Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
248 osób interesuje się tą książką
Nolie zaczyna coraz bardziej zależeć na Victorze, dziewczyna jednak nie wie, czy jej uczucie jest odwzajemnione. Dodatkowo Alex niespodziewanie wraca do jej życia, wywołując jeszcze większy zamęt niż kiedykolwiek wcześniej. Mimo tego Nolie stara się sprostać temu, co przyniosła dorosłość. Niestety tajemnice i niedopowiedzenia piętrzą się z każdym dniem, a przeszłość upomina się o swoje.
Nolie i Victor, wschodząca gwiazda koszykówki, próbują zrozumieć, co tak naprawdę ich łączy, ale dziewczyna boi się mu zaufać.
Jak zakończy się historia dziewczyny pragnącej jedynie zostać wysłuchaną i zrozumianą? Czy po latach doczeka się sprawiedliwości za wyrządzone jej krzywdy?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 563
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Izabella Nowaczyk
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Anna Łakuta
Korekta: Katarzyna Chybińska, Kamila Grotowska, Aleksandra Płotka
Skład i łamanie: Paulina Romanek
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8418-067-9 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
W tej historii pojawiają się bohaterowie z moich poprzednich książek, dlatego jeśli nie chcecie sobie ich zaspojlerować, polecam czytać w kolejności wydawania:
Because of You (#1 You)
Thanks to You (#2 You)
Start Over (spin-off Dylogii You)
Między Wierszami
Jeśli natomiast nie przeszkadzają wam spojlery, to śmiało możecie przeczytać Misję Nolie 2, ponieważ nie potrzebujecie znać moich wcześniejszych książek, by zrozumieć tę (poza poprzednimi tomami tej trylogii oczywiście).
W książce pojawia się temat groomingu. Polega on na podejmowaniu przez osobę dorosłą działań, które służą nawiązaniu więzi emocjonalnej z dzieckiem, aby zmniejszyć jego opory, zdobyć zaufanie i móc je seksualnie wykorzystać.
Ofiara groomingu czuje niesamowitą więź z oprawcą. Tęskni za nim, kocha go, jest w niego wpatrzona. Jeśli sama nie zauważy, że jest ofiarą, i nie dojrzy, że to, co się stało, było złe, to nie przestanie szukać swojego groomera. Nie przestanie szukać tego uczucia. Jest to niebezpieczna manipulacja, bo kiedy jesteśmy nastolatkami, wydaje nam się, że złapaliśmy pana Boga za nogi, ponieważ osoba starsza się nami zainteresowała, a tak naprawdę nas krzywdzi. Uważajcie na siebie.
W tej historii pojawiają się również sceny przemocy psychicznej, fizycznej, seksualnej oraz dotyczące bezpośredniego zagrożenia życia. Występuje tu również wątek uzależnienia od narkotyków, więc jeśli jesteś wrażliwy na któryś z wymienionych tematów, ostrożnie podejdź do tej pozycji. Jeśli w którymś momencie Cię ona przytłoczy, przerwij czytanie.
Książka nie jest poradnikiem, dlatego przebieg rozprawy został dopasowany do historii i nie musi zgadzać się z tym, jak to wygląda w rzeczywistości.
Taylor Swift – You’re On Your Own, Kid
Gracie Abrams – Mess It Up
Mike – Cooler Than Me
Halsey – Gasoline
Katy Perry – Teenage Dream
Lana Del Rey – Art Deco
Gracie Abrams – I should hate you
Lucas Graham – 7 years
Taylor Swift – Exile
Gracie Abrams – Blowing Smoke
Harry Styles – Matilda
James Arthur – Can I Be Him?
Gigi Perez – Sailor Song
Paris Paloma – Labour
Lola Young – Messy
Gigi Perez – Fable
Taylor Swift – But Daddy I Love Him
Selena Gomez, A$AP Rocky – Good For You
Bastille – Things We Lost In The Fire
Zach Bryan – Pink Skies
Hozier – Sunlight
Amy Macdonald – This Is The Life
Dla wszystkich, którzy wierzą w „end game”
Dorosłość nie jest tak straszna, jak ją opisują.
Tęsknota jest. W szczególności za kimś, kto nawet nie był twój.
Miesiąc później
Odpalam kamerkę w telefonie i upewniam się, że po ośmiogodzinnym stażu makijaż nadal dobrze się trzyma. Jest stabilnie. Kelnerka podchodzi, by spytać o moje zamówienie, więc proszę o colę. Padam z głodu, ale kultura wymaga, by zaczekać na gościa.
Mam nadzieję, że się nie spóźni. Ma w zasadzie jeszcze cztery minuty…
Wchodzi do restauracji. Jego wzrok od razu napotyka mój, przez co automatycznie rozciągam usta w półuśmiechu.
– Muszę zacząć używać nawigacji, zamiast ufać swojej orientacji w terenie – wzdycha, przytulając mnie na przywitanie. – Zamówiłaś już?
– Czekałam na ciebie.
Alex siada naprzeciwko i niemal od razu zabiera się za studiowanie menu. Ja już wybrałam. Naleśniki z kurczakiem i warzywami. Na samą myśl burczy mi w brzuchu. Kelnerka zbiera nasze zamówienia, a ja nie mogę napatrzeć się na chłopaka, choć widziałam go zaledwie pięć dni wcześniej. Dość często mnie odwiedza. W zasadzie za każdym razem, gdy tylko puszczą go na dłuższą przepustkę. Niedługo całkowicie go wypiszą. Bardzo dobrze sobie radzi.
– Mama przekazuje uściski. Już ją od ciebie pozdrowiłem. Tak na zapas – mówi, splatając ręce na karku. – Co tam?
Parskam śmiechem.
– Alex, rozmawiamy ze sobą codziennie. O wszystkim wiesz – przypomniałam. – Jestem padnięta i głodna. Zjadłabym nawet tego kwiatka, który tu stoi.
– Jeśli chcesz, jedz. Nie powinien być trujący. – Wzrusza ramionami. – Zawsze będę cię wspierał w twoich wyborach, tylko pozwól, że najpierw wyciągnę telefon, żeby to nagrać.
Jest czysty od kilku miesięcy. Od niedawna próbujemy odbudować relację, bo czas i żal ją zniszczyły. Staramy się. Alex się stara. Naprawdę doceniam jego zaangażowanie.
Muszę przyznać, że czasem dopadały mnie negatywne myśli. Bałam się, że nie wróci taki sam. Bałam się też, że nie wyzdrowieje. Cieszę się, że w tym przypadku tak bardzo się myliłam.
Mrużę podejrzliwie oczy, zauważając, że chce coś powiedzieć, ale z jakiegoś powodu się powstrzymuje.
– Po prostu to z siebie wyduś – mówię ze śmiechem.
Chłopak bierze głęboki wdech i wzrusza ramionami. Denerwuje się.
– Myślałem nad studiami…
– Twoja mama mówiła, żebyś się tym nie przejmował. Masz mnóstwo czasu na powrót – wtrącam.
– Wiem. Dużo o tym ostatnio myślę. Nie mam co robić. Dobrze byłoby wrócić, zająć czymś głowę, znaleźć cel, jak mówi Mackenzie – prycha.
Alex nie za bardzo lubi swoją psychoterapeutkę, ale ją szanuje, a to w jego przypadku dużo. Szanuje jej inteligencję.
– Architektura? – upewniam się.
– Tak.
Opieram głowę na ręce. Może coś w tym jest. Może powinien wrócić na zajęcia. Tylko jak to połączyć?
– Jak zamierzasz to zrobić? Rodzice wypiszą cię na żądanie?
– Musiałbym weekendy spędzać w ośrodku.
– Wymagające – przyznaję. – Cotygodniowe loty z Nowego Jorku do Dallas.
Porusza się nerwowo, słysząc moją wypowiedź. Milknę, próbując zrozumieć, o co chodzi.
– Co?
– Nie chcę wracać do Nowego Jorku.
Otwieram usta w szoku. Co znaczy, że nie chce tam wracać? Przecież kocha to miasto. Próbował mnie namówić na przeprowadzkę tam. Nie podoba mi się to.
– Dlaczego? – pytam, nie ukrywając zdziwienia. Mam flashbacki z momentu, gdy nagle stwierdził, że nie chce studiować architektury. Nie jest to zbyt miłe wspomnienie.
– Jestem tam sam.
Och. Na moje barki spada niewidzialny ciężar po usłyszeniu tych słów. Nie wiedziałam, że tak się tam czuje. Przecież ciągle wychodził…
Wśród ludzi można czuć się jednak bardziej samotnie niż bez nich.
– W takim razie, gdzie teraz?
– Topeka – wypowiada powoli, obserwując moją reakcję.
Zamieram. Chce się tu przenieść? Nie rozumiem. Z jakiegoś powodu wcale mnie to nie cieszy.
– Architektura jest tutaj mało popularnym kierunkiem. Szkoda marnować twój potencjał – tłumaczę z przejęciem. – Kuzynka Sofii przeniosła się stąd do Waszyngtonu.
– Dam radę. – Wzrusza ramionami, zdając się w ogóle nie rozumieć, co do niego mówię.
Wzdycham ciężko. Zamierza się tu przenieść, by być blisko mnie. Jasne, rozumiem i bardzo bym tego chciała, ale nie kosztem jego edukacji. W Nowym Jorku ma niezliczone możliwości! Jego uczelnia jest jedną z najlepszych! Chce to zaprzepaścić, byle tylko móc mnie codziennie widzieć? Znalazłby nowych przyjaciół, a my nadal codziennie rozmawialibyśmy przez telefon.
Kelnerka przynosi jedzenie, ale nie jestem w stanie go tknąć. Nie potrafię zrozumieć, jak Alex może być tak nierozsądny.
– Nie podoba ci się ten pomysł. – Bardziej stwierdza, niż pyta.
– Nie podoba mi się fakt, że dla mnie rezygnujesz z lepszych możliwości – precyzuję. – No, chyba że się mylę i tak naprawdę poziom tu jest o wiele wyższy niż na twojej poprzedniej uczelni.
