd. Ludzie, a dokładniej ludzkie pijawki, wpędzają innych w kompleksy – mówię znacząco.

Reszta podnosi się z miejsc, by pomóc Hiltonowi z gaszeniem grilla, a ja z Alexem w ciszy na siebie patrzymy. Oboje mamy wypisane na twarzach obrzydzenie, choć u mnie jest najbardziej widoczne.

Kątem oka widzę Em rozmawiającą z Kate. Connor stoi tuż obok. Nie włącza się do dyskusji, ale robi progres, bo jeszcze nie uciekł. Jestem z niego dumna.

– A może niektórym przydałoby się więcej pewności siebie? Wtedy nikt nie wpędziłby ich w kompleksy. – Znów zaczyna Gray.

Jest jak budzik w poniedziałkowy poranek. Niechciany i irytujący.

– A może niektórym przydałoby się więcej empatii, dobroci i wychowania? – odpowiadam pewnie, skupiając na nim całą uwagę, co zapewne mile łechta jego ego.

W słabym świetle Alex zdaje się tylko uśmiechać, ale widzę więcej. Przekrzywia delikatnie głowę, minimalnie mruży oczy i rozmyśla. Nie chcę nawet wiedzieć o czym.

– Wąż! – piszczy Mia, odbiegając spory kawałek i ściągając tym naszą uwagę.

– O matko, i co teraz? – wtrąca się Oscar, drwiąc z przyjaciółki. – Zobacz, jaki słodki. Przestraszyłaś go.

Schyla się, najprawdopodobniej po zwierzę. Już teraz wiem, że to idiotyczny pomysł, ale, cóż, Oscar Smith nie należy do najinteligentniejszych.

– To go stresuje – odzywa się Hilton, brzmi na opanowanego, ale zauważam, jak klepie nerwowo palcami o udo. Nie przepada za gadami i wszelkimi płazami. – Zostaw go. Nie dotykaj, bo się zdenerwuje.

Wzdycham ciężko i ignoruję szyderę Alexa. Wstaję, by podejść do przyjaciół i im pomóc.

– Przecież nic mu nie zrobię. Chcę go tylko przenieść – tłumaczy Oscar, wystawiając rękę w stronę węża.

3, 2, 1…

Rozlegają się okrzyki przerażenia. Cofam się o krok. Można pomyśleć, że to pisk Mii lub mój, lecz nie tym razem. Wąż ucieka, a jego nagły ruch przeraża chłopców do tego stopnia, że Oscar ląduje w ramionach Hiltona. Ten drugi natomiast stoi w tym samym miejscu, trzymając swojego przyjaciela i nie przestając wrzeszczeć.

Przykładam rękę do ust Hilla, tym samym uciszając go. Mam wrażenie, że ten krzyk słychać było po drugiej stronie jeziora.

Oscar zeskakuje na ziemię, otrzepuje niewidzialny kurz z koszulki i unosi dumnie brodę.

– To tylko wygłupy. Nie przestraszyłem się takiego malutkiego węża – zapewnia, na co wszyscy wybuchamy śmiechem. – Poważnie! Jestem nieustraszony. Mógłbym wziąć go na rękę bez problemu. Tak samo jakiegoś pająka.

Przytakujemy, podśmiechując się pod nosem, i rozsiadamy się przy grillu. Oscar nadal próbuje nas przekonać, że to był okrzyk bojowy. On się wcale nie wystraszył. Nikt mu nie wierzy.

Witamy w codzienności z Marzycielami. Nieidealnej, głupiej i dziecinnej, ale mojej ukochanej. Wystarczy się tylko przyzwyczaić.

4Za głęboka woda dla kogoś, kto nie potrafi pływać

Następnego dnia budzę się trochę później, co nie umyka uwadze mojej mamy. Zastaję ją w kuchni, gdzie przygotowuje zamówienia. Jest artystką i z wełny potrafi zrobić wszystko. Sześć lat temu pomogłam jej założyć stronę internetową, dzięki czemu mogła zwolnić się z pracy i zarabiać w domu. Interes kwitnie, a ja jestem z niej niesamowicie dumna.

