Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Klasyczna morska powieść przygodowa Hermana Melville’a w wersji ilustrowanej – wymarzonej dla dzieci. Tej książki nie sposób odłożyć na półkę!
Kapitanem Ahabem targa obsesja zemsty za wszelką cenę na Moby Dicku – gigantycznym białym wielorybie, z którym podczas ostatniego rejsu stoczył śmiertelną walkę.
Młody marynarz Izmael oraz jego przyjaciel Queequeg, a także reszta załogi statku wielorybniczego „Pequod”, opływają w poszukiwaniu Moby Dicka połowę kuli ziemskiej. Napotykają na swojej drodze wszystko: od ogromnych kałamarnic i tajfunów aż po syreny i piratów! Ale czy uda im się schwytać kaszalota?
Amerykański autor Herman Melville napisał książkę o Moby Dicku ponad 100 lat temu i jest ona uznana za arcydzieło literatury światowej. Poznajcie „Moby Dicka” – edycję stworzoną specjalnie z myślą o młodych czytelnikach i jednocześnie wierną oryginałowi. Kiedy będziecie już na to gotowi, koniecznie musicie przeczytać wersję oryginalną – o ile starczy Wam odwagi!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 88
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Jak to wszystko się zaczęło
Słynna morska opowieść przygodowa Hermana Melville’a zaczyna się, kiedy młody marynarz imieniem Izmael postanawia wyruszyć w podróż, aby zobaczyć świat. Izmael opuszcza swój dom na Manhattanie i wkrótce trafia do oberży w New Bedford, gdzie poznaje współlokatora i nowego przyjaciela o imieniu Queequeg. Razem zaciągają się na „Pequoda” – statek wielorybniczy, który w Boże Narodzenie ma wypłynąć z wyspy Nantucket. Jednak „Pequod” nie jest zwykłym statkiem. Jego kapitan, Ahab, ma obsesję, aby zemścić się na Moby Dicku, czyli ogromnym białym wielorybie, który podczas ostatniego rejsu odgryzł mu nogę.
Ahab podstępem nakłania członków załogi do złożenia przysięgi, że pomogą mu w poszukiwaniach i polowaniu na Moby Dicka, bez względu na cenę. Przybija do masztu złotą monetę o nazwie dublon – ma to być nagroda dla tego, kto pierwszy dostrzeże białego wieloryba. W pościgu za Moby Dickiem załoga „Pequoda” opływa połowę kuli ziemskiej, napotykając po drodze mnóstwo niesamowitości – od ogromnych kałamarnic i tajfunów po syreny i piratów! Ale czy uda im się schwytać kaszalota?
Moby Dick w serii Ilustrowana Klasyka Literatury – tylko dla dzieci to skrócone wydanie klasycznej powieści amerykańskiego pisarza Hermana Melville’a, przeznaczone specjalnie dla młodych czytelników. Kiedy będziecie już na to gotowi, koniecznie musicie przeczytać wersję oryginalną – o ile starczy wam odwagi!
Miraże
Mówcie mi Izmael. Przed kilkoma laty, bez pieniędzy i czegokolwiek, co trzymałoby mnie na lądzie, pomyślałem sobie, że pożeglowałbym trochę, pozwiedzał wodne zakątki tego świata. To taki mój sposób na zachowanie dobrego samopoczucia. Gdy tylko czuję, że ogarnia mnie przygnębienie, gdy w mojej duszy zaczyna się panoszyć wilgotny, dżdżysty listopad, od razu jak najszybciej uciekam na morze.
Nigdy jednak nie udaję się tam jako pasażer. O nie, zawsze czynię to jako marynarz. Owszem, ciągle mi wtedy rozkazują, ale mnie to nie przeszkadza. Lubię, gdy wypłacają mi wynagrodzenie i gdy mogę oddychać świeżym powietrzem na pokładzie. Zatem gdy już niuchnąłem morza jako zwykły majtek, zamarzyła mi się większa przygoda: wyprawa wielorybnicza.