W ciszy zjada pizzę, unikając mojego wzroku.
– Oczywiście, że chciałabym, żebyśmy studiowali w tym samym miejscu – dodaję po dłuższej chwili, by dobrze mnie zrozumiał. – Jesteśmy przyjaciółmi, Alex, naprawdę. Dlatego nie mogę pozwolić, byś zmarnował szansę. Inaczej by to wyglądało, gdyby Topeka dała ci większe możliwości. Byłabym pierwszą, która namawiałaby cię na przeniesienie… ale tak nie jest. Nowy Jork oferuje ci wszystko, na co zasługujesz…
– Na nic nie zasługuję – przerywa mi.
– Bzdury – prycham. Gdzie się podział mój Alex? Pewny siebie i ambitny? – Koniec końców to twoja decyzja, ale przemyśl ją dobrze. Zastanów się, czy warto.
– Zjedz, bo ci wystygnie – mówi tylko.
Jest tak uparty, że nie da się czasem tego wytrzymać. W ciszy kontynuujemy posiłek, nawet na siebie nie patrząc. Nie tak to sobie wyobrażałam. Dotychczas nasze spotkania odbywały się w spokoju i bez spięć. Nie chcę, żebyśmy byli pokłóceni lub żeby Alex czuł się odsunięty.
– Ani razu nie byłem na jego grobie.
Zamieram, a żołądek podjeżdża mi do gardła. Nie jestem gotowa na rozmowę o Hiltonie z Alexem. Nie wiem, co mam mu powiedzieć.
– Boję się, bo to tylko ostatecznie potwierdzi to, że nie żyje. Nie widząc jego nagrobka, mogę sobie naiwnie wmawiać, że po prostu się nie widujemy. Nie wiem, która wersja jest gorsza.
Z trudem przełykam ślinę. Alex nie ma pojęcia o liście. W zasadzie wiem o nim tylko ja, Connor i pani Serena. Wcześniej nie było odpowiedniego momentu, by go poinformować. Nadal nie sądzę, by właśnie nastał. Nie chcę, by o tym myślał. To niesie za sobą ryzyko chęci sięgnięcia po jakąś używkę.
– Też nie byłam na jego grobie – przyznaję zawstydzona. – Też się tego boję.
Wiem, że w końcu będę musiała go odwiedzić i zmierzyć się z rzeczywistością, ale… jeszcze nie teraz.
Krzyżuję spojrzenie z Alexem. Widok zmęczenia w jego oczach łamie mi serce. Wiem, że nadal się z tym nie pogodził. Nie sądzę, by kiedykolwiek zmienił zdanie. Mam tylko nadzieję, że sobie wybaczy, bo to nie jest jego wina.
– Chyba słabi z nas przyjaciele…
– Przyjaźni nie określa to, czy chodzimy na grób, a to, czy o nim myślimy – przerywam mu, nieco urażona.
– Przepraszam – dodaje cicho. – Tęsknię za nim.
Nie przesadzałam, mówiąc, że Alex stracił połowę duszy. Nieważne, jak wiele czasu minie, już nigdy nie będzie taki sam. Już nigdy nie poczuje się w pełni szczęśliwy. Widzę to.
– Mnie też go brakuje. Każdego dnia.
Każdego dnia myślę o Hiltonie. Każdego dnia żałuję, że nie wybrał innej drogi.
Po policzkach spływają mi łzy. Czas nie leczy ran, bo gdyby tak było, to już dawno nie miałabym ściśniętego gardła na samą wzmiankę o nim. Nie bolałoby z taką samą, a może nawet i większą siłą.
Przez kolejne minuty trwamy w ciszy, każde pogrążone niby we własnych przemyśleniach, ale z pewnością tych samych.
– Odprowadzisz mnie do hotelu? – pyta z nadzieją.
– Pewnie. – Wymuszam uśmiech. – O której wyjeżdżacie?
Płynnie zmieniamy temat. W tym jesteśmy dobrzy.
Zarzucam na ramię torbę i wychodzimy z lokalu.
– Mama chce wyjechać jeszcze przed kolacją, ale z nią nigdy nie wiadomo. – Wzrusza ramionami, po czym zabiera ode mnie torbę. – Pewnie się okaże, że wyjedziemy rano.
– Masz jakichś nowych przyjaciół? – zagaduję. – Poznałeś kogoś w ośrodku?
Zatrzymuje się gwałtownie. Ma zmarszczone brwi i widocznie zastanawia się, dlaczego poruszam ten temat.
– Nolie, powtarzałem ci już wielokrotnie, że oni nie są moimi przyjaciółmi. Są ćpunami – mówi z lekkim zirytowaniem. – Jesteś tak właściwie jedyną osobą, z którą rozmawiam.
– Problem w tym, że to mnie właśnie martwi. Nie powinieneś zamykać się na innych…
– Mam przyjaźnić się z jebanymi ćpunami, którzy sprzedaliby mnie za worek koksu? – wybucha, a ja aż się wzdrygam. Przechodząca obok nas kobieta rzuca mi zaniepokojone spojrzenie. – Przepraszam – reflektuje się, biorąc głęboki wdech. – Przepraszam. Nie chcę się z nimi przyjaźnić, bo nie ma tam ani jednej osoby wartej uwagi. Same stracone przypadki. Marginesy. Dlatego nie chcę, żebyś tam przyjeżdżała. Szkoda czasu.
Nie chcę być jego jedyną przyjaciółką. W ten sposób znów czuję się za niego odpowiedzialna. Nie robi tego celowo, ale to swego rodzaju presja. Nie chcę, by polegał jedynie na mnie.
– Jasne. Rozumiem. Na pewno poznasz kogoś na studiach.
Znów idziemy w stronę hotelu. Wkładam dłonie do kieszeni jeansowej kurtki, by choć odrobinę schować je przed wiatrem. Pogoda zmówiła się, żeby popsuć mi humor.
– Czyli… popierasz mój pomysł z przeniesieniem?
Milczę. Nie podoba mi się ten plan. Uważam, że stanowi jedynie głupią decyzję spowodowana samotnością, ale to nie moje życie. Jeśli Alex chce się przenieść, zrobi to. Z moim poparciem lub bez.
– Sam podejmij tę decyzję – stwierdzam poważnie.
– Już podjąłem. Chciałem jedynie poznać twoje zdanie.
Oczywiście, że tak. Jeśli się na coś uprze, nie ma opcji zmienienia jego zdania. Fajnie byłoby mieć go obok. Moglibyśmy się codziennie widywać i spędzać razem czas jak kiedyś… Boże. Jak ja tęsknię za Connorem. I za Marzycielami.
Nie sądzę jednak, by to był odpowiedni moment na takie postanowienia. Będę czuła się za niego odpowiedzialna.
– Wejdę się przywitać i znikam – mówię przy hotelu.
– Nie ma ich. Wrócą pewnie za jakąś godzinę.
Och. Nie jestem tak szybka w ukrywaniu emocji, jak bym tego chciała, bo Alex marszczy brwi, widząc moją minę. Raczej się domyśla, o co mi chodzi.
– Tak, mogę zostawać sam, Nolie – wzdycha. – Nie mam dziesięciu lat. Poza tym po każdej przepustce robią mi w ośrodku testy. Jeśli wyjdą pozytywne, stracę możliwość kolejnego wyjazdu. Znam stawkę. Nie spieprzę tego.
Brzmi szczerze, dzięki czemu się rozluźniam.
– Mam wolne popołudnie – zapewniam, przechodząc przez obrotowe drzwi.
Wjeżdżamy windą na najwyższe piętro. Alex nie spuszcza ze mnie wzroku. Patrzy tak, jakby nie mógł uwierzyć, że tu jestem. Zaczynam rozumieć, jak musi się czuć zamknięty w ośrodku, z daleka od bliskich i niemający obok nikogo, z kim mógłby szczerze porozmawiać. Zalewa mnie poczucie winy. Niby wiem, że to najlepsza decyzja i, jak widać, wychodzi mu na dobre, ale nie potrafię nie żałować.
Czy była inna możliwość? Może. Niewykluczone, że istniał mniej bolesny dla niego sposób, i tego żałuję najbardziej. Nigdy nie chciałam go skrzywdzić.
– O czym myślisz? – pyta, gdy otwierają się drzwi windy, a my wychodzimy na korytarz.
– Odpowiedź: „O niczym konkretnym” cię usatysfakcjonuje?
– Nie. – Uśmiecha się, otwierając drzwi do pokoju. – Usatysfakcjonuje mnie jedynie prawda.
Siadam na fotelu i się rozglądam. Porządek. Ubrania Alexa spoczywają w walizce ułożone w staranną kostkę. Automatycznie przypomina mi się obrazek sprzed paru miesięcy. Ten syf, porozrzucane butelki, rozwalona lampa. Całe szczęście, że o siebie walczy.
– Cieszy mnie, że się widzimy – przyznaję.
Uśmiecha się półgębkiem i rzuca na łóżko. Wygląda naprawdę uroczo i zdrowo. Jak dawniej. Nie ma nic piękniejszego niż widok zdrowiejącego Alexa. Szczerze mówiąc… czasem w niego wątpiłam, czego się wstydzę, bo nie powinnam. Oczywiście nie mówiłam tego na głos, ale tak myślałam.
– Co z Dakotą? Dawno mi o niej nie wspominałaś.
– Nie ma o czym. – Wzruszam ramionami. – Obecnie skupia się na moich relacjach z tatą, co mnie dziwi i wkurza, bo niedługo przesłuchanie.
– Boisz się?
– Nie wiem. Chyba trochę – wyznaję niepewnie. – Nie chcę spanikować… Możemy pogadać o czymś innym?
– Cokolwiek zechcesz, Nolie. Co u twoich przyjaciół?
Parskam śmiechem.
– Pytasz o nich czy o Victora? Kto cię interesuje? – dopytuję z przekąsem.
Za każdym razem zagaduje, co u nich słychać, i to zawsze sprowadza się do Lane’a. Ma jakąś obsesję na jego punkcie.