– Znowu byłaś w lesie? – pyta, podnosząc wzrok znad laptopa.

Szczerzę się, chcąc ją jakoś udobruchać. Nie przepada za tym miejscem. Uważa, że…

– To niebezpieczne. A co, jeśli ktoś z was wpadnie na pomysł pływania po pijaku i się utopi? Nie lubię, gdy tam jesteś. Martwi mnie to.

– Mamo. – Podchodzę bliżej i kładę rękę na jej ramieniu. – Przecież mnie znasz. Resztę też. Wiesz, że jesteśmy rozważni. Poza tym jeszcze nigdy się nie upiłam.

– Jeszcze – akcentuje, ale jej postawa się rozluźnia – to słowo klucz.

Przewracam oczami ze śmiechem i przygotowuję sobie śniadanie. Za oknem zauważam zmierzającego z rowerem w moją stronę Hiltona. Nie wygląda na zbyt żywego. Ślady wczorajszego picia uwyplukają się na jego twarzy. Macham mu i głową wskazuję, by wszedł.

– Dzień dobry, Rzucaczu – wita się z nim moja mama. – Widziałeś dziś jakieś opony?

Nigdy nie da mu o tym zapomnieć.

– Dzień dobry, pani Tomson. Dziś dwie. Mam nadzieję, że jutro znajdę jeszcze kilka i urządzę sobie zawody.

– Nie zapomnij mnie na nie zaprosić – odpowiada mu, a ja klepię przyjaciela po plecach, dając znak, żeby poszedł za mną.

Moim ulubionym miejscem w domu nie jest sypialnia. Lubię ją, ale nie mam zbyt świetnego widoku. Moje okno mieści się naprzeciwko okna Alexa, więc staram się je zasłaniać praktycznie cały czas.

Za to weranda przed domem… cudo – raj na ziemi. Mogę oglądać pięknych ludzi, zwierzęta biegające po ulicy, wschody i zachody słońca.

– Lecisz z nami do sadu? – pyta Hilton, siadając na schodkach. – Wszyscy idą. Zabieramy też Emily.

– Emily? – Prawię dławię się płatkami.

– Mhm – przytakuje. – Więcej rąk do pomocy, więc szybciej zejdzie. Poza tym chyba podoba się Alexowi.

– A powiedz mi, kto mu się nie podoba? To zwierzę, które myśli tym, co ma w spodniach, i brak mu jakichkolwiek ludzkich odruchów. Dodatkowo to dupek, a Emily wydaje się w porządku, więc nie będę przed nią udawać, że Alex to świetny materiał na chłopaka.

– Przesłodka Lie.

Zastygam, słysząc głos ociekający arogancją i kpiną. Po chwili widzę swojego sąsiada.

– Zawsze rozkładasz wszystko na czynniki pierwsze i nie dostrzegasz rzeczy oczywistych. – Mierzy mnie lodowatym spojrzeniem. – Nie myl chęci przelecenia kogoś z miłością. Obie te rzeczy mogą istnieć zarówno razem, jak i osobno. A co do twojego pytania… znam odpowiedź. Oboje dobrze wiemy, kto mi się nie podoba. – Spogląda na mnie znacząco.

Nie zamierzam dać się wciągnąć w jego głupią gierkę, więc mu nie odpowiadam.

Naprawdę żałuję, że mam na sobie piżamę, która składa się z krótkich spodenek i koszulki na ramiączkach. Nie mam stanika, a gdy wstanę, będzie mi widać tyłek. Cóż za cudowne rozpoczęcie dnia.

– Rozumiem, że on idzie z nami? – upewniam się, nie ukrywając rozdrażnienia. To chyba przez zbliżający się okres.

– Wszyscy i tak wiemy, że w głębi duszy się cieszysz – odgryza się Hilton.

Przewracam oczami i kończę śniadanie. Chłopacy pogrążają się w rozmowie o Emily. Hill uważa ją za fajną i nawet zabawną, a Alex za gorącą. Od razu uderza mnie ta różnica. Hilton zwraca uwagę na charakter, a Gray na wygląd. To nadal duże dziecko.