Ciekaw byłem ogromnych wielorybów. Dzikie, odległe morza, po których sunęły te wielkie niczym wyspy stworzenia, i dreszczyk niebezpieczeństwa – oto rzeczy, które do mnie przemawiały. Uwielbiam pływać po nieznanych wodach i dobijać do dalekich wybrzeży. Bardzo się więc cieszyłem na wyprawę wielorybniczą. Nie mogłem się doczekać cudów tego świata!
Worek podróżny
Wrzuciłem do starego podróżnego worka jedną czy dwie koszule, wcisnąłem go sobie pod pachę i wyruszyłem ku przylądkowi Horn i Oceanowi Spokojnemu. Wylądowałem w New Bedford. Był sobotni grudniowy wieczór. Posmutniałem, gdy się dowiedziałem, że łódka na wyspę Nantucket już odpłynęła i aż do najbliższego poniedziałku nie będzie sposobu, aby się tam dostać. Byłem jednak zdeterminowany: wyruszę na morze wyłącznie na jednym ze statków odbijających z Nantucket.
Musiałem więc przeczekać w New Bedford kilka dni, zanim mogłem udać się do portu na wyspie. W związku z tym potrzebowałem noclegu. Wieczór był ciemny i przygnębiający, zimny i smętny, ja zaś nikogo w okolicy nie znałem. Ruszyłem w kierunku niewyraźnego światełka majaczącego w pobliżu doków. Usłyszałem jakieś skrzypienie, podniosłem głowę i ujrzałem wiszący nad drzwiami szyld z napisem: „Oberża pod Wielorybnikiem: Peter Coffin”.
Oto miejsce, w którym kwaterunek będzie tani, a jadło przyzwoite. Budynek wydawał się stary, dziwny i był smutno pochylony. Stał na rogu ponurej ulicy, przy której hulał wiatr. Odrapałem zziębnięte stopy z lodu i postanowiłem sprawdzić, cóż to może być za lokal.
Oberża pod Wielorybnikiem
Po wejściu do przedsionka poczułem się jak na wiekowej łajbie. Na ścianie wisiał stary, mętny, pociemniały i zawilgocony obraz. Był niewyraźny, ale jak zmrużyło się oczy, można było dopatrzyć się na nim wieloryba atakującego jakiś statek podczas sztormu.
Oberża była ciemna, sufit niski, z krokwiami. Minąłem długi stół zastawiony szklanymi witrynami pełnymi zakurzonych antyków. Były tam też rozklekotane półki pełne starych butelek.
Kiedy wszedłem do środka, odszukałem oberżystę i powiedziałem mu, że potrzebuję pokoju. Odparł, że nie mają już wolnych miejsc, wszystkie łóżka są zajęte.
– Ale chwileczkę – rzekł nagle, stukając się w czoło. – Nie miałbyś nic przeciwko temu, żeby spać pod jednym przykryciem z pewnym harpunnikiem? Przecież marzy ci się wielorybnictwo, więc lepiej przyzwyczajaj się do takich rzeczy.
Odparłem, że nigdy nie lubiłem dzielić z nikim łóżka, ale w tak mroźną noc wolę zadowolić się połówką cudzej kołdry, byle chodziło o przyzwoitego człeka, niż błąkać się po obcym miasteczku.
– Tak też przypuszczałem. Dobrze więc, siadaj. Głodnyś? Zjesz kolację? Niedługo będzie gotowa.
Usiadłem z innymi gośćmi na drewnianej ławie i czekałem na posiłek.
Wreszcie wezwano nas do jadalni. Zimno w niej było jak na Islandii, w piecu nie płonął najmniejszy nawet ogień – oberżysta powiedział, że go na to nie stać. Jedyne oświetlenie zapewniały dwie łojowe świece. Pozapinaliśmy się wszyscy pod szyje i skostniałymi palcami podnieśliśmy do ust kubki z bardzo gorącą herbatą. Posiłek był syty: podano nie tylko mięso z ziemniakami, ale nawet pierożki. Wielkie nieba! Pierożki na kolację! Jeden młody człowiek w zielonym płaszczu zaczął je pochłaniać w doprawdy odpychający sposób.
– Panie – szepnąłem do oberżysty – to chyba nie jest ten harpunnik, prawda?