– Pytam z grzeczności.
Przewracam oczami na tak oczywiste kłamstwo.
– Po staremu. Victor siedzi w Oregonie, staje się popularny. Caden co noc wypłakuje sobie za nim oczy, choć powtarza, że wcale nie tęskni. Nyx go pociesza, a Liam ma dość. Za to Sterling i Mason błyszczą na boisku. Chyba wcześniej byli przyćmieni.
– Popularny? – prycha. – Nie jest Lebronem Jamesem.
– Czy ty właśnie jesteś złośliwy?
– Nie. Po prostu to dla mnie niezrozumiałe – tłumaczy się.
Nie lubi go, co niezbyt dobrze ukrywa za fasadą ciekawości. Często o niego wypytuje, jakby szukał czegoś, do czego może się przyczepić.
– Jest dobry i widzą, że daleko zajdzie. Tak to rozumiem. Dlatego też się przeniósł – wyjaśniam. – No i jest przystojny, co stanowi dodatkowe ułatwienie, by było o nim głośno w mediach. Zdolny i atrakcyjny. Idealne połączenie.
– Ty też tak sądzisz?
– Że jest dobry? Nie ma co sądzić, to są fakty – stwierdzam z przekonaniem. – Wierzę tym, którzy bardziej znają się na tym sporcie, a oni widzą w nim nadzieję koszykówki.
Posyła mi znaczące spojrzenie, mówiące, bym przestała udawać.
– Unikasz mówienia o tym, co ważne. Za każdym razem, gdy o nim rozmawiamy, gadasz jedynie, że jest świetnym graczem.
– A co innego chcesz usłyszeć? – Z bezsilności wyrzucam ręce w powietrze. Nie rozumiem Alexa. Czego oczekuje? Co chce o nim wiedzieć?
– Może jest coś między wami? Bo nie wiem, w jakiej pozycji to stawia mnie.
Potrzebuję chwili, żeby przeanalizować tę sytuację, ponieważ nie wierzę, że właśnie o to cała afera. Jest zazdrosny?
– Alex… – wzdycham, nie wiedząc nawet, od czego zacząć. Mam wrażenie, że do niego nie dociera to, co mówię. – Rozmawialiśmy o tym. Jesteśmy przyjaciółmi.
– Nie, nie jesteśmy nimi. Gdybyśmy byli, nie miałabyś oporów, by opowiadać o kimś, kto ci się podoba – punktuje. – Przestań udawać, że jest inaczej. Mówiłem ci już, że nie wierzę w bajki.
Nie mówię mu o Victorze, bo nie chcę przyznawać na głos, że mi się podoba. Wolę zdusić uczucia w zarodku, nim mnie zniszczą. Nie mam szczęścia w miłości. Nigdy nie miałam. Moje wybory są z góry skazane na porażkę.
– Co chcesz przez to powiedzieć? Skoro nie możemy być przyjaciółmi, to kim innym? Znajomymi? Obcymi?
– Kimś więcej, Nolie.
– Nie – reaguję stanowczo i pewnie.
– Nawet tego nie przemyślisz – prycha. – Zapominasz o tym, jak się przy sobie czuliśmy, zanim wyjechaliśmy na studia. Nie zaprzeczaj temu.
– To nieprawda! Pamiętam, jak się przy tobie czułam i co dla mnie zrobiłeś – zaznaczam z powagą. – Ale niestety pamiętam również, jak rzuciłeś w moją stronę lampą. Nie zapomnę tego strachu.
Rozchyla usta, całkowicie zaskoczony moim wyznaniem. Wybaczyłam mu, ale nie zdołam wymazać z pamięci tego, co zrobił.
– Boisz się mnie? – pyta cicho.
– Teraz nie. Wtedy tak.
Odwraca wzrok. Mam nadzieję, że moje wyznanie utwierdzi go w przekonaniu, żeby skupił się na poskładaniu swojego życia do kupy. To mu się aktualnie bardziej przyda niż próba stworzenia z kimś relacji. Nie będę czuła się przy nim w stu procentach bezpieczna, dopóki nie udowodni, że się zmienił.
– Rusz naprzód. Tak jak ja, Alex. Chcę, żebyś był moim przyjacielem, i chcę być twoją przyjaciółką, ale to nie wyjdzie, jeśli będziesz żył nadzieją. Nie daję ci jej. Zrozum to.
Wydaje się mnie w ogóle nie słuchać. Nie wiem, jak inaczej do niego przemówić. Chcę, żeby się poddał… w czymkolwiek, co robi. Przecież to on z nas zrezygnował. On mnie odepchnął, a później całkowicie się pogubił. Nie powinien mi się dziwić.
Powrót jego rodziców ratuje nas przed kontynuacją tej niezręcznej rozmowy. Za każdym razem, gdy wchodzimy na temat związku, kończy się tym samym. Czasami mam wrażenie, że nie zależy mu na mnie, a jedynie na tym, by kogoś mieć. Z jakiegoś powodu zafiksował się na tym celu i nie spocznie, dopóki go nie osiągnie. To odpychające. Na dodatek uważa Victora za zagrożenie, a prawdziwym sabotażystą Alexa jest on sam.
Wracam do akademika, gdzie niemal od razu rzucam się na łóżko. Najchętniej poszłabym spać, ale poza stażem muszę również chodzić na zajęcia. Czeka mnie do zrobienia zadanie z filozofii.
Po godzinie do pokoju wpada Sofia, wskakuje na mnie i piszczy. Zaczynam się śmiać, nie wiedząc, co wywołało u niej taką reakcję.
– Lecimy do Oregonu! Pakuj się!
Zamieram. Co? Jak to?
Przyjaciółka odsuwa się ode mnie, by usiąść. Jej brązowe oczy błyszczą ze szczęścia.
– Victor gra w piątek swój pierwszy mecz. Chyba nie sądzisz, że to przegapimy, prawda? – prychnęła. – Oliver kupił nam bilety. Nie ma odwrotu.
Sofia zgaduje się z Cameronem, kolegą z nowej drużyny Victora, dzięki czemu wprowadza nas do Bractwa i prowadzi do jego pokoju. Trochę się stresuję, bo nie mam pojęcia, jak zareaguje. Mam nadzieję, że się ucieszy.
– Jest na porannej rozgrzewce – tłumaczy Cam, wpuszczając nas do środka. – Za jakieś piętnaście minut powinien skończyć, więc możecie tu na niego zaczekać.
– Wielkie dzięki. – Nyx przejeżdża palcami po jego ramieniu, uśmiechając się uroczo. – Jestem twoją dłużniczką.
– Do zobaczenia – mówi, choć patrzy tylko na nią.
– Zaraz się porzygam – stwierdza Caden. – „Wielkie dzięki. Jestem twoją dłużniczką” – przedrzeźnia swoją przyjaciółkę.
– Zamknij się. – Sofia przewraca oczami i rozgląda się po pomieszczeniu. – Ładny pokój, ciekawe, czy moglibyśmy tu przenocować.
– A co? Przeszkadza ci nasz nocleg? – dopytuje Sterling. – Aaa, już rozumiem. Wolałabyś nocować tu, żeby wpaść na Camerona.
Parska z chłopakami śmiechem, na co z Nyx posyłamy sobie porozumiewawcze spojrzenia. Niech sobie gadają. Nie ich sprawa.
– Myślicie, że mu się tu podoba? – pytam, spoglądając za okno.
– Uczelnia wkłada mnóstwo pieniędzy w sport, więc na pewno jest zadowolony – oznajmia z pewnością siebie Sterling. – Ma większą szansę, by się rozwinąć, a o to mu chodzi.
Ciekawe, czy dogaduje się z resztą drużyny. W Topece był lubiany, grał też z przyjaciółmi, w Oregonie pojawił się jako nowy nabytek.
– Nie wierzę! – Moją uwagę przyciąga Mason. – Co za narcyz! Przechowuje gazety ze swoimi wywiadami! – Wskazuje stosik schowany w szafce.
Nowy zawodnik skupia na sobie zainteresowanie. Również mediów. Udzielił kilku wywiadów do gazety, raz pojawił się w lokalnej telewizji i dwukrotnie uczestniczył w konferencji prasowej. Jestem na bieżąco ze wszystkim.
– Nie grzeb mu w rzeczach! – oburza się Sofia.
– O-o. – Unosi ręce. – Ale jak on brał moje gacie, to było sprawiedliwie, tak?
Chłopacy spoglądają na niego zdezorientowani.
– To ty brałeś jego gacie – precyzuje Liam, na co parskam śmiechem.
Mason zakłada ręce na biodrach, po czym wzrusza ramionami.
– Jeju, wielka mi różnica.
Każdy zajmuje jakąś przestrzeń w pokoju. Ja wybieram fotel, z którego mam widok za okno. Nie wiem, ile będziemy czekać na Victora. Mecz zaczyna się o osiemnastej, więc chyba niedługo powinien wrócić, prawda? Żeby jeszcze odpocząć.
– Mogliśmy wziąć jakiś transparent – mówi głośno Caden. – Wiecie… z jakimś fajnym podpisem. Albo konfetti! Tak! To byłoby spoko. A tak w tej sytuacji musimy krzyknąć nudne: „Niespodzianka!”.
– Myślisz, że Victor wolałby konfetti, zamiast nudnego: „Niespodzianka”? – dopytuje Sterling.
– Może on nie, ale ja tak – wzdycha, przewracając się na łóżku na brzuch. – Byłoby super.
Wyciągam telefon, czując wibrację.
Alex:
Nigdy nie zgadniesz, kogo wypuszczają!
Ja:
Tony’ego?
Alex:
Tak! Skąd wiesz?
Marszczę podejrzliwie brwi. Zgrywa się? Przecież mówił mi o tym dosłownie kilka dni temu. Postanawiam nie robić z tego wielkiego halo. Już nie pierwszy raz o czymś zapomina. Konsekwencje jego wyborów.
Ja:
Chyba powinnam obstawiać zakłady.