Podnoszę się i wchodzę tyłem do domu, by nie dać sąsiadowi szansy na ocenienie mnie. Chociaż i tak mogę się założyć, że zrobił to od razu po przyjściu. Pewnie pomyślał, że mam grube uda i powinnam schudnąć.

Stop. Nie będę przejmować się tym człowiekiem.

W pośpiechu wkładam kolarki i długą koszulkę. Sprawdzam trzy razy, czy zasłania mi większą część ud. Włosy związuję w niskiego kucyka i nie zapominam o czapce. Nie chcę dostać udaru.

– Idziemy do sadów! – krzyczę, by mama usłyszała.

– Włóż czapkę!

– Włożyłam!

– Obyś spadła z drabiny. – Znikąd w korytarzu pojawia się mój brat. W jego słowniku to oznacza, że mam na siebie uważać.

– Obyś przypalił się zapalniczką – odpowiadam z uśmiechem, patrząc na papierosy w jego ręce. Okropny nałóg, którego razem z mamą próbujemy się u niego pozbyć. Jak widać bezskutecznie.

– Powiedz tacie, żeby wstąpił do Amandy po sadzonki piwonii – prosi mama.

Mój tata pracuje, a w zasadzie jest jednym z czterech współwłaścicieli sadów, tak samo jak ojciec Alexa, Oscara i mama Kate. W wolnej chwili, takiej jak ta, tata jedzie pomóc nam ze zrywaniem i przy okazji nas nadzoruje. Gdy nie ma na to czasu, zostajemy w sadzie sami, ewentualnie dołącza do nas któryś mieszkaniec wsi.

Z racji, że każdy się z każdym zna, nie ma opcji, by ktoś zniszczył drzewa lub nas okradł. Poza tym sady nie dość, że dostarczają mieszkańcom najlepszej jakości owoce, głównie śliwki, to na dodatek młodzież, i nie tylko, może sobie dorobić. Ja też w ten sposób zarabiam. Nie jestem jakoś lepiej traktowana, jak może ktoś pomyśleć. Ja, Oscar, Kate i Alex jesteśmy takimi samymi pracownikami jak każdy inny.

Wychodzę z domu, chwytam Hilla pod ramię i razem kierujemy się w stronę sadu. Gray w ciszy prowadzi rower obok nas. Nos ma wetknięty w ekran telefonu i nawet nie słyszy, o co pyta go przyjaciel.

– Ziemia do Alexy – żartuje.

Ten podnosi głowę i spogląda pytająco na Hiltona.

– Zaraz będzie skręt do Emily. Napisz jej, żeby wyszła.

– Zmiana planów. Jest już na miejscu. Poszła z Kate – odpowiada Alex, znów nie zwracając na nas uwagi.

Przytakuję głową, ukrywając podekscytowanie. Nie mogę się już doczekać momentu, gdy „Misja Collie” zacznie faktycznie działać, ale żeby do tego doszło, potrzebna jest strategia.

Na szczęście dla Connora wszystko obmyśliłam.

– Skoro jej nie będzie, to wsiadaj – rzuca Hilton. – Szybciej dojedziemy. Widzisz starą Benson? – mówi, gdy już zajmuję swoje standardowe miejsce na kierownicy. – Podobno od miesiąca próbuje różnych przepisów i zrobiła już ponad trzydzieści kilogramów dżemu. Czaisz to? Co ona z tym później zrobi?

– Pewnie moja mama znowu je od niej kupi i będzie zmuszała mnie do jedzenia.

W czasie trwania Święta Pieczonej Śliwki jest rozstrzygany konkurs na najlepszy dżem z tych owoców. Niestety, mnie raz zdarzyło się, że byłam w jury. Pamiętam, że po spróbowaniu kilkudziesięciu przetworów zwijałam się z bólu brzucha przez resztę dnia. Do tej pory mam ochotę zwymiotować, gdy tylko zobaczę ten dżem.

A moja mama co roku bierze udział w tym konkursie – znów na moje nieszczęście. Jak dotąd nie udało jej się wygrać, ale twierdzi, że w tym roku będzie inaczej.

Patrząc na duże zaangażowanie starej Benson, będzie ciężko.