– O, nie – odparł tamten z szerokim, kpiącym uśmiechem. – Harpunnik nigdy nie jada pierożków. On żywi się wyłącznie stekami. Byle były krwiste.
– A gdzie on jest? – spytałem na to. – Gdzieś tutaj?
– Zjawi się niedługo – odparł oberżysta z cichym śmiechem.
Nic nie mogłem na to poradzić: zaczynałem nabierać podejrzliwości w stosunku do owego nieznanego mi jeszcze osobnika.
Nagle usłyszałem tupanie morskich buciorów dobiegające sprzed wejścia do oberży. Drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wparowała dzika zgraja marynarzy opatulonych w kosmate płaszcze. Głowy mieli osłonięte znoszonymi wełnianymi czapkami, a brody zesztywniałe od sopelków lodu. Ale żaden z nich nie był moim harpunnikiem.
Nikt nie lubi dzielić się łóżkiem z kimś innym. Każdy podczas snu woli mieć prywatność. A gdy w dodatku chodzi o obcego człowieka, w obcej gospodzie, w obcym mieście, taki pomysł budzi jeszcze większy sprzeciw. Wreszcie zatem uznałem, że wolę spać na ławie.
Ława była jednak o dobre kilkanaście cali za wąska, poza tym było mi na niej bardzo zimno. Tak więc na powrót zmieniłem zdanie. Jeśli harpunnik nie będzie wyglądał nazbyt podejrzanie, przenocuję razem z nim. Zapytałem oberżystę, co to za jeden, na co odpowiedział, że ów harpunnik pochodzi z południowego Pacyfiku i może być nawet kanibalem!
– To musi być niebezpieczny człek – rzekłem nieufnie, lecz oberżysta wzruszył ramionami.
– Grunt, że płaci na czas. – Po czym dodał, że robi się późno i żebym lepiej kładł się spać. A harpunnik wróci później.
Weszliśmy na górę, gdzie pokazał mi mały pokoik z dużym łożem. Powiedział, żebym się rozgościł, po czym wyszedł. Rozejrzałem się i w jednym kącie na podłodze zobaczyłem leżący hamak, a obok niego płócienną sakwę z odzieniem mojego współlokatora. Na półeczce nad kominkiem leżała torebka z haczykami z rybiej ości, obok zaś stał wysoki harpun. Zobaczyłem też coś, co wyglądało mi na płaszcz przeciwdeszczowy. Robiło się już późno, a ja byłem przemarznięty do cna, toteż wszedłem do łóżka i zdmuchnąłem świecę.
Nie spałem dobrze. Po pewnym czasie usłyszałem kroki na korytarzu i drzwi się otworzyły. To był on! Nieznajomy wszedł do pokoju ze świecą w dłoni i nawet nie spoglądając na łóżko, postawił ją na podłodze.
Odwrócił się – co za widok! Cała jego twarz była pokryta tatuażami. Zdjął cylinder i zobaczyłem, że jest łysy, nie licząc małego koczka zakręconego na samym czubku głowy. Ściągnął koszulę – ramiona także miał całe w tatuażach. Ogarnęła mnie ochota, żeby czmychnąć za drzwi, a choćby nawet przez okno!
Obcy odłożył kilka drobiazgów – nie wiem, co to było – po czym zgasił świeczkę i wskoczył do łóżka. Krzyknąłem. Nie mogłem się powstrzymać! Tamten wyciągnął rękę, zdumiony moją obecnością. Przetoczyłem się pod ścianę i poprosiłem go – kimkolwiek był – żeby się uspokoił, a ja tymczasem wstanę i na powrót zapalę lampę.
– Ktoś ty? – zapytał nieznajomy. – Mów albo zginiesz!
Krzyknąłem po oberżystę, a gdy ten zjawił się ze światłem, wyskoczyłem z łóżka i podbiegłem do niego.
– Spokojnie – rzekł z szerokim uśmiechem. – Przy Queequegu włos ci z głowy nie spadnie.
– Kładź się z powrotem – rzekł Queequeg, kiwając na mnie ręką. Teraz nagle wydał mi się łagodny i życzliwy. Stałem przez chwilę, przyglądając mu się. Pomimo tatuaży wyglądał na czystego i urodziwego człeka.