Alex:
Zdecydowanie. Zdzwonimy się wieczorem? Dostanę telefon koło dwudziestej.
Ja:
Jestem w Oregonie, trudno mi na ten moment stwierdzić, czy będę sama.
Alex:
No tak. Zapomniałem.
Nawet przez dzielącą nas odległość jestem w stanie wyczuć jego zawód. Staram się nie brać tego do siebie. Porozmawiamy po moim powrocie do Topeki. To tylko trzy dni.
Ja:
Wracam w niedzielę.
Alex:
Tak, wiem. Zgadamy się wtedy?
Ja:
Jasne! Pewnie będę miała ci dużo do opowiedzenia.
Alex:
Z pewnością. Udanego weekendu, dawaj znać, gdyby coś się działo.
Och, czyli koniec rozmowy, bo jestem w Oregonie? To nie znaczy, że nie mogę pisać. Dlaczego zatem wygląda, jakby był na mnie zły?
– Niespodzianka! – rozlega się krzyk, a ja orientuję się za późno, więc jedynie wstaję i wymuszam uśmiech.
Nie dlatego, że nie cieszy mnie widok Victora, lecz dlatego, że mnie on stresuje. Nie widzieliśmy się dwa miesiące. Pisaliśmy ze sobą, fakt, ale zaczęły się studia, ja skupiłam się na nauce, on na treningach i tym samym kontakt stopniowo zanikał. Mogę śmiało przyznać, że czasem celowo mu nie odpisywałam, tłumacząc się urwaniem głowy.
Było to dla mnie dobre pod tym kątem, że przestało być mi smutno. No dobra, nie do końca przestało, ale niewidywanie go i niekontaktowanie się pomagało mi pozbierać się po nagłym napadzie uczuć względem niego.
– Wiedziałem, że przylecicie, ale nie spodziewałem się was tak wcześnie rano – mówi Victor, ściskając się z każdym. Jedyne, co się w nim zmieniło, to kolory stroju. Reszta bez zmian. – Skąd wiedzieliście, który pokój?
– Poznałam się z Cameronem – odpowiada jak gdyby nic Sofia. – Bardzo miły chłopak.
Stoję na samym końcu, nie wiedząc, co zrobić z rękami. Jak się z nim przywitać? Przytulić jak reszta? Nigdy się nie przytulaliśmy na przywitanie. Nie będzie niezręcznie?
Wszystkie moje myśli uciekają, gdy spojrzenie moje i Victora się spotykają. Jego uśmiech delikatnie się poszerza, a może to tylko moje złudzenie. Staje przede mną i nim jestem w stanie zastanowić się, jak się z nim przywitać, przyciąga mnie do siebie. Oplatam ręce za jego karkiem, a on swoje na moich plecach.
– Nie lubię być ignorowany – szepcze do mojego ucha, ale od razu się również odsuwa, dlatego początkowo nie wiem, czy naprawdę to powiedział. Widząc jednak jego charakterystyczny uśmiech, dociera do mnie, że się nie przesłyszałam.
Nie lubi być ignorowany. Zdążyłam zauważyć.
– To co? Może oprowadzisz nas po mieście? – proponuje Sofia.
– Dziś mecz, więc muszę zostać na miejscu – odpowiada z dziwnym spokojem. – Moglibyście zostawić mnie i Nolie na chwilę samych?
Wciągam gwałtownie powietrze, równie zaskoczona co reszta. Posyłają sobie znaczące spojrzenia.
– Chwilę… – powtarza Liam, mrużąc podejrzliwie oczy. – Jak długą chwilę masz na myśli, mój przyjacielu?
Victor przewraca oczami i otwiera drzwi.
– Dłuższą chwilę. Przejdźcie się do baru – poleca.
Chłopcy próbują negocjować, ale Sofia wyrzuca ich na korytarz i prowadzi na dół.
Przełykam nerwowo ślinę, nie wiedząc, co robić. O czym niby chce porozmawiać?
Victor zamyka drzwi i odwraca się do mnie. Mam wrażenie, że przeszywa mnie spojrzeniem na wskroś. Denerwuję się. Tak dawno nie widziałam jego oczu, że prawie zapomniałam, jak są piękne.
– Nie odpowiadasz na moje wiadomości. – Wykonuje krok w moją stronę.
– Nieprawda.
– Zajmuje ci to kilka lub kilkanaście godzin. – Robi kolejny krok i znów się zatrzymuje.
– Mam urwanie głowy.
– Piszesz jedno zdanie i znikasz. – Jest coraz bliżej.
– Nie mam nic ciekawego do powiedzenia. – Wzruszam ramionami.
– To największe kłamstwo, jakie kiedykolwiek mogłaś powiedzieć – prycha. – Zawsze masz coś interesującego do powiedzenia.
Stoi tuż przede mną. Wystarczy, że wyciągnęłabym rękę, i już mogłabym go dotknąć. Wstydzę się, że go tak odtrącam, ale co innego mam zrobić? Ja jestem w Kansas, on w Oregonie. Nie ma sensu katować mojego serca.
– Bo pomyślę, że się za mną stęskniłeś, Victorze – drwię, próbując odwrócić jego uwagę od mojego zdenerwowania.
– Bo tęskniłem, Teksas – odpowiada z tą swoją rozbrajającą pewnością siebie. Serce mi przyspiesza, a głowa niemal pulsuje od szalejących w niej myśli. – Tęskniłem za wami. Jesteście moimi przyjaciółmi.
Och… tęsknił za nami. Za wszystkimi, bo przecież jesteśmy przyjaciółmi. No tak. Nie tęsknił jedynie za mną. To oczywiste.
– Czy nie?
– Co? – pytam, nie rozumiejąc.
– Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? – Nachyla się nade mną, patrząc mi przy tym w oczy. Nie powinien tego robić. Gdy jest tak blisko, dopowiadam sobie różne rzeczy. – Uważasz mnie za przyjaciela? – Chwyta zabłąkany kosmyk moich włosów i zakłada mi go za ucho.
Automatycznie przypomina mi się, jak robił to też wcześniej. I jak leżałam w jego ramionach. Wszystko, co wtedy czułam. Bezpieczeństwo. Spokój.
Znów czuję spokój.
– A co wolałbyś usłyszeć? – Przechylam głowę.
Victor, dosłownie na sekundę, ucieka wzrokiem na moje usta. Jak gdyby nic wraca do moich oczu, zdając się nad czymś zastanawiać. Uśmiecha się, a moje serce ma ochotę wyskoczyć z piersi na ten widok.
Co on ze mną robi?
– Chciałbym słyszeć od ciebie jedynie prawdę. Zawsze – mówi cicho.
– W takim razie… – Przejeżdżam palcem po jego ramieniu. Napina się, śledząc wzrokiem, co robię. – W takim razie mogę śmiało przyznać, że jesteśmy przyjaciółmi, Victorze.
Nie jest to kłamstwo. Jest moim… przyjacielem. Myślę, że mogę go tak nazwać. Nie ma opcji, że wyznałabym, że mi się podoba. Już raz tak zrobiłam. Nie skończę tak więcej.
– Przyjaciółmi – powtarza ze słyszalną kpiną. – Ciekawi z nas przyjaciele. – Celowo przybliża twarz do mojej. Nasze usta się ze sobą stykają. – Mogę cię pocałować? Jako przyjaciel?
Trwamy tak w tej pozycji w całkowitej ciszy przez kilkanaście sekund. Czy może mnie pocałować? Oczywiście, że tak, ale coś mi tu nie gra. Mam dziwne przeczucie. Czy on się ze mnie nabija? Domyśla się, że mi się podoba, i to wykorzystuje?
– Nie możesz – odpowiadam z powagą, po czym robię krok w tył.
Od razu powtarza mój ruch i unosi ręce w obronnym geście.
– Rozumiem. Nigdy więcej tego nie zrobię – zapewnia.
– To dobrze. Przyjaciele nie powinni się całować… i robić innych rzeczy.
– Innych rzeczy?
– Doskonale wiesz, co mam na myśli – ganię go. – Przepraszam, że cię ignorowałam. Miałam dużo spraw na głowie.
– Spraw związanych z Alexem?
Zamieram. Skąd o tym wie? Nie wstawiałam nigdzie naszych zdjęć ani nawet wzmianki o tym, że się widujemy. Skąd wie?
– Skąd…
– Domyśliłem się – wypala, jakby potrafił czytać mi w myślach. – Wypuścili go z odwyku?
– Prawie, musi jeszcze… – urywam nagle. To nie są tematy, o których chcę z nim gadać. Alex na pewno by sobie tego nie życzył. – To wszystko, o czym chciałeś rozmawiać?
Na jego usta wkrada się ten charakterystyczny dla niego uśmiech. Pewny siebie i chłopięcy. Boże. Tęskniłam za tym. I znów będę tęsknić.
– Tak, Nolie. To wszystko. – Podchodzi do drzwi. – Dołączmy do nich, zanim zaczną sobie dopowiadać historię do tego, co tu robimy.
Wychodzimy razem na korytarz. Mam wrażenie, że między nami jest tyle napięcia, że można by było dotknąć je palcami. Wkładam ręce do kieszeni bluzy i kątem oka spoglądam na idącego obok Victora. Już się nie uśmiecha. Jest skupiony.
– Stresujesz się? – zagaduję, by przerwać tę krępującą ciszę.
– Zawsze się stresuję.
Ta odpowiedź mnie zaskakuje. Raczej bym tego nie podejrzewała, ponieważ na ogół wydaje się taki opanowany, pewny siebie, jakby nie dało się go wyprowadzić z równowagi.
– Udawałem – dodaje, znów zdając się czytać mi w myślach.
– Lane! – Za nami rozlega się męski głos. Odwracam się przez ramię i zauważam bruneta ubranego w identyczną bluzę jak Victor. Czyżby kolega z drużyny? – Przyprowadziłeś fankę? – pyta, a mnie automatycznie rzednie mina. – Nieźle, stary. Cześć, jestem Matt.