– Po co twoja mama je od niej kupuje? – dziwi się Hilton.

– Żeby odkryć jej tajemne receptury i ją pokonać – odpowiadam zgodnie z prawdą.

Pani Benson wygrywa praktycznie co roku. Ma sześćdziesiąt pięć lat i już czterdzieści konkursów za sobą. Moja mama zna ją praktycznie od małego i jedyne, co pamięta ze Święta Pieczonej Śliwki w dzieciństwie, to smak porażki na rzecz wygranej pani Benson. Stąd jej nadmierna ambicja do chociażby jednej wygranej.

Hilton przyznaje, że to sprytna zagrywka, i tak docieramy do sadów. Nasza wieś nie jest ogromna, ale jej przejście zajmuje spory kawałek czasu, dlatego najłatwiej i najszybciej jest nam poruszać się rowerami. Niestety mój nie przetrwał spotkania z drzewem i od jakiegoś miesiąca czekam, aż tata go naprawi. Za każdym razem zapewnia, że zajmie się nim następnego dnia.

Na szczęście ktoś z paczki, a najczęściej Hilton, zawsze pomoże i mnie podwiezie.

– Koniec przejażdżki, Nolie. – Zatrzymuje się przy bramie, bym mogła zejść bez upadku.

– Jazda na kierownicy jest tak przyjemna, że chętnie bym do niej przywykła, a ty zostałbyś moim prywatnym szoferem – mówię ironicznie.

– Czuję się wyróżniony. – Odkłada rower i chwyta się teatralnie za serce. – Całe życie czekałem na taką posadę.

– A ja całe życie czekam, aż w końcu się ruszycie – wtrąca z rozdrażnieniem Alex.

Cóż. I mój dobry nastrój znika. Już prawie zapomniałam, jakie to cudowne uczucie, gdy tego chłopaka nie ma w pobliżu.

– No już, już. Nie bądź zazdrosny, misiaczku. – Hilton do niego podchodzi i ściska go za policzki. – Nolie nigdy ci mnie nie odbierze. Nie ma takiej mocy.

– Auć. To zabolało – udaję wzburzenie i wbiegam do sadu, by znaleźć Connora.

Zauważam go w trzeciej alejce. I niemal wrzeszczę, bo Emily stoi z Kate kilka metrów dalej. Dlaczego nie włączył się do rozmowy?!

Dobra, będzie trudniej, niż podejrzewałam, ale to się naprawi. Damy radę. Z moim planem wszystko się uda.

– Punkt pierwszy, pajacu – szepczę, gdy już jestem w zasięgu jego słuchu. – Bądź w pobliżu tak wiele razy, ile zdołasz. Dzięki temu może dowiesz się o niej czegoś, co ci pomoże.

– Nie mogę.

– Czego nie możesz?

– Nie mogę stać obok – odpowiada z przejęciem.

– A to niby dlaczego? – pytam zdezorientowana.

– No bo… ona wtedy się do mnie odzywa. A ja nie chcę się zbłaźnić, więc kiwam głową i odchodzę.

Dociera do mnie fakt, któremu chciałam zaprzeczyć. Nieśmiałość Connora względem płci pięknej traktowałam jako coś uroczego i niewinnego, ale to jednak problem. I nie mogę go ot tak wrzucać na głęboką wodę.

Zaczniemy od pracy nad nim.

5Kłamstwo ma smak słodyczy

Punkt pierwszy: próba zrozumienia i zaakceptowania swojej nieśmiałości przez Connora

Przeszukałam w tym celu prawie cały internet i zdobyłam tajemną wiedzę, która powinna mu pomóc.

– Przestań! – Rzuca we mnie poduszką. – Jesteś przerażająca.

– A co takiego robię?

– Dziwnie się gapisz.

– Analizuję ciebie i twoje zachowania – odpowiadam szczerze.

Przyjaciel przewraca oczami i ponownie wpatruje się w widok za oknem. Jest zdenerwowany, widzę to. Zdenerwowanie wynika pewnie z faktu, że Alex zaproponował Emily wypad na rowery, a ona się zgodziła. I do tego są tam sami…

Wow. Jestem świetną analizatorką i obserwatorką.