„I o co ja się tak gorączkowałem? – pomyślałem. – Przecież to tak samo ludzka istota jak ja. I ma tyle samo powodów, żeby się mnie lękać, ile ja, żeby bać się jego”.
Queequeg przetoczył się na bok, jakby chcąc powiedzieć, że nawet mnie nie dotknie.
– Dobranoc – rzekłem wreszcie do oberżysty. – Może już pan iść.
Po czym położyłem się do łóżka i spałem jak nigdy w życiu.
Patchworkowa narzuta
Gdy obudziłem następnego ranka, odkryłem, że Queequeg przerzucił nade mną ramię w nader czuły i kochający sposób. Patchworkowa narzuta na łóżku była uszyta z wielu dziwnych, różnobarwnych kwadracików i trójkątów, podobnie jego opaloną rękę pokrywała plątanina tatuaży – wyglądała wypisz wymaluj jak kolejny fragment narzuty. Z trudem mogłem je od siebie odróżnić – tak doskonale stapiały się ich odcienie. Jedynie po ciężarze i nacisku mogłem poznać, że to Queequeg mnie obejmuje.
Chciałem odsunąć jego ramię, on jednak, wciąż przez sen, nadal tulił mnie mocno, jakby mogła nas rozdzielić tylko śmierć. Spróbowałem go zatem obudzić – „Queequeg!” – lecz odpowiedzią było chrapnięcie. Wreszcie po długim wierceniu się cofnął ramię, otrząsnął się cały niczym owczarek nowofundlandzki, który właśnie wyskoczył z wody, usiadł na łóżku i wpatrzył się we mnie. Potarł oczy, jakby nie pamiętał, skąd się tam wziąłem. Na koniec oświadczył, że jeśli nie mam nic przeciwko temu, odzieje się pierwszy i zostawi pokój do mojej dyspozycji, żebym też mógł się ubrać. Pomyślałem sobie, że ten Queequeg to bardzo życzliwy i uważający osobnik.
Ubrałem się szybko i zszedłem do głównej sali. Oberżysta solidnie się uśmiał z moich nocnych strachów. Pomieszczenie było teraz zapełnione gośćmi. Niemal wszyscy pracowali na statkach wielorybniczych. Pierwsi oficerowie i drudzy, i trzeci, i cieśle okrętowi, i kowale, i harpunnicy. Ogorzała to była i krzepka kompania.
– Ahoj, śniadanie! – zawołał oberżysta, otwierając gwałtownie drzwi do jadalni. Przeszliśmy do niej na posiłek.
Queequeg zasiadał u szczytu stołu. Nie chciał ani kawy, ani gorących bułeczek. Jadł tylko steki, usmażone na krwisto.
Po śniadaniu wyszedłem na spacer.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Moby Dick
Ilustrowana Klasyka Literatury
Kid Classics Moby Dick: The Illustrated Just-for-Kids Edition
Polish language copyright © 2022 by Grupa Wydawnicza FILIA
Original English language edition: Copyright © 2022 Whalen Book Works LLC
Published by arrangement with Whalen Book Works LLC,
An Imprint of Cider Mill Press
c/o Simon & Schuster Children’s Publishing Division.
Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydanie pierwsze, Poznań 2022
Autor: Herman Melville
Opracowanie: Margaret McGuire Novak
Ilustracje: Maïté Schmitt
Tłumaczenie: Agnieszka Walulik
Redaktor prowadząca: Natalia Szenrok-Brożyńska
Redakcja: Natalia Słomińska
Korekta: Aleksandra Deskur, Małgorzata Kuśnierz
Skład i łamanie: Monolitera Piotr Przepiórkowski
Druk: EDICA
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8280-373-0
Wydawnictwo FRAJDA
Imprint Grupy Wydawniczej FILIA Sp. z o. o.
www.wydawnictwofrajda.pl
Grupa Wydawnicza FILIA Sp. z o. o.
ul. Franciszka Kleeberga 2
61-615 Poznań
www.wydawnictwofilia.pl