Rozpościera ramiona, sugerując, że chce mnie przytulić, ale wtem Victor oplata rękę wokół mojego karku i mocniej mnie do siebie przyciąga. Zaskoczona kładę dłonie na jego klatce piersiowej.
Matt szczerzy się niezręcznie i wybucha śmiechem, wskazując na nas palcem.
– Nie jest żadną fanką – mówi Victor, a ton jego głosu przyprawia mnie o ciarki. – Spieszymy się.
– Jasne, stary. Pomyliłem się. – Unosi ręce w obronnym geście. – Jedyne dziewczyny, jakie tu widuję, to prawdziwe drugie połówki i fanki, które chcą się nimi stać. Nie wspominałeś, że jesteś w związku.
Nie ukrywa swojego zaciekawienia, patrząc na mnie. Ja za to staram się mieć najbardziej zobojętniałą minę, na jaką mnie stać. Przyspieszone bicie serca Victora i jego spięte ciało daje mi do zrozumienia, że Matt nie należy do lubianych przez niego osób.
– Chcesz czegoś? – pyta z typowym dla niego znudzeniem.
– Zbiórka jednak o szesnastej trzydzieści – informuje go, odrywając ode mnie wzrok. – Ale spoko. Jeśli się spóźnisz, jakoś cię wytłumaczę. Rozumiem, że rozłąka bywa uciążliwa. Nacieszcie się sobą – mówi, oddalając się od nas tyłem. – Tylko nie nabaw się kontuzji. – Mruga do Victora porozumiewawczo.
Dopiero gdy znika za zakrętem, odsuwam się od Lane’a, wypuszczając ze świstem powietrze.
– Co to było? Co to, kurwa, za zjeb?
– Miałaś przyjemność poznać Matta – wzdycha, zaczynając iść w stronę, w którą zmierzaliśmy.
– Dupek – prycham. – Co to były za teksty? Ja fanką? Za kogo on się ma? – kontynuuję wzburzona, mijając innych studentów na kampusie. – I co teraz? Myśli, że jesteśmy parą?
– Dzięki temu da ci spokój – wyjaśnia. – No, chyba że jesteś nim zainteresowana, to pójdę skorygować jego myślenie.
– Nie! – przerywam mu. – Nie przeszkadza mi bycie twoją dziewczyną. – Milknę, uświadamiając sobie, co wypadło z moich ust. – To znaczy… nie przeszkadza mi, że on tak myśli.
Nie odpowiada, ale drga mu kącik ust. Powstrzymuje uśmiech.
Wchodzimy do kawiarni, gdzie nasi przyjaciele obrzucają nas znaczącymi spojrzeniami.
– Wiem, że nic nie robiliście – oświadcza Liam, gdy podchodzimy do ich stolika. – Nie wytrzymałbyś tak długo. – Obrywa za to od Victora w tył głowy, a my parskamy śmiechem.
Zamawiam babeczkę i cappuccino.
– Boże. W Oregonie wszystko wydaje się lepsze – wzdycha z rozmarzeniem Sofia. – Ta szarlotka? Pierwsza klasa.
– Ale w Oregonie nie ma takich ludzi jak my – wtrąca z dumą Caden. – Prawda? – Robi maślane oczy do Victora.
Ten jedynie przytakuje.
– Sprzedałabym was za tę szarlotkę – kontynuuje Nyx. – Nawet powietrze jest tu lepsze.
– Nie wszystko jest lepsze…
Spoglądamy na Kalifornijskiego Chłopczyka, czekając, aż dokończy swoją myśl.
– Co? – pyta zdziwiony. – Na pewno nie wszystko jest idealne, ale jestem tu jeszcze za krótko, by to odkryć.
– On za nami tęskni! Mówiłem! – ekscytuje się Caden. – My za tobą też. Nie mam komu podkradać wody.
– Zabieraj Liamowi. Chowa ją w schowku na miotły.
– Lepiej, żebyś nie zapoznał nas z nowymi kolegami, bo będziesz miał piekło. – Liam posyła mu morderczy wzrok, zły z powodu wsypania kryjówki.
Victor nic sobie nie robi z groźby. Poprawia się na kanapie, kładąc rękę na jej oparciu. Siedzę obok, dlatego wygląda, jakby mnie obejmował. Jedna część mnie się z tego cieszy. Druga, ta przerażona, każe mi się odsunąć. To ona chroni mnie przed kolejnym miłosnym zawodem. Wyłapuje najmniejsze rzeczy, które opowiadają się za teorią, że chłopak się mną bawi. Właśnie ta druga część sprawia, że jestem przewrażliwiona i niepewna.
Tym razem słucham tej pierwszej. Nie ruszam się ze swojego miejsca.
Mecze Oregon Cascades są o wiele ważniejszym wydarzeniem niż Golden Gryphons, a raczej tak wnioskuję po zebranych na trybunach tłumach i fotoreporterach.
Victor jest w szatni razem z resztą drużyny, my za to idziemy na wyznaczone dla nas miejsca. Tuż obok…
– Vicky, Vicky, pokaż moc, graj dla nas całą noc!
Nie musiałam nawet patrzeć, by wiedzieć, kto tak krzyczy. Tylko Lucas Scott mógłby to zrobić.
– Jesteście! – Oliver rozpromienia się na nasz widok.
Są z nim jego przyjaciele… Melody również. Uśmiecha się do mnie, więc odkładam zazdrość na bok. Witam się z każdym, a później siadam na zaszczytnym miejscu między Nyx i Cadenem. Już czuję, że to będzie ciekawy mecz.
Nie mam za wiele czasu, by z nimi porozmawiać, bo na boisko wbiegają cheerleaderki.
– O kurwa – wymyka mi się z ust, gdy zaczynają twerkować. W Topece taniec jest grzeczniejszy, tu dziewczyny są odważniejsze. – Są zajebiste – szepczę do Sofii, która wydaje się równie oczarowana.
Nie mogę oderwać od nich wzroku, więc gdy kończą, wydaję z siebie odgłos niezadowolenia. Mogłabym oglądać je bez końca.
– Vicky, Vicky, pokaż moc, graj dla nas całą noc! – rozlega się okrzyk z prawej strony.
Caden dołącza do wiwatowania w momencie, gdy na boisko wchodzi drużyna gospodarzy. Niebiesko-zielone stroje wyróżniają się na tle czerwono-białych dumnie noszonych przez ich przeciwników – Arizona Thunder.
Victor idzie jako pierwszy, jak na kapitana przystało. Sofia opowiadała mi, że nigdy się tym nie interesował, dlatego nie zabiegał o to miejsce w Topece. Ciekawiło mnie, co go skłoniło do tego, by zrobić to tutaj.
Gwizdek sędziego rozbrzmiewa i tym samym rozpoczyna się mecz.
– Od samego początku Arizona Thunder narzuca szybkie tempo gry, starając się wywrzeć presję na gospodarzach. Ich rozgrywający, Tyler Griggs, przejmuje piłkę i rzuca pierwszy punkt z dystansu, co daje gościom przewagę trzy do zera. Cascades nie pozostają jednak w tyle – oznajmia komentator. – Tyler Griggs pokazuje, co potrafi robić najlepiej… ale oto Marcus Allen odpowiada w swoim stylu. Piękny rzut spod kosza, i już mamy trzy do dwóch dla Thunder.
Ze stresu obgryzam skórki wokół paznokci. Zerkam na Cadena, żeby zobaczyć, czy też się denerwuje, ale wydaje się wyluzowany. Gwiżdże, krzyczy i świetnie się bawi. Chciałabym tak potrafić.
– Victor Lane, nowy nabytek Oregon Cascades, pokazuje, dlaczego jest kapitanem. Fantastyczny ruch i punkt dla Cascades! – roznosi się po całej hali głos komentatora.
Wrzeszczę, ile tylko mam sił w płucach. Kalifornijski Chłopczyk jak zwykle nie patrzy w stronę trybun. Mam nadzieję, że wygrają. Zasługuje na wygraną.
Pierwsza kwarta mija dość szybko. Na początku drugiej, przy wyniku osiemnaście do dwudziestu dla Cascades, zaczynają się pierwsze sprzeczki.
– Josh Rivers i Victor Lane wymieniają pod koszem kilka ostrych słów i musi interweniować sędzia. Wyraźnie widać, że emocje sięgają zenitu – mówi komentator.
Źle. Nie powinien dać się wyprowadzić z równowagi.
Po chwili gra wraca do normy. Arizona Thunder prowadzi trzydzieści dwa do dwudziestu dziewięciu, a mnie skończyły się skórki do obgryzania! Nie muszę wiedzieć, co myśli Victor, bo da się to zobaczyć. Nie ukrywa swojego rozdrażnienia, a to mnie niepokoi. Zawsze jest opanowany, co jest jego mocną stroną.
– Darren Mills trafia z dystansu, ale Cascades odpowiadają w swoim stylu – informuje komentator. – Victor Lane znowu zdobywa dwa punkty.
Kolejna kłótnia. Tym razem Griggs i Matt, którego miałam nieprzyjemność poznać. Nawet nie jest mi go szkoda. Sędzia ostrzega obie drużyny.
– Są agresywni – szepczę do Sofii.
– Mają dużo do stracenia – odpowiada przejęta.
To tylko mecz. Mogliby skupić się na grze, zamiast na tym, jak sfaulować przeciwnika. Nie dziwię się Victorowi, że zaczyna go to wkurzać. Mnie samą to denerwuje, a nawet nie gram!
– Po przerwie Arizona Thunder stara się utrzymać przewagę, ale Victor Lane i jego drużyna zaczynają przejmować kontrolę. Lane zdobywa kolejne punkty, a jego przemyślana gra z Jasonem Clarkiem doprowadza Cascades do prowadzenia pięćdziesiąt pięć do pięćdziesięciu dwóch na koniec trzeciej kwarty. – W głosie komentatora słychać podekscytowanie.
Mam nadzieję, że ten wynik się utrzyma. Naprawdę! Niech wygrają!
Zostaje ostatnia kwarta, a miny niektórych zawodników jasno dają do zrozumienia, że dla wygranej zamierzają zrobić wszystko.