Wzdycham i odkładam na bok zeszyt. Nie jestem psychologiem, nie znam się na tych sztuczkach z cyklu jak oszukać podświadomość i nakierować się na właściwe myślenie. Chcę, żeby Connor był szczęśliwy. Chcę umieć mu pomóc.

– Oko na spacerze – mówi, odchodząc od okna.

„Oko” to tak naprawdę pani Mock. Jest już stara i przez to też marudna. Szuka problemów i pretekstów, by przyjść do któregoś z rodziców i naskarżyć mu na jego dziecko. Nie lubi nikogo. Poza moją mamą. Choć to też czasem kwestia sporna. Kupuje od niej swetry, skarpetki i ubrania dla kotka, ale mimo to bywa dość oschła.

– Myślisz, że on jej się podoba?

– Nie wydaje się głupia – odpowiadam, wzruszając ramionami.

Watson wzdycha ciężko i odrywa spojrzenie od widoku za oknem.

– Pytam poważnie.

– A ja ci poważnie odpowiadam. Skąd mogę wiedzieć, czy jej się podoba? Nie znam Emily, ale wydaje się inteligentna, a co za tym idzie, powinna rozpoznać, że Alex to słaby materiał na wiernego chłopaka.

Moje słowa nie są w stanie przekonać Watsona.

– Dlaczego ciągle się do niego porównujesz? Jesteś o wiele przystojniejszy i do tego miły. Masz do zaoferowania więcej niż Gray – mówię szczerze.

Naprawdę tak jest. Connor jest idealnym towarzyszem na zakupach, potrafi słuchać, podejmuje decyzje w kwestii filmów i jedzenia, gdy ja nie potrafię wybrać. Ma dobre serce i dla bliskich zrobi wiele.

Żałuję, że on tego w sobie nie widzi.

– Nadal wspominasz Esme? – zgaduję.

Esme to była wybranka serca Connora. „Zakochał się” w niej pół roku temu, ale pech chciał, że Alexowi również wpadła w oko i dziewczyna wybrała właśnie jego.

Mój przyjaciel nie mógł się po tym pozbierać z dobry miesiąc. Ale jak Esme mogła wiedzieć, że podoba się Connorowi, skoro nie dawał jej żadnych znaków?

A to podobno kobiety są skomplikowane.

– Męczy mnie już to. Boję się, że tak już po prostu będzie. Że do końca życia będę umierał z miłości do kogoś, kto nigdy nie będzie mój – wyznaje cicho.

To moment, w którym słowa nie wystarczą, więc wstaję i podchodzę do niego, by go przytulić. Myślę nad tym, co mogę zrobić, żeby czymś go zająć. Mamy jeszcze trochę czasu, by zrealizować „Misję Collie”.

Teraz Connor i tak nie jest w nastroju do robienia jakiegokolwiek punktu z listy. Mogę się z niego nabijać, żartować z powodu bycia zakochanym raz w miesiącu, ale prawda jest taka, że wiem, że dla niego to ważne. Wiem, że nie przegina i nie dramatyzuje. Naprawdę zależy mu na Emily i frustruje go to, że nie może nic z tym zrobić. Przeklina serce za łatwe rozpalanie się, a ciało za sabotowanie serca.

– Co ty na maraton Harry’ego Pottera na pocieszenie? – proponuję, wiedząc, że go to rozweseli.

Schodzimy na dół, gdzie od razu rzucam się na dłuższą część kanapy.

W kuchni mama rozmawia przez telefon z mamą Connora, tata odnawia szopę w ogrodzie, a Brad… w sumie to nie wiem, gdzie jest. Ale to dobrze. Mówiłby każdą kwestię bohaterów i tym samym zagłuszał nam film.

Włączamy pierwszą część, a na mojej skórze pojawia się dreszcz. Za każdym razem czuję większe emocje niż wcześniej, głównie przez sentyment i miłe wspomnienia. Gdy byłam młodsza, często z rodzicami spędzaliśmy wieczory na oglądaniu Harry’ego. To był nasz rytuał.

– Myślisz, że nasze listy po prostu gdzieś się zapodziały? – pytam, wpatrując się w ekran. – Bo przecież to możliwe, że jesteśmy czarodziejami, prawda?

– Byłabyś Ślizgonką.

Nie wiem, czy chciał mnie obrazić, czy raczej skomplementować.

– To dobrze – mówię dumnie. – Jestem ambitna i inteligentna. Ślizgoni mają więcej cech niż tylko „okrutność” i wkurza mnie, że nie są tak przedstawiani. A Gryfoni wcale nie są tacy idealni!

– Nie zaczynaj znowu – jęczy Connor. – Wiem, że Dumbledore ich faworyzował, wie to każdy, kto kiedykolwiek przeczytał książkę lub obejrzał film. – Patrzy na mnie z powagą.

Otwieram usta, by coś dodać.

– I wiem też, że Krukoni i Puchoni byli pomijani i traktowani jak coś „gorszego”, a byli tak samo ważni jak reszta.

Uśmiecham się słodko, bo właśnie to chciałam powiedzieć.

– Jesteś dobrym słuchaczem.

– Po prostu powtarzasz to za każdym razem. Trudno byłoby nie zapam…

Resztę jego wypowiedzi zagłuszają otwierane drzwi i głośna rozmowa. Krzywię się, bo rozpoznaję oba głosy. Jeden należy do mojego brata, a drugi…

– Nadal czekasz na swój list z Hogwartu, Lie?

Alex Gray.

Co on robi w moim domu? Od kiedy wychodzi z moim bratem?

I co ważniejsze, dlaczego nie jest z Emily?

– Nadal czekasz, aż twój mózg zacznie poprawnie działać? – odpowiadam z jadem w głosie.

Brad kieruje się do kuchni, a Alex nie idzie za nim jak na grzecznego gościa przystało, tylko robi za intruza i stoi w moim salonie.

– Alex! – cieszy się moja mama. – Wpadłeś do Nolie?

– Właściwie to do pani syna. Nolie wolałaby zostać Śmierciożercą, niż spędzić ze mną więcej czasu niż to konieczne.

Nie myli się. To prawda.

– Świetnie się składa, bo obiad gotowy. Wszyscy do stołu – zarządza mama tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Serio? Po co Brad go tu przyprowadził? Czy to jakaś kara od losu? Już i tak muszę się z nim męczyć, gdy wychodzimy z paczką, a teraz jeszcze mam z nim jeść obiad i udawać, że wcale nie mam odruchu wymiotnego, gdy na niego patrzę?

Litości, koszmarny dzień.

Z miną męczennika nakrywam do stołu, celowo ignorując przy tym Alexa. Muszę dać mu jak najmniej pola do popisu i jakoś to przeżyjemy.

– Nie w tych ubłoconych butach! Na litość boską! – zwraca się mama do swojego męża. – Myłam dziś podłogi.

Tata mamrocze pod nosem ciche „przepraszam”, a ja próbuję nie wybuchnąć śmiechem, gdy ściąga buty i stara się skarpetkami wytrzeć plamy po błocie. Nie mówię mu, że teraz skarpetkami zrobi bałagan. Sam zaraz na to wpadnie, a jeśli nie, to mama na pewno mu w tym pomoże.

– Louis… – Kobieta wyraźnie gryzie się w język. – Po prostu odłóż te buty na bok, umyj ręce i siadaj. Później to ogarniesz.

Brad zaczyna rozmawiać ze swoim nowym kumplem i obaj nas ignorują. I obiad przebiegłby w przyjemnej atmosferze, gdyby nie fakt, że moja matka, Adele, nie lubi być ignorowana.

– Gdzie się wybierasz na studia, Alex? – pyta względnie miło, ale znam ją całe życie i wiem, że w tym tonie czuć sugestię do poprawnego zachowywania się w towarzystwie.

– Wybrałem uniwersytet w Nowym Jorku.

Zaskakuje mnie. Wydawało mi się, że wybrał coś w Los Angeles lub Miami, by ciągle imprezować. Ciepło, plaża i raj dla obijających się studentów. To jego klimaty.