W trakcie jednego z kontrataków Cascades jakiś zawodnik z Thunder fauluje Victora.
– Josh Rivers fauluje Victora Lane’a – informuje komentator. – Zawodnicy prowadzą ostrą wymianę zdań, ale widzimy już biegnących w ich stronę sędziów.
Spoglądam z przerażeniem na Sofię, która wykrzykuje przekleństwa w stronę Josha. Znów patrzę na boisko, gdzie Rivers się wydziera. Ma czerwoną twarz i dłonie zaciśnięte w pięści.
Victor za to stoi spokojnie. Ma znudzoną minę, ale uniesioną głowę. Patrzy prosto w oczy przeciwnika, nie dając się nawet na sekundę sprowokować. Josh go popycha, jednak on ani drgnie. Jest jak skała. Nie do ruszenia.
Sędziowie szybko odciągają Riversa, który wciąż krzyczy w kierunku przeciwnika. Lane coś mu odpowiada, lecz nie jestem w stanie usłyszeć, co takiego.
– Josh Rivers zostaje ściągnięty z boiska, na jego miejsce wchodzi Herman Yerres – mówi komentator. – Wspaniała reakcja sędziego pokazuje, że nie ma tutaj miejsca na niesportowe zachowania. Cascades otrzymują rzut wolny.
Chyba dawno nie czułam tak wielkiej dumy. Victor zdobywa kolejne punkty, przez co wygrana jego drużyny staje się jedynie formalnością. Uśmiech nie opuszcza moich ust.
– Koniec meczu! Oregon Cascades wygrywają osiemdziesiąt do siedemdziesięciu jeden nad drużyną Arizona Thunder! – wykrzykuje komentator. – A zawodnikiem meczu zostaje nie kto inny, jak Victor Lane!
Zaskoczona spoglądam na Sofię i razem z innymi kibicami obie podnosimy wysoko ręce. Wrzeszczę na całe gardło, okazując swoje wsparcie.
– Victor Lane pokazał dziś, co to znaczy być liderem – dodaje komentator. – Spokój w trakcie prowokacji, opanowanie w kluczowych momentach i genialna gra. Zasłużony tytuł zawodnika meczu!
Skandujemy jego imię, a on przybija piątki z kolegami z drużyny. Wszędzie widać flagi Cascades, na boisko wbiega maskotka misia i cheerleaderki.
– Wygrał! Zrobił to! – krzyczy Caden, potrząsając mnie za ramiona. – To mój chłopak!
Victor otoczony przez kolegów powoli wycofuje się w stronę tunelu prowadzącego do szatni. Wszyscy krzyczą z radości i klepią go po plecach. Kiedy w końcu znikają mi z pola widzenia, spoglądam na Sofię, wydającą z siebie okrzyk radości.
– Jest, kurwa, niesamowity. – Podskakuje z ekscytacji.
Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
Bujamy się w rytm lecącej z głośników Gimme More Britney Spears, czekając na jego powrót.
Po chwili podchodzi do nas Oliver i wyjaśnia, że mamy iść pod szatnię i tam poczekamy na jego brata. Staram się nie okazywać nadmiernego podekscytowania, choć w zasadzie i tak nie ma to teraz znaczenia. Każdy z nas jest szczęśliwy.
Chce mi się śmiać, widząc, jak dużą grupą idziemy. Niczym jakaś obstawa.
Czekamy zaledwie kilka minut, a gdy Victor w końcu wychodzi, Oliver niemal rzuca się na niego i miażdży w uścisku. Ciepło rozlewa się po moim sercu, gdy na to patrzę, bo automatycznie przypominam sobie o Bradzie. Dawno go nie widziałam.
Obserwuję, jak Melody wita się z Victorem. Jest zaskoczony jej obecnością, ale równie mocno się z tego powodu cieszy.
– Jesteś jebaną maszyną! – mówi głośno Sofia, odsuwając się od Kalifornijskiego Chłopczyka.
On przewraca oczami, jednak jego uśmiech jasno daje do zrozumienia, że docenia komplement.
– Gratuluję – szepczę, przytulając się do niego. Victor jedną ręką chwyta mnie w talii, a drugą kładzie na plecach i mocniej mnie do siebie przyciska.
– Dobrze się bawiłaś? – pyta, a z boku rozbłyskują flesze aparatów. Spoglądam na fotografa, ale chłopak łapie mnie za podbródek i zwraca twarz ku niemu. – Nie przejmuj się nimi. To ich praca.
Zadziwia mnie, z jaką łatwością to mówi. Doskonale wiem, od czego są fotoreporterzy, ale byłam pewna, że interesują ich jedynie jego sportowe osiągnięcia. Czasem zapominam o tym, że w dzisiejszym świecie ludzie chcą wiedzieć wszystko o swoich idolach, nie dając im przy tym przestrzeni i prywatności.
– Świetny mecz – odpowiadam w końcu. Klepię go w plecy i odchodzę, nim zrobi się dziwnie.
Idziemy na burgery, by świętować zwycięstwo. Uwielbiam Olivera, Lily i ich przyjaciół. Trochę też im zazdroszczę tego, że po tylu latach nadal trzymają się razem. Są rodziną.
Po posiłku się rozdzielamy. Oni idą do jakiegoś klubu, a my na imprezę studencką. Lucas próbuje wymknąć się z nami, ale wystarcza wzrok Nicole, jego żony, by wybić mu ten pomysł z głowy.
Melody też jest z nami. Im dłużej jej słucham, tym bardziej rozumiem, dlaczego Victor ją lubi. Stara się do każdego zagadać i wyraźnie słucha rozmówcy. Jest też miła i zabawna.
Trzymam się z tyłu. Idę razem ze Sterlingiem, który opowiada mi o nowej wykładowczyni. Ostrzega, że powinnam uważać. Jest typem starszego brata i zdecydowanie można czuć się przy nim swobodnie.
– Następnym razem wezmę Vanessę. Dawno się nie widzieliście – dociera do mnie głos Melody.
Następnym razem? Zamierza przylatywać na każdy mecz?
Znów odzywa się moja zazdrość. A Mel przecież nie robi nic złego. Są przyjaciółmi. Poza tym nie jestem dziewczyną Victora, więc nie powinnam się tak zachowywać.
– No w końcu! – krzyczy Caden, gdy wchodzimy na kampus. – Już myślałem, że nigdy tu nie trafimy.
Po zmroku budynek uczelni sprawia wrażenie nawiedzonego, co dodaje mu uroku. Wpatruję się w to do momentu, gdy Sterling się zatrzymuje, a do mnie dociera, że jesteśmy na miejscu. Nikt nie staje nam na drodze, bo wchodzimy z Victorem. Mówił nam, że to impreza w domu Bractwa, do którego aplikował.
Prowadzi nas do kuchni, gdzie Matt niemal od razu podchodzi i każdemu wciska do ręki kubek.
– Nolie. – Kłania się szarmancko, a następnie jego wzrok ląduje na Nyx i Melody. – Jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać. Matt. – Wyciąga dłoń, a one kolejno ją ściskają. Boże. Co za człowiek. – Wypijemy jednego?
Cofam się pod szafki, tym samym odmawiając. Victor to zauważa i staje obok.
– Za wygraną Cascades! – wykrzykuje brunet i stuka się kubeczkiem z kilkoma osobami.
Kalifornijski Chłopczyk pochyla się nad moim uchem i pyta:
– Coś się stało?
Kręcę głową, nie odrywając wzroku od Matta. To ten typ osoby wprawiającej cię w dyskomfort, ale jednocześnie nie chcesz spuścić jej z oka, żeby wiedzieć, kiedy pojawi się w pobliżu, by w porę uciec.
– Będę na dworze, gdybyś mnie szukała – oznajmia Victor, a gdy ma pewność, że usłyszałam, wychodzi.
Jego miejsce szybko zastępuje Liam. Szturcha mnie w bok.
– Kłopoty w raju?
– Słucham? – Spoglądam na niego zdziwiona.
– Nic, nic. Tak tylko sobie powiedziałem. – Wzrusza ramionami.
Z Liamem mam jeden duży problem. Nie wiem, czy mnie lubi, czy go irytuję. Odnoszę wrażenie, że dość często podejrzliwie mi się przygląda. Teraz co prawda mniej niż na początku, ale nadal to robi. Jakby mnie sprawdzał.
– Idziemy tańczyć! – Melody chwyta mnie za ręce i ciągnie w stronę ogromnego salonu. Nyx biegnie tuż za nią.
Gdy się zatrzymujemy, na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Nie znam lecącej akurat piosenki, ale i tak staram się dopasować. Chyba dość dobrze mi idzie, bo po chwili radość nie jest już wymuszona.
Unoszę ręce, kręcąc biodrami w rytm muzyki. Melody klaszcze w dłonie i podskakuje, a Nyx obraca się wokół własnej osi, wpadając przy okazji na osoby obok nas. Nikt się nie spina. Nikt się nie złości. Wszyscy są zadowoleni.
Mel staje przede mną, kładzie dłonie na moich ramionach i zaczyna poruszać biodrami w ten sam sposób co ja. Wybucham śmiechem, a nasze ruchy zaczynają się synchronizować, jakbyśmy były jednym organizmem. Odrzucam włosy do tyłu i daję ponieść się muzyce.
W pewnym momencie się odwracam i moje spojrzenie natrafia na Victora. Stoi nieco z boku, oparty o framugę drzwi, i skupia wzrok na nas. Na mnie. W półmroku pomieszczenia jego oczy błyszczą, a na twarzy ma ten specyficzny, lekko ironiczny grymas. Czuję, jak rumieniec wpełza mi na policzki, ale nie przestaję tańczyć.
Melody coś do mnie mówi, lecz nie jestem w stanie się skupić na jej słowach. Jedyne, co wiem, to to, że Victor wszystko widzi.
Sofia zauważa, że gdzieś odpływam myślami, i lekko trąca mnie w ramię, chichocząc przy tym. Uśmiecham się, starając skupić się na tańcu. Przez kolejne dwie piosenki nie zwracam na niego uwagi.