– Świetny wybór – chwali go. – Nowy Jork otworzy ci wiele drzwi, jeśli dobrze wykorzystasz ten czas. Ale to dość daleko od rodzinnego domu, co sądzą twoi rodzice? Nie miałam okazji ostatnio się z nimi widzieć. Ciągle w biegu.

– Są zadowoleni z wyboru – odpowiada zdawkowo. – Nolie za to wybiera się do Kansas, prawda? – Celowo zmienia temat, by przestać być na świeczniku.

Nie obchodzi go, gdzie idę do szkoły. Nie chce mu się nawet przez pięć minut udawać, że jest dobrze wychowany.

– Przez ostatnie trzy lata przygotowywała się do tego momentu. – W oczach mojej mamy lśnią łzy dumy. – Nie wagarowała, nie sprawiała problemów, skupiała się na nauce, a dzięki temu dziś może się pochwalić zdobyciem stypendium.

Odkładam widelec na bok, bo narastająca w gardle gula uniemożliwia mi jedzenie. Robi mi się gorąco, gdy mama wymienia moje kolejne zalety.

„Jest odpowiedzialna i nigdy nas nie okłamała’’.

„Nigdy nas nie okłamała”. 

To nieprawda. Oszukiwałam w wielu kwestiach. Kłamałam, by kogoś kryć. Kłamałam, by dochować naszej tajemnicy.

– Można uznać, że jest wzorem cnót – wtrąca prześmiewczo Alex, a gdy przenoszę na niego wzrok, natykam się na szyderczy uśmiech. – Dobrze ją państwo wychowali. To trudne, by dziecko nie sprawiało problemów.

Mama wyraźnie markotnieje. Drapie się nerwowo po karku i duka speszona:

– Też bez przesady. Nie ma dzieci idealnych, nie zawsze było kolorowo, ale na pewno zachowywała się lepiej niż jej starszy brat – kończy z naciskiem.

Brad odrywa się od komórki i spogląda na nas pytająco.

– No właśnie. O tym mówię – wzdycha. – Odłóż telefon, jedzenie ci wystygnie.

Jej syn spełnia polecenie bez zbędnego gadania. Już mam odetchnąć, że zmienił się temat, ale komuś ewidentnie zależy na tym, by go kontynuować.

– W szkole wszyscy ją chwalili – zaczyna Alex, a ja walczę z chęcią wbicia mu widelca w oko. – Pamiętam, że kiedyś… chyba w dziewiątej klasie zostawałaś po lekcjach, by się uczyć. Razem z resztą cię za to podziwialiśmy. Za to poświęcenie – udaje.

– Nadrabiała materiał – poprawia go moja mama. – Nolie miała problemy z koncentracją. Jak on miał? – Kobieta zamyka powieki, by się skupić. – Reynold? Pomagał ci? Pamiętasz? Nawet zaprosiłam go na obiad. Cudowny chłopak.

Nie poprawiam jej. Jestem zbyt przerażona i zaskoczona przebiegiem tego dnia. Nie chcę pamiętać o tym okresie swojego życia. Wyparłam się go. Dlaczego Alex to wyciąga? O co mu chodzi?

Przełykam z trudem. Da się wyczuć, gdy jest się obserwowanym, dlatego też znów przenoszę spojrzenie na Graya.

Bezceremonialnie się na mnie gapi.

– Jedz, bo ci wystygnie – mówię z przesadną troską. Mam nadzieję, że w moich oczach widać, jak bardzo pragnę jego krzywdy.

– Co tylko zechcesz, Lie. – Sięga po widelec i unosi jeden z kącików ust w ledwo widocznym półuśmiechu. Jest usatysfakcjonowany.

Przewracam oczami i czekam, aż wszyscy skończą, bym mogła odejść od stołu. Nie wiem, co myśli sobie Alex, ale nic nie wie. Jeśli czegoś się domyśla, to się myli.

Prawda jest inna. O wiele gorsza.

1 Shipować, ship – od słowa relationship (ang. „związek”), popieranie idei związku pomiędzy jakąś parą osób (fikcyjnych lub prawdziwych).