– Chodźcie się napić! – krzyczy Nyx, ciągnąc nas obie w stronę kuchni. Tłum tu jest nieco mniejszy, ale hałas wcale nie cichnie. – Jeden? Malutki? – próbuje mnie namówić, ale potrząsam głową.
– Jestem nieco zmęczona, więc taki jeden posłałby mnie do spania – wzdycham. – Wypijcie za mnie.
– I to jest świetny pomysł – przytakuje mi Melody, stukając się kubeczkiem z Sofią.
Kątem oka zauważam, że w naszą stronę zmierza wysoki i wytatuowany blondyn. Poznaję, że to kolega z drużyny Victora. Jak on się nazywał?
– Jason Clark – przedstawia się, stając przed nami.
No tak.
Każda z nas podaje mu swoje imię, a on nie przestaje się uśmiechać.
– Jesteście pierwszakami?
– Nie jesteśmy stąd – wyjaśniam spokojnie. – Jesteśmy przyjaciółkami Victora.
Marszczy brwi i po chwili parska rozbawiony. Spoglądam na dziewczyny, żeby sprawdzić, czy rozumieją, o co mu chodzi, ale wyglądają na tak samo zdziwione.
– Oczywiście, że najładniejsze dziewczyny są poza zasięgiem – dodaje.
Przewracam oczami. Co z nimi nie tak? Najpierw Matt, a teraz on? Czy oni nie potrafią myśleć?
– Która z was to Nolie? – zadaje pytanie, od którego przechodzą mnie ciarki.
– Jestem tu popularna? – prycham.
– Wszyscy znajomi Victora są popularni – odpowiada, a ja minimalnie mrużę oczy. Niby się uśmiecha i ma miły ton, ale coś mi podpowiada, że to fałszywe. Zazdrość? – A w szczególności jego dziewczyna.
Gdyby zaskoczenie było czymś namacalnym, z pewnością przybrałoby twarz Melody i Nyx. Widzę, jak rzucają sobie ukradkowe spojrzenia. Nie wiem, co odpowiedzieć, bo Jason na pewno wie o tym od Matta, a przecież wolę, żeby tak myśleli.
Czy może nie wolę?
– Victor jest tu gwiazdą, co? – odzywa się Sofia, ratując mnie tym samym od odpowiedzi.
– Jak każdy, kto jest nowy – stwierdza Jason. – Ogromna presja.
Jestem już przekonana, że za nim nie przepada. Nieważne, jakie słowa wypowiada, jego mowa ciała wskazuje na coś kompletnie odwrotnego. Ciekawe, czy Victor też to odczuwa? Może mi się tylko wydaje? W końcu nawet go nie znam.
– Twój chłopak jest na dworze – mówi, znów zwracając uwagę Melody i Nyx. – Wygląda na znudzonego. Powinnaś do niego dołączyć, zanim zrobi to inna.
– Jest dużym chłopcem. Poradzi sobie – odpowiadam sztucznie przesłodzonym tonem.
Jason unosi wysoko brwi i upija łyk ze swojego kubka.
– Musicie często się kłócić. – Jego spojrzenie wywierca we mnie niewidzialną dziurę. – Ma tu mnóstwo fanek…
– Jesteś jedną z nich? – przerywa mu Nyx, łapiąc mnie za rękę. – Miło było poznać.
Ciągnie mnie w stronę łazienki. Melody nie wchodzi z nami, zostaje na korytarzu. Sofia zamyka drzwi i odwraca się, opierając ręce na biodrach.
– Wszyscy, którzy są blisko Victora, są popularni, a w szczególności jego dziewczyna – cytuje Jasona. – Czemu o tym nie wiem?!
– Bo to nieprawda – wzdycham, masując skroń. Głowa mi pęka od tego hałasu. – Victor wymyślił historyjkę na poczekaniu, żeby Matt dał mi spokój.
Jej mina mówi, że to najgłupsze, co w życiu słyszała. Gdy tak o tym teraz myślę, również wydaje mi się idiotyczne.
– Czuję się, jakbym wróciła do podstawówki. Jakieś zaznaczanie terytorium czy co? – burzy się.
„Oczywiście, że najładniejsze dziewczyny są poza zasięgiem”.
Zaznaczanie terytorium.
Czemu Victor musiał powiedzieć, że jestem jego dziewczyną, a z Nyx i Melody wystarczyło, że są jego przyjaciółkami, i już stały się nieosiągalne?
To on zaznacza terytorium. Co za dzieciak. W co pogrywa?
– Mam nadzieję, że to tylko przypadki idiotów, a reszta jego znajomych jest w porządku. Idziemy do ogrodu?
Przytakuję. Po wyjściu rozglądam się po korytarzu, szukając Melody. Nie ma jej.
– Pewnie wyszła się przewietrzyć – zgaduje Nyx.
Pewnie tak. Gorąco tu.
Na dworze widzę resztę naszej paczki, poza Kalifornijskim Chłopczykiem i Melody. Siadam obok Cadena, który niemal od razu kładzie głowę na moich kolanach. Ma błogi wyraz twarzy jasno wskazujący na to, że jest pijany.
– Gdzie byłyście? Tańczyłem dla was – bełkocze.
– Tak? A my dla ciebie w salonie – odpowiadam, na co unosi wysoko brwi.
– Czyli tańczyliśmy dla siebie nawzajem. Powinniśmy teraz zatańczyć razem! – Próbuje się podnieść, ale ręką strąca plastikowy kubek, więc Sofia z powrotem pcha go na moje kolana. – Albo jednak sobie poleżę.
Parskam pod nosem i opieram się plecami o ławkę. Staram się za bardzo nie ujawniać z tym, że wzrokiem próbuję namierzyć Melody. Gdzie ona zniknęła? To nieco niepokojące.
– Poszła gdzieś z Victorem – wyjaśnia Liam, patrząc na mnie przenikliwie.
– Dobrze – odpowiada Nyx. – Nie powinna tak znikać bez słowa.
– A opowiadałem wam, jak ukradliśmy kiedyś Sterlingowi ubrania pod prysznicem? – włącza się Mason.
Słyszałam tę historię z pięć razy, więc pozwalam sobie odpłynąć myślami. Odpalam papierosa. Nie pamiętam, kiedy ostatnio paliłam. W którymś momencie po prostu przestałam. I pewnie wychodziło mi to na dobre, aż do teraz.
Mija północ i tym samym zostaje dokładnie szesnaście dni do przesłuchania. Pojadą ze mną mama i Connor. Stresuje mnie sama myśl o tym, że będę musiała zeznawać nie tylko w obecności obcych ludzi, lecz także Ryana. Usłyszy wszystko, co powiem. Boję się, że spanikuję.
– Ziemia do Nolie. – Ktoś pstryka mi palcami przed twarzą. To Mason. – Idziesz do kuchni?
Zauważam, że reszty już nie ma.
– Spalę i do was przyjdę – zapewniam, odpalając kolejnego papierosa. Wypuszczam dym z płuc i wyciągam telefon.
Ja:
Przyjadę za tydzień do domu. Spotkamy się?
Szkoda, że studiuję tak daleko od Dreamstone. Najchętniej zaszyłabym się w swoim łóżku. Chcę mieć to już za sobą. Chcę wyznać całą prawdę. Nie chcę już nigdy więcej się bać.
– Dlaczego siedzisz tu sama?
Podnoszę wzrok na Victora siadającego obok.
– Palę.
– Przecież już ci zgasł – zauważa.
Faktycznie. Nie mam ochoty odpalać papierosa ponownie, więc wrzucam go do popielniczki i wzdycham ciężko.
– Wcale nie musiałeś mówić, że jestem twoją dziewczyną, żeby dali mi spokój. Powinno wystarczyć, że jestem twoją przyjaciółką, prawda?
Przytakuje, ani trochę zaskoczony tym, że wiem.
– Po co więc to zrobiłeś?
– Bo chciałem. – Wzrusza ramionami. – Poza tym nie powiedziałem, że nią jesteś. Jedynie nie zaprzeczyłem. Ty też tego nie zrobiłaś.
Trafne spostrzeżenie. Rzecz w tym, że ja jestem pewna swoich uczuć, jego już nie bardzo. Nie mam pojęcia, co siedzi mu w głowie.
– Gdzie Melody? Podobno razem wyszliście.
– Pojechałem ją odwieźć. Źle się czuła.
– Och… ale wszystko dobrze? Nie upiła się za bardzo? – dopytuję zaniepokojona. Nie wydawała się zmęczona.
– Tak, wszystko okej.
Przytakuję. Niezręcznie mi się z nim samej siedzi po sytuacji z rana. Nie wiem, co mówić i robić.
– Jak ci się podoba Oregon? – zagaduje.
– Nie za dużo zdążyłam zobaczyć – przyznaję od razu.
– Musisz więc przyjechać kolejny raz.
– Na pewno wpadniemy na jakiś mecz.
– Nie mówię o meczu.
Mrużę minimalnie oczy i przybliżam się do niego. Próbuję dowiedzieć się, co myśli. Jego twarz pozostaje niewzruszona. Victor nadal patrzy na mnie w sposób, którego nie potrafię rozszyfrować.
– O co ci chodzi? – wypalam w końcu.
– A tobie?
– Pierwsza zadałam pytanie.
– Jesteśmy w podstawówce? – drwi.
Z powrotem się odsuwam. Oboje bawimy się w jakieś podchody, ale nie mam do nich głowy. Nazbierało mi się za dużo spraw do rozwiązania.
– Dlaczego w Topece nie zostałeś kapitanem? – Zerkam na niego. – Myślałam, że przez swoje ambicje chciałbyś zająć tę pozycję. Z łatwością mógłbyś nim być, ale tego nie zrobiłeś. Dlaczego tutaj się na to zdecydowałeś?
– Bo to lepiej wygląda w profilu, Teksas – prycha. – Topeka nikogo szczególnie nie obchodzi, więc nie musiałem tam nim być. Wystarczyło, że dawałem z siebie wszystko i dzięki temu się wyróżniłem. W Oregonie są dziesiątki osób tak dobrych jak ja. Dlatego muszę mieć coś więcej niż tylko świetną formę.
Słucham go z zaciekawieniem. Zrobi dla pozycji wszystko. Wiemy, że zależy mu na NBA. Rzecz w tym, że co będzie, gdy się tam dostanie? Co zechce udowodnić? Czy kiedykolwiek poczuje spełnienie?
– Czego nie lubisz w byciu kapitanem?
– Odpowiedzialności – odpowiada bez zastanowienia. – Nie lubię zawodzić ludzi, którzy we mnie uwierzyli.
– Nie sądzę, byś zawodził kogokolwiek poza sobą. Jesteś swoim największym krytykiem.
Uśmiecha się, nie biorąc moich słów na poważnie. Ani trochę mnie nie zaskakuje jego podejście. Taki jest.
Moja komórka wibruje, dając znać o SMS-ie, więc odczytuję go od razu.
Alex:
Jasne. Nie mogę się doczekać.
Ja:
Ja też.
Chwilę waham się nad tym, czy powinnam napisać coś więcej, ale finalnie odpuszczam. Chowam telefon do kieszeni i zderzam się ze spojrzeniem Victora.
– Idziemy do kuchni? – proponuję. – Wszyscy tam są.
– Chcesz tam iść?
Jak z dzieckiem.
– Gdybym nie chciała, tobym nie pytała. Przestaniesz ze mną pogrywać?
– Nolie, z naszej dwójki ty jesteś tą, która sobie pogrywa, a przecież ja jestem koszykarzem. – Wydaje z siebie charakterystyczne cmoknięcie.
Z Victorem mam jeden zasadniczy problem. Mianowicie nie rozumiem go. Nigdy nie wiem, kiedy mówi serio, a kiedy ironicznie.
– Jest za późno na tę rozmowę – wzdycham. – Mój mózg niczego nie pojmuje.
Przybliża się i uważnie mi się przygląda. Za każdym razem, gdy tak robi, czuję się wyjątkowa. To tak, jakby samym spojrzeniem sprawiał, że człowiek czuje się przy nim jak jeden na milion.
– Sama nie wiesz, co robić. I to cię przeraża. – Unosi kącik ust, co totalnie nie pasuje do tego, co przed chwilą opuściło jego usta. – Ale nic w tym złego. Jeśli potrzebujesz pogadać, jestem. W końcu chyba nieźli z nas przyjaciele.
Parskam śmiechem, sama nie wiem czemu. Chyba jestem już na tyle zmęczona, że wszystko mnie bawi.
– Najlepsi – potwierdzam ironicznie.
Victor oplata mnie ręką w karku i przyciąga do siebie tak, że moja głowa spoczywa na jego piersi. Nie czuję się niekomfortowo.
– Cieszę się, że przyjechaliście. Niby wiedziałem, że to zrobicie, ale i tak mi ulżyło – mówi cicho. – Wszyscy się tu znają, a ja jestem obcy. Wrzucili mnie na głęboką wodę.
Słucham tych słów w ciszy, korzystając z okazji, że cokolwiek mi wyznaje. Burzy fasadę złotego chłopca, mającego kontrolę nad swoim życiem.
– Każdy mnie tu testuje i ocenia, czy zasługuję na to, co dostałem, dlatego miło było zobaczyć wasze twarze. Nie mów o tym reszcie. Niech to zostanie między nami.
Uśmiecham się pod nosem. Doceniam, że mi to powiedział.
– Twoja tajemnica jest ze mną bezpieczna – zapewniam.
Victor opowiada mi o uczelni, o trenerze i kolegach z drużyny. Nie wyjawiam mu swoich podejrzeń co do Jasona, bo chyba go lubi. Nie chcę siać między nimi niezgody jedynie przez swoje domysły. Jest inteligentny. Sam wyczuje, jeśli coś będzie nie tak.
Do końca imprezy siedzimy na dworze. Opowiadam mu o stażu, o moim bracie i o Dreamstone. Jestem blisko powiedzenia mu o przesłuchaniu, jednak to wiązałoby się z tłumaczeniem mojej przeszłości z Ryanem.
Nie ufam Victorowi na tyle, by się tak otwierać. Wycofuję się. Zamiast tego mówię o Connorze. Bardzo za nim tęsknię.
Alex
Siedzę z rodzicami w gabinecie, czekając, aż przyjdzie do nas moja terapeutka. Test na obecność narkotyków w moim moczu leży na stole, dając dowód na to, że jestem trzeźwy. Rodzice rozmawiają o mojej kolejnej przepustce, tak jakby rozmawiali o wycieczce w góry. Ja za to mam założone ręce na piersi i patrzę przed siebie. Jest mi bardzo zimno. Tu zawsze jest tak cholernie zimno.
– Dzień dobry! – Drzwi gwałtownie się otwierają i staje w nich Mackenzie. Jak zawsze włosy ma spięte w wysoki kucyk, a na twarzy uśmiech. Czasem to mnie w niej irytuje. Na co się tak szczerzy? – Jak nastroje?
– Wszystko w porządku – odpowiada moja mama, a tata przytakuje. Ja milczę, uporczywie wpatrując się w negatywny wynik testu.
– Alex? – dopytuje, siadając przy biurku. – Jak się dziś czujesz?
– Wszystko w porządku, dziękuję – powtarzam, zmuszając się do spojrzenia jej w oczy.
Jest niewiele starsza ode mnie, a raczej tak młodo wygląda. Ciągle tu przesiaduje, jakby nie miała własnego życia poza ośrodkiem.
– Co my tu mamy? – Sięga po test i jej uśmiech od razu staje się szerszy. – Negatywny. Kolejny raz. Bardzo mnie to cieszy – oznajmia, wpisując coś na komputerze. – Rozmawiałam też z pielęgniarkami i wychowawcami… Nie widzą żadnych przeciwwskazań co do twojej weekendowej przepustki. Ja również ich nie dostrzegam, więc wyrażam zgodę na wyjazd do Dreamstone.
Poruszam się nerwowo na krześle. Nie mogę tego spieprzyć. Dam radę. Zobaczę się z Nolie. Będziemy mogli udawać, że wszystko jest po staremu. Znów będę normalny.
– Dziękuję – mówię.
– Dziękuj jedynie sobie – chwali mnie. – Dawno nie poznałam kogoś tak zawziętego w walce o siebie.
Walka o siebie. Ciekawe stwierdzenie. Tu każdy tak mówi. Walcz o siebie. Nie strać samego siebie. Bądź sobą. A co, jeśli ktoś jest sobą jedynie pod wpływem? Co w takim przypadku? Jest stracony?
– Masz już plany, co będziesz robił? Spotkasz się ze znajomymi? – dopytuje Mackenzie.
– Umówiłem się z Nolie – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Też przyjeżdża na weekend.
– Ma na niego dobry wpływ – dodaje od razu mama. – Złota dziewczyna.
– Słyszałam o niej – przyznaje terapeutka i marszczy brwi, próbując ją sobie przypomnieć. – To dziewczyna, w której jesteś zakochany?
Proste pytanie, a ja nie umiem na nie odpowiedzieć. Trudno mi od jakiegoś czasu odczytać swoje emocje. Każda wydaje się tak podobna, wręcz identyczna. Poza złością. Ją potrafię rozpoznać. Przebija się przez wszystkie inne. Ciągle jestem zły. Czasem mniej, czasem… bardziej.
– Nie wiem, co będziemy robić – mówię w końcu, omijając jej pytanie. – Może spotkamy się z Oscarem i Mią… – Próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatnio z nimi rozmawiałem. Dawno, dawno temu. – Albo będziemy sami. Nie wiem.
Mackenzie znów zapisuje coś na komputerze. Nie lubię, gdy to robi. Mam wtedy wrażenie, że powiedziałem coś złego. Coś, co musi zostać odnotowane.
– Zostają państwo w domu na cały weekend? – zwraca się do moich rodziców.
– Oczywiście – zapewnia mój tata. – Będziemy go pilnowali.
Kontrola. Ktoś inny kontroluje moje życie.
– Wolałabym, żeby mniej go sprawdzać, a więcej wspierać – sugeruje kobieta z typową dla niej łagodnością.
Mój tata nie do końca rozumie, jak działa ośrodek i terapia dla uzależnionych, choć to bardzo inteligentny człowiek. Był pewien, że zapłacenie kilkunastu tysięcy dolarów wystarczy, bym mógł po dwóch tygodniach wrócić odmieniony.
Tymczasem mija kolejny miesiąc, a ja nadal tu tkwię. Nadal mi nie ufają. Sam sobie też nie ufam. Mam ochotę odlecieć albo chociaż zapalić i się rozluźnić, ale na szczęście jak dotąd udaje mi się tę chęć przezwyciężyć. Liczę, że tak zostanie.
– Co się stało z Kevinem? – pytam.
Mackenzie milczy. Nie wiem, czy może mi zdradzać takie informacje. Kevin to chłopak, który mieszka, a tak właściwie mieszkał w pokoju obok. Od tygodnia go nie widuję, jego rzeczy również zniknęły.
– Został wypisany? – zgaduję.
– Nie, został przeniesiony do innego ośrodka – odpowiada mi z westchnieniem. – Nie mogliśmy pozwolić sobie na tak rażące łamanie regulaminu.
Czyli plotki są prawdziwe. Ludzie gadają, że podobno wrócił z przepustki i zażył heroinę. To oznacza, że da się, a przynajmniej dało się tu przemycać takie rzeczy. Nie są tak idealni, na jakich się kreują.
Powinienem powiedzieć o tym rodzicom. Mogliby mnie stąd zabrać, skoro ośrodek nie może zapewnić mi należytego bezpieczeństwa.
A jednak milczę. Słowem nie zająkam się o tym, że pracownicy ośrodka dopuścili, by uzależniony wniósł ze sobą narkotyki. Do miejsca, gdzie pełno takich jak Kevin.